Powered By Blogger

niedziela, 31 grudnia 2017

Lodowa powłoka - Rozdział 15


Hej Kochani :) Trochę późno, ale zawsze, nie? Do siego roku!
Dziękuję za komentarze i zapraszam na ostatni w tym roku rozdział :D





Poczuł na ciele chłód. Odsłonięte plecy oraz ramiona owiał powiew wiatru. Temperatura niższa niż zwykle zdziwiła go, bo w domu zawsze panował zaduch i było gorąco. Zwłaszcza, gdy mama zabierała się za gotowanie. Zaniepokojony brakiem jakiegokolwiek zapachu jedzenia, stukania szklanych naczyń, kubków, patelni, garnków i sztućców zmusił się do przewrócenia z brzucha na plecy. Kołdra pod wpływem ruchu przesunęła się i zsunęła na podłogę odkrywając nagie ciało. Nie przejął się tym, gdyż nikt nigdy nie wchodzi do jego sypialni. Rodzice dają mu tę, tak potrzebną w jego wieku, prywatność i nie zaglądają do pokoju, chyba, że jego akurat w nim nie ma. Zwykle mama tam sprząta. Przeciągnął się unosząc ręce wysoko ponad głowę, dopiero po porannej gimnastyce jaką zwykł wykonywać w tenże sposób, otworzył niechętnie oczy. Zaspane i nieprzygotowane na oślepiające światło promieni słonecznych, wkradających się do pomieszczenia, ponownie się zamknęły. Wydał z siebie przeciągły pomruk niezadowolenia. Ponownie spróbował podnieść powieki, tym razem powoli i ostrożnie, pamiętając o obecnym oślepiającym blasku. Ujrzał przed sobą ogromny sufit, białe ściany, otoczenie w ogóle nie przypominające jego sypialnię. Wydarzenia z poprzedniej nocy w zawrotnym tempie napłynęły do świadomości i nie musiał dłużej główkować nad tym, gdzie jest, co tu robi i dlaczego się tu znalazł. Za to zastanawiało go coś innego. Zdawało mu się, że po seksie z Gwiazdeczką zasnął kamiennym snem, w dodatku śpiąc na tyle długo, że był w stanie się wyspać. Ale to nie mogła być prawda. Od lat nie przespał spokojnie nocy, wiecznie chodził zmęczony, otępiały, żył dzięki ogromnym ilościom kofeiny zawartej w kawie albo napojach energetycznych. To były jego dwie najpotrzebniejsze do funkcjonowania rzeczy. Tym razem coś było inaczej. Podniósł się i oparł plecami o tapicerowane wezgłowie. Zerknął na kołdrę leżącą na ziemi, ale nie przejął się nią. Obejrzał drugą połowę wielkiego, wygodnego łóżka – jak stwierdził po kilkunastu godzinach przebywania w nim – i zarejestrował brak drugiej osoby. Westchnąwszy, przetarł twarz i obiecał sobie, że jak tylko założy majtki, wypije kubek mocnej czarnej kawy, pójdzie wziąć gorący prysznic. Po odszukaniu tej najważniejszej części garderoby, bez której nikt normalny się nie rusza z domu, zszedł po kręconych metalowych schodach. Poprzedniego dnia nie zwracał zbytnio uwagi na wystrój tej części domu, ale teraz mógł stwierdzić, że właściciel mieszkania miał specyficzny gust. Jego mama powiedziałaby, że takie czarno – białe wnętrze przyprawia o depresyjny nastrój, jest w nim za mało żywych kolorów, ozdób, roślin i w ogóle wszystkiego za mało. Jak tylko by się tu pojawiła, natychmiast skrytykowałaby minimalistyczny styl. W sumie miałaby trochę racji, choć o gustach się nie dyskutuje, komu mogłoby się podobać w takim ponurym świecie. Jedyne pomieszczenie, które zrobiło na nim piorunujące wrażenie to sypialnia Gwiazdeczki – była niesamowita.
Pana i władcę zastał w kuchni pochylającego się nad miską z jakimś jedzeniem. Na stole stała szklanka soku pomarańczowego. Krótkie „cześć” zwróciło uwagę siedzącego mężczyzny.

    - Cześć – odburknął w przerwie od chrupania płatków kukurydzianych z mlekiem.

Po tej minie Charlie wnioskował, że – jak zwykle – łyżwiarz był w podłym nastroju. Początkowo nie zamierzał się odzywać, jednak ciekawość okazała się silniejsza od niego. Chciał znać powód, dla którego blondyn od jedenastej – bo taką godzinę ujrzał na zegarku wiszącym w pokoju – wygląda jakby pragnął unicestwić całe życie na Ziemi. Przez pierwszych kilka minut nie otrzymał odpowiedzi, nadeszła po pewnym czasie, kiedy to siedział naprzeciwko niego i nie spuszczał intensywnego wzroku.

    - Cholerne rodzeństwo – warknął uderzając pięścią w stół. – Owenowie zajęli pierwsze miejsce. Znaleźli się na pierdolonym podium – miał ochotę się rozpłakać. Na myśl o przegranej jego serce ściskało się z żalu. Nie potrafił opanować emocji, choć zauważył, że dziś było dużo spokojniejszy niż kilka dni temu. Zawdzięczał to relaksowi i odprężeniu, na które mógł sobie w końcu pozwolić, pod postacią namiętnego, rozpalającego trzewia, przyprawiającego o przyjemny dreszczyk seksu z młodym trenerem.
    - Przykro mi – odparł szczerze. – Wiem, że bardzo zależało ci na zwycięstwie, obiecałem, że pomogę ci osiągnąć cel. Poza tym – urwał na moment – mieliśmy umowę.
    - Jaką umowę? – uniósł jedną brew i zmrużył oczy. Według Charliego wyglądało to pociągająco.
    - Nie pamiętasz? Wspólnie ustaliliśmy, już jakiś czas temu, że jak tylko zdobędziesz złoto, rozejdziemy się w swoje strony. Zapomnimy o swoim istnieniu i nigdy więcej nie będziemy mieć nic wspólnego.

Ciche „Aaaa” było potwierdzeniem, że mężczyzna doznał olśnienia. Nie musiał kontynuować, by Castella zorientował się, co miał na myśli. Proponował przedłużenie ich współpracy – jak kiedyś uzgodnili – dopóki łyżwiarz nie wygra złota. Nagle główny zainteresowany prychnął prezentując jedną ze swoich standardowych min. Tym razem była przesiąknięta kpiną i próżnością.

    - Dostrzegam w tym pewien podtekst albo korzyści, które chyba starasz się mi pokazać. O to chodzi. To ma być znajomość z korzyściami? – zapytał bezpośrednio, bez kręcenia. Chciał wiedzieć co trener planuje.
    - Powiedziałbym, praca z korzyściami. Ty, kiedy nie możesz sobie pozwolić na rozładowanie emocji poprzez seks, stajesz się agresywny. Zdążyłem to zauważył – trochę dziwnie było mu mówić, będąc prawie nagim, podczas gdy jego rozmówca był w pełni ubrany. W dodatku miał ochotę na kawę i jakieś śniadanie, ale nie zamierzał się o nic prosić. Może zjeść jak wróci do domu, gorzej było z napojem, który był jego mocą napędową. – Natomiast ja nie chcę, by tata musiał się przemęczać. Powinien odpoczywać i powoli dochodzić do zdrowia. Najmłodszy nie jest, więc zajmie to dłużej.
    - Będziesz się ze mną pieprzyć kiedy tylko najdzie mnie ochotą? – parsknął nie wierząc, że to może być prawda. Dlaczego Deakin miałby to robić? – Masz w tym jakiś interes?
    - Może tak, a może nie. Widzisz, starałem się panować nad sobą i nie dać się uwieść, ale kocham seks, a skoro byłeś taki chętny... Kochanek, którego cały czas masz pod ręką. To takie złe? Wczoraj byłeś zdolny mnie błagać, bym cię pieprzył – podkreślił ostatnie słowo wypowiadając je z niejaką nonszalancją. Zdążył zauważyć jak seks działa na Gwiazdeczkę. Śmiać mu się chciało, bo nigdy nie podejrzewałby o perwersyjne zachowania w łóżku kogoś tak zimnego i niechętnego do obcowania z ludźmi.
    - Też byś był, gdybyś nie mógł bzyknąć się z facetem przez parę lat, a masturbacji unikałbyś jak ognia. Czemu nie? To wygodne. Ale ostrzegam cię – spiorunował go spojrzeniem swoich dwukolorowych oczu. – Jeśli ktokolwiek dowie się o mojej orientacji, to przysięgam, zatłukę cię i poślę do piekła za zrujnowanie mojej kariery.
    - Ja nadal nie rozumiem dlaczego ją ukrywasz. Przecież to nic złego, nikogo tym nie krzywdzisz, po prostu podobają ci się faceci. Co w tym złego? Ja otwarcie się do tego przyznaję i dobrze mi z tym.
    - Widziałem – mruknął wstając. Włożył naczynie wraz z łyżką do zlewu. – Jesteś bardzo otwarty. Jednak postaw się w mojej sytuacji. Jestem osobą publiczną, rozpoznawalną, występuję w telewizji. Co, gdyby prasa dowiedziała się o moim gejostwie? Nie zostawiliby na mnie suchej nitki. Moi fani mogliby się odwrócić, ludzie, którzy mnie podziwiają, mogliby odejść. Nie zniósłbym tego. Na dodatek, mogliby zaszkodzić moim rodzicom, którzy nie mają o tym zielonego pojęcia. Myślą, że jestem normalny. Nie zamierzam rozczarować swojej rodziny, a już na pewno nie ojca. Nie jego – przymknął na moment oczy i ścisnął nasadę nosa.

Charlie chciał go uspokoić i zapewnić, że jest w stu procentach normalny, ale mężczyzna kontynuował podając więcej argumentów popierających pozostawanie w cieniu. Nawet gdyby próbował mu wytłumaczyć, że się myli, prawdopodobnie wiedziałby lepiej, nie dopuszczałby myśli, że może żyć inaczej. W zgodzie z samym sobą. Ręce mu opadały, ale co on mógł. Jeśli to Rene nie zechce się zmienić, nikt mu nie pomoże. Gdzieś w podświadomości zauważył, że podobnie było z Ivanem. On także musiał chcieć się zmienić, bo co z tego, że będzie go pouczać i siłą wyciągać z podejrzanego świata, który go pochłonął, jeśli sam nic nie zrobi w tym kierunku. Pewnego dnia naprawdę skończy martwy w rowie.

    - Więc? – głos Rene pozwolił mu wrócić na Ziemię i przestać zawracać sobie głowę przyjacielem, z którym od dawna nie miał kontaktu. – Ech, pytałem czy planujesz zrobić sobie śniadanie.
    - Mam sobie je zrobić? Tak po prostu? – zdziwił się. Według Castelli powinien grzebać po jego szafkach jak gdyby nigdy nic?
    - Tak po prostu, ja nie będę cię obsługiwać. Chyba że w łóżku – puścił mu oczko i uśmiechnął się pod nosem. – Chcesz jeść, to tam jest lodówka – wskazał za siebie, gdzie rzeczywiście stało wejście do lepszego świata, pełnego pyszności. – Tam, na blacie jest ekspres do kawy. Na dole jest łazienka, ale nigdy z niej nie korzystam, ponieważ nie ma tam dosłownie nic, poza prysznicem i toaletą. U góry jest druga łazienka, na lewo od mojego pokoju. W szafce znajdziesz czyste ręczniki, kosmetyki są na półkach. Nie przegapisz.
    - A ty gdzie idziesz? – zapytał pospiesznie widząc, że Castella opuszcza kuchnię.
    - O tej godzinie zwykle trenuje, ale nie mam na to dzisiaj ochoty.
    - Co zatem zamierzasz?
    - Nie wiem. Obejrzę coś w telewizji. Nie mam innego hobby poza łyżwiarstwem – wzruszył ramionami. – Melinda jest zajęta rodzinką, toteż na jej towarzystwo nie ma co liczyć.
    - A może po śniadaniu, dołączysz do mnie pod prysznicem? – zadał pytanie z charakterystycznym dla siebie niskim wibrującym głosem, roziskrzonymi oczami oraz delikatnie przygryzioną dolną wargą. Odpowiedzią na zaproszenie był mocny, nachalny i chaotyczny pocałunek, który w krótkim czasie przerodził się w walkę o dominację, pragnienie doprowadzenia tego drugiego do granicy szczytu, rzucenie się w przepaść i pozwolenie na kolejne przyjemności.


*


Rzucił komórkę, której właśnie rozładowała się bateria, na łóżko i tam postanowił ją zostawić. Jak tylko uruchomi się automatycznie po podłączeniu ładowarki, będzie musiał odbierać telefony od rodziny, a wolał sobie tego oszczędzić i w spokoju spędzić kilka najbliższych dni. To jedna z niewielu chwil wolności, która niebawem zostanie mu bezlitośnie odebrana. Skoro już opłacił pobyt w hotelu, zostanie w nim na dłużej niż dwie noce. Obiecał sobie spędzić w Pittsburghu cały tydzień i wykorzystać go na spotkanie z przyjacielem. Nie widział go odkąd ten wyjechał z Filadelfii w celach zarobkowych. Nie spoglądając więcej na urządzenie przeszedł w część salonową. Apartament, który wynajął był jednym z lepszych i droższych w jakich się zatrzymał. W wielu pomieszczeniach dominowały płytki o wyglądzie drewna „ciemnego orzecha”. Wszędzie przeważał brąz, w niektórych miejscach podchodzący pod pomarańcz. Podobał mu się pomysł kontrastujących ze ścianami i meblami łóżek oraz foteli w kolorze kości słoniowej. Musiał przyznać, że jego zmysł artystyczny został zaspokojony. Zanim usiadł na miękkim fotelu, pochwycił z półki pierwszą lepszą książkę, mając nadzieję, że ta go zainteresuje. Pogrążył się w lekturze i trwało to dopóki nie dobiegło go pukanie do drzwi. Zaznaczywszy fragment, w którym skończył, a był na pięćdziesiątej czwartej stronie, odłożył powieść psychologiczną na drewniany stolik. Udał się do drzwi, by przywitać swojego gościa. W progu pojawił się wysoki, ale nie wyższy od niego, mężczyzna o włosach w kolorze ostrej czerwieni, piwnych tęczówkach, ubrany rozpiętą błękitną kamizelkę garniturową, białą koszulę oraz czarne spodnie. Na nogach miał lakierowane buty z czubkiem.
Starszy mężczyzna lustrował go od stóp do głów, co Keith również robił względem starego przyjaciela. Cmoknął z niesmakiem na widok kolejnego koloru na jego głowie. Ostatnim razem, gdy miał okazję go widzieć, włosy wyglądały jak bujna, soczysta, zielona trawa. Obecnie musiał pasjonować się czerwienią. Ciekawiło go jaki odcień rzuci na głowę następnym razem.

    - Któż to wie. Może żółty, a może niebieski, a może fioletowy, a może strzelę se tęcze na kudłach i będę paradować w najbardziej rozrywkowych dzielnicach w Pittsburghu! – wzruszył ramionami. Owen zaprosił Marcusa do środka gestem ręki. Znalazłszy się w salonie czerwonowłosy gwizdnął. – Nic się nie zmieniłeś, jak zawsze z rozmachem. Żeby dostać pokój w tym cholernym hotelu musisz albo mieć dobre znajomości w kierownictwie, albo mieć portfel wypchany zielonymi, albo umieć robić niezłego loda, bo facet przy recepcji to uwielbia i wykorzystuje swoje stanowisko jak się da. To jak, dobrą masz technikę?
    - Wiesz, tym razem zmieniłem plan działania i zapłaciłem kasą, a nie ciałem. Powiedz mi lepiej, skąd ty wiesz, co lubi facet przy recepcji – podparł się w boki i uśmiechał od ucha do ucha. Uwielbiał tego wariata. Marcus to dziwak, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
    - A, słyszy się to i owo. Słyszałem to od przyjaciółki brata chłopaka siostry mojej żonki. Koneksje, rozumiesz – pokiwał znacząco głową. – Ale dobra, przyszedłem tu, bo idziemy się zabawić na mieście, a nie żeby gadać o pierdołach. O pierdołach pogadasz z lekarzem tej swojej tej – machnął niedbale ręką jakby imię jego narzeczonej nie miało dla Stewarta znaczenia. Nie przejął się, bo nie było specjalnie czym. Marcus Stewart to dziwny człowiek.
    - Muszę koniecznie to jutro załatwić, by mieć to z głowy. Właściwie to główny cel mojej wizyty.
    - Keith, kochany Keith, cudowny, mój najdroższy Keith – wzdychał teatralnie mężczyzna – zapomnij na chwilę o swojej laluni, to nie ona jest najważniejsza. Dziś ty jesteś. Idziemy się zabawić – przyjaciel położył rękę na jego ramieniu, po czym pochylił się i wrzasnął mu do ucha: – To będzie jedyna taka niezapomniana noc w całym twoim życiu! Gwarantuję ci, drogi panie Owen, że zaoferuję ci dziś taką rozrywkę, że do końca życia będziesz pamiętać tydzień w Pittsburghu!

Marcus nie owijał w bawełnę. Obiecał mu zapewnienie całonocnej rozrywki i słowa dotrzymał. Od sześciu godzin chodzili od klubu do klubu, a na tych Stewart się znał jak nikt inny. Pokazywał mu co lepsze i droższe, bardziej ekskluzywne, do których przywykł Keith. Podobały mu się również te, w których można było po prostu tanio i dobrze zjeść, wypić, potańczyć, zabawić się, wyszaleć. Z doświadczenia wiedział, że wielkie miasta nie śpią. Ilekroć był w którymś zdawać się mogło, że życie toczy się tam nieprzerwanie. Dla imprezowiczów nie miało znaczenia czy to dzień, czy noc, korzystali pełnymi garściami, bawili się, szaleli. Zawsze było głośno, jasno, w oczy rzucały się neony klubów i barów nocnych tak tłumnie odwiedzanych. Od czasu do czasu i on może pozwolić sobie na ten rodzaj rozrywki. Bez siostry, bez Andrei.
Taksówka zatrzymała się kilka metrów od olbrzymiej fontanny, przy której mnóstwo par wyznawało sobie uczucia. Zajmowała dużą powierzchnie, była kamienna, w kształcie koła, a na środku tryskały strumienie wody podświetlane przez kolorowe neony. Była jednym z bardziej romantycznych miejsc, a fakt że znajdowała się obok prestiżowej restauracji dodawało jej jakiegoś uroku. Po zapłaceniu za przewóz, obaj skierowali swoje kroki w stronę przeciwną do pięciogwiazdkowej restauracji. Wyglądała na potwornie drogą i przeznaczoną dla śmietanki towarzyskiej. Zapytał o nią Stewarta.

    - Jeśli masz odrobinę szacunku do siebie to nigdy tam nie pójdziesz – zakomunikował zimno. – Jak tylko o tym pomyślę, to lodowate dreszcze mnie przechodzą.
    - Wydaje się w porządku.
    - Dokładnie, dokładnie! Wydaje się. Dlatego trzymaj się od tego gówna z daleka. Nawet w najgorszych spelunach nie znajdziesz tylu narkotyków, alkoholu, seksu i różnego rodzaju orgii – fuknął.
    - Żartujesz – prychnął, chociaż poważna mina towarzysza zaniepokoiła go.
    - Znaczy... Nie, że w tej restauracji. Pod nią. Jest takie miejsce, w którym byłem tylko raz w życiu i to sześć lat temu, nazywa się „Red Walls”. Nie słyszałeś? To dobrze. Specjalni klienci tamtej restauracji mają specjalne przywileje i specjalne wejściówki do tego „specjalnego” miejsca. To nic miłego, uwierz mi.

Skoro ten facet przedstawia to w ten sposób, to lepiej będzie nie drążyć tematu. Z drugiej strony takie tajemnice intrygowałby każdego. Mistyfikacja, wszechobecna tajemnica, brak pewności co do legalności jakiejś działalności, to zawsze budziło zainteresowanie. Mimo wszystko nie jest człowiekiem, który pakowałby się w jakieś bagno dla zaspokojenia ciekawości. Zanotował sobie w głowie, żeby później podpytać o „Red Walls” Marcusa. Przynajmniej posłucha jego opowieści, pewnie nieco podkoloryzowanej, ale co tam.
Przeszli kilka metrów, gdy coś zwróciło jego uwagę. Światła lamp oświetlały główne ulice, nie sięgały w boczne uliczki, jednak kolejny czerwony kolor mignął mu przed oczyma. Zatrzymał się. Steward również to zrobił, choć nie jeszcze nie wiedział o co mu chodzi. Przesuwał powoli wzrokiem po okolicy, aż w końcu zobaczył to, co przykuło jego uwagę. Kilkanaście metrów od nich, w ciemnej uliczce koło śmietnika leżała, najwyraźniej, nieprzytomna kobieta o długich blond włosach i czerwonej jak krew długiej sukience.


niedziela, 24 grudnia 2017

Życzenia Bożonarodzeniowe


Kochani, życzę Wam wszystkim zdrowia, szczęścia, pomyślności,
spełnienia marzeń, radosnego czasu spędzonego w gronie ludzi
najbliższych Waszym sercom. Niech ten czas będzie dla Was magiczny,
przyniesie wszystko czego sobie zażyczycie. Niech Was Bóg ma w swojej opiece.
Troszczcie się o rodzinę, przyjaciół, ludzi, na których Wam zależy, wszakże
niektórzy odchodzą zbyt szybko.

Izzi



niedziela, 3 grudnia 2017

Lodowa powłoka - Rozdział 14


Hej kochani! Ja wiem, ja wiem. Zamiast tłumaczenia się zrobię coś bardziej użytecznego. Mały spis najważniejszych rzeczy, które są istotne w tym opowiadaniu, a o których mogliście zapomnieć. No bo ktoś się ostatnio skarżył, że powoli zapomina fabuły (hahaha :D)

1. Nienawiść od pierwszego wierzenia Rene i Charlesa
2. Charlie ze przyjacielem Ivanem (przejażdżka motocyklowa)
3. Planowany ślub Andrei i Keitha
4. Bella w"Red Walls" i jej mały odlot
5. Przegrana Rene na Igrzyskach (biedaczek)

Mam nadzieję, że ten rozdział jakoś wygląda i nie jest kompletną porażką ;) Dziękuję za komentarze i przepraszam za ewentualne błędy.





Charlie stał oparty plecami o ścianę w kompletnym osłupieniu. Jego umysł konfigurował słowo po słowie i mimo że zrobił to już pięć razy, wciąż nie potrafił uzmysłowić sobie, co Castella powiedział. W jakiś dziwaczny sposób przekręcił jego wypowiedź tak, że wyszło z niej coś absurdalnego. Dałby sobie rękę uciąć, że się przesłyszał. Ale w konsekwencji... straciłby rękę. Objął spojrzeniem twarz Gwiazdeczki, która nie wyrażała, jak zwykle, wszechobecnej nienawiści, niechęci i obrzydzenia. Gdyby sam tego nie widział, to nigdy w życiu nie uwierzyłby, że ten kawał lodu może zrobić tak podniecającą minę. Z jego dwukolorowych oczu wylewało się pożądanie, Charlie dostrzegł jak wzrokiem pieści jego twarzy, szyję, tors zakryty ubraniem oraz miejsce poniżej pasa. Na tamtych okolicach skupił się na nieco dłużej. Z powrotem powędrował do jego zielonych tęczówek.
Kiedy Gwiazdeczka już się napatrzyła, przywarła swoim ciałem do niego. Gwałtownie wstrzymał oddech, gdy poczuł przygniatające go biodra. Serce biło niczym dzwon kościelny. Zrobiło mi się zaskakująco gorąco, jak gdyby stał na środku rozżarzonej pustyni, w pełnym palącym słońcu. Niemal jęknął, kiedy biodra kręcące koła ocierały się o niego z impetem, sprawiając, że nabierał ochoty na coś więcej niż tylko głupie zaczepki ze strony Castelli. Nadal nie rozumiał tego zachowania. Facet, który nim gardził z powodu orientacji seksualnej, teraz ociera się o jego penisa, który marzy tylko, by opuścić przyciasne spodnie. Im większy czuł ucisk we wrażliwym miejscu, tym większy rósł. Te uczucia spotęgowane zostały przez gorący oddech owiewający jego szyję. Trzecie pod względem kolejności sfer erogennych i ilości serwowanych przez nie doznań.
Jak myślał, że heteroseksualny mężczyzna – w szczególności ten, co stoi naprzeciwko – będzie obrzydzony dotykaniem innego faceta w taki sposób, tak teraz zmuszony był stwierdzić, że Castella całkiem nieźle się bawi. Dwukolorowe, przebiegłe, olśniewające oczy błyszczały z pożądania, na usta w końcu wpełzł długo powstrzymywany zadziorny uśmieszek. Aż go krew zalewała, gdy go widział, tym razem nie było inaczej.

    - Dobrze się, kurwa, bawisz?! – warknął próbując odepchnąć go i uwolnić się z pułapki, jednak to nie było takie łatwe. Okazało się, że mięśnie blondyna nie są tylko dla ozdoby, można zrobić z nich użytek. Mimo iż łyżwiarz był zdecydowanie słabszy, Charlie był obecnie w tak wielkim szoku, że ledwo potrafił skoordynować jakieś ruchy. Ponownie został przygwożdżony do ściany.
    - Dobrze? – szepnął spuszczając wzrok na ułamek sekundy. – Od lat nie bawiłem się lepiej – odparł patrząc wprost na niego, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że jest szczery.

Prawdopodobnie to było pierwsze niezaprzeczalnie prawdziwe wyznanie. Dopiero wtedy nad głową Charliego zapaliła się lampka, świadcząca, że nareszcie wszystko dotarło do niego. Miał ochotę śmiać się z siebie, przecież od początku właśnie to podejrzewał. W końcu jego wyobrażenia znalazły potwierdzenie w tamtych słowach.
Z jakiegoś powodu ulżyło mu, że Gwiazdeczka jest po raz pierwszy szczera i nie próbuje go upokorzyć. W głębi serca obawiał się, że może przerwać te pieszczoty, spojrzeć na niego z pogardą i rzucić teksem, że stanął mi od czegoś tak błahego, w dodatku z powodu hetero. Nie przyznałby tego, że cieszył się, że skończyło się właśnie na tym.

    - Mimo wszystko... – resztkami sił usiłował zachować jasność umysłu i nie dać się ponieść chwili, której obaj by żałowali.
    - Powiedziałem, pieprz mnie.

Wypalił ponownie, a nim Deakin zdążył podjąć jakiekolwiek kroki, by okiełznać blondyna, jego usta znów zostały spenetrowane śliskim gorącym organem, wkradającym się we wszystkie zakamarki. Na kroczu poczuł znajomy i tak przyjemny dotyk, że wygiął się pod jego wpływem uderzając tyłem głowy o ścianę. Ból mu jednak nie przeszkadzał w czerpaniu przyjemności. Podobało mu się, gdy wyćwiczone biodra zastąpiła dłoń wkradająca się za materiał spodni.
I po samokontroli, przebiegło mu przez myśl. Ale to już nieważne. Liczyło się wyłącznie tu i teraz, nie będzie zastanawiał się, z jakim niesmakiem będą spoglądać na siebie jutro. Skoro ma seks na wyciągnięcie ręki, to kogo obchodzi kim jest ten drugi.

    - Charakter masz paskudny, ale ciało tak cudowne, że grzechem byłoby go nie wziąć – mówiąc to Deakin uśmiechnął się zawadiacko. Szarpnął za blond kudły zbliżając twarz Gwiazdeczki do swojej. Wpił się zaborczo w jasne usta, maltretując je przez długie minuty, odbierali sobie wzajemnie oddech, gdyż łyżwiarz nie pozostawał mu dłużny. Cały czas próbował go zdominować, lecz nie udawało mu się to. Charlie straciłby swoją dumę, gdyby na to pozwolił. Castella może być sobie panem i władcą na lodzie, jednakże on jest nim w łóżku. – Dlaczego przestałeś? – padło pytanie, po tym jak ręka robiąca mu dobrze zniknęła.
    - Chcesz skończyć w majtkach? Bo ja wolałbym, żebyś skończył w innym miejscu – blondyn puścił mu oczko, po czym rozpiął guzik oraz zamek skórzanych jeansów. Patrząc mu prosto w oczy uklęknął powoli na podłodze, opuścił spodnie o kilka centymetrów, by chwilę później wyjąć z nich stojącego na baczność, wspaniale prężącego się, mokrego, grubego członka.
    - Trzynaście? – rzucił łyżwiarz widocznie zawiedziony.
    - Osiemnaście! – syknął.
    - Nie można mieć wszystkiego – wzruszył ramionami. – Przynajmniej jest gruby.

W jednej sekundzie gorące powietrze owiało wrażliwą główkę, usta musnęły jej delikatnie wywołując uśmiech na twarzy Charliego. Pozwolił sobie kolejny raz złapać za blond włosy i pociągnąć je gwałtownie. Właśnie odkrył, że targanie ich cholernie go podniecało. Zamknął powieki i pozwolił działać swojej wyobraźni oraz utalentowanym – jak się okazało – ustom. Te wyprawiały z nim cuda. Obcałowywały go na całej długości, brały głęboko w siebie, że znikał cały u gardle Gwiazdeczki. Język pieścił każde miejsce, nawet najwrażliwszą główkę i dziurkę, w którą się wbijał jego czubkiem. Poruszał energicznie głową w przód i w tył poświęcając oralnym pieszczotom dużo czasu.
W ich czasie kilkukrotnie zawzięte spojrzenia spotkały się, a wtedy obaj sobie uświadamiali, że to co robią, wygląda jak sen. Po prawdzie żaden nie wierzył, że to dzieje się w realu, ponieważ wiele rzeczy przeczyło sobie i wyglądało nieprawdopodobnie.

    - Miejscem, w którym... powinienem skończyć jest... twoje gardło? – zapytał biorąc co chwilę głęboki oddech. Trudno było mu mówić, podczas gdy Castella wyrywał z niego westchnięcia i przeciągłe zduszane w sobie jęki.
    - Nie – rzucił, gdy gorący i mięsisty kutas opuścił jego usta. Chciał go jeszcze.
    - Więc przestań, bo wybuchnę – odkleił się od ściany, choć przytrzymywał się niej przez moment lewą ręką. Gdy zawroty głowy uspokoiły się zaczął pozbywać się ubrań rzucając je gdzie popadnie. – Na co czekasz? Rozbieraj się – rzekł władczym tonem, a jedyne co dostał w odpowiedzi to:
    - Dlaczego ty mnie nie rozbierzesz? W ogóle mnie nie dotykałeś – łyżwiarz przygryzł wargę prowokując go. Nic więcej nie powiedział, lecz on zdawał sobie sprawę, że wzrok mówił „Bierz mnie, natychmiast!”

Tak też postanowił zrobić. Nagi, w całej okazałości zbliżył się do niego, z impetem pchnął na łóżko, które ugięło się niespodziewanie pod ciężarem dwóch męskich ciał. Rozchylił sobie jego nogi i wśliznął pomiędzy nie. Zanim zaczął zrywać w pośpiechu jego ubranie, pozwolił sobie utonąć na parę sekund w głębi jakże cudownych, unikatowych oczu. Oczu przewiercających muskularne ciało na wylot, pieszczących każdą jego część, biegających od twarzy robiącej seksowne miny do penisa sprawnego i gotowego.
Drugi zestaw ubrań znalazł się tak gdzie pierwszy, a przynajmniej w pobliżu. Zachodzące powoli pomarańczowe słońce wkradało się przez okna do sypialni, niesamowicie ją oświetlając. Jasne promienie nadawały bardziej intymnego nastroju wydarzeniom mającym miejsce na piętrze. Głośne, niekontrolowane westchnięcia i jęki obiegały duże pomieszczenie, wypełniając poczuciem zadowolenia osobę, która je wywoływała. Entuzjazmem napawało go podpatrywanie najmniejszych gestów blondyna, który klęczał na łóżku podpierając się z przodu rękoma zaciskającymi się i szarpiącymi pościel. Jego głos roznosił się prawdopodobnie po całym mieszkaniu, bo nie pomyśleli, by zamknąć drzwi do sypialni. Chociaż poza nimi nikogo tu nie ma.

    - Włóż go w końcu! – krzyknął rozeźlony Castella, który wypowiadał to zdanie po raz piąty. Charlie wiedział, że mężczyzna ma dosyć, ale nie potrafił przestać. Chciał doprowadzić go na skraj wytrzymania samym rimmingiem, co udało się, lecz pragnął więcej. Spodobało mu się dobieranie łyżwiarzowi oddechu i słuchanie słodkiej melodii jęków i uniesień.

Nie zaprzestał swoich działań i przez kolejnych pięć minut nie odrywał języka od chętnej dziurki odbytu. W międzyczasie dotykając ud, czuł jak drżały i ledwo utrzymywały się w tej pozycji. Nieprzyzwyczajone ciało do tego rodzaju wysiłku trzęsło się w konwulsjach. Sprytnie wykorzystywał fakt, że blondyn nie może dogodzić sobie sam, bo obydwie ręce pomagają mu w utrzymaniu się. Gdyby choć jedna zniknęła, jego twarz spotkałaby się z poduszką i najpewniej już by się nie podniósł.

    - Chcę...
    - Czego chcesz? – rozbawiony Deakin nie stronił od małych złośliwości.
    - ...więcej. Chcę więcej!

Znalazłszy gdzieś w sobie nieco litości, Charlie przerwał pozwalając, by mężczyzna wyłożył się płasko na materacu. Jego ręce nie wytrzymywały dłużej, podobnie było z nogami. Długiej chwili na odpoczynek nie dostał, gdyż prawie natychmiast brunet przyciągnął go do siebie. Usiadł, układając wyczerpanego kochanka na udach. Następnie powolnym ruchem prawie położył się. Plecy blondyna ułożyły się na jego szerokim torsie, dzięki łokciom robiącym na podpórkę, mógł bez problemu dostrzec twarz wyrażającą pełen spokój i relaks. Kiedy zgiął kolana i rozszerzył je leżące na nim poszły w jego ślady. Zdecydował zrobić to z nim w ten sposób, bo nie wymagał od niego dużo ruchu i aktywności. Wystarczy, jeśli będzie leżał grzecznie na jego torsie.

    - Nie będę cię dręczył. Dostaniesz więcej, tylko nabij się na mnie – potrząsnął nim, by mu przypomnieć, w jakiej sytuacji się znajdują.
    - Pośpiesz się – wyjęczał w jego usta, gdy przyciągnął go do pocałunku. Takiego samego jak wcześniej. Pełnego namiętności, pożądania, erotyzmu, zaborczości, gorącego.

Młodszy z kochanków uniósł biodra na odpowiednią wysokość, przytrzymał dłonią kutasa, którego tak chętnie trzymał w ustach i w towarzystwie jęków wpuścił go do środka. Nie miał czasu na uczucie bólu, gdy kręgi mięśni, mimo że długo rozluźniane, ścisnęły się niemiłosiernie, bo Charlie natychmiast zaczął poruszać się głęboko wewnątrz odbytu. Nie pomagał fakt, że penis był gruby, a on od wieków nie uprawiał seksu. Ból był potworny, lecz nawet prośby o przerwę spotkały się z odrzuceniem. Jedyne co mógł w tej sytuacji zrobić, to pozwolić się pieprzyć jak tego chciał. Opierał się o tors Deakina, odchylona głowa wspierana była przez ramię trenera. Odgłos jąder uderzających o pośladki był obecny przez kolejne pół godziny. W niezmiennej pozycji dopiero po piętnastu minutach Rene zaczął odczuwać przyjemność, której sobie zabraniał. Mimo początkowego dyskomfortu i wszechobecnego bólu oraz pieczenia wewnątrz, w końcu mógł się odprężyć i zająć sobą. Ręka powędrowała do miękkiego w połowie członka i zaczęła go stymulować. Zęby podgryzające delikatną skórę na szyi zostawiały czerwone ślady. Pieprzący go penis w pewnej chwili przyspieszył co mogło oznaczać, że wkrótce osiągnie swój limit. Mieszające się dwa męskie głosy były jedynymi, które w całym mieszkaniu było słychać.

    - Zaraz dojdę, mocniej – wysapał nie panujący nad własnymi gestami Castella.

Nie minęła minuta, a zachrypnięty głos młodszego z mężczyzn oznajmił, że doznał spełnienia, które zostawiło ślady w postaci białej mazi na brzuchu. Natomiast drugi z nich doszedł obficie rozlewając swoją spermę tak, jak Gwiazdeczka sobie zażyczyła.
Przez pierwszych parę minut dochodzili do siebie, zwłaszcza łyżwiarz, który czuł się zmaltretowany, ale zadowolony. Nie odsunęli się od siebie jak Charlie myślał, że zrobią. Jego kochanek, bo Rene właśnie się nim stał, nie miał na to ani siły, ani ochoty. W konsekwencji przyszło im spędzić w tej pozycji czas odrobinę dłużej.


*

    - Pysiaczku – wykrzyknęła Andrea podbiegając do luksusowego samochodu, z którego sekundę temu wyszedł.

Nie zdążył się wyprostować, a narzeczona już wisiała na jego szyi. Nie czekając na reakcję, odebrała mu możliwość oddychania przeciągłym pocałunkiem. Kątem oka spostrzegł, że siostra wciąż tkwi w pojeździe robiąc groźną minę, bo on blokuje jej przejście. Zrobił krok do przodu, co partnerka odczytała jako chęć obściskiwania się przed rodziną, stojącą zaledwie trzy metry dalej. Zamknął oczy pozwalając się jej całować. W duchu jednak miał ochotę zakląć. Miałem tyle spokoju w Utah. Jedynym jego pragnieniem w tymże momencie było odepchnięcie jej jak najdalej, pozbycie się z ust różowej szminki i zamknięcie się w pokoju. Ale nie! Musi cierpliwie znosić każde jej zachowanie, bo rodzice i przyszli teściowe intensywnie się im przyglądają.

    - Oglądaliśmy wasz występ – pisnęła mu do ucha. – Byłeś niesamowity, misiaczku! To co robiliście było takie... – zapowietrzyła się szukając w umyśle odpowiedniego określenia. – Takie niesamowite. W ogóle jesteście niesamowicie!
    - To talent, moja droga bratowo.
Keith pokazał zebranym jedynie uśmiech, najbardziej fałszywy i najtrudniejszy do wykonania. W sytuacji, w której się znajdował mógł tylko siedzieć cicho. Przemilczał słowa narzeczonej, chociaż korciło go, by zwrócić jej uwagę na niezbyt bogaty zasób słownictwa. Mógłby wytknąć jej również wiele innych rzeczy, ale kłótnie to ostatnie czego potrzebuje na dwa tygodnie przed ślubem. Tak, dwa tygodnie. Podczas jego nieobecności matka i przyszła teściowa ustaliły datę ich rychłego ślubu. Najzabawniejsze było ich uzasadnienie. „Andrea spodziewa się dziecka, więc małżeństwo powinno zostać zawarte niezwłocznie.” Właściwie było mu wszystko jedno, za dwa tygodnie, trzy miesiące czy rok, obiecał sobie, że weźmie odpowiedzialność. Zrobił dziecko, więc nie okaże się jednym z tych wyrachowanych facetów, którzy zostawiają kobietę w ciąży. Przynajmniej rodzina będzie szczęśliwa z narodzin wnuka i bratanka.
Gdy Andrea odkleiła się od niego w końcu, wraz z ojcem wciągnął z pojazdu walizki i razem zanieśli je do domu. Przekroczywszy próg, oficjalnie byli w domu. Zaczęły się kolejne gratulacje, uściski, słowa pochwały. Twarz ojca, kiedy położył dłoń na jego ramieniu świadczyła o przepełniającej go dumie. Miranda doświadczyła podobnego gestu, z tymże mężczyzna po sześćdziesiątce ją przytulił. Matka natomiast położyła mu obie dłonie na policzkach, a jej promienny uśmiech sprawiał, że robiło mu się ciepło na sercu. Czuł, że spełnił ich oczekiwania, więc na razie był bezpieczny. Rodzice Andrei także nie szczędzili z gratulacjami.
Niedługo potem wszyscy zasiedli do obfitej kolacji, przyrządzonej jak na przyjazd angielskiej królowej. Cały długi stół był zapełniony najróżniejszymi przysmakami. Wśród nich znalazły się potrawy z najsłodszych melonów Yubari, białych trufli, kawioru, owoców morza. Nie zabrakło białego i czerwonego wina, które było pierwszą pozycją ulubionych trunków pana domu. Każdy nakładał na talerz, co sobie wymarzył, a miał w czym wybierać.
W rozmowie prym wiodła Miranda, opowiadająca z najmniejszymi szczegółami całą podróż. Nie zdziwiło go, gdy pominęła niewygodne dla niej fragmenty, jak spotkanie Castelli i wyżywanie się na asystentce. Później był zmuszony do słuchania jak cztery kobiety rozprawiają o nowej sukni ślubnej dla panny młodej, gdyż ta stwierdziła, że obecna przestała jej się podobać. Pierwszym wyborem była zaprojektowana pięć lat temu suknia od Armaniego, lecz parę dni temu uświadomiła sobie, że bardziej do niej pasuje projekt Dolce & Gabbana. Kobiety wyrażały odmienne zdanie na ten temat, podając innych słynnych projektantów mody jak Gucci, Valentino czy La Brun 1. Musiał przyznać, że znał z całej listy jedynie Armaniego i La Brun, prowadzącą francuski dom mody „Volupte”. Najczęściej zakupywał tam garnitury albo płaszcze. Tym razem chodziło o coś znacznie ważniejszego.

    - Jeśli zdecydujesz się na tę Francuskę, to być może udałoby się jej stworzyć dla ciebie niepowtarzalną kreację – z inicjatywą wyszła matka Andrei.
    - Musi być olśniewająca, błyszcząca i ogromna jak u księżniczki – wymachiwała rękoma ilustrując wygląd wymarzonej sukni. Kobieta była przejęta i podekscytowana tym magicznym w życiu każdej kobiety dniem.
    - Mam! – wykrzyknęła nagle Miranda podjadająca kulki kawioru jedna za drugą. – Złóżmy wizytę drogiej pani La Brun i powiedzmy o co chodzi. Jestem pewna, że coś zdziałamy. Wszystko dla przyszłych małżonków – w tym momencie spojrzała znacząco na niego. Odpowiedział delikatnym uśmiechem, który zniknął z jego twarzy, gdy ona spuściła z niego wzrok. Tyle zachodu o kieckę, którą założy raz w życiu, przeszło mu przez myśl.
    - Chyba ten plan nie wypali – odezwała się narzeczona przybierając pozę małego, bezbronnego, zranionego kotka. – Muszę jechać na kontrolę do lekarza – złapała się za brzuch i uśmiechnęła pod nosem, jakby wyobrażając sobie dziecko, które za kilka miesięcy pojawi się na świecie – ale wcześniej powinnam się zapisać, a to w Pittsburghu.
    - Dlaczego chcesz jechać akurat tam? Służba zdrowia jest też w Filadelfii, słońce – zaśmiała, a raczej zarechotała jej matka.
    - Ale ja chcę do Pittsburgha, tam będę czuła się najlepiej. Chcę tam – Keith prychnął w myślach przywołując do pamięci ostatni raz, gdy kobieta zachowywała się w identyczny sposób, w dodatku tupała nogą, by zmiękczyć serca ojca i osiągnąć cel. Mógł się domyślić, że takim sposobem doszło do ich narzeczeństwa. Nie odzywał się słowem, od kiedy wrócił, lecz czuł, że unikanie dyskusji nie wyjdzie na dobre. Kiedy teść sekundę temu na niego spojrzał, już wiedział co się stanie. Westchnął ukrywając znużenie spowodowane spędzaniem czasu z tymi ludźmi.
    - Ależ córeczko, twój mąż załatwi wszystkie papierkowe sprawy, a ty pojedziesz do Paryża. Zgodzisz się, prawda, Keith? – zmarszczone brwi, zimny wzrok oraz zacięta mina nie wskazywały, że mężczyzna zgodzi się na odmowę.
    - Oczywiście. I tak nie mam nic ciekawego do roboty. Pojadę tam w piątek i wrócę w poniedziałek nad ranem. Zostanę tam na wypadek gdybyś się rozmyśliła, Andreo – podziękowała mu czułym pocałunkiem. W wypowiedzianym przez niego zdaniu nie wyczuła ani krztyny kpiny i ironii. Mógł tylko w myślach uderzać głową w stół i modlić się, by do ślubu ktoś zrobił jej przeszczep mózgu. Najbardziej bolesną rzeczą w tym cyrku było to, że nikt nie liczy się z jego zdaniem, jakby w tej sprawie go w ogóle nie posiadał. A przecież to nie była prawda.


*

    - Od początku czułem, że z tobą jest coś nie tak – odezwał się Charlie, gdy kochanek wrócił z dwiema szklankami soku jabłkowego. Jedną podał jemu, a z drugiej napił się i odłożył na stolik nocny. Położył się w łóżku nakrywając kołdrą. Jednak do niego sen nie przyjdzie tak łatwo.

Od kilku godzin za oknami króluje czarna noc. Na dworze jest spokojnie i cicho. Drzewa nie uginają się od wiatru, na niebie nie widać ani jednej chmurki. Tarcza srebrnego księżyca odbijała się w oknach wraz z milionami gwiazd. Taki widok skusił Deakina do podejścia do okien rozciągających się na całą długość i wysokość ściany. Stojąc ze szklanką w ręku podziwiał wzgórza pełne roślinności w oddali oraz ogród znajdujący się nieopodal.

    - Jesteś homoseksualistą, a jednak, gdy dowiedziałeś się, że ja nim jestem to wpadłeś w jakiś szał. Traktowałeś mnie jak...
    - Wiem – westchnął leżąc w łóżku. Nakrył się kołdrą aż po głowę. – Zrozum mnie. Pojawiłeś się ty i nagle wywracasz mój poukładany świat do góry nogami. Brzydki nie jesteś, tego masz świadomość. A ja nie przeszedłbym obok takiego faceta obojętnie, choćby miało chodzić jedynie o seks. Im częściej się spotykaliśmy tym częściej nie mogłem przestać...
    - Mnie podziwiać? – zaśmiał się.
    - Patrzeć – Rene wywrócił oczami. – Nie pochlebiaj sobie. Wkurwiało mnie to, że ty pokazujesz wszem i wobec, że jesteś gejem, a ja nie mogę.
    - Możesz, tylko nie potrafisz albo się boisz. Dlaczego? – nieoczekiwanie, zrobiło mu się żal Gwiazdeczki.
    - Słuchaj, to, że skończyliśmy w łóżku nie znaczy, że mam ci się zwierzać. Od tego jest Melinda.
    - Jasno określiłeś naszą relację – rzekł poirytowany Deakin.

Wygląda na to, że wrócili do punktu wyjścia. Jak podczas seksu się dogadywali, tak, kiedy jest po wszystkim znów mają być wrogami? Czuł, że będzie żałować tej nocy, ale stało się. Stracił rozum, bo seks był ważniejszy. Wolał uciąć temat i nie kłócić się. Nie chciał zostać wywalony z mieszkania bo bzykaniu, tym bardziej nie w środku nocy, gdy pada z nóg. Rano wszystko się okaże.



1.Postać wymyślona przez autorkę.