Powered By Blogger

poniedziałek, 31 października 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 21


Hej :) Przepraszam, że nie wstawiłam wczoraj rozdziału. Nie zapomniałam o nim, ale wynikły pewne sprawy i nie miałam dojścia do Internetu przez kilka dni.

Uwaga na przyszłość! Jeśli jakiś rozdział (kiedykolwiek miałoby się to zdarzyć) nie pojawi się w określonym terminie, ja na ten temat nic nie powiem, nie będę aktywna na blogu dłużej niż 2 miesiące to znaczy, że wącham kwiatki od spodu :) Żyć zamierzam jak najdłużej, ale mówię o tym... tak na wszelki wypadek. Wtedy będziecie wiedzieć, że blog nie będzie prowadzony, bo zabrakło mnie.

Dziękuję za komentarze :)









~ Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie. ~
Jan Twardowski


Caleb zamarł. Dowiadując się kim jest przystojny mężczyzna rozmawiający z jego mężem w życiu by się nie spodziewał, że to osoba, którą Kaylor darzył szczególnym uczuciem. Z jakiegoś powodu poczuł mocny ucisk w sercu. Patrząc na scenę rozgrywającą się w pewnej odległości odczuł irytację. Nie wiedział dlaczego, ale zaczynało go denerwować, że jakiś obcy mężczyzna stoi tak blisko jego męża i wygląda jakby z nim flirtował. Obejrzał się na Danna.

    - Puść mnie. Możemy w końcu dotrzeć do drzwi? – mówił obojętnym tonem jakby nic go już nie interesowało.
    - Jeśli tam podejdę to zabiję Zacka na miejscu. Ten śmieć ma czelność zachowywać się jakby się nic nie stało? Tupetu i pewności siebie mu nie brakuje! Po tym wszystkim zamierza się wywyższać ponad wszystkich?!
    - Dann, wrzuć na luz. Teraz to ty zachowujesz się jak wariat. Jesteś zazdrosny o Kaylora? Zdajesz sobie sprawę, że on ma męża? – zażartował Atkinson.
    - Nie pieprz! To ten skurwiel nie jest uświadomiony, że jego Kaylorek nie jest już kawalerem.
    - Rzeczywiście bardzo nienawidzisz tego Zacka, ale tylko dlatego, że Ledwood się z nim spotykał? – mówił jakby zapomniał o obecności milczącego na zewnątrz, a wrzeszczącego w duchu, Caleba. Dann nie potrafił się powstrzymać od powiedzenia wszystkiego od razu. Czuł wściekłość na samą myśl przebrzydłego drania.
    - Collins porządnie namieszał w życiu Kaylora. Zaczęli się spotykać gdy twój kumpel miał piętnaście lat. Przez kolejne dwa byli w związku. Ten dupek tak bardzo rozkochał w sobie Ledwooda, że ten nie widział poza nim świata. Był w nim do szaleństwa zakochany. To pierwszy i jedyny facet, któremu Kaylor się oddał. To może nie jest informacja, o której powinienem wiedzieć, ale to mi się zawsze zwierzał i płakał na moim ramieniu, gdy został przez Callinsa rzucony. Zack potraktował go jak zabawkę, która po pewnym czasie mu się znudziła. Kiedy Kaylor doszedł do siebie po takim ciosie diametralnie się zmienił. Zaczął kłócić się z ojcem, a każdego następnego kochanka traktował ja śmiecia. Żadnego nigdy nie kochał, nie szanował, a po seksie zaraz wywalał ich z łóżka. Nie poznawałem go. Wtedy nie przypuszczałbym, że przez złamane serce zmieni się nie do poznania. To świadczy tylko o tym, jak wielki wpływ miał Zack na Kaylora.

Calebowi nie chciało się tego słuchać. Zdawał sobie sprawę, że Dann musi się przed kimś wygadać, zważywszy, że to nie jest jakaś błaha sprawa, a przez dotychczasowe życie trzymał to w tajemnicy. Jednak pragnął by już ucichł. Nie potrafił słuchać o mężczyźnie, który był w przeszłości dla jego męża całym światem. Czuł narastającą złość i z jakiegoś powodu zazdrość. Wbrew sobie dowiedział się jaki był brunet zanim nastała w nim zmiana. Gdyby nie powiedział tego wieloletni przyjaciel jego męża to nie uwierzyłby w takie brednie. W dodatku „pierwsza miłość”, „pierwszy kochanek”, „jedyny mężczyzna, któremu Kaylor się oddał” doprowadzały go do wrzenia. W jednej chwili poczuł się okropnie jakby odechciało mu się żyć. Mimo że partner został tak skrzywdzony to śmiało rozmawia i uśmiecha się do swojego byłego. Dlaczego to robił mając do niego wielki żal?

    - Twój mąż, ten skończony naiwniak wciąż nosi srebrny wisiorek, który dostał od Callinsa lata temu w prezencie. Jeszcze nigdy przez piętnaście lat nie widziałem, żeby zabrakło tej gównianej ozdóbki na jego szyi.
    - Ja także nie – syknął Caleb zwracając na siebie uwagę. Żałował, że w ogóle tu przyjechał, gdyby siedział w domu to nie dowiedziałby się tych wszystkich rzeczy o partnerze.
    - Kontrolujcie się przed wybuchem, gdy tam podejdziemy – zaznaczył Atkinson.


~~* * *~~


Był zdumiony widząc tutaj Zacka. Nie przypuszczał, że jeszcze się kiedyś spotkają. To było zaskakujące. Były kochanek przywitał się z nim. Jeśli miałby określić uczucia, które w tej chwili czuł to byłoby to zmieszanie oraz zaskoczenie. Nadal doskonale pamiętał jak cierpiał po zerwaniu z nim, jak wypłakiwał swoje smutki przyjacielowi, któremu jako jedynemu wszystko wyznał. Zabolało go to, że mężczyzna, z którym przed laty dzielił miłość traktował go w sposób jakby nic się nie wydarzyło. Z jakiegoś powodu dziwnie mu było w towarzystwie Zacka, starszego od niego o pięć lat. Czuł się trochę niezręcznie, lecz mężczyzna stojący obok zachowywał się normalnie.

    - Miałem w mieście coś do załatwienia i bardzo się cieszę, że nie przełożyłem tego na inny dzień. Wtedy nie mógłbym cię spotkać. To dość nieoczekiwane – uśmiech nie schodził mu z twarzy.
    - Tak... Świąteczna niespodzianka?
    - Określiłbym to bardziej mianem przeznaczenie. Nasze spotkanie po latach musiało być zapisane w gwiazdach – puścił Ledwoodowi oczko. – Ostatnim razem gdy się widzieliśmy miałeś siedemnaście lat. Naprawdę wyrósł z ciebie niezły przystojniak. W takim wydaniu podobasz mi się jeszcze bardziej. Co tu porabiasz?
    - Przyjechałem na zakupy z kumplami i mężem – rzucił cierpko uświadamiając sobie, że Collins otwarcie z nim flirtuje. Nie spodobało mu się to. W tym momencie doszedł do wniosku, że nie powinien wywoływać nieporozumień i grać w otwarte karty. Cieszył się, że Danna tutaj nie ma, bo ich spotkanie dobrze by się nie skończyło. Przypuszczał także, że Callaway mógłby wygadać się przed Calebem, a nie chciał drażnić męża. Chociaż czy partner miałby się o co wściekać? Byli małżeństwem, ale nie łączyło ich żadne uczucie, nie było między nimi miłości, więc jakakolwiek zazdrość nie mogła pokazać swoich szponów.
    - Żartujesz – rzucił pospiesznie mężczyzna. – Mąż? Kpisz sobie ze mnie.
    - Dlaczego miałbym? Między nami wszystko zamknięte. Sam zakończyłeś nasz związek stwierdzając, że ci się znudziłem, chociaż fajnie ci się mnie pieprzyło. Myślisz, że modliłbym się i szukał cię, żebyś do mnie wrócił? Wyobrażasz sobie zbyt wiele. Nic a nic się nie zmieniłeś. Twoja gadka na podryw jest ta sama co wcześniej, zawadiackie zachowanie także. Mógłbym dać sobie głowę uciąć, że masz gdzieś faceta, który czeka aż wrócisz do domu, nieświadomego, że zdradzasz go z kimś innym lub próbujesz to zrobić.
    - Faktycznie kogoś mam, ale ja go raczej traktuję jak kilkomiesięczną przygodę – wzruszył ramionami.
    - A on naiwnie wierzy, że kochasz go i jesteś wierny – prychnął. – Fajnie było cię znowu zobaczyć i wiedzieć, że dobrze ci się wiedzie, ale jak już mówiłem mam wspaniałego męża i nie zamierzam go potraktować jak ty mnie.
    - Do tej pory miałeś mi to za złe?
    - Nie, to przeszłość. Zapomnijmy o tym i udawajmy, że nigdy nas nic nie łączyło. Bo to prawda. Tylko ja w naszym związku kochałem. Ty się bawiłeś.

Zdumiały Collins wypuścił powietrze ze swoim typowym uśmieszkiem. Podszedł do niego w jednej chwili zostając przytulonym przez starszego mężczyznę. Nie odwzajemnił tego, nie miał powodu, by to robić. Były kochanek szepnął mu na ucho „Do zobaczenia” i zniknął po drugiej stronie budynku kierując się na parking. Powędrował za nim wzrokiem. Mężczyzna zatrzymał się niedaleko wejścia przy białym samochodzie. Zack zorientował się, że jest przez niego obserwowany, więc pomachał mu, chwile później odjeżdżając. Może to dziwne, ale gdy został sam poczuł ulgę. Ale co miały znaczyć jego ostatnie słowa? Nie miał najmniejszego zamiaru ponownie się z nim spotykać, co więcej nie ma mowy o żadnym skoku w bok. Szczególnie gdy tą osobą miałby być ten przewrotny facet. Przypuszczał, że gdyby Callaway dowiedział się, że ich znów coś łączy to w jednej sekundzie straciłby przyjaciela, który włożył dużo wysiłku, by w krótkim czasie postawić go na nogi po brutalnym zerwaniu.
Kilka minut później zobaczył, że dwaj przyjaciele i mąż zbliżają się do niego. Nie wdawali się w rozmowy, pomknęli prosto do samochodów uciekając z lodowatego dworu. Harry zaproponował, żeby zjedli coś na mieście we czwórkę, ale Caleb i Dann najwyraźniej nie byli zachwyceni tym pomysłem, bo siedzieli cicho i słowem przez całą drogę się nie odezwali. Konwersację prowadził z Atkinsonem, bo tamci dwaj wydawali się być nie w sosie. Koniec końców i tak zatrzymali się w jednej z restauracji i pochłonęli ciepły obiad.


Po dotarciu do Kansas kumple przesiedli się do swoich aut i wrócili do siebie, a oni do swojego mieszkania. Zastanawiał się nad zachowaniem męża, który wyraźnie był czymś przygnębiony. Martwił się o niego, bo od długiego czasu nie zachowywał się w ten sposób. Czyżby teraz miał powód?

    - Od kiedy wróciliśmy z galerii wyglądasz na wkurzonego. Powiesz mi co...
    - Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku – wszedł mu w słowo. – Będę teraz zajęty, więc nie przeszkadzaj mi. Dzięki – wjechał do swojego pokoju i zamknął drzwi na klucz.
    - Nie potrafisz kłamać, przecież widzę, że coś jest nie tak – mruknął do siebie kierując swoje kroki do salonu. Naprawdę nie wiedział co ugryzło męża. Nim zajmie się później, na obecną chwilę ma dużo pracy i musi się z nią uporać. Prawdopodobnie zejdzie mu to do wieczora, ale nikt tego za niego nie zrobi. Jeśli chce wznieść wydawnictwo na wyżyny to koniecznie musi się do tego przyłożyć i jeszcze wielu rzeczy się nauczyć. Nie wiedział jak długo to zajmie, ale sprawi, że ich wydawnictwo stanie się jeszcze popularniejsze i zaczną wydawać więcej wspaniałych książek.


~~* * *~~


Czuł się okropnie i nie potrafił wyjaśnić dlaczego. Coś go ściskało w piersi i czuł palący ból. Od kilku godzin nie potrafił skupić się na pisaniu, bo głowę zaprzątała mu sytuacja z galerii. Obraz męża przytulanego przez Zacka utkwił mu w pamięci na stałe. Nie miałby problemu gdyby to był ktoś obcy lub osoba, która dla Kaylora nic nie znaczyła. Przynajmniej nie leżałoby mu to tak na sercu. Ilekroć przywoływał do pamięci informacje pozyskane od Danna nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że czuje silną zazdrość.

    - Dlaczego tak bardzo to rozpamiętuję? Od początku wiedziałem, że mój mąż miał wielu przede mną. Nie zaskoczyło mnie to. Zack należy do przeszłości, a tylko idioci są o nią martwią. Więc jestem idiotą – dodał po dłuższej chwili wahania.

Próbował nie dopuszczać do siebie myśli, które łatwo wyjaśniały powód jego irytacji. Prawda była na wyciągnięcie ręki, lecz on bał się tego zrobić, przeczuwając, że będzie przez to na przegranej pozycji. Nie przejąłby się ex kochankiem Kaylora gdyby mąż poprzednio traktował go jak kumpla do seksu. Nie było tak. Collins był kochany przez jego męża, co więcej nie tylko był jego pierwszym kochankiem. W ich związku tym, który był na dole jest Kaylor.
    - Zack był jedyna osobą, której Kaylor oddał się w pełni.

Zgadzając się na seks z mężem zdawał sobie sprawę, że to on wyląduje na dole i nie przeszkadzało mu to, gdy Ledwood zapewnił, że odpowiednio się nim zajmie. Od miesięcy robili to wiele razy, i było fantastycznie, lecz nigdy nie zaproponował, żeby się zamienili.

    - I nie zrobi tego. Na co ty liczysz, Caleb? – mówił do siebie. – Kochał Collinsa, o ile wciąż czegoś do niego nie czuje, ciebie nie miałby powodu kochać. Dlaczego nie przejrzysz na oczy? W waszym małżeństwie nie ma czegoś takiego jak miłość.

Zbierało mu się na płacz. Wolałby chyba żyć w niewiedzy niż uświadomić sobie, że w tak krótkim czasie zakochał się w Kaylorze.


Około dziesiątej postanowił wyłączyć komputer i pójść do sypialni. Nie będzie się przed mężem chował w nieskończoność. Nie chciał go również niepokoić. Przejeżdżając przez korytarz spostrzegł leżącego na sofie, na wpół przytomnego partnera. Podjechał do niego orientując się, że błękitne oczy są w niego wlepione. Uśmiechnął się lekko przeczesując dłonią czarne pasma. Kaylor odwzajemnił uśmiech i westchnął cicho.

    - Uwielbiam jak to robisz. Nie przerywaj.

Kaylor poprawił się na kanapie, by Caleb miał lepszy dostęp do jego głowy. Wplatał dłoń w jego włosy ciągnąc je w górę, lecz nie sprawiając mężczyźnie bólu. Każde pasmo nakładał na poprzednie tworząc z nich zabawną fryzurę.

    - Zamierzałem się dzisiaj z tobą kochać, ale jestem zbyt zmęczony – jęknął. – Daj mi buzi to się rozbudzę.
    - Skąd ta pewność, że mam dzisiaj na to ochotę? – uniósł brew.
    - Wystarczy, że cię trochę popieszczę, a szybko najdzie cię ochota.

Usiadł i przyciągnął do siebie wózek ustawiając go przodem do siebie. Spojrzał wprost w zielone tęczówki, a przeszło go jakieś niemiłe uczucie. Tak jak się domyślał, Caleb miał mu coś za złe. Zrobił coś o co mąż ma pretensje, ale nie powie tego otwarcie udając, że wszystko gra. Jak zdążył go poznać, tak wiedział, że sam z siebie nie zacznie rozmowy. Powinni kiedyś usiąść i na spokojnie szczerze pomówić o sprawach, które ich trapią. On chętnie dowiedziałby się jak Antrosa zarabia na życie, bo wiedział, że pracuje. Jednak blondyn nie chciał zdradzić jaki ma zawód i kiedy go wykonuje. Akurat to musi nieco poczekać, bo planuje z mężem trochę nocnych igraszek.
Pochylił się w przód i dotknął swoimi ustami jego. Przez chwilę Caleb się opierał i nie odwzajemniał pocałunku, jednak pod jego uporem i coraz to bardziej chaotycznym tańcem warg uchylił swoje.

    - Teraz widzę, że mnie chcesz – ostatni raz musnął słodkie wargi.

Sprawnym ruchem, przy pomocy Cala, podniósł go z wózka i zaprowadził go do łazienki zostawiając pojazd w salonie. Trzymając go na rękach udało mu się otworzyć ściankę od wanny. Posadził na niej męża.

    - Dzisiaj kąpiemy się razem. Wanna jest spora, więc będzie dobrze. I ciekawie.
    - Co rozumiesz przez ciekawie? – w sumie to nie musiał pytać, bo doskonale wiedział. Przez cały dzień miał paskudny humor, więc może mały relaks nie będzie taki zły.

W odpowiedzi na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech. Nie tracąc czasu pozbył się najpierw całego swojego odzienia, a następnie rozebrał męża. Długo nie musiał czekać, aż na twarzy małżonka rozbłyśnie czerwony rumieniec. Poczekał aż Caleb przesunie się w środek wanny. On wszedł do niej gdy zostało mu zrobione miejsce, po czym zamknął ściankę i odkręcił wodę uprzednio ustawiają komfortową temperaturę. Ani za wysoką, ani za niską. Wpierw zastanawiał się gdzie powinien usiąść, ale z racji, że uwielbiał przyglądać się speszonemu mężowi usadowił się za nim. Zmusił go, by oparł swoje plecy o jego tors.

    - Całkiem miło co?
    - Nie radzę ci próbować czegokolwiek. Od tego jest łóżko – mruknął spuszczając głowę na dół.
    - Aleś ty zasadniczy. Seks można uprawiać w różnych miejscach. Nie koniecznie na łóżku.
    - Z całą pewnością, zaznaczając, że obie osoby są zdrowe.
    - Jesteś zdrowy, po prostu masz utrudnione możliwości poruszania się, ale to nie jest problem. Widzę, że się o coś dąsasz. Nawrzeszcz na mnie, zdenerwuj się, ale nie zakładaj tej maski mówiącej „nic mnie nie obchodzi, wszystko jest dobrze”.


~~* * *~~


Kaylor jest uparty jak osioł i nie odpuści mu. Dlaczego brunet nie potrafi zrozumieć, że on chce spokoju? Nie będzie mu się tłumaczył ze swoich humorków. Nie dość, że byli w takiej sytuacji, to na domiar złego miałby mu robić wyrzuty z idiotycznego powodu. Co miałby powiedzieć Ledwoodowi? Aby kochanek zdjął ten wisiorek z szyi, bo jak tylko go widzi to go szlag trafia?! Tak właśnie się czuł. Wcześniej nie zwracał na niego specjalnie uwagi, ale poznając jego pochodzenie, nie potrafił znieść, że ta ozdoba nie odstępuje Kaylora na krok. Śpi w nim, kąpie się i tylko czasami zdejmuje, by go wyczyścić. Wyobraził sobie, że mówi to wszystko ujawniając, jak bardzo potrafi być zazdrosny o głupią rzecz, a mąż zaczyna się z niego śmiać. Dla niego samego to była czysta komedia. Był pewny, że mąż wciąż czuje coś do Zacka, mimo że ten okropnie go potraktował. To musiała być przyczyna, dlaczego nawet po tylu latach obejmuje tą głupia rzecz specjalnym traktowaniem.

    - Czego ode mnie oczekujesz? – odezwał się w końcu Caleb.
    - Wyjaśnień. Czy to tak wiele?
    - Mógłbym zapytać cię o to samo – syknął. – Ode mnie oczekujesz, że powiem ci wszystko jak na świętym kazaniu, a siebie nie widzisz. Przestań doszukiwać się czegoś czego nie ma i zapomnij. Jeśli chcesz seksu to się pospiesz z kąpielą – Kaylor niespodziewanie złapał go za żuchwę i mocno odwrócił ku swojej twarzy przechylając tym samym jego ciało. Mąż wpatrywał się w niego jakby Caleb go obraził.
    - „Jeśli chcę seksu”? – warknął. – Zdaje ci się, że pusty, nic nieznaczący stosunek, który mógłbym odbyć z byle kim mnie zadowoli? Może kiedyś. Teraz chcę się kochać z moim mężem, ale nie chcę, by się do tego zmuszał. Zróbmy to jak należy, a nie na odpierdziel. Odkąd ciebie poznałem moje życie uległo zmianie, już nie chcę wracać do tego co było. Nie traktuj mnie jak swojego wroga, lecz przyjaciela, osobę, której możesz się zwierzyć, porozmawiać. Jeśli tego nie robisz i cierpisz po cichu, boli mnie to.

Kaylor mówił poważny głosem kryjącym w sobie sieć emocji, nie odrywając wzroku od niego. Mógłby przysiąc, że słyszał jego głośne bicie serca. Może to co brunet mówił było poniekąd prawdą, lecz bał się komuś stuprocentowo zaufać. W myślach karcił się za to. Kocha Kaylora, a zachowuje się w ten sposób raniąc go. Pierwszy mężczyzna, którego pokochał czuje się przez niego źle. Jestem okropny, od zawsze chciałem, żeby jakiś mężczyzna traktował mnie jak robi to on. A ja uciekam. Chowam się, boję. Teraz gdy go mam, odpycham go od siebie. Przestań się bać, Caleb. Po prostu mu powiedz. Czy to jest takie trudne?

    - Przepraszam. Chciałem, żeby to tak zabrzmiało, ale nie chciałem cię urazić. Pragnę tego co ty. Nie zmuszam się do sypiania z tobą. Lubię to – mówiąc to próbował zapaść się pod ziemię ze wstydu. – Ale zdecyduj się na coś. Chcesz teraz o tym rozprawiać czy iść do łóżka?
    - Kochanie – zamruczał mu do ucha – zamierzam zrobić obie te rzeczy. W odpowiedniej kolejności.

Ledwood zamykając jego usta pocałunkiem zmusił do milczenia. Potem dodał, że zamierza wysłuchać go do końca, ale po kąpieli. W ten sposób chciał dać mu czas, by Antrosa ustalił sobie co chce dokładnie powiedzieć i jak to zrobić, by nie zacinać się co chwila. Partner wziął w dłoń gąbkę i nalał na niej słodko pachnącego płynu. Zaczął jeździć nią po ciele blondyna nie omijając żadnego skrawka ciała. W trakcie pieścił jego usta swoimi. Caleb z satysfakcją zarzucił mu ręce na szyję przyciągając do siebie. Czuł mrowienie w całym ciele gdy chropowata strona gąbki pieniącej się, jeździła po jego skórze.

    - Ty już skończyłeś, moja kolej.

Zabrał z dłoni Kaylora myjkę i przejechał nią wzdłuż jego torsu. Mężczyzna uśmiechnął się z aprobatą na przejęcie przez Caleba inicjatywy. Młodszy mył go tam, gdzie sięgnęła ręka i umożliwiało mu to poruszanie się. Wyszło na to, że nie udało mu się dotrzeć do pleców, ale może to i dobrze, bo obawiałby się ich dotknąć. Gdy ostatnim razem współżyli, nie kontrolując się, podrapał całe plecy bruneta i od tamtej pory nie pozwala mu się do nich zbliżać. Nie zrobił tego specjalnie, by sprawić mu ból, to przyszło samo i nie potrafił tego powstrzymać.
Kochanek po spłukaniu z nich piany postanowił poleżeć z nim odrobinę dłużej w ciepłej wodzie. Ledwood rozłożył się w całej wannie a on leżał oparty o klatkę męża. Naprawdę było mu dobrze i miło. Jak kiedyś nie znosił przebywać w towarzystwie Kaylora, tak teraz najchętniej nigdy by się z nim nie rozstawał. Trudno było mu zaufać, ale w końcu to zrobił i był z tego powodu dumny z siebie. Coś się w nim zmieniało, a on bezsprzecznie to akceptował.
W pewnym momencie poczuł jak dłonie kochanka, z torsu, ześlizguje się coraz niżej docierając do pasa. Kaylor masował energicznymi ruchami jego pachwiny przyciskając je i ugniatając. Gdyby tylko mógł ruszać nogami, w tej chwili rozłożyłby je na boki dając partnerowi dostęp do siebie. Podniecał go intensywny dotyk jak również zęby podgryzające jego płatek ucha. Odchylił głowę wbijając ją w pierś męża.

    - Kaylor – wydusił z siebie po zaczerpnięciu powietrza.
    - Hm? Przyjemnie, prawda?


W odpowiedzi dostał przeciągły jęk rozchodzący się echem po całej łazience. Nie szczędził blondynowi tych drobnych pieszczot. Dawał mu jak najwięcej, chcąc mu udowodnić, że nie myśli tylko o sobie, ale Caleb to przecież dostrzega. Nie przestając go masować nacisnął wolną ręką odpływ, by woda czym prędzej zniknęła. Jakby wyczuwając myśli blondyna, podciągnął go do siebie i rozłożył mu nogi, na tyle na ile pozwalała mu przestrzeń wewnątrz wanny. Widząc, że członek kochanka twardnieje zaczął dotykać lubieżnie jego jąder. Macał je, głaskał opuszkami i przelewał przez palce napawając się widokiem rozochoconego małżonka. Obserwował jak Cal próbuje nieudolnie zdusić w sobie westchnienia. Co rusz po pomieszczeniu jego głos odbijał się od ścian i powracał. Kaylorowi zachciało się śmiać widząc purpurową twarz męża, ale to on doprowadził do takiego stanu, z czego był wielce zadowolony.

    - Przestań mnie dręczyć – dyszał głośno prosząc, by partner przeszedł do czegoś więcej.
    - Cierpliwości, kotku.

Miał ochotę nabić się na penisa Ledwooda i szybko się na nim poruszać. Tak bardzo potrzebował go w sobie. Sam nie wierzył, że tak pomyślał, ale mężczyzna odbierał mu rozum. Chciał go mieć już w sobie, skoro o innej kombinacji nie było mowy, musiał po prostu się poddać brunetowi. On tak czy inaczej miał go w garści, bo prawdą było, że na chwilę obecną nic nie zrobi sam. Próbując przybliżyć się do ciała Kaylora poczuł coś co było niesamowicie twarde i obijało mu się o dół pleców. Natychmiast nad jego głową zapaliła się lampka sygnalizująca czym owa rzecz była. Skoro temu draniowi też stoi na baczność, to dlaczego nie przeniosą się w końcu do sypialni?!

    - Kiedy zamierzasz... – nie dane mu było dokończyć, gdyż jego usta zostały porwane do namiętnego tańca, którego wyuczył się idealnie.
Caleb zapytał, kiedy on zamierza? Zależy co? Bo do dzisiejszej nocy miał kilka planów i obiecał sobie je wszystkie zrealizować. Tym pierwszym było coś do czego nie był przekonany, ale widząc jak rozkosz rozlewa się po ciele Antrosy, jak przechodzi w błogostan, wręcz nie potrafił się pohamować.
Oderwał się od niego i sprawnie opuścił ściankę. Niechętnie wydostał się z pustej wanny, z której woda już zdążyła wylecieć. Napotkał zaskoczoną minę męża, więc postanowił rozwiać jego wszystkie wątpliwości jakie się u niego pojawiły i swoje również. Staną przed nim nagi, mokry z penisem nieskrępowanie się prezentującym. Złapał go tak, by pomóc mu w usiąść na ławeczce ze ścianki. Dostrzegł czerwoną główkę leżącą swobodnie na udzie i napinający się brzuch. Oblizał usta i zaczął siebie dotykać. Nie trwało to jednak długi i służyło mu, by jeszcze bardziej stwardnieć, o ile było to możliwe. Zapominając o mokrej podłodze, na którą spadały krople wody cieknące po jego ciele, uklęknął przed Calebem. Rękoma gładził jego nogi pomimo faktu, że te nic nie czują. Rozsunął je sobie, jedną z nich opierając na swoim ramieniu. Trzymając ją ssał oraz podgryzał. W tej chwili zdawało mu się, że mąż w całości należy wyłącznie do niego. Jak gdyby życie Kaylora kręciło się właśnie wokół zmokniętego blondyna.
Nie przestając obsypywać jego ud pocałunkami zacisnął dłoń na sterczącym kutasie. Poruszał nią powolutku pocierając cały trzon. Uważnie rejestrował reakcje Caleba, w tej chwili wyginającego się w łuk.

    - Sprawię, że poczujesz się jeszcze lepiej – szepnął, a wtedy zielone zamglone oczy spojrzały na niego pytając niemo „jak”? – Jednak bądź dla mnie wyrozumiały robię to pierwszy raz.

Nie pozwolił kochankowi rozwodzić się nad tematem, zebrał w płuca masę powietrza, przytrzymał sekundę i wypuścił pochylając się nad kroczem. Kosztowało go to wiele odwagi, ale zrobił to. Musnął ustami purpurową, pulsującą główkę. Przez to zdawało mu się, że mąż płonął. Sam nie wierzył, że nie obrzydziło go to. Powtórzył to co zrobił przed sekundą upewniając się, że jest w stanie. Nie potrafił spojrzeć na twarz Caleba, ale zdawał sobie sprawę, że może być to dla niego wielkie zdziwienie. Dla niego był to szok. Nigdy wcześniej tego nie robił i nie zamierzał obciągać jakiemuś facetowi uważając to za obrzydliwe. To zawsze jemu tak robili. Jemu odwzajemnienie się tym samym nie wchodziło w rachubę. A teraz zastanawiał się nad dalszym krokiem, czy powinien to zrobić i czy będzie w stanie wziąć go do ust.

    - Nnyy – gdy jęknięcie doleciało do jego uszu dając znać jak dobrze w tej chwili czuje się Caleb, postanowił kontynuować co zaczął.

Przytrzymał sobie penisa, by prężył się przed nim, i przejechał językiem po całej jego długości wliczając w to napięte jądra. Czynność powtarzał jeszcze kilka razy, orientując się, że nawet on się przez to podnieca, a swojego kutasa nie dotknął. Przywołał do pamięci te razy gdy kochankowie robili mu loda, by wiedzieć jak powinien sprawić mężowi najwięcej przyjemności, a łatwe dla niego to nie było. Trudno powiedzieć jak się czuł. Najlepszym określeniem byłoby: krępowanie się. Krępował się, bo nie wiedział czy będzie robić to dobrze i czy odważy się. Obie te rzeczy ma już za sobą. Osłonił zęby wargami i pochłonął członek do połowy. Wiedział, że na chwilę obecną nie potrafiłby włożyć do ust całego, a penis Cala mały nie był. Mając go wewnątrz oblizał i wprawiał w poślizg swoją śliną. Ostrożnie poruszał głową w tył i przód wsuwając go do ust. To było dziwne uczucie. Miał coś gorącego i pulsującego w swoich wargach. Nie potrafił dokładnie opisać tego uczucia, było po prostu dziwne. Ale nie nieprzyjemne. Cieszył się, że potrafił tego dokonać. Dał partnerowi coś, co Kaylor dostawał niemal za każdym razem. Domyślał się, że z czasem będzie potrafił połknąć go całego, wystarczy trochę więcej praktyki. Coraz bardziej zatracał się w tym co robił. Zaciskał usta i zasysał się na członku, dołączył do tego dłoń ugniatającą jądra. Czuł jak penis drży w jego ustach, a kątem oka zarejestrował pięści Caleba zaciskające się na ściance.


~~* * *~~


Nie zrozumiał jego początkowych słów, lecz teraz ich znaczenia ujawniło się przed Calebem. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Nie potrafił uwierzyć, że mąż klęka przed nim, a po chwili ssie jego kutasa. W jednej chwili poczuł gorąco wnętrza jego ust. Było mu niesamowicie, to było cudowne. Wargi składające na nim pocałunki, język wirujący wokół niego. Był zniewalany przez to uczucie euforii gromadzące się w nim. Nie wiedział co powinien zrobić z rękoma, więc zamknął je na ściance wanny, którą miał wrażenie, że zaraz złamie. Raptownie naszedł go znajomy ucisk w podbrzuszu. Był pewien, że nie pohamuje się i zaraz dojdzie. Chciał tego bardzo, lecz Kaylor nie przerywał pieszczenia go oralnie, mimo wszystko zdając sobie sprawę, że Caleb jest bliski orgazmu. Wreszcie postanowił złapać bruneta za włosy zmuszając, by podniósł swoją głowę, tym samym wypuszczając go z ust.

    - Jeśli nie przestaniesz to – urwał gdy uścisk warg wzmocnił się, a ruchy przyspieszyły.

Nie był w stanie dłużej odwlekać nieuniknione. W takiej chwili nie ma już odwrotu, gdy przekroczyło się pewną granicę. Napinając wszystkie mięśnie doszedł obfitym strumieniem spermy w usta Kaylora, który nadal poruszał głową. Jego ciałem wciąż władały dreszcze. Miał nieodpartą ochotę położyć się i tak leżeć. Jednak raptownie przypomniał sobie o mężu, do którego ust właśnie spuścił się.


~~* * *~~


Tego akurat nie planował. Zamierzał się odsunąć, a resztę dokończyć ręką, ale jakoś poczuł, że nie może się od niego oderwać. Pozwolił na coś czego nienawidził i nie wiedzieć dlaczego nie czuł obrzydzenia, choć smak nie był najwyższych lotów, to tragedii również nie było. Co więcej połknął spermę zamiast ją po prostu wypluć. Prawdopodobnie zrobił to pod wpływem chwili, lecz nie przeszkadzało mu to. Spodziewał się, że będzie o wiele gorzej.

    - Kaylor – jego imię przywróciło go na ziemię. Podniósł wzrok zderzając się spojrzeniem z, jak zwykle zarumienionym, Calebem. Mąż wyglądał na niesamowicie odprężonego i nieco skołowanego.
    - Następnym razem bardziej się postaram. W tym nie mam jeszcze doświadczenia, ale nadrobię to.

Niespodziewanie dłonie Antrosy ujęły jego twarz i zbliżyły do siebie. Kochanek automatycznie zamknął oczy wpijając się w jego spierzchnięte wargi. Kaylor nie zdążył zarejestrować kiedy język jego i blondyna połączyły się ocierając się o siebie namiętnie. Nie wiedział czy tak powinno być, przed chwilą obciągał Calebowi, a ten teraz go całuje. Nagle po kręgosłupie przebiegł elektryzujący dreszcz, gdy jego nabrzmiałym penisem zaczęła interesować się ręka Caleba.

    - Dlaczego zawsze ja jestem pierwszy? Wolałbym skończyć razem z tobą.
    - Jak sobie życzysz, kochanie. Tylko nie narzekaj jutro, jeżeli będziesz niewyspany.
    - Nieważne. Dziękuję ci za to co przed chwilę zrobiłeś. Zdaje mi się, że na ciebie nie zasługują – Kaylor nie wierzył własnym uszom. Uśmiechnął się szczerze i złapał jego dłoń w swoją.
    - Jest dokładnie na odwrót – to on jest osobą, która dostała najwspanialszy prezent od losu. Antrosa, doprawdy nie zdaje sobie z tego sprawy.

Chwilę później z łazienki przenieśli się do sypialni i tam dokończyli co zaczęli. Zegarek pokazywał czwartą nad ranem, gdy obaj zasnęli wykończeni całonocnymi igraszkami. Jednak żaden nie zapomniał o tym co miało nastąpić potem.




niedziela, 23 października 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 20


Dziękuję za komentarze :)





Stał przy bufecie trzymając w dłoni kieliszek z białym winem. Drugą ręką przeczesał gęste, czarne włosy. Obrysował wzrokiem otoczenie, którym była sala konferencyjna w ich biurowcu, dziś przystrojona w świąteczne ozdoby, dwie żywe choinki i kilka rodzajów kolorowych lampek jak również cztery połączone ze sobą stoły nakryte w rozmaite pyszności. Obserwował jak ludzie z ich branży prowadzą zaciekłe konwersacje, śmieją się lub żartują. On również parę chwil temu przeprowadził interesującą rozmowę z jednym z pisarzy, a dokładniej mówiąc z pisarką. Stojąc na uboczu szukał Kariny, która przewijała się w tłumie wraz ze swoim mężem. Gdzieś w oddali doszedł go donośny śmiech ojca. Mimo że atmosfera była miła i mógł podyskutować z różnymi osobistościami to potwornie się nudził. Od samego rana jak zostawił męża w domu tak do tej godziny, a zegar wskazywał dziewiątą w nocy, nie widział się z nim. Tęsknił za nim i z chęcią porwałby go w swoje objęcia.

    - Co z tą miną? Wyglądasz jak zbity pies – zrobił krok do przodu uderzony niespodziewanie przez Davis prosto w plecy.
    - Co za brutalne babsko – syknął. Dlaczego musiała akurat w plecy?! Miał je tak podrapane i poranione, że najmniejszy dotyk w tamtym miejscu odbierał jak najgorsze tortury.
    - Imprezka się udała, nie? – zignorowała jego uwagę i opróżniła swój kieliszek po czym postawiła go na stole.
    - Ogólnie rzecz ujmując to jak najbardziej – westchnął ciężko.

Od osiemnastej trwało przyjęcie Bożonarodzeniowe, które co roku odbywało się w ich wydawnictwie. Zapraszani byli wszyscy pracownicy niezależnie od wykonywanego zadania w firmie. Gośćmi również byli autorzy książek wydający swoje prace w ToK. On pomagał w przygotowywaniach od rana i właśnie z tego względu nie widział się przez cały dzień z Antrosą.
Musiał pochwalić firmę kateringową, która była najwyższych lotów. Zapewniła smakowite potrawy oraz napoje alkoholowe. Z racji tego, że pił tylko od święta dostał pozwolenie, którego udzielił Caleb, by odrobinę wypił. Kaylor wiedział, że mąż miał do niego zaufanie, bo wierzył, że brunet nie przesadzi z trunkiem i będzie trzeźwy wracając do domu. Gdyby mógł to już byłby w drodze do niego. Lecz jak przystało na przyszłego prezesa, musiał uczestniczyć w przyjęciu do końca, bo swoim nietaktownym zachowaniem mógłby zrazić do siebie ludzi. A pracować nad sobą musiał, wiedząc co się wydarzy za kilka tygodni.

    - Jednak wydajesz się przygnębiony. Czy to przez Caleba?
    - Chciałem, żeby ze mną tu przyszedł, ale odmówił. Prosto z mostu rzucił „nie” i zaczął czytać książkę. Denerwuje mnie, że unika spotkań w większym gronie ludzi. Wiem dlaczego tak jest, ale w takich chwilach myśli tylko o sobie. Miałem nadzieję spędzić z nim więcej czasu. Przedstawiłbym go znajomym. Poza tym nie siedziałby całymi dniami w domu. Od kiedy jego ciocia poczuła się lepiej i w październiku wypisali ją ze szpitala pomieszkuje u mojego ojca. Od kiedy spadł śnieg Caleb nie wychodzi na zewnątrz.
    - Postaw się w jego sytuacji, jak miałby kierować wózkiem jadąc po zamarzniętym chodniku lub śniegu? Będziecie mieli dla siebie czas, przecież on ci nie ucieknie. Bardzo go kochasz, prawda? – bardziej stwierdziła niż zapytała ze swoim radosnym uśmiechem.
    - Co ty wygadujesz? – zrobił zdziwioną minę.
    - Mówiłam ci, że miłość przychodzi nieoczekiwanie. Szkoda, że nie wszyscy autorzy mogli się pojawić – zmieniła temat obserwując swojego męża rozmawiającego z Joshem.
    - To oczywiste. Mają swoje rodziny i również wyjeżdżają na święta.

Przyjęcie wyprawiali zawsze kilka dni przed pierwszym dniem Świąt Bożego Narodzenia. Kto w świątecznej gorączce miałby czas na takie zabawy, gdy trzeba uszykować cały stół jedzenia dla rodziny, wysprzątać dom, przyozdobić go? Dlatego pomysł zrobienia imprezy wcześniej większości odpowiadał.
Oficjalnie on i Antrosa dostali zaproszenie, by świętować razem z Banerem, jak to Kaylor robił co roku. Tym razem będzie z nimi jeszcze Abigail. Jest jaki jest, ale nie zostawiłby ojca samego w taki dzień. Na szczęście do tego były jeszcze cztery dni. Miał czas by zakupić mężowi podarunek. Nawet nie musiał się specjalnie zastanawiać co miałby mu sprezentować. Odpowiedź znałby każdy wchodząc do pokoju blondyna. W życiu bym nie przypuszczał, że pomyślę o wręczeniu jakiemuś mężczyźnie prezentu.
Pozornie wszystko układało się dobrze, lecz im więcej myślał o swoim życiu tym bardziej był przerażony. Dochodziły do tego zmartwienia powiązane z pracą i matką, która ostatni raz kontaktowała się z jego ojcem kilka miesięcy temu. Mimo to nadal spędzała mu sen z powiek, a mąż naturalnie o niczym nie wiedział, bo zaraz martwiłby się i wyszukiwał informacji o teściowej. Był Calebowi wdzięczny, że opowiedział o swoich rodzicach, których nigdy nie miał, lecz on nie potrafił mówić o Angelice jak o swojej matce. Chociaż nie porzuciła go tak jak matka blondyna to miał jej za złe wiele rzeczy, a gdyby się z nią spotkał, czego od lat nie robił, doliczyłby się w niej jeszcze więcej okropności.

    - Jak się bawicie? – zapytał Josh podchodząc do znajomych. Znał trochę syna prezesa i wiedział, że w życiu prywatnym nie lubił jak się mówiło do niego jak do jego ojca. – CJ Jenkins przesyła pozdrowienia i życzy udanych świąt jak również dobrze zakrapianej nocy.
    - Rozmawiałeś z nim? – zainteresował się Kaylor.
    - Tak, dzwonił przed chwilą. Jest w trakcie pisania. Już myślałem, że będziemy dłużej musieli czekać aż jego zastój minie.
    - Kiedy w końcu CJ będzie tak łaskawy i porozmawia ze mną? Ani razu nie miałem z nim styczności. Po Nowym Roku prezes przekazuje mi swoje stanowisko. Czy zajmując je, to on będzie się konsultował z pisarzem? Nie uważacie... czy Jenkins nie uważa, że robi idiotyczne rzeczy? Dlaczego po prostu się nie pokaże.
    - Prawdopodobnie obawia się, że jeśli ludzie się dowiedzą kto skrywa się pod tym sławnym nazwiskiem, to będą zawiedzeni. A ostatecznie każdy wyobraża sobie Jenkinsa według swoich przypuszczeń, które mogą, a nie muszą okazać się prawdziwe. Dałbym ci do niego numer, ale gdyby chciał to sam by ci wszystko powiedział. Być może kiedyś się odważy.

Na tym zamknęli temat tajemniczego pisarza i rozluźnili się. Kaylor bez ustanku myślał nad słowami Kariny mówiącymi, że bardzo kocha swojego męża. Coś się tej kobiecie w głowie pomieszało. To nie jest miłość, a przyjaźń. Lubią się, szanują, mają świetny seks, ale nic poza tym między nimi nie ma. Jak długo będziesz odrzucał te myśli o miłości jak najdalej od siebie? Jesteś tchórzem unikając takiego tematu i biorąc pod uwagę wszystko, lecz nie zakochanie. Pierwsze tygodnie ich małżeństwa to rzeczywiście była katastrofa, ale z upływem miesięcy zbliżali się do siebie. Spędzali dużo czasu w swoim towarzystwie, wychodzili razem na zakupy, do księgarni, często jadali kolację na mieście. Lecz mimo wszystko Kaylor czuł jakby jeszcze wielu rzeczy na temat męża nie wiedział. A chciał je poznać.
Reszta uroczystości upłynęła mu na rozmyślaniach o wielu rzeczach, a wśród nich nie było tylko zainteresowania obecnym wydarzeniem, na którym obecny był jedynie ciałem.


~~* * *~~


Dochodziła północ kiedy skończył pisać. Na razie, bo od jutra kontynuuje, ale teraz był zmęczony i z chęcią oddałby się w objęcia Morfeusza. A jeszcze chętniej w objęcia Kaylora. Gdy taka myśl przysłoniła mu umysł na jego twarzy wykwitł ostry rumieniec. Coraz częściej łapał się na tym, że dobrze mu było z brunetem. Nie rozumiał, nie potrafił zrozumieć dlaczego czuł się tak a nie inaczej. Od ich ślubu minęło około pięć miesięcy, a w tym czasie dużo się zmieniło. Nigdy nie przypuszczał, że w takim kierunku potoczy się jego życie, ale był szczęśliwy. Ma męża, który dobrze go traktuje, pomaga, zrobił dla niego wiele dobrego oraz wspaniałego kochanka, z którym spędzanie nocy to czysta rozkosz.

    - A kiedyś go nie znosiłem. Wydawał się fałszywy i niegodny zaufania. Jak bardzo może zmienić się człowiek? Ale to dobrze. W ten sposób Kaylor pomaga mi w pisaniu.

Od kiedy Ledwood postarał się, by Caleb był samodzielny także w łazience nie potrzebował niczyjej pomocy by się tam oporządzić. Bardzo dobrze było mu korzystać ze wszystkiego samemu. Chciał samodzielności, a brunet mu ją zapewnił. Na szczęście kąpiel wziął wcześniej zakładając scenariusz, w którym nie będzie miał siły, by zrobić to późno w nocy. Wjechał do sypialni. Od razu spojrzał na okno, za którym wirowały płatki śniegu dobrze widoczne w ciemności. Nie zasłaniał okna kotarą, o co głowę suszył mu mąż, który nie potrafił zasnąć dopóki w pokoju nie zapanuje kompletna ciemność. Położył się na łóżku i nakrył puchatą kołdrą. Nie spodziewał się Kaylor w domu zbyt wcześnie po tym co mówił mu Josh, gdy kilka godzin temu rozmawiali. Właśnie dlatego zaskoczył go dźwięk przekręcającego się klucza w drzwiach. Drzwi otworzyły się, a na przedpokoju usłyszał kroki partnera. Nie miał wątpliwości, że należą do niego, poza tym nikt prócz ich dwójki nie miał klucza do mieszkania. Leżał cicho próbując zasnąć, jednak uważne wsłuchiwanie się w poczynania męża mu to uniemożliwiały. Zarejestrował zbliżające się do łóżka kroki. Materac ugiął się pod ciężarem mężczyzny. Nagle poczuł na swojej skroni czuły pocałunek, który był tak ulotny jakby wcale go nie było, lecz pozostawił po sobie ciepło ust męża. Nie zamierzał się wdawać z nim w rozmowy, chcąc spać, ale nie potrafił się powstrzymać.

    - Wcześnie jesteś – ziewnął.
    - Och, myślałem, że śpisz. Wróciłem, bo się stęskniłem, kotku – usiadł obok niego i dotknął zimną dłonią policzka blondyna. Ten natychmiast się odsunął.
    - Nie śpię, kilka minut przez tobą zamierzałem się kłaść. A ty jesteś pijany – powiedział gdy wciągnął do nozdrzy powietrze unoszące się wokół mężczyzny.
    - Nie piłem dużo. Ale przyjechałem taksówką tak na wszelki wypadek. Nie chciałeś dotrzymać mi towarzystwa na bankiecie, więc co miałem zrobić?

Kaylor rozebrał się i rzucił ubrania na fotel stojący naprzeciwko łóżka. Wskoczył zmarznięty pod kołdrę od razu przysuwając się do Caleba okalając go swoimi ramionami. Nie reagował na jego protesty ani narzekanie, że jego ciało jest zimne.

    - Ogrzejesz mnie, jesteś taki gorący – jęknął.
    - Czasami zachowujesz się jak niedojrzały dzieciak – przewrócił oczami ostatecznie mu ulegając.


~~* * *~~


Poczuł jak Caleb kładzie się na jego ramieniu, a swoją rękę kładzie na jego nagim biodrze. Kilka centymetrów brakowało, by dotykali się torsami. Mąż nie mógł ruszyć nogami, więc on użył swoich by je do siebie przyciągnąć. Zaplątał się w nie i zamknął oczy z błogim uśmiechem na twarzy. Uwielbiał kiedy Caleb go przytulał i głaskał po głowie, co właśnie robił. Będąc z przygodnym kochankiem zaraz po seksie wyszedłby z twojego domu i nigdy więcej nie wrócił. Mając takiego męża jak Cal do szczęścia niczego ci nie brakuje. Kiedy planujesz powiedzieć mu, że się w nim zakochałeś? Słyszał jakiś cichutki głosik w głowie, ale jak zwykle próbował go zagłuszyć innymi myślami.
Nie chciał dopuścić do sytuacji, w której robi wszystko zgodnie z wolą uciążliwego sumienia.


~~* * *~~


Spacerując po galerii handlowej w sąsiednim mieście zastanawiał się dlaczego dał się tutaj zaciągnąć. Powinien pracować nad książką, a zamiast tego włóczy się po mieście z przyjaciółmi męża. Był trochę zły, bo Dann i Harry praktycznie siłą go tu zaciągnęli wsadzając w samochód Kaylora. Ponoć obaj mieli tutaj sprawunki i musieli się z nimi uporać, jednak mąż nie miał powodu, by robić zakupy. Przecież w domu niczego nie brakowało. Kiedy zapytał partnera o powód, który zmusił ich by znaleźć się w tym miejscu, brunet rzucił wymijającą odpowiedź i w gruncie rzeczy niczego się nie dowiedział. Z jakiegoś powodu wolał robić takie rzeczy z Lilith, aniżeli z trójką facetów, z czego dwaj z nich oglądali się za każdą przechodzącą obok kobietą mającą dekolt na wierzchu. Widząc o przynajmniej doszedł do wniosku, że przyjaciółka nie jest w ich typie wyglądając jak płaska nastolatka i sobie ją odpuszczą. W każdym razie powinni.

    - Masz jakieś tajemnice przede mną?
    - Ależ skąd? Co też ci chodzi po głowie? – lepiej żeby małżonek nie wiedział jak wiele rzeczy przed nim ukrywa. – Teraz Dann i Harry pójdą z tobą, a ja muszę coś załatwić.
    - Słucham? Gdzie ty idziesz?!
    - Kaylor też tu po coś przyjechał. Ale dobrze, że sobie poszedł – zagadnął Atkinson. – Musisz mi pomóc.
    - Mi też – upomniał się Callaway. – Chcę kupić coś dla pewnej kobiety, a ty musisz mi doradzić.
    - Jeśli chodzi wam o Lilith to dajcie sobie spokój. Poza tym ona nie ma ochoty żyć w trójkąciku.
    - To Harry chce jej coś kupić na święta, a ja komuś innemu. Poznałem ją stosunkowo niedawno i chciałem być miły.
    - Poznałeś kogoś? Kolejną mężatkę? – prychnął Caleb.
    - Zaskoczę cię, otóż ta kobieta pracuje w „Lust” jako kelnerka. Ostatnim razem kiedy tam byłem jakiś facet ją zaczepiał i prawie uderzył, ale na szczęście udało mi się go powstrzymać. Później gdy kończyła zmianę wyszedłem za nią przeczuwając, że coś złego może się stać. Przeczucia mnie nie myliły, bo czekał na nią, jak się potem okazało, jej były. Pomogłem jej zabierając stamtąd. Często się widujemy, bo jakoś tak wychodzi, i umawiamy się na drinka. Z kimś muszę pić skoro ani Harry nie ma czasu, ani Kaylor. Obaj dużo pracują, czego nigdy bym nie powiedział o Ledwoodzie, a w konsekwencji nie mają czasu dla przyjaciela.
    - Ech... To jak wam pomóc?
    - Zacznijmy od tego, że...


~~* * *~~


Był wdzięczny przyjaciołom, że zgodzili się odciągnąć na jakiś czas męża od niego. Jak miałby kupić cokolwiek Calebowi, gdy wciąż byli razem. Skierował się do nowo otwartej księgarni. Obejrzał wnętrze i zląkł się. Miałby wybrać mu coś spośród tylu książek? Co blondyn chętnie by przeczytał? Jak trafić w jego gust? Mógłby podarować mu powieść Jenkinsa, gdyby ich wszystkich nie miał. Zdobył nawet te dwie nowe co kilkanaście tygodni temu rozeszły się jak świeże bułeczki.
Wkroczył do środka witając się z obsługą. Przeglądał na szybko szyldy nad półkami z różnymi działami. Co mu z tego, że poczyta, jeśli nie trafi w gust męża to będzie katastrofa! Chciał by prezent podobał się jego właścicielowi. A może książka to za mało? Powinien bardziej się wysilić i pomyśleć nad jakimś porządniejszym lub droższym prezentem. Dałby mu wszystko o cokolwiek by poprosił, ale nie może tak po prostu go zapytać. Postanowił pogłówkować i jedyne co przyszło mu do głowy to poradzić się osoby pracującej za ladą. Powłóczył nogami w tamtym kierunku i miło się przywitał.

    - W czym mogę pomóc? – zapytała kobieta w średnim wieku.
    - Szukam jakiejś ciekawej książki, a może nawet kilku. Problem w tym, że ciężko mi trafić w gust tej osoby. Przypuszczam, że wybrałby zupełnie inne książki niż ja.
    - Rozumiem. Mógłby pan podać jaki rodzaj preferuje osoba, dla której ma być książka?
    - Rodzaj... Wiem, że uwielbia CJ'a Jenkinsa. Ma wszystkie jego powieści. Znalazłoby się coś w tamtym klimacie?
    - Myślę, że było by parę takich prac. Proszę za mną, przedstawię panu kilka propozycji, a pan podejmie decyzję.

W życiu by nie pomyślał, że zakup zwykłej książki to taka skomplikowana robota, zwłaszcza, że nie jest ona dla zwyczajnej osoby. Był jednak dobrej myśli, jeśli mężowi się nie spodoba to trudno, przynajmniej starał się znaleźć coś odpowiedniego. Koniec końców wyszedł z księgarni z dwiema tomami zapakowanymi w zwykłą reklamówkę, by Caleb niczego nie podejrzewał. Poprawił trzymaną w ręce kurtkę i skierował się w stronę ruchomych schodów.
Zastanawiając się czy dwie książki jako prezent gwiazdkowy spodobają się kochankowi. Wciąż mu się wydawało, że to za mało i powinien dać mu coś więcej. Raptem jego telefon wydał z siebie sygnał przychodzącej wiadomości. Otworzył ją i po przeczytaniu dowiedział się, że przyjaciele zrobili już swoje zakupy i pytają się o jego namiary. Szybko odpisał, że załatwił to co chciał i nakazał im zmierzać do wyjścia, bo sam też tam idzie. Niedługo potem znalazł się przy obrotowych drzwiach i cierpliwie czekał, aż cała trójka się pojawi. W pewnym momencie wyłapał wzrokiem mężczyznę stojącego niedaleko niego, który w skupieniu mu się przyglądał. Ich spojrzenia się spotkały, a nieznajomy posłał mu promienny uśmiech po czym podszedł do niego z pewnym siebie krokiem.

    - Byłem pewny, że to ty. Ile to już lat minęło? – pod Ledwoodem ugięły się nogi gdy usłyszał ten dźwięczny, melodyjny głos.


~~* * *~~


Miał dość nagabywania przez Atkinsona i Callaway'a, więc zgodził się im pomóc w poszukiwaniu odpowiednich podarunków. Dann zdecydował się kupić dla kelnerki parę butów i jakiś płaszcz, a on doradzał mu jak najlepiej umiał. Kierował się przede wszystkim wskazówkami, których kiedyś udzielała mu Lilith. Natomiast Harry miał cięższy orzech do zgryzienia, gdyż Raveza odrzucała jego zaloty. Mężczyzna wierzył, że kiedyś zdobędzie jej serce, a on doskonale znając charakter rudej kity wiedział, że nie będzie to prostym zadaniem. Podpowiedział szatynowi, by dał jej drobny upominek, bo ona wściekłaby się, gdyby dostała coś drogiego od zalotnika. Czułaby się do czegoś zobowiązana i denerwowałoby to ją. Ostatecznie kazał zapakować ekspedientce zestaw upiększający, w który w skład wchodziło kokosowe mleczko, żel do kąpieli, odżywczy balsam i odżywka do włosów. Amant liczył, że kobieta przyjmie upominek.
Był zadowolony, że po tych uciążliwych zakupach mogli kierować się do wyjścia i jechać do domu. Już z oddali dojrzał męża, o dziwo rozmawiającego z kimś. Nie wiedział kim jest wysoki, czarnowłosy mężczyzna stojący obok Kaylora. Raptownie poczuł jak leci do przodu, gdyż jego wózek został brutalnie zatrzymany, przez Danna. Odwrócił się do mężczyzny, usiłując strącić ręce trzymające rączki od pojazdu.


    - Co ty wyprawiasz?!
    - O kurwa – wytrzeszczył oczy przyglądając się Ledwoodowi z niedowierzaniem. Nie potrafił wykrztusić z siebie słowa. Widząc postać rozmawiającą jak gdyby nigdy nic z Kaylorem poczuł narastającą złość, która mieszała się z szokiem.
    - Normalny jesteś? Uważaj trochę na Caleba, chyba nie chcesz, żeby wyleciał przed siebie?! – warknął poirytowany Harry, lecz Dann nic sobie z tego nie robił. Zdawać się mogło, że jest tak zaabsorbowany, że zapomniał o otaczającym go świecie.
    - Może nam wytłumaczysz co wprawiło cię w taki szok? – zapytał wciąż zdenerwowany szatyn zakładając ręce na piersi.
    - Facet, który rozmawia z Kaylorem... O niego mi chodzi. Nienawidzę tego sukinsyna!
    - Uspokój się – poradził Caleb. – Kim on jest, że działa na ciebie jak płachta na byka?
    - Pytasz, kim?! To pierwszy kochanek i pierwsza miłość Kaylora!

poniedziałek, 17 października 2016

Ważna informacja


EDIT: Informacja już nieaktualna. Dziękuję osobom, które do mnie napisały :)

Hej Wam :) Jest pewna sprawa, o której miałam jeszcze nie mówić, ale poszłam za radą i jednak napiszę o tym wcześniej. Jestem w trakcie pisania tekstu, który zamierzam w grudniu wstawić na beezara i sprzedać jak ebook. Od początku to opowiadanie było na niego przeznaczone. Chciałabym poznać Waszą reakcję, zważywszy na to, że nie piszę szczególnie długo. Czy znalazłby się zainteresowane tym osoby, bo to dzięki Wam piszę. Lubię to i chcę to robić oraz udostępniać innym. Napiszcie w komentarzach co sądzicie o tym pomyśle.

To była pierwsza informacja. Drugą jest to, że poszukuję bety, która zajęłaby się właśnie tym opowiadaniem. Nie chcę jednak, by ktoś to robił ot tak. Potrzebuję osoby, która wyrobiłaby się w terminie i potrafiłaby dobrze poprawić mój tekst wraz z błędami jakie popełniam, potraktowałaby to poważnie. Rozumiem brak czasu i takie tam. Wiem co to znaczy i z czym się wiąże. Jeśli znalazłaby się osoba chętna zająć się tekstem to proszę pisać na mojego maila: izzi3700@gmail.com
Oczywiście opowiadanie nie jest jeszcze skończone, ale wszystko idzie ku dobremu, bo wypruwam z siebie flaki, żeby powstało jak najszybciej :)


niedziela, 16 października 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 19


Dziękuję za komentarze :)




    - Gdyby Caleb mi tego nie powiedział to także bym nie uwierzył – mówił Kaylor w przerwie na lunch rozmawiając przez komórkę z Atkinsonem.
    - Wcale nie wygląda jakby kiedykolwiek była sierotą. Nie wpadłbym na to, że Lilith przez kilka lat wychowywała się w domu dziecka.
    - Cal mówił, że małżeństwo Raveza ją adoptowało. Jej rodzice wybrali się w rejs kilka miesięcy po jej narodzinach i podczas niego ich statek pasażerski zatonął u wybrzeży Miami. Wszyscy ludzie będący na pokładzie zginęli. Ta tragedia nie została do końca wyjaśniona i nawet eksperci w stu procentach nie potrafią rozwikłać tej tajemnicy.
    - Została całkiem sama – powiedział ze smutkiem w głosie.
    - Ale teraz ma rodzinę i dobre życie. Nie dowiedziałem się jaki ma numer, ale wiem, że pracuje jako reporterka w gazecie. Nie pamiętam jakiej bo to jakaś dziwna nazwa. Caleb powiedział, że powinieneś sobie odpuścić, bo ona nie z tych co prowadzają się z Dannem.
    - Jeszcze zobaczymy! Gdybym się kiedyś poddał to moja firma budowlana nie rozwinęłaby się tak bardzo! Udowodnię jej, że mi na niej zależy! Rozkocham ją w sobie, weźmiemy ślub i będziemy mieć dwójkę dzieci!
    - Widzę, że wciąż jesteś ambitny i pewny swego. To dobrze, rób co chcesz. Ja muszę kończyć. Moja partnerka do żarcia przylazła – rozłączył się i schował telefon do kieszeni marynarki, którą powiesił na krześle. Podwinął rękawy i obluzował nieco krawat. Dzisiejszy dzień znów jest gorący. Pogoda jest zdecydowanie zbyt agresywna. Jak nie palące słońce to wichura, grad, deszcz i burza.
    - Mój drogi przyjacielu. Zjawiła się, zaszczyciła obecnością. A nie przylazła! Trochę więcej kultury, człowieku – pouczała go Karina. Od razu sięgnęła po menu i zaczęła wybierać spośród kilkunastu najszybszych dań.
    - Musimy porozmawiać.
    - O, to nie zwiastuje nic dobrego. Co jest? – zapytała gdy złożyła swoje zamówienie.


~~* * *~~


Siedział przy biurku i stukał w klawisze na klawiaturze. Od samego rana jak tylko pożegnał się z Kaylorem wychodzącym do pracy zaczął tworzyć nową powieść. Gdy jeszcze raz przewertował całą historię w głowie to stwierdził, że ona jeszcze bardziej różniła się od tekstów CJ'a. Jednak nie spocznie dopóki jej nie napisze. Wpadła mu do głowy i nie chciała jej opuścić. Zamiast z nią walczyć, wypędzać, postanowił zaakceptować i przelać na papier. Miał nadzieję, że w kilka miesięcy ją napisze. Obawiał się, że gdy wszystko zostanie dopięte na ostatni guzik w ostatniej chwili zrezygnuje bo książka opisywałaby jego życie. Tu właśnie pojawiał się problem. Opowieść byłaby o nim a raczej o jego alter ego. Zastanawiał się czy czytelnicy zaakceptowali by coś takiego. Opowieść nie byłaby swego rodzaju tragedią psychologiczną jak dotychczas, lecz dramatem obyczajowym o zagubionym chłopcu, później mężczyźnie, który po latach odnalazł swoje miejsce w świecie oraz odkrył prawdziwe znaczenie słowa miłość. W opowieść wplótłby swoje zachowanie, myśli w różnych sytuacjach. Jednak pisał tę powieść z przyjemnością, bo wiedział dla kogo chciał to zrobić i komu ją dedykuje. Osobie, która zmienia jego życie, wierzył, że na lepsze.


Po powrocie Kaylora z pracy zjedli razem obiad ugotowany przez Antrosę. Nie było to jakieś skomplikowane danie, ale brunetowi posmakowało, choć zaznaczył, by nie dodawał do jedzenia tyle ostrych przypraw. Zdawało mu się, że mąż jest czymś przygnębiony. W trakcie posiłku nic nie mówił, za to gapił się w telewizor jak ciele na malowane wrota. Poważnie zaniepokoił się dopiero gdy Ledwood po obiedzie poszedł do sypialni i wyciągnął jeden z pełnych do połowy alkoholi.

    - Odłóż to i porozmawiaj ze mną jeśli coś jest nie tak.
    - Wydaje mi się, że od lat nie wychodziłem do „Lust”. Mam ochotę się napić – przygotował sobie szklankę do whisky i zapełnił ją do połowy.
    - Zdajesz sobie sprawę, że łamiesz swoje postanowienie? W dodatku nabawisz się jakiejś choroby. Ale ja chętnie się napiję – nim brunet zdążył zareagować Caleb chwycił stojącą na małym stoliku szklankę.
    - Nie musiałeś od razu tego wypijać – mruknął patrząc na męża opróżniającego szklankę.
    - Inaczej trzeba byłoby to wylać, a to marnotrawstwo. Dobre – cmoknął. – Powiedz co zaprząta ci głowę. Od kiedy wróciłeś wyglądasz jakby ktoś cię przeżuł wypluł. Jeśli masz jakieś problemy to może będę mógł jakoś pomóc.
    - W tej sytuacji nikt nie pomoże – schował butelkę z trunkiem do barku. Usiadł na łóżku i przeczesał dłonią włosy. Caleb podjechał do niego. – Dowiedziałem się dzisiaj, że pewien reżyser chciałby zrobić ekranizację jednej z nowszych książek Jenkinsa.
    - Poważnie?! – krzyknął, usłyszawszy szokujące słowa. Nikt go o tym nie powiadomił. To było niesamowite, w życiu by się tego nie spodziewał. Wygląda na to, że za swoją pracę na to zasłużył i bardzo się cieszył. Ale nieważne jak wspaniałe to było i napawało go dumą to nie miał zamiaru się zgadzać na przedsięwzięcie, którego będzie musiał być częścią i spotykać się z różnymi ludźmi przy omawianiu produkcji filmu.
    - Tak. Na chwilę obecną tylko ja, ojciec i Davis o tym wiemy. Moim zadaniem, które reżyser mi powierzył, jest przekonanie Jenkinsa do zgody na ekranizację. I tu właśnie pojawia się problem. Cała nasza trójka obeznana w sytuacji wie, że ten facet za żadne skarby świata się na to nie zgodzi – warknął. – Polubiłem jego twórczość, ale wkurza mnie jego upór. On strasznie utrudnia mi pracę. Poza tym jak miałbym go przekonać na coś tak krzykliwego skoro nawet na podpisywanie książek się nie zgodził. Nie pojawił się pomimo licznych próśb ojca i Jennera. Nawet nie próbuję, bo wiem, że to daremny trud. Przez niego nabawię się tylko nerwicy. W robocie przez jego humorki będę miał zapierdziel.
    - Widzę, że mimo wszystko bardzo cię denerwuje – skrzyżował ręce na piersi i z zaciekawianiem wsłuchiwał się w wywód i niecenzuralne słowa pod adresem niejakiego CJ'a.
    - Mógłby trochę bardziej z nami współpracować. Domyślam się ile pracy wkłada w pisanie, ale moja praca także do najłatwiejszych nie należy. Nie wiem co robić. W dodatku nie mam z nim żadnego kontaktu.

Zrobiło mu się żal męża, był zestresowany i przygnębiony, a było to wyłączną winą Caleba. Tutaj akurat miał rację. Nie lubił z nikim współpracować, zwłaszcza z reporterami i telewizją, i utrudniał pracę innym. Wcześniej się tym nie przejmował i nie obchodziło go to. Ale teraz z jakiegoś powodu poczuł się źle. Kaylor w pracy naprawdę zaczął się starać i widać było, że mu zależy. Już nie obijał się całymi dniami, nie wychodził wieczorami do baru. Któregoś razu usłyszał od Callaway'a, że życie męża przez dłuższy czas opierało się na pewnym schemacie. Wstawał popołudniu, szedł na chwilę lub w ogóle do pracy, następnie wychodził z nim do „Lust” i wracał nad ranem. Nie tylko on zauważył niezaprzeczalną zmianę. Pan Baner wciąż powtarzał, że małżeństwo służy jego synowi. W chwili gdy pomyślał o swoim teściu przypomniał sobie jego pytanie kiedy w końcu zamierza powiedzieć Kaylorowi, że to on jest CJ'em Jenkinsem. Sam chciałby to wiedzieć. Czekał na odpowiednią chwilę, jednak jakoś na nią się nie zapowiadało. A teraz to już kompletnie nie ma o tym mowy. Nie powie mu teraz, bo gdyby mąż się dowiedział wynikły by z tego niepotrzebne problemy i kłótnie. W małżeństwie układało im się raczej całkiem nieźle i nie chce tego zmieniać. Kaylor od razu naskoczyłby na niego z pretensjami i zacząłby nakłaniać do tego czy tamtego. A on pod presją uległby żeby tylko mieć spokój. Może powie mu kiedy indziej.

    - Poproszę ojca by skontaktował się z nim w moim imieniu i jakimś sposobem przekonał do udziału w tworzeniu filmu. Jestem ciekawy czy on kiedykolwiek pokaże się światu.
    - Nie liczyłbym na to – podsunął odpowiedź, którą wygłosił tym razem sam CJ.
    - Ja także – westchnął. – Nie powinienem zamartwiać się czymś na co nie mam żadnego wpływu. Mogę jedynie liczyć, że autor ulegnie ojcu lub Joshowi. Masz później jakieś plany?
    - To zależy o której godzinie – jeśli chce uporać się z tekstem w kilka miesięcy a nie kilka lat to musi poświęcać na pisanie pewną liczbę godzin, ale jeżeli każdą chwilę będzie spędzał z mężem to w życiu tego nie skończy.
    - Wieczorem. Zapraszam cię na kolację do restauracji – uśmiechnął się.
    - Aż tak bardzo nie smakował ci obiad, że następny posiłek chcesz zjeść od profesjonalisty?
    - Z tego co słyszałem to twoja ciocia uwielbia eksperymenty w kuchni – parsknął śmiechem.



Liczył, że lokal, w którym często jadał spodoba się blondynowi. Zazwyczaj chodził tam na obiady, chyba że był w pracy i napatoczyła się na niego Karina, wtedy spotykali się w tańszych miejscach, ale z równie dobrym jedzeniem. Gdy pomógł założyć mu spodnie czekał w salonie aż Caleb założy resztę ubrań. Wiedział, że to trochę potrawa, ale pozwolił zrobić mu to samodzielnie. Wstał i skierował się do sypialni, w której było duże lustro. Przejrzał się w nim poprawiając granatowy garnitur. Któryś raz z kolei przeczesał dłonią włosy. Skoro na zewnątrz nie ma wiatru jest szansa, że nic nie popsuje mu fryzury. Byłoby mu łatwiej z żelem lub lakierem do włosów, ale nienawidzi tego smrodu, które zostawia jedno i drugie. Poprawił kołnierzyk od białej koszuli i schował wewnątrz srebrny łańcuszek.

    - Dlaczego ja wciąż cię noszę? – rzucił pytanie do przedmiotu znajdującego się na szyi.
    - Co mówiłeś? – dobiegł do głos męża i gwałtowanie się odwrócił.
    - Nic ważnego. Zbieramy się?
    - Owszem. Gdzie to jest?
    - Zobaczysz. Kawałek się przejdziemy, ale noc jest ciepła więc to będzie sama przyjemność.

Podszedł jeszcze do odsłoniętego okna, by otworzyć drzwi na balkon. Miły podmuch powietrza przewentylował pomieszczenie. Chwilę później znaleźli się poza apartamentem w drodze do restauracji. Było dopiero po osiemnastej a niebo już przybierało ciemne barwy. Żółte lampy oświetlały ulice i rosnące przy nich drzewa. Atmosfera była bardzo nastrojowa. Odgłos aut w ich okolicy ucichł. Tylko nieliczne przemierzały drogi. Do lokalu dotarli jakieś pół godziny później przez ten czas rozmawiając o wszystkim i o niczym. Caleb od razu zauważył przepych, który wylewał się stamtąd wylewał. Kryształowe żyrandole widoczne były z daleka, mieniły się i błyszczały oślepiającym blaskiem. Każdy stolik przykryty był białym obrusem i czerwoną ozdobną serwetką. Krzesła miały kolor biały i były tapicerowane. Na każdym stoliku były ustawione trzy czerwone świece. Uwadze Antrosy nie umknęło to, że podjeżdżając do miejsca, do którego prowadził go mąż brakuje krzesła naprzeciwko drugiej osoby.

    - Jeśli uprzedziłeś obsługę o wszystkim, cokolwiek zamierzałeś, to trzeba było nadmienić, żeby nie podawali alkoholu – rzucił swoją uwagę widząc dwie lampki do wina.
    - Nawet słabego trunku mi zabraniasz? Zlituj się. Tylko tym razem. Nie będziesz chyba pił sam?
    - Ale tylko ten jeden raz. Ładnie tu – rozejrzał się po dużym pomieszczeniu i zauważył, że kilkoro ludzi siedzących w niedużej odległości od nich przygląda się im ukradkiem.
    - To miejsce wygląda zupełnie różnie w zależności od pory dnia. Od godziny otwarcia do południa przypomina najzwyklejszą jadłodajnie nie różniącą się zbytnio wyglądem od innych. Drogą restaurację zaczyna przypominać od dwunastej do siedemnastej. Teraz jesteśmy w trzeciej fazie dnia restauracji, więc wygląda ekstrawagancko. Jednak atmosfera nie przypomina tej, którą się czuje w towarzystwie snobów.
    - Miło tu jest, ale... Wydaje mi się jakby ludzie wokół się na nas patrzyli.
    - Wcale ci się nie wydaje. Też to zauważyłem – posłał mu rozbawiony uśmiech. – Nie przejmuj się, ja nie zwracam na to uwagi. Nie bój się, nie zrobię nic co sprawi, że poczujesz się niezręcznie. Chociaż odrobinę mi przykro, że wstydzisz się swojego męża – szepnął pochylając się ku niemu.

Czas upłynął im na jedzeniu popisowych dań kucharzy i rozmowie o stanie zdrowia Abigail. Caleb bardzo martwił się o ciotkę. Prawie codziennie ją odwiedzał. Obaj myśleli, że po operacji, którą przeszła we Francji wszystko będzie w porządku, jednak jakiś czas po powrocie znów poczuła się źle i trafiła pod ścisłą obserwację lekarzy. Nie stwierdzili żadnej poważnej choroby ani komplikacji po przebytym zabiegu, lecz nie potrafili wyjaśnić co jej właściwie dolega. Kaylor starał się jak potrafił by wspierać męża w tych chwilach. Bał się, że pewnego dnia dowiedzą się, że kobiety już nie ma na świecie, a w takiej chwili Antrosa załamałby się. Nie tylko praca zaprzątała mu głowę, ale jednym z jego zmartwień był blondyn. Był zmartwieniem, ale już w innym sensie niż kiedyś. Modlił się, by ci w górze zlitowali się i nie zabierali Abigail do siebie.
Spoglądał kątem oka na ludzi ze stolików obok. Wydawało mu się, że przez cały wieczór się im przyglądali. Zastanawiał się z jakiego powodu wywołują taką sensację nimi. W tamtym momencie cholernie chciał się poderwać z krzesła i pocałować Caleba, ale wiedział jakie byłby tego konsekwencje. Zabawa, która by się z tym wiązała nie rekompensowałaby kłótni jaką by wywołał. Zamiast tego postanowił tak jak dotychczas ignorować ciekawskie spojrzenia i miło spędzić czas podczas kolacji. Stwierdził, że musi zabierać Cala częściej w takie miejsca, by przyzwyczaić go do większego grona ludzi. Miał świadomość, że niektóre osoby niepełnosprawne wolą siedzieć w domu niż wychodzić na miasto i trudzić się z różnymi przeszkodami. Prawda była smutna, gdyż wiele miejsc wciąż nie było przystosowanych dla takich ludzi.

    - Dobrze się bawiłem – rzekł Caleb wjeżdżając do mieszkania. Po domu rozchodziło się chłodne i orzeźwiające powietrze.
    - Tylko ci ludzie trochę przeszkadzali. Sam się zaczynałem zastanawiać dlaczego tak się w nas wlepiają. Cóż, może nie codziennie widzi się dwóch przystojnych mężczyzn jedzących razem kolację w romantycznej atmosferze?

Blondyn uśmiechnął się na to nic nie mówiąc. Znajdując się w sypialni spojrzał przez otwarte okno, po czym wjechał na duży, szklany balkon. Nie sprawiło mu to problemu gdyż przy drzwiach nie było żadnego progu. Obrysował wzrokiem nocną panoramę miasta, uliczne lampy, drzewa, wieżowce, w których rozbłyskały światła. Bardzo mu się ten widok podobał. Piękna dopełniało czarne, bezchmurne niebo i gwiazdy. Widok był niemal magiczny. Usłyszał kroki Kaylora zbliżające się ku niemu. Mąż stanął obok niego i oparł się o poręcz.

    - Nigdy wcześniej nie zwracałbym uwagi na coś takiego – Caleb zrozumiał, że brunet miał na myśli scenerię, na którą właśnie patrzyli. – Przy tobie rzeczywiście się zmieniam. Normalnie denerwowałby mnie to, ale teraz jestem w stanie to zaakceptować.

Przez dłuższy czas zapadła między nimi cisza przerywana miarowymi oddechami. W końcu blondyn stwierdził, że późno już i Kaylor powinien się położyć spać. Weszli z powrotem do domu zostawiając balkon otwarty. Przesiadł się z wózka na łóżko, a swój pojazd odepchnął kawałek dalej, ale tak, by był w stanie go rano dosięgnąć.


~~* * *~~


Zaczął się rozbierać i składać eleganckie ubrania na kupkę. Marynarkę powiesił w szafie, tak samo zrobił z krawatem. Odwrócił się do młodego męża i przyjrzał się mu. Siedział na łóżku z zamkniętymi oczami i podpierał się z tyłu rękoma. Kaylor nie potrafił przestać mu dokuczać, choćby chciał. Wiedział, że takim zachowaniem wyprowadzał Caleba z równowagi, ale lubił to robić i patrzeć jak się na niego wścieka. Podszedł do niego najciszej jak potrafił i gwałtownie popchnął go na materac. W jednej chwili zawisł nad nimi, a gdy Caleb zdążył otworzyć oczy rejestrując co się dzieje on wpił się zaborczo w jego lekko rozchylone usta. Manewrował językiem, który natychmiast znalazł się wewnątrz, zaczepiając i zachęcając do zmysłowego tańca sąsiada. W pewnej chwili dotarło do niego, że zachował się zbyt impulsywnie, więc, pomimo że Antrosa zarzucił ręce na jego szyję i dał mu sygnał do kontynuowania pieszczoty, zwolnił z tempa. Odsunął się od męża minimalnie i zatopił się w jego intensywnym spojrzeniu. Caleb patrzył się na niego ufanie i łagodnie. On nawet nie zdaje sobie sprawy jak na mnie działa sam jego wzrok. Klęczał na łóżku obok jego nieruchomych nóg. Z wolna przysunął się do niego, by być w stanie pochylić się nad jego uchem.

    - Jeśli będziesz mi pozwalał na takie zachowanie, będę wymagał od ciebie czegoś więcej niż tylko całusów i drobnych pieszczot. Jestem bardzo zachłanny – wyszeptał i polizał płatek jego ucha. Wcale nie musiał długo czekać aż ciało męża napnie się niczym struna i zastygnie.

Domyślając się, że do niczego więcej nie dojdzie brunet z rezygnacją popatrzył się w zielone oczy i złożył drobny pocałunek na jasnych ustach. Miał już się podnosić gdy drżąca dłoń złapała go za nadgarstek. Zwrócił się ku niemu i zaobserwował jak na twarz blondyna wkradają się ogniste rumieńce i próbuje wykrztusić z siebie nieartykułowane dźwięki. Wzrok wbijał wszędzie tylko nie na Kaylora.

    - Sam powiedziałeś... – Caleb zaczął niepewnie. Musiał przełknąć wstyd i wyrazić swoje pragnienia. – Powiedziałeś, że jesteśmy małżeństwem i takie rzeczy są normalne. A ja również chciałbym w końcu...
    - Daj mi szansę, a doprowadzę cię do ekstazy.


~~* * *~~


Dostrzegł, że Kaylor pospiesznie rozpina swoją koszulę, zdejmuje i odrzuca za siebie. Jego dłonie ponownie nakazały mu leżeć na plecach. Miał zamiar zapytać się męża co powinien robić, lecz uniemożliwiły mu to usta nakładające się jego. Wydawało mu się, że brunet go pouczy, co powinien robić, ale ten wolał działać. W tej chwili Caleb stał się pilnym uczniem, który uczy się i zapamiętuje wszystko co pokazywał mu nauczyciel. Jego usta były delikatnie muskane i owiewane przez ciepły oddech bruneta. Raptownie poczuł łaskotanie w brzuchu jakby latały tam tysiące motyli. Serce nasiliło moc swoich uderzeń. Umysł zdawał się być wyłączony i ustawiony jedynie na odczuwalną przyjemność. Pocałunki na początku opierały się na miarowym muskaniu i lekkim podgryzaniu warg. Teraz mąż przeistaczał te rzeczy w coś mocniejszego, intensywniejszego. W pewnej chwili oderwał się od niego i złapał krawat rozwiązując go. Następnie zdjął z niego koszulę i szybko pozbył się spodnie zostawiając w samych bokserkach. Zrobiło mu się gorąco na całym ciele, lecz najbardziej na twarzy, która wręcz płonęła z zażenowania.

    - Powiedz mi co mam robić.
    - Czuć i jęczeć wijąc się pode mną – rzucił uśmiechając się prowokująco.
    - Jak? Nigdy nie robiłem czegoś takiego – wydukał.

W odpowiedzi dostał cichy chichot. Dłonie mężczyzny dotknęły jego ciała i sunęły wzdłuż. Nie potrafił powstrzymać jęku, gdy dłoń zahaczyła o jego sutek. Natychmiast zakrył usta dłonią. Kaylor rejestrował każdą reakcję. Przez chwilę ich oczy toczyły niemy bój, aż w końcu brunet pochylił się nad jego klatką i językiem zaczął zostawiać ślady. On zaś poczuł jak po kręgosłupie przechodzą wstrząsające dreszcze przyjemności. Czy powinien tak się czuć? Pierwszy raz odczuwa takie emocje. W pewnej chwili organ zboczył ze swojego kursu kierując się ku jednej różowej plamce. Polizał ją koniuszkiem języka na co Caleb wydał z siebie kolejny nieartykułowany dźwięk, co z kolei bardzo podniecało Kaylora. Blondyn wił się gdy jednego sutka masowały opuszki palców a drugi był ssany i podgryzany. Bardzo chciał być cicho i nie wydawać z siebie głosu, lecz tym co robił mu mąż po prostu nie potrafił. Jakby mężczyzna z premedytacją doprowadzał go do takiego stanu. Powoli od napływu różnych odczuć, których doświadczał pierwszy raz w życiu, zaczynało kręcić mu się w głowie. W podbrzuszu czuł ból i napięcie, które mogło znaczyć tylko jedno, a on doskonale wiedział o co chodzi. Wstydził się swojego wyglądu w tym momencie, nawet nie chciał go widzieć. Chyba zaraz spali się ze wstydu. Wiele razy będąc nastolatkiem doświadczał tego specyficznego bólu powiązanego z przyjemnością, ale nigdy nic z tym nie robił. Nie wiedział jak, a gdy on się pojawiał próbował go zdusić. Zawsze się to udawało, wystarczyło, że nie będzie o nim myślał i odda się innym czynnością, jednak najlepszym wyjściem było wyobrażenie sobie, że zaczyna się dotykać, aż tu do pokoju, który nie posiada drzwi, wpada ciocia. Wtedy zupełnie mu przechodziło. Jak mógłby chcieć czegoś próbować, skoro za ścianą obok znajdowała się ona, a jedynym pomieszczeniem posiadającym drzwi była łazienka. Co miałby zrobić? Naturalnie, że się teraz wstydził i pragnął zapaść pod ziemię. Czuł jak wypuklenie w jego spodniach rośnie i było je widać gołym okiem.
Ponownie wygiął się w łuk. Kaylor nie miał litości, już od kilku minut drażnił jego sutki, a on wzdychał i jęczał. Sam siebie nie poznawał.

    - Wystarczy – powiedział półgłosem łapiąc powietrze, które w ciągu kilku sekund zostało mu skradzione przez usta bruneta.

Mąż powrócił do całowania go zapamiętale. On oddawał chaotyczne pocałunki z pasją jakiej nauczył go mężczyzna znajdując się jeszcze w Paryżu. Chociaż można powiedzieć, że wszystko zaczęło się jeszcze na Santorini. Dłoń zniknęła z jego palącej klatki i zaczęła masować biodro zjeżdżając niżej i niżej. Nie wiedział na czym powinien się skupić. Czy na języku tańcującym we wnętrzu jego ust czy dłoni, która wkradała się pod bieliznę. Druga jej pomagała i powolutku zsuwała materiał z bioder. Natychmiast się spiął, bo pozwolił dojść do głosu rozsądkowi. Dotknął swoimi rękoma ramion mężczyzny odpychając go od siebie lekko.

    - Kotku, chyba nie zamierzasz teraz przerywać? – doszedł go szorstki ton Kaylora.
    - Ja nie chcę żebyś widział – wyjęczał blondyn mając łzy w oczach. Widząc to brunet postanowił zwolnić tempo, bo dla niedoświadczonego męża był to jednak zbytni pośpiech.
    - Słońce, obiecałem ci, że zajmę się tobą jak trzeba. A z tego co widzę to bardzo ci się podobają moje pieszczoty – podążył wzrokiem do mokrych z przodu bokserek, w których twardniał członek.
    - Właśnie o to mi chodzi, nie chcę żebyś widział.
    - Cal, nie masz się czego wstydzić. To jest normalna reakcja ciała – pogłaskał go czule po głowie dodając otuchy. – Ja w tamtym miejscu wyglądam dokładnie tak ty. Jeśli tak ci będzie lepiej to się rozbiorę.

Klęknął na łóżku przerywając obsypywanie Caleba pocałunkami. Sprawnie pozbył się wszystkich ubrań poza bielizną. Blondyn uniósł się na rękach i spojrzał na ciało poniżaj pasa. Jego penis stał w najlepsze, a Kaylor niczym się nie przejmował. Nie wstydził się tego.

    - Nie ma w tym nic złego, jeśli wyglądasz tak tylko przeze mnie. Powinieneś się wcześniej zorientować jak na mnie działasz. To – wskazał na członka – jest twoją zasługą, więc poczuj się do odpowiedzialności i nie każ mi przerywać z tak idiotycznych powodów. Jeżeli tak bardzo ci to przeszkadza, to mogę zgasić światło – słuchał jego słów rozumiejąc, że może mu w pełni zaufać i oddać się w jego ręce. Kaylor zrobił dla niego wiele rzeczy, on powinien się mu czymś odpłacić. Nie powinien myśleć o seksie z nim jak o jakimś obowiązku, lecz nagrodzie, którą chcą obaj.
    - Przepraszam. Nigdzie nie idź i kontynuuj.

Pewność siebie, którą wreszcie dostrzegł u Caleba dała mu znać, że jest dobrze. Stwierdził już dawno, że blondyn zasługuje, by w końcu doświadczyć swojego pierwszego razu i poznać płynące z tego niesamowite korzyści. Nie chciał od razu pchać mu się między nogi, bo takie gwałtowne działanie przyniosłoby odwrotny skutek od tego, który chciał uzyskać. Dotykał go na całej powierzchni ciała. Podobały mu się mięśnie partnera, który wyglądały jak wyrzeźbione. Przesuwał dłońmi po jego ramionach, rękach, napinającym się spazmatycznie brzuchu za każdym razem zatrzymując się tuż przy materiale majtek. Wolał brnąć do przodu małymi kroczkami. Składał na jego twarzy, szczęce delikatne pocałunki. Doskonale widział, że mężczyźnie jest dobrze. Starał się skupić na dawaniu mu rozkoszy ignorując siebie i swojego penisa, który wkrótce zrobi mu dziurę w bieliźnie. Członek był schowany pod materiałem, który dodatkowo go drażnił i obcierał doprowadzając do pasji. Napięte jądra zaczynały boleć, chciały się już obijać o seksowny tyłek męża, lecz trzymał te swoje ciało na wodzy ograniczając się do zajmowania się Calebem. Jednak nie wiedział jak długo jeszcze wytrzyma. Od miesięcy nie uprawiał seksu, a ciało przyzwyczajone do tych czynności wykonywanych regularnie domagało się właśnie upragnionego dotyku. Lecz go nie dostał i był pewny, że nie dostanie od blondyna. Nie miał mu tego za złe, gdyż zdawał sobie sprawę, że młody mężczyzna nie wie co robić. Mógłby mu powiedzieć, ale wstrzymywał się, bo Cal mógłby uznać, że musi wykonać jego polecenie. Zamierzał nauczyć męża wszystkiego nie spiesząc się. Miał nadzieję, że Antrosa nie zrezygnuje z kolejnych łóżkowych igraszek, gdy ta noc dobiegnie końca. Właśnie dlatego masz się postarać, by się więcej nie wzbraniał przed oddawaniem się w twoje ręce, myślał.
Odsunął się od jego szyi, którą lizał i ssał robiąc malinki. Przesunął się w stronę nieruchomych nóg. Uklęknął przed nimi przez kilka sekund zastanawiając się co powinien zrobić. Obiecał sobie, że jeśli Caleb każe mu przestać, to on w akcie desperacji ubierze się i pojedzie do „Lust”. Nie będzie go wtedy nic więcej obchodziło. Jednak błagał w myślach, by działali dalej.

    - Kaylor – szepnął. Gdy czekał bez odpowiedzi uniósł się na rękach i spojrzał na bruneta.
    - Zastanawiam się jak byłoby ci najwygodniej, ale nie mam pomysłu.

Zszedł z łóżka i podreptał do szafki nocnej. Otworzył szufladę, by wyciągnąć z niej żel intymny i prezerwatywę. Bez tego drugiego nie uprawiałby seksu z żadnym facetem, choć byłby na granicy. Nigdy nie wiedział z kim pieprzyli się goście, którzy aktualnie bzykali się z nim. Nie zamierzał zarazić się jakąś chorobą przez idiotę, który nie dbał o swoje zdrowie. Rzucił niedużą buteleczkę oraz zapakowaną gumkę obok Caleba i powrócił na miejsce przed jego nogami.

    - Często tego używasz? – powiedział jakby z pretensją małżonek.
    - Naprawdę cię to ciekawi? – roześmiał się. – Nie zrobiłem skoku w bok, więc nie masz się o co martwić. Tylko kiedyś...
    - Miałeś aż tylu partnerów? – oddychał szybko rozpalony na całym ciele.
    - Nie nazwałbym ich partnerami, a jednonocnymi przygodami. Ale przestań ciągnąć ten temat. Chcesz rozmawiać w takiej sytuacji o moich byłych?
    - Nie – mruknął.
    - Więc się skup na moim dotyku.

Pochylił się i złapał męża pod kolanami. Ugiął je i podciągnął go jego klatki piersiowej od razu przybliżając się do niego. Sterował nimi niczym mechaniczną zabawką. Doszło go westchnienie mężczyzny, aczkolwiek nie zrobił tego z przyjemności. Raptownie Kaylor wyczuł stres Caleba. W chwili obecnej ma bliską styczność z największym kompleksem blondyna. Ułożył nogi na materacu i rozchylił je na boki. Wsunął się pomiędzy nie i zawisł nad rozpalonym mężem.

    - Już dobrze. Wszystko jest w porządku – uspokajał go, jakby czując, że Caleb właśnie tego potrzebuje. – Chcesz poczuć więcej?

Przycisnął swoje nabrzmiałe krocze do jego i pocierał wolno wyrywając z ust męża kolejne jęki przypominające mu najpiękniejszą melodię. Domyślał się, że gdyby Cal miał czucie w nogach rozkładałby je jeszcze bardziej dając mu większy dostęp do siebie. Kaylor czuł jakby miał zaraz dojść, a żenujące było robienie tego w majtki. Chciał się już znaleźć wewnątrz Caleba i dojść poruszając się w nim.
Pocałował przyszłego kochanka w usta i oblizał je. Potem pochwycił buteleczkę z pachnącym lubrykantem i przygotował ją sobie. Pociągnął za ostatni materiał, który znajdował się na mężczyźnie. Zsunął go prezentując twardego, stojącego na baczność penisa, z którego sączyły się płyny. Spostrzegł, że momentalnie Antrosa zasłonił swoją twarz dłońmi. Miał ochotę zaśmiać się, jak bardzo blondyn może być wstydliwy? Odrzucił jego bieliznę na podłogę i zajął się swoją. Ponownie się do niego zbliżył, chciał potrzeć swoim kutasem o jego, ale wtedy chyba by doszedł, więc wolał nie ryzykować. Usiłował stłumić swoje pragnienia powracając do zajmowania się mężem. Otworzył żel i wylał go sobie na rękę, która natychmiast zacisnęła się na członku Caleba.

    - Ach – krzyknął wyrzucając biodra w górę na ile mógł. Jego dłonie złapały pościel i zacisnęły na niej pięści. – Jak dobrze – wyjęczał z trudem.
    - Cieszę się – pokazał mu lśniący uśmiech i spojrzał mu w zielone oczy, które wyrażał jaką przyjemność czerpie z pieszczot Kaylora.

Masował kciukiem główkę rozcierając po niej wypływającą powoli spermę. Czuł się spełniony wiedząc, że Antrosie się podoba. Chciał go dzisiaj doprowadzić do szaleństwa. Trzepał mu jeszcze kilka minut ssąc jego sutki jak to robił na początku, domyślając się, że ta gra miłosna podniecała Caleba. Starał się zapamiętać wszystkie miejsca, które sprawiały, że małżonek wił się pod nim z odczuwanej rozkoszy. W pewnej chwili dostrzegł, że brzuch kochanka się spiął, a ten sapał w wzdychał niebezpiecznie szybko. Wreszcie wygiął się w łuk i intensywnie doszedł w jego dłoni, która wciąż robiła mu dobrze. Mężczyzna przymknął oczy i odchylił głowę w tył próbując dojść do siebie po przeżytym orgazmie. Kaylor nie odzywał się dając mu czas na odpoczynek.

    - Jesteś takie seksowny. W końcu dostałeś coś co należało ci się od dawna.
    - A co z tobą? – zapytał po krótkim relaksie, gdy zorientował się, że przecież tylko on doszedł, a brunet wciąż był twardy.
    - Rozkoszuję się twoim widokiem i satysfakcją, ale też chętnie bym skończył.

Roztarł spermę na brzuchu Caleba, po czym poprosił go, by podał mu poduszkę, którą umieścił pod jego biodrami unosząc w górę. Od razu zaznaczył, że w ten sposób żaden z nich nie będzie musiał się męczyć. On byłby zmęczony ciągłym trzymaniem jego nóg w górze, a Caleb czułby się niekomfortowo. Sięgnął po żel i roztarł go między pośladkami blondyna. Na wstępie pomyślał sobie, że mąż się zepnie i nie będzie potrafił rozluźnić, w konsekwencji będzie czuł ból kochając się z nim i piękny czar pryśnie. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu mężczyzna bardzo się starła być spokojnym i rozluźnionym. Dzięki temu nawilżanie go i masowanie dziurki szło sprawnie oraz bez większych problemów.

    - Pamiętaj by się nie spinać i zrelaksować. Będę wkładał w ciebie palce, a jeśli wszystko pójdzie dobrze to coś większego – puścił mu oczko.
    - Jesteś bardzo delikatny – zauważył.
    - Gdybyś był do seksu przyzwyczajony to wziąłbym cię porządnie w obroty. Całą noc jęczałbyś dwa razy tyle co teraz. Nie będę cię zbyt długo męczył, bo to twój pierwszy raz z mężczyzną.

Upewniwszy się, że wysmarował odbyt żelem intensywnie wyjął z opakowania kondoma i nałożył do na swojego pulsującego penisa. Potem jeszcze wylał na niego lubrykant, przystawił główkę do wejścia, pragnąc znaleźć się już w ciasnym odbycie. Wsuwał się powoli między krąg mięśni próbując nie sprawiać mężowi bólu. Poczuł mały zacisk na swoim kutasie, więc szybko chwycił w dłoń ten Antrosy i zaczął poruszać w górę i dół wchodząc w niego ostrożnie. Zdawało się mu, że penis zaraz eksploduje, tak bardzo chciał już dojść. Ostatecznie starając się być delikatnym znalazł się w drżącym odbycie dopiero po jakimś czasie, modląc się, by nie trysnąć w trakcie. Gdy zagłębił się w nim po same jądra podniósł jego nogi i zawiesił dobie na przedramionach pochylając się mocno wprzód, wpijając się w jego wargi. Jeździł ręką po twardym członku, który nie tak dawno wylał z siebie spermę i poruszał się w nim. Tak dawni nie uprawiał seksu, że teraz nie wierzył, iż właśnie to robi. Prawdopodobnie Caleb czuł się podobnie. W gruncie rzeczy Kaylor jest jego pierwszym kochankiem. Niespodziewanie brunet zdał sobie sprawę, że dłonie Cala błądzą po jego plecach głaszcząc je i drapiąc. Był zaskoczony tym dotykiem, ale miło było wiedzieć, że mężczyzna chce by jemu również sprawić przyjemność nawet taką drobną pieszczotą. Uśmiechnął się zanim włożył język między rozwarte wargi. Nie trwało to długo, a blondyn dysząc głośno drugi raz tej nocy otrzymał spełnienie dochodząc prosto na klatkę Ledwooda i swoją. Żaden z nich nie potrafił się dłużej powstrzymywać. W pewnej chwili Kaylorowi puściły hamulce i energicznie poruszał biodrami wbijając się w zaciśnięty krąg mięśni. Finalnie przeżył orgazm i spuścił się w gumkę będąc jeszcze wewnątrz Caleba.
Oddychał spazmatycznie przygniatając sobą męża, który również próbował się uspokoić. Dłonie blondyna wciąż go okalały i nie puszczały, jakby Antrosa chciał powiedzieć, żeby go nie zostawiał. Puścił jego nogi rozprostowując je, a sekundę potem wyszedł z niego i zdjął kondoma odszukując na ślepo mięknącego członka. Położył dłoń na jasnych włosach i zaczął je przeczesywać. Nigdzie nie zamierzał się teraz ruszać. Pragnął nie odrywać się od młodego męża nawet na krok.

    - To było niesamowite. Dziękuję – wyszeptał na powrót zawstydzony swoim wyglądem Caleb.
    - Masz rację, i nie dziękuj mi. Zamiast tego powinieneś powiedzieć, że następny raz będzie jeszcze lepszy – dotknął ustami jego skroni.


~~* * *~~


    - Jesteś pewny, że wszystko w porządku? – zapytał przytulając męża do swojego torsu. Owinął go ramionami i złożył pocałunek na jego głowie. Przez cały czas przeczesywał dłonią jasne włosy uśmiechając się.
    - Nie masz czym się martwić – powiedział cicho chowając twarz między szyją a ramieniem kochanka.

Serce powoli się uspokajało, ale wciąż był zawstydzony i zażenowany. Nawet w snach nie wyobrażał sobie, że jego pierwszy raz będzie tak wyglądał. Ilekroć przywołał do pamięci wszystko po kolei co robili znów uderzała w niego fala gorąca a wstyd powracał. Nie powinien się wstydzić, w końcu to normalne, jak powiedział mąż, lecz jemu nie przychodziło to tak łatwo. Niewiarygodne dla niego było to co zrobili razem jeszcze parę minut temu.

Przez większość nocy leżeli wtuleni w siebie nie odzywając się. I Kaylor i Caleb uznali, że w tej chwili nie było to potrzebne, a zepsułoby intymny nastrój. Blondyn zmrużył oczy nad ranem, a jego mąż ani razu tej nocy nie pogrążył się we śnie, co było dobrze widoczne w pracy.