Powered By Blogger

niedziela, 3 kwietnia 2016

Pierwsza gwiazdka- Rozdział 10


Hej Wam :) Ten rozdział wstawiam za poniedziałek. Miałam wrzucać w niedzielę a tu wyszło na to, że dawałam Wam rozdziały w poniedziałki. Chyba wtedy musiałam mieć więcej czasu niż na weekend. Informuję także, że został jeszcze jeden rozdział do końca Gwiazdki, który oczywiście pokaże się za tydzień. Dziękuję za komentarze :D




Siedzieli w ciszy, bo od wyjścia Laytnera żadne z nich nie śmiało się odezwać. W końcu Samatha mająca dość tej sytuacji zabrała głos kierując swoje pytanie do Randy'ego.

    - Powiedz otwarcie. Czy coś między wami zaszło? Pokłóciliście się i nie chcecie się przyznać czy chodzi o coś innego?
    - Przyjaciołom nie powiesz? Myślałem, że nie mamy przed sobą sekretów- tym razem zawtórował kobiecie Derek, a Tony przytaknął im kiwnięciem głowy.
    - Ludzie, wiem o czym sobie myślicie i od razu was sprowadzę na ziemie. Nic między nami nie ma i nigdy nie będzie. Zdaję sobie sprawę, iż on coś do mnie czuje, ale ja do niego nie.
    - Mówisz to, ale w rzeczywistości nie zdajesz sobie sprawy z własnych uczuć i uciekasz od niego. Nie chcesz zniszczyć przyjaźni rozpoczynając związek. Ja cię rozumiem. Ale spójrz na mnie i Dereka. Przyjaźniliśmy się, a teraz się spotykamy.
    - Najwyższa pora na to- wtrąciła Cass.
    - Samy, wychodzi z ciebie pani psycholog. Znowu.
    - Nic nie poradzę, ta praca to moje życie- wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko.- Sęk w tym, że ty zaprzeczasz czemuś co dla każdego z nas jest oczywiste. Twoje serce wie czego chce, bo chce jego, ale twój mózg mówi ci inaczej. Że jak tylko poweźmiesz kroki by być z Dee to rozpętasz tym burzę. Nieprawda. Zacznij myśleć sercem i posłuchaj jego głosu bo dobrze gada. Obawy, bo na pewno jakieś masz, są tylko w twojej głowie, więc przestań się nią na razie kierować. Ustal swoje priorytety.
    - Gapiąc się w ten sposób na kelnera chciałeś pokazać Dee, że nie ma na co liczyć. Od zawsze to wiedział, ale ty swoim zachowaniem sprzed kilku chwil sprawiłeś mu więcej bólu niż przez całe dziesięć lat, ponieważ wtedy nie zdawałeś sobie z tego wszystkiego sprawy. Teraz zrobiłeś to umyślnie i to go bolało- podsumowała Reilly.
    - Ja wiem czego chcę. Nie musicie mi tego uświadamiać. Chcę mieć kogoś i nie tylko do łóżka, ale i do życia.
    - I to Dee jest tym kimś, do jasnej cholery!- poderwała się do góry i podniosła głos, że wszyscy znajdujący się w kawiarni zwrócili oczy w ich stronę. Ona jednak miała to w głębokim poważaniu i mówiła dalej.- Gdybyś nie był takim skończonym idiotom to potrafiłbyś zrozumieć swoje uczucia! Tymczasem wszyscy widzą coś czego ty jedyny nie dostrzegasz! Nawet twoi rodzice wiedzą, że coś jest na rzeczy, ale nie chcą się wtrącać! Pewnie, bo zamiast związać się z kimś kto cię kocha i jest dla ciebie dobry, ty szukasz takich co cię krzywdzą albo zdradzają! Im dłużej cię znam tym bardziej mam ciebie dosyć! Wiesz co? Mam gdzieś i ciebie i jego! Rozwiązujcie sami swoje problemy i nie zachowujcie się niczym gówniarze! Obaj jesteście siebie warci! Nie potrzebuję przyjaciół, którzy spędzając ze sobą czasu odbierają to jako najgorszą karę! Idź w cholerę! A wy co?- zwróciła się do obserwujących ją osób.- Nie macie się na co gapić?


Samantha nie patrząc na niego ubrała się i przygotowała do wyjścia. Prawie w ogóle nie tknęła swojej herbaty. Derek próbował ją uspokoić i zatrzymać, ale na niego także się wydarła i później to już milczał zakładając ubrania razem z nią. Przepraszającym wzrokiem pożegnał się z pozostałymi przyjaciółmi i wyszedł z Gwiazdki wraz ze swoją dziewczyną, od której biła mordercza aura. Wolał się nie odzywać dopóki kobieta nie ochłonie, bo jeszcze on zbierze baty. Nie uważał, że dobrze zrobiła drąc się na swojego przyjaciela. Zawsze był zdania, że ona nie powinna się wtrącać w czyjeś życie, a zwłaszcza tej dwójki, bo to się źle skończy.
Co z tego, że obaj są homoseksualistami, to wcale nie znaczy, że nagle mają się ze sobą spotykać. Mogliby mieć swoich partnerów i być z nimi szczęśliwi, a to byłoby chyba najlepsze, lecz nieoczekiwanie dla samego Laytnera on zakochał się w przyjacielu.
On doskonale wie jak to jest kochać osobę, która ma cię za przyjaciela. Jednak jego przypadek był lepszy, bo najważniejsza dla niego osoba nie była Randy'm i nie miała charakteru podobnego do jego. Co by nie mówić Dee ma ciężki orzech do zgryzienia.



Westchnął ciężko i oparłszy głowę na dłoni przyglądał się Cassidy i Tony'emu, którzy milczeli jak on po gwałtownym wybuchu Riggs. Kobieta jadła kawałek biszkoptu truskawkowego zamówionego jakiś czas wcześniej, a mężczyzna co chwilę brał w dłoń kubek z mocnym espresso z popijał chcąc zatkać czymś sobie usta.
Dziwiło go to, że jeszcze nie wyciągnął z kieszeni komórki i nie zaczął przeglądać poczty. Może robi postępy po kazaniach Reilly. Niemniej jednak niezręcznie mu było tu teraz siedzieć. Spojrzał na zegarek wiszący nad ladą. Było kilka minut po piątej. Na dworze robiło się już ciemno, więc może powinien wracać do domu? Dzisiaj to nie był jego dzień. Najchętniej wróci do domu, wejdzie pod kołdrę i będzie udawał, że nie istnieje.
Widząc jego znużoną minę Tony poradził mu, jakby czytając w jego myślach, żeby poszedł do mieszkania, a on odprowadzi Cass i sam wróci do domu.


Dopił swoją porcję kawy i przed kawiarnią całą trójką się rozeszli. Piętnaście minut później był już u siebie. Ułożył wszystko na swoich miejscach. Zamknąwszy drzwi na klucz zgasił światło na przedpokoju i przeszedł przez pokój, tam z kolei paląc światło, by wejść do kuchni. Zasłonił roletę i odwrócił się spoglądając na zlew z nadzieją, że jest pełen i trzeba pozmywać naczynia, jednak zapomniał, że zrobił to przed wyjściem. Nie miał co robić, a chciał się czymś zająć, żeby jego myśli nie wracały do zbolałego Dee. Sumienie nie dawało mu spokoju, przez to jak go potraktował. W dodatku słowa Samy go zabolały. Dlaczego to on jest tym złym? Czy źle robi, że chce mieć przyjaciela? I to takiego, z którym może porozmawiać na dosłownie każdy temat nie musząc się wstydzić czy bać się, że zostanie wyśmiany. Zawsze spowiadał się ze wszystkiego Laytnerowi i ten nigdy go nie wyśmiał, nie dopierdzielał mu jakimiś swoimi uwagami. Po prostu był i słuchał. Zawsze go uważnie słuchał, a wtedy wpatrywał się w niego niczym w obrazek. Uśmiechnął się na wspomnienie jednej z takich sytuacji. Pamiętał, że narzekał mu wtedy na faceta, który go oszukał. Spotykał się z nim od dłuższego czasu, było to co najmniej pół roku, a przez przypadek dowiedział się, że jego partner zdradzał z nim swoją żonę. Jakby tego było mało żonę z trójką dzieci. I pomyśleć, że gość chciał zostawić swoją rodzinę dla niego. Gdy się dowiedział prawdy wpadł w szał, a opowiadając wydarzenia przyjacielowi, ten musiał go uspokajać kilka razy. Nie dowierzał temu zdarzeniu. Jak mężczyzna może porzucić swoją rodzinę dla kochanka czy kochanki. Jemu to w ogóle w głowie się nie mieściło. Gdyby od początku wiedział jaka jest prawda nigdy nie wszedłby z nim w znajomość. Nie jest jednym z tych co rozpierdalają cudze rodziny. Mężczyzna tłumaczył się mu, że nie kocha żony, że dzieci działają mu na nerwy i chciał odskoczni od codziennego życia. A tą odskocznią był on. Mało gościa nie zabił gdy pchnął go na ścianę i zaczął okładać pięściami. Normalnie gdyby się dowiedział, że kochanek go zdradza przyfasoliłby mu, zwyzywał i na tym by się skończyło. Rozeszli się, to koniec, nie istnieją dla siebie, nie mają ze sobą nic wspólnego. Ale w tamtym wypadku nie potrafił się opanować. Czuł się okropnie z myślą, że żona i dzieci czekają na ojca, aż wróci z pracy, a tymczasem ich tatuś zabawia się z nim. Sumienie, podobnie jak teraz, okrutnie go męczyło.
Nie mając nic lepszego do roboty pościelił łóżko i włączył telewizor od razu przełączając na kanał muzyczny. Akurat leciało „Hot N Cold” Kate Perry, nie przepadał za nią, ale tą piosenkę lubił.
Następnie, po wyjęciu z szafki czystej bielizny, poszedł do łazienki wziąć gorący prysznic. Chyba nigdy się nie doczeka końca zimy. Chciałby żeby w końcu nastała wiosna a po niej upragnione lato. Ma odłożone pieniądze na wyjazd za granicę, który planowali całą szóstką. Rzucali różne propozycje i w końcu nie uzgodnili do końca gdzie pojadą, ale ważne to, że razem. Uważał, że ich przyjaźń była bardzo silna, bo ile razy jest tak, że po zakończeniu szkoły ktoś się wyprowadza, zrywa kontakty, przyjaźnie, które zdawały się być wieczne kończą się. Na szczęście nie w ich przypadku. Od początku liceum są razem i chciał żeby tak pozostało, lecz to niemożliwe skoro on doprowadza wszystkich do szału.
Gorąca woda spływała po jego nagrzanym ciele. Zanim zabierze się do porządnego mycia poczeka jeszcze chwilę aż będzie mu cieplej. Zakręcił w końcu kran, na mokrą gąbkę nalał żelu do kąpieli i zaczął się szorować. Przyjemny zapach rozszedł się po zamkniętej kabinie prysznicowej. Uwielbiał się odprężać w ten sposób. W sumie podczas kąpania się więcej myślał o swoim życiu, przyszłości, przeszłości i podobnych sprawach niż robiłby to na co dzień. Sam nie wiedział dlaczego.
Po wyjściu wytarł się i ubrał się w swój codzienny strój, który stanowiły czarne rozciągnięte dresy i ciepły sweter zakładany przez głowę w kolorze fioletowym. Wchodząc z powrotem do miejsca, w którym mieściło się duże łóżko usłyszał jedną ze swoich ulubionych piosenek Chrisa Salvatore „What You Do To Me”. Mimo że od chwili, w której wrócił do domu próbował się zrelaksować nijak mu nie wychodziło. Starał się myśleć o wszystkim, aby do głowy nie powracał mu Laytner. Dlaczego to tak bardzo go boli? Zadawał sobie to pytanie a jedyną odpowiedzią jaką znajdował było to, że skrzywdził ważną dla niego osobę. Nawet doprowadził do wściekłości zwykle spokojną kobietę. Powinien zadzwonić do Dee i go przeprosić? Ale pytanie czy mężczyzna odbierze.

    - Szlag by to trafił- warknął zły na samego siebie. Złapał się za włosy usiłując je wyrwać i usiadł na łóżku.- Co niby powinienem zrobić? On przecież mnie kocha, ale ja nie mogę tak...

Postanowił sobie coś i chciał się tego trzymać, lecz jak powszechnie wiadomo postanowienia prędzej czy później idą w niepamięć. Może udałoby im się pogodzić i wciąż być przyjaciółmi?
Zamiast działać on siedzi przed telewizorem i słucha piosenek. Jest cholernym tchórzem. Tak, to rozwaga czyni nas tchórzami – przypomniał mu się cytat z Szekspira oraz słowa Samanthy, że powinien pomyśleć sercem a nie umysłem. Ma zaryzykować?
Toczył ze sobą wewnętrzną walkę. Jedna jego strona mówiła, że zaakceptowałby Dee ze wszystkimi wadami i zaletami, a ta druga bardziej uparta, której do tej pory się słuchał, że to wielki błąd, bo nie wie co będzie się z nimi działo w przyszłości, czy będą razem, czy się rozstaną przez głupotę. Ale skoro by się kochali to nic nie stanie między nimi. We dwójkę poradziliby sobie z problemami.

    - Jak go tak zostawię to będę miał wyrzuty sumienia do końca życia i jeszcze dłużej. Pewnie nawet po śmierci będzie mnie to męczyć.


Spojrzawszy na wyświetlacz komórki dowiedział się, iż jest już siódma. Nie jest aż tak późno, po prostu jest ciemno, chyba rodzice przyjaciela nie zdenerwują się na odwiedziny o tej porze.
Słuchając po części i serca i rozumu wskoczył w ubrania wyjściowe i po kilku minutach schodził po schodach z zamiarem spotkania się z tym mężczyzną. Poszedł na parking gdzie zazwyczaj parkował swojego pomarańczowego Renault Captur. Kupił go bo musiał czymś dojeżdżać do pracy, ale bardzo rzadko z niego korzystał. Wolał używać własnych nóg, choć nie mógł zaprzeczyć, że to auto bardzo mu się podobało.
Odpalił silnik i wyjechał z parkingu uważając przy tym, żeby nie puknąć w czyjś samochód, chociaż czasami miał na to ochotę, zwłaszcza kiedy ludzie parkowali tak, że czasami nie mógł wyjechać i spóźniał się przez to do pracy, ale było mu szkoda swojego autka. Do tego osoby parkujące tak, że zajmowały dwa miejsca albo miejsca dla inwalidów w jego mniemaniu zasługiwały na specjalne miejsce w piekle. Omijając zgrabnie przeszkody wkrótce znalazł się na drodze i dołączył do ruchu. Włączył ogrzewanie i radio, w którym usłyszał informacje o jakimś wypadku i korku na drodze a także o ofiarach. W zimę wypadki to nie nowość. Na drodze jest ślisko a niektórzy nie zwracają na to uwagi, lub twierdzą, że ich to nie spotka.
Jechał spokojnie i powoli. Nie ma co się spieszyć. No, jemu to się nie spieszyło zwłaszcza, że nie do końca wiedział co powiedzieć i co zrobić jak zobaczy przyjaciela. Nie obmyślił żadnego planu i musi iść na żywioł, chociaż nawet jeśli coś by sobie zaplanował to i tak plany wzięły by w łeb. Jak to mu się zdarzało.
Po dwudziestu minutach podjeżdżał pod bramę rodzinnego domu Laytnerów. Zatrzymał się przed nią i wysiadł odrysowując wzrokiem dwupiętrowy dom z granatowym dachem. Mieszkanie było wybudowane gdy jego przyjaciel miał około pięciu lat, ale jest to bardzo nowoczesny budynek. Wysiadł z samochodu od razu słysząc trzeszczący pod nogami śnieg. Na jego szczęście nie padało, ale i tak założył kaptur. Jak zwykle było mu zimno. Zamknął pojazd i podszedł do czarnej furtki. Wpisał kod, który podał mu lata temu Dee i wszedł na podwórko. W oknach paliły się światła, więc na pewno ktoś mu otworzy. Nie chciał żeby był to brunet, ponieważ wciąż nie wiedział co ma mu powiedzieć. Zapukał z mocno bijącym sercem i adrenaliną, która zaczęła krążyć w jego żyłach. Pierwszy raz w życiu poczuł, że miękną mu nogi. Usłyszał czyjeś kroki po drugiej stronie i wreszcie drzwi uchyliły się a przez nie wyjrzała niska, nieco przy tuszy kobieta z posiwiałymi włosami i błękitnymi oczami. Ku jego uldze była to mama przyjaciela. Zaskoczona jego widokiem przywitała się uprzejmie.

    - Przepraszam, że zawracam pani głowę o tej godzinie, ale muszę porozmawiać z Dee, a nie chciałem robić tego przez telefon. Ja tylko na sekundkę- przybrał na twarz lekki uśmiech.
    - Och, wcale nie przeszkadzasz. W ogóle to cieszę się, że do nas zawitałeś. Wchodź do środka- stanął w dużym korytarzu, na którym zmieściłoby się z dziesięć osób.
    - Kto przyszedł?- z salonu odezwał się donośny męski głos. Po chwili pan domu pojawił się przed nim. Pan Laytner był wysokim posiwiałym mężczyzną po pięćdziesiątce. Od kilkunastu lat posiadał duży mięsień piwny, a od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Bardzo lubił to małżeństwo, szanował ich i uważał za bardzo dobrych ludzi.
    - Dobry wieczór, panie Laytner- podał rękę mężczyźnie.
    - Cześć, Randy. Niemożliwe, że ty tutaj. Co się stało, że do nas zawitałeś?
    - Muszę pogadać z Dee, ale to nie rozmowa na komórkę, a do jutra nie może czekać- po jego słowach oboje spojrzeli po sobie wyraźnie zdziwieni, później popatrzyli na niego jak na kosmitę.
    - Ale jego nie ma w domu. Mówił, że wychodzi, lecz nie powiedział gdzie i kiedy wróci, a to było około trzeciej. Zresztą nie jest dzieckiem i nie musi się nam spowiadać. A jak mam być szczera, Randy, to myślałam, że jeżeli nie wrócił o tej godzinie to pewnie jest u ciebie.
    - Zanim przyszedłeś to chwilę temu żona mi wspominała, że nasz syn może być z tobą.
    - No, niestety nie. Pokłóciłem się z nim- przyznał szczerze- i od piątej go nie widziałem, a chciałem przeprosić. Byłem pewny, że wrócił do domu.
    - Przykro mi, ale go nie ma. Dzwoniłeś do niego?
    - Nie, ale powinienem to zrobić.

Wyjął telefon i od razu wchodząc w kontakty wcisnął numer do Dee, który znajdował się na początku całej listy. Przystawił aparat do ucha i czekał aż mężczyzna odbierze. Pojawił się pierwszy sygnał, drugi i trzeci, i pojawiał się tak kolejno dopóki elektroniczny głos nie powiedział mu, że numer z którym próbuje się połączyć jest niedostępny.
Doczekał chwilę i ponowił próbę połączenia się nadal stojąc w towarzystwie państwa Laytner. Minęło dziesięć minut a on po czwartej próbie dodzwonienia się miał ochotę rzucić swoim telefonem. Gdyby nie obecni rodzice przyjaciela klął by na głos ile wlezie i rzucał niewybrednymi epitetami.
    - Dlaczego on nie odbiera?- zapytała zaniepokojona kobieta.
    - Może po prostu nie słyszy?- próbował chwytać się jakichś wymówek, przez które Dee nie odbierałby telefonu, ale przecież nawet jeśli kłócili się, to i tak przyjaciel zawsze odbierał od niego telefon. Przez to zaczynał coraz bardziej się bać. Laytner nie jest idiotą, nie zrobiłby niczego głupiego. Chyba.

W końcu ojciec Dee przerwał jego próby i sam zadzwonił do syna, lecz tym razem także nic z tego nie wyszło. Nagle w jego głowi pojawił się obraz przysypanego mieszkania mężczyzny, który obaj widzieli w telewizji i lodowaty dreszcz przebiegł mu po plecach. Nie podoba mu się ta sytuacja. Przypomniał sobie jak się przestraszył gdy uświadomił sobie, że brunetowi mogło coś się stać. Mógłby umrzeć.

    - Kurwa!- uderzył pięścią w drzwi zwracając na siebie uwagę małżeństwa. Nie potrafił się już kontrolować.
    - Chłopcze, spokojnie- powiedział miłym głosem starszy mężczyzna, choć i on silił się na zachowanie równowagi. Bał się o syna, który od kilku godzin nie dał znaku życia. Co z tego, że jest dorosły? To jego dziecko. Widział strach o potomka w oczach swojej żony.
    - Jadę go poszukać.

Wybiegł z domu nawet się nie żegnając i wpadł do auta od razu je odpalając. Ręce spoczywające na kierownicy niebezpiecznie drżały. Derce biło mu jak dzwon w kościele, a to tylko go nakręcało i nie pozwoliło zachować zimnej krwi. Panikował jak nigdy, ale nie zdawał sobie z tego sprawy martwiąc się o przyjaciela. Najważniejszą osobę w jego życiu.
Zacisnął dłonie na kierownicy i nacisnął pedał gazu wycofując ostro. Śnieg pod wpływem siły kół rozjechał się na wszystkie strony. Koła w pierwszym momencie pośliznęły się na nim, lecz Randy zapanował nad pojazdem. Po chwili włączył się do ruchu samochodów na głównej ulicy. Co rusz mijał auta jadące nie wiadomo gdzie. Żółte lampy oświetlały im wszystkim drogę. Wiedział, że musi wziąć się w garść, nie ma zamiaru wywołać wypadku drogowego. Większość z kończyła się tragicznie, zwłaszcza w najniebezpieczniejszą porę roku. Zadawał sobie pytanie: Gdzie powinien najpierw zacząć? Gdzie może być teraz Laytner? Co by zrobił na jego miejscu? Cóż, gdyby to on dostał kosza zadzwoniłby do przyjaciela, zaprosił do domu na popijawę i wyżaliłby mu się sypiąc przekleństwami na prawo i lewo.

    - W sumie jest jedno miejsce, do którego mógłby pójść- zamyślił się. Tak bardzo chciałby się mylić w swoich złych przeczuciach mówiących, że Dee coś złego się stało.

Nie myśląc wiele skręcił w ulicę, gdzie było kilka najlepszych barów, do których często gęsto chodził mężczyzna. Wiedział to, bo ta ulica mieściła się niedaleko tej, na której mieszkał. Często gdy Laytner był pijany pozwalał mu się u siebie przespać.

    - Że też on się potrafił tak kontrolować śpiąc ze mną w jednym łóżku.

Zaparkował pojazd na jednym z nielicznych wolnych miejsc na krawężniku. Wysiadł z pojazdu i zamknął go przy pomocy elektronicznego klucza. Co dziwne nie było mu zimno jak zawsze, tym razem czuł jakby w tej grubej kurtce się gotował. Najchętniej to by ją rozpiął, ale to wiązało się z konsekwencjami w późniejszych dniach, a on musi jutro jechać do pracy. I nie miał zamiaru chorować, to ostatnie czego chce. Sam nie wiedział jakim cudem dostał tyle czasu urlopu. Ale nie narzekał, bo im dłużej nie będzie musiał wrócić do przedsiębiorstwa handlowego tym dłużej nie będzie widział tego sukinsyna Ashtona. A do zobaczenia jego gęby mu się nie spieszyło.
Zatrzymał się przed wejściem do jednego z trzech klubów nocnych w tej okolicy. Na dużych oknach widniały napisy ostrzegawcze napisy „Od 21 lat”. Wszedł bez obaw do miejsca, od którego od razu poczuł gorąco. Rozejrzał się po wnętrzu. Nie chodził tu zbyt często. Prawie wcale, on wolał kupić wódkę, piwo czy cokolwiek i pić w domu, niż w takich miejscach. A jak mówił to Laytnerowi to ten nic sobie z tego nie robił. Tak samo jak z zamykaniem drzwi na klucz gdy idzie spać! Przejeżdżał wzrokiem po siedzeniach przy barze, po każdym stoliku, mając potem pewność, że nie znajdzie tu przyjaciela.
Gdy poszedł szukać go w pozostałych także nie było po nim śladu. Już nawet zapytał się barmana pokazując mu zdjęcie bruneta, czy go nie widział. Jednak za każdym razem odpowiedź była taka sama. Została mu ostatnia knajpa, w której mógłby chlać mężczyzna. Jeśli go tu nie będzie... Nie zna innego miejsca, w którym powinien go szukać. To był jego ulubiony klub, w dodatku tylko dla homoseksualistów. Wszystkie poprzednie były „normalne”. Pamiętał jak na studiach przyjaciel go tu zaciągnął zachwalając to miejsce. Niby z początku było w porządku, alkohol był bardzo dobry, ale kiedy zobaczył co ci ludzie wyprawiają odechciało mu się tu przychodzić. Nie rozumiał dlaczego brunet nie miał nic przeciwko czemuś takiemu. Jego to co robili tutejsi ludzie, nie tylko mężczyźni, ale i kobiety po prostu brzydziło, odrzucało. Poza tym nigdy nie szukał znajomości w takich miejscach. Większość mężczyzn, z którymi się spotykał poznał w zwyczajnych miejscach, na ulicy, w parku, jakiejś kawiarence, przystanku. Widać ani jedne, ani drugie znajomości nie trwają długo.
Tak bardzo chciałby znaleźć tu Dee. Poszedł w głąb dużego pomieszczenia przeciskając się przez tłum tańczących ludzi. Widział jak kobiety obściskiwały się w kątach, jak robili to mężczyźni nie zwracając uwagi na innych, jakby tylko oni tu byli, świat poza nimi nie istniał. Takie zachowanie go odrzucało, jak mają coś robić to nich idą do swoich domów albo do motelu. Prawie pieprzyli się na oczach innych. Nie znosił czegoś takiego. Pragnął stąd jak najszybciej wyjść, ale najpierw musi kogoś znaleźć. Jeżeli jego tu nie będzie...
Rozglądał się po całym klubie. Przesuwał wzrokiem po gościach tegoż przybytku i aż się skrzywił. Okropnie śmierdziało, cholera, że też musi tu przebywać. Nagle poczuł na swoi tyłku silną dłoń ściskającą jego pośladki. Wzdrygnął się, a po jego całym ciele przeszły ciarki. Dlaczego raptownie nabrał ochoty, żeby zabić tego kto go obmacuje?!

    - Niezły tyłeczek, słońce. Idealnie pasowałby do mojego kutasa- szepnął mu na ucho jakiś mięśniak, jak potem zobaczył. Facet wyższy od niego, lepiej zbudowany, z kasztanowymi włosami obciętymi po żołniersku. W jego oczach zauważył niebezpieczny błysk. Chyba zaraz zwymiotuje! Gość z pewnością nie był pijany i wiedział co mówi, to go jeszcze bardziej podminowało. Nie przyszedł tu żeby się pieprzyć! A nawet jeśli to w życiu nie spojrzałby na kogoś takiego.
    - Wiesz co pasowałoby do twoich zębów?! Moja pięść!- warknął, na co tamten się zaśmiał szyderczo.- Zabieraj te obrzydliwe łapska z mojej tyłka. On ma już właściciela!

Sam nie wiedział dlaczego to powiedział, ale czuł się z tym niespodziewanie dobrze. I w sumie na dobre wyszło bo facet spojrzał się na niego jak ciele na malowane wrota i zamilknął dając mu święty spokój. Gdyby tak się nie stało pewnie doprowadziłby do bójki i ich obu wyrzucili by z tegoż zacnego przybytku. Odsunął się jak najdalej mógł od nieprzyjemnego towarzystwa i znów zaczął szukać wzrokiem Dee. Czuł na sobie spojrzenia mężczyzn próbujących rozbierać go wzrokiem. Było mu cholernie niedobrze. Chyba najlepiej zrobi jak odejdzie od parkietu i podejdzie do baru. Zrobił to i oczom nie wierzył. Przeszukał prawie cały pub i w końcu go znalazł! Dee siedział ze spuszczoną głową nad, Bóg wie którym, kieliszkiem wódki. Nie wyglądał za dobrze. Zauważył, że jakiś mężczyzna coś do niego mówi a on tylko potakuje skinięciem głowy. Wyglądał jakby jego cały świat się zawalił. Nie mógł znieść takiego widoku. Już miał zamiar do niego podejść gdy spostrzegł, że mężczyzna, może ze dwa lata młodszy, chwyta go za kark przekręcając twarz w swoją stronę i najwyraźniej zamierza go pocałować.
No chyba ci się w główce popierdoliło, gościu, syknął w myśli i nie wiele myśląc podszedł do nich szybkim krokiem. Odepchnął młodszego mężczyznę od Laytnera zanim go pocałował, przy okazji zabijając go wzrokiem. Młody chyba nie wiedział o co mu chodzi i patrzył się na niego jak na wariata. Postanowił więc go oświecić.

    - On jest tylko mój- warknął wściekły Randy łapiąc pod ramię bruneta i podnosząc go.





3 komentarze:

  1. Super rozdział:) zwłaszcza końcówka, kogoś wreszcie olśniło:D Już nie mogę się doczekać reakcji Dee.
    Pozdrawiam i weny życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, w końcu taka reakcja na jaką czekałam :) Randy przejrzał na oczy, lepiej późno niż wcale.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    no i znalazł się Dee, Remsy to wpadł w panikę, jak nie było go w domu, tak samo jak tamten młody chciał go pocałować, cudo...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń