Powered By Blogger

sobota, 27 czerwca 2015

Wszystko ma swoje granice- Rozdział 9


Dziękuję za komentarze i zapraszam :)


ROZDZIAŁ 9

Do domu wrócił po jedenastej w nocy. Tak jak się spodziewał przyjaciółka zadawała mu multum pytań. Gdzie był, gdzie mieszkał, z kim, czy był przystojny, jak się nazywa? Na żadne z nich nie miał zamiaru odpowiadać, więc dała mu spokój po półgodzinie, gdy się zorientowała, że nie puści pary z ust. Ale i tak za cel postanowiła sobie wydobycie z niego tych informacji.
Co za uparte babsko- jęknął w myśli.
Wziął szybką kąpiel i zmęczony całym dniem wskoczył do łóżka. Nie minęło dziesięć minut, a już spał w objęciach Morfeusza.

O szóstej rano zadzwonił budzik i mężczyzna musiał zwlec się z posłania. Dziś musiał wracać do roboty, ciszył się z tego, jedynym problemem byli w tej chwili kumple, dla których stanie się pośmiewiskiem.
Nie jedząc śniadania, głównie dlatego, że nie miał kto go zrobić pojechał do remizy strażackiej trzy kilometry od miejsca zamieszkania.
Zaparkował samochód i szybkim krokiem wszedł do gabinetu prezesa, dając znak, że stawił się w pracy punktualnie. Koledzy nie zdążyli z niego zażartować, bo wszyscy szykowali się do akcji. On także w ekspresowym tempie się przebrał w kombinezon i po kilkunastu sekundach byli już w drodze.
    - Gdzie jedziemy?- zapytał siedząc na tylnym siedzeniu.
    - Masz- Kubicki siedzący obok kierowcy podał mu kartkę z adresem- jakiś wariat podpalił mieszkanie, w którym była jego żona i czwórka dzieci.
    - Dzieci?!- krzyknął zszokowany Tomek.- Pojebało go?! Chce zabić całą rodzinę?!
    - Ma długi, wpadł w jakieś gówno i siedzi w nim po uszy. Dmowski, ten z policji dużo razy u nich gościł, wzywany przez sąsiadów. Awanturował się, bił żonę, dzieci... Dostał rok, ale wyszedł wcześniej za dobrym sprawowaniem. Teraz jak nic dostanie dziesięć lat- tłumaczył Michał.
    - Jak bardzo trzeba być pojebanym, żeby chcieć wysłać na tamten świat rodzinę!? Jak chciał mieć problem z głowy, to mógł samemu popełnić samobójstwo.
    - Lepiej żeby nikt oprócz nas nie słyszał twoich słów- odezwał się Ziaja kierując czerwonym pojazdem.
Po kilkunastu minutach byli przed blokiem. Trzecie piętro jarało się a płomienie dosięgały już okna. Wokół było pełno gapiów, którzy zamiast się odsunąć i zrobić miejsce dla strażaków podziwiali palące się mieszkanie. Jakże tacy ludzie go wkurwiali. Krzyknął do nich, nie omieszkawszy ich opierdolić i dopiero wtedy mieli przejazd.
W drodze planowali rozłożenie dmuchanego materaca by osoby w domu mogły skoczyć, a teraz na szybkiego musieli wymyślić coś innego. Cała piątka zaczęła działać, dwie osoby wzięły się za gaszenie z ziemi, a pozostała trójka weszła do budynku. Z oddali było słychać nadjeżdżające posiłki.
Tomek kierował grupą wchodzącą do mieszkania. Przez wysokie płomienie i czarny jak smoła dym nie mógł niczego zobaczyć. Nagle usłyszeli trzask i przed ich oczami na podłogą spadła drewniana szafa o mało nie przygniatając bruneta. Szybko uspokoił szalejące nerwy swoje i kompanów. Przeszukiwali dom, raptem odezwał się płacz dziecka. Ostrożnie przeszli do łazienki uważając by na ich głowy nic się nie zawaliło i otworzyli drzwi. W wannie leżała trójka dzieci chroniona przez matkę. Konrad pochwycił mdlejącą kobietę i na plecach wyniósł ją z budynku. Pomoc, która przyjechała pomogła w wyciągnięciu trójki dzieci.
    - Coś mi tu nie gra!- krzyknął Kubicki.- Gdzie jest ten skurwiel i czwarte dziecko?!
    - Nie było trójki?!
    - Nie czwórka!- spojrzeli po sobie i gorączkowo przeszukiwali wszystkie pomieszczenia jeszcze raz.

Ogień gaszony z zewnątrz powoli zanikał dając pole do działań. Mężczyźni przerzucali ostrożnie każdy mebel w poszukiwaniu dziecka i ojca. Tknąwszy dziwnym przeczuciem starszy brunet otworzył duża szafę, która wcześniej o mało nie przygniotła jego przyjaciela. Zobaczył tam nieprzytomnego i brudnego od dymu mężczyznę oraz leżącą na nim dziewczynkę.
    - Tomek tutaj!
    - Cholera! Żyją?!
    - Nie wiem, bierz dziecko!
Wziął pięciolatkę na plecy i przytrzymując ją pomógł Michałowi podnieść starego dziada, którego jego zdaniem powinni tutaj zostawić. Ludzie obserwujący wszystko z dołu z niecierpliwością czekali aż dwaj strażacy wrócą. Po piętnastu minutach się tego doczekali. Wybiegli z budynku, a na ich miejsce wbiegli inni wraz z wężem strażackim.
Pogotowie i policja byli już na miejscu, przetransportowali ranych do najbliższego szpitala. Światkowie zeznali, że to mąż podpalił dom. Już miał zaplanowaną odsiadkę za próbę morderstwa i pewnie wiele innych.
Do remizy wrócili godzinę później, nie zdążyli dobrze wysiąść z wozu strażackiego a zostali wezwani do ściągnięcia kota z drzewa. Przynajmniej nie było to jakieś wyczerpujące zajęcie.
Bukowski nie rozumiał jednego, jak to jest, że te zwierzęta na drzewo wejść potrafią, z zejść to już nie? Tak więc pracowali w pocie czoła od siódmej rano do szóstej wieczorem. Na szczeście po takim dniu przypisywało im 48 godzin wolnego, w najlepszym razie.

    - No i jak tam z twoją kocicą?- zagaił Przemek do pijącego czarny napój Tomasza.
    - ...Nawet mnie nie denerwój, między nami nic nie ma i nigdy nie będzie.
    - No ja nie wiem, twoja matka upatrzyła sobie całkiem niezłą synową.
    - Jak tak ci się podoba to możesz ją sobie wziąć- powoli sie irytował, samo wspomnienie o matce i synowej przyprawiało go o mdłości.
    - Uważaj sobie, bo pomyślimy że lecisz na facetów- Krzysztoforski usiadł w fotelu z gazetą w ręce.
    - A co podobam ci się?- przekręcił głowę na bok i pokazał mu lśniące ząbki.
    - Nie jestem pedałem. Nie wiem jak faceci mogą się piepszyć z innymi facetami. Właśnie po to Bóg stworzył kobiety! To jest normalne!
    - Czyli geje albo lesbijki normalni nie są?- uniósł brwi. Kto jak kto ale tych słów nie spodziewał się od Krzysztoforskiego.
    - Zdecydowanie nie, może to z powodu jakiejś choroby czy coś...

Nie mógł tego słuchać wstał i wyszedł. Jak ktoś może twierdzić, że homoseksualizm to skutek jakiejś choroby, ludzie tak myślący wkurwiali go. Nie mają pojęcia o czym mówią i tyle, powinni postawić się w sytuacji geja lub lesbijki. Widział jak jego nemezis pakuje swoje rzeczy i kieruje się na parking. On zrobił to samo. Po dwudziestu minutach wjeżdżał do garażu.
Skoro jutro mam wolne...
Nagle telefon zadzwonił a on chcąc nie chcąc odebrał. Ojciec przekazał mu szybko pewne informacje i rozłączył się bez żadnego "dzień dobry" czy nawet "pocałuj mnie w dupę".
...Miałem wolne.
Wyczerpany, po kolacji, na którą składała się zapiekanka ze spożywczaka wziął szybki prysznic, później przyszykował garnitur na jutrzejsze spotkanie i położył się spać.
Nazajutrz wstał o piątej rano obudzony przez dźwięk domofonu. Jakiś nieproszony gość najwyraźniej chciał umrzeć. Jakież było jego zdziwienie gdy zamiast ojca w progu pojawił się Artur. Zaprosił go do środka, żądając tłumaczeń dlaczego jest tu on a nie jego rodzice.
    - Państwo Bukowscy kazali mi po pana przyjechać. Nie chcieli byście się pokłócili przy wielu ważnych ludziach.
    - Aha jak zwykle chodzi o przypodobanie się innym. Irytujące- jęknął ale zaczął się ubierać.

Po godzinie byli w studiu telewizyjnym gdzie czekali na niego Karolina i Mariusz. Ich szczęście, że nikogo więcej nie postanowili zaprosić. Przywitał się z dziennikarką Sylwią, od niej dowiedział się dlaczego robią ten program. Usiadł w miękkim fotelu i rozglądał się dookoła. Wszędzie było pełno kabli, lamp, kamer i aparatów. Z przodu siedziała widownia, najwyraźniej to program na żywo.
Zajebiście, szkoda tylko, że ani ojciec, ani matka nie raczyli mnie poinformować dokładniej. Co ja mam mówić i po co im jestem potrzebny, przecież nie prowadzę firmy.
Jakiś gościu stał przed jedną z kamer i zaczął odliczanie. Usłuszał charakterystyczną muzyczkę i głos Sylwi.

* * *

Sebastian szykował się właśnie do pracy a siostrę do szkoły. Mężczyzna miał paskudny humor, przy dziecku starał się to ukrywać, ale jej sprawne oko zauważyło, że coś jest nie tak. Brat wychowywał ją samemu od wielu lat i nie chciała by pomyślał o niej jak o ciężaże.
Wczorajszego wieczoru przyszła do nich kobieta, od której wynajmowali mieszkanie. Powiedziała, że w ciągu tygodnia mają się wyprowadzić, nie miał jej tego za złe, nie płacił czynszu od trzech miesięcy, a ona także musiała zarabiać. Obniżyła nawet rachunki dowiedziawszy się co nico o jego problemach. Pracował, oszczędzał na czym się dało, ale ile mógł zarabiać w małej restauracji po skończeniu jedynie liceum? Nie miał pieniędzy na porządne ubrania dla siebie, bo Elizie bardziej były potrzebne. Nie zniósł by gdyby jakieś dzieciaki się z niej wyśmiewały, bo są biedni. Przysiągł sobie, że kiedyś wyjdą na prostą. Taki stan rzeczy mógł zawdzięczać tylko rodzicom.
    - Eliza włącz wiadomości!- krzykął z łazienki do dziecka siędzącego na sofie i wcinającego płatki z mlekiem.

Dziewczynka włączyła ekran i zaczęła skakać po kanałach zatrzymując się na porannych wiadomościach. Oglądając obraz coś przykuło jej uwagę. To co tam zobaczyła zdziwiło ją na tyle by płatki z jej buzi znalazły się za stole. Podgórski zaalarmowany kaszlem siostry wybiegł z łazienki jak torpeda. Nie wiedział co jej jest, nagle wyciągnęła rękę i wskazała palcem na telewizor. Zaniepokojony odwrócił głowę a szczęka znalazła się na podłodze. Oboje wyglądali przezabawnie. Usłyszeli głos dziennikarki:

    - To już dwudziesta piąta rocznica powstania państwa firmy ubezpieczeniowej LUCA, nieukrywajmy, najlepszej na rynku od piętnastu lat.
    - Na pani świętą rację, my jedynie chcemy pomagać ludzią, a nasza rodzinna firma umożliwia nam to- odezwał się starszy mężczyzna w garniturze.
    - A co pan o tym myśli?- skierowała pytanie do młodego bruneta, którego oboje znali.
    - Cóż, ja nie zajmuję się firmą, szczerze powiedziawszy to nigdy mnie nie ciągnąło do biznesu, wolę działać fizycznie- posłał wszystkim swój uwodzicielski uśmiech.
    - Z tego względu postanowił pan na pracę strażaka?
    - Od dziecka marzyłem o tym zawodzie i nic innego mnie nie przekonywało.
    - Rozumiem- uśmiechnęła się- ale w przyszłości zamierza pan zająć się firmą, prawda? Przecież zyski z niej to rocznie około dziesięciu milionów.

Po usłyszeniu tak dużej liczby pieniędzy Seba się zapowietrzył i nie mógł oddychać. Nawet gdyby pracował przez całe życie, to i tak nie zarobiłby nawet połowy tego co oni przez rok. Zawsze myślał, że tacy bogacze patrzą na innych z góry, Tomek był jednym z nich ale nigdy nie spojrzał na niego krzywo. Chociaż od razu mógł się domyślić, że jego gość jest kimś ważnym, na przykład po ubraniach jakie nosił. Nie wyglądały na tanie, ale wtedy nie zwracał na to większej uwagi.

Myslałem, że jest taki jak ja. Tak bardzo się pomylić...Nie powinniśmy utrzymywać kontaktów, on jest ważną osobą, a znajomość z takim zerem jak ja może tylko zaszkodzić jego wizerunkowi.

1 komentarz:

  1. Witam,
    Sebastian dowiedział się kim jest Tomek, ale nie myśl tak, że nie możecie się widywać, co za nietolerancyjni....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń