Powered By Blogger

niedziela, 31 lipca 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 8


Na szczęście minął mój zastój, trwający tak na oko dwa dni :D Bardzo fajnie pisze mi się historię tej dwójki. Po pozytywnych komentarzach widzę, że tekst się podoba. Bardzo mnie to cieszy. Dziękuję tym, którzy komentują, jak również tym, którzy tego nie robią po prostu czytając :)






Drzwi otworzyły się z rozmachem wpuszczając do środka wysokiego, przystojnego mężczyznę, od którego biła aura zimna i wrogości, lecz tylko przez ułamki sekund. Poprawił dłonią gęste, czarne włosy, przykleił na twarz promienny uśmiech, a jego oczy z lodowatych zmieniły się w ciepłe i przyjazne. Caleb zauważył, że za tym mężczyzną pojawia się kolejny, uśmiechający się jeszcze szerzej pokazując lśniące zęby. Drugi z nich zamknął drzwi, obaj podeszli bliżej. Do przybyłych natychmiast zbliżył się pan Baner z zamiarem zabicia przynajmniej jednego z nich. Minął kwadrans od godziny, w czasie której on i Kaylor mieli wziąć ślub. Cały czas był zdenerwowany i zestresowany tym ciągłym oczekiwaniem. Ciocia i przyjaciółka niewiele mu pomagały, aczkolwiek bardzo się cieszył, że kobiety są przy nim i wspierają go jak potrafią. Nawet pan Ledwood mówił mu, że jego syn nie jest aż taki straszny i nie pożre go w całości. A jemu przebiegło przez myśl „Całego nie, ale kawałek po kawałeczku, już pewnie tak”. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak ostatni tchórz. W głowie krążyły mu swoje wcześniejsze słowa „Jesteś mężczyzną, nie możesz płakać, nie możesz się bać”.
Zobaczywszy tą dwójkę, niemal od razu wyczuł, który z mężczyzn jest synem pana Banera. Stres nie minął, lecz nie zamierzał chować głowy w piasek i udawać, że go tu nie ma, choć miał na to ochotę. Mimo wszystko nie powinien się przejmować swoimi nogami, bo w końcu Kaylor o nich wiedział. Obserwował uważnie mężczyznę skupiając się najpierw na jego eleganckim ubiorze. Musiał przyznać, że było mu do twarzy w garniturze. Później jego wzrok spoczął na twarzy mężczyzny. Mimo że przyszły mąż się uśmiechał rozmawiając ze swoim ojcem, to gdyby się przejrzeć jego oczy pozostawały zimne jak lód. Był pewny, że nie jest to spowodowane ich błękitnym kolorem, a emocjami. Drugi osobnik stał obok swojego przyjaciela, jemu również była suszona głowa za spóźnienie się. Mężczyzna zdawał się nic sobie z tego nie robić, jego oczy w przeciwieństwie do Kaylora błyszczały i pozostawały rozbawione. To wyglądało tak, jakby ta dwójka diametralnie się od siebie różniła. Ale w gruncie rzeczy żadnego z nich nie zna, więc nie będzie żadnego oceniał. To może zrobić później.

    - Mówiłem wam idioci! Nie przyjedźcie na czas a was pozabijam! – pan Ledwood nic sobie nie robił z obecności urzędniczki, która wyglądała na równie zniecierpliwioną co reszta. Najchętniej to już by skończyła całą ceremonię i wyszła stąd.
    -To nie moja wina, że na drodze były korki! – Kaylor znalazł dobrą wymówkę i sprzedał ja ojcu, który nie musiał wiedzieć, że to kłamstwo.
    - Mogłeś wyjechać wcześniej! Chyba powinienem wysłać cię do szkoły podstawowej, bo tam dzieci uczą się liczyć i odczytywać godziny z zegarka!
    - Teraz to ty przedłużasz, przejdźmy już dalej.

Wydawało mu się, że mężczyzna nigdy na niego nie spojrzy uciekając wzrokiem gdzie się da. W końcu jednak podszedł wpierw do niego, pochylił się lekko, wyciągnął dłoń i przywitał się.

    -Witaj Calebie, ciesze się, że mogę cię wreszcie poznać. Nie mogłem się doczekać dzisiejszego dnia – mówił spokojnie przybierając tym samym ciepłą aurę mówiącą Witaj w rodzinie.
    - Mnie również jest miło – zdołał wydusić półgłosem patrząc się wprost w mrożące na wskroś oczy. Wydawało mu się, że przewiercają jego duszę na wylot. Nie spodobało mu się to uczucie, a wręcz sprawiło, że po jego plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

Następnie mężczyzna przywitał się z jego ciocia i przyjaciółką, która od razu się zarumieniła mając przed sobą takie ciacho. Zaraz po Kaylorze, zbliżył się do niego przyjaciel przyszłego męża. On naprawdę wyglądał na zadowolonego i szczęśliwego. Jego gesty były szczere i nieprzemyślane, jakby wykonywał wszystko automatycznie i nie zastanawiał się nad nimi jak Ledwood.

    - Jestem Dann Callaway, najlepszy kumpel tego tam – wskazał palcem na stojącego nieopodal Kaylora.
    - Miło mi – powiedział jedynie, nie musiał się przedstawiać, bo domyślał się, że jego imię było mężczyźnie już znane.

Wszyscy zgromadzeni zostali poproszeni przez urzędniczkę o przejście w głąb sali. Caleb odtrącił dłoń cioci, która chciała chwycić za rączki od wózka. Nie złościła się na to zachowanie, już była przyzwyczajona. Lepiej niż ktokolwiek inny wiedziała jaki drażliwy był jej siostrzeniec względem ciągłej pomocy, swoich nóg i wózka inwalidzkiego. Często działał jej tym na nerwy i najchętniej trzepnęła by go w łepetynę, ale próbowała go także zrozumieć. Dużo czytała na temat ludzi, którzy muszę się borykać z takimi problemami jak Caleb.
Złapał za kółka i sam pokierował pojazdem aby znaleźć się obok Kaylora, który usiadł na krzesełku stojącym naprzeciwko stołu nakrytego białym, gustownym obrusem. Goście również zajęli miejsca dla nich przeznaczone obserwując parę. Antrosa już wcześniej podziwiał ładny wystrój sali, na który składały się wystrojone siedzenia, stół, na którym kobieta kładła dokumenty, i serpentyny w jasnych kolorach pozawieszanych gdzie się dało. Nie podziewał się, iż tak to będzie wyglądać. Myślał, że wejdą do zwyczajnej sali podpiszą co mają podpisać i tyle. A tu się okazało, że pan Baner i Abigail zadbali o najdrobniejsze szczegóły by ten ślub jakoś wyglądał. Może chodziło o jakieś przesądy, typu „Jaki ślub, takie całe małżeństwo”, ale przecież ciotka nie wierzyła nigdy w takie zabobony.
Gdy kobieta miała już zaczynać ceremonię zauważył jak Dann wstał ze swojego krzesła i sprawnym ruchem znalazł się przy Kaylorze, do którego się uśmiechnął tajemniczo i szepnął coś na ucho. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale słowa wypowiedziane przez Callawaya sprawiły, że Ledwood nieco drgnął. Nie usłyszał nic, więc nie wiedział o czym mógł prawić Dann. Z resztą to nie jego sprawa, ale tych dwóch przez swoje zachowanie wszystko przedłuża.
Zdenerwowana kobieta odchrząknęła zwracając na siebie uwagę i prosząc, siląc się na spokój, żeby mężczyzna zajął swoje miejsce. Wreszcie gdy jej pozwolono mówić, zaczęła przypominając z jakiego powodu wszyscy się zebrali w tym miejscu, jak również co oznacza zawarcie związku małżeńskiego. Od siebie dodała, iż bardzo się cieszy, że tym Stanie zalegalizowano związki partnerskie, gdyż jej córka w końcu może pojąć za żonę swoją ukochaną.
    - Najpierw pan Ledwood, proszę powtarzać za mną. Świadomy...

Czuł na sobie palący wzrok ojca i pozostałych. Serce biło mu niebezpiecznie szybko i bardzo się denerwował. Oczywiście, nie z przejęcia, bo nie kocha Caleba, ale ze stresu, iż wypowiadając słowa przysięgi jasno mówiących „I że cię nie opuszczę aż do śmierci” był przekonany o dwunastomiesięcznym odpoczynku od rutynowego życia jakie prowadził. Mówił obojętnym głosem jakby słowa wypowiadane przez niego nie miały żadnego znaczenia.

    - Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Calebem i przysięgam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
    - Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję z związek małżeński z Kaylorem – w tym momencie jego głos zadrżał, lecz nikt tego nie zauważył – i przysięgam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
    - Proszę wymienić się obrączkami.

Wyciągnął z kieszeni marynarki czerwone pudełeczko, po otworzeniu którego wyłoniły się dwa złote krążki. Odwrócił się twarzą do Antrosy i włożył mu na palec obrączkę. Drugą podał mężczyźnie, który również wsunął mu na palec ozdobę. Kaylor spostrzegł, iż dłonie Caleba drżą, ale nie przejął się tym zbytnio. Dlaczego miałby się martwić o kogoś kogo nienawidzi? Bo takie emocje nim władały w tej chwili i zapewne będą mu towarzyszyły przez wiele miesięcy.
Uroczystość trwała nie więcej niż piętnaście minut, wraz z przysięgą i podpisaniem aktu małżeństwa. Po wypełnieniu wszystkich potrzebnych dokumentów kobieta wyjęła z szafki butelkę szampana i potrzebną ilość lampek. Z uśmiechem na twarzy i wyraźną satysfakcją, że to akurat ona udzielała tym dwóm mężczyznom ślubu nalała bombelkowego napoju i rozdała wszystkim. Goście zgromadzili się wokół pary w kółku.

Caleb czuł się dziwnie. Wszyscy patrzyli się na niego i Kaylora jak na wspaniałe, kochające się małżeństwo. Tymczasem mężczyzna próbował na niego nie patrzeć i unikać kontaktu fizycznego. A takie przynajmniej sprawiał wrażenie. Może on jest tylko przewrażliwiony. Jak powinien się zachowywać? Nie zna mężczyzny, którego właśnie poślubił. Miałby tak ni z tego ni z owego mówić o nim „mąż”? Myślał, że dopóki jest z nim Lilith i ciocia jakoś to będzie. Ale co później? Gdy Abigail zostanie odwieziona na lotnisko? Na razie wolał o tym nie myśleć.


Jak tylko ukradkiem spoglądał na swojego pożal się Boże męża, to go nerwica brała. Mąż, też mu coś. Prędzej kaleka, który nie nadawał się do niczego poza siedzeniem na dupie i nic nie robieniem. Sama myśl, że to coś musi zamieszkać w jego domu, do którego nie będzie mógł już sprowadzać kochanków irytowała go. Wcześniej zanim się dowiedział o przypadłości Antrosy wyobrażał sobie, że będzie go pieprzył każdej nocy do utraty tchu. Nie musiałby się nawet wysilać, żeby wyrwać jakąś dupę w barze, bo miałby ją pod ręką. Ale jak, do jasnej cholery, miałby uprawiać seks z kimś kto nie rusza nogami?! Albo będzie żył w celibacie przez rok, albo będzie miał kogoś na boku. Choć to drugie jest bardzo ryzykowne, to tak jakby popełnił samobójstwo. Teraz musiał znosić komentarze starej rodzinki i tej nowej, którą dziś zyskał, w dodatku głupio się uśmiechać, żeby nie pokazać swojej niechęci do tego wszystkiego. Z ulgą przyjął rozlewający się w jego gardle trunek. Od wczorajszego wieczora nie miał żadnego alkoholu w ustach. Dann powiedział, że lepiej byłoby gdyby dzisiaj nic nie pił i posłuchał przyjaciela, chociaż od jakiegoś czasu go strasznie suszyło. Nareszcie zaspokoił swoje pragnienie.



~~* * *~~



Spoglądał na zegarek wiszący w ogromnym salonie. Wskazywał on pierwszą trzydzieści co świadczyło również o tym, iż nastał kolejny dzień. Dopiero parę minut temu przyjechał z Kaylorem do jego mieszkania prosto z wesela. Kilka godzin temu zaczęło się jego nowe życie, które było jednym wielkim znakiem zapytania. Wciąż się obawiał tego co nastąpi, jakie będzie życie z mężem.
Siedział na wózku obok sofy i czekając aż mężczyzna wróci, gdyż po zaprowadzeniu go do domu udał się na parter porozmawiać o czymś z Callaway'em, oglądał wnętrze. Najpierw zaczął od salonu, który wydawał się być tak wielki jak cały jego dom, w którym mieszkał z ciocią. Korytarz również był sporych rozmiarów, więc nie cisnął się w przejściu. Od razu zauważył brak okien w salonie, bo były one zasłonięte bordowymi kotarami. Postanowił zrobić małe oględziny. Wrócił na korytarz i z niego swobodnymi ruchami skierował się w stronę swojego pokoju, jak się domyślił po zobaczeniu swoich walizek i reszty gratów. Rozmiary pomieszczeń w tym mieszkaniu robiły na nim nie lada wrażenie. To co widział było takie inne od tego co znał. Jakby on i Ledwood pochodzili z dwóch różnych światów. Wjechał do pokoju, a właściwie sypialni, w której stało olbrzymie łóżko, wyglądało na miękkie i przyjemne, aż naszła go ochota żeby się na nie rzucić. Ale przecież nie wstanie. Na połowie ściany, równoległej do boku łóżka znajdowała się kolejna bordowa kotara. Zbliżył się do niej i odsłonił kawałek. Widok jaki ujrzał zapierał dech w piersi. Znajdował się niesłychanie wysoko ponad innymi budynkami. Widział je w całej okazałości przez szybę, która jakby wyrastała z podłogi. Dzięki zgaszonemu światłu jego postać nie odbijała się w oknie i nie zasłaniała niesamowitych widoków. Nocna panorama miasta była doprawdy wspaniała. Musiał być ze sobą szczery, dom w jakim mieszka jego mąż to spełnienie marzeń. Jest ogromny, pomimo że jest dużo mebli o nic nie zahacza, wszędzie potrafi się zmieścić. W łazience jeszcze nie był, ale podejrzewał, że jest równie duża.

    - Łazienka – szepnął do siebie.

Co on teraz zrobi? Miałby poprosić mężczyznę, żeby pomógł mu się umyć? Prędzej zapadnie się pod ziemię niż zapyta się go o coś takiego. Już nie wiedział co gorsze, to jak w toalecie pomagała mu ciocia, czy to, że będzie musiał to robić Kaylor. Przecież sam sobie nie poradzi, bez względu jak bardzo by się starał. Sam się nie chciał przed sobą przyznać, że potrzebuje kogoś do różnych czynności. To było denerwujące i sprawiało, że bolało go serce. Z rodziną było mu o tyle lepiej, iż każdy wiedział, że on sam o nic nie poprosi, ale pomocy potrzebuje. A teraz? Musi się kogoś o coś prosić. Cudownie, już mu zaczyna brakować Abigail.
Jakieś dwie godziny temu pożegnał się z ciocią, którą na lotnisko zawiózł pan Baner. Koniec końców jedzie do tej Francji. Miał nadzieję, że podróż przebiegnie bezpiecznie i bez komplikacji. Był dobrej myśli, zwłaszcza, że zna tą kobietę. Poradzi sobie. Będzie guwernantką u jakiejś wielodzietnej rodziny. Miała na ich temat informacje od Leonarda i wiedziała, że to dobrzy ludzie.
Jeśli mowa do dobrych osobach, to takich poznał dziś całkiem sporo. Kiedy wyszli z urzędu Kaylor według instrukcji Abigail pomógł usiąść mu w samochodzie a wózek złożył i zapakował do małego bagażnika. Biała maszyna, którą widział, musiała kosztować miliony. Pojazd był piękny, a jazda nim to sama przyjemność, co mógł stwierdzić po piętnastu minutach podróży.
Jego zdaniem Kaylor zachowywał się dziwnie. Rozmawiali ze sobą bardzo krótko i zazwyczaj były to tylko monosylaby. Konwersacja im się nie kleiła przez czas spędzony w samochodzie jak i na weselu. Prawie w ogóle nie spędzili czasu razem, a mogło to wyglądać jakby się unikali. A raczej Kaylor unikał jego. Wciąż mu coś nie pasowało w tym człowieku. Zwyczajnie nie potrafi mu zaufać czy nawet trochę polubić. Ledwood odpycha go od siebie i zniechęca. Zastanawiał się czy to przez swoje kalectwo, ale może był po prostu przewrażliwiony. Przez cały dzień to sobie powtarzał, lecz nie potrafił się przekonać do własnych myśli. Mężczyzna przedstawił mu tylko jakąś swoją dobrą koleżankę Karinę Davis, jej rodzinę i paru innych ludzi. Wydawali się bardzo mili, ale on i tak nie lubił spędzać czasu z obcymi. W ogóle z ludźmi. Najwięcej czasu spędził na pogawędkach ze swoimi najbliższymi, czasami wtrącił się Dann, który większość dnia był z jego mężem, i Joshem Jennerem, który był jego redaktorem. Nie spodziewał się zastać tam mężczyzny, a on zobaczywszy jego przyznał, że nigdy by nie zgadł kim jest tajemniczy mąż Ledwooda. Caleb był miło zaskoczony takim obrotem spraw, więc miał z kim rozmawiać. Redaktor przedstawił mu jeszcze kilku interesujących ludzi i tak oto spędził swój ślub prawie nie widując męża. Nie żeby było mu żal. Tak było dobrze.

    - Podoba się? – znienacka pojawiał się za nim niski głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby. Podskoczył i raptownie odwrócił głowę w stronę słyszanego dźwięku.
    - Nie strasz mnie. Nie słyszałem jak wchodziłeś.
    - Bo byłeś zajęty oglądaniem widoków. Nic niezwykłego. Ot stare budynki, obok nowe, trochę krzaków i widok na niebo – wzruszył ramionami. Musi jakoś zacząć się do niego przyzwyczajać nie zapominając o czym rozmawiał chwilę temu z przyjacielem. Dobry, troskliwy, kochający mąż, te słowa powtarzał jak mantrę.
    - Ja widziałem ścianę bo szyba była za wysoko. Długo rozmawialiście, coś się stało? – zapytał odjeżdżając od okna. Zobaczywszy zdziwioną minę mężczyzny szybko dodał. – Tak po prostu się pytam, ale to nie moja sprawa. Nie musisz mi nic mówić.
    - Ach, tak tylko gadaliśmy kiedy mógłbym przyjechać do ojca po prezenty. Dostaliśmy ich całkiem sporo.

Podszedł do włącznika i zaświecił światło. Zaczął po kolei pozbywać się marynarki, krawata i butów. Nie zwracał uwagi na kręcącego się po jego sypialni Caleba. Gdyby nie to coś co pomagało mu się poruszać już od trzydziestu minut kotłowali by się w łóżku. Do rana nie pozwoliłby Antrosie z niego wyjść, a rano po raz kolejny by go przeleciał. Tak potwornie chciało mu się seksu, a nic z tego nie będzie. Miał ochotę krzyczeć i wrzeszczeć na męża, bo jest kaleką. Nie zdawał sobie sprawy, że przez swoje złe myśli o nim i szybką ocenę pomimo faktu, że go nie zna zaczyna nienawidzić go coraz bardziej. Wmówił sobie, że to wina Caleba, iż on nie ma zdrowego męża. Nie potrafił jasno myśleć i dojść do głosu rozsądkowi, który mówił, że młody mężczyzna to najlepsze co mu się mogło przytrafić.
Rzucił ubrania na podłogę i nie zawracał sobie głowy aby je gdziekolwiek ułożyć. Spostrzegł, że Antrosa nie wie co ze sobą zrobić. Wyglądał jakby czekał na pozwolenie. Westchnął ciężko, siląc się na spokój, żeby zaraz nie wybuchnąć, a był tego bliski. Cały jego plan diabli wzięli. Co on miał do cholery robić w trakcie nocy poślubnej z nim. Kimś kto do seksu się kompletnie nie nadaje. Od kiedy go zobaczył to spisał na straty i nie wierzył, że Młody jest cokolwiek warty. Wiedział na pewno, że jemu nie ma nic do zaoferowania. Nawet swojego ciała.

    - Nie krępuj się. Od teraz to także twój dom i rób w nim co ci się podoba. Jeśli chcesz iść spać czy wziąć kąpiel to już się chyba zorientowałeś gdzie co się znajduje – zamilkł patrząc się prosto w zielone oczy, które wydawały mu się niezwykle tajemnicze i intrygujące, jednak po chwili z nonszalanckim uśmiechem dodał. – A może chciałbyś spać tutaj ze mną? Bądź co bądź jesteśmy małżeństwem.

Leżąc w łóżku czekał cierpliwie na jego reakcję bardzo jej ciekawy. W końcu Caleb zrozumiał co próbował mu powiedzieć i szybko odrzucił jego propozycję tłumacząc, że na razie będzie lepiej jak on zajmie osobny pokój. Miał ochotę prychnąć. Czy on usłyszał właśnie odmowę? Jemu się przecież nie odmawia! On komuś owszem, ale żeby jakiś facet jemu? Miliony raz proponował mężczyznom swoje łóżko oraz niezapomnianą noc i każdy szedł za nim niczym pies za panem. Oczywiście i tak nie planował robić nic z Antrosą, bo niby jak, ale sama świadomość, że został odprawiony z kwitkiem przez kalekę wkurwiała go. Już chyba sam nie wiedział czego chciał.

    - Ty się jutro rozpakujesz i zmienisz wygląd pokoju jak ci będzie pasowało, a ja pojadę do ojca i zabiorę wszystko. Jak nie masz więcej pytań to ja spadam spać – po prostu świetnie, jeszcze będzie mu się tłumaczył gdzie idzie, po co i z kim. Już czuje się wykończony tym pseudo małżeństwem. W dodatku jego penis jest od kilku minut twardy jak skała a nic nie może z tym zrobić. W Lust jest wielu utalentowanych chłopaków, z którymi seks zmienia się w Raj na Ziemi. A ja nie mogę nic z tym fantem zrobić. Pieprzony Antrosa!
    - W porządku – rzucił krótkie potwierdzenie, że już niczego nie potrzebuje i po chwili znalazł się w swoim nowym azylu.


Najchętniej poszedłby spać, od jakiegoś czasu oczy mu się kleiły i same zamykały. Sęk w tym, że najpierw powinien iść się wykąpać, przebrać... Ale mu się zwyczajnie nie chce. Pojechał wózkiem do przygotowanego łóżka. Zatrzymał się i zbierając wszystkie pozostałe siły podniósł się na rękach w pośpiechu siadając na materacu. W pewnym momencie ręka w łokciu zadrżała i przez ułamek sekundy myślał, że znajdzie się twarzą na podłodze, jednak udało mu się uniknąć tego nieprzyjemnego spotkania. Dłonią odsunął swój pojazd na niewielką odległość i sprawnym ruchem zdjął z siebie opinająca marynarkę, która znalazła się na obrotowym krześle. W ślad za nią poszedł krawat. Buty w przeciwieństwie do Kaylora zdjął już w przedpokoju. Powoli wsunął się pod kołdrę czując pod sobą miękki materac. Rozkładana sofa, na której zwykł sypiać nie umywała się do tego na czym teraz spał. Miał własny pokój, w dodatku znajdowały się w nim drzwi. Mimo swoich obaw wyglądało na to, że zaśnie dziś szybko i bez większych problemów. Jednak w głowie wciąż krążyło podejrzane zachowanie męża. Czy on kiedykolwiek przyzwyczai się do nazywania go tak? Czy to słowo będzie mu obce i nie będzie znaczyło praktycznie nic?


5 komentarzy:

  1. OMOMOMOMOMO cudownie *-*
    Żal mi Caleba, że trafił na takiego chama, ale z drugiej strony uwielbiam takie klimaty, brakuję mi tylko seksu *-*
    Pozdrawiam i czekam na następnym rozdział z wielką niecierpliwością :)
    Życzę mnóstwa weny <3

    Katrina

    OdpowiedzUsuń
  2. I zaczynają się problemy..... Nie będę udawać że na nie nie czekałam ;D Jest co raz ciekawiej

    OdpowiedzUsuń
  3. E tam super, z czasem seks też będzie:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego to znowu Caleb musi mieć nieciekawie, ale mam nadzieję, że nie da się stłamsić się w tym związku :)
    Kaylor niech się lepiej ogarnie i przestanie o wszystko obwiniać Caleba!
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    aż mam ochotę Kaylora walnąć, czy on myśli, już pokazał, że nie jest czuły, och chciałabym zobaczyć jego minę kiedy się dowie, že Celeb pisze i jego książki są popularne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń