Powered By Blogger

niedziela, 13 listopada 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 23


Dziękuję za komentarze :)





Siedział na balkonie i wpatrywał się w zachmurzone niebo. Mimo że zbierało się na burzę to krajobraz wyglądał pięknie. Chmury nachodziły na siebie warstwami, od najjaśniejszego granatu skończywszy nawet na czarnym kolorze. W oddali dało się słyszeć grzmoty piorunów. Powietrze było chłodne, ale dość przyjemne. Zastanawiał się kiedy Kaylor wróci z pracy. Chciał by mąż szybko pojawił się w domu i ulewa go ominęła. Domyślał się, że od kiedy w styczniu przejął stanowisko po panu Banerze miał wiele pracy. On na szczęście skończył swoją.
Kilak minut temu dostał telefon od Josha, że wszystko idzie zgodnie z planem. Jeśli rzeczywiście jest tak dobrze, to może już jutro będzie mógł wręczyć nową książkę CJ'a Kaylorowi. To miała być specjalna niespodzianka, więc bardzo się cieszył, że mąż będzie pierwszą osobą, która się z nią zapozna. Zawarł w tej powieści wszystkie swoje uczucia, którymi darzy Ledwooda, a przeważa tam miłość, której znaczenia wcześniej nie znał. Dzięki niemu dowiedział się, doświadczył różnych rzeczy, na które myślał, że nie będzie mieć szans. Jak widać los lubi bawić się ludźmi i sprawdzać ich reakcje na dobre rzeczy, które im daje jak i na złe, przykre. Caleb jak na razie był szczęśliwy, że odstaje te dobre i chciał by trwało to jak najdłużej.
Wyjechał z balkonu i zamknął go widząc, że w oddali już lunął gęsty deszcz. Pojechał do fotela, na którym leżał kosz z ubraniami zdjętymi z suszarki. Nie miał nic lepszego do roboty, więc wziął się za składanie ich. Później przedzwoni do Ravezy, bo gdy zrobił to kilka godzin temu była zajęta i poprosiła, by skontaktował się z nią pod wieczór. Zamierzał jeszcze przygotować jakiś obiad Kaylorowi, jednak nie wiedział kiedy mąż faktycznie będzie wolny. Doszedł do wniosku, że skończywszy pisać książkę nie miał żadnego zajęcia i potwornie się nudził. Takie bezczynne przesiadywanie w domu denerwowało go. Śnieg już dawno stopniał i chętnie wybrałby się na spacer, dusząc się w domu. Niewiarygodne, ale tak się czuł. Chyba pierwszy raz od lat.


~~* * *~~


Rzucił plikiem dokumentów dostarczonych przez podwładnego. Wszystkie były źle wypełnione. Wystarczy, że rzucił na to okiem i już wiedział, że liczny na wykresie są dalekie od prawdy. Obrzucił obecnego pracownika morderczym spojrzeniem. Młody mężczyzna przed nim nic sobie nie robił z jego wybuchu złości, jakby w ogóle go to nie interesowało. Nie przejawił ani odrobiny skruchy, nie żałował swojego zachowania i nie raczył nawet przeprosić za źle wykonaną pracę. Od kilku tygodni grał mu na nerwach swoją nieudolnością. Zastanawiał się na jakiej podstawie ten gówniarz został zatrudniony w ich wydawnictwie. Wziął porozrzucane po biurku kartki i ponownie im się przyjrzał. Zobaczył to samo co przed chwilą. Już wolałby, żeby to on popełnił błąd źle interpretując informacje przedstawione w spisie, ale to jednak pracownik się pomylił. Nie pierwszy raz. Przez takich ludzi jak on, którzy popełniają idiotyczne błędy on musi na nich wrzeszczeć, bo inny potrafią odpowiednio wykonać powierzone im zadania, tylko z takimi indywiduami są problemy. Miał serdecznie dość pouczania go. Mógłby doliczyć się jeszcze kilku osób popełniających masę błędów, lecz on robił to nagminnie i zachowywał się w ordynarny sposób.

    - Po ostatnich poprawkach, które musiałem po tobie wprowadzać dałem ci szansę na rehabilitację, ale nie poczyniłeś żadnych postępów. Twoja robota źle wykonana odbija się na innych osobach. Pomyśl, że przez ciebie reszta ludzi, która jest zawalona pracą, dostaje kolejną i kolejną. A ty nawet nie żałujesz.
    - No przecież nie robię tego specjalnie. Tak wyszło – wzruszył niedbale ramionami, a Kaylora mało szlag nie trafił.
    - Zamierzasz się poprawić?! – zapytał ostro. Nie lubił krzyczeć na pracowników, ale w tym wypadku ten chłopak nie pozostawiał mu wyboru.
    - Spróbuję.
    - Spróbujesz?! Masz to zrobić w ciągu jednego dnia! Jeśli na jutro to gówno, które przyniosłeś – wskazał na dokumenty – nie będzie gotowe to zostaw mi to już dzisiaj na biurku i oczekuj w domu na list z wypowiedzeniem.
    - Przecież się starałem! Wszyscy, u których pracowałem byli do dupy, bo cięgle powtarzali, że to jest źle, tamto jest źle! Pocałujcie mnie gdzieś! Wy wszyscy macie nasrano w głowach! Nie mam zamiaru tu więcej przychodzić!
    - Świetnie. Zabierz swoje rzeczy. Żegnam ozięble – wstał i podszedł do drzwi gabinetu po czym otworzył je i wypuścił byłego pracownika.
    - Moja noga nigdy więcej tu nie postanie! – zatrzasnął za nim drzwi i na powrót usiadł w fotelu.
    - Tęsknić nie będę – powiedział już do siebie.

Poskładał na kupkę niedbale wypełnione papiery, które będzie musiał zabrać do domu i przepisać tym razem poprawnie. Podszedł do okna, za którym już lało jak z cebra. Odechciało mu się wszystkiego. Pogoda była okropna, on do wieczora nie wyjdzie z firmy, a pracę musi zabrać ze sobą. W dodatku nie ma nawet czasu zjeść posiłku. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Gdy wydał pozwolenie na wejście sekretarka wniosła do środka kubek z mocną kawą, o którą prosił jakiś czas temu, a za nią wparował Jenner. Dorothy, którą postanowił pozostawić na miejscu sekretarki, którą była od początku jak tylko ojciec założył wydawnictwo, postawiła naczynie z parującą cieczą na blacie i wyszła.

    - Mam dobre wieści. Prawie skończyliśmy z książką Jenkinsa.
    - Wybornie, ale dlaczego ja jej jeszcze nie widziałem? Nie sądzisz, że powinienem?
    - W jej przypadku zajmę się wszystkim. CJ zabronił zdradzania panu czegokolwiek zanim sam z panem nie porozmawia.
    - No proszę. Czyżby wielmożny CJ Jenkins byłby tak łaskawy, by w końcu się przedstawić? Dostanę do niego telefon lub maila?
    - Nie, powiedział, że pomówi z tobą osobiście.
    - Słucham? – no to go zaskoczyli. – Kiedy?!
    - Na dniach. To już zależy od niego. Niedawno dzwoniłem do niego i mówiłem, że jego książka jest prawie gotowa i podrzucę mu pierwszy tom. Historia jest fantastyczna. Różni się od tego co pisał, lecz jest poruszająca i chwyta za serce.
    - Zobaczymy. Tak jak obiecałem, nie będę wtrącał się co do książki. Jestem bardzo ciekawy jaką osobą jest Jenkins.
    - Polubisz go.
    - Skąd ta pewność?
    - Proszę mi zaufać. To wspaniały i utalentowany człowiek – Josh uśmiechnął się tajemniczo i zostawił prezesa samego w gabinecie.

Upił łyk kawy krążąc myślami wokół pisarza. Bardzo chciał się z nim zobaczyć. Poznać osobę, która swoją tożsamość trzyma w ścisłej tajemnicy.
Głowa zaczynała mu pulsować. Musiał zrobić sobie małą przerwę, bo mózg mu eksploduje. Skierował się do toalety, która znajdowała się za drugimi i zarazem ostatnimi drzwiami, które były w pomieszczeniu. Stanął przed umywalką, nad którą wisiało nieduże lustro. Obejrzał swoją znużoną twarz stwierdzając, że chętnie położyłby się spać. Jeszcze tylko kilka godzi, a wróci do domu, do Caleba. W chwili gdy pomyślał o mężu przerzucił wzrok na srebrny łańcuszek, który odstał od niego cztery miesiące temu na święta. Pamiętał to zaskakujące uczucie gdy mężczyzna kazał wyrzucić mu prezent od Zacka. Zrobił to i poczuł wielką ulgę. Kiedy przenieśli się z salonu do sypialni, bo zostali na noc u jego ojca, rozmawiali chwilę na ten temat. Przeprosił go za ukrywanie tego, tłumacząc, że nie chciał żadnego nieporozumienia. Zgodził się opowiedzieć mu wszystko po kolei, gdy blondyn go o to poprosił. Od kiedy spotkał się z Collinsem parę dni przed Wigilią tak do tej pory nie napatoczył się na mężczyznę. I chwała za to. Nie zamierzał odnawiać z nim znajomości i wchodzić w jakąkolwiek relację.
Odkręcił wodę i przemył twarz kilka razy. Poprawił jeszcze włosy, które cały dzień sprawiały mu problemy, bo nie chciały się układać. Wytarł się w ręcznik i wrócił do gabinetu. W chwili kiedy to zrobił jego telefon dał o sobie znać. Wyjął go z kieszeni marynarki i orientując się, że dzwoni rodzić odebrał.

    - Słucham?
    - Kaylor, chcesz najpierw złe wieści czy te jeszcze gorsze? – powiedział pospiesznie tata.
    - Ech... A co to za różnica. Mów najpierw te złe. Dobij swojego syna jeszcze bardziej, żeby nie mógł podnieść się z podłogi.
    - Zła wiadomość to taka, że dzwoniła do mnie twoja matka mówiąc, że wraca do Kansas. A gorsze są takie, że zamierza się z tobą spotkać.
    - … Żartujesz – tylko tyle był w stanie wydukać.


~~* * *~~


Nie wiedział czy powinien jej gratulować czy mówić, że jest wariatką. W skupieniu słuchał całej jej historii podśmiechując się pod nosem. W chwili gdy zaczęła się na niego wydzierać zaczął śmiać się jeszcze bardziej. Nie wiedział czy zwierzała mu się z tego co zrobiła, bo cieszyła się i chciała się pochwalić, czy było jej wstyd i musiała komuś to wyznać. Po zapytaniu się jej o to, tak jak myślał odpowiedziała, że nie ma pojęcia. Miała mętlik w głowie.

    - Nie byłaś pijana. Robiłaś to z własnej woli. Jeśli ci się podobało to nie masz czego żałować.
    - Ale jest mi wstyd! Ty tępaku! Zrozum, że wtedy sama siebie nie poznawałam.
    - Miłość ogłupia.
    - Mówisz ze swojego przykładu? – odgryzła się.
    - Przespałaś się z Harrym, dlatego mówiłaś, żebym zadzwonił później bo nie masz czasu. Było ci tak dobrze, a masz wyrzuty sumienia? W końcu mu uległaś. Ile cię błagał o randkę? Pół roku?
    - Nie! Tylko pięć miesięcy! Poza tym mów lepiej co u ciebie.
    - Dobrze, poza tym, że jest już dwudziesta pierwsza, a Kaylor nie wraca z pracy. Uprzedzał mnie, że będzie później, ale – urwał słysząc trzask drzwi. – Lilith, zdzwonimy się.

Jeszcze coś tam do niego mówiła, ale rozłączył się wyjeżdżając ze swojego pokoju na korytarz. Zobaczył opierającego się o ścianę męża. Był blady na twarzy i miał zamknięte oczy. Przywitał się z nim krótkim pocałunkiem, zdjął buty i podreptał do sypialni. Caleb był cały czas za nim niczym cień. Widział je mężczyzna rzuca swoją teczkę na stolik i opada plackiem na łóżku.

    - Hej, rozbierz się przynajmniej.

Podjechał do niego i zaczął poruszać jego ramieniem, a gdy to nie skutkowało dotknął głowy męża, by nią potrząsnąć, lecz jak tylko położył ją w okolicy czoła stwierdził, że jest rozpalona. Starał się odwrócić bruneta w swoją stronę. Zdawać się mogło, że Kaylor płoną, jego czoło i poliki były gorące. Wzrok miał rozbiegany i zamglony.

    - Poczekaj chwilkę ze spaniem. Zaraz się położysz, ale zdejmij z siebie te ubrania.

Mężczyzna niechętnie, ale przy pomocy blondyna, rozebrał się zrzucając odzienie na podłogę. Wczołgał się pod kołdrę i opatulił się nią cały. Caleb zaś pozbierał, złożył w kostkę i położył ubranie na fotelu. Przejechał z powrotem przed drzwi wejściowe i zakluczył je. Upewniwszy się, że zrobił wszystko dołączył do męża, który nie wyglądał za dobrze. Zaczął się zastanawiać czy powinien zadzwonić po lekarza. Jednak wstrzymał się z tym jeszcze. Może gdy Kaylor odpocznie poczuje się lepiej.


~~* * *~~


Wjechał do salonu trzymając w dłoni duży kubek z parującymi ziołami. Postawił go przy łóżku na stoliku nocnym. Pochylił się nad Kaylorem i pogłaskał go delikatnie po rozgrzanym czole. Od wieczora, kiedy wrócił z pracy nie się nie zmieniało, a nawet przeziębienie, które podejrzewał u bruneta zasiliło się. Ledwood od rana skarżył się na silne bóle głowy i dotkliwy ból mięśni. W dodatku miał wysoką gorączkę. W tym stanie nie mógł pójść do pracy, nawet nie dałby rady podnieść się z łóżka. W tym wypadku Caleb postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i zadzwonić do teścia, by poinformować go, iż Kaylor musi zrobić sobie kilka dni wolnego. Później poprosił do domu lekarza, który znał Ledwooda od najmłodszych lat, jak się później okazało. Brunetowi zostały przepisane antybiotyki, bo to jedyne co w tej chwili mógł mu pomóc lekarz.
Starał się być jak najciszej, bo hałas drażnił męża, któremu głowa chciała wybuchnąć. Westchnął i przejechał wzrokiem po pokoju. W pomieszczeniu było dosyć ciemno, co pozwalało Kaylorowi nieco wypocząć.

    - Jak mogłeś się tak załatwić? – szepnął naciągając na mężczyznę kołdrę.
    - To nie moja wina – kaszlnął kilka razy zasłaniając usta ręką – tylko otoczenia. Ty też powinieneś uważać. Nie chcę, żebyś się ode mnie zaraził.
    - Mam silny układ odpornościowy. Rzadko choruję. Jeszcze trochę, a będziesz musiał wziąć antybiotyk. Mógłbyś też coś wypić czy zjeść ciepłego.
    - Nie mam ochoty.

Przykro mu się robiło gdy patrzył na męża w tym stanie. Nie miał w ogóle sił na nic. Od kiedy wrócił wczoraj z pracy nie zjadł ani kęsa. Bardzo się o niego martwił. Chciałby mu jakoś pomóc, ulżyć w chorobie, ale nie mógł nic zrobić. W tym momencie był kompletnie bezsilny. Dobijało go, że osoba, którą kocha właśnie cierpi. Postanowił sobie czuwać przy mężu cały czas i w każdej chwili mu służyć gdyby czegoś potrzebował.
Przesiadł się sprawnie z wózka na łóżko i położył się obok mężczyzny. Przez cały czas go przytulał i przeczesywał jego oklapnięte, czarne włosy. Później pomoże Kaylorowi przebrać spocone ubrania, jak tylko ten będzie w stanie choć trochę się poruszyć. W nocy pierwszy raz zobaczył, że brunet ubiera na siebie bluzkę na długi rękaw i spodnie dresowe i kładzie się w nich z powrotem spać. Ledwood zawsze spał w samych bokserkach, więc taki widok był dość zaskakujący.


Parę godzin później Caleb obudził się zły na siebie, że mu się przysnęło. Nawet nie zauważył kiedy ta chwila nadeszła. Po prostu leżał z głową na poduszce obserwując męża, aż w końcu i on odpłynął. Podniósł się i przetarł zaspane oczy. Zastanawiał się która jest godzina. Na długo zasnął? Odpowiedź dostał jak tylko rozejrzał się po sypialni. Panowały w niej egipskie ciemności, nie widział nawet swoich rąk. Pochwycił komórkę do ręki i wtedy upewnił się jak późno jest. Dochodziła czwarta w nocy, a on był wyspany i mowy nie było, żeby zmrużył teraz oczy. Przeciągnął się i oparł o wezgłowie łóżka. Wtem dobiegło go mruknięcie męża.

    - Obudziłem cię?
    - Nie. Łóżko zaczyna gryźć mnie w tyłek – burknął ochrypłym głosem.
    - Cały dzień w nim spędziłeś. Lepiej się czujesz? – Caleb położył dłoń na jego czole, a potem dotknął nią policzków.
    - Znacznie. Za parę dni powinno mi przejść, chociaż gdybym mógł, zostałbym w domu przez następny miesiąc.
    - Coś się stało w pracy? – zamartwił się. – Widziałem, że przyniosłeś jakieś dokumenty. Rzadko to robisz.
    - Musiałem, bo chłopak, który je wypełniał sknocił wszystko. A teraz ja mam to naprawiać. Jednak nie przez to mam paskudny humor. Tata zadzwonił do mnie gdy byłem w pracy i powiedział mi, że Angelika wraca do Kansas, a podczas pobytu tutaj chciałaby się ze mną spotkać. A ja nie mam takiego zamiaru.
    - Nienawidzisz jej aż tak bardzo? Nie wiem co się między wami wydarzyło, ale przypuszczam, że problem może leżeć przede wszystkim w twoim umyśle.
    - Caleb, ja sam z siebie nie traktowałbym tak własnej matki. Nawet jeśli nie była wzorem do naśladowania. Angelika to naprawdę piękna kobieta, lecz jej charakter jest obrzydliwy. Wystarczy o niej. Mógłbym cię o coś prosić?
    - Co takiego?
    - Zdaję sobie sprawę, że jest noc, ale zrobiłbyś mi coś do przegryzienia? Kiszki mi marsza grają – złapał się za brzuch, który rzeczywiście od dłuższego czasu wydawał z siebie zdradzieckie dźwięki.
    - Już się robi.

Zapalił lampkę, by oświetliła mu drogę przez pokój. Przyciągnął do siebie wózek i usiadł na nim, co dziwnie z małym utrudnieniem. Jego ciało zdrętwiało, więc trudniej mu było z czynnością, którą nawet kilka razy dziennie wykonywał.
Podgrzał mężczyźnie zupę, którą zrobił zanim się zdrzemnął. Przelał ją do miski i uważając, by się nie poparzyć zawiózł ją Kaylorowi.

    - Jednak twoja ciocia lepiej gotuje. Może to ryzykowne eksperymenty, ale przynajmniej smaczne.
    - Na twoim miejscu nie wybrzydzałbym, chociażby z uwagi na to, że sam nic lepszego byś nie zrobił, a z łóżka się raczej nie podniesiesz – rzucił kpiąco na co Ledwood zaśmiał się.
    - Żartowałem, smakuje mi. Jesteś pierwszą osobą, która cokolwiek mi przyrządziła. Zawsze kiedy byłem głodny chodziłem sam do restauracji. Jednak bardziej mi się podoba jedzenie w twoim towarzystwie i tego co ugotowałeś.
    - Chcę, żebyś szybko wyzdrowiał. Taki żałosny stan do ciebie nie pasuje – rzucił z miarką złośliwości.

Kaylor z upływającym czasem i mężem, który się o niego troszczył czuł się znacznie lepiej. Rozmawiając z nim o zwyczajnych sprawach, spędzając czas i mając świadomość, że jest pod jego opieką doszedł do wniosku, że wygrał złoty los na loterii. Na usta cisnęły mu się dwa słowa, których wypowiedzenie zajęłoby ułamek sekundy, a jednak nie potrafił tego zrobić. Irytował sam siebie. Chciał powiedzieć Calebowi, że miesiące, które z nim spędził są najlepszą częścią jego życia. Chciał powiedzieć jak bardzo go...

    - Z racji, że obaj już odespaliśmy swoje, może opowiesz mi co takiego zrobiła twoja mama, że masz o niej złe zdanie? Oczywiście do niczego cię nie zmuszam, ale chciałbym wiedzieć. Ty nie dawałeś mi z tym spokoju i obiecałeś, że kiedyś mi powiesz. Czy „kiedyś” może być teraz?
    - Chyba nam obojgu było ciężko przez kilka kwestii, które wydarzyły się w naszych życiach. Angelika... Moja matka... Pozornie była wspaniałą, wyrafinowaną, kulturalną, kobietą, idealną żoną i matką. Tak jak w przypadku Gabriela pozory wciąż zostają pozorami. Gdy była na salonach taką właśnie grała. W domu od kiedy tylko pamiętam odbywały się awantury. Jej nigdy nic nie pasowało. Narzekała na co tylko się dało. Najgłupsze wybuchy, których byłem świadkiem dotyczyły obrusu na stole, który nie pasował do koloru naczyń, z których wtedy jedliśmy.
    - Obrus? – zapytał z niedowierzaniem. Myślał, że mąż zwyczajnie żartuje, lecz on wymieniał dalej.
    - Była wściekła na tatę za to, że kiedyś przy jej przyjaciółkach powiedział coś o nowej sukience. Nie było to nic obraźliwego, z tego co pamiętam, ale gdy wyszły z naszego domu urządziła mu piekło. Choć muszę przyznać, że na mnie nigdy nie krzyczała. Za każdym razem na ojca, nawet jeśli czemuś byłem winien ja. Można powiedzieć, że byłem jej oczkiem w głowie, ale wcale mi się to nie podobało. Prawdą było, że nie mogłem porozmawiać z nią jak z matką. Wiele razy sobie myślałem, że każda kobieta byłaby lepszą mamą niż ona.
    - To dlatego...
    - Też, ale to nie główny powód. Jest nim to, że zdradzała tatę. Kiedy ten wyjeżdżał do pracy Angelika zapraszała do naszego domu różnych mężczyzn. Oni wychodzili dwie godziny przed prawdopodobnym powrotem taty z pracy. Przede mną udawała, że to zwykli przyjaciele, a ja myślałem, że rzeczywiście tak było. Kiedy mnie o to prosiła, szedłem do swojego pokoju. Byłem pewny, że nie chce bym przeszkadzał jej w rozmowie czy coś w tym stylu. Jednak pewnego dnia wpadła. Skaleczyłem się nożyczkami i chciałem, żeby zakleiła mi rozcięcie plastrem. Gdy zszedłem do salonu zobaczyłem ją obściskującą się z obcym mężczyzną, ponoć zwyczajnym przyjacielem. Może i byłem dzieckiem, ale nie głupim. Jak tylko mnie zobaczyli, zaczęli panikować i zbierać porozrzucane ubrania. Jej kochanek podszedł do mnie, by dać mi w twarz. Ona na to w ogóle nie zareagowała. Kazała tylko wrócić grzecznie do pokoju mówiąc, że później porozmawiamy. Miałem jej obiecać, że nigdy nie powiem tacie tego co widziałem. Zastraszyła mnie swoim kochankiem. Dała mi do zrozumienia, że on nie będzie zadowolony, jeśli wygadam cokolwiek ojcu. Nasz mały sekret utrzymywał się przez następne osiem lat. Nie mogłem spojrzeć tacie w oczy, czułem się paskudnie z myślą, że go okłamuję, bo ona wciągnęła mnie w swoją sieć kłamstw. Udawała prawdziwą damę, a była jak pospolita dziwka. To co ludzie powiedzą było dla niej ważniejsze niż wszystko inne. Moja cierpliwość do niej sięgnęła zenitu kiedy zaczęła flirtować z Zackiem. Obiecał do mnie wpaść po szkole, ale coś mnie zatrzymało i trochę się spóźniłem. Po wejściu do domu zastałem Angelikę jak na nim leżała i zdejmowała ubrania, a Collins próbował ją od siebie odepchnąć. Nie miała żadnych oporów, by obnażać przed dwudziestolatkiem swoje ciało.
    - Znienawidziłeś ją, bo kokietowała twojego chłopaka. Po zobaczeniu czegoś takiego...
    - Myślałem, że oszaleję. W tamtym, wprost idealnym momencie do salonu wszedł tata, który przywiózł mnie ze szkoły, bo zwiał mi autobus. Był tak zszokowany, że nie wiedział co powiedzieć. Więc gdy Zack podszedł do mnie powiedziałem ojcu całą prawdę. Co jego ukochana żona robiła przez całe lata. Ku mojemu zaskoczeniu dał jej drugą szansę, uważając, że każdy na takową zasługuje. Ale po kilku miesiącach spokoju złapał ja na gorącym uczynku, podczas obściskiwania się z jakimś gościem w hotelu. Wyrzucił ją z domu. Od czasu do czasu odzywała się do taty, bo kazał jej to robić. Na kilkanaście lat zerwała z nim jakikolwiek kontakt, co ja swoją drogą zrobiłem dawno temu. Nie chciałem mieć takiego rodzica. Do dzisiaj mam jej to za złe. Uderzać do chłopaka własnego syna. Oczywiście ona myślała, że jesteśmy po prostu przyjaciółmi i nie miała pojęcia o orientacji Collinsa. Tak jak nie ma o mojej.
    - Naprawdę mi przykro, że twoja... Angelika zachowała się w taki sposób. Ja pewnie myślałbym za początku tak jak ty, ale czy nie powinieneś dojść z nią do porozumienia? W porządku, nie odzywała się przez kilka lat, ale jakiś czas temu zrobiła to, dwa dni temu także. Rozmawiała z panem Banerem. Jeśli chce cię widzieć musi mieć ważny powód. Podejrzewam, że żałuje swoich czynów i kocha cię, bo jest twoja mamą i wreszcie dojrzała do zrozumienia swoich błędów. Być może zamierza je naprawić? Skoro masz okazję naprawić z nią relację, to nie zmarnuj tej szansy. Nie doświadczyłeś od niej miłości na jaką zasługiwałeś, ja od swojej także, ale ty masz możliwość to zmienić.
    - Mam przeczucie, że po tym spotkaniu byłoby jeszcze gorzej. Poza tym wiem, że dla mniej opinia publiczna jest świętością, a nie byłaby szczęśliwa dowiedziawszy się, że ma syna geja.
    - To ona nie wie?! – wykrzyknął.
    - Nie ma zielonego pojęcia. Tacie potrafiłem zaufać wiedząc o kilku jego znajomych z taką samą orientacją. Jej nie.
    - Rozumiem. Więc to był powód dlaczego denerwowałeś się na mnie z ukrywaniem.
    - Tak. Nie robimy przecież nic złego. Każdy ma prawo kochać kogo chce.

Nim do Caleba dotarło ostatnie zdanie i jego pełne znaczenie ich uwagę zwróciło głośne i gwałtowne pukanie do drzwi. Antrosa podniósł się i chwilę później przejechał na korytarz.

    - To się do nas dobija bladym świtem?! – krzyknął, by mąż go usłyszał. Ból głowy odpuścił, ale w dalszym ciągu mięśnie go bolały. Z tego co mówił Cal jakiś czas temu, to gorączka również spadła.
    - Jest już po dziesiątej. Nie widzisz słońca, bo okno jest zasłonięte.

Przekręcił kluczyk i otworzył drzwi domu, by powitać w progu zdyszanego Callaway'a, który wyglądał jakby zobaczył ducha.


3 komentarze:

  1. Kto jest duchem, którego zobaczył Dann?
    Partner jest najlepszą rzeczą, którą spotkała Kaylora. Caleb się troszczy o niego, a on to docenia :) Niech w końcu wyznają swoje uczucia.
    Myślę, że matka Kaylora namiesza w ich związku.
    Harry i Lili? W końcu mu się poszczęściło, ale czy zdobędzie jeszcze serce "rudej kitki"?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    och książka jest już gotowa, ciekawa bardzo jestem reakcji Kaylor'a jak się dowie kim jest ten tajemniczy pisarz... haha Henry osiągnął sukces... no Kaylor naprawdę wziął się do roboty...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniale, książka jest już gotowa, jestem ciekawa reakcji Kaylor'a jak się dowie kim jest ten tajemniczy pisarz... mina może być bezcenna, haha Henry osiągnął sukces... no Kaylor naprawdę wziął się do roboty...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń