Powered By Blogger

niedziela, 10 kwietnia 2016

Pierwsza gwiazdka- Rozdział 11 Ostatni


Hej Wam :D No więc dotrwaliście do końca Gwiazdki. W przyszłym tygodniu planowałam wrzucić nowe opowiadanie, ale pojawiły się małe komplikacje. Mianowicie takie, że gdy czytałam całość, żeby popoprawiać niektóre rzeczy doszłam do wniosku, że już mi się to nie podoba. A jeśli mi się nie podoba to, jak tekst napisałam, to nie mogę dać Wam go do przeczytania. Koniec końców planuję (gdy ktoś podaruje mi więcej czasu) napisać wszystko od nowa tak, że będę usatysfakcjonowana. A trochę tego jest i musicie poczekać. Zamiast tego dam Wam inne, żeby kupić sobie trochę czasu. Opowiadanie nosi tytuł "Światła wskażą drogę". Coś czuję, że nie każdemu coś takiego może się spodobać, ale trudno się mówi. W sumie, to nie miał być tekst do publikacji, tylko pisałam go ot tak. Bo miałam ochotę  na jakąś baśniową historię z romansem M/M. Tekst ma 3 rozdziały i będą się ukazywały co dwa tygodnie w niedzielę. Do końca Świateł powinnam się wyrobić z czymś innym. Piszę na raz cztery opowiadania, więc nie myślcie sobie, że się lenię :D 

Dziękuję za komentarze :)





Leżał nieruchowo na czymś miękkim. Czuł jakby unosił się w górę i latał na miękkiej puchowej chmurce. W głowie mu okropnie szumiało i kręciło się. Z początku nie wiedział co się z nim dzieje, gdzie jest, co robi. W ustach miał dziwnie sucho, bardzo chciało mu się pić, ale wstanie z tego miękkiego czegoś graniczyło z cudem. Było mu zbyt wygodnie, żeby gdziekolwiek się ruszać. Kaszlnął kilka razy zasłaniając przy tym usta. Po chwili jego przedramię opadło bezwładnie na czoło. Ogólnie mógł stwierdzić, że gdyby nie rozsadzający ból czaszki było by mu przyjemnie. Mruknął coś niezrozumiale, nawet dla samego siebie, pod nosem. Nagle poczuł jak to na czym leży ugina się z jednej strony pod wpływem jakiegoś ciężaru. Ale zaraz, tak właściwie gdzie on jest? Coś niecoś pamiętał, głównie to jak siedział w barze i upijał się do nieprzytomności, a potem... kompletna pustaka. Przemknęło mu przez myśl, że może ktoś mu czegoś dosypał do alkoholu i dlatego nic nie kojarzy, co akurat w tamtym klubie było wielce prawdopodobne, ale nie brał pod uwagę, że to właśnie przez dużej ilości trunek, który w siebie wlewał z własnej głupoty.

    - Gorąco- jęknął cicho. Mógłby przysiąc, że zamiast krwi w żyłach miał lawę. Zdawało mu się, że słyszał krążący z nią alkohol.
    - Oczywiście, że gorąco. Dee, już drugi raz udowadniasz mi, że alkohol ci nie służy.
    - Hmm... Co?

Chyba się przesłyszał, ten nadmiar promili chyba zatkał mu też uszy albo jego niedotleniony mózg zaczynał świrować. Głos, który usłyszał, ten cudowny głos, którego uwielbiał słuchać i mógłby to robić godzinami musiał mu się przyśnić. W życiu nie uwierzy, że osoba siedząca obok niego to Randy. Nie ma mowy.
Niespodziewanie jego ręka spoczywająca na czole uniosła się, ale nie z jego woli, i została położona na chmurkę, na której właśnie szybował. Chłodna dłoń dotknęła jego głowy i pogłaskała po czarnych, zmierzwionych włosach. Czuł na sobie intensywny wzrok. Jakoś nie mógł znieść tego dziwnego uczucia niepewności, które pojawiło się w umyśle. Postanowił się zmusić, choćby musiał skorzystać z całej swojej silnej woli, i podnieść ciężkie powieki. Szło mu niestety opornie. Ostre światło przeszkadzało mu w tej czynności. Powoli otworzył oczy, a nim ukazała się zamazana za mgłą sylwetka dobrze zbudowanego mężczyzny. Chyba zaraz dostanie oczopląsu od tego światła.

    - Cholera... Yh...- stękał chcąc jak najszybciej dokładnie dojrzeć siedzącą przy nim osobę.
    - Poczekaj, bo będzie cię boleć. Nigdzie ci nie ucieknę. Już nie.

Mimo rad nie zamierzał słuchać. Chciał go dostrzec! Musiał! Teraz! Natychmiast! Jeżeli upewni się co do swoich przypuszczeń to oszaleje. Codziennie słyszał ten głos, prawie codziennie o nim śnił i o jego właścicielu, tak bardzo pragnął, żeby jego marzenia się urzeczywistniły, ale za każdym razem gdy się budził okazywało się, że to co widział to tylko senna mara. Wtedy jego serce po raz kolejny rozpadało się na kawałki, i jeszcze raz, od nowa. Udawał sam przed sobą, że musi skończyć z tą niezdrową i chorą miłością, ale nie potrafił. Czasami myślał, że już do końca życia wolałby być sam niż mieć w sercu kogoś innego. Nie było takiej osoby na świecie, która mogłaby zastąpić Rana.
W końcu jego oczy się otworzyły ku jego uciesze. Zamrugał kilka razy i przetarł je rękoma. Chciał się od razu podnieść, ale silna dłoń położona na klatce piersiowej go zatrzymała i zmusiła do dalszego leżenia. Powędrował więc wzrokiem do siedzącego przy nim mężczyzny. Ten tylko uśmiechnął się w sposób, którego jeszcze nigdy nie widział. Znaczy widział, ale tylko w swoich wyobrażeniach. Nigdy nie został nim obdarowany w rzeczywistości. Jego serce dostawało skrzydeł i wzbijało się w powietrze.

    - Ja chyba umarłem i jestem w niebie- wymamrotał patrząc prosto w kasztanowe tęczówki.
    - Dlaczego?
    - Bo widzę anioła.

Nie obchodziło go jak bardzo kiczowato to brzmi, mówi to co myśli. Poza tym to i tak wymysł jego fantazji, więc nie musi się kontrolować jak przy prawdziwym Randy'm. Podniósł się ostrożnie do siadu. Zatrzymał się na sekundkę, żeby uspokoić wirujący przed oczami obraz. Gdy to zrobił zwrócił się w stronę mężczyzny siedzącego do niego bokiem i podpierającego się na jednej ręce. Położył na nią swoją i pogładził kciukiem jej zewnętrzną stronę. Zatopił spojrzenie w kasztanowych oczach. Wyrażały coś niesamowitego. Jakby szczęście i... coś czego nie był pewien. Drugą dłoń wczepił w miękkie loki i pozwolił by przelatywały mu przez palce.

    - Nie spodziewałem się, że będziesz mnie tak bez krępacji dotykać jak ci się podoba. Ostatnim razem to był impuls, ale teraz?
    - Robię to co zawsze. A alkohol dodaje mi odwagi. Gdybym nie był pewien, że to sen, bałbym się cokolwiek zrobić.
    - Bo boisz się, że cię odepchnę?
    - Gdy o tobie myślę, wyobrażam sobie ciebie i mnie, to ty nigdy mnie nie odpychasz.
    - Nie mam wtedy żadnych obaw?
    - A dlaczego miałbyś mieć, kochanie?

Zbliżył się i pocałował te cholernie kuszące usta. Musnął je delikatnie zupełnie jak ostatnim razem. Były tak przerażająco prawdziwe, miękkie, ciepłe, dosłownie czuł ich strukturę. Na chwilę zabrał swoje wargi z jego, by złapać twarz w dłonie i przysunąć do siebie. Zmusił go do uchylenia ust i wpił się w nie zaborczo, choć jeszcze sekundy temu robił to jakby bojąc się, żeby czasem one nie zniknęły. Zamknął oczy chcąc jedynie czuć. Trzymał jego twarz nie pozwalając mu uciec. Nie wiedział, że mężczyzna nie zamierzał uciekać. Gorący język wsunął się do środka i zaczął penetrować wnętrze ust. Badał zęby, dziąsła i podniebienie łaskocząc przy tym McLane'a, którego śliski organ odnalazł jego i złączył się w pasjonującym tańcu. Po jego ciele przebiegł ekscytujący dreszcz. Zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco o ile było to w ogóle możliwe. Serce przyspieszyło swój rytm waląc jak oszalałe. Nie zauważył jak ukochany spoglądał na niego oczami pełnymi miłości, której w końcu udało się uwolnić. W kasztanowych oczach pojawił się ten błysk, który posiadał on, w dniu, w którym zakochał się w szatynie. Szalał z radości i uśmiechał się do siebie w duchu jakby wygrał życie na loterii. W pewnym sensie tak właśnie było. Nie potrafił oderwać się od tych ust, ich smak był tak upajający, że na powrót kręciło mu się w głowie. Nagle poczuł jakby mógł zrobić wszystko, jakby wstąpiły w niego nowe siły i był w stanie, dzięki współpracy a alkoholem, zrobić coś o czym zawsze marzył.
Wsuwał mu język niemal do gardła pochylając się cały czas w jego stronę. Śliski organ zatracił się wraz z nim w tańcu pełnym zmysłów. Ich gorące oddechy się ze sobą mieszały. Władał niczym król ustami szatyna nadając pocałunkom tempa i intensywności. Tamten nie pozostawał bierny i wciąż walczył z nim o dominację. Poczuł jak mężczyzna ciągnie go za włosy jeszcze bardziej przyciskając go do siebie. Niespodziewanie pieszczota dająca mu tyle rozkoszy została przerwana. Otworzył zamglone pożądaniem oczy i ujrzał jak mężczyzna usiłuje dostać się do jego guzików w koszuli. Oparł się rękami o łóżko, bo w końcu zdał sobie sprawę na czym leży i z mocno bijącym sercem obserwował poczynania Randy'ego. Szatyn, gdy w końcu rozpiął wszystkie guziki postanowił przejąć kontrolę i wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu kazał mu nie ruszać się. Tak więc zrobił. Poczuł na szyi gorący oddech a potem muśnięcie warg. Chłodne ręce mężczyzny na jego rozgrzanym ciele sprawiły, że przeszedł go dreszcz. Dłonie błądziły po brzuchu poruszającym się w spazmach, szybko unoszącej się klatki piersiowej, McLane robił to wszystko nie odrywając warg od jego szyi. Chwytał ją zębami, ciągnął i podgryzał zostawiając w ten sposób bordowe plamki. Syknął z bólu, gdy Ran złapał zębami skórę na obojczyku i ugryzł ją na tyle mocno, że powstała mała ranka, z której pociekło kilka kropelek krwi. To go cholernie bolało. Alkohol może i zaćmiewał mu pełne korzystanie z mózgu, ale ból przecież czuł. Usta zjechały niżej wytaczając sobie ścieżkę w dół. Język, który chwilę temu splątany był z jego teraz lizał go po napiętym, umięśnionym brzuchu. Czuł jakby penis miał mu zaraz zrobić dziurę w spodniach. Penis stał mu od dłuższego czasu, jak tylko zaczął całować Randy'ego. W pokoju rozeszło się głębokie westchnięcie świadczące o przeżywanej rozkoszy. Było mu niewyobrażalnie dobrze z tymi dłońmi badającymi każdy kawalątek jego ciała, z tymi ustami obcałowującymi pierś. Miał ochotę wyjąć penisa z spodni z zacząć się masturbować, chciał przeżyć orgazm, lecz równocześnie nie zamierzał się spieszyć czerpiąc jak najwięcej i jak najdłużej z serwowanych pieszczot. Raptownie poczuł ściskające jego krocze rękę. Ta przyciskała i gładziła sporych rozmiarów wypukłość. Myślał, że oszaleje. Przymknął oczy i odchylił głowę opierając ją na ramieniu. Ach, ile on by dał, żeby kochać się z tym mężczyzną.

    - Zdejmij- usłyszał.

Zmusił się do powrócenia z krainy rozkoszy i spojrzenia na szatyna. Zamierzał zdjąć mu koszulę, więc mu z tym pomógł unosząc ręce i wyjmując je z rękawów. Zarejestrował, że jego górna część garderoby wędruje gdzieś na podłodze. Podniósł wzrok napotykając roziskrzone spojrzenie. Pocałował szybko różowe usta, a po chwili pieszczota została odwzajemniona i zakończyła się gdy mężczyzna polizał jego wargi.

    - Tak bardzo mam na to ochotę- wymamrotał.
    - Na co masz ochotę, kochanie?- zapytał zaczepnie zachrypnięty głos.
    - Na ciebie, pragnę cię wziąć, tu i teraz.
    - To na co czekasz?- zaśmiał się cicho.

Usłyszawszy to jego serce wywinęło chyba z tysiąc koziołków i prawie podskoczyło do gardła. Myślał, że ono zaraz wybuchnie od nadmiaru kumulujących się w nim emocji. Najwyraźniej dostał pozwolenie na to, że może robić co zechce, no więc nie będzie się hamował. Jego ręce dorwały grubą bluzę i szybko oraz chaotycznie zdjęły ją przez głowę przyszłemu kochankowi. Rzucił ją nie patrząc gdzie leci. Nie zastanawiając się dłużej popchnął McLane'a na podłogę. Mężczyzna zdezorientowany popatrzył na niego z byka. Zszedł z łóżka i klęknął przez podpierającym się na rękach brunecie. Położył mu dłonie na kolanach i rozsunął je. Miał przy tam tak niesamowicie zmysłowy wzrok, który widział tylko mężczyzna pod nim. Pochylił się nad jego brzuchem i tym razem on wytaczał morkę ścieżkę. Podskubywał płatki bladej skóry, którą tak uwielbiał, i oznaczał swój teren poprzez robienie pokaźnej wielkości malinek. Dotarł do granicy spodni, których zamierzał się jak najprędzej pozbyć. Odpiął guzik, kazał unieść tyłek Ranowi do góry i ostrym szarpnięciem zdjął je z niego. Pożerał wzrokiem to blade ciało, które w lato jest pięknie opalone. Miał ochotę od razu się na niego rzucić, ale nie przyniosłoby mu to żadnej satysfakcji, pragnął go pieścić, doprowadzać na granice rozkoszy, bawić się jego ciałem, które było tak spragnione dotyku jak jego. Mężczyzna leżący na plecach oddychał gwałtownie, zaciskał pięści i z oblizywał kształtne usta przygryzając dolną wargę. Nadal miał rozsunięte uda gotowe go przyjąć. Prawie kładąc się na jego ciele, przyciskając go do zimnej podłogi, będąc samemu w spodniach zaczął ocierać się o jego nabrzmiałe krocze. Najpierw robił to powoli zataczając okręgi, wciąż podpierając się na przedramionach. Wyrywał tym ciche, acz przeciągłe westchnięcia z szatyna. Sam sapnął kilka razy chcąc znaleźć się już w ciasnym, zaciskającym się na nim tunelu. Na samo wyobrażenie jak w niego wchodzi zadrżał z przyjemności i przyspieszył ruchu bioder. Poruszał się szybciej mocniej przyciskając się do niego. Nie odrywał błękitnych oczu od tych piwnych. Były takie cudowne, mógłby patrzeć na nie godzinami, a i tak wątpił czy kiedykolwiek by mu się znudziły. Zauważył usta uchylające się nieco jak zaproszenie do ponownego tańca ich warg i języków.
Od ścian zaczęły odbijać się westchnięcia i jęki rozkoszujących się sobą mężczyzn. Jasna lampa oświetlała całe wnętrze oraz dwie postacie, spocone tulące się do siebie i niezamierzające puścić.
    - Jeśli chcesz mnie przelecieć to lepiej już to zrób, bo dojdę nim we mnie wejdziesz- powiedział na jednym wdechu Randy, na bokserkach którego widniała już duża plama po sączącym się z niego preejakulacie.- Rozbieraj się, już- zażądał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
    - Ta, ja też jestem na granicy.

Podniósł się ze spoconego ciała drżącego w konwulsjach. Obrysował je jeszcze raz wzrokiem uważnie badając, zapamiętując każdy jej skrawek, spoglądając na sterczące, różowe sutki, których miał nieodpartą ochotę dotknąć, przygryźć, ale nie teraz. Skupił się na szybkim zdjęciu spodni i bielizny, co Randy również zrobił. Teraz obaj byli nadzy, spoceni i spragnieni bliskości. Ten sen jest cholernie realistyczny, przemknęło mu przez myśl, ale postanowił nie rozmyślać nad tym długo, ma coś ważnego do roboty. Odrzucił ubranie gdzieś za siebie i na powrót znalazł się w rozsuniętych szeroko udach, które aż się prosiły o dotyk. Klęknął, pochylił się i łapiąc mężczyznę za biodra przysunął do siebie kładąc jego tyłek na swoich udach. Całe to ciało było takie niesamowite i odurzające, że mógłby dojść od samego patrzenia na nie, lecz nie zamierzał kończyć za pomocą własnej ręki.
Zamiast jego dłoni pomiędzy ich rozgrzanymi do czerwoności ciałami pojawiła się ta należąca do McLane'a. Złapała oba członki i zaczęła nimi poruszać szybko dążąc do spełnienia.

    - Jak dobrze... mmm...- jęknął, nie wstydząc się swojego głosu, Randy.

Przyspieszył ruch, lecz został natychmiast zatrzymany. Jego dłoń została odsunięta od nich. Spojrzał z pytaniem w oczach na kochanka. Ten w odpowiedzi podniósł jego jedną nogę i zarzucił sobie na przedramię. Pochylił się obsypując czułymi pocałunkami szczękę oraz przystawiając jeden palec do odbytu. Wszystko co robił, robił pod wpływem instynktu, ledwo co kojarzył fakty, gdyż te, mimo odczuwalnych przeżyć, były przysłonięte mgłą z alkoholu.
Rozsunął kciukiem dziurkę i zarejestrował, że jest ona, co dziwne, mokra i rozciągnięta. Ze zdziwieniem popatrzył na rumieniącego się ostro Randy'ego. Żaden nie odrywał wzroku, ale McLane peszył się pod jego.

    - No co? Coś ci nie pasuje? Jestem gotowy więc wsadź w końcu we mnie swojego kutasa bo go potrzebuję! I ciebie też teraz potrzebuje!- syczał wściekły i niemal kipiący ze złości.
    - Tylko teraz?- co on wygaduje, zamiast po prostu go posunąć, jak tego pragnie wszczyna z nim dyskusję.
    - Nie, jesteś mi potrzebny cały czas. Przez całe moje życie, aż do końca. Dopóki śmierć nas nie rozłączy! Pasuje?!- warknął.
    - Owszem, pasuje- zaśmiał się radośnie.

Mając jako taką świadomość, że nie skrzywdzi kochanka, zrzucił z siebie nogę i przysunął bliżej, od razu nabijając na śliską i bordową główkę. Gdy cieniutka i wrażliwa skóra na samym czubku poczuła otwierający się na nią odbyt, po jego kręgosłupie przebiegła fala elektryzujących dreszczy. Resztkami sił kontrolował się, żeby nie dojść w tej właśnie chwili. To było dla niego za dobre. Cholernie bolące, napięte jądra oraz gorący w chcący wystrzelić penis pomimo bólu sprawiały mu przyjemność. Było mu dobrze jak jeszcze nigdy. Powiedział na głos jak się cudownie czuje mimo że w tej chwili się torturował zwlekając z pchnięciami. Randy nic nie mówił tylko stękał wił się pod nim, czując na dziurce pulsującą rzecz. Z jego twarzy można było czytać jak z otwartej księgi. Twarz wykrzywiała się w przyjemności jaka mu była dostarczana. Mężczyzna owinął swoje długie nogi wokół pasa kochanka.

    - Dee- jęknął głośno gdy przez rozluźnione kręgi mięśni przeszedł długi i dość gruby, gorący jak diabli, kutas.
    - No?
    - Więcej... Chcę więcej...
    - Dostaniesz wszystko- pochylił się i pocałował, już nie pamiętał który raz dziś, kształtne usta, które co rusz oblizywał język. Wsunął koniuszek swojego organu w rozchylone wargi i odnalazłszy kolegę złączył się z nim we francuskim pocałunku. Uwielbiał w ten sposób to robić.
    - Rusz wreszcie tymi seksownymi bioderkami, koteczku- poklepał go biodrach dopraszając się interakcji.

Pchnął mocno i gwałtownie wchodząc w odbyt po same nabrzmiałe jądra uderzając nimi o zgrabne i miłe w dotyku pośladki, wyrywając tym samym symfonię dźwięków z pieszczonych ust. Nie zatrzymał swoich ruchów nawet na chwilę, nie dając kochankowi czasu na oddech, czy przyzwyczajenie się do jego, nie takich małych, rozmiarów. Wychodził z niego i wychodził prawie do samego końca. Ciasny tunel przyjemnie się na nim zakleszczał. Silne pięty wbijały się w jego pośladki. Z początku ich ruchy, bo Randy w żadnym wypadku nie pozostawał bierny, były chaotyczne i nie potrafił się zgrać ze sobą, ale po kilku pierwszych minutach unormowali je i już poruszali się zgodnie ze sobą. Po całym pomieszczeniu latały niekontrolowane westchnienia, jęki, błaganie o więcej i ciche zapewnienia, że więcej z pewnością będzie.

    - Nyy... szybciej, Dee... Chce już... dojść- wysapał prosto w jego usta.
    - Randy, wiem...Ja też

Słyszał swoje imię w ustach Randy'ego nie raz, lecz teraz ono nabierało takiej mocy, że czuł jakby mógł zrobić wszystko. Słyszał je podczas stosunku z nim i było tak fantastycznie wypowiadane, z takim błaganiem, że w jego sercu rozlewało się ciepło. Podczas całego aktu starał się zapamiętać jak, w jaki sposób, gdzie lubi być dotykany McLane, i chyba mógł stwierdzić, że w czasie jednej nocy dużo się dowiedział. Zawsze zastanawiał się jaki jest ten mężczyzna w łóżku. Gorący i bardzo chętny.
Wbijał swojego kutasa w jego tyłek szybko, mocno nie przestając pieścić go w innych miejscach. Czują w końcu, że nie może wiecznie balansować na granicy orgazmu pochwycił w dłoń napuchniętego członka szatyna i zaczął poruszać po nim ręką w takt swoich pchnięć kierując ich obu na szczyt. Spostrzegł jak Randy wijąc się w rozkoszy i biegnąc ku satysfakcjonującemu spełnieniu drapie i wbija paznokcie w panele na podłodze, wygina się w łuk, mocno odchyla głowę do tyłu i wytryskuje w końcu spermą na ich brzuchy i klatki piersiowe. On za to czując jak odbyt zaciska się nie nim jak imadło, zmienił pchnięcia na szybkie i płytkie intensywnie dochodząc głęboko w jego wnętrzu. Nawet po spuszczeniu poruszał się w nim jeszcze chwilę. Później zamroczony niesamowitymi doznaniami opadł wykończony na spocone, podobnie jak jego, ciało. Obaj oddychali głośno dochodząc powoli do siebie. Nie liczyło się dla nich, że leżą na podłodze, że się pobrudzeni nasieniem. Jedyne co się teraz mogło liczyć to bliskość i wspomnienia, które ze sobą dzielą.
Miękki członek sam się wysunął i opuścił ciało kochanka. Zaraz z jego wnętrza zaczęła wyciekać biała maź, a on na to odczucie gwałtownie się zarumienił.
Nogi mężczyzny jednak nie puszczały jego bioder. Zamiast tego poczuł ja wyciąga na przód ręce i obejmuje nimi jego plecy. On wsunął swoje pod ramiona Rana i położył głowę przy szyi, i obaj trwali dłuższą chwilę w tym uścisku nie odzywając się. W pomieszczeniu unosiły się tylko ich miarowe oddechy.

    - Kocham cię, Dee.
    - Randy, ja ciebie też.


~*~


Otworzył powoli oczy, doznając niemiłosiernego i rozsadzającego bólu czaszki. W ustach czuł pustynię, a w głowie się kręciło. Pierwszą rzeczą jaką zobaczył był biały sufit. Na razie nie zamierzał zmieniać obiektu zainteresowania dopóki jego oczy się nie przyzwyczają. Leżąc tak bez ruchu zastanawiał się gdzie właściwie jest. Ostatnie co pamięta to popijawę w tym barze niedaleko mieszkania przyjaciela, a później kompletna pustka. Co on robił jak się uchlał? Miał tylko nadzieję, że nie zrobił nic głupiego. No i że nikt nie dosypał mu niczego do wódki. Jeśli znów odwalił jakiś numer, to począwszy od dzisiaj nigdy więcej nie pije. Nagle poczuł jak jego skóra zaczyna piec w kilku miejscach. Poszukał opuszkami palców tych miejsc nie podnosząc się na razie. Dziwne. Naprawdę zaczął się zastanawiać co zrobił zeszłej nocy. Raptem, jak na zawołanie do jego umysłu zaczęły docierać pewne obrazki, ale nie po kolei, tylko chaotycznie i nie zrozumiale dla niego. Głowa pulsowała mu coraz bardziej, chętnie by się też czegoś napił, ale tak mu się nie chce wstawać.

    - Matko...- jęknął.- Aż mi się nie chce wierzyć w ten chory sen. Był realistyczny jak cholera.
    - Opowiesz mi o nim?- doszedł go czyjś rozbawiony głos, a on zapominając o bólu głowy poderwał się z łóżka i szukał wzrokiem jego właściciela. Jednak szybko przypomniał sobie, że wypił za dużo i jest mu niedobrze.

Usilnie powstrzymywał się, żeby nie zwymiotować. Nie chce tak powitać nowego dnia, zwłaszcza, że jest nie w swoim domu. Tak, tylko kogo?
Kontrolując swoje ruchy i wykonując je powoli i spokojnie nadal będąc zakrytym kołdrą, odwrócił się w stronę gospodarza, u którego zalega zajmując łóżko. Myślał, że ma przywidzenia. Przed nim, w sportowych spodniach, rozciągniętej, granatowej koszulce na krótki rękaw z kubkiem w dłoni stał nie kto inny jak Randy. Wprost nie wierzy. Wytrzeszczył oczy, które prawie wyleciały z orbit, a szczęka trzasnęła o ziemię. To jest kolejny sen, czy on wciąż śni? Przecież się pokłócili. McLane w kawiarni jasno dał mu do zrozumienia, że między nimi nic nigdy nie będzie. Z resztą, jak on się tu znalazł? O własnych siłach to by nie przyszedł, za dużo w siebie wlał.
Przyjaciel podszedł do niego i podał mu trzymany, kubek i nakazał wypić to co jest w nim przygotowane. Zrobił więc to domyślając się, że nie tylko zaspokoi pragnienie, ale jest to też jakiś płyn wzmacniający.

    - Już kolejny raz pokazałeś, że nie powinieneś pić alkoholi. Nie służą ci- prychnął najwyraźniej rozbawiony jego marnym stanem.
    - Dobra, dobra. Ty mało pijesz, więc nie widzisz jakie to fajne- fajne zapewne.
    - Ja przynajmniej nie upijam się do nieprzytomności, tak jak ty. I lepiej podziękuj za moje dobre serce, bo przez ciebie musiałem wziąć wolne w pracy.
    - Co?
    - Ktoś chyba musiał cię zabrać z tego głupiego baru i przywlec tu, nie?- stanął w rozkroku i podparł się w boki.- Nikt nie mógł się do ciebie dodzwonić całą noc. Ja i twoi rodzice się martwiliśmy, jak cię tu przywiozłem to od razu dałem im znać, że z tobą wszystko dobrze. A dziś rano poinformowałem przełożonego, że zdarzył mi się nagły wypadek i z pewnego powodu nie mogę przyjechać do pracy. Odtrącą mi to z pensji, wiesz?
    - Przepraszam cię- podrapał się z załopotaniem po karku.- Wiesz, że nie chciałem. Poza tym, teraz mi jest jakoś niezręcznie z tobą gadać, przez to co się stało w Gwiazdce. Chyba oczekiwałem zbyt wiele- spuścił wzrok na trzymany w dłoni kubek.



~*~


A jednak Dee jest idiotą, pomyślał. Od dziś, jeśli choćby pomyśli o wódce to on już mu ją wybije z głowy na dobre. Czy można się upić aż tak bardzo, żeby nie pamiętać co się robiło zaledwie kilka godzin temu?
W pierw myślał, że Laytner się z nim zgrywa, udaje, ale on naprawdę nie pamięta, że zeszłej nocy się kochali. On wyznał mu miłość, a Dee tego nie pamięta! Po prostu nie wierzy! Raptownie zaczęło się w nim gotować, a ciśnienie mu się podnosiło. Wczoraj przeżył najlepszy stosunek w życiu! Jeszcze nikt go nie dotykał w ten sposób co mężczyzna, na którego właśnie patrzył. Z taką wielką miłością i czułością! Nawet teraz czuje na swoim ciele jego dłonie, gorący język! A ten drań nic nie pamięta! Nawet jeśli, to nie zaprzeczy, że to się nie stało!
Ta noc była niesamowita. Rano gdy się obudził obok Laytnera pragnął powtórzyć ją jeszcze miliony razy, zapragnął, tak jak dzisiaj obudzić się obok niego w łóżku. Gdy to zrobił przez dłuższą chwilę przyglądał się jego śpiącej twarzy, która wyglądała bardzo pociągająco. Głaskał go po miękkich, lśniących włosach, policzku i obiecał sobie, że już więcej nie będzie uciekał od jego oraz swoich uczuć. Taka noc była mu potrzebna by zrozumieć co sam czuje. A teraz miałby go stracić? Po jego trupie! Przysiągł sobie być z nim zawsze szczery, tak jak to było do tej pory. Przecież nawet jeśli zaczęliby się spotykać, to nie musi zaraz znaczyć, że on straci przyjaciela. Przyjaciel nadal będzie a tylko zyska na tym partnera.
Ból w sercu jest nieznośny, więc to Dee czuł gdy ja go ciągle odtrącałem, racja? Cholera, ja miałbym się poddać? Teraz? Zdradził moje zaufanie po akcji a Crowe, ale w końcu go kocham. Wybaczyłem mu już ten wyskok. A on wybaczy mi moje zachowanie? Nawet jeśli w przyszłości miałby mi zrobić podobną rzecz to i tak chcę z nim być. Ale wątpię czy zrobiłby coś takiego. W końcu kocha mnie od lat. Już nie mam się czego bać. Obawy odeszły gdy Dee wziął mnie w ramiona.
A poza tym, czy on nie umie kojarzyć faktów? Gdyby tylko spojrzał na siebie w lustrze i zobaczyłby te malinki, nawet teraz leżąc w łóżku jest nagi. Tak jak on był gdy kładł się razem z nim spać. Nawet się nie kąpali, byli za bardzo zmęczeni, wytarli się tylko chusteczkami nawilżającymi i poszli się położyć. On wziął prysznic rano, bo w jego tyłku zaschnięta sperma nie była jakimś specjalnie miłym uczuciem, ale dało się przeżyć. Gorzej było z tym uczuciem rozciągnięcia i napierania czegoś. W życiu by się nie spodziewał, że Dee ma taki sprzęt. Dalej go trochę tyłek boli. Teraz stał jak kołek gapiąc się na tego mężczyznę. Zaraz coś go trafi. Co ma mu powiedzieć albo raczej jak mu to powiedzieć? Przecież nie uwierzy albo co gorsza pomyśli, że był seks z litości. Może poczeka i coś wymyśli?

    - Idź się umyć, śmierdzisz wódą- wczoraj jakoś mu to nie przeszkadzało gdy się z nim całował, ale powiedział to po czym poszedł do kuchni przygotować coś do jedzenia, chociaż wątpił, żeby żołądek Laytnera miał na cokolwiek ochotę.
    - A tak właściwie gdzie są moje ubrania i czemu jestem goły?- zapytał gdy zdał sobie sprawę, że nie ma nawet bielizny.
    - Sam się wczoraj rozbierałeś, poszukaj sobie- przecież nie skłamał. Dee sam się pozbył swoich spodni, chciał mu z tym pomóc, ale został popchnięty na podłogę. Dobrze, że nie miał od niej podrapanych pleców. Za to trochę teraz żałował, że nie dane mu było podrapać pleców Laytnera, ale wszystko przed nimi, jeszcze zdąży to zrobić.


Sam się rozebrał? Do naga? Był aż tak pijany i tego nie pamięta? Znaczy, coś mu tam świta, jak zdejmuje spodnie, ale robiąc to ma przez sobą rozłożone nogi Randy'ego, więc to musiało mu się przyśnić. Dał sobie spokój z szukaniem odzieży. Odstawiwszy opróżniony kubek na szafkę nocną wstał i podreptał, podtrzymując się ściany, do łazienki. Wszedł pod prysznic zamykając kabinę i puścił letnią wodę, która szybko go otrzeźwiła, kiedy był już wystarczająco zziębnięty uregulował kurki. Nagle usłyszał pukanie i jak drzwi do łazienki się otwierają. Przez, jeszcze nie zaparowane szyby kabiny zobaczył rozbierającego się Rana.

    - Hej, co ty odwalasz?- zapytał gdy kabina została otworzona przez mężczyznę.
    - Chcę się z tobą wykąpać, kochanie- powiedział rozbawionym głosem, co z tego, że już to robił?
    - Czekaj, nie rozumiem cię- to dopiero teraz miał pustkę w głowie. McLane specjalnie go drażni czy co?!

Spostrzegł, że Randy wchodzi do kabiny i zaraz ją zamyka. Odsunął się pod samą ścinę odtykając zimnych kafelków, aż nim wstrząsnęło. Mężczyzna odwrócił się w jego stronę. Spotkali się twarzą w twarz. Widział jak woda spływa po jego głowie i ciele. Serce niebezpiecznie przyspieszyło. Oderwał intensywny i zaskoczony wzrok od jego uśmiechniętej twarzy i przeniósł go na ciało, które było pokryte czerwonymi plamkami. Na torsie i brzuchu była ich cała masa. Nie potrafił przestać się na nie patrzeć. Czyżby...

    - Nie martw się, ciebie też sobie oznaczyłem- przejechał palcem wskazującym szyję i obojczyki.

Przysunął się bliżej niego tak, że prawie dotykali się torsami. Ignorując lecącą wodę zarzucił mu ręce na szyję i pocałował tak jak Dee jego zeszłej nocy, odbierając mu oddech i pobudzając zmysły.


Po jego kręgosłupie przeszedł dreszcz ekscytacji. Miał ochotę skakać z radości. Więc ten piękny sen to wcale nie sen. To co się wydarzyło, co widział myśląc, iż to mara, było prawdą. Jest najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Teraz już nie chce niczego. Po prostu być przy ukochanym, którego również mocno objął obawiając się, że zaraz może zniknąć. To było tak cudowne uczucie, że aż wręcz nierealne.

    - Jednak warto było czekać- wydusił w końcu.
    - Przeze mnie i mój głupi strach czekałeś za długo.
    - Czego się bałeś? Nie skrzywdziłbym osoby, którą kocham.
    - Bałem się, że pewnego dnia stanie się coś i mnie zostawisz tak jak każdy poprzedni.
    - Nie jestem jak goście, z którymi się zadawałeś. Byłbym w stanie czekać na ciebie wieczność. Kocham cię, jesteś całym moim światem.
    - Ja też cię kocham, Dee- ponownie złączyli się w pieszczocie warg.- Ale następny raz ma być w łóżku, i to ja będę posuwał ciebie, bo chyba zapomniałeś jakie to niesamowite uczucie- w odpowiedzi usłyszał jak sobie życzysz poprzedzone cichym śmiechem.


~*~

Kilka minut temu wyszli spod prysznica. Laytner odnalazł swoje ubrania, które McLane z samego rana poskładał i włożył do szafki. Obaj leżeli właśnie na łóżku oglądając powtórkę jakiegoś hitu kinowego, który leciał kilka dni temu. Za plecami miał przyklejonego do siebie Randy'ego, który podpierał się na dłoni by dojrzeć ekran telewizora. Usłyszał jak kochanek przyznaje, iż te święta nie były takie złe jak ich początek mógł na to wskazywać. Przytaknął mu, bo faktycznie sam ich początek nie był zbyt przyjemny, na szczęście jakoś wszystko odwróciła się na ich korzyść.
Poczuł jak partner, uwielbiał tak o nim mówić, kładzie dłoń na jego włosy i przeczesuje je palcami. Wczepiał je w czarne kudełki i od czasu do czasu delikatnie pociągnął.

    - Ran- powiedział nie odrywając wzroku z telewizora.
    - Hm?
    - Może nie pamiętam wszystkiego dokładnie, ale to akurat zapadło mi w pamięć. Kiedy się kochaliśmy i chciałem cię na siebie przygotować ty byłeś już mokry. Zaplanowałeś to i zrobiłeś sobie wcześniej palcówkę?
    - Zamknij się- pacnął go w głowę- wcale nie musiałeś tego mówić.

Odwrócił się na drugi bok by znaleźć się z McLane'm twarzą w twarz. Ujrzał ogniste rumieńce i patrzące na niego wściekłe kasztanowe oczy. Cmoknął go szybko w usta i zaśmiał się gdy mężczyzna chciał go zrzucić z łóżka.

    - Nigdy więcej mnie o to nie pytaj, bo pożałujesz- warknął.
    - Oj nie złość się, tylko następnym razem daj mi zobaczyć ten pociągający obrazek- uchylił się gdy poduszka przypadkiem wyleciała z rąk szatyna i chciała go zaatakować.
    - Następnym razem to ty będziesz się wił pode mną. Gdy jeszcze się kąpaliśmy zgodziłeś się.
    - I dotrzymam słowa, kochanie.
    - No ja myślę. Zastanawiam się jak zareaguje reszta gdy się dowie. Kiedy im powiemy?
    - Pewnie nic nie będziemy musieli mówić, bo sami to zobaczą. Już słyszę słowa Samy.
    - „A nie mówiłam”- powiedzieli równocześnie imitując głos kobiety.
    - Ale przynajmniej tym razem nie będzie mi suszyć głowy, że jestem idiotą, bo związałem się z jakimś dupkiem.
    - Myślę, że mnie przy twoim boku zaakceptuje.

Nagle obaj usłyszeli dzwoniący telefon należący do McLane'a. Z niemałym trudem odsunął się od kochanka, wyszedł z łóżka i odszukał grający telefon. Spojrzał na wyświetlacz i uśmiechnął się wrednie.

    - O wilku mowa. Siema. Mam nadzieję, że dzwonisz, aby mnie przeprosić za to jak mnie wczoraj opierdoliłaś z góry na dół.
    - Tylko dlatego, że Derek mi kazał. No w dalszym ciągu jesteśmy przyjaciółmi- dodała po chwili.
    - To zabolało. Ale nie gniewam się. Może spotkamy się na przyszły weekend? Wtedy wszyscy będą mieli wolne.
    - Dobry pomysł. Może wtedy pogodzicie się z Dee.
    - Już to zrobiliśmy- mówił patrząc na mężczyznę.

Porozmawiali jeszcze chwilę i rozłączyli się. Odłożywszy komórkę usiadł na rogu łóżka i nie wiele myśląc zaproponował, żeby Laytner z nim zamieszkał. Już drugi raz to robił i miał nadzieję, że tym razem jego propozycja nie zostanie odrzucona, bo się wkurzy.

    - Znajdzie się tu dla mnie miejsce?
    - Dla ciebie zawsze. Naprawdę już nie mogę się doczekać miny Riggs, a muszę poczekać jeszcze z cztery dni. A swoją drogą zauważyłeś, że Tony w obecności Cassidy coraz rzadziej skupia się na swoim telefonie?
    - Dał się usadzić przyszłej żonie. Ale to mu wyjdzie na dobre. Chodź do mnie- wyciągnął ręce i porwał Randy'ego w swoje ramiona. Z których nigdy go nie wypuści.



Obaj zgodnie uznali, że między nimi wcale nie musi się nic zmieniać. Są po prostu długoletnimi przyjaciółmi, których łączy wzajemna miłość. Przekomarzać będą się jak zawsze, ale jak szybko się pokłócą tak szybko się pogodzą. Znają siebie lepiej niż ktokolwiek inny, więc ze wszystkim dadzą sobie radę. Oni wszyscy mają siebie i to jest najważniejsze. By mieć tą szczególną dla siebie osobę. W ich przypadku trochę trwało zanim w pełni mogli zacząć cieszyć się sobą. Ale jak i Dee tak i Randy wierzą, że nie bez przyczyny kilkanaście lat tamu los postawił ich na swojej drodze.





~* KONIEC *~



5 komentarzy:

  1. Fantastyczne opowiadanie. Przeczytałam od razu całość. Lekko piszesz. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie było mnie jakiś czas, ale dziś skończyłam to opowiadanie... Przepiękna Perełka:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne zakończenie :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie jest fantastyczne. Jedyne co mi się nie podobało to noc Dee i Ashtona (chętnie zabiłabym tego drugiego). Polubiłam wszystkich bohaterów, ale najbardziej to chyba Dee :D Cudowny facet.
    Z przyjemnością czytało się jak w końcu Dee i Randy zostali parą. Przeszli wiele i w ostatnich rozdziałach miałam chęć przytulenia każdego z nich i "podarowania" kopniaka w zad za nieogarnianie sytuacji (to ostatnie to z rezerwacją dla Rana).
    Było naprawdę miło przeczytać historię miłości obu panów. Piękne dzięki za podzielenie się nią ;)
    Życzę weny do dalszych prac.


    Uroczyście kończąc,
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    więc to nie był sen, çbjak Rendy się wkurzał, że Dee mysli wciąż, że nic się nie zmieniło między nimi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń