Powered By Blogger

niedziela, 17 lipca 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 6


Dziękuję za komentarze :)





To jest tylko zwykły sen. To się nie dzieje naprawdę. Tylko mu się coś ubzdurało. Naczytał się za dużo różnych bzdur i dlatego takie dziwne myśli nawiedzają jego umysł. Tak bardzo chciał w to wierzyć, lecz nie mógł. Prawda była zbyt przerażająca. Od kilku dni trwały przygotowania do rozpoczęcia jego nowego życia. I on i ciocia się pakowali z zamiarem zamieszkania osobno u różnych, obcych ludzi. W ich mieszkaniu zostały już prawie puste meble. Wszystko czego używał Caleb, co było mu potrzebne do pracy czy funkcjonowania w domu było już spakowane do walizek. Podobnie z Abigail. Wszystkie bagaże były ułożone w jednym miejscu, ale tak, żeby się nie pomylili przy zabieraniu ich. Kobieta pakując się podśpiewywała sobie pod nosem jakąś radosną piosenkę, zaś on zachowywał się jakby jego życie dobiegało końca i zaraz miał zawisnąć na stryczku. Tak właśnie się czuł. Nic na to nie potrafił poradzić. Już jutro weźmie ślub z Kaylorem, którego na oczy nie widział. W tym momencie jego nogi to był najmniejszy problem. Bał się, najzwyczajniej w świecie się bał całego zajścia i jak to wpłynie na jego dotychczasowe życie. Gdyby najpierw się zakochał a potem miałby zawrzeć z mężczyzną małżeństwo, w tym nie widział problemu, ale obecna sytuacja go przytłaczała. Rozejrzał się z przerażeniem w oczach po pustym pokoju, w którym zabrakło typowych ozdób, kwiatów i niego siedzącego przed komputerem i piszącego tekst.

    - Caleb, halo. Ziemia do Caleba. Odbiór – odwrócił gwałtownie głowę i zarejestrował rude kudełki zwisające z głowy Lilith i rękę machająca mu tuż przed twarzą. – Nie usłyszałeś jak wchodziłam?
    - Wybacz, zamyśliłem się.
    - Cal... – rzekła z troską w głosie.
    - Wiem, wiem, wszystko będzie dobrze. Wszystko się ułoży. Zdajesz sobie sprawę, że słucham tego od tygodnia?

W sprawie wesela nie miał wiele do powiedzenia, bo ciotka od razu zastrzegła, że uroczystość urządza razem z Banerem. W tej chwili nienawidził ich oboje. Oni się świetnie bawili, a jego przez cały tydzień nie opuszczały bóle brzucha i głowy. Mało brakowało a parę razy zwymiotowałby. Miał serdecznie dość. Nawet pisać mu się nie chciało. Jedyne na co nachodziła go ochota to zakopanie się pod kołdrą i przeczekanie tego zamieszania. Nie wierzył w szczere intencje tego człowieka. Bo kto zechciałby poślubić mężczyznę – kalekę mając świadomość, że taka osoba to masa problemów?


Martwiła się o przyjaciela. Widziała w jakim stanie się znajduje. Gdy kilka dni temu zadzwonił do niej i poprosił, aby przyjechała do niego. Myślała po prostu, że przyjaciel chce spędzić z nią trochę czasu, porozmawiać. Ale nie spodziewała się, że zaprosi ją na swój ślub. Kiedy to usłyszała najpierw zaczęła się śmiać, a gdy on nie, spoważniała i tak zaczęli długą rozmowę, w której Caleb dokładnie jej wyjaśnił jak to się stało, że dorobił się narzeczonego. I tak oto została zaproszona na ślub, bo ojciec jego narzeczonego chciał, żeby na przyjęciu była również jego rodzina i przyjaciele. Była jedyną przyjaciółka Antrosy i trochę nad tym bolała, bo on jest takim typem człowieka, że gdyby się otworzył miałby mnóstwo znajomych i przyjaciół. Ale on od nich stroni. Ma tylko dwójkę najbliższych ludzi. Ona i Caleb zawsze trzymali się razem bo ich sytuacje rodzinne są do siebie bardzo zbliżone.
Tym razem była poważnie zmartwiona. Poza tym męczyło ją jaki jest ten cały Ledwood i czy będzie dobry dla Cala. Już za parę godzin jej przyjaciel wyjdzie za mąż... W jego przypadku to chyba może użyć takiego określenia. W końcu żaden z nich nie jest kobietą, żeby mówić „ożenić”.

    - Ciągle tylko powtarzasz, że go nie znasz i tak dalej – zatoczyła w powietrzu koło dłonią – a przecież się poznacie. Będziecie mieli na to resztę życia. Posłuchaj, skoro to on tak nalegał, to musiał mieć świadomość, że ty nie chodzisz i będzie się musiał tobą opiekować. Racja?
    - No tak – coś w tym jest. Gdyby Kaylorowi przeszkadzało jego kalectwo to nie robiłby tego wszystkiego.
    - No to komu w drogę temu czas – klasnęła w dłonie i spojrzała na mężczyznę, który patrzył się na nią jak na kosmitkę.
    - Słucham?
    - Musimy iść na zakupy. Nie pozwolę wziąć ci ślubu w zwykłej koszuli, jeansach i trampkach. Masz wyglądać jak na pana młodego przystało – posłała mu promienny uśmiech, który dodał mu nieco odwagi. – Twoja ciocia jest w domu twojego szefa, niedługo teścia, i robią ostatnie poprawki. My musimy obskoczyć parę sklepów, połazić, trochę cię odstresować. No i rzecz jasna wypić kawusię z prądem jak na każdym naszym wypadzie. Zdaję sobie sprawę, że się obawiasz tego co będzie dalej, ale nie martw się na zapas. Od jutra zaczniesz nowe życie. Jestem pewna, że nie będzie aż tak źle. Przecież Kaylor cię nie zje. Mam nadzieję, że będę mogła do ciebie przychodzić. To jego mieszkanie, ale powinien się zgodzić, nie? Jestem ciekawa jak mieszka. I ile ludzi będzie na waszym weselu. Pewnie niezła gromadka, w końcu mają znajomości i w ogóle. A nie wszyscy ludzie to homofoby. Jest wiele wspaniałych osób, które...
    - Możesz się w końcu zamknąć?! – krzyknął nagle a echo rozeszło się po całym domu. – Nadajesz jak baba na targowisku! Wcale mnie nie uspokajasz a wręcz przeciwnie! Chodź w końcu na miasto, ale się ucisz!
    - O matko... – zaniemówiła z wrażania. Caleb nigdy nie krzyczał chyba, że był naprawdę ściekły. Z natury był bardzo spokojnym mężczyzną, ale nawet on potrafi wybuchnąć kiedy w nim nagromadzi się zbyt duża ilość złych emocji.
    - Lilith... Po prostu chodźmy. Nie znoszę wychodzić na dwór, ale muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie bo mi mózg eksploduje. Teraz moje nogi, wózek na którym się poruszam i tłumy ludzi w centrum handlowym oraz autobusie to mój najmniejszy problem.


~~* * *~~


Obejrzał się po swoim pokoju. Wszędzie lśniło. Ubrania są poskładane, pochowane do szafek i nie walają się po podłodze jak zawsze. Łóżko ubrane w czystą pościel świetnie prezentowało się w tym ogromnym pomieszczeniu. Duże i jedyne okno zasłonięte było bordową kotarą, by promienie palącego słońca nie wkradały się do środka. W pozostałych pomieszczeniach również panował niesłychany porządek, którego ten apartament jeszcze nie widział. Drugi pokój został przygotowany do dyspozycji Caleba. Był trochę mniejszy niż ten jego i miał wbudowane drzwi z zamkiem, ale liczył na to, że mąż – nadal śmieszyło go to słowo – będzie spał w jego sypialni a w swoim pokoju będzie trzymał rzeczy. Dziwnie będzie gościć jednego mężczyznę w swoim łóżku przez rok, ale jakoś to będzie, bo nie ma możliwości, żeby przegrał z Dannem. W jego domu wszystko było przygotowane by przyjąć nowego mieszkańca. Ludzie wynajęci przez ojca mieli przywieść walizki Antrosy i zostawić je w tamtym pokoju. On natomiast ustalił z Dannem, że ostatnią noc jako kawaler spędzi w mieszkaniu przyjaciela, by ten miał pewność, że niczego nie kombinuje na dobiegające końca godziny wolności. Tak jak się spodziewał Callaway nie pozwoli mu na zdradę chociaż jeszcze nie jest niczyim mężem. Mężczyzna uparł się przy swoim, a on trochę żałował, że przez ten tydzień nie wyskoczył samemu do baru i nikogo nie poderwał. Od tygodnia nie uprawiał seksu, bo „to jest złamanie zasad, na które się zgodziłeś” – jak mu przypominano codziennie. Mały skok w bok przed samym zamążpójściem to nic złego. Dann robi z igły widły. No tak, zamierza wygrać i wydaje mu się, że może tego dokonać.
Raptownie usłyszał w salonie głośną muzykę, która oznaczała, że ktoś próbuje się z nim skontaktować. Niespiesznym krokiem skierował się w tamtym kierunku. Odnalazł urządzenie na sofie, spojrzał kto dzwoni i gdy zarejestrował, że to rodzic, odebrał.


    - Słucham cię?
    - Dzień dobry Kaylor, dzwonię, żeby cię poinformować, że ja i Abi mamy wszystko gotowe. Trochę dni to trwało i wymagało czasu oraz pieniędzy, ale przygotowania domu i ogrodu zostały uwieńczone sukcesem. Cieszę się, że zgodziłeś się aby wasze wesele było urządzone w naszym rodzinnym domu. Wiesz jak jutrzejszy dzień będzie wyglądał, prawda? – zagadywał przejęty Baner, który już się nie mógł doczekać aż jego jedyny syn weźmie ślub. Od zawsze czekał na ten dzień i nawet fakt, że jest homoseksualistą nie potrafił tego zepsuć. Skoro możliwe jest zawarcie związku małżeńskiego osób tej samej płci to grzechem byłoby z tego nie skorzystać.
    - Coś tam, że mamy przyjechać o którejś tam, do... – podrapał się po karku i zaczął się zastanawiać nad jutrem. Może i nalegał na to przedsięwzięcie, ale miał w tym jeden cel, przestał się interesować resztą, bo inni ludzie chcieli zrobić wszystko za niego, co było mu bardzo na rękę. Ale przez to nie bardzo wiedział co ma robić. Jemu to wydawało się banalnie łatwe i szybkie, jak numerki, które przeżywał z jednonocnymi kochankami. Widocznie znów coś idzie nie tak jak on chce, a chce szybko i bez zbędnych ceregieli. W końcu nie bierze ślubu z miłości.
    - Kaylor, nic tylko załamywać ręce – westchnął przeciągle mężczyzna. Kaylor już oczyma wyobraźni widział jak ojciec uciska nasadę nosa i marszczy brwi. – Z domu Callaway'a masz jechać prosto do Urzędu Stanu Cywilnego. Tam właśnie ustaliłem kiedy się pobierzecie. Goście pójdą jako pierwsi do odpowiedniej sali, wtedy wejdziesz ty i Caleb. Przed urzędniczką i gośćmi złożycie przysięgę, a następnie podpiszecie akt małżeństwa. Jak będzie po wszystkim to jedziemy do nas do domu na wesele. A w urzędzie masz być punkt trzecia. A spóźnij mi się tylko to będziesz żałował do końca życia – wysyczał starszy Ledwood.
    - Rozumiem tato – ziewnął cicho, by rodzic nie zorientował się, że on usypia słuchając tego gadania.
    - Tak się domagałeś małżeństwa z Antrosą a teraz masz wszystko w głębokim poważaniu? Synu, ostrzegam cię. Jeśli to jest jakiś twój wybryk, żart czy coś w tym stylu, to wiedz że cię wydziedziczę jeżeli coś spieprzysz. Ponadto jeśli dowiem się, że twój mąż źle się czuje mieszkając z tobą, źle go traktujesz, nie pomagasz mu, nie opiekujesz się nim i co gorsza zdradzasz to miej na uwadze to, że pożegnasz się z moimi pieniędzmi, stanowiskiem w pracy, całym spadkiem, pozycją społeczną, luksusem, w którym żyjesz i wszystkimi przywilejami, z których czerpałeś pełnymi garściami.
    - Czekaj! Co masz na myśli? Powiedziałem, że nie brałbym ślubu z mężczyzną jeśli nie byłbym poważny! Zamierzam stworzyć z nim wspaniały związek. Zdradzać go nie mam zamiaru, chcę się z nim zestarzeć, jasne?! – krzyknął do głośnika w złości, która w tym momencie wzięła nad nim górę.

Nie jest dobrze. Zaczyna stąpać po cienkim lodzie. Dlaczego akurat teraz ojciec wyskoczył z tą gadką? Jak będzie trzeba, przez cały rok będzie kłamał jak z nut. Długotrwały związek? Wierność? Miłość? Niedoczekanie ich! Jego plan obejmuje rok czasu seksu z jednym facetem, udawanie szczęśliwego i kochającego męża oraz oderwanie się od rutyny. Jednak teraz to co powiedział ojciec nieco go zaniepokoiło. Zna ojca bardzo dobrze i wie, na swoje nieszczęście, że byłby zdolny do spełnienia swych gróźb. Miałby stracić wszystko? Nie dopuści do tego.

    - Tato, chcesz ode mnie czegoś jeszcze? – ciśnienie mu skoczyło, zaczyna się zbytnio przejmować i denerwować.

Za dużo stresu jak dla niego, do którego nie jest przyzwyczajony. Przemknęło mu przez myśl, że chętnie wyskoczyłby do „Lust”, zabawiłby się, przeleciał jakiegoś faceta i od razu zrobiłoby mu się lepiej. Och tak, widok rozgrzanych, spoconych, męskich ciał cholernie mu odpowiadał. Całokształt dopełniałby szumiący od ilości alkoholu umysł, który wyłączyłby się oddając porywającej przyjemności. Nie myślałby o niczym więcej, jak o rozkoszy rozpływającej się po całym jego napiętym ciele. Albo o mokrych ustach, które robiłby mu dobrze, jakby je pieprzył, wchodząc w nie coraz głębiej.

    - O taaak – zamruczał i wygiął się lekko w tył.
    - Kaylor? Coś nie tak? – z pogrążania się w fantazji, bo inaczej nie mógł tego nazwać, gdyż fantazjowanie to jedyne co mu pozostało, wyrwał go głos ojca. Usłyszawszy go od razu przeszła mu jakakolwiek ochota, a penis budzący się do życia, szybko opadł. Chociaż może to i dobrze, miałby przechlapane gdyby przyjaciel się dowiedział o jego wypadzie do klubu, doskonale wiedząc, co Ledwood by tam robił. I nie byłoby zwyczajne picie piwa czy jedynie „patrzenie się”.
    - Nie, nie. Mów co chcesz, bo Dann na mnie czeka. Już i tak powinienem być w drodze do niego.
    - Wiesz co jest jedną z ważniejszych rzeczy, które robi się na ślubie?
    - Eee... – odpowiedział jakże inteligentnie.
    - Zakłada się partnerowi lub partnerce obrączkę. Kupiłeś obrączki?
    - Kurwa – warknął i uderzył się dłonią w czoło.


~~* * *~~


Od dwóch godzin chodzili od sklepu do sklepu. Na dobry początek zaczęli od tych z różnymi ozdóbkami i innymi pierdołami. Oczywiście nic tam nie kupili, podobnie jak większość klientów. Poszli tam nacieszyć oczy ładnymi świecidełkami i tyle. Na ich liście kolejnym punktem, do którego koniecznie musieli wpaść był sklep z artykułami AGD i RTV. Lilith od razu zastrzegła, iż tam muszą coś kupić, a tym czymś miał być nowy aparat, bo ten co miała do tej pory został uszkodzony. Pech chciał, że gdy wysiadała z taksówki wracając do swojej pracowni aparat urwał się ze smyczy i bezlitośnie trzasnął o beton. Modliła się, żeby z urządzeniem było wszystko w porządku, bo w końcu był w pokrowcu, ale nadzieja matką głupich. Właśnie dlatego teraz chodzili i rozglądali się po półkach za dobrej jakości sprzętem, bo jak już musi wydać pieniądze na rzecz swojej pracy, to niech to będzie coś profesjonalnego.
Przejrzeli dużo urządzeń, nawet poprosili jednego ze sprzedawców, aby im nieco doradził w wyborze, jednak Ravezie ciężko było dogodzić. W końcu zdecydowała się na jedną z droższych lustrzanek, które sprzedawca jej zaprezentował. Mimo że zabawka kosztowała ją wiele dolarów, wiedziała, że żałować nie będzie.
Po udanym zakupie nowego sprzętu zadowolona Lilith szła pchając wózek Caleba, czego naturalnie nie potrafił znieść, kierując się do ulubionego z możliwych miejsc mężczyzny. Już z daleka zobaczyli duży napis informujący, że w środku nie znajdzie się niczego oprócz zbioru składającego się z tysięcy książek.
Jak tylko przekroczyli próg księgarni poczuł tą niesamowitą atmosferę spokoju, relaksu. W tle grała lekka, przyjemna muzyka. Przejechał wzrokiem szybko po półkach dostrzegając nowsze tomy jak i te starsze, które zalegały od paru miesięcy. W oddali widział ludzi siedzących w czytelni korzystających z uroków i walorów tego miejsca jakimi była przyjemność, którą się odczuwało z czytania kolejnych rozdziałów powieści. Na wielu twarzach widział zadumę jakby rozważali problemy zawarte w ich książkach, na innych widniały uśmiechy, a jeszcze inne były owiane tajemnicą.

    - Jaką książkę chciałeś kupić? – zapytała Raveza przejeżdżając wózkiem między stoiskami i uważając by nic z nich nie strącić.
    - Nie zastanawiałem się nad tym. To co mam w domu już zdążyłem przeczytać kilka razy, a parę tytułów znam na pamięć. Lubię je czytać, ale mimo wszystko przeżywanie tej samej historii bywa nudzące, zwłaszcza gdy zna się zakończenie i nic nie jest niespodzianką. Nic nie zaskakuje, bo już to znasz. A skoro mam się wyprowadzić to dobrze byłoby gdybym miał co robić, gdyby wena twórcza postanowiła mnie opuścić.
    - Zaplecze, mówisz?
    - Dokładnie. Ale nie wiem do końca co miałbym zabrać do nowego domu. Jest wiele opowieści, z którymi chętnie bym się zapoznał, a nie mam na to czasu.
    - Więc może ja coś ci wybiorę? – rzuciła entuzjastycznie.
    - No pewnie, wciśniesz mi jakieś romansidło i ja miałbym to przeczytać? Ani mi się śni. Wiesz, że nie lubię tego gatunku.
    - Fakt, gdybyś lubił albo chociaż dostrzegał, romans jako jeden z gatunków literackich to nie zabijałbyś miłości rodzącej się w twoich opowieściach.
    - W moich tekstach bohaterowie nie mają prawa żyć długo i szczęśliwie, a tym bardziej będąc z kimś w związku. Miłość przegrywa z problemami, które im stwarzam. Tak jest dobrze i tak powinno być.
    - Nie powinno – mruknęła cicho, wiedząc, że przyjaciel na swoje odmienne zdanie w całej kwestii romantyzmu i tym podobne. A swojej opinii na ten temat prawdopodobnie nie zmieni. – A jak idzie w sprawie twojej nowej książki. Ostatni przystanek, tak?
    - Niedługo powinna zostać wydana – powiedział bez jakichkolwiek emocji wciąż przeskakując wzrokiem po regałach. Nie potrafił się na nic zdecydować. Domyślał się, że ruda kita, jak ją czasami nazywał w myślach, chciała żeby zapomniał o tym co ma się wydarzyć jutro, aby się zrelaksował i oddał czemuś innemu. On sam starał się nie myśleć o czymś co zrobi, choć wcale tego nie chce. Nie podoba mu się, że został do tego zmuszony. A co się tyczyło Kaylora, to nie wierzył w ani jedno słowo tego człowieka. Może i go nie widział, nie rozmawiał z nim, a jednak czuł pod skórą, że z tym mężczyzną jest coś nie tak. Miał uwierzyć, że Ledwood chce z kimś takim jak on – kaleką – żyć w związku? Największy pic na wodę o jakim słyszał.
    - To świetnie, ciekawe co tym razem wymyśliły twoje szare komórki. Jak tylko dostaniesz kilka tomów to masz mi jeden natychmiast dać. Z autografem oczywiście.
    - Po co ci on?
    - Och, błagam cię – jęknęła teatralnie – mam zamiar się nim chwalić przed znajomymi. No wiesz, znam osobiście jednego z najlepszych pisarzy w kraju, ciężko tego nie wykorzystać.
    - Przesadzasz, poza tym fajnie byłoby gdyby ten „najlepszy pisarz w kraju” miał taką sprzedaż, że bez problemu spłaciłby wszystkie długi i byłoby go stać na luksusowe wakacje.
    - Miałbyś o wiele więcej pieniędzy gdybyś... - ucichła kiedy Caleb podniósł rękę zabraniając drążenia tematu. – Oj dobra, dobra. Ale z ciebie sztywniak – powiedziała z udawaną złością.
    - Trudno – wzruszył ramionami w ogóle się tym nie przejmując, nie było czym. Czasami sobie dogryzali w różny sposób, ale żadne nie brało tego do siebie.

Poszperali jeszcze trochę po różnych regałach, aż w pewnym momencie uwagę Caleba zwróciła pewna trylogia prezentująca się już któryś miesiąc na tym samym miejscu. Wiedział, że były to te same książki co widział jakiś czas temu, gdyż na okładce każdej z nich była biała rysa zrobiona jakimś ostrym przedmiotem. Zastanawiał się czy nikt tego nie kupuje przez tą przywarę, czy może było to zasługą samej treści historii, która nie przyciąga i nie zaciekawia czytelników.
Niechętnie, jak zwykle, poprosił Ravezę, aby podała mu pierwsze tomiszcze. Przyjrzał się okładce niewyróżniającej się niczym specjalnym, poza właśnie swoją skazą, stwierdzając, że jej oprawa graficzna była okropna. W ogóle mu się nie spodobała okładka. Była taka nijaka. Nic dziwnego, że ludzie przechodzili obok tej trylogii obojętnie. Sam miał ochotę odłożyć ją na miejsce, ale wstrzymał się przed tym krokiem. Odwrócił tom i przeczytał opis pierwszej z trzech części.
Autor od razu go zaskoczył, gdyż powieść wydawała się być bardzo ciekawą historią polityczno – wojenną z całkiem nieźle zarysowaną fabułą, której maleńka część została przedstawiona w opisie. Otworzył książkę od tyłu i spojrzał na ilość stron, a było ich około pięciuset. Przekartkował parę stron, aby sprawdzić jakim językiem jest napisana, bo każdy pisarz miał inny charakter tworzenia. Nie mógł powiedzieć, że tytuł go nie zaciekawił. Po raz kolejny obrysował wzrokiem okropną okładkę i aż się skrzywił. Ale dlaczego miałby oceniać coś tylko przez pryzmat tego jak wygląda? Historia go zaciekawiła, przyciągała, więc nie miało znaczenia jak bardzo okładka go odrzucała. Postanowił kupić ten, jak i dwa pozostałe tomy, biorąc je w ciemno. Skoro pierwsza wydawała się całkiem niezła, to może kolejne też takie będą. Nie wykluczone.
Przyjaciółka widząc co wkłada do koszyka trzymanego na kolanach powiedziała, że ona by tego nie kupiła, bo okładka się jej nie podoba. Tak jak większości i nawet jemu. Wielu ludzi chodzi po księgarniach oglądając okładki, te które przyciągają wzrok, podobają się mają z góry narzuconą nalepkę „ta książka musi być fajna, bo dobrze wygląda”. Wcale tak nie jest, a w każdym razie nie zawsze. Okładkę może mieć piękną, przyciągającą wzrok i zachwycającą, ale sama treść mogłaby być płytka i nieciekawa. W końcu krytycy literaccy nie zwracają uwagi na wygląd, a jakoś i prezentację całej opowieści.
Mężczyzna stwierdził, że trzy książki z kilkoma setkami stron spokojnie mu starczą na jakiś czas, więc skierowali się do kasy, gdzie dostał rabat za zakup uszkodzonego towaru.
Tak więc oboje zadowoleni ze swoich zakupów postanowili, że pójdą do kawiarni napić się czegoś wciąż odwlekając nieuniknione, czyli kupienie nowego garnituru.


Po półgodzinie, doładowani mocną karaibską kawą z rumem i malibu, kierowali się w stronę butików z eleganckimi ubraniami męskimi oraz żeńskimi. Jego uwagę wpierw przykuły różnego kroju, fasonu, suknie ślubne znajdujące się na wystawie za szybą. Im dalej szli tym było tego coraz więcej. Dobrze prezentowały się również sukienki dla druhen i garnitury do ślubu. Jak tylko to zobaczył gardło niebezpiecznie ścisnęła duża gula.
Wjechali do sklepu. Ich oczom ukazał się widok dziesiątek kostiumów, dodatków do ubrań i innych poprawiających wygląd ozdób. Stojącego nieopodal sprzedawcę zaczepiła Lilith tłumacząc, że jej przyjaciel jutro bierze ślub i potrzebuje porządnego garnituru, którego cena nie pochodziłaby z kosmosu. Przyjazny mężczyzna od razu zaczął szukać czegoś odpowiedniego dla klienta tak by cena go nie przerosła i aby był zadowolony z zakupu i go nie żałował. Trwało to jakiś czas, ponieważ mierzenie szło opornie dla nich wszystkich. Caleb, rzecz jasna, nie przymierzał ubrań, bo trwałoby to cały dzień, ale sprzedawca zmierzył go i porównywał z krojami i rozmiarami garniturów, by wybrać ten odpowiedni.


    - Ten zestaw będzie pasował idealnie – rzekł mężczyzna oglądając rzeczy, które wybrał i będąc pewnym, że klientowi będą one pasowały. Przyłożył je do jego ciała i stwierdził, że się nie pomylił. Może to jest tylko takie mierzenie na oko, ale miał wyczucie i wiedział, że gdy ten młody mężczyzna ubierze się w to, będzie wyglądał niesamowicie. – Ślubu nie bierze się codziennie, to wyjątkowy dzień, początek nowego życia – uśmiechnął się szczerze do ich dwójki.
    - Prawda, prawda – zawtórowała mu Lilith. – Mój przyjaciel trochę się denerwuje tym dniem.
    - Jak każdy, droga pani. Kiedy ja miałem brać ślub tak panikowałem, że coś się nie uda, że może ona w ostatniej chwili się rozmyśli, zostawi mnie. Poza tym najbardziej stresują ci wszyscy ludzie. Jej rodzina chciała hucznego wesela i zaprosiła na nie całą rodzinę, bliższych i dalszych znajomych. Och, działo się, działo – uśmiechnął się na to wspomnienie.
    - To się okaże jak będzie. Życie w małżeństwie nie jest łatwe – zwłaszcza gdy ktoś został praktycznie zmuszony do związku, oddał w myśli. Był totalnie wykończony dzisiejszym dniem, czuł się zmęczony, nerwowy i spięty. Spokój i relaks odnalazł tylko na chwilę, przebywając w księgarni, lecz teraz wszystkie jego zmartwienia, strach, wracały. Przetarł dłońmi znużoną twarz, zakrywając ją westchnął głęboko. Chyba zaraz dostanie palpitacji serca. Nawet nie potrafi sobie wyobrazić jak jutro będzie wyglądało.
    - A co miałby pan dla mnie? Jakąś elegancką sukienkę wprost na taką uroczystość?
    - Ależ oczywiście, zapraszam – wskazał kobiecie, wyglądającej jak nastolatka, część sklepu z damskimi strojami, zaraz po tym jak starannie zapakował rzeczy mężczyzny. – A pana zapraszam, by doradził pan przyjaciółce, z pewnością tego chce patrząc na jej minę – skomentował krótko, no co Lilith się roześmiała.

5 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o te okładki to od razu nasunęła mi się myśl o Calebie nieciekawy na zewnątrz dla niektórych brzydki ,ale w środku jest ciekawą i uczuciową osobą a Kaylor przeciwnie wysportowany ,elegancki i przystojny ale w środku niewspółczujący cham.
    Mam nadzieję ,że to się zmieni i pokocha CalebaXD
    (jak w ogóle coś podobnego się stanieXDD)
    I nie będzie się przed tym bronił.
    Tak myślałam ,że to nie będzie jeszcze rozdział w którym odbędzie się ślub ,ale liczę ,że w siódmym już się zacznie :)
    Myślałam o tym żeby wrócić za kilka rozdziałów ,ale nie ma szans.

    OdpowiedzUsuń
  2. No myślałam że w tej części doczekam się ślubu bo jestem ciekawa ich reakcji jak się zobaczą, ale poczekam jeszcze:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam to samo z okładkami, jak jakaś mi się nie spodoba, nie kupię książki, nawet opis mnie do niej nie przekona:(
    Liczyłam na ich pierwsze spotkanie, a tu taki zawód, jednak rozdział jak zawsze najlepszy!
    Uwielbiam <3
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny:)

    Katrina

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepiękne opowiadanie :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    no i już ostatnie przygotowania do ślubu... obaj się stresują, tylko, że Kaylor chce coś ugrać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń