Powered By Blogger

wtorek, 29 listopada 2016

Oszustka


Hej Wam. Ważna informacja dla osób czytających blog Luany i nie tylko. Spotkała ją nieciekawa sytuacja, delikatnie mówiąc. Powinniście tu zajrzeć:


http://opowiadania-luana-slash.blogspot.com/2016/11/oszustka-na-wattpad.html

niedziela, 27 listopada 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 25 Ostatni


Hej Kochani! Jak widzicie, to koniec historii Caleba i Kaylora. Mam nadzieję, że przeżyliście z nimi dobre chwile, bo mi świetnie pisało się ten tekst. Kolejny na blogu pojawi się równo 1 stycznia 2017 roku, czyli jak zwykle w niedzielę. Wcześniej dodam opis i postacie. Jestem ciekawa Waszej reakcji na nowe opowiadanie :)
Dziękuję za komentarze :D





Źle czuł się siedząc przyjaciółce na głowie już cały tydzień. Co prawda, Lilith powiedziała, że może zostać w jej mieszkaniu jak długo zechce, lecz jemu ciężko było wykorzystywać dobroć tej kobiety. Z drugiej zaś strony, gdyby nie ona załamałby się i pogrążył w żalu. To ona go wspierała w trudnej sytuacji, pocieszała go, pomogła uporządkować swoje uczucia, które przytłaczały go w momencie, gdy dowiedział się z kim tak naprawdę miał do czynienia. Caleb sprawiał wrażenie wyciszonego, choć w jego sercu i umyśle panował kompletny bałagan. Całymi dniami przeżywał scenę, której tak bardzo nienawidził, rozpamiętywał każde słowo, wyraz twarzy Kaylora, głupie tłumaczenie się Danna. To wszystko sprawiało, że miał ochotę zamknąć się w pomieszczeniu i nigdy z niego nie wychodzić. Nie pokazywać się ludziom, nie mieć z nimi do czynienia. Pragnął zapomnieć o tych miesiącach, które przeżył przy mężu, który jak się okazało traktował go z góry, kpił sobie z niego cały czas. Wiedział! Po prostu wiedział, że z Ledwoodem od samego początku było coś nie halo. Dlaczego nie przejrzał na oczy wcześniej? Zanim pozwolił, by mężczyzna zawładną jego sercem i zamieszkał tam jako jedyna miłość. Gdyby nie dopuścił do głosu serca pragnącego miłości to nie przejąłby się wychodzącą na jaw prawdą. Chciałby być z kamienia, nie czuć krzywdy, bólu, ani tych okropnych płytkich, nie nieznaczących uczuć.
Najgorsze jednak było to, że wciąż kocha tego skończonego bydlaka. Nie potrafi pozbyć się go ze swojej głowy, a tym bardziej nie serca, które teraz było pokruszone na miliony drobinek. To nie było tylko zauroczenie, zakochanie jak w przypadku Gabriela. Męża darzył głęboko skrywanymi uczuciami, którym bał się ujrzeć światło dzienne w obawie przez zdruzgotaniem ich. Lecz ostatecznie zebrał się w sobie i wyznał miłość ukochanemu krótkim tekstem, który, na domiar złego znajdował się w każdym egzemplarzu książki. Osoba, którą zakupi tom bez trudności przeczyta pierwszą stronę. Myśląc o tym czuł się podle. To tak jakby wyznał to Kaylorowi przed publicznością. Zdecydował, że tak zrobi po tym gdy mąż mu wytłumaczył dlaczego nie chce się ukrywać ze swoją orientacją. Nie chciał ograniczać ani krępować bruneta, więc postanowił oficjalnie powiedzieć te dwa słówka, które chciałoby się usłyszeć od ukochanej osoby. Zrobił wielki błąd. Sięgając po tą powieść raz po raz będzie sobie przypominał o mężczyźnie, który był dla Caleba całym światem.

    - A ja głupia wierzyłam, że kocha ciebie i jest z tobą szczęśliwy. Mam ochotę pojechać do tej gnidy i wypruć jej flaki – syczała Lilith plując jadem.
    - Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

Przyjaciółka położyła tackę z ciastem, które po odczekaniu zdążyło wystygnąć. Przyniosła dwa talerzyki i widelce. Jej rude włosy latały to w jedną stronę, to w drugą gdy była w biegu. Ostatnio nie mieli dla siebie czasu, gdyż opoje byli zajęci pracą i swoimi partnerami. Kilka dni temu gdy stan Caleba poprawił się zdała mu relacje, które ciężko było prowadzić przez telefon, zwłaszcza, że gdy można zobaczyć reakcję tej drugiej osoby jest o niebo lepiej. Dowiedział się, że niedostępna Lilith zaczęła od niedawna spotykać się z Harrym. Jednak jego praca zajmowała wiele czasu, i gdy ona go miała, on z kolei był zajęty. Głupio czuł się, że poniekąd przez niego nie może się spotkać z mężczyzną.

    - Pamiętaj, żeby nie wygadać się przed Harrym, że jestem u ciebie. Zna twój adres i z pewnością podałby go Kaylorowi. Nie zamierzam go więcej oglądać. Ani tym bardziej słuchać jego kretyńskich wymówek, które już sobie pewnie przygotował.
    - Zdaję sobie sprawę, z tego co musisz czuć. Zwłaszcza, że on sprawiał wrażenie jakby również cię kochał. Czy osoba, która kłamałaby usiłowałaby się do ciebie dodzwonić ponad sto razy oraz zostawiłaby prawie tyle samo wiadomości? Wkurwił mnie niesamowicie, ale pokazuje, że mu zależy, by wszystko tobie wyjaśnić jak należy. Obierz chociaż raz, lub odczytaj sms'a.
    - Nie zamierzam – warknął piorunując ją wzrokiem.
    - Mówiłeś, że był chory. Nie przejmujesz się jego stanem zdrowia?
    - Ani trochę – skłamał, bo naprawdę martwił się o mężczyznę. Zastanawiał się czy sobie poradzi. Jak go ostatnim razem widział, to Kaylor nie mógł wstać z łóżka. Minęło parę dni, więc powinno mu się poprawić. – Mógł bardziej o siebie dbać. To już mnie nie dotyczy. Przecież nigdy nie chciał tego ślubu i modlił się o jak najszybszy rozwód.
    - Znam jeszcze jedną osobę, która z małżeństwa nie była zadowolona, ale ostatecznie spodobało jej się życie z mężem.
    - Który okazał się perfidnym kłamcą i draniem.
    - Co fakt to fakt. Porozmawiajmy o czymś innym. Na przykład o książce pewnego pana, która rozeszła się niczym ciepłe bułeczki.
    - Nie kop leżącego – jęknął zażenowany głupotą, którą popełnił stwarzając tekst dla męża.


~~* * *~~


Czuł się jakby umierał. Wszystko go bolało i paliło od wewnątrz. Powodem nie była jednak choroba, która opuściła go kilka dni temu. Odkąd Caleb wyszedł z ich mieszkania do tej pory do niego nie wrócił. Nie odbierał telefonów ani nie odczytywał wiadomości. Nie miał mu tego za złe, mąż odrzucił go tak jak on to zrobił z blondynem na początku. Jeszcze nigdy nie żałował niczego tak jak swojej głupoty.
Kaylor poza problemami z mężem miał utrapienie z ojcem próbującym się z nim bezskutecznie skontaktować na różne sposoby. Nie zamierzał się z nim widzieć obawiając się jego reakcji na wszystko co działo się obecnie w pomieszanym życiu jego syna. Dał mu tylko znać, że żyje, ale nie chce nikogo widzieć. Przez siedem dni nie ruszył się krokiem z mieszkania co głównie miało na celu unikanie spotkania z matką, która swoim natręctwem zaczynała działać mu na nerwy. Gdyby poszedł do pracy prędzej czy później spotkałby ją. Jest dobrze jak jest. Z małym wyjątkiem, którym jest oczywiście Caleb.
Powrócił myślami do chwili kiedy przeczytał wiadomość w książce CJ Jenkinsa skierowaną do niego. Znów poczuł rozrywające i ściskające się serce. Notatka była skierowana do niego, czytał ją kilka razy nie potrafiąc pojąc o co właściwie chodzi. On nie potrafił poskładać całości układanki tak szybko jak Dann, który po chwili namysłu rzucił „Tak bardzo chciałeś poznać tożsamość tego pisarza, a okazało się, że od paru miesięcy mieszkaliście pod jednym dachem”
Caleb odkrył przed nim wszystkie karty, lecz on musiał spartolić sprawę, za co siebie znienawidził. Mąż powiedział, że go kocha w tak niesamowity sposób, że brakowało mu słów, by opisać jak się czuje, pomijając wielkie nieporozumienie, które koniec końców wynikło i ciągnęło się dalej. Koniecznie musiał złożyć porządne wyjaśnienia partnerowi. Problemem był brak jakichkolwiek informacji na temat miejsca jego pobytu. Nie wątpił, że Caleb jest u swojej przyjaciółki, lecz nie miał do niej żadnego kontaktu. Pytał Abigail, ale ta znała tylko adres do rodziców kobiety, a ona mieszkała sama. Naprawienie tego co zepsuł było w tym momencie kluczową sprawą, jednak od czego miałby zacząć? Poszukiwania igły w stogu siana?
Padł zmęczony psychicznie i fizycznie na łóżko w sypialni. Obok leżała książka, która miała być jego prezentem. Nawet nie mógł na nią patrzeć, bo wszystko wracało. Jęknął głośno jakby miał zaraz się rozpłakać. Do tego nie brakowało wiele. Poczucie winy zżerało go od środka. Liczył, że może Caleb wróci do mieszkania po swoje rzeczy i wtedy będą mieli okazję sobie wszystko wyjaśnić. Dopiero po tym będzie miał porządek w swojej głowie i sercu.

    - Jak głupim można być w moim wieku?

Rzucił pytanie, lecz nie uzyskał na nie żadnej odpowiedzi. Wciągnął nosem zapach pościeli. Pachniała Calem. Nagle zobaczył w głowie obrazy, które przedstawiały chwile, gdy on i mąż przytulali się do siebie, całowali, spędzali razem czas, kochali się niezliczoną ilość razy, byli dla siebie. Przyciągnął do siebie kołdrę i zarzucił sobie na głowę. Chwilę później w pomieszczeniu rozeszło się pociąganie nosem i szloch.


~~* * *~~


Drobna, czarnowłosa kobieta założyła na szyję żółty fartuszek i zawiązała go sobie w pasie. Podeszła do kuchenki, na której smażyła się cebulka. W pomieszczeniu unosił się jej mocny zapach. Przemieszała ją drewnianą łyżką, by się nie przypaliła, a potem odcedziła ziemniaki. Westchnęła ciężko i otarła pot z czoła. Raptownie poczuła na swoim ramieniu dłoń, którą ją odwróciła. Spojrzała się na mężczyznę i spuściła głowę.

    - Co ty robisz? – usłyszała warknięcie i skuliła się jeszcze bardziej.
    - Chciałam zrobić obiad zanim wrócisz. Nie chcę żyć jak utrzymanka. Skoro musiałam zrezygnować z pracy to pomyślałam, że zajmę się chociaż pracami domowymi.
    - Jesteś w ciąży, więc powinnaś odpoczywać. Lekarz ci powiedział, że masz nadciśnienie, w dodatku łatwo się stresujesz i często jest ci słabo. To jest niebezpieczne dla ciebie i dziecka. To, że gdy się o ciąży dowiedziałem byłem wściekły, nie znaczy, że jestem jakimś potworem.
    - Wiem – przytaknęła mu i po zdjęciu z siebie fartucha pobiegła do sypialni. Położyła się przykrywając miękkim kocem, który Dann kupił jej dwa dni temu. Mężczyzna skierował się za nią. Przysiadł na łóżku i odgarnął jej kosmyki z czoła.
    - Nie łatwo mnie zdenerwować, ale tobie się jakoś to udaje. Gdy mam cię w swojej obecności robię się niespokojny. Jeszcze żadna kobieta nie denerwowała mnie tak jak ty. Trochę to zabawne.

Być może mówił przykre rzeczy, ale taka była prawda. Jeszcze żadna kochanka nie doprowadzała go do białej gorączki, choć zdarzało się parę kobiet, które miał ochotę wyrzucić przez okno. Anna była inna od wszystkich. Była dużo młodsza, gdyż miała jedynie dwadzieścia lat, nie miała męża, i nie była bogata. Jednak pomijając czas, w którym go denerwowała, przyjemnie się na nią patrzyło. Zwłaszcza gdy spała. Wtedy miękło mu serce i nawet czasem łapał się na tym, że ją lubi. Annę poznał w barze, w którym pracowała. Potem wziął do siebie, by ochronić kobietę przez agresywnym ex. To on zaczął ją kokietować i po upiciu jej zaciągnął do łóżka. Wiedział, że było to podstępne i podchodziło pod przestępstwo. Spodziewał się, że oberwie mu się za taką akcję, lecz ona nie miała nic przeciwko. Domyślał się, że jej również było wstyd, że dała się uwieść. Z drugiej strony zgodziła się zostać jego kumpelą od seksu, w zamian za mieszkanie. Callaway nie miał na co narzekać, kobieta dostępna od zaraz, w dodatku pod nosem. Nie musiałby obdzwaniać kochanek, by dostać kilka godzin przyjemności. Uświadomił sobie, że kobieta była bardziej niewinna niż mu się wydawało. W przeciwieństwie do pań, które znał, Anna nie chodziła do łóżka z każdym kto się nawinie.
Ogólnie rzecz ujmując było całkiem nieźle, jednak po odkryciu, że kochanka jest w ciąży, jego świat się załamał. Po rozmowie z przyjaciółmi musiał poprzestawiać niektóre sprawy oraz wziąć sobie do serca słowa Caleba. Poza tym nie chciałby popełnić błędów Kaylora, który nie kontaktował się z nim od kilku dni. Niektórzy kretyni nie odróżniają współczucia od miłości!” Przypomniał sobie mocne zdanie, które chyba miało na niego największy wpływ.

    - Zaopiekuję się tobą, pomogę ci w czymkolwiek będziesz potrzebowała pomocnej dłoni. Usunę wszystkie numery kobiet, z którymi się spotykałem. Przemienię się w wiernego męża i odpowiedzialnego ojca. A kiedyś może nawet weźmiemy ślub – rzekł z rosnącym uśmiechem na ustach.
    - Dann, nie musisz niczego dla mnie poświęcać. Nie chcę być ciężarem, choć nim niestety jestem.
    - Cicho bądź. Gadasz bzdury. Nie będę wiecznie zachowywać się jak rozpuszczone dziecko. W życiu nadchodzi czas, by wreszcie dojrzeć. Kaylor zrobił to jakiś czas temu zakochując się w swoim mężu. Na mnie także przyszła pora. Wybacz, że wystraszyłem cię tym nagłym wybuchem. Nie jestem nerwową osobą. Bardziej niż się drzeć na kogoś wolę żartować. Wiesz to. Anno, zostań ze mną i nigdy nie odchodź – pochylił się i złożył czuły pocałunek na jej ustach.


~~* * *~~


Wstał z kanapy, by pójść do łazienki. Odkręcił zimną wodę i przemył twarz pozbywając się z niej śladów łez. Wytarł ją w wiszący obok ręcznik. Obrysował swoje odbicie w lustrze. Pokazywało ono żałosnego mężczyznę, który po odejściu męża nie potrafił nic zrobić. Nie był nawet w stanie wziąć w dłoń maszynkę i porządnie się ogolić. Jedyną czynnością, na którą miał ochotę to przeczytanie powieści, którą dał, w właściwie rzucił Antrosa. Najpierw kilka razy od początku do końca czytał notatkę, a dopiero potem przewertował kartki na pierwszy rozdział. Chwilę temu zamknął tom kończąc na ostatniej stronie. Historia jaką poznał wycisnęła mu zły z oczu. Dużo scen, sytuacji w jakich znajdowali się poszczególni bohaterowie dało mu odczuć wszystko co czuł Cala. Można powiedzieć, że tytuł w dziwny sposób opisuje życie ich obu, lecz żeby doszukać się zgodności z rzeczywistością trzeba było znać życie ich jako małżeństwo. A o faktach z och życia wiedział tylko on i Caleb.
Użalał się nad sobą jeszcze gorzej niż po zerwaniu z Collinsem, który niegdyś był dla niego najwspanialszy co go spotkało. Dziś wiedział, że ten tytuł należy wyłącznie do męża. Obiecał sobie, że nie pozwoli, by jego małżeństwo spotkał tak beznadziejny koniec.
Po wejściu do sypialni otworzył komodę by wyjąć z niej poszewkę na kołdrę i poduszki oraz czyste prześcieradło. Brudną pościel wrzucił do prania zmieniając na nową i pachnącą. Odsłonił kotarę z okna, czego zazwyczaj nie robił. Caleb lubił przesiadywać na balkonie. Ciekawe czy u Ravezy ma tą szansę. Niespodziewanie do jego uszu doszedł szczęk zamka i otwieranie drzwi. Tylko jedna osoba miała dodatkowy klucz do jego mieszkania. Serce zaczęło uderzać mocno w jego piersi, a na ustach rozciągnął się błogi uśmiech. Czym prędzej pobiegł na przedpokój. Miał ochotę paść na kolana przed osobą, którą ujrzał.

    - Kochanie – jęknął podchodząc bliżej. – Tak się cieszę, że wróciłeś.
    - Nie waż się mnie dotykać. Jestem tu tylko po swoje rzeczy, Nie mam najmniejszego zamiaru...
    - Nie odchodź ode mnie – wydukał gdy ze szczęścia w jego oczach pojawiły się łzy.
Nieoczekiwanie dla Antrosy brunet klęknął przed nim, a zanim położył czoło na jego kolanach spostrzegł spadające po jego policzkach łzy. Kaylor objął jego nogi i ścisnął mocno jakby łapiąc się ostatniej deski ratunku. Oniemiały przyglądał się mężowi, którego nie poznawał. Ten pewny siebie, arogancki, patrzący na ludzi z góry, dupek wyglądał żałośnie i przygnębiająco. Caleb nie był pewny co powinien zrobić. Widzieć takiego Ledwooda... to nowość. Może zabrzmi to dziwnie, ale przez tą chwilę, gdy zdążył spojrzeć mu w błękitne oczy, dojrzał w nich napływającą ulgę i niewyobrażalną radość. Ciało bruneta trzęsło się, a płacz mężczyzny odbijał się głośnym echem na złamanym sercu i poranionej duszy Antrosy. Naprawdę jestem naiwniakiem, który uwierzy w każde kłamstwo męża, pomyślał po czym wczepił swoją dłoń w czarne włosy. Zaczął głaskać uspokajająco klęczącego po głowie. Partner, bo Kaylor wciąż nim był, mimo wszystko, jęknął i ścisnął jego nogi jeszcze bardziej, nie żeby on cokolwiek czuł. Serce blondyna zaczęło bić szybciej zdając sobie sprawę, że może tym razem kochanek nie udaje. Chciał w to wierzyć, lecz było mu trudno, nie po tym co przeszedł.

    - Powinienem cię nienawidzić.

Mężczyzna podniósł wzrok, by spotkać na swojej drodze zielone źrenice. Wypatrzył w nich również wielki ból, który czuł Kaylor.

    - Nie wiem kiedy mówisz prawdę, a kiedy kłamiesz. To dziwne, bo bardzo dobrze potrafiłem to rozpoznać u ludzi.
    - Prawdą było wszystko co powiedział Dann. Skreśliłem cię na samym początku, myślałem tylko o sobie i korzyściach płynących ze ślubu. Nie chciałem go brać, ale ojciec zagroził, że odetnie mnie od pieniędzy. Jednak nim zauważyłem, już byłem w tobie zakochany. Mówiłem szczerze wyznając ci miłość. Po przeczytaniu twojej książki zrozumiałem dlaczego pewne rzeczy jeszcze przede mną ukrywałeś. Trzeba przyznać, że niespodzianka ci się udała.
    - CJ napisał tą powieść specjalnie dla ciebie. On jest szczęśliwy, gdy ludziom podoba się jego twórczość – mówił prawie szeptem wpatrując się w głębokie niczym ocean oczy. – Kiedyś powiedziałeś mi, że twój tata dał Angelice szansę, którą jego zdaniem powinien dostać każdy. Kylor. Jeśli zmarnujesz szansę, którą daję ci ja, będziesz żałował do końca życia.
    - Zrobię z niej użytek. Przepraszam cię za krzywdę, którą ci wyrządziłem – na powrót jego kolan dotknęło czoło męża.

Nie było szansy, żeby od ręki wybaczył Kaylorowi. Potrzeba czasu i cierpliwości by odbudować zniszczone zaufanie. Kochają się, a to najważniejsze. Chcą tego samego. Jeśli zaczną od nowa z nowym nastawieniem i wiedzą, którą zdobyli w ciągu ostatnich miesięcy, będą w stanie podołać wszystkiemu.
Kaylor już wiedział, że nie chce nikogo innego w swoim życiu, bo bez Caleba, to nie byłoby życie, którego by chciał.
Zaś Caleb po raz kolejny zawierzył ukochanemu modląc się w duchu, by nie żałować tej decyzji po raz trzeci.


~~* * *~~


    - Mówił ci już ktoś, że jesteś irytujący? Chciałbym się umyć, więc daj mi z łaski swojej spokój – od bełkotu Kaylora zaczynała boleć go głowa.
    - Wrócimy do tej kwestii – zaznaczył.

Zdjął z siebie koszulkę i celnym rzutem trafił do kosza na pranie. Z dolną partią ubioru jak zwykle miał problem, więc z pomocą pospieszył mu mąż. Rozpiął jego spodnie pokazując przy tej czynności zawadiacki uśmiech. Kaylor klęknął i położył sobie jego nogi na ramionach. Uniósł się na rękach, a wtedy brunet ściągnął z niego opinające nogawki.

    - Bielizny także pomogę ci się pozbyć – na słowa męża Caleb zarumienił się ostro.
    - To ma być seks na zgodę? – uniósł brwi denerwując się.
    - Przecież już się pogodziliśmy. Ale seksu nigdy za wiele. Skoczę pod prysznic kiedy ty wyjdziesz.

Pochylił się nad pisarzem i złapał za jedyny materiał znajdujący się na jego seksownym ciele. Ruchem głowy podpowiedział mu, by uniósł biodra. W tej czynności mąż jakoś poradziłby sobie, ale uwielbiał go rozbierać. Cal miał wtedy taką niesamowicie podniecającą minę, że nie potrafiłby przegapić takiej okazji. Odrzucił bokserki do kosza zatrzymując wzrok na miękkim penisie kochanka. Niedługo nie będzie taki miękki, przebiegło mu przez myśl. Posłał blondynowi rozpromieniony uśmiech i dał mu chwilę prywatności.
Mąż wrócił do niego kilka dni temu, za co nie posiadał się z radości. Bał się, że jak tylko wyjdzie do pracy i wróci wieczorem to okaże się, że Cal zniknął. Jednak do wydawnictwa musiał wreszcie pójść czy mu się to podobało, czy nie. Antrosa przyrzekł, że nigdzie się nie wybiera i będzie czekał. Kiedy przekroczył próg biurowca zorientował się, że jest na językach pracowników z firmy i mówią o nim więcej niż zazwyczaj. Nie musiał się nawet specjalnie wysilać, by zgadnąć o czym tak rozprawiają. Po prostu zignorował ich natarczywe spojrzenia i pewnym siebie krokiem zmierzał do swojego gabinetu. Na którymś piętrze dopadła go Karina żądając wyjaśnień dotyczących dwuznacznej notki napisanej przez Jenkinsa. Oczywiście lubiąc ją denerwować nie pisnął słówka na ten temat, zamykając go. Jedynie widząc z oddali Jennera uśmiechnął się i puścił oczko redaktorowi. Na co ten odpowiedział pokazując kciuk w górę.
Był zadowolony wiedząc jaki geniusz i utalentowana osoba kryje się za pseudonimem. Kochał tą osobę. Okazywał to na każdym kroku. Od teraz będzie starał się dwa razy bardziej, by ich relacje uległy zmianie na lepsze. Wszedł do sypialni, bo gdy wspomniał kochankowi o stosunku coś go zaniepokoiło. Otworzył szufladę, w której trzymał kondomy i żel intymny, który był jego zmartwieniem. Wziąwszy buteleczkę do ręki odetchnął z ulgą zauważając, że substancja nie skończyła się, bo musiałby lecieć do sklepu lub do apteki.
Długo nie musiał czekać, by mąż wyjechał z łazienki w przepasanym wokół bioder białym ręczniku. Ucałował go w polik i popędził pod prysznic.

    - Nie spiesz się – rzucił za nim blondyn. – Jest napalony jak nastolatek.

Podjechał do łóżka i podnosząc się na rękach posadził na nim swoje ciało. Odepchnął pojazd kawałek dalej i rozłożył się wygodnie na środku materacu. Podłożył sobie ręce pod głowę, zamknął oczy czekając na pojawienie się partnera. Nie potrafił się przyznać, że tak bardzo spodobał mu się seks, że mógłby robić to z Kaylorem na okrągło, jednak mąż w życiu się o tym nie dowie, bo wykorzystałby to. Nieważne jak bardzo starałby mu się odmawiać, brunet postawiłby na swoi, a on prędzej czy później uległby. Podobnie dzieje się teraz, Ledwood perfidnie stara się wykorzystać informację o CJ, by zmusić go do spotkania autorskiego, na którym podpisywałby swoje książki. Właśnie o tym mu truł od kilku dni i o to denerwował się Cal. Wiedział, że tak będzie, dlatego nie pozwolił nikomu dawać swojego numeru mężczyźnie, uświadamiając sobie jaki będzie miał problem.
Czując, że materac ugina się pod ciężarem kolejnego ciała podniósł powieki. Mężczyzna przełożył swoją nogę na drugą stronę jego nieruchomych nóg. Ujrzał bruneta zbliżającego się do niego i siadającego na jego biodrach. Popatrzył się na niego jak na wariata. Za to Kaylor prychnął pod nosem uśmiechając się.

    - Coś taki zdziwiony? Chciałby się dzisiaj z tobą zamienić. Nigdy nie powiedziałem, że bycie na dole mi nie odpowiada – obserwował jak wyraz twarz Caleba się, o dziwno, nie zmienia. W dalszym ciągu pozostawał zdumiony – No chyba, że nie chcesz być na górze. Do niczego się nie zmuszam.
    - Ja po prostu... Nigdy nie sądziłem, że pozwolisz mi na to. Dann mówił, że tylko z Zackiem...
    - Tak, bo jego kochałem, więc mu na to pozwoliłem. Ciebie kocham bardziej, więc pomyślałem, że chciałbyś spróbować.
    - Chyba zapomniałeś o pewnym szczególe. Jak ja miałbym uklęknąć czy zrobić cokolwiek co wymaga sprawnych nóg?
    - Pomyślałem o tym. Pozycja, w której się znajdujemy nie wymaga byś ruszał nogami. Odwalę za ciebie robotę, kotku. Pytanie tylko czy się zgadzasz?
    - Oczywiście, że tak.


Caleb podniósł się na ile mógł, by zostać porwanym w ramiona męża. Owinął swoje wokół jego szyi i wpił się w smakowite usta przejmując kontrolę nad pocałunkiem, na co Kaylor mu pozwalał. Całował bruneta niespiesznie rysując opuszkami palców wzorki na jego umięśnionych plecach. Pamiętał, by go nie drapać i nie wbijać paznokci, gdyż podczas seksu nie kontroluje się z tym. Muskał usta swoimi pozwalając, by Ledwood dla odmiany nieco podrapał jego. Były to niezbyt mocne pociągnięcia, które dało się spokojnie przeżyć. Nieważne ile razy kochaliby się, to nigdy nie odstępowały go motyle w brzuchu i rumieniec na polikach. Teraz odczuwał to jeszcze mocniej. Sama myśl, że miałby wejść w Kaylora, który jego zdaniem zupełnie nie pasował do pasywa, sprawiała, że po jego kręgosłupie przebiegały elektryzujące dreszcze. Nie chciał się nigdzie spieszyć, lecz pragnął poczuć to co mąż, gdy to robili. Calebowi przeleciało przez myśl, że teraz już z pewnością Ledwood będzie jego pierwszym we wszystkim. Przywoływał do pomięci rzeczy, które sprawiały jemu przyjemność myśląc, że kochanek także chciałby ich doświadczyć. Niestety miał problem z poruszaniem się, bo w tym momencie to mąż go przytrzymywał od tyłu, by nie poleciał plackiem na łóżko. Było trudno, ale jakoś sobie radzili przez cały czas, więc teraz też dadzą radę. Nie odmówiłby zamiany ról skoro Kaylor sam to zaproponował, a on pragnął to zrobić.
Utrzymywali ścisły kontakt wzrokowy, więc gdy poczuł na brzuchu jak penis Kaylora twardnieje miał ochotę jęknąć.

    - Zdejmujemy ręczniki, niewygodnie w nich.

Obaj pozbyli się materiałów, które znalazły swoje miejsce na podłodze kawałek od łóżka. Wiedział co zamierza zrobić brunet, więc go uprzedził. Złapał naraz oba członki i zaczął poruszać ręką. Było u potwornie wstyd, ale widział, że mężowi się podoba, toteż nie przerywał. Poczuł jak do jego ust próbuje wkraść się śliski język. Kolejny raz zdominował partnera i to jego organ znalazł się w wargach bruneta. Ten przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego, lecz poprawił się i poddał się woli Caleba robiąc to z rozkoszą.

    - Jeśli będziesz się tak zachowywać w łóżku to będę ci się bardzo chętnie oddawać – rzekł z ciepłym uśmiechem do Caleba.
    - Chciałbym, żeby ci się naprawdę podobało. Jeżeli tylko zrobię coś nie tak, to mi zaraz powiedz.
    - Robisz wszystko idealnie, kochanie. Ale myślę, że nam obu będzie wygodniej gdy oprzesz się plecami o ścianę.
    - Yhm.

Kaylor na chwilę zszedł z jego nóg pozwalając mu się podciągnąć i oprzeć. Na czworaka zbliżył się do niego udając drapieżcę skradającego się do ofiary. W końcu ponownie zajął swoje miejsce pozwalając pieścić się blondynowi. Był zadowolony, bo Caleb przejął inicjatywę i starał się sprawić mu przyjemność. Dotykał go, całował po ciele i mimo że bardzo się tego wstydził to kontynuował. Kaylor był z niego dumny. Nawet gdy Cal był na dole i leżał pod nim, bo rzeczywiście inne pozycje seksualne były karkołomne, to nie zachowywał się jak kłoda. Dawał od siebie bardzo dużo, a on wiedział, że blondyn się stara. Był pewien, że gdyby go o to poprosił, to wziąłby do ust jego kutasa, tak jak on jakiś czas temu jego. Ledwoodowi ciężko było to zrozumieć, ale spodobało mu się obciąganie kochankowi. Kiedyś za żadne skarby świata nie pozwoliłby facetowi włożyć swojego penisa do jego ust, a co dopiero spuścić się. A teraz sam dość często proponował to Calebowi.

    - Kocham cię – szepnął blondyn odrywając ich spierzchnięte wargi od siebie.
    - Jak ciebie także – pogładził go czule dłonią po poliku. – Przejdziemy do kolejnego etapu, bo już nie mogę się doczekać.

Kiwnął głową, bo tylko tyle był w stanie zrobić pod uważnym wzrokiem błękitnych oczu. Zaobserwował jak kochanek wyciąga z szuflady dwie najważniejsze rzeczy i podaje je jemu. Kaylor wytłumaczył mu w jaki sposób będą się dziś kochać. Pierwszy raz w nowej pozycji może sprawiać kłopoty, ale tylko na początku. Z czasem się przyzwyczają. Ledwood uklęknął rozkładając swoje nogi i prezentując stojącego bezwstydnie penisa. Oparł dłonie na ścianie za nim i pochylił się w przód.

    - Nie oszczędzaj żelu, nie używałem swojego tyłka w ten sposób jakieś dwanaście lat. Poza tym wiesz co robić, prawda?
    - Wiem.
Chciał się spisać, by Kaylor nie był na niego zły lub mówił, że mu się nie spodobało. Wycisnął z butelki resztę mazi na dłoń. W tym zamaczał palce, które wędrowały do zaciśniętej dziurki. Przejechał po niej opuszkiem palca. Do jego uszu doleciało ciche, ledwo słyszalne westchnienie. Śliskim palcem przekraczał krąg mięśni, który zacisnął się na niechcianym intruzie.

    - Nie przejmuj się. Mam zaskakująco wysoki próg bólu. Powiem ci kiedy będzie bardzo bolało.

Zrobił jak kazał kochanek. Poruszał palcem, później dwoma w odbycie, który zaciskał się za każdym razem, gdy coś w niego wchodziło. Jemu się wydawało, że to powinno boleć, lecz Kaylor nic nie mówił i próbował się rozluźnić. Skarcił się za to, że nic do męża nie mówił, ale jemu szeptanie sprośnych słówek nie szło tak dobrze jak brunetowi. Serce biło mu niewiarygodne szybko jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Bał się, że jak zawali sprawę, to partner nie będzie pozwalał mu na zamianę.
Patrzył jak jego palce znikają między kręgami mięśni, które luzowały się i zacieśniały. Przez jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz gdy wyobraził sobie swojego nabrzmiałego członka wsuwającego się w miejsca, gdzie chowają się palce. Zastanawiał się czy mężowi jest dobrze, bo milczał jak zaklęty.

    - Poruszaj nimi szybciej. Cholernie dobrze – zamruczał wibrującym głosem jakby czytając Calebowi w myślach.

Wkładał i wyciągał śliskie palce, zginał je i krzyżował masując delikatną skórę odbytu. W powietrzu unosił się zapach wiśni pochodzący od żelu. Wydawało mu się, że pomimo początkowych trudności, dziurka jest już dostatecznie nawilżona, lecz nie przerywał penetracji. W pewnym momencie zaobserwował, że biodra męża pracują nabijając się ostrożnie.

    - Kaylor – jęknął nie potrafiąc wprost się go zapytać, czy już może zrobić coś więcej.
    - Słucham, kotku. Aż tak bardzo chcesz mnie przelecieć?

Złapał Caleba za nadgarstek i odsunął jego rękę, po czym zniżył się. Wpił się w słodkie wargi blondyna i spijał z nich nektar. Mąż oddawał pocałunki z pasją w pewnych momentach zapominając o wstydzie kierując się wyłącznie pożądaniem. Wiele czasu minęło odkąd był na dole, więc wolał się przygotować, by później nie musieć przerywać, gdy nie potrafiłby przezwyciężyć bólu. Przejechał kilka razy po swoim penisie i Cala. Zaraz potem odpakował gumkę i założył ją kochankowi, gdyż ten miał śliskie dłonie i nie poradziłby sobie. Kaylor spojrzał mu głęboko w oczy. Widział w nich tyle miłości należącej tylko do niego. Westchnął i podniósł się lekko przystawiając sobie pod tyłek kutasa. Opuszczał powoli biodra wpuszczając w siebie męża. Myślał, że nie wytrzyma. Mimo dobrego nawilżenia wciąż bolało. Nic dziwnego skoro od lat to on posuwał facetów, a nie na odwrót. Przełamał się i nabił na twardego niczym skała kutasa siadając na biodrach partnera. Caleb może i był nieco mniejszych rozmiarów, lecz na pewno był grubszy od niego.


Rozkosz rozchodząca się po jego całym ciele była nie do opisania. Gdy główka przebiła się przez kręgi mięśni poczuł jakby miał dojść natychmiast, jednak próbował nad sobą panować. Zaciskający się na nim odbyt już teraz robił mu dobrze, a co będzie gdy Kaylor zacznie się na nim poruszać. Dali sobie chwilę na odsapnięcie i opanowanie się.

    - Całkiem nieźle, co?

Kaylor objął męża ramionami, na co ten odpowiedział tym samym. Byli złączeni w trwałym uścisku. W końcu brunet nie odrywając się od Antrosy zaczął powoli poruszać się w górę i dół biorąc w siebie pulsującego kutasa. Czuł się bosko, jak jeszcze nigdy. Caleb sprawował się doskonale, za co właśnie go pochwalił. Obsypywał jego szyję pocałunkami i ciągnął ją zębami. Błądził ciekawskimi dłońmi po jego ciele zaznaczając drogę kręgosłupa. Nagle poczuł w dole spięcie. Przyspieszył ruch bioder mając dość tego czekania. Musiał dojść w tej chwili.

    - Kaylor, zaraz dojdę – wyjęczał blondyn.
    - To świetnie, bo ja też.

W końcu, ku jego uldze, zawładnął nim elektryzujący dreszcz. Zacisnął się na penisie niczym imadło czując jak ten drga niebezpiecznie wewnątrz niego. Doszedł obficie dzięki poruszającej się na nim dłoni. Trysnął w nią białą mazią nie zaprzestając ruchów bioder wiedząc, że kochanek jest bliski orgazmu. Nie musiał długo czekać aż to się stanie. Caleb odchylił głowę w tył wydając z siebie przeciągły jęk na koniec wymawiając na koniec jego imię.
Opadł zmęczony na blondyna opierając głowę na jego piersi. Oddychał głośno i chaotycznie wciąż próbując się uspokoić po orgazmie.

    - Koniecznie musimy to powtórzyć – powiedział Kaylor łapiąc oddech.
    - Nie mam nic przeciwko.
    - No to odpoczywaj póki możesz, bo na dzisiaj to nie koniec – polizał czubkiem języka usta blondyna, na co ten uchylił wargi wpuszczając organ do środka.



~~* * *~~


Odłożył długopis na biurko robiąc sobie mała przerwę. Był wykończony całodniową pracą i przebywaniem w tak licznym gronie ludzi, którzy przyszli do galerii po podpis CJ'a Jenkinsa. Miał serdecznie dosyć. Zaczynał żałować, że ostatecznie uległ mężowi, który od kilkunastu dni nakłaniał go do spotkania. Paplanina bruneta była tak męcząca, że wolał dać za wygraną. Odsunął się od biurka i podjechał do stojącego nieopodal Kaylora i Banera.

    - Synu, jak ty przekonałeś tego uparciucha, żeby pokazał się światu?
    - Mam swoje sposoby – puścił mu oczko, za co Cal miał ochotę go uderzyć. Dlaczego mąż musi zachowywać się w taki sposób?
    - Caleb, muszę porozmawiać z tobą o pewnej sprawie. Chodzi o procent który przekazujesz ze sprzedaży swoich książek do ośrodka rehabilitacyjnego.
    - Coś się stało? – zmartwił się.
    - Nie, ale właściciel tegoż miejsca chciałby poznać osobę, która anonimowo łożyła fundusze na zakup potrzebnych urządzeń dla ośrodka i osób, których nie stać na takie finansowe obciążenia.
    - Robiłeś coś takiego? Nie miałem pojęcia – przyznał zdumiony Kaylor. – Przekazywałeś swoje zarobki ludziom, których nie stać było na zakup specjalistycznego sprzętu, choć przez to tobie brakowało pieniędzy?
    - Na świecie są potrzebujący, ważniejsi ode mnie. Ja miałem to czego potrzebowałem, to ciocia marudziła.

Caleb po krótkiej wymianie zdań powrócił do podpisywania i słuchania jak to wielu ludziom podoba się jego twórczość i co myślą o ostatniej książce. Oczywiście nie obyło się bez krytyki, lecz nie przejął się tym, bo najważniejszej osobie powieść się podobała. Mając u boku Kaylora już się nawet nie bał ani nie wstydził okazywania mu swoich uczuć wśród ludzi. Nie udawali nieznajomych lub zwykłych przyjaciół. W pewnym momencie jego uwagę zwróciła wysoka, bardzo ładna kobieta, o czarnych jak noc włosach w iście czerwonej sukience. Zdawało mu się, że przyglądała się jemu i brunetowi od dłuższego czasu. Został mu podsunięty pod nos kolejny tom, który z uśmiechem na ustach podpisał imieniem pisarza. Gdy powrócił wzrokiem do miejsca, w którym stała kobieta, uświadomił sobie, że już jej tam nie ma. Szybko jednak o tym zapomniał pogrążając się w pracy, która zaczęła przynosić mu radość.


~~* * *~~


Nie potrafił oderwać oczu od Caleba. Cieszył się, że wyszło na jego i ostatecznie CJ pokazał się swoim fanom. Dla niego był to osobisty sukces, gdyż małymi kroczkami przyzwyczajał męża do ludzi, od których się odseparowywał. Nagle ojciec oderwał go od rozmyślań szturchając go w rękę.

    - Koniec końców nie spotkałeś się z Angeliką?
    - Nie potrzebuję tego. Ile razy mam ci powtarzać? To szczęście, że na nią nie wpadłem.
    - Właściwie to przed sekundą dostałem od niej wiadomość. Jest do ciebie, przeczytaj – wziął od ojca telefon zaczął niedługą wiadomość zostawioną przez Angelikę.

Jesteś niechętny do spotkania ze mną, więc nie będę się narzucać. Może kiedyś się zobaczymy. Jestem spokojna, że mogłam cię chociaż zobaczyć. Życzę Ci wszystkiego najlepszego dopiero teraz, gdyż nie było mnie na ślubie, i powodzenia z tym chłopakiem.
Rozejrzał się wokół siebie, lecz nie dostrzegł żadnej kobiety, którą mogłaby okazać się jego matka. Tego się nie spodziewał, nie od niej. Takiej wyrozumiałości? Nie czuł żadnej ironii w tekście, który do niego napisała. Uśmiechnął się pod nosem oddając rodzicowi komórkę uprzednio usuwając wiadomość. W jednej chwili jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem blondyna. Spoglądał właśnie na swoją przyszłość, której będzie się kurczowo trzymać. Do szczęścia już mu niczego nie brakowało.







~~KONIEC~~


niedziela, 20 listopada 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 24


Dziękuję za komentarze :)






Mężczyzna przed nim wyglądał niepokojąco. Wpuścił go do środka od razu pytając o stan, w którym Dann się znajduje. Przyjaciel przełknął głośno ślinę i powiedział, że zaraz wszystko wyjaśni. Zaprosił gestem ręki Callaway'a, by wszedł w głąb mieszkania, przecież nie będą stać na korytarzu. Czarnowłosy powłóczył nogami do sypialni zastając Kaylora w łóżku.

    - Słyszałem, że jesteś chory, ale jest aż tak źle? – usiadł na skraju łóżka nie przejmując się, że może się zarazić od przyjaciela.
    - Uwierz, teraz jest znacznie lepiej. Dobrze, że nie wiedziałeś mnie wczoraj. Ale wyjaśnij nam z łaski swojej dlaczego muszę od rana oglądać twoją twarz? Nie obchodzi mnie kogo znowu zaliczyłeś, to mogło poczekać.
    - Przestań się tak źle wyrażać, Kaylor – upomniał go blondyn.
    - Olej to Caleb. Przyganiał kocioł garnkowi – rzucił i spojrzał się wymownie na Ledwooda, który doskonale wiedział o co chodziło. – To sprawa niecierpiąca zwłoki. Potrzebuję pomocy – jęknął.
    - W czym takim? – przewrócił oczami widząc uradowaną minę Danna.
    - Pamiętacie jak wspominałem o tej kelnerce pracującej w „Lust”? Zaproponowałem jej, by zamieszkała ze mną dopóki jej były facet nie odpuści. Nie chciałem zostawiać Anny samej na święta, więc zaprosiłem ją do rodziców, a tym kompletnie odwaliło. Pomyśleli, że to moja partnerka i są święcie przekonani, że wkrótce odbędzie się ślub, a ja dam im wnuki. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że to ostatnie się sprawdzi!

Małżeństwo popatrzyło po sobie w zdziwieniu nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa. Kaylor przyglądał się spanikowanemu Dannowi z otwartymi ustami. Już miał coś powiedzieć gdy ponownie ucichł. Po prostu nie chciało mu się wierzyć w zeznania przyjaciela. Doskonale wiedział, że tak jak on kiedyś, Callaway ma wiele kochanek, którymi były najczęściej mężatki, ale nigdy nie zdarzyło mu się wpaść, ani być podejrzewanym o zostanie ojcem. Coś czuł, że Dann szybko nie oswoi się z tą sytuacją.

    - Może wyjaśnij nam wszystko od początku – zaproponował nadal zdumiony Caleb.

Mężczyzna westchnął męczeńsko i począł opowiadać wszystko co zdarzyło się w jego domu począwszy od dzisiejszego poranka.
Anna, kochanka Danna, tymczasowo mieszkająca w jego domu zerwała się wcześnie z łóżka tłumacząc, że nie czuje się najlepiej. On tymczasem nie przejmując się tym wrócił do spania. Jakiś czas później doszły go dziwne odgłosy z łazienki, więc chcąc nie chcąc wstał i skierował się tam. Na kafelkach zobaczył pochylającą się nad sedesem kobietę. Kazała mu wyjść z pomieszczenia, ale żołądek podchodzący jej do gardła uniemożliwiał wypędzenie mężczyzny. Pomógł Annie dojść do siebie gdy przestała wymiotować. Wziął ją na ręce zamierzając wrócić z nią do sypialni i dać jej odpocząć, jednak coś przykuło jego uwagę. Na toaletce zarejestrował rozpakowany test ciążowy. W jednej sekundzie poczuł się jakby dostał w twarz. Nie potrafił oderwać wzroku od podłużnego paska. Zdawało mu się, że jego ciało płonie, zrobiło mu się gorąco, a pot zaczął oblewać jego czoło. Zebrał się w sobie, by zanieść Annę do łóżka. Kobieta spuściła głowę i nie ważyła się nawet na niego spojrzeć. Zapytał się jej czy test, który zrobiła jest pozytywny, czy negatywny. Wściekł się kiedy zwlekała z odpowiedzą i wrzasnął na nią. Wtedy przez łzy przyznała, że Dann zostanie ojcem. W jego odczuciu było to kopanie leżącego. Sypiał z wieloma kobietami, czasem w chwilach nieuwagi bez środków zabezpieczających, ale nic się nie stało! A sprowadził tylko kobietę do domu i zaproponował jej pomoc, zrobił jej dzieciaka! Przecież uważali! Zresztą uprawiali seks od czasu do czasu, zachowując się jak seks – przyjaciele, których coś zmusiło do mieszkania razem. Chciał ją chronić przed jej agresywnym facetem, który nie przyjął do wiadomości, że z nim zerwała.
Oczekiwał od przyjaciela trochę wsparcia, musiał komuś powiedzieć, więc zostawił Annę samą w domu, wychodząc bez słowa. Później znalazł się w mieszkaniu przyjaciół.
Siedział na łóżku pochylając głowę. Zastanawiał się jak mogło do tego dojść. On nie może mieć dziecka. To zepsułoby mu rozrywkowe życie, które dotychczas prowadził, poza tym jego rodzina jest związana z polityką. Nie chciał jeszcze więcej szkodzić ojcu i dawać powodu do co rusz to nowszych plotek.

    - Co mam zrobić? Rodzice nic nie wiedzą, a gdy poznają prawdę jak będą musiał się ożenić. Nie chcę rezygnować ze swojego życia. Ona miała zostać przy mnie na jakiś czas, a nie na zawsze! W dodatku jest w ciąży. Nie chcę wychowywać dzieciaka, nie nadaję się do tego.
    - Ciężko ci, ale postaw się w jej sytuacji – syknął zirytowany Caleb, który nie mógł uwierzyć, że Dann potrafi być takim zimnym dupkiem. Nie takiego zachowania spodziewał się po przyjacielu. – To ta kobieta jest w ciąży, to ona będzie nosiła dziecko i ona je urodzi. Skąd wiesz, że ona nie cierpi? Zaszła w ciążę z mężczyzną, który nie ma za grosz delikatności i taktu. Anna teraz może myśleć, że żałujesz, iż ofiarowałeś jej swoją pomoc. Nie zachowuj się jak dranie, który najpierw zapładniają kobietę, a później uciekają z podkulonym ogonem.
    - A ona pomyślała przez co ja przechodzę?! Powinna być świadoma, że takie życie mi nie leży. Nie potrafię trzymać się jednej kobiety do końca życia. Mam mnóstwo świetnych kochanek, które...
    - Które służą ci tylko do łóżka. Ogarnij się Dann! Zamierzasz zostawić matkę swojego dziecka na pastwę losu? Czyż nie ty powiedziałeś, że ona nie ma gdzie pójść?! Odeszła do tamtego faceta, który się nad nią znęcał, a ty ją przygarnąłeś z litości. Mieszkał u ciebie od kilku miesięcy. Mogłeś po prostu pomóc znaleźć jej nowe mieszkanie, wcale nie musiała tak długo u ciebie zostawać. Niektórzy kretyni nie odróżniają współczucia od miłości! Zastanów się nad sobą, bo mnie wkurzasz!


Dann był oniemiał podobnie jak Kaylor słuchając słów Antrosy. Wybuch męża zdziwił Kaylora jeszcze bardziej niż fakt, który rujnował życie przyjaciela. Owszem, już kiedyś widział coś podobnego, ale raczej Caleb był spokojny. Złość Callaway'a musiała go mocno uderzyć, bo dotyczyła bardzo poważnej sprawy, w której Dann dbał jedynie o własne dobro. Nie chciał być pośrodku między mężem, a przyjacielem, który oczekiwał wsparcia, a nie dobijania.

    - Kotku, uspokój się. Rzeczywiście Dann źle zrobił, ale nikt nie powiedział, że zamierza tą kobietę wyrzucać z domu. Ona również powinna zrozumieć, że dla osoby ściśle związaną z życiem społecznym, polityką, taka wiadomość może być ciężka do odebrania. To stało się szybko, nagle. Jesteście oboje winni – skierował słowa do przyjaciela.
    - Ja nie obwiniam Anny, bo jedna osoba nie wystarczy, by począć dziecko, ale nie może ode mnie wymagać Bóg wie czego. Nie powinienem wychodzić, tylko porozmawiać z nią, ale byłem tak przerażony i wściekły, że na spokojną konwersację nie było by szans. Nie obiecam jej szczęśliwej rodziny, męża i ojca, jednak mógłbym płacić jej alimenty na tyle wysokie, że starczyłoby na dostatnie życie i wychowanie dziecka.
    - Zrób chociaż tyle i poczuj się do odpowiedzialności – burknął wciąż zdenerwowany blondyn.

Taki moment wybrał sobie telefon Antrosy, by zacząć dzwonić. Pospiesznie poprosił męża by rzucił mu komórkę leżącą na łóżku gdzieś w pościeli. Czekał z niecierpliwością na wiadomość dotyczącą swojej książki i wreszcie mógł coś się o niej dowiedzieć. Kaylor odnalazł dzwoniące urządzenie i zerkając na wyświetlacz, choć nie powinien tego robić, podrzucił je Calebowi. Ten natychmiast odebrał.

    - Cześć panie J. – rzucił dumnym głosem. – Przesyłka jest gotowa i czeka na parterze apartamentowca. Mam ją przynieść czy sam zechcesz ją odebrać?
    - Sam to zrobię. Daj mi chwilę, muszę się ubrać – powiedział i zakończył połączenie.
    - Skąd masz numer Josha? – zapytał Kaylor, lecz nie otrzymał satysfakcjonującej odpowiedzi, gdyż Caleb przejechał do swojego pokoju i zaczął się szybko ubierać. Jak zwykle szło mu to opornie, ale nie mógł liczyć na pomoc bruneta, któremu ciężko było ustać na własnych nogach. – Gdzie się wybierasz? – krzyknął za nim.
    - Na parter. Zaraz wracam.

Trzasnął drzwiami i korytarzem skierował się do windy. Czekał na nią niedługą chwilę. Wjechał do niej z mocno bijącym sercem. Cieżko pracował nad najnowszą powieścią, która miała mieć premierę dopiero za dwa dni. Był uśmiechnięty od ucha do ucha czując jak zalewa go fala szczęścia. Liczył, że Kaylor doceni jego pracę i to co napisał na pierwszej stronie książki. To były specjalne podziękowania, w napisanie których włożył całe serce. Wyjechawszy z windy na swojej drodze ujrzał redaktora. Stał niedaleko trzymając w dłoniach zapakowaną książkę w kolorowy papier.

    - Nawet ją zapakowałeś. Nie musiałeś – zwrócił się do Jennera.
    - Cała przyjemność po mojej stronie. To wyjątkowy prezent, więc wymaga odpowiedniego wyglądu. Jestem pewien, że prezesowi się spodoba. Będzie zadowolony, że w końcu pozna tożsamość pisarza, którego twórczość bardzo polubił. A ja sam jestem pełen uznania dla twojego talentu. Praca naszego zespołu jest w moich dłoniach. Proszę – podał pakunek blondynowi.
    - Sprawiałem mnóstwo problemów swoim zachowaniem Kaylorowi i utrudniałem mu pracę. Gdy pozna prawdę nie odpuści mi.
    - Będzie kazał ci odpokutować. Już on wymyśli sposób, żeby zmusić cię do spotkania z fanami – puścił oczko młodemu mężczyźnie i pożegnał się życząc powodzenia.


~~* * *~~


Zastanawiało go skąd Caleb mógłby mieć numer do jego pracownika. Przypuszczał, że mogli na weselu się nim wymienić. W końcu mają podobne zainteresowania. Czekał na jego powrót, lecz mężowi się najwyraźniej nie spieszyło. Obrysował Danna wzrokiem chłonąc jego ponurą minę. Callaway to idiota, ale taki któremu należały się słowa otuchy. Gdy on cierpiał po zerwaniu z Zackiem, Dann go pocieszał i był przy nim.

    - Nie ma innego sposobu? Może Cal ma rację i z czasem się pokochacie? Zresztą, czy dziecko nie odgrywa tu kluczowej roli?
    - Miałbym zrezygnować z mojego wygodnego życia? Ja nie potrafię być mężem, a co dopiero dobrym ojcem.
    - Mnie się udało zerwać z wygodnym życiem. Teraz jest cudownie – rozłożył ręce na boki, ale zaraz musiał nimi zasłonić usta, gdyż zaczął kaszleć.
    - A skoro mowa o twoim cudownym życiu – rzekł z nieukrywaną kpiną – to kiedy zamierzasz brać rozwód?
    - Rozwód? – dopiero po chwili dotarło do niego co chciał przez to powiedzieć Dann.
    - Przed ślubem powiedziałeś, że to przeklęte małżeństwo będzie tymczasową odskocznią od twojej rutyny. Ale widzę, że bardzo się wciągnąłeś w nasz zakład. Miałeś przez rok grać dobrego, kochającego męża, ale jestem zszokowany twoją doskonałą grą aktorską. Rzuć pracę w wydawnictwie i zatrudnij się w telewizji, tam wykorzystasz swój talent do zwodzenia ludzi – Callaway zaśmiał się widząc minę przyjaciela. Po prostu musiał mu dowalić czymś takim, choć już dawno zauważył, że o ich zakładzie kumpel zapomniał, a Caleba darzył szczerymi uczuciami. Teoretycznie Ledwood powinien wziąć za cztery miesiące rozwód, ale Dann wiedział, że nigdy do niego nie dojdzie. Zawierając z nim tą małą grę liczył, że wróci dawny Kaylor, dla którego liczy się coś więcej niż dobry seks. I tak się na szczęście stało. Zakład był idealnym interesem, dzięki któremu mężczyzna zyskał swoją drugą połówkę.
    - Jeśli o to chodzi to... – podrapał się z zakłopotaniem po szyi. Doskonale pamiętał jaki był przed ślubem i żałował swojej okropnej postawy do dziś.
    - W dodatku całkowicie go znienawidziłeś gdy zobaczyłeś go na wózku. Głupotą z twojej strony było przeoczenie takiej informacji. Jak już pod przymusem zgadzałeś się na to małżeństwo, to trzeba było chociaż wypytać ojca o stan zdrowia przyszłego męża.
    - Dann, to nie tak – westchnął przeczesując dłonią wilgotne od potu włosy.
    - A jak Kaylor? – obaj bruneci gwałtownie odwrócili się w stronę wejścia dostrzegając w nim blondyna.


~~* * *~~


Był niesamowicie szczęśliwy, bo to był najwyższy czas, na wręczenia mężowi swojego dzieła, które tak naprawdę pisane było specjalnie dla Kaylora. Po wjechaniu do mieszkania zamknął cicho drzwi, nie chcąc denerwować mężczyzny, który skarżył się na każdy większy hałas. Trzymając zapakowaną książkę na kolanach przejechał wzdłuż przedpokoju, aż w pewnym momencie do jego uszu doleciało słowo „rozwód”. Raptownie zatrzymał wózek. Jego ciało się spięło, w rezultacie nie potrafił poruszyć nawet palcem. W głowie pojawiło się milion myśli. Co miało oznaczać wypowiedziane przez Kaylora słowo? Przekonał się sekundę potem kiedy Dann zaczął mówić coś, od czego serce Caleba zaczęło boleć. Ostre słowa cięły jego duszę na drobne kawałeczki. Zdawało mu się, że ktoś żywcem pali jego ciało. Zacisnął pięść na bluzce, w miejscu gdzie znajdowało się serce. Chciało mu się płakać, a równocześnie opętała go wściekłość. Nigdy nie wierzył, że kiedykolwiek będzie mieć partnera, a gdy w końcu go zyskał i zdążył pokochać, ten wbija mu nóż w plecy?! Z trudem przełknął wielką gulę, która pojawiła się w jego gardle. Czuł jak w kącikach oczu zbierają się łzy. Tak bardzo kochał Kaylora, a mężczyzna tylko się zabawiał?! Roczna odskocznia, zakład, dobry, kochający mąż?! Takiego Ledwood miał właśnie udawać?! Więc to wszystko co dla niego zrobił... Jesteś naiwnym idiotą! Jak mogłeś otworzyć się przed takim człowiekiem? Uwierzyć w jego szczere intencje? Tak się dzieje, gdy pokochasz niewłaściwą osobę, gdy zaufasz komuś bezgranicznie. Już drugi raz się sparzyłeś. Ile razy będziesz musiał przez to przechodzić, nim dotrze do ciebie, że nie masz szans na miłość?! Jak długo będziesz siebie oszukiwać? W dodatku on nawet nie wiedział, że jeździsz na wózku. Znienawidził cię za coś czemu nie jesteś winien! A może jesteś? Matka porzuciła cię przez kalectwo, osoba którą kochasz także nie chce mieć z tobą nic wspólnego z tego samego powodu.
Kolejny raz dał się zwieść, bo ktoś był dla niego miły. Czasem zdawało mu się, że Kaylor też coś do niego czuje, że dzielą te same uczucia względem siebie, lecz bardzo się pomylił. Brunet udawał ideał męża, a on dał się na to nabrać. Rzeczywistość jak zwykle okazała się być brutalna i przebiegła. Nie wiedział, czy lepiej było gdy poznał prawdę, czy wolałby żyć w słodkiej nieświadomości i kłamstwach dopóki Kaylor nie zażąda od niego rozwodu. Oba te rozwiązania były jak gwóźdź do trumny. Przepełniało go rozgoryczenie i żal, który pozostawiał po sobie piętno. Jednak gniew zaczął się w nim tlić. Ledwood miał zabawę, tak jak chciał, oderwał się od rutyny. Wyobrażając sobie co brunet mógł myśleć po tym jak mu się zwierzył, jak powiedział o Gabrielu, czuł wstyd. Na co on właściwie liczył? Na zakończenie jak z bajki? Gdzie bohaterowie żyją długo i szczęśliwie? Życie to nie bajka, nie opowiadanie, którym autor może manipulować jak mu się żywnie podoba.
Nie potrafił pozostać obojętny wobec takiego upokorzenia. Mąż musiał się niewiarygodnie dobrze bawić. Na to Caleb uśmiechnął się ponuro, zebrał w sobie wszystkie siły, by wjechać do sypialni i spojrzeć ukochanemu prosto w twarz.

    - Cal – wydukał zachrypniętym głosem Ledwood. Jego twarz wykrzywiła się w szoku.
    - Długo sobie ze mną pogrywałeś. Dann ma rację, powinieneś zostać aktorem ty pieprzony sukinsynie – syknął nie przebierając w słowach. Mówił to co pierwsze przyszło mu na język gdy pomyślał „Kaylor”.
    - Kochanie, daj mi wytłumaczyć! Źle zrozumiałeś! – blondyn przybrał na twarz obojętną minę, co wymagało od niego dużych pokładów spokoju.
    - Źle? Nie wydaje mi się. Doskonale wszystko słyszałem. Naprawdę się starałeś, bym uwierzył, że ja mogę coś znaczyć. Kochający mąż? Taka była twoja rola? Moja gratulacje, spisałeś się idealnie. Gdybym dziś się nie dowiedział o twoim kłamstwie to zrobiłbym to w lipcu, prawda? Wtedy zamierzałeś się ze mną rozwieść, uwolnić się? Związałeś się ze mną, by ojciec nie odciął cię od pieniędzy? To rzeczywiście była sprawa życia i śmierci – wysyczał.
    - Przepraszam, ale daj dojść mi do słowa. Nie tak to miało wyglądać. Prawda zachowałem się jak drań, ale kocham cię, Caleb – odrzucił kołdrę na bok i próbował się podnieść z łóżka, choć wiedział, że jego organizm jest osłabiony i nie da rady tego dokonać.
    - Skończ! Jak śmiesz mnie tak ośmieszać! – nie potrafił dłużej udawać, że jest obojętny na wszystko. On także ma uczucia, a te właśnie zostały zdeptane. – Jak te słowa przechodzą ci przez gardło po tym wszystkim?!
    - Przysięgam, że mówię prawdę. Kotku, uwierz mi, jesteś dla mnie całym światem! – krzyczał łamiącym się głosem zdając sobie sprawę, że zawiódł na całej linii.
    - Nienawidzę cię – wydukał poprzez łzy.
    - Caleb, Kaylor ma rację. Źle to odebrałeś. To moja wina.

Miał dość kłamstw tej dwójki. Na domiar złego, Dann, którego uważał za przyjaciela wiedział o wszystkim. Ta dwójka musiała mieć z niego niezły ubaw. Miał dość tej chorej sytuacji. Pragnął wynieść się z tego miejsca jak najszybciej. Widząc, że Kaylor usiłuje stanąć na nogi, chociaż jego ciało jest wycieńczone, ani trochę nie było mu żal bruneta. Patrząc na niego czuł jedynie zawód, wstyd i gniew.

    - Nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej, podły draniu – krzyknął celując książką w głowę mężczyzny, którego nazywał mężem. Niestety chybił, ale brunet zachwiał się i poleciał prosto na podłogę pod ciężarem własnego ciała.
    - Caleb, błagam cię! Nie odchodź – Callaway podbiegł do leżącego na podłodze Ledwooda.

On już nie miał powodu, by dłużej zostawać w tym miejscu. Nie obchodziło go nic więcej związanego z Kaylorem. Podjechał do drzwi, słysząc jeszcze wołającego go mężczyznę, przekroczył próg i skierował się do windy. Na szczęście ta szybko przyjechała. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer przyjaciółki, jedynej osoby, którą chciał teraz widzieć. Gdy kobieta odebrała, jak zwykle, swoim wesołym głosem, Caleb nie potrafił powstrzymać szlochu.

    - Lilith, przyjedź po mnie – głos mu się złamał, a udawanie przed nią, że nic się nie stało nie miało sensu. Usłyszał od niej „Daj mi pięć minut” i się rozłączyła.

Czuł się potwornie. Kocham cię. Jak Ledwoodowi te słowa przeszły przez gardło? Mówić coś takiego po tym co usłyszał? Kto uwierzyłby w takie bujdy? Tylko skończony naiwniak. I pomyśleć, że gdyby nie cała prawda, która wyszła na jaw, bez wahania wierzyłby.
Zaczął trzeć mokre oczy, z których woda nie chciała przestać spływać. Widok miał przez to zamazany i ledwo rejestrował co się wokół niego dzieje. Zakrył trzęsące się usta, by nie wydawać z siebie pełnych bólu dźwięków. W budynku czekał na Lilith, która faktycznie przyjechała w jak najkrótszym czasie. O tej godzinie korków nie było, więc to może dlatego. Jak tylko zobaczyła go skulonego podbiegła do niego i potrząsnęła ramieniem.

    - Cal, co się wydarzyło? Wyglądasz jak siedem nieszczęść – załamała ręce.
    - Zabierz mnie stąd. Szybko.
    - W porządku – wyprowadziła go z klatki kierując do swojego samochodu, który postawiła na chodniku. Rozmawiając z nim telefonicznie czuła, że coś jest nie tak, ale zastać go w takim stanie się nie spodziewała. Przez całe życie, jak się znają, to drugi raz, gdy widziała swojego najlepszego przyjaciela tak załamanego. Czym prędzej postanowiła zabrać go do swojego mieszkania. Tam będą mieli spokój. Jak tylko się dowie co zaszło w jego domu, weźmie sprawy w swoje ręce.


~~* * *~~


Przy pomocy Danna usiadł na łóżku. Jego ciało było sztywne i obolałe, co uniemożliwiało mu poruszanie się. Rozmasował sobie nogi zwisające z materaca. Caleb perfidnie celował jakąś rzeczą w jego głowę, na szczęście nie trafił, bo nabiłby mu niezłego siniaka. Chociaż na niego zasłużył. Po raz kolejny widział łzy Cala, które tym razem wywołał on. Mąż miał rację wyzywając go od najgorszych. Tak bardzo żałował, że blondyn usłyszał te okropne rzeczy. Tak, były prawdą. Rzeczywiście myślał w ten sposób, ale to już przeszłość. Mimo że był dorosły to wciąż pozostawał niedojrzały. Gdy zrozumiał swoje błędy i pojął ich moc, która miała odzwierciedlanie w teraźniejszości żałował, było za późno. Caleb dowiedział się czegoś, czego nigdy nie powinien. W obecnej chwili ta reszta, którą odkrył była dawno nieaktualna. Kochał go. Powinien powiedzieć mu to dużo wcześniej. Karina miała rację, miłość dopadła i jego, a on ją właśnie stracił przez swoją głupotę.

    - Przykro mi, gdybym nie przywoływał tego tematu... To powinno do końca życia zostać między nami.
    - Przestań. Podejrzewam, że dowiedziałby się prędzej czy później. Wiem, że nie chciałeś źle. Jedyną winną osobą jestem ja. Po cholerę mówiłem wtedy te wszystko straszne rzeczy? – jęknął zasłaniając twarz. – Gdybym był wobec niego fair od samego początku może nie doszłoby do tego. Zresztą i tak się już tego nie dowiemy. Ja na chwilę obecną jestem wykończony, nie mogę się ruszyć. A Caleb nie zechce ze mną rozmawiać przez najbliższy czas. Musi się uspokoić. Był roztrzęsiony, podobnie jak jak gdy uświadomiłem sobie, że słyszał każde słowo. Najbardziej boli mnie, że nie mogę mu złożyć wyjaśnień, bo jego tu nie ma. A wyznawanie mu uczuć w takim momencie było idiotyczne. Oczywiście, że się zdenerwował jeszcze bardziej i nie uwierzył mi.
    - Czym on chciał w ciebie rzucić?
    - Nie wiem, ale poleciało gdzieś tam – wskazał ręką za siebie.

Callaway podreptał na drugą stronę pokoju i podniósł pakunek z podłogi. Obrócił go w dłoni, a potem zapukał w niego kostkami. Nie potrafił zgadnąć co to dokładnie jest, więc podał brunetowi.
Mężczyzna niezwłocznie rozerwał papier i wyjął z niego dość gruby tom. Dann przysiadł się obok i obserwował czynności Kaylora. Obaj przyglądali się twardej, kolorowej okładce książki. Przeczytali tytuł, który niewiele wyjaśniał oraz autora, co dopiero wtedy dało im do myślenia.

    - Więc to jest nowa powieść Jenkinsa. Josh mówił mi, zanim zachorowałem, że pisarz w niedługim czasie się ze mną osobiście skontaktuje. Ale skąd Caleb miałby coś co jeszcze nie wyszło do sprzedaży? Nie mógł ot tak jej zdobyć.

Otworzył czytadło na pierwszej stronie, która w pracach autorstwa CJ'a zawsze pozostawała pusta, tym razem jednak coś było na niej napisane. Zaczął czytać na głos parę zdań wykonanych ozdobną czcionką.


Życzenie do Spadającej Gwiazdy” różni się od moich poprzednich tytułów, niemniej jednak liczę, że historia, którą zawarłem spodoba się. Pomysł na nią nie powstałaby, gdyby nie uczestnictwo Kaylora. Włożyłem w tą powieść całe serce, gdyż była pisana dla specjalnej osoby.
Dziękuję Ci za bycie przy mnie w wielu trudnych chwilach. Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Dziękuję za cierpliwość. Dziękuję, że dałeś mi szansę. I przepraszam, że utrudniałem Ci pracę swoimi humorkami. To co właśnie czytasz to moja wdzięczność i szansa by powiedzieć, że Cię kocham.





niedziela, 13 listopada 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 23


Dziękuję za komentarze :)





Siedział na balkonie i wpatrywał się w zachmurzone niebo. Mimo że zbierało się na burzę to krajobraz wyglądał pięknie. Chmury nachodziły na siebie warstwami, od najjaśniejszego granatu skończywszy nawet na czarnym kolorze. W oddali dało się słyszeć grzmoty piorunów. Powietrze było chłodne, ale dość przyjemne. Zastanawiał się kiedy Kaylor wróci z pracy. Chciał by mąż szybko pojawił się w domu i ulewa go ominęła. Domyślał się, że od kiedy w styczniu przejął stanowisko po panu Banerze miał wiele pracy. On na szczęście skończył swoją.
Kilak minut temu dostał telefon od Josha, że wszystko idzie zgodnie z planem. Jeśli rzeczywiście jest tak dobrze, to może już jutro będzie mógł wręczyć nową książkę CJ'a Kaylorowi. To miała być specjalna niespodzianka, więc bardzo się cieszył, że mąż będzie pierwszą osobą, która się z nią zapozna. Zawarł w tej powieści wszystkie swoje uczucia, którymi darzy Ledwooda, a przeważa tam miłość, której znaczenia wcześniej nie znał. Dzięki niemu dowiedział się, doświadczył różnych rzeczy, na które myślał, że nie będzie mieć szans. Jak widać los lubi bawić się ludźmi i sprawdzać ich reakcje na dobre rzeczy, które im daje jak i na złe, przykre. Caleb jak na razie był szczęśliwy, że odstaje te dobre i chciał by trwało to jak najdłużej.
Wyjechał z balkonu i zamknął go widząc, że w oddali już lunął gęsty deszcz. Pojechał do fotela, na którym leżał kosz z ubraniami zdjętymi z suszarki. Nie miał nic lepszego do roboty, więc wziął się za składanie ich. Później przedzwoni do Ravezy, bo gdy zrobił to kilka godzin temu była zajęta i poprosiła, by skontaktował się z nią pod wieczór. Zamierzał jeszcze przygotować jakiś obiad Kaylorowi, jednak nie wiedział kiedy mąż faktycznie będzie wolny. Doszedł do wniosku, że skończywszy pisać książkę nie miał żadnego zajęcia i potwornie się nudził. Takie bezczynne przesiadywanie w domu denerwowało go. Śnieg już dawno stopniał i chętnie wybrałby się na spacer, dusząc się w domu. Niewiarygodne, ale tak się czuł. Chyba pierwszy raz od lat.


~~* * *~~


Rzucił plikiem dokumentów dostarczonych przez podwładnego. Wszystkie były źle wypełnione. Wystarczy, że rzucił na to okiem i już wiedział, że liczny na wykresie są dalekie od prawdy. Obrzucił obecnego pracownika morderczym spojrzeniem. Młody mężczyzna przed nim nic sobie nie robił z jego wybuchu złości, jakby w ogóle go to nie interesowało. Nie przejawił ani odrobiny skruchy, nie żałował swojego zachowania i nie raczył nawet przeprosić za źle wykonaną pracę. Od kilku tygodni grał mu na nerwach swoją nieudolnością. Zastanawiał się na jakiej podstawie ten gówniarz został zatrudniony w ich wydawnictwie. Wziął porozrzucane po biurku kartki i ponownie im się przyjrzał. Zobaczył to samo co przed chwilą. Już wolałby, żeby to on popełnił błąd źle interpretując informacje przedstawione w spisie, ale to jednak pracownik się pomylił. Nie pierwszy raz. Przez takich ludzi jak on, którzy popełniają idiotyczne błędy on musi na nich wrzeszczeć, bo inny potrafią odpowiednio wykonać powierzone im zadania, tylko z takimi indywiduami są problemy. Miał serdecznie dość pouczania go. Mógłby doliczyć się jeszcze kilku osób popełniających masę błędów, lecz on robił to nagminnie i zachowywał się w ordynarny sposób.

    - Po ostatnich poprawkach, które musiałem po tobie wprowadzać dałem ci szansę na rehabilitację, ale nie poczyniłeś żadnych postępów. Twoja robota źle wykonana odbija się na innych osobach. Pomyśl, że przez ciebie reszta ludzi, która jest zawalona pracą, dostaje kolejną i kolejną. A ty nawet nie żałujesz.
    - No przecież nie robię tego specjalnie. Tak wyszło – wzruszył niedbale ramionami, a Kaylora mało szlag nie trafił.
    - Zamierzasz się poprawić?! – zapytał ostro. Nie lubił krzyczeć na pracowników, ale w tym wypadku ten chłopak nie pozostawiał mu wyboru.
    - Spróbuję.
    - Spróbujesz?! Masz to zrobić w ciągu jednego dnia! Jeśli na jutro to gówno, które przyniosłeś – wskazał na dokumenty – nie będzie gotowe to zostaw mi to już dzisiaj na biurku i oczekuj w domu na list z wypowiedzeniem.
    - Przecież się starałem! Wszyscy, u których pracowałem byli do dupy, bo cięgle powtarzali, że to jest źle, tamto jest źle! Pocałujcie mnie gdzieś! Wy wszyscy macie nasrano w głowach! Nie mam zamiaru tu więcej przychodzić!
    - Świetnie. Zabierz swoje rzeczy. Żegnam ozięble – wstał i podszedł do drzwi gabinetu po czym otworzył je i wypuścił byłego pracownika.
    - Moja noga nigdy więcej tu nie postanie! – zatrzasnął za nim drzwi i na powrót usiadł w fotelu.
    - Tęsknić nie będę – powiedział już do siebie.

Poskładał na kupkę niedbale wypełnione papiery, które będzie musiał zabrać do domu i przepisać tym razem poprawnie. Podszedł do okna, za którym już lało jak z cebra. Odechciało mu się wszystkiego. Pogoda była okropna, on do wieczora nie wyjdzie z firmy, a pracę musi zabrać ze sobą. W dodatku nie ma nawet czasu zjeść posiłku. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Gdy wydał pozwolenie na wejście sekretarka wniosła do środka kubek z mocną kawą, o którą prosił jakiś czas temu, a za nią wparował Jenner. Dorothy, którą postanowił pozostawić na miejscu sekretarki, którą była od początku jak tylko ojciec założył wydawnictwo, postawiła naczynie z parującą cieczą na blacie i wyszła.

    - Mam dobre wieści. Prawie skończyliśmy z książką Jenkinsa.
    - Wybornie, ale dlaczego ja jej jeszcze nie widziałem? Nie sądzisz, że powinienem?
    - W jej przypadku zajmę się wszystkim. CJ zabronił zdradzania panu czegokolwiek zanim sam z panem nie porozmawia.
    - No proszę. Czyżby wielmożny CJ Jenkins byłby tak łaskawy, by w końcu się przedstawić? Dostanę do niego telefon lub maila?
    - Nie, powiedział, że pomówi z tobą osobiście.
    - Słucham? – no to go zaskoczyli. – Kiedy?!
    - Na dniach. To już zależy od niego. Niedawno dzwoniłem do niego i mówiłem, że jego książka jest prawie gotowa i podrzucę mu pierwszy tom. Historia jest fantastyczna. Różni się od tego co pisał, lecz jest poruszająca i chwyta za serce.
    - Zobaczymy. Tak jak obiecałem, nie będę wtrącał się co do książki. Jestem bardzo ciekawy jaką osobą jest Jenkins.
    - Polubisz go.
    - Skąd ta pewność?
    - Proszę mi zaufać. To wspaniały i utalentowany człowiek – Josh uśmiechnął się tajemniczo i zostawił prezesa samego w gabinecie.

Upił łyk kawy krążąc myślami wokół pisarza. Bardzo chciał się z nim zobaczyć. Poznać osobę, która swoją tożsamość trzyma w ścisłej tajemnicy.
Głowa zaczynała mu pulsować. Musiał zrobić sobie małą przerwę, bo mózg mu eksploduje. Skierował się do toalety, która znajdowała się za drugimi i zarazem ostatnimi drzwiami, które były w pomieszczeniu. Stanął przed umywalką, nad którą wisiało nieduże lustro. Obejrzał swoją znużoną twarz stwierdzając, że chętnie położyłby się spać. Jeszcze tylko kilka godzi, a wróci do domu, do Caleba. W chwili gdy pomyślał o mężu przerzucił wzrok na srebrny łańcuszek, który odstał od niego cztery miesiące temu na święta. Pamiętał to zaskakujące uczucie gdy mężczyzna kazał wyrzucić mu prezent od Zacka. Zrobił to i poczuł wielką ulgę. Kiedy przenieśli się z salonu do sypialni, bo zostali na noc u jego ojca, rozmawiali chwilę na ten temat. Przeprosił go za ukrywanie tego, tłumacząc, że nie chciał żadnego nieporozumienia. Zgodził się opowiedzieć mu wszystko po kolei, gdy blondyn go o to poprosił. Od kiedy spotkał się z Collinsem parę dni przed Wigilią tak do tej pory nie napatoczył się na mężczyznę. I chwała za to. Nie zamierzał odnawiać z nim znajomości i wchodzić w jakąkolwiek relację.
Odkręcił wodę i przemył twarz kilka razy. Poprawił jeszcze włosy, które cały dzień sprawiały mu problemy, bo nie chciały się układać. Wytarł się w ręcznik i wrócił do gabinetu. W chwili kiedy to zrobił jego telefon dał o sobie znać. Wyjął go z kieszeni marynarki i orientując się, że dzwoni rodzić odebrał.

    - Słucham?
    - Kaylor, chcesz najpierw złe wieści czy te jeszcze gorsze? – powiedział pospiesznie tata.
    - Ech... A co to za różnica. Mów najpierw te złe. Dobij swojego syna jeszcze bardziej, żeby nie mógł podnieść się z podłogi.
    - Zła wiadomość to taka, że dzwoniła do mnie twoja matka mówiąc, że wraca do Kansas. A gorsze są takie, że zamierza się z tobą spotkać.
    - … Żartujesz – tylko tyle był w stanie wydukać.


~~* * *~~


Nie wiedział czy powinien jej gratulować czy mówić, że jest wariatką. W skupieniu słuchał całej jej historii podśmiechując się pod nosem. W chwili gdy zaczęła się na niego wydzierać zaczął śmiać się jeszcze bardziej. Nie wiedział czy zwierzała mu się z tego co zrobiła, bo cieszyła się i chciała się pochwalić, czy było jej wstyd i musiała komuś to wyznać. Po zapytaniu się jej o to, tak jak myślał odpowiedziała, że nie ma pojęcia. Miała mętlik w głowie.

    - Nie byłaś pijana. Robiłaś to z własnej woli. Jeśli ci się podobało to nie masz czego żałować.
    - Ale jest mi wstyd! Ty tępaku! Zrozum, że wtedy sama siebie nie poznawałam.
    - Miłość ogłupia.
    - Mówisz ze swojego przykładu? – odgryzła się.
    - Przespałaś się z Harrym, dlatego mówiłaś, żebym zadzwonił później bo nie masz czasu. Było ci tak dobrze, a masz wyrzuty sumienia? W końcu mu uległaś. Ile cię błagał o randkę? Pół roku?
    - Nie! Tylko pięć miesięcy! Poza tym mów lepiej co u ciebie.
    - Dobrze, poza tym, że jest już dwudziesta pierwsza, a Kaylor nie wraca z pracy. Uprzedzał mnie, że będzie później, ale – urwał słysząc trzask drzwi. – Lilith, zdzwonimy się.

Jeszcze coś tam do niego mówiła, ale rozłączył się wyjeżdżając ze swojego pokoju na korytarz. Zobaczył opierającego się o ścianę męża. Był blady na twarzy i miał zamknięte oczy. Przywitał się z nim krótkim pocałunkiem, zdjął buty i podreptał do sypialni. Caleb był cały czas za nim niczym cień. Widział je mężczyzna rzuca swoją teczkę na stolik i opada plackiem na łóżku.

    - Hej, rozbierz się przynajmniej.

Podjechał do niego i zaczął poruszać jego ramieniem, a gdy to nie skutkowało dotknął głowy męża, by nią potrząsnąć, lecz jak tylko położył ją w okolicy czoła stwierdził, że jest rozpalona. Starał się odwrócić bruneta w swoją stronę. Zdawać się mogło, że Kaylor płoną, jego czoło i poliki były gorące. Wzrok miał rozbiegany i zamglony.

    - Poczekaj chwilkę ze spaniem. Zaraz się położysz, ale zdejmij z siebie te ubrania.

Mężczyzna niechętnie, ale przy pomocy blondyna, rozebrał się zrzucając odzienie na podłogę. Wczołgał się pod kołdrę i opatulił się nią cały. Caleb zaś pozbierał, złożył w kostkę i położył ubranie na fotelu. Przejechał z powrotem przed drzwi wejściowe i zakluczył je. Upewniwszy się, że zrobił wszystko dołączył do męża, który nie wyglądał za dobrze. Zaczął się zastanawiać czy powinien zadzwonić po lekarza. Jednak wstrzymał się z tym jeszcze. Może gdy Kaylor odpocznie poczuje się lepiej.


~~* * *~~


Wjechał do salonu trzymając w dłoni duży kubek z parującymi ziołami. Postawił go przy łóżku na stoliku nocnym. Pochylił się nad Kaylorem i pogłaskał go delikatnie po rozgrzanym czole. Od wieczora, kiedy wrócił z pracy nie się nie zmieniało, a nawet przeziębienie, które podejrzewał u bruneta zasiliło się. Ledwood od rana skarżył się na silne bóle głowy i dotkliwy ból mięśni. W dodatku miał wysoką gorączkę. W tym stanie nie mógł pójść do pracy, nawet nie dałby rady podnieść się z łóżka. W tym wypadku Caleb postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zadzwonić do teścia, by poinformować go, iż Kaylor musi zrobić sobie kilka dni wolnego. Później poprosił do domu lekarza, który znał Ledwooda od najmłodszych lat, jak się później okazało. Brunetowi zostały przepisane antybiotyki, bo to jedyne co w tej chwili mógł mu pomóc lekarz.
Starał się być jak najciszej, bo hałas drażnił męża, któremu głowa chciała wybuchnąć. Westchnął i przejechał wzrokiem po pokoju. W pomieszczeniu było dosyć ciemno, co pozwalało Kaylorowi nieco wypocząć.

    - Jak mogłeś się tak załatwić? – szepnął naciągając na mężczyznę kołdrę.
    - To nie moja wina – kaszlnął kilka razy zasłaniając usta ręką – tylko otoczenia. Ty też powinieneś uważać. Nie chcę, żebyś się ode mnie zaraził.
    - Mam silny układ odpornościowy. Rzadko choruję. Jeszcze trochę, a będziesz musiał wziąć antybiotyk. Mógłbyś też coś wypić czy zjeść ciepłego.
    - Nie mam ochoty.

Przykro mu się robiło gdy patrzył na męża w tym stanie. Nie miał w ogóle sił na nic. Od kiedy wrócił wczoraj z pracy nie zjadł ani kęsa. Bardzo się o niego martwił. Chciałby mu jakoś pomóc, ulżyć w chorobie, ale nie mógł nic zrobić. W tym momencie był kompletnie bezsilny. Dobijało go, że osoba, którą kocha właśnie cierpi. Postanowił sobie czuwać przy mężu cały czas i w każdej chwili mu służyć gdyby czegoś potrzebował.
Przesiadł się sprawnie z wózka na łóżko i położył się obok mężczyzny. Przez cały czas go przytulał i przeczesywał jego oklapnięte, czarne włosy. Później pomoże Kaylorowi przebrać spocone ubrania, jak tylko ten będzie w stanie choć trochę się poruszyć. W nocy pierwszy raz zobaczył, że brunet ubiera na siebie bluzkę na długi rękaw i spodnie dresowe i kładzie się w nich z powrotem spać. Ledwood zawsze spał w samych bokserkach, więc taki widok był dość zaskakujący.


Parę godzin później Caleb obudził się zły na siebie, że mu się przysnęło. Nawet nie zauważył kiedy ta chwila nadeszła. Po prostu leżał z głową na poduszce obserwując męża, aż w końcu i on odpłynął. Podniósł się i przetarł zaspane oczy. Zastanawiał się która jest godzina. Na długo zasnął? Odpowiedź dostał jak tylko rozejrzał się po sypialni. Panowały w niej egipskie ciemności, nie widział nawet swoich rąk. Pochwycił komórkę do ręki i wtedy upewnił się jak późno jest. Dochodziła czwarta w nocy, a on był wyspany i mowy nie było, żeby zmrużył teraz oczy. Przeciągnął się i oparł o wezgłowie łóżka. Wtem dobiegło go mruknięcie męża.

    - Obudziłem cię?
    - Nie. Łóżko zaczyna gryźć mnie w tyłek – burknął ochrypłym głosem.
    - Cały dzień w nim spędziłeś. Lepiej się czujesz? – Caleb położył dłoń na jego czole, a potem dotknął nią policzków.
    - Znacznie. Za parę dni powinno mi przejść, chociaż gdybym mógł, zostałbym w domu przez następny miesiąc.
    - Coś się stało w pracy? – zamartwił się. – Widziałem, że przyniosłeś jakieś dokumenty. Rzadko to robisz.
    - Musiałem, bo chłopak, który je wypełniał sknocił wszystko. A teraz ja mam to naprawiać. Jednak nie przez to mam paskudny humor. Tata zadzwonił do mnie gdy byłem w pracy i powiedział mi, że Angelika wraca do Kansas, a podczas pobytu tutaj chciałaby się ze mną spotkać. A ja nie mam takiego zamiaru.
    - Nienawidzisz jej aż tak bardzo? Nie wiem co się między wami wydarzyło, ale przypuszczam, że problem może leżeć przede wszystkim w twoim umyśle.
    - Caleb, ja sam z siebie nie traktowałbym tak własnej matki. Nawet jeśli nie była wzorem do naśladowania. Angelika to naprawdę piękna kobieta, lecz jej charakter jest obrzydliwy. Wystarczy o niej. Mógłbym cię o coś prosić?
    - Co takiego?
    - Zdaję sobie sprawę, że jest noc, ale zrobiłbyś mi coś do przegryzienia? Kiszki mi marsza grają – złapał się za brzuch, który rzeczywiście od dłuższego czasu wydawał z siebie zdradzieckie dźwięki.
    - Już się robi.

Zapalił lampkę, by oświetliła mu drogę przez pokój. Przyciągnął do siebie wózek i usiadł na nim, co dziwnie z małym utrudnieniem. Jego ciało zdrętwiało, więc trudniej mu było z czynnością, którą nawet kilka razy dziennie wykonywał.
Podgrzał mężczyźnie zupę, którą zrobił zanim się zdrzemnął. Przelał ją do miski i uważając, by się nie poparzyć zawiózł ją Kaylorowi.

    - Jednak twoja ciocia lepiej gotuje. Może to ryzykowne eksperymenty, ale przynajmniej smaczne.
    - Na twoim miejscu nie wybrzydzałbym, chociażby z uwagi na to, że sam nic lepszego byś nie zrobił, a z łóżka się raczej nie podniesiesz – rzucił kpiąco na co Ledwood zaśmiał się.
    - Żartowałem, smakuje mi. Jesteś pierwszą osobą, która cokolwiek mi przyrządziła. Zawsze kiedy byłem głodny chodziłem sam do restauracji. Jednak bardziej mi się podoba jedzenie w twoim towarzystwie i tego co ugotowałeś.
    - Chcę, żebyś szybko wyzdrowiał. Taki żałosny stan do ciebie nie pasuje – rzucił z miarką złośliwości.

Kaylor z upływającym czasem i mężem, który się o niego troszczył czuł się znacznie lepiej. Rozmawiając z nim o zwyczajnych sprawach, spędzając czas i mając świadomość, że jest pod jego opieką doszedł do wniosku, że wygrał złoty los na loterii. Na usta cisnęły mu się dwa słowa, których wypowiedzenie zajęłoby ułamek sekundy, a jednak nie potrafił tego zrobić. Irytował sam siebie. Chciał powiedzieć Calebowi, że miesiące, które z nim spędził są najlepszą częścią jego życia. Chciał powiedzieć jak bardzo go...

    - Z racji, że obaj już odespaliśmy swoje, może opowiesz mi co takiego zrobiła twoja mama, że masz o niej złe zdanie? Oczywiście do niczego cię nie zmuszam, ale chciałbym wiedzieć. Ty nie dawałeś mi z tym spokoju i obiecałeś, że kiedyś mi powiesz. Czy „kiedyś” może być teraz?
    - Chyba nam obojgu było ciężko przez kilka kwestii, które wydarzyły się w naszych życiach. Angelika... Moja matka... Pozornie była wspaniałą, wyrafinowaną, kulturalną, kobietą, idealną żoną i matką. Tak jak w przypadku Gabriela pozory wciąż zostają pozorami. Gdy była na salonach taką właśnie grała. W domu od kiedy tylko pamiętam odbywały się awantury. Jej nigdy nic nie pasowało. Narzekała na co tylko się dało. Najgłupsze wybuchy, których byłem świadkiem dotyczyły obrusu na stole, który nie pasował do koloru naczyń, z których wtedy jedliśmy.
    - Obrus? – zapytał z niedowierzaniem. Myślał, że mąż zwyczajnie żartuje, lecz on wymieniał dalej.
    - Była wściekła na tatę za to, że kiedyś przy jej przyjaciółkach powiedział coś o nowej sukience. Nie było to nic obraźliwego, z tego co pamiętam, ale gdy wyszły z naszego domu urządziła mu piekło. Choć muszę przyznać, że na mnie nigdy nie krzyczała. Za każdym razem na ojca, nawet jeśli czemuś byłem winien ja. Można powiedzieć, że byłem jej oczkiem w głowie, ale wcale mi się to nie podobało. Prawdą było, że nie mogłem porozmawiać z nią jak z matką. Wiele razy sobie myślałem, że każda kobieta byłaby lepszą mamą niż ona.
    - To dlatego...
    - Też, ale to nie główny powód. Jest nim to, że zdradzała tatę. Kiedy ten wyjeżdżał do pracy Angelika zapraszała do naszego domu różnych mężczyzn. Oni wychodzili dwie godziny przed prawdopodobnym powrotem taty z pracy. Przede mną udawała, że to zwykli przyjaciele, a ja myślałem, że rzeczywiście tak było. Kiedy mnie o to prosiła, szedłem do swojego pokoju. Byłem pewny, że nie chce bym przeszkadzał jej w rozmowie czy coś w tym stylu. Jednak pewnego dnia wpadła. Skaleczyłem się nożyczkami i chciałem, żeby zakleiła mi rozcięcie plastrem. Gdy zszedłem do salonu zobaczyłem ją obściskującą się z obcym mężczyzną, ponoć zwyczajnym przyjacielem. Może i byłem dzieckiem, ale nie głupim. Jak tylko mnie zobaczyli, zaczęli panikować i zbierać porozrzucane ubrania. Jej kochanek podszedł do mnie, by dać mi w twarz. Ona na to w ogóle nie zareagowała. Kazała tylko wrócić grzecznie do pokoju mówiąc, że później porozmawiamy. Miałem jej obiecać, że nigdy nie powiem tacie tego co widziałem. Zastraszyła mnie swoim kochankiem. Dała mi do zrozumienia, że on nie będzie zadowolony, jeśli wygadam cokolwiek ojcu. Nasz mały sekret utrzymywał się przez następne osiem lat. Nie mogłem spojrzeć tacie w oczy, czułem się paskudnie z myślą, że go okłamuję, bo ona wciągnęła mnie w swoją sieć kłamstw. Udawała prawdziwą damę, a była jak pospolita dziwka. To co ludzie powiedzą było dla niej ważniejsze niż wszystko inne. Moja cierpliwość do niej sięgnęła zenitu kiedy zaczęła flirtować z Zackiem. Obiecał do mnie wpaść po szkole, ale coś mnie zatrzymało i trochę się spóźniłem. Po wejściu do domu zastałem Angelikę jak na nim leżała i zdejmowała ubrania, a Collins próbował ją od siebie odepchnąć. Nie miała żadnych oporów, by obnażać przed dwudziestolatkiem swoje ciało.
    - Znienawidziłeś ją, bo kokietowała twojego chłopaka. Po zobaczeniu czegoś takiego...
    - Myślałem, że oszaleję. W tamtym, wprost idealnym momencie do salonu wszedł tata, który przywiózł mnie ze szkoły, bo zwiał mi autobus. Był tak zszokowany, że nie wiedział co powiedzieć. Więc gdy Zack podszedł do mnie powiedziałem ojcu całą prawdę. Co jego ukochana żona robiła przez całe lata. Ku mojemu zaskoczeniu dał jej drugą szansę, uważając, że każdy na takową zasługuje. Ale po kilku miesiącach spokoju złapał ja na gorącym uczynku, podczas obściskiwania się z jakimś gościem w hotelu. Wyrzucił ją z domu. Od czasu do czasu odzywała się do taty, bo kazał jej to robić. Na kilkanaście lat zerwała z nim jakikolwiek kontakt, co ja swoją drogą zrobiłem dawno temu. Nie chciałem mieć takiego rodzica. Do dzisiaj mam jej to za złe. Uderzać do chłopaka własnego syna. Oczywiście ona myślała, że jesteśmy po prostu przyjaciółmi i nie miała pojęcia o orientacji Collinsa. Tak jak nie ma o mojej.
    - Naprawdę mi przykro, że twoja... Angelika zachowała się w taki sposób. Ja pewnie myślałbym za początku tak jak ty, ale czy nie powinieneś dojść z nią do porozumienia? W porządku, nie odzywała się przez kilka lat, ale jakiś czas temu zrobiła to, dwa dni temu także. Rozmawiała z panem Banerem. Jeśli chce cię widzieć musi mieć ważny powód. Podejrzewam, że żałuje swoich czynów i kocha cię, bo jest twoja mamą i wreszcie dojrzała do zrozumienia swoich błędów. Być może zamierza je naprawić? Skoro masz okazję naprawić z nią relację, to nie zmarnuj tej szansy. Nie doświadczyłeś od niej miłości na jaką zasługiwałeś, ja od swojej także, ale ty masz możliwość to zmienić.
    - Mam przeczucie, że po tym spotkaniu byłoby jeszcze gorzej. Poza tym wiem, że dla mniej opinia publiczna jest świętością, a nie byłaby szczęśliwa dowiedziawszy się, że ma syna geja.
    - To ona nie wie?! – wykrzyknął.
    - Nie ma zielonego pojęcia. Tacie potrafiłem zaufać wiedząc o kilku jego znajomych z taką samą orientacją. Jej nie.
    - Rozumiem. Więc to był powód dlaczego denerwowałeś się na mnie z ukrywaniem.
    - Tak. Nie robimy przecież nic złego. Każdy ma prawo kochać kogo chce.

Nim do Caleba dotarło ostatnie zdanie i jego pełne znaczenie ich uwagę zwróciło głośne i gwałtowne pukanie do drzwi. Antrosa podniósł się i chwilę później przejechał na korytarz.

    - To się do nas dobija bladym świtem?! – krzyknął, by mąż go usłyszał. Ból głowy odpuścił, ale w dalszym ciągu mięśnie go bolały. Z tego co mówił Cal jakiś czas temu, to gorączka również spadła.
    - Jest już po dziesiątej. Nie widzisz słońca, bo okno jest zasłonięte.

Przekręcił kluczyk i otworzył drzwi domu, by powitać w progu zdyszanego Callaway'a, który wyglądał jakby zobaczył ducha.