Powered By Blogger

niedziela, 18 września 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 15


Dziękuję za komentarze :D






Słońce raziło go w oczy. Chciał jeszcze pospać, ale promienie mu to uniemożliwiały. Odwrócił się tyłem do okna by uciec przed oślepiającym światłem. Odrzucił od siebie kołdrę, bo zaczęło mu się robić za gorąco. Chciał rozłożyć zdrętwiałą rękę na drugą połowę łóżka, lecz gdy to zrobił natychmiast otworzył oczy czując coś pod kończyną. Zrobił kolejny błąd, bo zaledwie kilka centymetrów dzieliło jego twarz od twarzy bruneta. Gdyby mógł od razu odskoczyłby od męża jakby ten parzył. Tymczasem jego ciało w jednej chwili się napięło a serce niebezpiecznie przyspieszyło swój rytm. Bał się poruszyć, by nie czasem nie obudzić mężczyzny. Czuł jak czerwienieje na twarzy, a na całym ciele robi mu się okropnie gorąco jakby się gotował. Pierwszy raz śpi z Kaylorem w łóżku i to tak blisko siebie. Dosłownie czuł ciepło bijące od ciała Ledwooda. Materac może nie był mały, ale dwóch dorosłych mężczyzn, w dodatku dobrze zbudowanych mogło mieć odrobinę ciasno. Przez długi czas pozostawał napięty ja struna i zestresowany. Jednak im dłużej mąż się nie budził tym był w przekonaniu, że jakoś przeżyje te chwile bliskości. Zawsze się bał spojrzeć na bruneta przez jego oczy, lecz te obecnie zamknięte i pogrążone we śnie nie stanowiły żadnego problemu. Przypuszczał, że dostał szansę by mu się nieco przyjrzeć. Takim widokiem mało kto pogardzi. Najpierw obejrzał sobie twarz męża. Widział gęste czarne włosy, które nie wiedzieć czemu miał ochotę pogłaskać. Wstrząsnęło nim na samą myśl gdy uświadomił sobie kim i jaki jest Kaylor. Miał grube brwi i długie, okalające błękitne oczy, których tak się bał, rzęsy. Taksował go spojrzeniem po czym zjechał nim na jasne usta, które już kilka razy go całowały. Nagle poczuł ruch pod swoją ręką i zorientował się, że wciąż leży ona swobodnie na biodrze mężczyzny. Natychmiast ją zabrał i przycisnął do siebie. Po chwili, w której błagał by Ledwood spał dalej, uspokoił się, bo mąż nie wstał. Wwiercając w niego wzrok stwierdził, że Kaylor gdy śpi wygląda jak nieszkodliwe i niewinne dziecko. Nie przypomina siebie za dnia i nie pokazuje swojego charakteru. I nie rani słowami tak jak przed ich pójściem spać. Wcale do ciebie nie pasuje to ordynarne zachowanie jakie pokazujesz ludziom. Wygląda jakbyś stworzył fałszywego siebie, którego nie obchodzi nic poza własną osobą. Jakbyś pragnął by ludzie widzieli cię takiego jakiego zgrywasz a nie takiego jakim jesteś.
Chciał zamknąć oczy i przestać się na niego patrzeć, ale nie potrafił. Co by nie myślał i robił, gdy Kaylor ma zamknięte oczy, on nie może oderwać od niego wzroku. Mężczyzna z ostrymi i dobrze wyrzeźbionymi rysami twarzy, pod którego spojrzeniem każdy człowiek speszyłby się w tej sytuacji wyglądał niesamowicie przyjaźnie i bezbronnie.
Serce nadal biło mu szybko i żeby je uspokoić odsunął się trochę bardziej na swoją stronę łóżka i przekręcił się z boku na plecy. Rozejrzał się po sypialni. Dopiero teraz mógł podziwiać wystrój tego miejsca. Ściany były pomalowane na biało i niebiesko. W wielu miejscach wisiały różne ozdoby, błyszczące kamienie, muszle. Ładnie tu było, ale co z tego skoro nie może się tu poruszać swobodnie? To było denerwujące i uciążliwe. Znów musi się prosić o wszystko, bo zanim Kaylor zrozumie o co mu chodzi albo przestanie się z nim droczyć minie trochę czasu. Z każdym upływającym kwadransem czuł jak łóżko gryzie go w tyłek. Nie mógł więcej wytrzymać bezczynnego leżenia skoro nie spał i już nie zaśnie.
Wyczołgał się z łóżka starając się nie zbudzić bruneta. Przyciągnął do siebie wózek i w miarę sprawnie wsiadł na niego. Jednak na problemy nie musiał długo czekać. Jak tylko chciał przejechać przez próg pokoju kółka zaklinował się o futrynę i szafkę stojącą w dość niefortunnym dla niego miejscu. Usiłował sobie z tym poradzić i wyjechać z pułapki, ale nie potrafił. Schylił się i uderzył czołem o kolana wydając z siebie jęk zawodu. No i mąż już sobie nie pośpi. Miał tylko nadzieję, że nie będzie na niego zły.

    - Kaylor! – krzyknął od razu głośno pamiętając, że spokojne budzenie go nie daje rezultatów.

Musiał obrócić głowę o ponad dziewięćdziesiąt stopni by dojrzeć jak brunet raptownie zrywa się z łóżka i zdezorientowany rozgląda się wszędzie. W końcu po przetarciu oczu zwrócił się ku niemu. Kilka sekund się mu przyglądał aż nagle wybuchnął śmiechem.

    - Coś ty zrobił? – złapał się za brzuch i skulił. – Tylko mi nie mów, że się zaklinowałeś.
    - Nie muszę mówić, bo to widzisz.
    - Mam ci pomóc? – nadal nie potrafił się uspokoić widząc scenkę przed sobą z szarpiącym się na wszystkie strony Calebem. Aż stamtąd czuł irytację i zniecierpliwienie jakie uwalniał z siebie blondyn.
    - Gdybym tego nie potrzebował to dałbym ci spać.
    - Ale zabawnie się na to patrzy – skrzyżował nogi i opadł się o ręce ugięte w łokciach.


Podszedł do blondyna i przesunięciu szafki oraz odblokowaniu drugiego koła pociągnął Caleba do tyłu. Po ponownym spojrzeniu na męża Kaylor stwierdził, że jak zwykle odwraca od niego wzrok. Nawet na to nie zareagował, bo gdyby zaczął coś mówić na ten temat prędzej czy później wywiązałaby się z tego sprzeczka. Zostawiając go poszedł na korytarz po walizki, które przytargał do sypialni i położył je na łóżku bo na podłodze zagradzałby im drogę. Na dzień dobry miał dość tego małego metrażu i braku przestrzeni. Taki pensjonat byłby dobry dla jednej osoby, ewentualnie dwóch, ale nie gdyby jedna z nich była niepełnosprawna. Przecież tu nie da się swobodnie poruszać. Nawet on bał się, że coś straci lub zbije gdy nie będzie uważał na każdy ruch. Nie wiedział jakie hotele oferuje wyspa, ale chyba wszystko było lepsze niż to.

    - Gdybym nie znał swojego ojca to bym pomyślał, że poskąpił na hotel – powiedział wyciągając z walizki bieliznę, krótkie spodenki i czerwoną bokserkę.
    - Zamierzał poprawić nasze relacje przez zmniejszenie metrów kwadratowych do życia?
    - Na to wygląda. Czasem zaskakuje sam siebie.

Idąc do łazienki na sekundę zatrzymał się w progu i obrysował spojrzeniem sylwetkę Caleba. Naprawdę wyglądał świetnie. Miał piękne i zadbane ciało. Gdyby tylko nie był kaleką, pomyślał.
Gdy wszedł już ubrany do pokoju stwierdził, że teraz musi pomóc blondynowi. Pojawił się tylko jeden problem, o którym musi mu powiedzieć.

    - Wiesz, za rok ja wyślę tutaj ojca. Do tego samego pensjonatu – rozłożył ręce i pokazał mieszkanko. – Niech on tutaj sobie pomieszka. Nie dość, że mało miejsca to architekta projektującego łazienkę powinno się zasztyletować.
    - Aż tak źle? – zapytał wyjmując swoje ubrania.
    - Wózek się tam na pewno nie zmieści. A o kąpieli zapomnij. Jak dorosły facet ma umyć się w tak cholernie małej wannie. Już pół biedy gdyby był prysznic. Ale ani ty ani ja się nie zmieścimy do niej – był już wkurzony a teraz czuł, że Caleb również się rozzłości. Ojciec wysłał ich na wakacje i wszystko pięknie, ale chyba rozum postradał dając im do mieszkania taką klitkę. Nie wytrzymają w niej dwóch tygodni.
    - Trudno – wzruszył ramionami ukrywając swój zawód z zepsutego urlopu. Jednak nie ma co marudzić i dramatyzować. – Masz ochotę po śniadaniu się przejść?
    - A co jest tu ciekawego do zobaczenia? Są jakieś kluby? – zapytał energicznie.
    - Nie wiem czy są. Za to jest wiele rzeczy, których można się o wyspie dowiedzieć, pozwiedzać. Chyba po to przyjechaliśmy. Nie lubię wychodzić z domu, ale tutaj nie mam jak się ruszyć. I z dwojga złego już wolę pospacerować.
    - Ech – westchnął – jak tam chcesz. Ale nie proś, żebym się zachwycał tym co ty.
    - Nie śmiałbym – warknął czując narastającą irytację. Kaylorowi do szczęścia wystarczy bar i Dann, z którym może chlać.

Jak postanowili tak zrobili. Wyszli z pensjonatu i zaczęli zwiedzanie. Caleba zaskoczyło to jak pięknie prezentowała się wyspa. Gdzie tylko nie spojrzał widział wodę. Słońce rzucające na nią promienie sprawiało, że mieniła się, błyszczała. Szum fal słyszalny z daleka przyprawiał go o gęsią skórkę. Na dworze było bardzo gorąco, z tego co widział na termometrze przy jednej z knajpek w cieniu było ponad trzydzieści stopni. Ponoć lipiec i sierpień to tutaj najgorętsze miesiące. Podobało mu się oglądanie budowli, architektury Santorini. W tym czasie zupełnie zapomniał jak bardzo bał się wychodzić z domu, nie lubił rozmawiać z obcymi ludźmi i nie mając przy sobie Lilith lub Abigail wpadał w panikę. Wszystkie jego złe nawyki, obawy, strach zniknęły. Nie wiedział dlaczego czuje się tak dobrze i swobodnie. Jechał w pewnej odległości za Kaylorem, któremu chyba też przypadło do gustu podziwianie krajobrazu. Podczas rozmowy z innymi turystami, którzy przyjeżdżają tutaj co roku, dowiedzieli się, że charakterystyczny kształt wyspy, strome brzegi i urwiska powstały na wskutek ogromnej erupcji wulkanu, która miała miejsce prawdopodobnie w XVII w p.n.e. Ta informacja może się przydać Antrosie. Może do jakiejś powieści związanej z katastrofą, której przyczyną był drzemiący wulkan.
Zatrzymali się w uliczce znajdującej się najniżej do morza. Podeszli najbliżej ja to było możliwe. Nie było ryzyka, że mogą spaść, gdyż od tego uratowałby ich skalny murek sięgający Kaylorowi mniej więcej do ud. Nie potrafił przestać patrzeć na wody oblewające Santorini oraz na inne wyspy znajdujące się w pobliżu. Widok zapierał dech w piersiach.

    - Co z twoją rehabilitacją? – wyskoczył z pytaniem jak Filip z Konopii. Po chwilowej dezorientacji Caleb odpowiedział mu pytaniem.
    - Co masz na myśli?
    - Przez ostatnie tygodnie kilka razy w tygodniu zawoziłem cię do ośrodka. Od dawna tam uczęszczasz? Czy dzięki niej będziesz znowu chodzić? – sam do końca nie wiedział dlaczego wyskoczył z tym tematem właśnie teraz i dlaczego w ogóle to zrobił. Ostatnio dużo nad tym myślał i zastanawiał się, ale pytać go nie zamierzał.
    - Właściwie to ta rehabilitacja nie ma znaczenia – taka odpowiedź bardzo zaskoczyła bruneta. Zainteresował się tym i zamierzał posłuchać jak mąż mówi na ten temat. – Nieważne czy będę tam chodził czy nie. Ja nigdy nie chodziłem samodzielnie, więc nie rozumiem dlaczego zapytałeś czy znów będę chodzić. Taki się urodziłem. Do rehabilitacji w ośrodku zmusiła mnie ciocia zapisując mnie tam gdy byłem jeszcze dzieciakiem. Nie rozumiałem po co miałem to wszystko robić, ćwiczyć skoro to nigdy nie da żadnych efektów. Mogłem dawać z siebie wszystko, ale nogą nie poruszę, nigdy nic nie poczuję. Do końca życia utknąłem na wózku i to się nie zmieni, Kaylor.
    - Myślałem, że takie zabiegi pomagają ci. Ale jeśli nie to dlaczego w ogóle...
    - Dla satysfakcji. Mam poczucie, że próbowałem robić cokolwiek. Z jednej strony władzy w nogach mi to nie przywróci, ale ćwiczenia mi się przydają. Lubię sport i cieszę się, że tam mogę robić różne rzeczy z ludźmi podobnymi do siebie. W dodatku wyspecjalizowani ludzie tam są i pilnują, pomagają. Wiedzą co zrobić w każdym wypadku a osoby takie jak ja czują się bezpieczniej.

Słuchał uważnie jak Caleb opowiada o swoim problemie. On widział w takim życiu problem, ale mąż sobie jakoś radził. Gdy dowiedział się o nim prawdy znienawidził go, bo nie wyobrażał sobie życia a kaleką. Wciąż jakaś złość się w nim tliła, ale już chyba bardziej na ojca, który mu nic nie powiedział, niż na Antrosę. Skoro blondyn się taki urodził to jakim cudem może myśleć, że to jego wina? Wina dziecka, że urodziło się sparaliżowane? Nie miał na to wpływu. Teraz zaczął się wstydzić za swoje myśli, którym nie zamierzał pozwolić ujrzeć światła dziennego. Po tej rozmowie zrozumiał, że jego napady wściekłości nie miały prawa bytu. Czuł się oszukany gdy zobaczył Caleba na wózku, nie umiejącego się poruszać. A przecież mężczyzna sobie takiego życia nie wybrał. Tak było przesądzone z góry. Naprawdę czuł się okropnie przez własne myśli. Tak źle traktował blondyna w swojej głowie. Mimo że wiedział, iż zrobił źle, poznał wszystko z perspektywy męża to i tak nie potrafił się zmusić by go za cokolwiek przeprosić. Jak ty ze sobą wytrzymujesz, Kaylor? Zapytał samego siebie.
    - Nie wiedziałem o tym – przyznał. Ciekawe jak długo będzie czuł się jak ostatni kretyn?
    - No to teraz już wiesz. Założę się, że jest już popołudnie – zmienił temat. – Wiem, że zwykle jadasz sam albo w towarzystwie Kariny, ale może tym razem zjesz ze mną? – nie odważył się popatrzeć na męża, choć gdyby to zrobił zobaczyłby malujące się na jego twarzy zdziwienie, tylko patrzył się na morze i pływające po nim statki pasażerskie i nie tylko. – A jeśli wyskoczysz z tekstem „Nie chcę bo nie jestem głodny” to pójdę sam.
    - Chcę, pewnie że chce – roześmiał się. – Od śniadania nic nie jadłem. Poszukamy jakiejś restauracji czy coś.

Podszedł do wózka i złapał go za rączki prowadząc po drodze. Czuł się jakoś dziwnie kiedy on szedł sam z przodu, a Caleb jechał za nim. Teraz powinno być dobrze. Przeszli kilkanaście metrów rozglądając się za miejscem gdzie można coś zjeść. Jednak przez długi czas nie potrafili go znaleźć. W końcu w akcie desperacji Kaylor postanowił zapytać jakiegoś przechodnia o drogę do najbliższej restauracji. Na szczęście dostał zadowalającą odpowiedź i szczegółowe oraz łatwe w odbiorze instrukcje jak do jadłodajni dojść. Rozmawiając przez chwilę i dziękując dwóm kobietą za wskazanie drogi spostrzegł, całkiem przypadkiem, że jedna i druga pani mają na palcach dokładnie takie same pierścionki. Od razu przebiegło mu przez myśl, że one również są parą i spędzają tu swój urlop. Uśmiechnął się na to. Byłoby całkiem fajnie gdyby okazało się, że to o czym pomyślał było prawdą, a nie tym, że to tylko, całkiem niepodobne do siebie siostry, których więź jest tak silna, że noszą obrączki i są ze sobą niebywale blisko. Dla takich ludzi jak oni to, że mogą wziąć ślub ze swoją ukochaną lub ukochanym to prawdziwe szczęście. Kiedy był nastolatkiem i trzymały się go różne idiotyczne marzenia, kiedy głęboko wierzył, że miłość spotka każdego, że miłość jest najsilniejszym z uczuć i wyobrażał sobie swoje życie u boku tego jedynego, bardzo współczuł osobą, które żyjąc w konserwatywnych krajach nie mają możliwości związać się prawnie i okazywać swojej miłości. Dlatego on dorastając postanowił sobie nie ukrywać się ze swoją orientacją bo uważał, że jeśli komuś coś nie w nim nie pasuje to ta osoba ma problem, nie on. Jednak z upływem lat porzucił przynajmniej część swoich nastoletnich marzeń, które zostały zdruzgotane w ciągu kilku sekund.
Przypomniawszy sobie sytuację z wtedy, emocje, które czuł i mocno bijące serce zrobiło mu się niedobrze. Brakowało tylko by wspomnienia wróciły. Będąc dorosłym nienawidził siebie z tamtego okresu. Już nigdy nie chciał być taki jak kiedyś. A był naiwnym i głupim gówniarzem. Zamknął ten rozdział piętnaście lat temu.

    - Coś się stało? – melodyjny głos męża sprowadził go z powrotem na ziemię.
    - Dlaczego pytasz? – odwrócił się jego stronę, a zobaczywszy wgapiony w w talerz wzrok Caleba wcale się nie zdziwił.
    - Bo twoja dłoń zaraz zgniecie tą szklankę i szkło wbije ci się w ręce.

Spojrzał na swoją dłoń ściskającą szklankę z połową soku owocowego. Rzeczywiście wyglądało to jakby zaraz miał ją rozbić. Poluzował uchwyt i odstawił naczynie. Czyżby aż tak pogrążył się w myślach, że nie zdawał sobie sprawy co robi? Wziął się za ponowne jedzenie ryby z frytkami, którą jakiś czas temu zamówili w znalezionej dzięki pomocy restauracji. Z racji tego, że lokal był duży i mieścił się nad skarpą, z której był niesamowity widok na morze postanowili zjeść na zewnątrz. Od tamtego czasu się do siebie nie odzywali. To i tak dobrze, dziś się nagadali więcej niż przez ostatnie tygodnie będąc w domu. Kaylor stwierdził, że to miejsce jest niezwykłe. Nie potrafił do końca tego opisać, ale czuł się tu bardzo dobrze. Mógł nawet rzec, że lepiej niż w barze popijając z przyjacielem drinka za drinkiem.
Wiedział, że Antrosie także się tutaj bardzo podoba. Patrząc na niego nie potrafił zgadnąć o czym myśli. Był dla niego kompletną zagadkę. Czuł, że od tak niczego się nie dowie, musiałby z nim rozmawiać, poznawać się. Ale czy to ma sens skoro za rok już nic nie będzie ich łączyć? Mimo że ciekawość prowadzi do piekła to i tak wygrywa ona z każdym człowiekiem.

    - Dlaczego za każdym razem gdy na ciebie spojrzę ty odwracasz się od mnie? – podniósł krzesło, na którym siedział i przysunął się z nim bliżej Caleba.

Nie odpowiedział od razu. Poczuł się niekomfortowo będąc tak blisko Ledwooda, są w publicznym miejscu, a wygląda to jakby flirtowali.

    - Mógłbyś dać mi trochę przestrzeni?
    - Zapytałem cię o coś – trwał przy swoim, a kiedy Caleb nie odpowiadał przysuwał się bardziej i nachylał się do niego jakby miał go zaraz pocałować.
    - Przestań, tu są ludzie – szepnął cicho – nie rób tego co ci się żywnie podoba!
    - Nie obchodzi mnie, że ktoś się na mnie patrzy. Nie robię nic złego. Przytulam się jedynie do mojego męża. Nie wolno mi? – zapytał denerwując się, poprzez takie a nie inne zachowanie Antrosy zdał sobie sprawę, że on albo jest bardzo nieśmiały, albo w przeciwieństwie do niego ukrywa swoje upodobania głęboko pod skórą, by nikt nie wiedział. Jeśli prawdą jest to drugie to mąż ma problem, bo on nie zamierza się przejmować jakąś gównianą opinią.
    - Kaylor – odsunął się od bruneta i popatrzył się na niego.
    - No proszę. W końcu byłeś łaskaw na mnie spojrzeć? Dlaczego dopiero teraz?
    - Chcę spokojnie zjeść. Nagle zebrało ci się na rozmowy ze mną? Do tej pory prawie nigdy nie było cię w domu, bo albo zostawałeś w pracy nie mając nawet nic do roboty, albo wychodziłeś z Callaway'em – mówił półszeptem nie chcąc by ktokolwiek ich usłyszał.
    - Natomiast ty zamykałeś się w pokoju i udawałeś, że cię nie było. Od dnia naszego ślubu zastanawiałem się dlaczego się na mnie nie patrzysz – nie obchodziło go, że wokół są ludzie przysłuchujący się ich rozmowie. Udawali, że nie obchodzi ich ta dziwna z pozoru wymiana zdań, ale uszy mieli nadstawione, a Kaylor to dostrzegał. Jemu tam wszystko jedno. Nie zna tych osób, oni nie znają jego. Poza tym z jakiej racji miałby ukrywać to, że ma męża. Gdy ludzie wiedzą jest lepsza zabawa.

Wiedział, że powiedział za dużo gdy Antrosa odsunął się od stołu i odjechał. Znów naszło go to okropne uczucie w sercu. Zaciskało się i dudniło rozlewając w sobie poczucie winy. On jest zdecydowanie przewrażliwiony na swoim punkcie. Przynajmniej mam pewność, że daleko nie zajedzie beze mnie. Niech się poboczy. Przejdzie mu. Machnął ręką na fochy męża. Dokończył swój obiad i opróżnił szklankę z sokiem. Zamierzał pospacerować, ale stwierdził, że bez Caleba to już nie będzie takie fajne i straci swój urok. Na zegarku w telefonie widniała szesnasta pięćdziesiąt. Mijał czas a on tego nie odczuwał. Relaksował się i obiecał sobie, że będzie korzystać z wygód wyspy skoro i tak gdziekolwiek wyjeżdża raz na tysiąc lat.
Szukając męża już pół godziny stwierdził, że koniecznie muszą się wymienić numerami telefonów. Głupotą było to, że tego nie zrobili. Nagle przed oczami mignęła mu blond czupryna niedaleko stąd. Osoba była niska, więc mógł się domyślać, że był to mąż. I nie mylił się. Przy księgarni, jak zauważył, znajdował się mężczyzna przyglądając się wystawie.

    - Aż tak cię to zainteresowało? – pojawił się szybko za nim, a blondyn gwałtownie się odwrócił.
    - Kiedy przestaniesz?!
    - Chyba nigdy – posłał mu lekki denerwujący uśmieszek. – Chcesz wracać do pokoju? Wyglądasz na zmęczonego.
    - Rzadko wybieram się do miejsc gdzie jest multum ludzi. I nie przy trzydziestu stopniach.
    - Faktycznie pogoda lepsza niż u nas, ale potwornie gorąco – złapał za koszulkę i zaczął się wachlować.

Złapał za wózek, wbrew protestom Caleba, któremu ta czynność się nie spodobała, i skierował się do schodów, które musieli pokonać by dostać się do pensjonatu. Po jakimś czasie wreszcie dotarli na miejsce. Po wejściu do środka obaj zaczęli się denerwować.

    - Cholera! Tu nie ma jak się poruszać! Ojciec dostanie opierdol. Gdybym wiedział, że to coś, czego nie można nazwać domem jest taką klitką wynająłbym hotel.
    - Tutaj hotele są bardzo drogie – rzekł blondyn przesiadając się z wózka na łóżko, na którym znów będzie spał z mężem. Wcale mu się to nie uśmiechało.
    - Skąd wiesz?
    - Gdybyś trochę poczytał to byś wiedział, że wulkaniczne skały doskonale nadają się do „rzeźbienia”. Domki, hotele i pensjonaty wykute są właśnie w skałach. Panu Banerowi udało się wynająć ten pensjonat po niskiej cenie.
    - Wiemy dlaczego takiej niskiej.
    - Tak, ale przez atrakcyjny wygląd są bardzo drogie. I mówimy tu o takich miejscach ja to – rozłożył ręce i obrysował wnętrze. – A najdroższe hoteliki życzą sobie nawet kilkaset euro za dobę. Zwłaszcza z widokiem na morze.
    - Pieniędzy nam nie brakuje. Na wczasach nie można oszczędzać, bo będzie się tylko żałować.
    - Niech zgadnę należysz do osób, które co chcą to sobie kupują, prawda?
    - Pieniądze to dobra rzecz. A kłamstwem jest, że one szczęścia nie dają. Wszyscy tak mówią, a prawdą jest, że każdy chciałby je mieć. A właśnie, musisz mi podać swój numer telefonu. Przyda się w razie czego.
    - Wiem, ostatnio też o tym myślałem.
    - Nie do wiary. Ależ się rozmowny stałeś. To może mi w końcu odpowiesz na moje pytanie?
    - Zawsze się na mnie patrzysz jakbyś miał mi coś za złe. Jakbym cię czymś dotkliwie obraził. Masz wtedy przerażające spojrzenie, ono właściwie cię nie opuszcza, przynajmniej gdy jesteś w moim towarzystwie.
    - Naprawdę? – no to Antrosa go zaskoczył. Nie sądził, że jego wzrok mówi tak dużo. Ale przesadził i wiedział to. Od samego początku przesadzał. – Umówmy się, że ja przestanę się tak patrzeć, ale ty nie możesz odwracać się ode mnie. I nie chcę słuchać żadnego sprzeciwu. Jesteś młodszy, więc masz się słuchać.
    - Co? Dlaczego nagle z tym wyskoczyłeś?
    - Bo tak mi się podobało. Jaki plan mamy na jutro? Moja wiedza o tym miejscu jest zerowa, więc pójdziemy... pojedziemy gdziekolwiek będziesz chciał. Ciesz się – uśmiechnął się szczerze do męża.
    - A co z twoim wychodzeniem wieczorami? Nie zamierzasz szukać baru?
    - Koniec z piciem. Lubię mieć nad wszystkim kontrolę, a w piciu ją powoli tracę. Nie chcę dobitnie przekroczyć tej granicy.
    - Kontrolę mówisz? – nie wiedzieć czemu nie podobało mu się to słowo, brzmiało źle jak dominacja, nadzór. – Możemy zejść niżej i zobaczyć czerwoną plażę oraz port.
    - Masz pojęcie ile to będzie schodów? – aż się zląkł mając w głowie ile będą musieli schodzić i wchodzić. A Caleb z wózkiem wcale nie był lekki.
    - Możemy skorzystać z kolejki linowej w Firze, ale to kosztuje parę euro.
    - Wolę parę euro niż płacić miliony za operację kręgosłupa – nie żartował, ale to co powiedział sprawiło, że blondyn uśmiechnął się z rozbawienia. – Mogę iść umyć się pierwszy? Zajmie mi to krócej niż tobie. Potem ty pójdziesz, co?
    - W porządku.

Kiedy Kaylor wyszedł z sypialni odetchnął z ulgą. Ciężko mu było porozumieć się z takimi ludźmi jak on. Był zmęczony dzisiejszym dniem. Jeszcze nigdy w swoim życiu, nie licząc czasów liceum, nie był w takim dużym gronie ludzi. Nie było późno a on mógłby już się położyć spać. Chociaż przydałoby się później zjeść kolację. Lodówkę mają pełną. Nagle usłyszał swój telefon. Domyślając się, że to przyjaciółka wyciągnął go z kieszeni i rejestrując, że dzwoni, o dziwo, nieznany numer odebrał.

    - Słucham?
    - Pan Caleb Antrosa? Krewny pani Abigail Antrosy?
    - Zgadza się. O co chodzi? – chyba najbardziej denerwującą rzeczą jest gdy ktoś odpowiada pytaniem na pytanie.
    - Moja godność Bruno Lacroix. Jestem chirurgiem w Centre Chirurgical Ambroise Parc. Pani Antrosa... – zaczął wzdychając niebezpiecznie. Ton jakim lekarz mówił nie świadczył o niczym dobrym, tego był pewien.




3 komentarze:

  1. Hej,
    trochę zaczynają się poznawać, sidać, że Kaylor zaczyna się zmieniać i to mnie cieszy, a ta końcówka... niech Abigail nic poważnego nie będzie, proszę, Celeb może się załamać, ma tylko ją, ma jeszcze męża, ale jeszcze do wzorowego męża to daleka droga...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  2. Kaylor również został skrzywdzony? Przez kogo? Kto zmiażdżył jego serce i zamienił w lód?
    Co się stało Abigail?
    Czy Kaylor wesprze Caleba?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, powoli zaczynają się poznawać, Kaylor powoli zaczyna się zmieniać, a ta końcówka... mam nadzieję, że z Abigail będzie wszystko dobrze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń