Powered By Blogger

niedziela, 2 października 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 17


Dziękuję za komentarze :) Do końca opowiadania zostało osiem rozdziałów.





Postanowił zadzwonić do ojca i powiadomić o sytuacji. Był przyjacielem pani Antrosy, więc powinien wiedzieć, że przeszła trudną operację i wybudziła się cała i zdrowa. Rodzic będzie wściekły, że dowiaduje się o tym jako ostatni i nic mu wcześniej nie powiedzieli. Jakoś przeboleje jego wrzaski. Spojrzał w stronę rozmawiającej z Calebem Abigail. Po wczorajszym wybudzeniu dziś miała się znacznie lepiej. Kiedy zobaczyła wczoraj przy swoim boku siostrzeńca popłakała się ze szczęścia. Jemu do tego stanu również niewiele brakowało. Poinformował im, że na chwilę wychodzi dać znać ojcu o tym co się stało. Podszedł jeszcze do męża i poczochrał mu włosy, na co się oburzył i próbował go odgonić ręką.
Zeszłej nocny przeprowadził z nim rozmowę jak to sobie planował. Zapytał w prost czy ukrywa to, że jest homoseksualistą, czy w rzeczywistości woli kobiety, a do tego rodzaju ślubu został zmuszony przez ciotkę i jego ojca. Szybko doczekał się odpowiedzi. Usłyszał, że Calebowi podobają się jedynie mężczyźni, ale z pewnego powodu to ukrywa i nie chce żeby ludzie wiedzieli. Stwierdził, że taka wiedza nie jest im potrzebna do szczęścia. I denerwuje go, że Kaaylor tak się z tym obnosi. Podejrzewał, że mąż coś próbuje przed nim ukryć i przez swój charakter po prostu wstydzi się. Prędzej czy później dowie się, ale musi poczekać, aż blondyn będzie gotowy by mu o powiedzieć. Nie będzie naciskał.

    - Kaylor? – usłyszał pytający głos mężczyzny.
    - Dzień dobry tato. Chyba dzień. Nieważne – machnął ręką. – Musisz przylecieć do Paryża, podam ci dokładny adres, więc nie zwlekaj i wsiadaj do pierwszego lepszego samolotu do Francji.
    - Powiesz mi chociaż o co chodzi?
    - O panią Abigail – to wystarczyło by zmusić ojca do uważnego słuchania.


~~* * *~~


    - Czy ja dobrze widzę? Zbliżyliście się do siebie – stwierdziła z radosnym uśmiechem na ustach.
    - Dopiero niedawno. I to chyba dzięki tobie. Szczęście w nieszczęściu – mruknął.
    - Mówiłam ci, że Kaylor jest dobrym człowiekiem. Poznacie się, zacznie bardziej dogadywać i wszystko się ułoży. A wspomniałeś coś o Gabrielu?
    - Nie, i nie zamierzam. Widząc teraz jaki potrafi być mój mąż źle się czuję, że porównałem go do Gabriela i stwierdziłem, że są tacy sami.
    - Och, „mąż”? – zachichotała. – A wtedy tak bardzo wzbraniałeś się przed nazwaniem Kaylora swoim mężem. Widzę, że dużo mnie ominęło.
    - Przecież nim jest – wzruszył ramionami.

W tym momencie brunet wszedł z powrotem do środka.

    - Ma pani pozdrowienia od taty. Kazał przekazać, że jak tylko tu przyjedzie to się z panią policzy i było coś w stylu „Ta kobieta jest taka nieodpowiedzialna!”
    - Po co dzwoniłeś do Banera? Nie powinieneś przeszkadzać mu w pracy, Kaylor. – powiedziała surowym tonem.
    - Tata przyleci tu, by zabrać panią do Kansas. Caleb ustalił to z rodziną, w której pani pracuje. Ups. Pracowała. Będzie tam pani pod dobrą opieką osób, które pani dobrze zna. A za mniej niż dwa tygodnie wracamy z Santorini, więc dotrzymamy pani towarzystwa już w domu. Proszę pamiętać, że pani życie nie należy jedynie do pani. O rodzinie się nie zapomina.
    - Ciekawe, że mówi to ktoś, kto wykreślił swoją matkę z pamięci – odgryzła się. Ten dzieciak nie będzie jej mówił jak ma żyć. Poza tym jak ta dwójka mogła ja tak urządzić? Odebrali pracę bez jej zgody, w dodatku Baner... Teraz to miała ochotę wrzeszczeć na nich.
    - Jest pani bardzo obeznana w mojej sytuacji rodzinnej.

Nie mógł słuchać ich przekomarzania się i mimo że zainteresował się tym co ciotka mówi na temat mamy jego męża to postanowił to przerwać.

    - Gorzej niż dzieci. Kaylora jeszcze rozumiem, bo z natury jest kłótliwy, ale ty? Zachowujesz się jak mała dziewczynka, która sprzecza się ze swoją przyjaciółką a za pół godzina zachowuje się jak gdyby nigdy nic.
    - Caleb nie pyskuj do starszych! – upomniała go Abigail na co prychnął i zrobił zdenerwowaną minę.


~~* * *~~


Siedzieli u Abigail kilka godzin. Przez większość czasu sprzeczała się z Kaylorem o bzdury. Denerwowali go tym. Ale nie odzywał się na ten temat, bo znów ktoś by go upomniał, żeby nie przeszkadzał dorosłym. Zdawał sobie sprawę, że oboje mówią to pod żart, ale i tak miał im za złe, że traktują go jak dzieciaka, choć wiosną skończył dwadzieścia cztery lata.
Nadeszła pora, gdy odwiedziny u pacjentów dobiegają końca. Pożegnali się z kobietą i wyszli mówiąc, że następnego też wpadną, lecz już nie tylko we dwójkę. Na wspomnienie Banera zdenerwowała się, ale nie odezwała słowem. Obaj wiedzieli, że bardzo chciała zobaczyć ojca Kaylora, ale nigdy nie przyznałaby im racji.
Przechadzali się co ładniejszymi i bardziej interesującymi ulicami Paryża Kaylor mówił jak bardzo podziwia i jaki wielki szacunek ma dla Abigail. Była niesamowicie silną kobietą. Caleb usłyszawszy to najwyraźniej zaczął się nad czymś zastanawiać, nie chciał przerywać mu rozmyślań i na chwilę ucichł wpatrując się w malowniczy krajobraz. Kiedyś nie zwróciłby na coś takiego uwagi, uważając, że drzewa, budynki, ulice, parki są wszędzie i nie ma czym się zachwycać. Teraz jednak widział, że w każdym miejscu wszystko wygląda inaczej i jest inne. Zaczął dostrzegać piękno kryjące się w pozornie zwyczajnych widokach. Do tego był zadowolony, że mąż pozwolił się prowadzić, choć poprzednio tak bardzo się o to oburzał.

    - Nie wiem czy te wakacje uznać za udane czy za totalną katastrofę – rzucił Ledwood kierując ich na drewniany mostek.
    - Lepiej żebyś jeszcze nie podejmował decyzji. One wciąż trwają.
    - Chcesz powiedzieć, że wszystko się może wydarzyć? – słowa blondynie nie tylko go nie pocieszyły, a nawet zaniepokoiły. Nie chciał kolejnych kłopotów.
    - Wiesz o której samolot pana Banera wyląduje?
    - Nie, ale powiedział, że da znać. Nie wydaje ci się, że pomiędzy moim ojcem a twoją ciotką coś jest? Coś więcej niż przyjaźń? – od dawna się nad tym zastanawiał, a dzięki Antrosie być może się tego dowie.
    - Myślę, że to bardzo silna więź. Taka, która mówi, że są dla siebie jak rodzina. Nie potrafię inaczej tego opisać. Są ze sobą bardzo blisko, ale nie wydaje mi się, że są w sobie zakochani. W każdym razie nie ciocia. Ona jest dość... – zamyślił się szukając odpowiedniego słowa.
    - Fajna z niej kobita. Nie miałbym nic przeciwko gdyby zaczęła się umawiać z tym staruszkiem – zawsze mu się wydawało, że tata po wybryku jego matki wcale nie cierpiał tak bardzo, mając przy sobie panią Antrosę.
    - Pan Baner rzeczywiście jest fantastycznym i dobrym pod każdym względem człowiekiem, ale ciotka nie potrafiłaby się z kimkolwiek umawiać. Zawsze powtarzała, że w związku najważniejsza jest wierność i miłość.

Kaylor słysząc te słowa prawie zadławił się śliną. Odkaszlnął kilka razy i zapytał się co to dokładnie ma oznaczać.

    - Według niej jeśli wiążesz się z kimś, bierzesz ślub, robisz to na całe życie. Może nie wygląda, ale jest religijna i głęboko wierzy w Boga. Jak i również w życie po śmierci. Mój wujek, a jej mąż umarł w wypadku samochodowym dwa lata po ich ślubie. Nacieszyli się swoim małżeństwem jedynie dwa lata. Joe, bo tak się nazywał, został potrącony przez pijanego kierowcę kilka miesięcy przed moimi narodzinami. Wyobraź sobie co musiała czuć moja ciocia. Jej mąż umarł nie zostawiając po sobie nawet jednego dziecka. Opowiadała mi, że bardzo chcieli je mieć. Gdy się urodziłem ciocia mnie adoptowała. Od samego początku traktowała mnie jak własnego syna. Nigdy nie dała mi odczuć, że w ogóle nie powinno mnie być na świecie – nie zdając sobie sprawy zboczył z głównego tematu nie wiedząc dlaczego opowiadając o sobie Kaylorowi, czego nie zamierzał robić.
    - Do tego jeszcze ta choroba. Dużo musiała wycierpieć. Ale skoro cię adoptowała to co się stało z twoimi rodzicami? – zapytał zaciekawiony życiem swojego męża.
    - Matka była nastolatką gdy zaszła w ciąże. Ciocia, kiedy się o tym dowiedziała kazała jej urodzić. Była jej starszą siostrą i zapewniła, że pomoże w moim wychowaniu. Ale gdy to się stało, a ona dowiedziała się, że jej dziecko nie ma władzy w nogach i do końca życia będzie kaleką porzuciła mnie – wzruszył ramionami jak gdyby mówił o najnormalniejszej rzeczy na świecie. – O wszystkim opowiedziała mi ciotka na moją prośbę, a robiła to z bólem serca. Nie chciała bym wiedział jak zachowała się wobec mnie kobieta, która mnie urodziła. Kiedy zapytałem o ojca powiedziała, że nie wie kim jest. Potem cicho dodała, że moja matka pewnie też tego nie wie. Więcej tej kobiety nie widziałem. Zapadała się pod ziemię.
    - I zrobiła to z tak idiotycznego powodu?! – zawrzało w nim. Gdy słuchał jak Caleb mówi o swoich rodzicach tak beznamiętnie i obojętnie przechodziły go dreszcze. Zastanawiał się jakim człowiekiem trzeba być, by porzucić własne dziecko z powodu kalectwa. Powinno się je kochać takimi jakimi są! Nie potrafił tego zrozumieć. Aż w pewnym momencie w jego głowie pojawił się znajomy głosik, który zaczął do niego mówić. I kto to mówi hipokryto! Czy ty także nie byłeś tym, który odrzucił Caleba z tak idiotycznego powodu?! Nie masz prawa wytykać innym ich błędów bo sam lepszy nie jesteś. Znienawidziłeś go bo nie potrafił chodzić. Za kogo ty się masz?! W jednej chwili zrozumiał jaki okropny błąd zrobił. Nie dał Antrosie szans, od początku spisał go na straty, podobnie jak zrobiła jego matka. Poczuł niemiłosierny ból w piersi jakby ktoś wbijał mu w serce rozgrzany do czerwoności pręt. Tak bardzo żałował swojego zachowania jakie prezentowała mężowi przez pierwsze tygodnie ich małżeństwa.
    - Najwyraźniej dla niej to miało duże znaczenie. Ja już się przyzwyczaiłem. Kiedyś było mi trudno... – w tej chwili przywołał do pamięci znienawidzone przez niego liceum. – Ale muszę z tym żyć.

Nie wiedział dlaczego otworzył się przed Kaylorem, powiedział mu o swojej „rodzinie”, zwierzył, co robił tylko Lilith. Zdawało mu się, że źle zrobił, lecz po tym jak szczerze porozmawiał z mężem poczuł się jakby zdjęto mu z ramion ogromny ciężar. Dziwił się sobie i temu, że tak łatwo przyszło mu otworzenie przed nim swojego serca. Naprawdę mu ufał. Tak jak powiedział, „Ja będę dla ciebie, ty będziesz dla mnie”

    - Cal, mam ogromną ochotę cię pocałować – pochylił się i wyszeptał do ucha blondyna uśmiechając się szeroko.
    - Słucham?! – raptownie oprzytomniał, a w jednej chwili poczerwieniał na twarzy. – Wcześniej jakoś nie pytałeś o pozwolenie – mruknął – poza tym mówiłem ci, że nie chcę żeby ktoś...
    - W porządku, w takim razie zaczekam aż wrócimy do hotelu.
    - Przestań w końcu – warknął próbując odgonić go.


~~* * *~~


Czuł gorąco ogarniające całe jego ciało. Zdawać się mogło, że zaraz eksploduje. Nie wiedział co się z nim działo, ale pod dotykiem Kaylora rozpływał się. Mąż błądził dłońmi po jego plecach rysując palcami rozmaite wzroki. Sunął nimi przez cały kręgosłup i z powrotem do karku i delikatnej szyi. Jego palce tańczył na niej niczym palce pianisty na jego instrumencie. Wygiął się w łuk i zamruczał w usta bruneta, gdy jego dłonie wkradły się pod koszulę i przebiegły po nagim kręgosłupie po raz kolejny. Zacisnął mocno powieki wstydząc się czynności, którą właśnie wykonywał. A bardziej we wstyd wpędzało go uczucie i szybkie kołatanie serce, co świadczyło, że bardzo mu się podobało co mąż z nim robił. Gdyby spojrzał w lustro zauważyłby czerwoną niczym dorodna wiśnia twarz i błyszczące się oczy. Rozgrzane usta nieco niezdarnie oddawały pocałunki pełne namiętności wzmagającej się w gęstej i nieprzeniknionej atmosferze. Siedząc na kolanach Kaylora był skazany na jego łaskę i niełaskę. Mąż pewnie go trzymał i pieścił dotykiem. To co robili było zupełnie inne od poprzednich pocałunków jakimi zaskakiwał go małżonek. Po raz pierwszy czuł się tak dobrze. Jeszcze nigdy nie był w ramionach mężczyzny, a teraz gdy doświadczył tego uczucia nie chciał przerywać. Zdawało mu się, iż powiedzenie „czuć motyle w brzuchu” było głupim powiedzonkiem, które nie ma odwzorowania w rzeczywistości. Lecz zdał sobie sprawę, że to jak najbardziej oddaje prawdziwie uczucia i emocje. Właśnie tak się czuł. Jakby w jego brzuchu latały miliony motyli i łaskotały go. Nie potrafił otworzyć oczu, by spojrzeć w oczy męża, gdyż ten wszystko by z nich wyczytał. Gdy język wkradał się do wnętrza jego ust serce podchodziło mu do gardła bijąc niczym dzwony na alarm. Raz po raz po rozgrzanym ciele przechodziły przyjemne dreszcze. Nie potrafił powstrzymywać swoich jęków i westchnień, które wydobywały się z jego ust. Słysząc swój głos rozchodzący się echem po pokoju miał ochotę zapaść się pod ziemię. W życiu sobie nie wyobrażał, że właśnie tak będzie się zachowywał. Aczkolwiek w ogóle nie potrafił wyobrazić sobie takiej sytuacji, dochodząc do wniosku, że partnera nigdy nie znajdzie. W czepił palce jednej ręki w czarne kudełki, a drugą położył ostrożnie na szerokim i umięśnionym ramieniu. Ścisnął je, gdy powolne muskanie stało się intensywniejsze i mocniejsze. Zorientował się, że jedna z rąk spod jego bluzki i mknie na kark tam znajdując swoje miejsce. Wargi męża sprawiały, że on rozchylał swoje coraz bardziej nie protestując. Tym razem robił to z własnej woli i z wielką chęcią. Przeczesywał czarne pasma układając je w różnych kierunkach i wyrywając z ust Kaylor ledwo słyszalne pomruki. Miał ochotę robić to już zawsze. Tak bardzo mu się podobało, że chciał więcej i więcej tego wspaniałego dotyku. W pewnym momencie uświadomiwszy sobie o czym pomyślał, przestraszył się. To co przemknęło mu przez myśl, wzbudziło w nim mieszane uczucia. Po tym w końcu zdecydował się otworzyć oczy, a gdy to zrobił uświadomił sobie, że być może był to błąd. Raptownie został złapany w sidła błękitnych oczu męża, uważnie mu się przyglądających i rejestrujących każdą reakcję ciała. Były wlepione w niego jak w obrazek, a pod tym intensywnym spojrzeniem podczas gdy język jego i Kaylora były splątane i namiętnym tańcu, peszył się i rozpalał od nowa. Dziwnie mu było się z nim obściskiwać i utrzymywać kontakt wzrokowy, gdy oczy męża wyglądały na bardzo zadowolone i miały w sobie niesłychany blask. Teraz już nie będzie potrafił uciec spojrzeniem, bo został zahipnotyzowany. Poczuł jak po jego dolnej wardze płynie strużka śliny. Kaylor z przebiegłym uśmiechem i pełna satysfakcją zassał się na wardze podgryzając ją oraz zlizując płyn. Nagle poczuł jak silna dłoń łapie go za biodro i zaczyna je ugniatać i masować. Z chwili na chwilę zjeżdża ona niżej na jego pośladki. Wydał z siebie głośny przeciągły jęk, na co mąż uśmiechnął się triumfalnie w jego usta. On naprawdę zaraz spali się ze wstydu. Pocałunki stawały się bardziej chaotyczne i namiętnie niż gdy zaczęli. Wciąż mając w głowie myśli z ostatnich dziesięciu minut stwierdził, że powinni to przerwać póki jeszcze mogą. Jednak nieważne co mówił jego umysł ciało kierowało się własnymi pragnieniami, a zażądało więcej tego rozkosznego dotyku. Nie wiedział co powinien teraz zrobić. W pewnym momencie gorący organ opuścił jego wnętrze, a emanujące dominacją ciało odsunęło się odrobinę.

    - Bardzo się wczułeś. Podobało ci się – szepnął do czerwonego ucha stwierdzając fakt. – Jednak gdybym chciał czegoś więcej zatrzymałbyś mnie, racja?

Caleb potwierdził skinieniem głowy.

    - Do niczego cię nie muszę. Lecz jeśli tylko będziesz chciał się ze mną kochać powiedz słowo, a ja pokażę ci prawdziwą rozkosz – nie puszczał blondyna z objęć ani ze swoich kolan. Na nich było jego miejsce.
    - Po prostu – nie wierzył, że chce to powiedzieć. Jeśli będzie mógł zapaść się pod ziemię, to będzie bardzo wdzięczny. Miał jedynie nadzieję, że doświadczony mąż go nie wyśmieje. – Mam przed tym obawy. Bo...
    - Boisz się? Przecież to nie byłby twój pierwszy raz, prawda? W końcu masz dwadzieścia cztery lata.

Nie do końca wiedział o co Calebowi chodzi. Myślał, że ten mu wszystko wyjaśni i rozwieje jego wątpliwości, lecz w odpowiedzi dostał jedynie milczenie i głowę zwróconą w inną stronę. W jednej chwili w jego głowie pojawiła się pewna myśl, ale nie mogła okazać się prawdziwa. Caleb jest młodym, przystojnym mężczyzną, więc powinien się już kiedyś z kimś spotykać, mimo że jeździł na wózku. Być może tylko jemu to nie pasowało, dobrze, że przejrzał na oczy. Musi go o to zapytać. Musi mieć pewność co do swoich racji.

    - Spałeś kiedykolwiek z mężczyzną? Znaczy, uprawiałeś z nim seks? – doprecyzował pytanie.
    - Nie miałem okazji – wydusił z siebie przełykając ślinę. Na to nie usłyszał odpowiedzi, lecz poczuł odwracające go ręce i chwytające w ramiona. Po tym Kaylor wycisnął mocny pocałunek na jego wargach i pokazał mu szereg lśniących zębów.
    - To oznacza, że będę twoim pierwszym. To napawa mnie dumą, wiesz? Zrobię wszystko, by twój pierwszy raz wyglądał należycie, ale musisz dać mi szansę.

Mówiąc to Ledwood wyglądał na poważnego i zdeterminowanego, by wprowadzić go na tą ścieżkę. On również chciał się na niej znaleźć, ale bał się. Pierwszy raz miał...

    - Czuję się, jakbym stawał do jakiegoś życiowego egzaminu.
    - Nie myśl tak o tym. To przez twój charakter twoje życie wyglądało jak wyglądało. Odciąłeś się od ludzi, bo bałeś się odrzucenia, ale z tym koniec. Jasne? Nie powinieneś brać do siebie opinii innych. W końcu to tylko zdanie na twój temat nic nieznaczącej osoby. Jeśli chcesz opinii kogoś ważnego, to zapytaj swojej ciotki, przyjaciółki lub mnie. Chcę dla ciebie jak najlepiej – złapał go za ręce. – Nie wiesz co tracisz chowając głowę w piasek. Choć muszę przyznać, że kiedy bardzo się zdenerwujesz potrafisz pokazać na ile naprawdę cię stać. Denerwuj się częściej – puścił mu oczko.
    - Mam rozumieć, że za misję postawiłeś sobie zmienienie mnie?
    - Nazwijmy to małżeńskim wsparciem, pomocą w trudnych chwilach. Wierzę w ciebie.


Caleb jest wspaniałym człowiekiem, a on żałuje, że był debilem i nie zauważył tego wcześniej. Nie widział tego co Dann. Cieszył się, że ma szansę poznać, zmienić męża dla jego dobra. Dla dobra ich obu. Stwierdził, że on sam również musi poprzestawiać parę rzeczy w swoim życiu. Ale nie ma co się martwić, bo był pewny, że Cal mu pomoże.


3 komentarze:

  1. Po prostu lubię to opowiadanie czekam co będzie dalej;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    udała się opetscja, Abigail wraca do zdrowia, i z tego się ciesz... a Kaylor o tsk chcrnwspiersc Celeba świetnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    rozdział jest wspaniały, cieszę się bardzo, że operacja się udała, Abigail wraca do zdrowia, i tak, tak Kaylor chce pomagać, wspierać Celeba...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń