Powered By Blogger

niedziela, 23 października 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 20


Dziękuję za komentarze :)





Stał przy bufecie trzymając w dłoni kieliszek z białym winem. Drugą ręką przeczesał gęste, czarne włosy. Obrysował wzrokiem otoczenie, którym była sala konferencyjna w ich biurowcu, dziś przystrojona w świąteczne ozdoby, dwie żywe choinki i kilka rodzajów kolorowych lampek jak również cztery połączone ze sobą stoły nakryte w rozmaite pyszności. Obserwował jak ludzie z ich branży prowadzą zaciekłe konwersacje, śmieją się lub żartują. On również parę chwil temu przeprowadził interesującą rozmowę z jednym z pisarzy, a dokładniej mówiąc z pisarką. Stojąc na uboczu szukał Kariny, która przewijała się w tłumie wraz ze swoim mężem. Gdzieś w oddali doszedł go donośny śmiech ojca. Mimo że atmosfera była miła i mógł podyskutować z różnymi osobistościami to potwornie się nudził. Od samego rana jak zostawił męża w domu tak do tej godziny, a zegar wskazywał dziewiątą w nocy, nie widział się z nim. Tęsknił za nim i z chęcią porwałby go w swoje objęcia.

    - Co z tą miną? Wyglądasz jak zbity pies – zrobił krok do przodu uderzony niespodziewanie przez Davis prosto w plecy.
    - Co za brutalne babsko – syknął. Dlaczego musiała akurat w plecy?! Miał je tak podrapane i poranione, że najmniejszy dotyk w tamtym miejscu odbierał jak najgorsze tortury.
    - Imprezka się udała, nie? – zignorowała jego uwagę i opróżniła swój kieliszek po czym postawiła go na stole.
    - Ogólnie rzecz ujmując to jak najbardziej – westchnął ciężko.

Od osiemnastej trwało przyjęcie Bożonarodzeniowe, które co roku odbywało się w ich wydawnictwie. Zapraszani byli wszyscy pracownicy niezależnie od wykonywanego zadania w firmie. Gośćmi również byli autorzy książek wydający swoje prace w ToK. On pomagał w przygotowywaniach od rana i właśnie z tego względu nie widział się przez cały dzień z Antrosą.
Musiał pochwalić firmę kateringową, która była najwyższych lotów. Zapewniła smakowite potrawy oraz napoje alkoholowe. Z racji tego, że pił tylko od święta dostał pozwolenie, którego udzielił Caleb, by odrobinę wypił. Kaylor wiedział, że mąż miał do niego zaufanie, bo wierzył, że brunet nie przesadzi z trunkiem i będzie trzeźwy wracając do domu. Gdyby mógł to już byłby w drodze do niego. Lecz jak przystało na przyszłego prezesa, musiał uczestniczyć w przyjęciu do końca, bo swoim nietaktownym zachowaniem mógłby zrazić do siebie ludzi. A pracować nad sobą musiał, wiedząc co się wydarzy za kilka tygodni.

    - Jednak wydajesz się przygnębiony. Czy to przez Caleba?
    - Chciałem, żeby ze mną tu przyszedł, ale odmówił. Prosto z mostu rzucił „nie” i zaczął czytać książkę. Denerwuje mnie, że unika spotkań w większym gronie ludzi. Wiem dlaczego tak jest, ale w takich chwilach myśli tylko o sobie. Miałem nadzieję spędzić z nim więcej czasu. Przedstawiłbym go znajomym. Poza tym nie siedziałby całymi dniami w domu. Od kiedy jego ciocia poczuła się lepiej i w październiku wypisali ją ze szpitala pomieszkuje u mojego ojca. Od kiedy spadł śnieg Caleb nie wychodzi na zewnątrz.
    - Postaw się w jego sytuacji, jak miałby kierować wózkiem jadąc po zamarzniętym chodniku lub śniegu? Będziecie mieli dla siebie czas, przecież on ci nie ucieknie. Bardzo go kochasz, prawda? – bardziej stwierdziła niż zapytała ze swoim radosnym uśmiechem.
    - Co ty wygadujesz? – zrobił zdziwioną minę.
    - Mówiłam ci, że miłość przychodzi nieoczekiwanie. Szkoda, że nie wszyscy autorzy mogli się pojawić – zmieniła temat obserwując swojego męża rozmawiającego z Joshem.
    - To oczywiste. Mają swoje rodziny i również wyjeżdżają na święta.

Przyjęcie wyprawiali zawsze kilka dni przed pierwszym dniem Świąt Bożego Narodzenia. Kto w świątecznej gorączce miałby czas na takie zabawy, gdy trzeba uszykować cały stół jedzenia dla rodziny, wysprzątać dom, przyozdobić go? Dlatego pomysł zrobienia imprezy wcześniej większości odpowiadał.
Oficjalnie on i Antrosa dostali zaproszenie, by świętować razem z Banerem, jak to Kaylor robił co roku. Tym razem będzie z nimi jeszcze Abigail. Jest jaki jest, ale nie zostawiłby ojca samego w taki dzień. Na szczęście do tego były jeszcze cztery dni. Miał czas by zakupić mężowi podarunek. Nawet nie musiał się specjalnie zastanawiać co miałby mu sprezentować. Odpowiedź znałby każdy wchodząc do pokoju blondyna. W życiu bym nie przypuszczał, że pomyślę o wręczeniu jakiemuś mężczyźnie prezentu.
Pozornie wszystko układało się dobrze, lecz im więcej myślał o swoim życiu tym bardziej był przerażony. Dochodziły do tego zmartwienia powiązane z pracą i matką, która ostatni raz kontaktowała się z jego ojcem kilka miesięcy temu. Mimo to nadal spędzała mu sen z powiek, a mąż naturalnie o niczym nie wiedział, bo zaraz martwiłby się i wyszukiwał informacji o teściowej. Był Calebowi wdzięczny, że opowiedział o swoich rodzicach, których nigdy nie miał, lecz on nie potrafił mówić o Angelice jak o swojej matce. Chociaż nie porzuciła go tak jak matka blondyna to miał jej za złe wiele rzeczy, a gdyby się z nią spotkał, czego od lat nie robił, doliczyłby się w niej jeszcze więcej okropności.

    - Jak się bawicie? – zapytał Josh podchodząc do znajomych. Znał trochę syna prezesa i wiedział, że w życiu prywatnym nie lubił jak się mówiło do niego jak do jego ojca. – CJ Jenkins przesyła pozdrowienia i życzy udanych świąt jak również dobrze zakrapianej nocy.
    - Rozmawiałeś z nim? – zainteresował się Kaylor.
    - Tak, dzwonił przed chwilą. Jest w trakcie pisania. Już myślałem, że będziemy dłużej musieli czekać aż jego zastój minie.
    - Kiedy w końcu CJ będzie tak łaskawy i porozmawia ze mną? Ani razu nie miałem z nim styczności. Po Nowym Roku prezes przekazuje mi swoje stanowisko. Czy zajmując je, to on będzie się konsultował z pisarzem? Nie uważacie... czy Jenkins nie uważa, że robi idiotyczne rzeczy? Dlaczego po prostu się nie pokaże.
    - Prawdopodobnie obawia się, że jeśli ludzie się dowiedzą kto skrywa się pod tym sławnym nazwiskiem, to będą zawiedzeni. A ostatecznie każdy wyobraża sobie Jenkinsa według swoich przypuszczeń, które mogą, a nie muszą okazać się prawdziwe. Dałbym ci do niego numer, ale gdyby chciał to sam by ci wszystko powiedział. Być może kiedyś się odważy.

Na tym zamknęli temat tajemniczego pisarza i rozluźnili się. Kaylor bez ustanku myślał nad słowami Kariny mówiącymi, że bardzo kocha swojego męża. Coś się tej kobiecie w głowie pomieszało. To nie jest miłość, a przyjaźń. Lubią się, szanują, mają świetny seks, ale nic poza tym między nimi nie ma. Jak długo będziesz odrzucał te myśli o miłości jak najdalej od siebie? Jesteś tchórzem unikając takiego tematu i biorąc pod uwagę wszystko, lecz nie zakochanie. Pierwsze tygodnie ich małżeństwa to rzeczywiście była katastrofa, ale z upływem miesięcy zbliżali się do siebie. Spędzali dużo czasu w swoim towarzystwie, wychodzili razem na zakupy, do księgarni, często jadali kolację na mieście. Lecz mimo wszystko Kaylor czuł jakby jeszcze wielu rzeczy na temat męża nie wiedział. A chciał je poznać.
Reszta uroczystości upłynęła mu na rozmyślaniach o wielu rzeczach, a wśród nich nie było tylko zainteresowania obecnym wydarzeniem, na którym obecny był jedynie ciałem.


~~* * *~~


Dochodziła północ kiedy skończył pisać. Na razie, bo od jutra kontynuuje, ale teraz był zmęczony i z chęcią oddałby się w objęcia Morfeusza. A jeszcze chętniej w objęcia Kaylora. Gdy taka myśl przysłoniła mu umysł na jego twarzy wykwitł ostry rumieniec. Coraz częściej łapał się na tym, że dobrze mu było z brunetem. Nie rozumiał, nie potrafił zrozumieć dlaczego czuł się tak a nie inaczej. Od ich ślubu minęło około pięć miesięcy, a w tym czasie dużo się zmieniło. Nigdy nie przypuszczał, że w takim kierunku potoczy się jego życie, ale był szczęśliwy. Ma męża, który dobrze go traktuje, pomaga, zrobił dla niego wiele dobrego oraz wspaniałego kochanka, z którym spędzanie nocy to czysta rozkosz.

    - A kiedyś go nie znosiłem. Wydawał się fałszywy i niegodny zaufania. Jak bardzo może zmienić się człowiek? Ale to dobrze. W ten sposób Kaylor pomaga mi w pisaniu.

Od kiedy Ledwood postarał się, by Caleb był samodzielny także w łazience nie potrzebował niczyjej pomocy by się tam oporządzić. Bardzo dobrze było mu korzystać ze wszystkiego samemu. Chciał samodzielności, a brunet mu ją zapewnił. Na szczęście kąpiel wziął wcześniej zakładając scenariusz, w którym nie będzie miał siły, by zrobić to późno w nocy. Wjechał do sypialni. Od razu spojrzał na okno, za którym wirowały płatki śniegu dobrze widoczne w ciemności. Nie zasłaniał okna kotarą, o co głowę suszył mu mąż, który nie potrafił zasnąć dopóki w pokoju nie zapanuje kompletna ciemność. Położył się na łóżku i nakrył puchatą kołdrą. Nie spodziewał się Kaylor w domu zbyt wcześnie po tym co mówił mu Josh, gdy kilka godzin temu rozmawiali. Właśnie dlatego zaskoczył go dźwięk przekręcającego się klucza w drzwiach. Drzwi otworzyły się, a na przedpokoju usłyszał kroki partnera. Nie miał wątpliwości, że należą do niego, poza tym nikt prócz ich dwójki nie miał klucza do mieszkania. Leżał cicho próbując zasnąć, jednak uważne wsłuchiwanie się w poczynania męża mu to uniemożliwiały. Zarejestrował zbliżające się do łóżka kroki. Materac ugiął się pod ciężarem mężczyzny. Nagle poczuł na swojej skroni czuły pocałunek, który był tak ulotny jakby wcale go nie było, lecz pozostawił po sobie ciepło ust męża. Nie zamierzał się wdawać z nim w rozmowy, chcąc spać, ale nie potrafił się powstrzymać.

    - Wcześnie jesteś – ziewnął.
    - Och, myślałem, że śpisz. Wróciłem, bo się stęskniłem, kotku – usiadł obok niego i dotknął zimną dłonią policzka blondyna. Ten natychmiast się odsunął.
    - Nie śpię, kilka minut przez tobą zamierzałem się kłaść. A ty jesteś pijany – powiedział gdy wciągnął do nozdrzy powietrze unoszące się wokół mężczyzny.
    - Nie piłem dużo. Ale przyjechałem taksówką tak na wszelki wypadek. Nie chciałeś dotrzymać mi towarzystwa na bankiecie, więc co miałem zrobić?

Kaylor rozebrał się i rzucił ubrania na fotel stojący naprzeciwko łóżka. Wskoczył zmarznięty pod kołdrę od razu przysuwając się do Caleba okalając go swoimi ramionami. Nie reagował na jego protesty ani narzekanie, że jego ciało jest zimne.

    - Ogrzejesz mnie, jesteś taki gorący – jęknął.
    - Czasami zachowujesz się jak niedojrzały dzieciak – przewrócił oczami ostatecznie mu ulegając.


~~* * *~~


Poczuł jak Caleb kładzie się na jego ramieniu, a swoją rękę kładzie na jego nagim biodrze. Kilka centymetrów brakowało, by dotykali się torsami. Mąż nie mógł ruszyć nogami, więc on użył swoich by je do siebie przyciągnąć. Zaplątał się w nie i zamknął oczy z błogim uśmiechem na twarzy. Uwielbiał kiedy Caleb go przytulał i głaskał po głowie, co właśnie robił. Będąc z przygodnym kochankiem zaraz po seksie wyszedłby z twojego domu i nigdy więcej nie wrócił. Mając takiego męża jak Cal do szczęścia niczego ci nie brakuje. Kiedy planujesz powiedzieć mu, że się w nim zakochałeś? Słyszał jakiś cichutki głosik w głowie, ale jak zwykle próbował go zagłuszyć innymi myślami.
Nie chciał dopuścić do sytuacji, w której robi wszystko zgodnie z wolą uciążliwego sumienia.


~~* * *~~


Spacerując po galerii handlowej w sąsiednim mieście zastanawiał się dlaczego dał się tutaj zaciągnąć. Powinien pracować nad książką, a zamiast tego włóczy się po mieście z przyjaciółmi męża. Był trochę zły, bo Dann i Harry praktycznie siłą go tu zaciągnęli wsadzając w samochód Kaylora. Ponoć obaj mieli tutaj sprawunki i musieli się z nimi uporać, jednak mąż nie miał powodu, by robić zakupy. Przecież w domu niczego nie brakowało. Kiedy zapytał partnera o powód, który zmusił ich by znaleźć się w tym miejscu, brunet rzucił wymijającą odpowiedź i w gruncie rzeczy niczego się nie dowiedział. Z jakiegoś powodu wolał robić takie rzeczy z Lilith, aniżeli z trójką facetów, z czego dwaj z nich oglądali się za każdą przechodzącą obok kobietą mającą dekolt na wierzchu. Widząc o przynajmniej doszedł do wniosku, że przyjaciółka nie jest w ich typie wyglądając jak płaska nastolatka i sobie ją odpuszczą. W każdym razie powinni.

    - Masz jakieś tajemnice przede mną?
    - Ależ skąd? Co też ci chodzi po głowie? – lepiej żeby małżonek nie wiedział jak wiele rzeczy przed nim ukrywa. – Teraz Dann i Harry pójdą z tobą, a ja muszę coś załatwić.
    - Słucham? Gdzie ty idziesz?!
    - Kaylor też tu po coś przyjechał. Ale dobrze, że sobie poszedł – zagadnął Atkinson. – Musisz mi pomóc.
    - Mi też – upomniał się Callaway. – Chcę kupić coś dla pewnej kobiety, a ty musisz mi doradzić.
    - Jeśli chodzi wam o Lilith to dajcie sobie spokój. Poza tym ona nie ma ochoty żyć w trójkąciku.
    - To Harry chce jej coś kupić na święta, a ja komuś innemu. Poznałem ją stosunkowo niedawno i chciałem być miły.
    - Poznałeś kogoś? Kolejną mężatkę? – prychnął Caleb.
    - Zaskoczę cię, otóż ta kobieta pracuje w „Lust” jako kelnerka. Ostatnim razem kiedy tam byłem jakiś facet ją zaczepiał i prawie uderzył, ale na szczęście udało mi się go powstrzymać. Później gdy kończyła zmianę wyszedłem za nią przeczuwając, że coś złego może się stać. Przeczucia mnie nie myliły, bo czekał na nią, jak się potem okazało, jej były. Pomogłem jej zabierając stamtąd. Często się widujemy, bo jakoś tak wychodzi, i umawiamy się na drinka. Z kimś muszę pić skoro ani Harry nie ma czasu, ani Kaylor. Obaj dużo pracują, czego nigdy bym nie powiedział o Ledwoodzie, a w konsekwencji nie mają czasu dla przyjaciela.
    - Ech... To jak wam pomóc?
    - Zacznijmy od tego, że...


~~* * *~~


Był wdzięczny przyjaciołom, że zgodzili się odciągnąć na jakiś czas męża od niego. Jak miałby kupić cokolwiek Calebowi, gdy wciąż byli razem. Skierował się do nowo otwartej księgarni. Obejrzał wnętrze i zląkł się. Miałby wybrać mu coś spośród tylu książek? Co blondyn chętnie by przeczytał? Jak trafić w jego gust? Mógłby podarować mu powieść Jenkinsa, gdyby ich wszystkich nie miał. Zdobył nawet te dwie nowe co kilkanaście tygodni temu rozeszły się jak świeże bułeczki.
Wkroczył do środka witając się z obsługą. Przeglądał na szybko szyldy nad półkami z różnymi działami. Co mu z tego, że poczyta, jeśli nie trafi w gust męża to będzie katastrofa! Chciał by prezent podobał się jego właścicielowi. A może książka to za mało? Powinien bardziej się wysilić i pomyśleć nad jakimś porządniejszym lub droższym prezentem. Dałby mu wszystko o cokolwiek by poprosił, ale nie może tak po prostu go zapytać. Postanowił pogłówkować i jedyne co przyszło mu do głowy to poradzić się osoby pracującej za ladą. Powłóczył nogami w tamtym kierunku i miło się przywitał.

    - W czym mogę pomóc? – zapytała kobieta w średnim wieku.
    - Szukam jakiejś ciekawej książki, a może nawet kilku. Problem w tym, że ciężko mi trafić w gust tej osoby. Przypuszczam, że wybrałby zupełnie inne książki niż ja.
    - Rozumiem. Mógłby pan podać jaki rodzaj preferuje osoba, dla której ma być książka?
    - Rodzaj... Wiem, że uwielbia CJ'a Jenkinsa. Ma wszystkie jego powieści. Znalazłoby się coś w tamtym klimacie?
    - Myślę, że było by parę takich prac. Proszę za mną, przedstawię panu kilka propozycji, a pan podejmie decyzję.

W życiu by nie pomyślał, że zakup zwykłej książki to taka skomplikowana robota, zwłaszcza, że nie jest ona dla zwyczajnej osoby. Był jednak dobrej myśli, jeśli mężowi się nie spodoba to trudno, przynajmniej starał się znaleźć coś odpowiedniego. Koniec końców wyszedł z księgarni z dwiema tomami zapakowanymi w zwykłą reklamówkę, by Caleb niczego nie podejrzewał. Poprawił trzymaną w ręce kurtkę i skierował się w stronę ruchomych schodów.
Zastanawiając się czy dwie książki jako prezent gwiazdkowy spodobają się kochankowi. Wciąż mu się wydawało, że to za mało i powinien dać mu coś więcej. Raptem jego telefon wydał z siebie sygnał przychodzącej wiadomości. Otworzył ją i po przeczytaniu dowiedział się, że przyjaciele zrobili już swoje zakupy i pytają się o jego namiary. Szybko odpisał, że załatwił to co chciał i nakazał im zmierzać do wyjścia, bo sam też tam idzie. Niedługo potem znalazł się przy obrotowych drzwiach i cierpliwie czekał, aż cała trójka się pojawi. W pewnym momencie wyłapał wzrokiem mężczyznę stojącego niedaleko niego, który w skupieniu mu się przyglądał. Ich spojrzenia się spotkały, a nieznajomy posłał mu promienny uśmiech po czym podszedł do niego z pewnym siebie krokiem.

    - Byłem pewny, że to ty. Ile to już lat minęło? – pod Ledwoodem ugięły się nogi gdy usłyszał ten dźwięczny, melodyjny głos.


~~* * *~~


Miał dość nagabywania przez Atkinsona i Callaway'a, więc zgodził się im pomóc w poszukiwaniu odpowiednich podarunków. Dann zdecydował się kupić dla kelnerki parę butów i jakiś płaszcz, a on doradzał mu jak najlepiej umiał. Kierował się przede wszystkim wskazówkami, których kiedyś udzielała mu Lilith. Natomiast Harry miał cięższy orzech do zgryzienia, gdyż Raveza odrzucała jego zaloty. Mężczyzna wierzył, że kiedyś zdobędzie jej serce, a on doskonale znając charakter rudej kity wiedział, że nie będzie to prostym zadaniem. Podpowiedział szatynowi, by dał jej drobny upominek, bo ona wściekłaby się, gdyby dostała coś drogiego od zalotnika. Czułaby się do czegoś zobowiązana i denerwowałoby to ją. Ostatecznie kazał zapakować ekspedientce zestaw upiększający, w który w skład wchodziło kokosowe mleczko, żel do kąpieli, odżywczy balsam i odżywka do włosów. Amant liczył, że kobieta przyjmie upominek.
Był zadowolony, że po tych uciążliwych zakupach mogli kierować się do wyjścia i jechać do domu. Już z oddali dojrzał męża, o dziwo rozmawiającego z kimś. Nie wiedział kim jest wysoki, czarnowłosy mężczyzna stojący obok Kaylora. Raptownie poczuł jak leci do przodu, gdyż jego wózek został brutalnie zatrzymany, przez Danna. Odwrócił się do mężczyzny, usiłując strącić ręce trzymające rączki od pojazdu.


    - Co ty wyprawiasz?!
    - O kurwa – wytrzeszczył oczy przyglądając się Ledwoodowi z niedowierzaniem. Nie potrafił wykrztusić z siebie słowa. Widząc postać rozmawiającą jak gdyby nigdy nic z Kaylorem poczuł narastającą złość, która mieszała się z szokiem.
    - Normalny jesteś? Uważaj trochę na Caleba, chyba nie chcesz, żeby wyleciał przed siebie?! – warknął poirytowany Harry, lecz Dann nic sobie z tego nie robił. Zdawać się mogło, że jest tak zaabsorbowany, że zapomniał o otaczającym go świecie.
    - Może nam wytłumaczysz co wprawiło cię w taki szok? – zapytał wciąż zdenerwowany szatyn zakładając ręce na piersi.
    - Facet, który rozmawia z Kaylorem... O niego mi chodzi. Nienawidzę tego sukinsyna!
    - Uspokój się – poradził Caleb. – Kim on jest, że działa na ciebie jak płachta na byka?
    - Pytasz, kim?! To pierwszy kochanek i pierwsza miłość Kaylora!

5 komentarzy:

  1. Kiedy będzie rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  2. No po prostu czułam to. Czy nie mogło być tak jak było? Musiałaś wpleść jakiś dramat, co nie? Caleb znowu poczuje się nic niewarty, zacznie się porównywać do byłego Kaylora, oj nic dobrego z tego nie wyjdzie.
    Czgo ten frajer (czyt. jego były) chce od Kaylora? Mam nadzieję, że jest w związku i nie będzie nachodzić Kaylora.
    Dann zareagował bardzo agresywnie, tam musiało chodzić o jakąś grubszą sprawę.
    Chłopacy są słodcy, że chcą zadowolić prezentami osoby, na których im zależy.
    Czyżby Danna trafiła strzała amora?
    Czy przyjaciółka Caleba da się zbajerować Harremu, który mam nadzieję ma poważne zamiary?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    świetnie, końcówka wgniatająca w fotel, Harry zakochał się w rudej, no jak widać Dann nie lubi byłego Kaylora...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, jaj widać Harry jest zakochony w rudej, no i widać, że Dean nie lubi tego kolesia, a końcówka wgniatająca w fotel...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń