Powered By Blogger

poniedziałek, 28 marca 2016

Pierwsza gwiazdka- Rozdział 9


Dziękuję wszystkim za komentarze :D








Minęło kilka dni a on nie dostał żadnej wiadomości od Dee, żadnego sms'a, żadnego połączenia. Mężczyzna nawet nie próbował się z nim skontaktować osobiście. Rozumiał, że musi załatwić swoje sprawy i tak dalej, ale mógłby mu powiedzieć, że u niego wszystko w porządku. Co miał poradzić, iż się martwił? Mimo że przyjaciel, bo w gruncie rzeczy nadal nimi byli, wkurzył go tym swoim wyjściem zakończonym sprzeczką. Co oni do cholery wyprawiają?! Nie powinni tak się zachowywać, od początku utrzymywał, że powinni zostać jedynie przyjaciółmi, tak było najlepiej. To było idealne wyjście... proste, szybkie, łatwe i bezkonfliktowe. W każdym związku są wzloty i upadki, a jeśli w ich były by tylko upadki? Byli by razem. I co? Później mają się rozejść przez jakąś bzdurę, zdradę czy znudzenie się sobą? Mieliby grać przyjaciół? Po tym jak ze sobą spali? Co to to nie! Nie może pozwolić Dee sobą kierować, wleźć sobie na głowę i mu ulec. To przyniesie tylko nieszczęście. Z resztą nad czym on się tak zastanawia? Przyjaciel prędzej czy później da sobie z nim spokój, znajdzie jakiegoś fajnego faceta i będzie z nim szczęśliwy.
Na wyobrażenie Laytnera idącego pod rękę z mężczyzną, który go kocha z wzajemnością, zadowolonych i zajętych wyłącznie sobą, spędzających czas tylko w swoim towarzystwie, przyjaciela, którego straciłby gdyby ten zaangażował się w jakiś związek, jego serce przeszyła na wskroś ostra strzała opleciona cierniami. Znał ten ból, bardzo dobrze go znał, pojawił się pierwszy raz gdy zobaczył Dee z Ashtonem.
Usiadł z ciężkim westchnięciem na skraju łóżka. Zastanawiał się nad tym aż nadto. Ścisnął nasadę nos zamykając oczy. Będzie zimnym draniem i niech sobie Laytner myśli co chce, nigdy z nim nie będzie. Potrzebuje go jako przyjaciela, któremu może się zwierzyć, porozmawiać o problemach, rozterkach, mężczyznach, a nie partnera, który kiedyś mógłby go zdradzić, zostawić, odejść bez słowa... Tak jak każdy poprzedni.

    - Postawił mnie w takiej sytuacji i co? Co on sobie w ogóle myślał? Nie myślał, to jedyna odpowiedź. Niech cię szlag trafi, Dee!


~*~


Wchodzili właśnie do ich ulubionej kawiarni. Świąteczny wystrój przykuwał i cieszył wzrok. Od razu od jej nosa doleciał słodki zapach ciast i ciasteczek pieczonych na miejscu na zapleczu. Ludzi jak zawsze było od groma, lecz udało im się znaleźć wolny stolik. W drzwiach powitali ich kobieta i mężczyzna przyodziani w świąteczne stroje. W przypadku mężczyzny były to zielono – czerwone spodnie, których nogawki były w tychże kolorach. Sweterek był koloru czerwonego na klatce piersiowej a zielony na plecach. Całości dopełniała czapka elfa w paski, także w tych dwóch, najbardziej kojarzonych ze świętami, kolorach. Kobieta ubrana była w zielono – czerwone rajstopy, zieloną sukienkę na na grubych ramiączkach sięgającą do kolan, pod nią krwistego koloru bufiastą koszulę i tak samo jak mężczyzna czapkę elfa. Najpierw nie zwróciła na to uwagi, ale dostrzegła, że buty też należały do elfów z zakręconymi czubkami. Reszta personelu miała identyczne stroje. Wyglądali wspaniale, pracownicy bez wyjątku się uśmiechali, wręcz promienieli. Atmosfera jak zwykle była cudowna, spokojna i taka przyjazna. Właśnie dlatego to miejsce odwiedza tak dużo ludzi, co się dziwić skoro to jeden z bardzo nielicznych lokali, które wprawiają klientów ta świetny humor. Aż chce się tu przyjść i spędzić czas. Lubiła tu przychodzić z przyjaciółmi, i mimo że była tu teraz z jednym z nich, to nie było to tylko wyjście dwójki dobrych kumpli na miasto. Zdjęła kurtkę i przewiesiła przez oparcie krzesła, tak samo zrobił Derek. Usiedli naprzeciwko siebie lustrując wzrokiem drugą połówkę. Uśmiechnęła się do niego uroczo jak jeszcze nigdy do nikogo, tylko jemu mogła pokazać taką siebie. Jak ona mogła nie zauważyć co on do niej czuje? Była idiotką, czy co? Jesteśmy ślepi na to co mamy przez oczyma, pomyślała trafnie. Chwilę potem podeszła do nich kelnerka-elf i wzięła od nich zamówienie.

    - Wydaje mi się, że śnie- zagaił Clancy.
    - Jestem więcej niż pewna, że to nie sen. Choć gdyby Dee mnie nie uświadomił, to pewnie nadal nie zdawałabym sobie sprawy z tego co do mnie czujesz. Dlaczego nigdy mi tego nie powiedziałeś tylko czekałeś tyle lat?
    - Jak miałbym to powiedzieć? Zawsze byłaś wspaniałą, inteligentną i czarującą kobietą? Jak ja mógłbym mieć szansę? Poza tym nie wiedziałem jak. To mi ciążyło, ale było warto zmierzyć się ze strachem i odrzuceniem, gdybyś to uczyniła. Jesteś niczym mój anioł- wyszczerzyło do niej białe ząbki, kiedy stał się tak odważny, by tak mówić?
    - Derek, chyba przesadzasz- zaśmiała się, naprawdę była idiotką nie widząc takiego faceta. Miły, spokojny, uczciwy, szanuje kobiety, ludzi, zabiera w miejsca gdzie czuje się swobodnie, a nad jego nieśmiałością, popracuje, oj popracuje.
    - Nic nie poradzę, że tak właśnie myślę, do tego jestem zobowiązany wobec Dee, powinienem na kolanach mu dziękować- rudzielec puścił ukochanej oczko i podparł brodę na dłoni.
    - Masz mu nie dziękować! Wkurzył mnie ostatnio.
    - Masz na myśli to jego zachowanie gdy dzwoniłaś do niego, po dowiedzeniu się o jego mieszkaniu?
    - Dokładnie tak. Co za dupek! I weź tu się człowieku martw- prychnęła niczym wściekła kotka.- Tak właściwie mówił ci co zamierza?
    -Z tego co wiem to mieszka znowu u rodziców. Od początku świąt nie widzieliśmy się z nimi.
    - Może zorganizujemy spotkanie tutaj, co? Pójdę się zapytać czy na konkretną godzinę będą mieli wolne stoliki to rezerwację zrobię.
    - W porządku, Samy, ale zdajesz sobie sprawę, że Randy może przyjść ze swoim partnerem?
    - Nie przypominaj mi o nim- warknęła- ten facet jest jakiś dziwny, podejrzany i nie lubię go! Od pierwszego spojrzenia coś mi nie pasował.
    - Samy, ale ty go nawet nie znasz. Widziałaś go raz w życiu i już oceniasz, może w rzeczywistości jest inny?
    - Ale to nie tylko ja tak uważam. Ty tego nie widziałeś, ale gdyby wzrok mógł zabijać, to Ashtonek padłby trupem pod spojrzeniem Dee. Widać jemu też się nie spodobał.
    - Dziwi cię to? On kocha Rana, więc nienawidzi jego kochanka. Za każdym razem gdy McLane sobie kogoś znajdował tak było. Niektórzy nie mieliby nic przeciwko, ale Laytner taki ma charakter i już.
    - Miłość nieodwzajemniona - najszczersze z uczuć, bo choć wiesz że nie możesz na nic liczyć, nadal kochasz.
    - Święta prawda- przybliżywszy się złapał w dłonie kosmyk jej czarnych włosów i ucałował.



~*~


Schował telefon do kieszeni spodni po czym ubrał się i wyszedł z domu rodziców. Głupio się czuł znów u nich mieszkając, dlatego że jego mieszkanie zostało zrujnowane. Nie chciał zwalać się im na głowę ze swoimi problemami, ale go zmusili. Po załatwieniu wszystkich formalności poszedł zobaczyć cóż to za królestwo mu ofiarują w zamian za poprzedni dom. Po gruntowym zastanowieniu, które trwało całą minutę stwierdził, że rodzice mają rację i poprzeszkadza im trochę. Mama wyściskała go tak jakby co najmniej się kilka lat nie widzieli. Tata zagonił go gotowania z nim jakiejś nowej potrawy, którą chciał wcielić do menu restauracji. I tak na nic nierobieniu zleciał mu prawie tydzień, gdyż zadzwoniwszy do profesora i przedstawieniu spraw dostał przymusowy urlop - czyt. czas w którym musiał napisać, opracować wszystkie ważniejsze badania i obserwacje na temat tego co robili w ciągu ostatniego roku. Zaśmiał się histerycznie gdy zakończył rozmowę z profesorem, gdyż ty „ważniejszych rzeczy” było z kilka segregatorów. Zadawał sobie pytanie czym on sobie na to zasłużył. Na szczęście koleżanka z pracy, z którą się skontaktował po tym jak dostał wytyczne, obiecała, że mu ze wszystkim pomoże i prześle mu elektronicznie kopie dokumentów, co uratuje mu tyłek. Od początku współpracy odnaleźli wspólny język i dobrze się dogadywali. Gdy ją zapytał czy nie ma nic przeciwko, że musi pracować z homoseksualistą ona wyciągnęła telefon i pokazała mu zdjęcie, na którym była ona i jakaś dziewczyna o ognistym kolorze włosów. Po czym powiedziała, że to jej partnerka, z którą jest już kilka lat. O nic więcej nie pytał. Ale dowiedział się, że dopóki on nie zaczął pracować w laboratorium ona była jedyną „inną” osobą. No a później on był drugą i żadne z nich się z tym nie kryło. Bo po co? Przestał to ukrywać gdy dowiedzieli się przyjaciele, a to było lata temu.
Przykro mu było bo z jego mieszkaniem było okropnie. Nic się nie udało uratować. Żałował, bo ciężko pracował dniami, a czasami bywało że nocami, na to co się w nim mieściło. Teraz czuje się jakby cofnął się o kilkanaście lat wstecz, znów przeżywał swoją rodzącą się miłość i mieszkał z rodzicami bo nie był jeszcze pełnoletni. Życie sobie chyba z niego kpi. Jakby miał mało na głowie. Myśli cięgle zaprzątał mu przyjaciel, ich pocałunek i kolejna sprzeczka sprzed kilku dni. Ma samo wyobrażenie, że mieszkałby z Randy'm, bo mężczyzna sam to zaproponował, radość go rozpierała i czuł jakby wzlatywał pod niebo, lecz z drugiej strony to byłaby katorga. Właśnie dlatego kazał mu się zastanowić nad sobą i tym czego od życia chce. McLane wie o wszystkim i ma tylko dwa wyjścia. Pokocha go albo znajdzie sobie nowego kochanka, którym nie będzie on. Z resztą nie zamierzał być kumplem do łóżka, a takich swego czasu Randy miał na pęczki. Co miał zrobić? Błagać go na kolanach, żeby nie spał z nikim, bo świadomość tego raniła jego serce niczym sztylet przebijający pierś na wskroś? Westchnął ciężko jakby na jego barkach spoczywały problemy całego świata.
Jakiś czas później szedł wzdłuż ulicy, przy której mieściła się Gwiazdka. Dojście do tego miejsca zajęło mu więcej niż się spodziewał, gdyż szedł spacerkiem mając za nic kazania Riggs, że jak się z kimś umawia to przychodzi się punktualnie. Przed południem dostał wiadomość od Dereka, że zamierzają się spotkać tam gdzie zwykle o trzeciej popołudniu. Był kwadrans po, ale co z tego? Z tego co widział, a widział doskonale, w idącej postaci naprzeciwko niego rozpoznając Randy'ego, to nie on jeden się spóźnił. Mężczyzna jak zwykle był opatulony chustą w kratkę, którą wtedy pożyczył jemu, a która nosiła na sobie zapach przyjaciela. Gdyby tylko mógł chętnie by sobie ją przywłaszczył. Nie było aż tak zimno, ale momentami zawiewał ostry wiat. Na szczęście dla wszystkich ludzi mieszkających w Wellington zamieć się skończyła a po niej coraz częściej wychodziło słońce, mimo że nie grzało jak na wiosnę, to było przyjemnie. On lubił oddychać takim mroźnym powietrzem jakie panowało teraz. W końcu i mężczyzna go zobaczył gdy byli coraz bliżej siebie.
Żaden nie spuszczał wzroku z drugiego jakby ich spojrzenia walczyły ze sobą i nie chciał lub nie mogły ustąpić. Po kilku krokach obaj stanęli naprzeciwko siebie obok drzwi prowadzących do przytulnej kawiarni. Przywitali się i weszli razem do środka.


~*~


To było nieuniknione, prędzej czy później spotkaliby się, w końcu mają tych samych znajomych, aczkolwiek myślał, że będzie potrafił się kontrolować podczas spotkania z Dee. Jednak gdy idąc w stronę „Pierwszej Gwiazdki” zobaczył Laytnera jego serce zaczęło bić niebezpiecznie szybko, co ani trochę mu się nie spodobało. Postanowił coś sobie i będzie się tego trzymać. Nie ma najmniejszego zamiaru być dla mężczyzny kimś więcej niż tylko przyjacielem.
Będąc w ciepłym i przytulnym pomieszczeniu obaj zaczęli szukać wzrokiem przyjaciół, których zobaczył chwilę potem gdy ujrzał machającą im blondynkę z drugiego końca sali. Złapał Dee, który ich nie zauważył, za ramię i pociągnął za sobą. Na krzesłach wokół kwadratowego stolika przykrytego czerwonym obrusem siedziała Samantha z Derekiem oraz Tony i mówiąca coś do niego Cassidy. Ich ubrania były przewieszone przez oparcia siedzeń, więc oni obaj również powiesili w ten sposób swoje. Czekały na nich krzesła obok siebie, co jemu nie bardzo odpowiadało, ale spodziewał się, że Dee nie ma nic przeciwko. Usiedli nic się do siebie nie odzywając przysłuchując się rozmowie Reilly i Andersona.

    - Czy ty naprawdę nie wytrzymasz pięciu minut bez sprawdzenia poczty? Uzależniania się leczy, wiesz?- prychnęła niezadowolona, bo mężczyzna nic sobie nie robił z jej gadania. Wtedy uderzyła go otwartą dłonią w głowę, zwracając jego uwagę na sobie.
    - Nie pitol, nie jestem uzależniony. Ja tylko integruję się z ludźmi- powiedział przesuwając dotykowy ekran w dół czytając jakieś nowe posty na Instagramie.
    - Ty masz integrować się z nami, przyjaciółmi, a nie z nieznanymi ludźmi, których wcale nie znasz. Spędź z nami trochę czasu, to cię nie zabije, Tony.
    - Czy ty musisz tak nadawać?- warknął i schował telefon do kieszeni jak prosiła go o to Cassidy. Nie wytrzyma z tą kobietą. Denerwowała go jak mało kto, ciągle rozkazywała, a on głupi wciąż jej ulegał. Jest idiotą? Dlaczego właściwie się jej słucha?
    - Wiesz, że ona ma rację. Ostatnio narzekałeś, że nie masz z kim pogadać, więc oto jesteśmy- odparł Clancy. - Pójdę złożyć zamówienie, bo nie mogę znaleźć kelnerki. Co chcecie?

Każdy po kolei powiedział mu co by najchętniej wypił czy zjadł a on zaraz po tym pocałowawszy swoją dziewczynę w policzek podszedł do długiej lady i poprosił o zamówienie. Obsługujący tam kelner odebrał zapłatę i poinformował, że za parę minut wszystko będzie gotowe i zostanie im przyniesione do stolika. Wrócił więc do przyjaciół i siadając przyjrzał się z uwagą milczącym dotąd Dee i Randy'emu.

    - Chłopaki jesteście podejrzanie cicho. Normalnie to Dee powiedziałbyś jakąś kąśliwą uwagę albo oglądał coś w telefonie Tony'ego. Coś się stało? A może chodzi o twoje mieszkanie?- wypalił na jednym wdechu.
    - Przeszedłem z tym do porządku dziennego. Mieszkanie było, ale się zmyło. Nie ma co rozpamiętywać- wzruszył ramionami- i nie, nic mi nie jest. Nie widać jaki jestem radosny, jak tryskam energią?- uniósł wysoko brew i spojrzał się na niego z nieodgadnioną miną.
    - Tia, po prostu promieniejesz- dodała Riggs. - Ty Randy też nie wyglądasz na zadowolonego. Co się z wami porobiło? Ktoś umarł czy jak?
    - Samy, nie wywołuj wilka z lasu- przestrzegła ją przyjaciółka.
    - A tak nawiasem mówiąc wszyscy myśleliśmy, że przyjdziesz z Ashtonem- zwrócił się Andreson do McLane'a.

Na samo wspomnienie tego imienia robiło mu się niedobrze. Co im miał powiedzieć? Prawdę? Po jego trupie! Ustalił z Dee, że zachowają w tajemnicy to co się stało. Nikt nie musiał o tym wiedzieć. Postanowił im powiedzieć tylko to co uważał za słuszne.

    - Nie musisz się już martwić, że go ze mną zobaczysz. Nie jesteśmy już razem- mówiąc to miał obojętny wyraz twarzy, ale w jego wnętrzu się gotowało. Przecież to wina Dee, że jest sam. Chociaż z drugiej strony powinien być mu wdzięczny, bo skurwielowi, z którym był zależało tylko żeby go przelecieć. Cztery pary oczu zwróciły się w jego stronę bardzo zaskoczone. Chyba się tego nie spodziewali.
    - Dlaczego?- padło pytanie z ust panny wszystko wiedzącej.
    - Zdradził mnie- odparł i sekundę później usłyszał słowa, które przyprawiały go o ból głowy.
    - A nie mówiłam?! Od początku wiedziałam, że to kawał skurwiela. Zmarnowałeś z nim trzy miesiące życia.

Oparł głowę na dłoni i przejechał wszystkich znudzonym wzrokiem. Ale na Dee nawet nie spojrzał. Takim swoim zachowaniem chciał mu dać swoją odpowiedź, z której przyjaciel doskonale zdawał sobie sprawę, i on to wiedział. Kątem oka spostrzegł, że kelner niesie dużą tacę z ich zamówieniem i uśmiecha się do niego. Bo ewidentnie się do niego szczerzył. Odpowiedział lekkim uśmiechem.

    - Dziękujemy bardzo- odpowiedzieli po czym kelner w stroju elfa, a wyglądał w nim równocześnie śmiesznie i urokliwie, odszedł. Randy podążył za nim wzrokiem obserwując go przez chwilę.


~*~


Znów to samo. Ból w jego sercu był nie do opisania. Skąd on wiedział, że tak się to potoczy? Hah, to było do przewidzenia. Randy po prostu musiał się gapić na tego cholernego kelnera. Co gorsza facet był totalnie w typie jego przyjaciela. Wysoki blondyn o niebieskich oczach i czarującym uśmiechu. Jego jedyną wadą mógłby być charakter. Rodzące się w jego głowie ponure myśli przerwała blondynka zwracając się do bujającego w chmurach Randy'ego sprowadzając go na ziemie.

    - Co za skończony dupek z tego Ashtona. Dlaczego cię zdradził? Przecież nie dałeś mu żadnego powodu. Jesteś jaki jesteś, ale nigdy byś pierwszy nie zdradził swojego kochanka.
    - Cass, nieważne. Było minęło. Nie obchodzi mnie on. A poza tym dwie osoby się cieszą, że nie jestem z nim, więc chyba nie ma problemu, nie?
    - Nie będę kłamać. Nie znosiłam go i Dee też. My chyba mamy szósty zmysł i wyczuwamy skurwieli, nie?- puściła mężczyźnie oczko, a on nie wiedział jak na to zareagować. Bądź co bądź to on jest przyczyną ich zerwania. I że niby wyczuwa skurwieli szóstym zmysłem? Skoro tak, to jest prawie w stu procentach pewny, że ten kelnerzyna jest jednym z nich. Co z tego, że wcale gościa nie zna i najprawdopodobniej nie pozna?
    - Mnie w to nie mieszaj, Samy- wziął białą filiżankę i zamoczył usta w gorącym, aromatycznym i o intensywnym zapachu, pobudzającym zmysły americano. Gorąca woda, do której wlano podwójne espresso bezpośrednio zaparzone, było tym co kochał. To była tylko jedna z jego ulubionych kaw, a kartę z najlepszymi miał naprawdę sporą. Zaliczało się do nich latte macchiato najlepiej z dużą ilością piany i startą czekoladą. Kochał kofeinę, ale nie nadużywał jej, czasami w kawiarniach do których się wybierali wybierał herbatę czy jakiś sok.
    - Ran po prostu nas zaskoczyłeś. Jeszcze przed świętami wszystko było super. Nawet spędził na nami trochę czasu, a tu nagle koniec. Rozstajecie się- pstryknął palcami Anderson przyglądając się dwójce przyjaciół.
    - Ale znając Randy'ego nie pozostanie długo sam. Przed chwilą patrzył się na tego kelnera jakby miał go połknąć w całości- odezwał się w końcu Dee i powiedział coś co wprawiło w kompletne osłupienie całą piątkę, klepiąc mężczyznę po plecach i uśmiechając się nonszalancko.

Nie chciał tego mówić, ale słowa same wypadły z jego ust. Powiedział to czego był pewny. Zastanawiał się czy McLane przemyśli sobie wszystko, ale wyszło jak wyszło. Oczywiście wyobrażał sobie najgorszy możliwy scenariusz czyli taki, w którym przyjaciel mu mówi, żeby się od niego zwyczajnie odpierdolił. Ale się pomylił, ten wyrażał to samo, lecz w delikatniejszej odsłonie. Czy to dobrze? Już chyba wolałby żeby powiedział mu to prosto w twarz i najostrzej jak umiał, niż grać w takie gierki. Skoro on nie jest tym którego chce Randy to musi w końcu to zrozumieć, ale jak, skoro serce nie sługa? Nie przestanie go kochać tak z dnia na dzień chociaż bardzo by pragnął. Już jak byli przed kawiarnią i spojrzeli sobie w twarz to w oczach McLane'a nie widniało zadowolenie i szczęście.
Miał serdecznie dość. W tej chwili czuł jakby się dusił i musiał stąd wyjść żeby zaczerpnąć oddech. W jego gardle rosła gula, jednak nonszalancki uśmiech nie schodził mu z twarzy. Musi stąd wyjść! Natychmiast!

    - Nie wierzę, że to powiedziałeś- odezwał się zaskoczony otwartością przyjaciela szatyn.
    - Ale przecież to prawda- zaśmiał się i wstał.
    - Wybierasz się gdzieś, Dee?- głos zabrała Cassidy równie zdezorientowana co reszta jej przyjaciół.
    - Do domu, od początku nie miałem ochoty tu przychodzić- skłamał. Bardzo chciał zobaczyć Rana, ale teraz to najchętniej poszedłby do jakiejś knajpy i zalał się w trupa. Miał na to ogromną ochotę.
    - Coś ci nie pasuje, Laytner?- syknął rozsierdzony Randy.
    - A żebyś wiedział, McLane- założył szybko kurtkę i nawet jej nie zapinając wyszedł szybkim krokiem z „Pierwszej Gwiazdki”.


Mroźne powietrze uderzyło go w twarz, a ostry wiatr owiewał odkrytą szyję. Oddychał pełną piersią czując w niej ogromny ból. Gula znów się pojawiła i uniemożliwiała mu choćby przełknięcie śliny. Miał wszystkiego serdecznie dosyć. Jak jeszcze dwie godziny temu wierzył, posiadał tę malutką iskierkę nadziei, tak teraz ona doszczętnie zniknęła. Nie chciał wracać do domu, chciał zrobić coś czego nigdy nie popierał i gardził osobami które to robiły. Zamierzał zapić problemy i zapomnieć o nich nawet jeśli tylko na chwilę. Musiał się na czymś wyżyć albo na kimś.
Teraz pragnął wyrzucić ze swojego serca McLane'a, choć doskonale wiedział, że ta osoba na stałe tam zamieszkała i żeby się jej pozbyć musiałby znaleźć kogoś innego na to miejsce nawet jeśli tylko na jedną noc. Jedną noc całkowitego zapomnienia.



2 komentarze:

  1. Cudne to opowiadanie:) Gdy zaczęłam czytać nie mogłam się oderwać, aż nie skończyłam. Pozostał niedosyt bo już chciałabym poznać ciąg dalszy. Będę czekać z niecierpliwością. Dużo weny życzę:)
    Bluszcz

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    Randy chyba nie zdaje sobie sprawy z uczuć, kiedy myślal o Dee i jakimś facecie serce przeszywała strzała...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń