Powered By Blogger

niedziela, 15 maja 2016

Światła wskażą drogę- Rozdział 3 Ostatni


Hej Wam :D To ostatni rozdział, mam nadzieję, że się spodoba. W gruncie rzeczy nigdy nie planowałam wstawiać tego tekstu, ale nie chciałam żebyście tyle czasu musieli czekać aż poprawię to co zepsułam w opowiadaniu, które po Gwiazdce miałam wstawiać. Jeszcze się za nie nie zabrałam, bo piszę na raz dwa teksty, dwa czekają aż je zacznę bo wszystko mam zaplanowane, no a tamten sobie tak czeka w kolejce. Czas na pisanie mam bardzo ograniczony. Nie wiem do końca kiedy wrzucę nowy tekst "Nieznane Uczucie", bo jest w trakcie tworzenia. Na pewno nie będą się pojawiały co tydzień albo co dwa. No jeszcze zobaczę jak to z nim wyjdzie. Nie przedłużając, dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania :D




Młody Irsus spoglądał nieobecnym wzrokiem pełnym bólu, smutku i rozpaczy w przestrzeń. Ojciec zjawił się tak nagle, nie raczył zapytać jak ten się czuje a wygaduje takie rzeczy? Jak ten mężczyzna może być taki zimny? Myśli tylko o sobie, dlaczego nie wziął pod uwagę jego uczuć?

    - Czemu mi to robicie? Czym zawiniłem? Czyż ja żądam zbyt wiele?- mówił ze spuszczoną głową a księżycowe pasma spadały mu na twarz zasłaniając ją.
    - Co masz na myśli?- głos ponownie zabrał ojciec a załamany chłopak wstał.
    - Dlaczego nie bierzecie mego zdania pod uwagę? Jak ty, tak i matka! Jesteście potworami żywiącymi się cudzym kosztem! Gdy ty spełniałeś marzenia jako podróżnik mama trzymała mnie w posiadłości jak w klatce! Nie mogłem dosłownie nic. Ledwo wróciłeś na kilka dni do domu, rodziny to znów ją opuszczałeś! Nie miałem nawet jak z tobą porozmawiać! Nazywacie siebie mymi rodzicami? Raczej oprawcami! Pragnę być wolny, podejmować własne decyzje! - czara goryczy się przelała. Selento wykrzyczał zdziwionej rodzinie co przez te wszystkie lata myślał będąc tak na prawdę sam. Jedyne oparcie miał w Riviusie, który go pilnował przed zrobieniem głupstwa i był powiernikiem jego najskrytszych tajemnic. Dziękował mu teraz w duchu, bo gdyby nie on już dawno oszalałby.
    - Co ty wygadujesz?- powiedział ostrym tonem głosu Bostus. W jego mniemaniu pierworodny miał wszystko czego zażądał, więc nie ma prawa sprzeciwu, nie zdawał sobie sprawy, iż jedynym czego chce to wolność.
    - Nie mam zamiaru nigdzie wypływać! Ani tym bardziej się żenić! Już kogoś kocham! Może moje ciało jest zakute w kajdany, które na nie założyliście, ale nie serce!- wstał gwałtownie i wybiegł z komnaty zanim rodzice zdążyli zareagować. Miał dość tego wszystkiego. Chciało mu się płakać i krzyczeć ze wściekłości jednocześnie. Był trzymany w klatce tylko po to, by kilka lat później dowiedzieć się, że ma wyjechać z Mercivo i się ożenić? Nigdy na to nie pozwoli. Znalazł powód, dla którego było warto zaprotestować. Teraz jedynie pragnie przytulić się do Lutiosa.

Zdezorientowane małżeństwo dopiero po kilku minutach zdało sobie sprawę z tego co zaszło. Krew w żyłach pana domu momentalnie zawrzała, był wściekły za ordynarne zachowanie potomka. Nie mieściło mu się w głowie, że odważył się podnieść na niego głos. Najwyraźniej Fresta zbytnio go rozpuściła i rozpieściła. To on jest tu panem, a ten przeklęty gówniarz będzie robił co mu każe!
Błękitnooki ze łzami w oczach, którym nie pozwalał spłynąć jak najszybciej wybiegł z posiadłości. Po drodze zderzył się z przyjacielem, który od razu zaczął się dopytywać co się stało. Selento powiedział jedynie- nie widziałeś mnie- i pobiegł dalej. Domyślał się, iż nie usłyszał dobrej nowiny od pana domu. Rivius chciał pomóc mu, lecz wiedział, że miał związane ręce.


* * *


    - Czy coś mówiłeś synu?- zapytał Griwals stojący ramię w ramię z szarooką kobietą.
    - Dlaczego?- mówił ze spuszczoną głową. - Dlaczego mi to robicie? Miliony zadań, obowiązków, spełniania waszych oczekiwań, wszystko po to byście byli ze mnie dumni.
    - Ależ jestem dumny, a raczej będę, gdy Blicc oficjalnie zostanie twą małżonką.
    - A jeśli nie zechcę jej poślubić?

Nagle spotkały się dwie pary szmaragdowych oczu i zaczęły toczyć zaciekły bój. Wydawało się, że obaj rzucają ostre sztylety w swoją stronę i każdy z nich zamierza postawić na swoim. Kobieta speszyła się i cofnęła się o kilka kroków. Raptownie starszy z mężczyzn złapał drugiego za ubranie tuż pod szyją i uniósł pokazując swoją potęgę i próbując zastraszyć. Syn był niewzruszony, jednak jak tylko spróbował się odezwać został ostro spoliczkowany przez Griwalsa. Czarnowłosy był pewny, że czerwony ślad utrzyma się przez kilka dni. Miał dość tego stanu rzeczy, więc przyszedł czas by to zmienić. Złapał za nadgarstek rodzica w ścisnął z całych sił. Oprawca natychmiast puścił go.

    - Jeżeli jeszcze raz mi się sprzeciwisz pożałujesz tego, przysięgam ci- syknął w jego stronę.
    - Ach tak?- pokazał ojcu kpiący uśmiech.

Młodzieniec przyjrzał się zaniepokojonej pani domu następnie- jak się domyślał- swoim przyszłym teściom i Blicc. Wszyscy tam obecni najwyraźniej byli rozczarowani jego postępowaniem, ale postanowił wziąć sobie do serca słowa Devora i nie dać siebie kontrolować. Odwróciwszy się na pięcie wyszedł z sali, skierował się po swojego konia do stajni i w pośpiechu opuścił dwór, na którym się wychował. Nie spodziewał się żeby kiedyś tam ponownie zawita. Skierował się prosto do Świetlistego Lasu. Nic go już nie powstrzyma przed zobaczeniem cudownego mężczyzny o księżycowych włosach i pięknym uśmiechu. Po przywiązaniu wierzchowca do drzewa przy lesie powędrował na górę prosto do Kryształowego Jeziorka. Im bliżej był tym wokół latało więcej różnobarwnych motyli. Po raz kolejny zobaczył tą niezwykłą istotę jaką był czerwony motyl. Czy to oznaczało, że Irusu także tu był? Mieli spotkać się nocą, więc co on tu robi? Przyspieszył i przedzierał się przez krzaki oraz ostre ciernie. Wybiegł prosto na polanę, na której latało tysiące barwnych istot. Przy brzegu jeziora w oczy rzuciła mu się znajoma sylwetka i niezwykłe włosy, które zapierały dech w piersiach. Serce zaczęło bić jak oszalałe.

    - Selento- powiedział delikatnym i pełnym czułości głosem. Młodzieniec szybko się odwrócił i gwałtownie wstał zobaczywszy czarnowłosego mężczyznę.
    - Lutios, tak bardzo tęskniłem- rzucił mu się w ramiona a głowę oparł na ramieniu.
    - Ja także- odparł zadowolony przytulając go do swojego torsu.

Nie wiedział czy powinien mówić Irsusowi o swoich uczuciach, co jeśli ten nie czuje tego samego i odrzuci go? Letora poczuł przy swojej piersi głośny, mocny i szybki rytm serca błękitnookiego. Tak bardzo się ciszył, że mężczyzna się tu znajdował. Lecz jaki był tego powód? Trwali w uścisku dobre kilka minut, a tak długi czas nie wskazywał, iż są jedynie dobrymi przyjaciółmi. Lutios miał chwilę zawahania, jednak otrząsnął się z niej. Był pewny czego chce od życia. Złapał w dłonie lico młodzieńca i już się nie zastanawiając musnął swymi ustami drugie. Całował je i smakował, były miękkie i cudownie odurzające. Dłonie zjechały na ramiona zdziwionego, aczkolwiek nie protestującego Selento. Pieszczota zadawana przez wargi czarnowłosego przybierała na sile i pogłębiała się z każdą chwilą. Białowłosy zarzucił ręce na jego szyję i nieco niezdarnie zaczął oddawać pocałunek. Świat wokół przestał istnieć. Nie było nic prócz nich, przytulonych do siebie i złączonych w namiętnej rozkoszy mężczyzn. Gdyby oderwali się od siebie zobaczyliby setki, jeśli nie tysiące wirujących wśród nich motyli. Latały wokoło zasłaniając ich sylwetki i tworząc kolorową fontannę. Lutios złapał tył głowy młodzieńca i przylgnął ustami jeszcze mocniej, ten odrobinę je uchylił dając nieme zaproszenie. Gorący organ jakim był język zaczął dokładnie badać każdy zakamarek wnętrza mokrych ust. Selento napierał na ukochanego nadal trzymając go w uścisku. Między ich ciałami przeszedł niezwykły i elektryzujący prąd. Dotknęła ich niepohamowana żądza i głos natury, którego nie potrafili zagłuszyć. Obaj osunęli się powoli na bujną trawę. Obsypując się nawzajem czułościami dłonie Letory błądziły po piersi Selento. Młody mężczyzna mruczał cicho w wygłodniałe wargi zielonookiego. Zatopił palce w jego delikatnych włosach nie szczędząc czułości. Chciał by mężczyzna na nad nim wiedział, iż czuje to co on. Był uległy i nie protestował na żadną czynność jaką wykonał ukochany. Co chwilę między nimi przechodziła fala rozkoszy i podniecenia kierująca tylko w jedną stronę. Oczy Lutiosa zaszły mgłą pożądania, właśnie spoglądał nimi w lazurowe tęczówki. Nie musieli się odzywać, rozumieli się bez słów jakby czytali sobie w myślach. Dłoń czarnowłosego spoczęła na długich pasmach księżycowych włosów i zaczęła je głaskać. Były tak niebiańskie w dotyku, jedwabiste, miękkie i delikatne. Nagle Irsus poczuł coś na swoim kroczu i zdezorientowany podniósł wzrok. Dwie pary oczu mieniących się i błyskających namiętnością spotkały się.

    - Nie podoba ci się? Mogę przestać jeśli każesz- gdyby Selento rzeczywiście kazał mu przestać zrobiłby to. Jednak trudno by mu było, ponieważ jego bawełniane spodnie zrobiły się jakby ciaśniejsze w kroku. Po dłuższej chwili młodzieniec rzekł cicho.
    - Zdajesz sobie sprawę z tego co wyczyniamy?- uniósł się na łokciach. - Ojciec chce bym poślubił jakąś kobietę zza morza i podróżował z nim po świecie.
    - Czyli w końcu będziesz wolny?- nie chciało mu się wierzyć w to co słyszy. Wyobraził sobie jak musi rozstać się z tym niesamowitym mężczyznom, bo ten wybywa w świat, a on ma się ożenić. Powiedział mu o swoich obawach.
    - Ja nie będę wolny, to kolejne więzienie. Poza tym nie chcę wracać do posiadłości. Pragnę zostać z tobą, gdyż jesteś moją miłością- posłał mu uśmiech, który zielonooki tak uwielbiał.
    - A ty moją- szepnął mu na ucho. - Nie obchodzi mnie moja przyszła żona, którą mi dzisiaj przedstawiono, nie interesują mnie losy mego rodu. Teraz moim jedynym pragnieniem jest bycie u twego boku.

Gorące wargi znów się złączyły pożerając się nawzajem. Ciekawskie ręce Lutiosa zawędrowały pod górną część ubioru partnera. Dotykał go po rozgrzanej klatce i opuszkami palców zahaczał o nabrzmiałe sutki. Z ust Irsusa wypłynął przeciągły jęk. Był taki szczery ze swoimi odczuciami, właśnie to mu się podobało. Sprawnie pozbyli się strojów, które rzucone zostały kawałek dalej. Czarnowłosy obsypywał pocałunkami wrażliwą szyję Selento, a palce młodzieńca muskały jego nagie, twarde plecy i szerokie ramiona. Różnobarwne stworzenia wciąż krążyły wokół tworząc bogatą w kolory zasłonę. Raz po raz lazurowe i szmaragdowe źrenice zderzały się wypełnione niezwykłymi uczuciami skierowanymi w stronę tego drugiego. Potrafili dłuższą chwilę uśmiechać się i wpatrywać w oczy partnera.
Lutios próbował nie zdradzać swoim zachowaniem, iż jego jądra coraz bardziej bolą od napięcia w nich skumulowanego. Białowłosy jednak to zauważył, jego członek także był nabrzmiały i czerwony od napływającej tam krwi. Leżał nieruchomo pod Letorą i odrobinę się obawiał tego co nastanie po pocałunkach i pieszczotach, które bardzo mu się podobały i podniecały. Mężczyzna spostrzegł jak dłonie młodzieńca zaczynają lekko drżeć. Pochwycił je i pocałował ich wewnętrzną stronę dodając Selento otuchy. Na początek dotknął jego męskości przesuwając dłoń wzdłuż całej jego długości. Powtarzał czynność, dopóki nie usłyszał jęków i westchnień Irsusa. Nie potrafił się już kontrolować. Ułożył się wygodnie pomiędzy nogami młodego mężczyzny i zarzucił je sobie na ramiona. Pomasował palcem zaciśnięty krąg mięśni chcąc je rozluźnić i przygotować na coś znacznie większego. Gdy zobaczył wykrzywioną w bólu twarz jego ukochanego przerwał, nie potrafiąc patrzeć jak ten cierpi.

    - Kontynuuj- posłał mu lekki uśmiech i zamknął oczy, nie dając po sobie poznać, że jest mu niezręcznie w tej sytuacji, a ból nadal daje o sobie znać.
    - Kocham cię, kocham- nie potrafił sobie darować, czuł wewnętrzną potrzebę by to powiedzieć.

Jeżeli Selento tak bardzo mu ufa musi się postarać by w przyszłości nie miał oporów przed oddaniem mu się. Co powinien zrobić, by jasnowłosy nie bał się i było mu przyjemnie? Nagle go olśniło i wpadł na pomysł. Nawilżył śliną palce i ponowił próbę. Włożył w niego śliski palec, rozciągał go nim i dopiero po czasie sprawiał przyjemność. Później dołożył drugi. Zginał je, krzyżował, wkładał i wyciągał. Po czasie uznał, iż partner jest gotowy by go w siebie przyjąć. Naturalnie białowłosy bał się i miał pewne opory przed stosunkiem, wszakże nigdy tego nie robił. Jednak wiedział i czuł, że Lutiosowi na nim zależy. Zarzucił ręce na szyję czarnowłosego i przyciągnął do siebie. Mężczyzna pochylił się opierając czoło na jego obojczyku. Chwycił w dłoń swojego penisa i przystawił do drgającego z rozkoszy wejścia. Napierał na niego i masował zadając mu minimum cierpienia. Pomyślał, że wchodząc w niego powoli w rzeczywistości sprawiał jeszcze większe katusze, więc pchnął raz a porządnie zagłębiając się w nim aż po same jądra. Kręgi mięśni gwałtownie się zacisnęły wyczuwając intruza. Z ust Irsusa wyrwał się jęk okropnego bólu, momentalnie zacisnął pięści i łapał hausty powietrza. Postać nad nim nie śmiała nawet drgnąć. Letora czekał cierpliwie aż partner da mu znak, a gdy taki dostał zaczął powoli i miarowo poruszać się w nim. Z obu rozgrzanych do czerwoności ciał spływał pot. Trwali w mocnym uścisku i nic nie było w stanie ich teraz od siebie rozdzielić. Z każdym podniecającym westchnieniem Selento Lutios nadawał szybszego tępa i przesuwał rękę po nabrzmiałym członku błękitnookiego. Temu wydawało się, iż posiada skrzydła i wzlatuje ponad chmury. W tej właśnie chwili czuł się naprawdę wolny, został wyzwolony ze złotej klatki, nad której kluczykiem pieczę sprawowała pani domu. Nie potrafił dłużej zgłębiać swych przemyśleń, gdyż kochanek odbierał mu oddech penetrując językiem jego usta. Raptownie poczuł mocny ucisk w podbrzuszu i miał wrażenie, że za sekundę wybuchnie. Mężczyzna pchał ich obu ku wyczekiwanemu spełnieniu. Będąc już na granicy Selento wczepił dłonie w czarne włosy i zacisnął na nich pięści nie pozwalając odsunąć się od siebie.

    - Lutios- sapnął ciężko, wygiął się w łuk wytryskując nasieniem prosto ich
    klatki piersiowe.

Mężczyzna czując jak mocno zaciskają się mięśnie Irsusa na jego męskości nie potrafił kontrolować pędzącego orgazmu i wytrysnął rozlewając gorącą, białą maź wewnątrz młodzieńca. Obaj skończyli ze swoimi imionami na ustach. Kochankowie przylegali do siebie ciężko dysząc. Nie potrafili ruszyć nawet palcem, leżeli jedynie i przyglądali się sobie. Jak włosy miał białe tak twarz była w kolorze skrzydeł motyla wiecznej miłości. Mgła pożądania zdążyła opaść i dać dojść do głosu rozumowi, który podpowiadał, że zadziałali zbyt spontanicznie. Nie przejęli się tym ciesząc się sobą i wolnością, którą uzyskali... tak jakby.


* * *


Hrabia poinformowany o dziecinnym wybryku przyjaciela został wezwany przez pana domu do sali by wyjaśnić to „małe nieporozumienie”. Jeśli sprzeciwienie się ojcu, podważenie jego słów i woli oraz naruszenie honoru rodziny jest „małym nieporozumieniem” to on jest księżną Souhe, która popełniła samobójstwo skacząc z klifu do wodospadu pełnego trujących i niebezpiecznych roślin na dnie. Całe to zdarzenie uważał za niezwykle komiczne widowisko. Uwielbiał drwić z tych idiotycznych praw i obowiązków, które musiał spełniać każdy młody chłopiec, a później dorosły mężczyzna. Naturalnie jako hrabia też miał ich wiele, ale nic go nie obchodziły, a Lutiosa przestały gdy poznał znaczenie słowa miłość. W sali zastał wściekłe małżeństwo i niemniej zdenerwowaną rodzinę przyszłej niedoszłej narzeczonej Letory. Kiedy zobaczył ich miny niewiele brakowało żeby wybuchnął gromkim śmiechem. Na szczęście w odpowiednim momencie ugryzł się w język.

    - Devor, masz pojęcie co zrobił mój potomek?!- wrzasnął Griwals, aż się szyby zatrzęsły.
    - Nie, nie mam pojęcia- nie było go tu, więc wiedział jedynie, że przyjaciel sprzeciwił się rodzinie i prawdopodobnie obecnie obmyśla plan jakby spotkać się z Selento. Nie wiedział, że już są razem.
    - Powiedział, iż jego serce jest już zajęte i nie chce się ożenić z Blicc. Pamiętam, że ostatnimi czasy zachowywał się inaczej, a ty wspominałeś coś o miłości, zgadza się?
    - Cóż- zamyślił się- masz święta rację- skłonił lekko głową.
    - Kim jest jego wybranka? Muszę to wiedzieć!- Yuros posłał wszystkim zebranym tajemniczy uśmiech.
    - Kim jestem by ci odmawiać?- zaśmiał się. - Jak mniemam znasz ród Irsus?
    - Ależ oczywiście- prychnął. Szczerze gardził tą rodziną i chorą na głowę kobietą. Choć i tak najgorszy był jej mąż, podróżował i rozwijał swoje umiejętności. On nigdy nie był poza granicami Mercivo i zazdrościł tamtym, lecz zawsze twierdził, że on jest lepszy od innych.
    - Pan tegoż oto rodu ma syna i to w nim zakochał się twój pierworodny- ależ on się wyśmienicie bawi obserwując reakcje wszystkich. Na twarz Griwalsa wkradło się zaskoczenie i szok.
    - To niemożliwe! Kłamiesz Devorze!- zaczął krążyć nerwowo po głównej sali.
    - Mówię szczerą prawdę, a jeśli w nią nie wierzysz to twoja sprawa. Odpowiedziałem na pytanie, a teraz powiem więcej. Jestem pewny, że w tejże chwili twój syn jest w posiadłości Irsus, powinieneś złożyć im wizytę- może gdy spróbuje nakłonić dwie rodziny do rozmowy sprawy same się rozwiążą?

Pan domu nie miał innego pomysłu jak sprowadzić potomka do posiadłości. Musi zdać się na przyjaciela syna. Niech tylko ten gówniarz wpadnie mu w ręce! Niecałe trzy godziny później byli przed domem znienawidzonego rodu. Właściciele nie byli przyjaźnie nastawieni do gości, a i goście nie grzeszyli uprzejmością. Z grzeczności państwo Letora zostało zaproszone przez małżeństwo do gabinetu pana domu. Od razu zostali zaatakowani.

    - To wszystko wasza wina- krzyczał oszalały Grivals.
    - Jaka wina? Człowieku o czym ty mówisz?- mówiła spokojnie, acz podniesionym tonem głosu Fresta. Syn wytrącił ją z równowagi. Pan Letora uznał, iż ta rodzina nic nie wie, więc postanowił rzucić nieco światła na sprawę ich dzieci i opowiedzieć czego się dowiedział, swoje trzy grosze dołożył Yuros.
    - Chcesz mi wmówić, że mój syn zachowuje się tak karygodnie, ucieka z domu i nie słucha się mojej żony, tylko z powodu Lutiosa? Jeżeli tak jest to wina leży po waszej stronie!
    - Nie rozśmieszaj mnie! Gdyby nie ten twój syn...
    - To przez twojego!

Mężczyźni kłócili się a ich małżonki obserwowały to ze znudzonym wyrazem twarzy. Myślały, że obaj zachowują się gorzej niż ich synowie. W pewnym momencie awantury słyszalnej z odległości mili do środka wszedł Rivius. Wszystkie pary oczu zwróciły się na służącego, który był najlepszym przyjacielem Selento. Przejechał po wszystkich wzrokiem wypełnionym pogardą, kipną i złością.

    - Jak państwo myślą, dlaczego ci dwaj zachowują się tak, a nie inaczej? To wasza wina- wskazał na nich palcem.
    - Nasza!?- oburzył się Bostus.
    - Owszem. Wy- wskazał na rodziców Selento- trzymaliście mojego przyjaciela jak w klatce. Nie mógł żyć własnym życiem i jeszcze się dziwicie czemu uciekł?
    - Prawda- hrabia uśmiechnął się do Trody. - Zasypywaliście Lutiosa zadaniami, a ten idiota chciał spełnić każde z nich by zasłużyć na uznanie z państwa strony- kierował wywód do rodziców mężczyzny.
    - Nie dziwię się, że obaj czuli się jak uwięzione w klatce ptaki.
    - Przyjaźnicie się z nimi- rzekła Fresa- więc musicie wiedzieć gdzie są.
    - Przykro mi, nie poinformowali nas- rozłożył ręce na boki Devor. Ten służący mu zaimponował, robił się coraz bardziej ciekawy.


* * *


Niebo zaczęło przybierać ciemne barwy, a dzień powoli dobiegał końca, pokazały się gwiazdy i księżyc. Powietrze nie było duszne i gorące jak w południe tylko chłodne i przyjemne. Po stosunku mężczyzną było trochę niezręcznie, jednak na wstyd było zdecydowanie za późno. Po wszystkim długo jeszcze się ściskali i obsypywali pocałunkami. Selento doszedł do wniosku, iż niezbyt podoba mu się uczucie wypływającej z niego spermy, ale dziwnie mu było powiedzieć cokolwiek Lutiosowi. Na szczęście ten sam zauważył, że coś jest nie tak. Zaproponował kąpiel w kryształowym jeziorze, które nocą wyglądało niebywale pięknie. Obaj zanurzyli się w nim aż po szyję. Wzrok Letory wciąż zawieszony była na bladej twarzy i księżycowych włosach partnera.

    - Lutios, co robimy dalej? Jak to z nami będzie?
    - Myślę- zastanawiali się dlaczego inne krainy akceptują związek dwóch osób tej samej płci, a ich jest na to sceptycznie nastawiony. Żaden z nich nie chciał wracać do rodziny, ponieważ wiedzieli jak to się skończy. Sytuacje mają o tyle dobrą, bo nikt nie wie co do siebie czują.
    - Chciałbym być z tobą już zawsze, lecz bez ukrywania tego, iż cię kocham.
    - Ja również, ale co możemy zrobić? Wynieść się z Mercivo? Ha ha to byłoby jak ucieczka kochanków- zażartował czarnowłosy. Młodzieniec obok niego zamyślił się i nagle na jego usta wkradł się tajemniczy uśmiech.
    - To nie taki zły pomysł, nie uważasz?- skierował się w stronę brzegu. Długie, białe pasma opadały na mokre plecy i ramiona, które jeszcze jakiś czas temu Letora obejmował i pieścił.
    - Naprawdę chcesz uciec? Jak? Gdzie? Kiedy? Z czego my będziemy żyć?- próbował otrzeźwić umysł błękitnookiego, którego plan niestety nie obejmował podstawowych punktów. Wyszli z wody i stanęli naprzeciwko siebie.
    - Pamiętasz jak wspominałem, że ojciec miał zamiar wypłynąć w świat i zabrać mnie oraz matkę? W porcie czeka statek, który jest zaopatrzony we wszystko co niezbędne jest do dalekiej podróży. Masz odpowiedź na pierwsze pytanie. Kiedy? Jak najszybciej. A gdzie? Nie mam pojęcie, przed siebie- posłał kochankowi szczery uśmiech.
    - Przystanę na to, jakoś sobie poradzimy bez grosza przy duszy, lecz musimy powiadomić Riviusa i Devora. Nie chcę by się martwili.

Siedzieli na trawie czekając aż ich ciała będą suche. Zajęło to jakiś czas, ale bynajmniej się nie nudzili, opowiadając drugiemu o swoich pasjach, dzieciństwie i innych rzeczach, które powinni o sobie wiedzieć. W końcu mogli się ubrać. Splątane włosy Selento doprowadzały Lutiosa do pasji, więc postanowił rozplątać kołtuny i spleść je w warkocz. Szło mu to całkiem sprawnie, choć można było spodziewać się czegoś innego po mężczyźnie. W pewnej chwili, gdy błękitnooki zapytał czy powinien ściąć włosy dostał kuksańca w bok i przestał o tym mówić. Mimo późnej pory w lesie było widno dzięki motylą i jeziorku, a także mieniącym się niektórym gatunkom roślin. I nich ktoś powie, że magia i wszystko z nią związane to bzdura. Wygląda na to, że to właśnie ona połączyła tą dwójkę.
Mężczyźni nie zarejestrowali nawet momentu, w którym zmorzył ich sen, obudzili się nazajutrz. Białowłosy leżał na ziemi tuląc się do klatki Lutiosa i opierając głowę o na jego ramieniu. Mógł dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Wcześniej nie zauważył znajdującego na brwi pieprzyka, może dlatego, że był przysłonięty włosami. Dotknął palcem jego policzka, a ten jak na zawołanie otworzył oczy. Serce młodzieńca przyspieszyło na widok szmaragdowych źrenic.

    - Błagam cię, na strasz mnie tak- chwycił się za pierś i odsunął.
    - To ty mi się przyglądałeś jak zahipnotyzowany.
    - A ty robiłeś to wczoraj. Powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, by spotkać się Trodą i Yurosem.
    - Może karczma przed portem? Pytanie tylko jak ich tam ściągnąć?


* * *


Obie rodziny zaczęły poszukiwania potomków bladym świtem. Cała czwórka była wściekła i niewiele brakowało im do wybuchu. Każdy kto ich widział od razu schodził z drogi nie chcąc narażać się na przykrą wiązankę słów, których z chęcią użyliby na swoich synach. Nie mieli pojęcia gdzie mogli się ukryć. Małżeństwo z rodu Letora na początek sprawdzili pastwiska, łąki i lasy, na których młodzieniec często bywał. Zaś ród Irsus był w kropce, gdyż nie znali żadnej kryjówki Selento. Chłopak miał zakaz wychodzenia z posiadłości, więc nie lada wyzwaniem było odnalezienie go. W tym samym czasie najlepsi przyjaciele zbiegów spędzali dzień na rozmowach w karczmie w pobliżu domu pana Bostusa. Ze względu na specjalne okoliczności Rivius dostał czas wolny do użytku własnego. Siedzieli i popijali tamtejsze trunki gdy do środka wszedł jakiś postawny mężczyzna. Ubrany był w purpurową zbroję dla strażnika i srebrne bransolety na rękach. Rozglądał się po karczmie zupełnie jakby czegoś szukał. W pewnej chwili zwrócił się ku dwóm panom. Młody chłopak z granatowymi włosami od razu skinął głową do hrabi jak tylko zorientował się, iż przybysz spogląda na nich. Mięśnie natychmiastowo się spięły i oba ciała były gotowe do potyczki, która prawdopodobnie miała nadejść. Głośne kroki były stawiane dopóty nie dotarły do drewnianego stolika Yurosa i Trody. Obcy pochylił się jedynie i szepnął.

    - Letora i Irsus oczekują panów w karczmie przed portem, tej z symbolem smoka wielogłowego- popatrzyli po sobie z niemałym zdziwieniem i zdezorientowaniem. Raptem zerwali się z miejsc i nie oglądając się za siebie popędzili w podanym kierunku.

Nie minęło pół godziny, a znaleźli się w miejscu wyznaczonym przez przybysza z wcześniej. Od razu zauważyli dwie zakapturzone postacie siedzące w kącie po drugiej stronie olbrzymiej sali. Mężczyźni przysiadli się, jednakże żaden z panów nie odezwał się choćby słowem. Z pod kapturów nie widać było twarzy, acz wprawne oko mogło dostrzec ledwo widzialne uśmiechy. Nagle na stół położony został kawałek pergaminu z krótkim tekstem. Devor oraz Rivius uważnie go przeczytali w myślach, choć robili to kilka razy, gdyż nie mogli uwierzyć w autentyczność listu. Treść mówiła jasno, że ani Selento, ani Lutios nie mają zamiaru powrócić do rodzin, gdyż nie mogliby być razem, ich związek nie zostałby przyjęty z entuzjazmem. Nie mogli już bez siebie żyć. Właśnie doświadczyli na własnej skórze jak potężna jest moc przeznaczenia czerwonego motyla. Słyszeli mity, baśnie i legendy snute na jego temat, niektórzy w nie wierzyli inni zaś przeciwnie. Nawet białowłosy wierzący w nadprzyrodzone moce i magię brał istnienie tejże szkarłatnej istoty za bajki. A co miał powiedzieć zielonooki, który do magi od początku był sceptycznie nastawiony? Zmienił o niej zdanie zaintrygowany przez ukochanego. Rivius i jego tymczasowy kompan po pożegnaniu się z przyjaciółmi opuścili karczmę i udali się do posiadłości państwa Irsus jak nakazał Selento.


* * *


Dwie godziny później znienawidzone przez siebie rodziny przepełnione złymi przeczuciami jechały, ile sił w końskich kopytach, powozami do dobrze znanego Bostusowi portu. Zostało im przekazane, iż ich dzieci właśnie tam się znajdują. Ile w tym prawdy było- nie wiedzieli, ale za wszelką cenę musieli sprowadzić potomków do domu. Nie pozwolą im więcej na taką samowolę i skandaliczne zachowanie godne pogardy. O obu rodzinach wiele się mówi w Mercivo jak i poza obrębami krainy, więc nie mogą sobie pozwolić na niekorzystne i negatywne komentarze. Na miejsce przybyli dość szybko. Rozdzielili się, by przeszukać jak największy obszar w najkrótszym czasie. Nagle uwagę Fresty przykuły długie, powiewające na wietrze księżycowe włosy.


* * *


Zakochani już z daleka usłyszeli głosy rozjuszonych rodziców. Z góry mieli na nich doskonały widok, a ci nie mieli pojęcia jak synowie wspaniale się bawią obserwując ich z ukrycia. Jakiś czas temu zakradli się na statek przygotowany do podróży rodziny Irsus, a młodzi postanowili ten fakt wykorzystać. Wszystko działo się na ich korzyść. Doszli do wniosku, że skoro tu nie akceptują ich związku, to zaakceptują go gdzie indziej. Gdzieś gdzie miłość jaką się darzą jest szanowana i pielęgnowana, a nie niszczona i krytykowana. W końcu musiał ich ktoś zauważyć, a była to matka Selento. Jak tylko ujrzała parę i zorientowała się co ci zamierzają wezwała resztę. Cztery pary oczu ciskały gromami, wściekli ojcowie za lekceważenie ich krzyczeli na potomków, lecz oni nic sobie z tego nie robili. Teraz nic nie mogą im zrobić. Lutios stał przy boku partnera i bezczelnie się uśmiechał. Bawił się coraz lepiej, w końcu może się zrelaksować i nie przejmować się milionem obowiązków, które miał na głowie. Naturalnie czuł wyrzuty sumienia, że ucieka jak tchórz, źle mu było zostawiać rodziców samych, gdy oboje pokładali w nim takie plany i nadzieje, jednakże teraz najważniejszy był mężczyzna, którego planował trzymać w ramionach już zawsze. Ani ich matki, ani ojcowie nie byli zmuszani do poślubienia osoby, której nie kochali, obowiązki były świętością, ale serca mili wolne. Białowłosego bolało najbardziej to ciągłe trzymanie pod kluczem, gdyby nie obsesja pani domu i brak zainteresowania pana jego osobą...
Lutios złączył ich ręce w lekkim uścisku, a drugą dotknął policzka swojego najdroższego skarbu. Księżycowe pasma przeciekały mu przez palce, a oczy błądziły po bladej twarzy i brzoskwiniowych ustach, na których złożył subtelny pocałunek. Nie zamierzał dusić w sobie miłości do Selento. Delikatne muskanie nabierało na sile i przeobrażało się w pełną pasji, namiętną pieszczotę warg. Nagle blada twarz Irsusa nabrała kolorów motyla miłości. Nie wiedział co zrobić z rękoma, więc położył je na ramionach kochanka otwierając szerzej usta. Ich gorące języki splątane były w tańcu przyjemności i rozkoszy.


* * *


Gdy pocałunek ustał para spojrzała na wykrzywione w złości, niesmaku i obrzydzeniu twarze rodziców. Myśleli, że im się to śni, że to tylko jakiś koszmarny sen, z którego się obudzą, jednakże nic takiego się nie stało. Państwo Irsus przyglądali się synowi trzymanemu w ramionach przez innego mężczyznę. Fresta znów zaczęła krzyczeć w nadziei, że dziecko widząc jej stan wróci posłusznie do niej. Usiłowała wymyślić szybko jakiś podstęp, który zmusiłby Selento do powrotu. Nagle spostrzegła, iż małżonek jej i pani Letora starają się wedrzeć na statek. Gdyby się tam dostali mogliby siłą rozdzielić tych dwóch mężczyzn. Przecież taki związek jest nie do pomyślenia w Mercivo, jakże by ludzie zareagowali?! Fresta doskonale to wiedziała, ale widząc szczęście malujące się na twarzy syna raptownie jej serce zmiękło. Jeszcze nigdy, odkąd zamknęła potomka w czterech ścianach posiadłości, nie był taki szczęśliwy, zakochany i przepełniony niesłychanym uczuciem względem innej osoby. Cóż z tego, że była to osoba tej samej płci, słyszała od męża, iż w innych krainach jest to zupełnie normalne. Pytanie tylko, czy znienawidzony przez nią młody Letora mógłby zadbać o Selento, tak jak ona dbała o niego?
Głowy rodów znaleźli długą, drewnianą kładkę, po której mogliby wejść na pokład. Czasu było coraz mniej, gdyż w każdej chwili statek mógł pożeglować. Sprowadzą gówniarzy z powrotem na ziemię. Korzystając ze wszystkich sił ustawili kładkę w sposób taki, by bezpiecznie wejść. Nie wszystko poszło zgodnie z planem, ponieważ tak jak można było się domyślać statek ruszył i w jednej chwili obaj znaleźli się w zimnej wodzie.

    - Dajmy sobie spokój- mężczyźni usłyszeli nad sobą głos pani Irsus.
    - Jakże możesz tak mówić żono?- obruszył się mąż kobiety. Przecież ona właśnie straciła swojego jedynego, najukochańszego syna!
    - Jakim cudem takie słowa przechodzą ci przez gardo? Mówisz, że powinienem pozwolić memu dziecku na dobre opuścić dom? On musi wziąć ślub i zostać głową rodu!
    - Cóż, wygląda mi na to, że nie prędko ich znów zobaczymy- rzekła pani Letora i podparła się w boki.


* * *


Stojący na wzgórzu i obserwujący poczynania dwóch rodów Devor i Rivius doszli do wniosku, że ich przyjaciele dostali to czego chcieli. Wcześniej zdążyli się z nimi pożegnać oraz omówić parę najważniejszych spraw, więc byli spokojni o przyszłość uciekinierów. Zostali także zapewnieni, że wkrótce, gdy sprawa trochę przycichnie, a ojcowie i matki ochłoną pojawią się w Mercivo. Nie zamierzali uciekać z miejsca urodzenia na zawsze. To przecież nadal jest ich dom. Po tym jak statek znajdował się już wiele metrów dalej, choć nadal był widziany na horyzoncie, powrócili do swych obowiązków ze szczerymi uśmiechami wypisanymi na ustach.


* * *


Młodzi mężczyźni wpatrzeni w swą drugą połówkę nie zarejestrowali nawet jak statek z ich przyszłością rusza ku nieznanemu. Swą radość odczuwali wewnątrz serca jak i na zewnątrz mogąc dotykać i czuć swą miłość. Nic nie mówili, nie było takiej potrzeby, wydawać się mogło, iż czytają sobie w myślach i wiedzą dokładnie co ten drugi czuje i chce. Niestety ich rodzice muszą się pogodzić z stratą. Choć może nie jest to strata na zawsze? Przez ograniczoną wolność, lub właściwie jej brak, młodzi nie mieli szansy by dowiedzieć się nic o życiu, czy miłości. W końcu zyskali oba, mogą podążać własną drogą, na którą trafili sami, dzięki własnym przekonaniom i wierze w to, że jeśli czegoś mocno się pragnie jest się w stanie dokonać wielkich rzeczy.
Zbieg okoliczności, splot wydarzeń, zrządzenie losu, przeznaczenie- co zadecydowało o spotkaniu Selento i Lutiosa w Świetlistym Lesie? Czy to rzeczywiście ma coś wspólnego z mocą szkarłatnego motyla? Czy para, która go spotka naprawdę pokocha się nieskończoną oraz wieczną miłością? Jak to możliwe, że ludzie od niepamiętnych czasów poszukiwali choćby najmniejszych śladów magii, a ci dwaj młodzieńcy znaleźli olbrzymi las wypełniony nią po brzegi bez większych trudności? Czy w rzeczywistości Świetlisty Las, Kryształowe Jezioro, różnobarwne istoty, które wskazują drogę zagubionym duszą i sercom istnieją? Czy ktoś kiedykolwiek odnajdzie miejsce, w którym w jednej minucie pokochali się ci mężczyźni? Czy komuś jeszcze będzie dane zobaczyć świetliste skrzydła czerwonego stworzenia?





* KONIEC *





niedziela, 1 maja 2016

Światła wskażą drogę- Rozdział 2


Dziękuję za komentarze.




Od dwóch tygodni po zadziwiającej nocy mężczyźni nie mieli za sobą żadnego kontaktu. Letora był zbyt zajęty treningami, które wymyślił pan domu. Zaś Irsus spędzał dni na nauce i spacerach pod rękę z matką w asyście służby. Dni zaczynały się im tak samo jak zwykle. W ciągu dnia robili to co zażądali rodzice, a wieczorem kiedy padali wykończeni na łoża myśleli o tym drugim. Wieczór gdy układali się do snu był najprzyjemniejszą częścią dnia. Wszystko zdawało się nie istnieć i nie mieć znaczenia. Lutios tak jak powiedział przeczytał o magicznych stworzeniach, których znaczenie go zaskakiwało. Zwłaszcza gdy zapoznał się z opisem czerwonego motyla spotkanego nad jeziorem. Nie ukrywał tego, iż był w szoku. Kontemplował czy to z tego powodu Selento mu nie powiedział.
Dni mijały im coraz dłużej, gdyż z niecierpliwością czekali na upragniony wieczór. Obaj byli zdesperowani by się zobaczyć. Ich serca odczuwały swego rodzaju tęsknotę. Pytani przez przyjaciół odpowiadali, że wszystko jest w porządku. Jednak ci zdawali się czytać w myślach i wiedzieli o co naprawdę chodzi.


* * *


    - Nie możesz się tak zachowywać! Twój ojciec prędzej czy później zauważy, że coś jest nie tak. Weź się w garść. Zachowujesz się tak jakby cię ktoś rozdzielił ze swą wielką miłością! To żałosne, nigdy się tak nad sobą nie użalałeś!- mówił podniesionym tonem głosu Devor, który miał dość zachowania przyjaciela. Ten na słowa o miłości podniósł się z szezlongu i stanął twarzą w twarz z hrabią. - No co?
    - Czy ty mi insynuujesz, że jestem zakochany?
    - Nie, ja to wiem. Tylko cholera, dlaczego to musi być mężczyzna?- złapał nasadę nosa i potarł. - W dodatku potomek wrogiej wam rodziny. Gdy Griwals dowie się kto zamieszkuje twoje serce wyrwie go stamtąd siłą. W dodatku to mężczyzna! Pragnę zauważyć, iż nasz kraj, a raczej ludność go zamieszkująca nie będzie przychylna takiemu związkowi. Jest na świecie wiele krain, dla których to normalność, jednakże dla naszej nie. Masz moje pełne wsparcie, ale co zrobisz gdy to wyjdzie na jaw? Wy nawet nie macie kiedy i gdzie porozmawiać.
    - Mylisz się, to nie może być miłość, a przynajmniej tak mi się wydaję. Ale racja, pragnę go jak najszybciej ujrzeć- żółtowłosy westchnął ciężko i poklepał brata po ramieniu.
    - Pomogę ci. Ktoś musi ci uświadomić co czujesz, skoro sam nie potrafisz.


* * *


Było późne popołudnie, słońce oświetlało promieniami sylwetki i twarze ludzi pracujących na powietrzu. Selento spędzał czas z rodzicielką w ogrodzie na jej ulubionym terenie pełnym pachnących kwiatów, które jego zdaniem nie umywały się do tych leśnych. Leżał na trawie i patrzył się w niebieskie pokryte nielicznymi chmurkami niebo. Myślami wciąż był przy Lutiosie i za nic nie potrafił pozbyć się go z umysłu. Rozmawiał na jego temat z Riviusem, którego zdaniem był skończonym głupcem, gdyż zamiast wymknąć się nocą siedział bezczynnie. Tamtej nocy miał zwyczajnego farta, pani domu była nieobecna, więc poszło łatwo. Niemożliwością jest ucieczka gdy znajduje się w posiadłości.

    - O czym tak myślisz mój synu?- przykucnęła obok niego i zaczęła bawić się pasmami jego białych włosów.
    - O świecie. Zastanawia mnie kiedy wróci ojciec?
    - Nie wiem, wybacz. Tęsknisz za nim? To tak jak ja. Selento czujesz się samotny? Jeśli chcesz żebym spędzała z tobą więcej czasu wystarczy powiedzieć- raptownie podniósł się do siadu i z powagą w lazurowych oczach zerknął na matkę.
    - Uważam, że poświęcasz mi stanowczo za dużo uwagi. Nie jestem samotny brakuje mi tylko wolności. Proszę cię, zrozum. Mam dwadzieścia lat, jestem dorosły- położył sobie rękę na piersi- musisz to dostrzec.
    - Ależ ja wiem, że jesteś. Wcale tego nie kwestionuję, ja po prostu uwielbiam spędzać z tobą czas- położyła mu głowę na kolanach i przymknęła powieki. Ta kobieta zdecydowanie potrzebuje obecności męża.

Nagle usłyszeli trąbkę sygnalizującą gościa. Pani domu wstała i otrzepawszy różową suknię powędrowała pod rękę z nieodłącznym synem do głównego holu. Tam czekali na przybyłego. Po kilku minutach niezapowiedziany gość wszedł przez wrota w towarzystwie Riviusa. Podszedł dość blisko stojącej na środku pary. Od razu jego wzrok powędrował na białowłosego mężczyznę, o którym opowiadał mu przyjaciel. Mówił jakiż on jest urodziwy, piękny, miły, zachwycał się jego włosami i piękną cerą. I on próbował wmówić Devorowi, że nie jest zakochany. Żółtowłosy ubrany elegancko i stosownie do sytuacji, w której się znalazł, skłonił się nisko.

    - Witaj pani- pochwycił dłoń kobiety i musnął ją lekko ustami. - Nazywam się hrabia Devor Yuros i przybywam do ciebie w sprawie twego syna Selento.
    - Witam cię hrabio- skinęła lekko głową i wskazała gabinet za rogiem. Cała trójka weszła do środka. Jak na dobrą gospodynię przystało zaproponowała Yurosowi kielich wina, jednak ten musiał odmówić, tłumacząc się, iż jest w trakcie spotkania i nie powinien tego robić.
    - Tak jak mówiłem, chodzi o twego pierworodnego- skierował wzrok na młodego mężczyznę. Jego przyjaciel jednak nie przesadzał opisując jego urodę. Musiał się z nim zgodzić. Zastanawiało go tylko dlaczego pani domu trzyma go ciągle pod rękę. - Doszły mnie słuchy, że interesuje się magią i wszystkim co jest z nią związane.
    - Och doprawdy?- zwróciła się ku niemu.
    - Tak, interesuję się tym, czytam gdy mam czas. Nie myśl proszę, że robię to w trakcie zajęć- zastrzegł.
    - Tak więc mógłbym pomówić z panem Irsusem na osobności?
    - Nie widzę takiej potrzeby. Jeśli chce coś pan powiedzieć, proszę mówić w mojej obecności. Jemu to nie przeszkadza- przybrała lodowaty ton głosy, który mógłby zamrozić z odległości kilometra. W jego mniemaniu kobieta nie chciała po prostu dać mu spokoju. Cały czas trzymała go za ramie i odbierała większość przestrzeni życiowej. Musi coś wymyślić i to bezzwłocznie, bo inaczej plan się posypie.
    - Rozumiem- powiedział z uśmiechem na ustach.

Wciągnął młodzieńca w temat dotyczący magicznych stworzeń i artefaktów. Przez to wcześniej musiał doinformować się na ich temat. Nie było mu to na rękę, ale czegóż się nie robi dla przyjaciela? Mówili przez dobre pół godziny, a starsza pani przysłuchiwała się z uwagą. W końcu pochwalił się, a raczej skłamał, iż posiada dużą kolekcję i z chęcią pokazałby ją takiemu interesującemu mężczyźnie jakim był Selento. Jednak Fresta na samo wspomnienie o synu opuszczającym posiadłość wpadła w szał i kazała Riviusowi odprowadzić pana Devora do wyjścia. Ten nie zamierzał się poddawać, obiecał przyjacielowi pomoc.

    - Matko jestem zmęczony, pozwól mi iść do mej komnaty- złapał się za głowę i zrobił markotną minę.
    - Jeżeli źle się czujesz to proszę- odprowadziła go pod same drzwi i stamtąd wróciła do swoich zajęć.

Jakże mu było wstyd przed gościem gdy matka cały czas trzymała się niego i nie odstępowała na krok. Zauważył jak hrabia mu się przygląda, zastanawiając się zapewne co z tą rodziną jest nie tak. Nagle usłyszawszy pukanie do wrót, więc podniósł się z łoża i zaprosi sługę do środka. Ten z wielkim uśmiechem na twarzy prawie zaczął skakać.

    - Co się wydarzyło, że wyglądasz, iż zaraz miałbyś wyć do księżyca?
    - Czy wiesz może kim w rzeczywistości był gość, który chciał z tobą mówić?
    - W rzeczywistości? To był hrabia Yuros i...- nie dokończył, gdyż Rivius mu przerwał wywód.
    - To przyjaciel Lutiosa Letory!- wrzasnął. - Popatrz panie, ten mężczyzna gdy wychodził kazał ci to przekazać, jednakże nikt nie może się o tym dowiedzieć.

Wziął z rąk służącego szczelnie zamkniętą, nie podpisaną kopertę i przyjrzał się jej uważnie. Coś targnęło jego skołatanym sercem, nie wiedział co to było, jednak siłę miało niezmierzoną. Usiadł w fotelu przy oknie i wyjąwszy list zaczął czytać go na głos.


Drogi Selento,
Nie wiem jak ubrać w słowa swe uczucia.
To pierwszy raz gdy postać, którą spotkałem jeden jedyny raz tak zapadła mi w pamięć.
Mógłbym rzec, iż moje myśli krążą nieustanie wokół twej osoby.
Pamiętasz czerwonego motyla, którego spotkaliśmy? Dowiedziałem się o nim trochę więcej.
Wiem, że oznacza on wielką i nieskończoną miłość. Ludzie, którzy go zobaczą są sobie przeznaczeni.
Chcę się z tobą spotkać. Nie, ja muszę cię zobaczyć, bez względu na wszystko.
Pragnę jeszcze raz ujrzeć twe piękne oblicze.
Mój przyjaciel Devor obiecał wszelkimi możliwymi sposobami dostarczyć ci wiadomość.
Ufam mu dlatego powiedziałem mu o tobie.
Nie za bardzo zdaję sobie sprawę dlaczego to powiedział,
ale mamy jego pełne wsparcie.
Proszę przyjdź za dwa dni nad Kryształowe Jezioro.

L. L.

Wielkimi jak spodki oczami z niedowierzaniem spoglądał na kawałek pergaminu. Nie takiej treści się spodziewał, ale był zachwycony. Lutios nie wpadł w tarapaty, potajemnie do niego napisał, co więcej chciał się ponownie spotkać. Selento także myślał o mężczyźnie tak jak ten o nim. Jakaś tajemnicza siła ciągnęła ich do siebie i nie pozwalała zapomnieć. Z uśmiechem na ustach i świecącymi się ze szczęścia ślepiami błądził po postaci Riviusa.

    - Co zamierzasz panie? Ty w szczególności wiesz, że niemożliwym jest byś opuścił posiadłość. Ostatnim razem nadarzyła się szansa, ale teraz takowej nie masz.
    - Tego nie zrozumie osoba wolna, z wolną wolą. Gdybyś był zamknięty w czterech ścianach i cały czas obserwowany wiedziałbyś co czuję. Może nie wiem wiele o tym mężczyźnie, ale od wielu dni o nim rozmyślam i pragnę go zobaczyć- błękitnooki wstał i zaczął przechadzać się po komnacie.
    - Dlaczego?- padło pytanie. - Dlaczego tak bardzo obaj chcecie się spotkać. Widzieliście się tylko raz, a lgniecie do siebie jak ćma do świecy.
    - Nie wiem, jedyne co czuję to silne pragnienie zobaczenia go.
    - Napisz do niego. Ja postaram się przekazać list- położył rękę na ramieniu przyjaciela.


* * *


Po jakimś czasie Devor był na ziemiach Letory. Dowiedział się od służącej o miejscu, w którym przebywał obecnie czarnowłosy. Jak najszybciej pragnął poinformować go, że przekazał wiadomość jakiemuś człowiekowi, który był blisko z odbiorcą korespondencji. Zastał dwóch mężczyzn walczących na miecze. Było to starsze i młodsze pokolenie rodu Letora. Z zachwytem i podziwem dla przyjaciela obserwował walkę. Pan domu szkolił go jak tylko znalazł chwilę wolnego czasu. Potrafił ściągać syna z łoża bladym świtem lub późnym wieczorem wpajając mu po stokroć zasady walki wręcz lub z bronią. Matka zaś próbowała nauczać odpowiedniej etykiety i zachowania się w towarzystwie. Opornie mu szło przyswajanie wszystkich ważnych rzeczy, które wydawały mu się kompletnie bezużyteczne.

    - Skup się!- krzyknął Griwals zdenerwowany brakiem zainteresowania walką ze strony pierworodnego.
    - Przecież się staram- powiedział na tyle by ojciec usłyszał. Od kiedy hrabia wyjechał by dostarczyć list Selento miał głowę w chmurach. Zastanawiał się czy nowo poznany przeczytał go i jak wtedy wyglądała jego mina. Nie mógł się na niczym skupić, bo próbował wyobrazić sobie przebieg rozmowy między Irsusem a przyjacielem. Kątem oka zauważył jak elegancko ubrana postać obserwuje trening. Od razu rozpoznał w niej doręczyciela. Nagle napastnik powalił go na ziemię a do szyi został przyłożony mu stalowy miecz. Ojciec patrzył na niego z wściekłością i gniewem tysiąca ludzi wypisanym na ponurej twarzy. Głośno przełknął ślinę, jednak nie odważył się zabrać głosu, bał się, że jak tylko otworzy usta czerwony ze złości pan domu wybuchnie. Długo na to czekać nie musiał.
    - Co to miało być do stu...!- nagle zamilknął widząc, iż jego syn jawnie go ignoruje i spogląda w stronę filarów. Spostrzegł tam najlepszego kompana potomka- hrabię Devora, którego traktował prawie jak syna. - Pozwól do mnie!- zawołał złotowłosego, a ten nagle naprężył wszystkie mięśnie i podszedł spięty.
    - Słucham?- skłonił się lekko.
    - Powiedz mi co takiego dzieje się z mym synem? Zachowuje się ordynarnie! Jest do niczego! Od kiedy wróciłem z małżonką od hrabiny z balu jest nie do zniesienia. Kobieta lepiej by walczyła, aniżeli on.
    - Panie, choć miłość jest jak pszczoła która żądli, to przecież jakże wiele daje ona miodu- rzekł patrząc wprost w przerażone, szmaragdowe oczy.
    - Miłość? Lutios jest w kimś- nie dokończył bo młodzieniec szybko wstał z ziemi i uderzył Yurosa w żebra.
    - Nie słuchaj tych andronów! Uderzył się w głowę i teraz plecie trzy po trzy- dyskretnie spojrzał na przyjaciela, którego miał ochotę własnoręcznie udusić. Jak mógł powiedzieć to ojcu?

Na szczęście starszy mężczyzna tylko westchnął ciężko i machnął na nich ręką. Oddał miecz służącemu stojącemu niedaleko i wrócił do swoich spraw domyślając się, że potomek nie jest w szczytowej formie i nie da się dziś z nim wytrzymać. Postanowił poszukać żony i pomówić z nią na kilka poważnych tematów, których nie mogą odkładać w wieczność. Przyjaciele natomiast skierowali się do komnaty Lutiosa, w której będą mogli na spokojnie porozmawiać na tematy, które go nurtują. Rozsiadł się w jednym z dwóch foteli znajdujących się przy oknie. Hrabia usiadł naprzeciwko niego, ale uciekał wzrokiem byle by nie patrzeć na mężczyznę.

    - I jak? Opowiadaj. Jak wyglądał? Jak zareagował? Co mu powiedziałeś?- dopytywał podekscytowany.
    - Cóż... Rozmawialiśmy o magii- potarł o siebie ręce zdenerwowany.
    - Słucham?!
    - Nie rozmawialiśmy w cztery oczy. Jego matka nie opuszczała go na krok. Próbowałem się jej pozbyć, ale przez cały czas trzymała się jego ramienia. Kiedy zaproponowałem by mnie odwiedził ta kobieta nagle się wściekła i kazała mi się wynosić. Wygląda na to, że ma obsesję na punkcie tego twojego chłopaczka.
    - Ależ jak to?
    - Po prostu- nabrał powietrza i dodał- list mogłem przekazać tylko służącemu, który mówił, iż jest jego jedynym przyjacielem i mogę mu zaufać.
    - I zrobiłeś to?! Czyś ty powariował?! Jeśli to się wyda będziemy w niezłych tarapatach.
    - A co ja mogłem?- poderwał się z fotela i popatrzył oskarżycielsko na młodego Letorę. Ten pomasował nasadę nosa i także się podniósł.
    - Wybacz. Masz rację, dziękuję ci, że chociaż tyle zrobiłeś.

Nie tego się spodziewał. Teraz mógł się już pożegnać z marzeniem zobaczenia Selento. Od świtu do zmierzchu jest zajęty, a poza tym przez jego pochodzenie i tak nie zostałby wpuszczony do siedziby Irsusów. Był w kropce. Devor widząc przybranego brata w złym stanie przeprosił i wyszedł zmartwiony z komnaty. Poniósł klęskę i to była jego wina.


* * *


Yuros jako że mieszkał w posiadłości Letora krążył nocą po korytarzach i krużgankach, ponieważ przez wyrzuty sumienia nie mógł spokojnie zasnąć. Obwiniał się, bo przez jego nieporadność Lutios cierpi tęskniąc za błękitnookim. Gdyby wiedział jaka jest matka białowłosego rozegrałby to inaczej, niestety jest za późno. Przechadzając się po ogrodzie od tylnej bramy usłyszał rżenie konia i odgłos kroków. Przybysz po drugiej stronie uciszał wierzchowca i ewidentnie próbował się wkraść na obcy teren. Devor zdziwiony i zaniepokojony stanął za otwierającą się bramą. Po chwili została zamknięta przez włamywacza, który na dobrą sprawę go nie przypominał. Zakapturzona postać nie była zbyt wysoka ani postawna, jako wyszkolony w walce stwierdził, iż mógłby powalić ją jednym ciosem. Zakradł się od tyłu i naskoczył na przeciwnika, który natychmiast upadł sycząc z bólu. To było prostsze niż myślał. Natychmiast odwrócił wierzgającego i opierającego się gościa i szybkim ruchem zrzucił z niego kaptur. Nie pomogło to jednak, gdyż w ciemności widzialny był zaledwie zarys twarzy osobnika. Zirytowany fuknął i przerzucił chłopaka sobie przez ramię wcześniej skutecznie go unieruchamiając przez związanie pasem od płaszcza rąk i zatkanie ust kawałkiem materiału. Próbował się wyrwać, lecz silniejszy mężczyzna ukradkiem zabrał go do swojej komnaty. Zamknął wrota i bezceremonialnie rzucił obcego na podłogę. Dopiero teraz w pełni oświetlonym pomieszczeniu, co mógł zawdzięczać świecą rozstawionym na szafce, zobaczył z kim ma do czynienia.

    - To ty- wytknął palcem- tobie dawałem list dla Selento. Myślałem, że go nie przekażesz i doniesiesz pani domu.
    - No to się pomyliłeś!- warknął rozmasowując sobie obolałe mięśnie tyłka.- Mówiłem przecież, że Irsus i ja jesteśmy przyjaciółmi!
    - Ale co ty tu robisz?

Rivius wyprostował się i wstał mierząc się z hrabią wzrokiem. Nie obchodziło go, iż mężczyzna jest szlachcicem, nikt nie będzie traktował go jak worka ziemniaków. Nawet jeśli jest zwykłym sługą to także człowiekiem, żyjącą i czującą istotą. Po przeprosinach jakimi obsypał go długowłosy wyjaśnił cel przybycia do posiadłości Letora. Słysząc wywód hrabia był wniebowzięty, od razu postanowił zaprowadzić młodzieńca z granatowymi, krótkimi włosami do Lutiosa. Ten gwałtownie poderwał się z łoża jak tylko przyjaciel przedstawił mu służącego, któremu przekazał list. Zapalone w pomieszczeniu świece oświetlały promieniami trzech mężczyzn, z których jeden nerwowo chodził po komnacie.

    - Tak więc nie mogłem zabrać listu, gdyż straże w komnacie mojego pana od razu zwietrzyłyby podstęp. Ale proszę się nie denerwować- rzekł do czarnowłosego.
    - Nie rozumiesz. Tak się bałem, że doniesiesz na Selento...
    - Nigdy bym tego nie zrobił. Bądź co bądź tylko mi może zaufać.
    - Zastanawia mnie jedno. Mianowicie dlaczego pani Fresta- złotowłosy nie dokończył, gdyż ponownie głos zabrał Rivius.
    - To jest jej jedyny syn i bardzo się o niego martwi, w dodatku w jej mniemaniu ma tylko jego. Pan domu podróżuje i nie poświęca żonie uwagi, która obawia się, że gdy puści Selento w świat będzie tak samo. Trzyma go pod kluczem. Jedynym wyjściem by jego matka nie popełniła głupstwa jest podporządkowanie się.
    - Lutios powiedz mi czego ty oczekujesz?! Co masz zamiar zrobić jak się spotkacie? Po co ci on do szczęścia? Znasz swoje obowiązki: małżeństwo, przejęcie stanowiska i dziecko. Zasługuję na prawdę!- krzyknął zirytowany tym wszystkim hrabia, chciał by przyjaciel postawił sprawę jasno.

Mężczyzna przysiadł na łożu i przetarł rękoma znużoną twarz. Sam nie wiedział. Nie rozumiał swoich uczuć. Po prostu czuł, że Selento jest dla niego kimś wyjątkowym, kimś kogo chce chronić i kochać i być już zawsze razem.

    - Kochać?- odezwał się cicho. Gość i przyjaciel popatrzyli po sobie, a następnie wzrok skierowali na zielonookiego. - Czy to możliwe?
    - Oczywiście, że tak ty skończony głupcze- Yuros nie wytrzymał i musiał to powiedzieć. - Już dawno powinieneś to zrozumieć. Kochasz go. My to wiemy i ty to wiesz, choć nie dopuszczasz tej myśli do głosu.
    - Bo nie mogę. Sam znasz moje obowiązki, które muszę spełnić.
    - Wiem, wiem, ale wspominałem ci kiedyś, że nie możesz tańczyć jak ci zagrają. Proste pytanie, chcesz z nim być?
    - Tak- rzekł bez najmniejszego wahania w głosie. Wiedział już jak chce by jego życie wyglądało. A ono uwzględnia pewnego białowłosego mężczyznę.

Pół godziny później przy pomocy Lutiosa i Devora służący opuścił bezpiecznie posiadłość i pognał konia z powrotem do domu rodu Irsus. Zachwycony przebiegiem zdarzeń błękitnooki nie mógł zasnąć do poranka. Został wtajemniczony w plan obmyślony przez Letorę. Nie mógł doczekać się wprowadzenia go w życie. Nikt jednak mu nie zdradził powodów, dla których miało się odbyć spotkanie, a zaplanowane zostało na kolejną noc.


* * *


Promienie słońca wpadały do komnaty czarnowłosego mężczyzny przez otwarty na całą szerokość balkon. Przysiadające na nim ptaki śpiewały radosne pieśni. W miłym i ciepłym powietrzu czuć było zapach trawy oraz porannej rosy. W oddali dało się słyszeć odgłos rozmów służby, trąbki i końskich kopyt.

    - Czyżbyśmy mieli gości?

Mężczyzna poszedł do łaźni odświeżyć się, a gdy wrócił na posłaniu wyłożony widniał pachnący biały, bawełniany strój przeznaczony na ważne uroczystości. Zastanawiał się dlaczego rodzice kazali przyszykować galowy ubiór, z tego co wiedział dziś miały odbywać się lekcje etykiety, astronomii, języków obcych, prawa i sztuki władania szablą, gdyż ojciec uważał, że nie opanował tych trzech ostatnich do perfekcji Czyżby nie miał zajęć? Odetchnął z ulgą. Najbardziej nie znosił uczenia się kodeksu z prawem i etykiety. Z resztą jakoś sobie radził, ale rodzina i tak uważała, że wszystko musi być idealne. Na świecie nie ma ideałów, lecz oni nie zdają sobie z tego sprawy. Patrzą na wszystko z obłudą, która nie pozwala trzeźwo myśleć. Po przebraniu się niespiesznie skierował swe kroki do głównej sali, w której zawsze przebywało małżeństwo. Mijał krzątających się po korytarzach służących i pokojówki, którzy na jego widok kłaniali się lekko i wracali do swoich zajęć. W domu był szanowany i przez większość nawet lubiany, on także ich lubił. Gdy w końcu dotarł do wrót otworzył je i wszedł do środka. W centrum pomieszczenia stał okrągły, drewniany stół, przy którym siedzieli rodzice i jeszcze kilka innych osób, których nie znał. Bordowe kotary były odsłonięte i wpuszczały światło do sali dodając dziwnej atmosfery, której nie potrafił opisać słowami. Była jakby przytłaczająca, ciężka i wyrażała negatywne emocje.

    - Witam zebranych- skinął głową i przyjrzał się każdemu z osobna. Pan domu wstał.
    - Cieszę się, że przybyłeś tak szybko- rzekł z nutą ironii w głosie, która była doskonale słyszalna. - Pragnę ci kogoś przedstawić- chwycił potomka za ramię.
    - Czy to oznacza, że dzisiaj zajęcia są odwołane?- zapytał z nikłym uśmiechem, który zamienił się w banana na twarz, gdy matka potwierdziła jego przypuszczenia.
    - Ostatnio hrabia wspomniał coś o miłości, zgadza się?
    - Tak, masz rację- odparł, dobry nastrój prysł jak bańka, już mu się ta rozmowa nie podobała.
    - Zdałem sobie sprawę, a właściwie twoja droga matka nakierowała mnie na trop, z tego, że potrzebna jest ci druga połówka.
    - Druga połówka? Ale czego? Mam wszystko czego potrzebuję. Z wyjątkiem czasu- dodał w swojej głowie.
    - Potrzebujesz osoby, która będzie cię kochać i zajmie moje miejsce w twoim sercu. Musisz mieć kobietę gotową zawsze ci pomóc, wysłuchać i umilić czas- odparła pani domu.
    - Czy masz może na myśli- aż bał się powiedzieć to słowo.
    - Ta pani- Griwals złapał dłoń młodej panienki siedzącej przy stole i podprowadził do niego- zostanie twą żoną.

Nagle nogi się pod nim ugięły. Nie potrafił złapać oddechu a serce mało nie wyskoczyło z piersi. Biło szybko i okropnie bolało jakby ktoś wbił mu w nie sztylet. Po plecach przeszły zimne ciarki a oczy błyszczały się z szoku. W głowie próbował na każdy możliwy sposób inaczej zinterpretować zdanie ojca, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Chciał by „ta pani zostanie twą żoną” było tylko żartem, wymysłem jego wyobraźni, lub znaczyło coś innego. Średniego wzrostu kobieta o pomarańczowych lokach i szarych oczach uśmiechała się do Lutiosa. Ten nie wiedział co o niej myśleć. Jak to ma zostać jego małżonką? Przecież oni się nawet nie znają, a co dopiero kochają. On kocha Selento nie ją!

    - Dlaczego?- powiedział cicho.


* * *


Ubrany w czarną tunikę i takiego samego koloru długie bawełniane spodnie, jak zwykle o tej porze młody Irsus spędzał czas z matką w ogrodzie, lekcje miał dopiero za kwadrans. Leżał na trawie i wpatrywał się w lazurowe niebo, a ona siedziała tuż obok. Jego białe włosy wyglądały jakby żyły własnym życiem. wirowały i podwiewane przez lekki wiaterek. Już nie mógł się doczekać dzisiejszej nocy. Po kilku tygodniach wreszcie będzie mu dane zobaczyć Lutiosa. Mimo że nie rozmawiali wiele to wydawało mu się, iż zna go całe życie. Samo wypowiedzenie jego imienia na głos sprawiało, że serce przyspieszało swój rytm a na twarzy pojawiał się delikatny rumieniec.

    - …ento...Selento!- krzyknęła Fresta potrząsając jego ramieniem. - Słyszysz mnie? Co się z tobą dzieje?
    - Zamyśliłem się. Mamo czy przypadkiem hrabina Deodra cię gdzieś nie zapraszała?
    - Nie, skąd takie pytanie? To był jedyny raz kiedy musiałam wybyć, ale nie martw się, to się więcej nie powtórzy- pokazała białe ząbki uśmiechając się szczerze. Nie wiedziała, że w tej właśnie chwili syn się kompletnie załamał. Nie wiedział bowiem jak przekraść się do Świetlistego Lasu niezauważonym, lecz z pewnością coś wymyśli.
    - Jacy się Letora?- padło z jego ust dziwne pytanie.
    - Masz na myśli Griwalsa Letorę? To okropny człowiek! Tak samo jak cała jego rodzina. Uważają się za lepszych od innych, dążą do celu po trupach. Rozwijają politykę zagrażając nam i zabierają naszych współudziałowców! Jedyny plus, że twój ojciec podróżuje to to, że zdobywa nowe ziemie i podporządkowuje je sobie. Podobnie jest z ludźmi. Boję się myśleć co by było gdyby ten przeklęty drań wpełzł na statek. Na nasze szczęście woli mieć pod stałą kontrolą swoją rodzinę, więc nigdy nie odważy się na taki krok.
    - Czyż z nami nie jest identycznie?
    - Oczywiście, że nie! My jesteśmy lepsi od nich i mamy więcej możliwości. Ten jego syn także się do niczego nie nadaje. Ostatnim razem spotkałam ich na przyjęciu mojej przyjaciółki. Młodego Letory tam nie było.

W tej chwili Selento pomyślał sobie- bo był ze mną. Chciałby powiedzieć to na głos, lecz nie może. Wszystko by się wydało a na to pozwolić nie mógł. Nagle do ogrodu wpadła służąca i głośno dysząc pokazywała w stronę bramy południowej. Ani pani domu, ani jej potomek nie rozumieli co próbuje im powiedzieć. Po chwili, gdy udało się jej złapać oddech powiedziała, że pan domu wrócił. Fresta poderwała się z ziemi i pobiegła ku bramie. Młodzieniec wstał i wpatrywał się w przestrzeń mimowolnie się uśmiechając. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Jeśli ojciec rzeczywiście wrócił to on będzie mógł pójść na spotkanie. Dusza białowłosego radowała się jak jeszcze nigdy. Ruszył za panią domu i po kilku minutach zobaczył ją stojącą na środku drogi prowadzącej do posiadłości. W dłoniach mięła boki swej szkarłatnej sukni a z powiek po policzkach spływały łzy. Podszedł do niej i delikatnie położył rękę na jej ramieniu. Raptem ujrzał jak postać bez butów na nogach za to z wiankiem złotych kwiatów na szyi idzie w ich stronę. Młodzieniec oniemiał z wrażenia gdy zdał sobie sprawę, iż jest to jego ojciec. Szczęka trzasnęła o ziemie obojgu na widok pana domu ubranego jedynie w sięgającą za kolano złotą spódnicę. Miał także rozczochrane brązowe włosy. Szedł dumnie i cały czas patrzył na rodzinę.

    - Witajcie- zrobił dłonią koło w powietrzu, podskoczył na jednej nodze i podniósł prawą. - To powitanie, którego nauczyłem się będąc na wyspach Flishez.

Kobieta wzruszona wpadła mu w ramiona i nie zamierzała puszczać. Mężczyzna przywitał się z synem prowadząc oboje do posiadłości. Cieszył się z powrotu do domu. Kochał swoją rodzinę najbardziej na świecie. Zawsze marzył by zabrać ich ze sobą i pokazać kraje, które pokochał przez niezwykłe historie, ludność, wierzenia i wiele innych rzeczy. Koniecznie musi pomówić z obojgiem. Minęły cztery godziny, w czasie których lekcje Selento zostały odwołane przez samego ojca. Zaprosił potomka do komnaty jego i małżonki, która ani myślała dać mu odrobinę przestrzeni. Błękitnooki przysiadł w fotelu i czekał cierpliwie na to co ojciec ma do powiedzenia. Kiedy zdołał na kilka chwil uwolnić się od żony wstał i podszedł do okna. Zaczął wywód od przeprosin, ponieważ przyznał się, iż poświęcał rodzinie bardzo mało czasu. Następnie przeszedł do bardziej interesującej- jego zdaniem- kwestii.


    - Podczas podróży odwiedziłem mnóstwo nowych krain. Spotykałem niesamowitych ludzi, zagłębiałem się w ich kulturę, poznawałem obyczaje tam panujące. To było nie do opisania, trzeba to zobaczyć na własne oczy by uwierzyć. Słyszałem pogłoski... Nie wiem czy są prawdziwe, ale istnieje taki kraj gdzie mieszkańcy praktykują magie- na samo słowo „magia” młody mężczyzna zareagował poruszeniem, a jego oczy zabłysły ciekawością.
    - Ależ Bostusie każdy wie, że coś takiego jak czary nie istnieje. Mimo że twój pierworodny się tym interesuje, to nie wyklucza faktu, że to tylko bajki.
    - Może i bajki, ale mam zamiar sprawdzić to na własnej skórze i chcę byście popłynęli ze mną. Tęsknie za wami, więc postanowiłem, że za kilka dni wypłyniemy w morze.
    - Wszyscy?- zapytała Fresta.
    - Oczywiście, posiadłością zajmie się mój zaufany człowiek, a nasza trójka pozwiedza przepiękne lądy. Statek jest gotowy, wszystkim zająłem się osobiście zanim tu przyszedłem. Mam także niespodziankę dla ciebie Selento. W niedalekiej krainie poznałem czarującą młodą panienkę, która ma włosy tego samego koloru co ty. Wyróżnia się w tłumie, jest ważną osobistością na wyspie i przede wszystkim skradnie twoje serce.
    - Mówisz, że moje jedyne dziecko powinno wziąć ślub?- zaniepokoiła się Fresta.
    - Naturalnie, to już ten wiek, nie uważasz synu?