Powered By Blogger

niedziela, 30 września 2018

Lodowa powłoka - Rozdział 27


Cześć Kochani! Od razu pragnę Was poinformować, że pojawił się duży problem. Mianowicie, z powodu pracy ostatnio kompletnie nie miałam ochoty czegokolwiek wrzucać. Wiąże się to z faktem, że pracuję przez sześć dni, a niedziela jest jedynym dniem wolnym. Więc mając do wyboru odpoczynek i poświęcenie czasu dla siebie a pisanie rozdziału przez cały dzień wybrałam to pierwsze. Jednak zdałam sobie sprawę, że jeśli będę nastawiona w ten sposób to równie dobrze mogłabym zamknąć bloga, a tego nie chcę. Więc obiecuję ruszyć dupę, nawet w tę cholerną niedzielę i coś naskrobać. Plus, nie wiem czy czasem nie zmienić dnia wstawiania rozdziału z niedzieli na poniedziałek. Myślę, że tak się będą pojawiały kolejne publikacje, albo niedziela, albo poniedziałek. Wybaczcie mi, jeśli ktoś czuje się zaniedbany to bardzo, bardzo, bardzo, przepraszam.
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze :D





Od momentu odkrycia w sobie pociągu do mężczyzn nigdy nie przeszło mu przez myśl, że mógłby okłamywać rodzinę oraz samego siebie. Już na początku obiecał sobie solennie, że powie rodzicom prawdę i nie będzie żył jako gej w ukryciu. Nie rozumiał mężczyzn, którzy bali się wyjść z szafy lub „dobro” bliskich stawiali ponad własne szczęście jako otwartych i szczerych ludzi. Podobnie myślał o kobietach, które dla własnego spokoju wolały związać się z mężczyzną, niż być wyszydzane przez społeczeństwo za kochanie innej kobiety, a jak wszyscy wiedzieli, działo się tak przez lata. Od zawsze podtrzymywał takie zdanie i nic nie było w stanie zmusić go do postępowania inaczej, wbrew sobie. A jednak od kilku miesięcy to właśnie robił. Niezwykle silne uczucie do Rene zmusiło go do życia w kłamstwie. Zauważył, że z biegiem czasu zachowywał się jak nie on, zmienił się w człowieka, którym nigdy nie chciał być. Łyżwiarz zrównał z ziemią wszystko czego Charlie się trzymał i w co wierzył. Coraz częściej zdawał sobie sprawę, że zaczyna mu to niezmiernie przeszkadzać. O ile ukrywali się w czterech ścianach domu mógł jakoś to znieść, lecz brak okazywania sobie jakichkolwiek uczuć w olbrzymim miejscu przez długi czas go wykańczał. Dusił się właśnie w ogromnej przestrzeni, w której nikt nie mógł dowiedzieć się prawdy, pod żadnym pozorem. Dopiero teraz w pełni przekonał się jak trudne i bolesne potrafi być ukrywanie swojego związku i miłości do drugiej osoby. Z Rene dzielił sypialnię od kilku miesięcy, a jednak w hotelu nie było możliwości, by wybrali apartament z jednym łóżkiem bez wzbudzania podejrzeń. Rene już na lotnisku w Lyon we Francji zaznaczył, że nie będzie mieszkał w wiosce sportowej, lecz w hotelu, gdyż istniało prawdopodobieństwo, że będzie musiał zostać w tym kraju na dłużej. A oznaczało to wydłużoną męczarnię i udawanie, że nie są dla siebie nikim więcej, niż przyjaciółmi.
Nie potrafił stwierdzić, czy Castella przestawi się z trybu „zimny jak lód” na „gorący niczym lawa”, gdy będą we dwoje. Wiedział jedynie, że bez Gwiazdeczki śpiącej obok niego nie zmruży oka. Spostrzegł to już jakiś czas temu i nie wiedział czy był to dobry znak, bo w końcu mógł przespać pełne osiem godzin bez problemu, czy powód do zmartwień, gdyż uzależniony był od kochanka. Niemniej jednak postanowił się tym zbytnio nie przejmować, a przynajmniej na razie. Wiedząc, że z jakiegoś powodu mężczyzna wolał omijać Francję szerokim łukiem, a wspomnienie o Paryżu przyprawiało go o palpitację serca, musiał uważać, by nie zdenerwować go bardziej niż było to konieczne. Dlatego też przez większą część podróży siedzieli w samolocie w milczeniu. Sytuacja powtórzyła się w taksówce, dzięki której dotarli do tymczasowego miejsca zamieszkania oraz przez resztę dnia i nocy po rozpakowaniu walizek. Nad ranem Charlie zaczął mieć tego dosyć, ponadto denerwowało go, że coś było w stanie doprowadzić jego Gwiazdeczkę do takiego stanu.
Wkroczywszy do dużego oświetlonego słonecznym blaskiem pokoju ujrzał go układającego poduszki na łóżku. Po tym zabrał się za zaścielenie kołdry i ułożenie wczorajszych ubrań. Jak zwykle sprzątaniem zajmował się na drugi dzień po zrobieniu bałaganu. Oparłszy się o ścianę skrzyżował ręce na piersi. Przyglądając się blondynowi w milczeniu zastanawiał się, jak długo zajmie mu, aby się zorientować o obecności drugiej osoby.

    - Może powiesz mi wreszcie o co chodzi? – zapytał w końcu czując, że nie prędko zwróci na siebie uwagę. Partner wydawał się bujać w obłokach, kompletnie zapominając, że poza nim istnieje jakiś świat.

Stało się to, czego się spodziewał, odpowiedziała mu cisza, lecz przynajmniej Castella zaszczycił go spojrzeniem. Jego powieki były ociężałe i wyglądały jakby zaraz miały się zamknąć. Podkrążone oczy prezentowały się koszmarnie na zmęczonej twarzy. Wyraźnie dostrzegał, że działo się coś złego, jednak nie będzie w stanie zgadnąć co, jeśli partner sam mu nie powie. Problem w tym, że Rene nie palił się do rozmowy, a jego głowę zapełniało wszystko inne, tylko nie zawody i występ na wysokim poziomie. W Charliem narastała frustracja, ponieważ nie wiedział jak pozbyć się stresu kochanka. Czuł się bezsilny, zupełnie jak podczas hospitalizacji ukochanego, gdy pozostawało jedynie czekać.
Przemknęło mu przez myśl, iż być może to wina jego obecności na Grand Prix. Wszakże od początku wiedział, że jest trenerem tymczasowym i zastępuje ojca, a ten wróci do pracy po odbytej rekonwalescencji. To on miał towarzyszyć Rene w zmaganiach, by dostać się do Wielkiego Finału. Tymczasem z niewiadomych przyczyn, ku zdziwieniu ich obu, Arkady zrezygnował z tej przyjemności. Nie podał przyczyn swojej decyzji. Dał im do zrozumienia, że wzajemnie będą dla siebie lepszym wsparciem. Tak oto odprowadzeni na lotnisko przez rodzinę Charlesa, Melindy oraz Julię wyruszyli do Francji. Nie zdawał sobie sprawy, dlaczego tata postąpił w ten sposób, w duchu dziękował mu jednak za możliwość spędzenia ponad tygodnia z Castellą.

    - Rene – szepnął ciepłym głosem zbliżając się do niego. Fantastyczne, dwukolorowe oczy wchodziły w głąb jego duszy, przeszywając ją na wylot. Uwielbiał tonąć w ich spojrzeniu, mimo iż w tym momencie nie lśniło ono tak jak zwykle. Było przygaszone, gdzieś w głębi czaił się strach i obawa.

Dotknął dłonią bladego policzka mężczyzny tak delikatnie, jakby dotykał przerażonego motyla, gotowego w każdej chwili odlecieć. Musiał być ostrożny, by go nie spłoszyć i sprawić jednocześnie, aby mu zaufał. W pewnym monecie poczuł jednak, że partner nie chce się już bronić. Bez słowa sprzeciwu pozwolił się porwać szerokim ramionom. Zupełnie jakby miał dosyć ciągłego hamowania emocji i zaczęło mu to przeszkadzać. Trwali wtuleni w siebie przez moment, który dla nich wydawał się być ulotną chwilą. Minął jak błyskawicznie, czego obaj byli świadomi. Charlie mógłby nigdy nie puszczać z objęć ukochanego mężczyzny. Do końca życia pragnął budzić się u jego boku, całować, dotykać, topić spojrzenie w fantazyjnych oczach, które nie raz przyprawiały go o gęsią skórkę. Nie potrafiłby przestać przeczesywać palcami blond włosów, które po umyciu i wysuszeniu wyglądały jak siano na głowie. Gładząc spokojnymi ruchami kciukiem po twarzy mężczyzny pokazywał, jak głębokie żywi do niego uczucie. Śmiały uśmiech pełen miłości nie schodził z ust, a wypowiedziane na głos słowa pokazywały wagę każdego, nawet najdrobniejszego gestu.
Odsłaniał się, wręczył Rene pistolet wycelowany w swoje serce i mógł tylko liczyć, że nie pociągnie za spust. Wielokrotnie zawiódł się na poprzednich partnerach, jeśli ten jedyny, który liczył się w jego życiu zrówna z ziemią wszelkie marzenia i nadzieje na coś więcej, nie będzie potrafił się podnieść. Pod wpływem chwili otworzył usta pozwalając, by słowa wylatywały z nich jak z procy. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami mówił szczerze, jakby świat miał się skończyć i istniała ostatnia okazja, by przyznać, co naprawdę czuje.

    - Jesteś moim skarbem – szepnął nie umiejąc kontrolować łamiącego się głosu. Uczucia, jakimi darzył Castellę od dawna, teraz były doskonale widoczne i jak wcześniej próbował to tuszować, tak w tym momencie pragnął wyznać mu wszystko. – Chciałbym dzielić z tobą życie. Nie tylko to zawodowe. Ale ty uciekasz, nie pozwalasz, by między nami było coś więcej.
    - Gdybym powiedział, że chcę tego samego co ty, potrafiłbyś żyć ze mną ukrywając nasz związek? Poza domem udając, że nic nas nie łączy? – rzucił z pretensją, znając odpowiedź bardziej niż ktokolwiek inny. – Nie potrafiłbyś. Już masz dość, bo nie możesz złapać mnie za rękę na środku ulicy, bo zabraniam się pocałować przy ludziach – wykrzyknął głosem pełnym rozpaczy. Charlie nie spodziewał się, co nastąpi po kilku chwilach, tym większego szoku doznał, dostrzegając spływające z kącików oczu łzy. – Kocham cię, do cholery!

Rene nie potrafił przypomnieć sobie żadnego momentu ze swojego życia, w którym byłby równie zażenowany i zawstydzony, jak w chwili, gdy ostatecznie serce wzięło górę nad rozumem. Przez pierwszych kilka sekund nie wierzył, że zdobył się na odwagę i w końcu powiedział to, co rosło w nim od dawna. Deakin pozostawał milczący, wpatrywał się w niego z niedowierzaniem co chwilę otwierając i zamykając usta, jakby nie potrafił się zdecydować, czy coś powiedzieć.

    - Starałem się trzymać ciebie na dystans, bo sam przyznałeś, że życie w kłamstwie ci nie odpowiada. A ja nie potrafię otwarcie przyznać, że kocham mężczyznę – łzy nie przestawały płynąć, nieważne jak bardzo ich właściciel chciał zatrzymać ten potok. Im bardziej wylewny się robił, tym trudniej mu było się uspokoić. Każde słowo wypowiadał przez łzy, jakby inaczej nie dawał rady. Charliemu przemknęło przez myśl, że był to pierwszy raz, gdy Rene się komuś zwierza ze wszystkiego i nawet Melinda nie miała styczności z takim Castellą. Choć serce mu się krajało, gdyż ukochany cierpiał, starał się wytrwać, nie wypuszczając go z objęć. Głaskał z czułością po głowie, mając nadzieję, że wkrótce partner wypłacze się ze wszystkie czasy, kiedy musiał grać twardego i niewzruszonego dupka.
    - Masz rację – przyznał – chciałbym powiedzieć rodzinie i przyjaciołom, że znalazłem mężczyznę, który skradł moje serce. Mam prawo okazywać miłość osobie, którą kocham, nie sądzisz? Kochanie – ujął jego twarz w dłonie – powiedz, czym różnimy się od innych par?

Ten argument nie przekonywał Rene. Od lat okłamywał samego siebie, trudno mu było przemóc się, bo nie wiedział jak społeczeństwo zareaguje na jego homoseksualizm. Najbardziej jednak obawiał się reakcji rodziców, którzy przekonani byli, że ich dziecko jest normalne. Mimo iż nie miał z nimi bliskiego kontaktu przerażała go myśl, że mógłby stracić jedyną rodzinę, spokrewnione z nim osoby. Równocześnie zadawał sobie sprawę, że chcąc być z Charliem musi podjąć jakąś decyzję, ponieważ mężczyzna nie będzie wiecznie czekał. Nikt mu nie musiał przypominać jakie odstawiał sceny zazdrości o Ivana albo byłego kochanka z baru. Nie zniósłby świadomości, że ktoś ukradł mu Charlesa, ten drań był tylko jego.

    - Poczekam – brunet przerwał narastającą ciszę. Czuli się jakoś niezręcznie, zupełnie jakby wskoczyli na nowy poziom związku, a powrót do zaczepek, przepychanek i kłótni jak to mieli w zwyczaju był niemożliwy, choć obaj to uwielbiali. Dogryzanie sobie także było jakimś ich sposobem wyrażania uczuć i nie potrafiliby z niego zrezygnować. Nie dowierzając rzucił Deakinowi spojrzenie w stylu „I ja mam w to uwierzyć?”.
    - Jak długo? Prędzej czy później stwierdzisz, że krycie się jest zbyt męczące.
    - A nie jest? Ciebie to denerwuje tak jak mnie. Mógłbyś powiedzieć rodzicom prosto z mostu i mieć z głowy. Jeśli cię nie zaakceptują to...
    - To co? – warknął wracając powoli do siebie. – Nie mam z nimi najlepszego kontaktu, a na pewno nie tak dobrego jak ty z matką i ojcem, ale ich kocham. Jestem im wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobili, więc nie chcę ich zawieść.

Po tych trudnych wyznaniach obaj wyglądali na pozbawionych wszelkich sił. Nie byli pewni jak się zachować, do tej pory jedynym co ich łączyło był seks, a teraz się okazało, że mylili się. Było coś lepszego, silniejszego, wspanialszego.
Siedząc na łóżku opierał się tors Charliego, którego z kolei w pozycji półsiedzącej utrzymywało wezgłowie łóżka. Podobało mu się, gdy mężczyzna głaskał jego klatkę piersiową, nogi czy ręce. Nie spodziewał się, że nawet bez seksu będzie odczuwał satysfakcję z przebywania z kochankiem i dzielenia z nim takiego rodzaju intymnych chwil. Jak się okazało ostre pieprzenie można było zastąpić czymś innym, bardziej subtelnym i spokojnym. Chociaż tego pierwszego nie potrafił sobie odmawiać zbyt długo, zwłaszcza jeśli miał to robić z Charlesem. Bawił się palcami partnera, który splatał swoje dłonie z jego, droczył się i szeptał do ucha pełne romantyzmu, czasami przesłodzone słówka.

    - To do ciebie niepodobne – zaśmiał się blondyn. Miał zamknięte oczy i wciąż rozważał pewną sprawę.
    - Tak jak płakanie rzewnymi łzami do ciebie – obsypywał drobnymi pocałunkami szyję łyżwiarza, któremu widocznie stres już przeszedł. Cieszył się z tego, równocześnie mając świadomość, że to nie koniec zwierzeń. Niemniej jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przestali wmawiać sobie wzajemnie, że byli wyłącznie kumplami z korzyściami. Chyba najlepiej wychodziły im te rozmowy przeprowadzone pod wpływem silnych emocji, kiedy bez zastanowienia mogli wykrzyczeć to, co im ciążyło.
    - Pamiętasz jak wspominałem o różnicach między twoimi rodzicami, a moimi? – zagadnął po kilku minutach milczenia. Słysząc mruknięcie oznaczające „tak” kontynuował. – Będziesz miał okazję przekonać się o tym na własnej skórze – westchnął jakby mówił, że zbliża się koniec świata, a im pozostaje tylko zaakceptować ten fakt i wykorzystać czas jaki pozostał. – Niedługo minie siedem lat od kiedy zamieszkałem w Stanach i zacząłem pracować z Arkadym. Wyjeżdżając obiecałem matce, że przy każdej nadarzającej się okazji będę ją odwiedzał, więc czy mi się to podoba, czy nie, muszę w tym tygodniu jechać do Paryża i się z nią spotkać. A ty jedziesz ze mną.
    - Zamierzasz przedstawić mnie jako potencjalnego zięcia? – niby żartował, ale w głębi serca zastanawiał się, kim dla niego będzie przed rodziną. Zapewne nikim więcej niż przyjacielem i trenerem. Mógł sobie bez problemu wyobrazić jak Rene właśnie przewracał oczami. Nie zważając na wcześniejszy komentarz mówił dalej.
    - Jeżeli mam się męczyć to ty podzielisz moje cierpienie. Kopnie cię też zaszczyt poznania mojego ojca, bo w tym miesiącu siedzi u mamy w domu.

Zanim partner zdążył zmieszany zapytać „Ale jak to, w jej domu?” zabrał się za wprowadzenie go do swojej rodziny, a właściwie do dziwnej historii, w jaki sposób ona powstała. Od razu zaznaczył, że jego rodzice są małżeństwem, lecz mieszkają osobno. I tu zaczynały się pytania „Dlaczego?”, „Jaki jest powód?”, „Żyłeś na dwa domy?”. Dla Charliego było nie do pomyślenia, aby małżeństwo mieszkało oddzielnie, a jednak takie sytuacje się zdarzały.

    - Mama jest Francuzką, stąd moje imię. Stwierdziła, że skoro ona mnie urodziła to ma prawo wybrać imię dla swojego dziecka – uśmiechnął się na wspomnienie, gdy rodzice opowiadali jak się sprzeczali przed jego narodzinami.
    - Co na to tata? – zapytał wyraźnie zaciekawiony rodziną partnera. W końcu pierwszy raz o nich słyszy, a niesłychanie cieszył się z tego powodu. Ich związek naprawdę wkroczył na nowe tory.
    - Odpuścił sobie, bo wiedział, że będę nosił jego nazwisko.
    - Więc twój tata jest Włochem – zamyślił się. – Teraz jestem jeszcze bardziej ciekawy jak poznali się ludzie z dwóch różnych krajów.
    - A niby jak się mieli poznać? Mama pojechała do Florencji, spotkała tatę, wzięli ślub i urodziłem się ja, twoje największe szczęście – wyszczerzył zęby, choć Deakin nie mógł tego zobaczyć. Nadal siedzieli wtuleni w siebie, o dziwo pozycja ta była całkiem wygodna.
    - Historia jak z bajki?
    - Nie do końca – westchnął z rozczarowaniem. – Z jednej strony uważałem, że to piękna opowieść dwojga kochających się ludzi, z drugiej jednak nabawili się przez to wiele problemów. Oboje.

Jego rodzicielka, pojawiwszy się po raz pierwszy we Florencji miała szesnaście lat. Pojechała wraz z rodziną przyjaciółki na wakacje, miała odbyć wspaniałą wycieczkę, która nigdy nie zniknęłaby z jej pamięci. I rzeczywiście tak się stało, nawet po dwudziestu czterech latach nie zapomniała, co stało się tamtego lata. Przypadek chciał, by przyjaciółka wyciągnęła ją na miasto, z daleka od hotelu. Mogła sobie na to pozwolić, znała okoliczne ulice jak własną kieszeń, w końcu przyjeżdżała co roku do rodziny. Matka nie była tak śmiała, więc chodziła krok w krok z dziewczyną. Nie zdając sobie sprawy, trafiły do parku, w którym robiono zdjęcia modelom do magazynów. Prezentowali oni nową letnią kolekcję. Obie szesnastolatki wiedzione ciekawością zbliżyły się do pozujących mężczyzn i kobiet obserwując ich z niewielkiej odległości. Niewysoka blondynka o zielonych oczach, z jasną buzią pokrytą piegami skupiała na sobie uwagę starszych od siebie modeli. Jeden z nich zainteresował się młodą dziewczyną, również ona nie potrafiła oderwać od niego roziskrzonego wzroku. W niewinnej licealistce obudziły się uczucia, o istnieniu których nie miała wcześniej pojęcia. Pochodziła z bardzo religijnej rodziny, wychowywana niemal pod kloszem nie znała świata.
    - Ona nazywa to miłością od pierwszego wejrzenia, ale ja nie wierzę w takie bzdury. Żeby się zakochać trzeba najpierw poznać człowieka. Ciebie pokochałem dopiero po pewnym czasie, musiałem... – urwał jakby wracając wspomnieniami do ich pierwszej rozmowy, która odbyła się przez telefon. Chodziło o Arkady'ego, który spóźniał się na trening.
    - Musiałeś mnie poznać, zaufać, powoli się otwierać.
    - Dokładnie. Moi rodzice zrobili to co my, czyli zaczęli od łóżka. Oczywiście żadne z nich nie przyznałoby się do tego. Spotkali się parę dni po tamtym, z tą różnicą, że moja mama była wtedy sama, bez koleżanki. I nie znała języka. Ojcu zajęło aż pięć godzin, żeby ją uwieść – rzucić z przekąsem. – Rzecz jasna, porozumiewał się z nią po francusku, ni w ząb nie rozumiała włoskiego. Późno w nocy, kiedy było po wszystkim niechętnie się z nim rozstała. Rodzice jej kumpeli wychodzili z siebie, bo byli za nią odpowiedzialni, a zniknęła w połowie dnia i wróciła dopiero po wielu godzinach.
    - I co było później?
    - Miał kasę, więc stać było go na luksusy, a takim był wtedy telefon. Dał jej swój numer i miała do niego dzwonić, gdyby czegoś potrzebowała. Po tygodniu się rozstali, a mama wróciła do Paryża. Zgadnij co się stało po miesiącu, kiedy zaczęła źle się czuć i wymiotować w domu o każdej porze dnia i nocy.
    - Ciąża.
    - Bingo.
    - Powiedziała rodzicom jak się bawiła zagranicą? – zaśmiał się.
    - Tak, chociaż potwornie się bała. Słusznie, bo była uczącą się nastolatką z religijnego domu, która nosiła dzieciaka faceta, który nie był jej mężem. Odnalezienie jednego człowieka w tak olbrzymim kraju graniczyło z cudem. Moi dziadkowie, których notabene nigdy nie poznałem, wyrzucili ją z domu, gdy się wszystkiego dowiedzieli. Byli wściekli, nie mieli żadnej litości, ważniejsze było, co powiedzą ludzie i jaki wstyd moja matka im przyniosła.
    - Nie pomogli własnej córce, będącej w potrzebie? – warknął wściekły, nie potrafiąc wyobrazić sobie, że któryś rodzic mógłby postąpić w ten sposób.
    - A jednak. Gdyby przyjaciółka jej nie przygarnęła, nie miałaby gdzie się podziać. Rodzina kompletnie się od niej odcięła. Namawiano ją, aby skontaktowała się z facetem, który zrobił jej dziecko. Spodziewała się, że facet oleje sprawę, wykręci się albo w ogóle nie odbierze telefonu i będzie udawał niewiniątko. Ale tata odebrał i porozmawiał z nią.
    - Jeśli mi powiesz, że przyjechał do Francji i postanowił się nią zaopiekować, to trudno będzie mi w to uwierzyć.
    - Będziesz musiał, bo tak się stało. Ale nie odbyło się bez problemów. Miał wtedy dwadzieścia pięć lat i był dobrze zarabiającym modelem, występował na pokazach, pojawiał się na okładkach najlepszych czasopism, więc prasa szybko podchwyciła jego romans z nieletnią dziewczyną. W całej Florencji huczało od plotek na ich temat, mimo że nigdy nie rozprawiał o swoim życiu prywatnym w telewizji. To był jeden z najgłośniejszych skandali we Włoszech tamtych lat. Agencja, dla której pracował musiała wysłać go na przymusowy urlop, bo przez jego głupie zachowanie była narażona nie złe opinie. Choć łatwo nie było wziął mamę pod opiekę, dał jej możliwość kształcenia się, dalszej nauki, prywatnie oczywiście. Skończyła liceum, studia, z czasem wiodło się jej coraz lepiej. W końcu przestała być kochanicą gwiazdy, za którą ją uważano przez wiele lat. Oboje robili karierę, podróżowali po świecie, zarabiali pieniądze, wiedli życie, o którym ludzie mogli tylko marzyć. Będąc dorosłym cieszę się ich szczęściem i sukcesami, jakie osiągnęli swoją ciężką pracą.
    - Twoja matka była w stanie połączyć naukę, wychowanie dziecka i życie żony u boku sławy? I nie zwariowała? Zacznę ją podziwiać. Moja matka całe życie spędziła na dbaniu o dom, o mnie i ojca. Jest kurą domową, ale nigdy jej to nie przeszkadzało.
    - Powiedzmy, że oboje byli zbyt zajęci, by wychowywać dziecko – powiedział z goryczą w głosie, mając w pewnym stopniu za złe ludziom, którzy dali mu życie, że jego dzieciństwo było dla nich mało znaczące. – Od kiedy pamiętam opiekowały się mną guwernantki. Uczyły, wychowywały, karały, moralizowały. Od urodzenia, aż po dzień, gdy w końcu stałem się pełnoletni i mogłem się wyrwać z Florencji. Rodzice zajmowali się mną okazjonalnie, podczas świąt lub w trakcie wolnego. Później przestało mi zależeć na ich uwadze. Jak tylko opiekunki spuszczały ze mnie oko uciekałem do miejsca, w którym mogłem być sobą. Ale i to się musiało skończyć.
    - I mimo tego zależy ci na ich akceptacji? – w żyłach mu buzowało, lecz starał się tego nie okazywać. Rene bronił ludzi, którzy nie poświęcali mu odpowiednio dużo czasu, nie dbali o niego, nie obchodziły ich problemy nastolatka i borykanie się z innością, jaką była orientacja seksualna.
    - Mówiłem już. Są moją jedyną rodziną, gdyby nie oni, nie miałbym nikogo.
    - Pierdolenie. Masz mnie – szepnął, opierając głowę o jego ramię – a także wiele innych osób, którym na tobie zależy.


* * *

Świdrując wzrokiem siedzącą sylwetkę Keitha odnosił wrażenie, że mężczyzna zmienił się od ich ostatniego spotkania. Wtedy nowy znajomy powiedział o kilka słów za dużo i zdawał sobie z tego sprawę. Od kiedy wszedł do jego pokoju zdążył przeprosić chyba sto razy. Powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem, nie zamierzając w żaden sposób znieważyć Owena, po prostu miło mu się zrobiło, że facet tak się stara. Pierwszy raz w ogóle jakiś się o niego stara. Co jeszcze bardziej upewniało go w przekonaniu, że łyżwiarz nie jest przy zdrowych zmysłach i albo się upił, albo zażył substancje psychoaktywne.

    - Powiedz mi zatem, co cię sprowadza w me skromne progi, kochanie? – założył nogę na nogę. Oparłszy się na łokciu pochylił do przodu pokazując śnieżnobiałe zęby.
    - Zachowałem się jak...
    - Palant? – dokończył. – Luz, każdemu się zdarzy. Mnie, na przykład, notorycznie. I nie robię afery z tego powodu. Każdemu prędzej czy później puszczą nerwy. Jednak wciąż nie usłyszałem odpowiedzi na swoje pytanie. Dlaczego mnie pan szukał, drogi panie Owen?

Dobrze się bawił obserwując pełną zakłopotania twarz, niezwykle przystojną i diabelnie atrakcyjną. Kobiety zapewne za tobą szaleją, pomyślał. Przez nieprzyjemne wyobrażenie blondasa i jakiejś paniusiu obściskujących się każdej nocy, przeszedł go lodowaty dreszcz, który zniweczył chęci na dalszy niewinny flirt. Choć dałby sobie rękę odciąć, że Keith był nieświadomy jak na niego działał. Miał w sobie spokój, którego brakowało Charliemu, delikatne usposobienie, subtelność, coś, czego było mu potrzeba, a żaden kochanek wcześniej mu tego nie dał. W tym momencie jeszcze bardziej żałował, że dostał kosza. „Lubię kobiety” krążyło w jego umyśle niczym mantra, której nie sposób było się pozbyć. Gdybyś doświadczył przyjemności z mężczyzną zmieniłbyś zdanie natychmiast, korciło go, by powiedzieć to na głos, lecz uwiązł mu on w gardle. Spoglądając na niego zastanawiał się, czy mógłby wykorzystać chwilę słabości Keitha, gdyż niezaprzeczalnie przez taką właśnie przechodził. Stało się coś, co go załamało, zniszczyło barierę ochronną, więc bez przeszkód mógłby spróbować go uwieść, a nuż udałoby się. Seks z młodym przystojnym mężczyzną byłby miłą odmianą. Wyczuwając odpowiedni moment podniósł się, by chwilę później zasiąść obok łyżwiarza i chwycić go za rękę. Była zimna, wręcz lodowata, zielone oczy, tak bardzo podobne do jego własnych popatrzyły na niego spod przymrużonych powiek.

    - Kotku, miałbyś ochotę...? – zawiesił sugestywnie, czekając, aż przyszły kochanek sam się domyśli czego dotyczyło pytanie.

23 komentarze:

  1. Ja to rozumiem, że jeden dzień wolnego oznacza chęć wypoczynku i wtedy nie chce się nic robić. Także tym bardziej podziwiam to, że jednak postanowiłaś jakiś czas poświęcić na pisanie. Bo przyznam, że tutaj przemawia przeze mnie egoizm, gdyż chcę Twoich tekstów. :D Ale pamiętaj też, że za bardzo się nie przemęczaj. Nic na siłę. Powoli a wszystko napiszesz. :) Życzę powodzenia zarówno w pracy, w pisaniu i ogólnie we wszystkim. :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Komentujących mało, za to oczekujących niecierpliwie wielu. Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! :D uwielbiam to opowiadanie i pozostałe tez :))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Przerwać w takim momencie? Jak możesz? Jestem ciekawa jak zareaguje K na propozycję I ;) Oby pozytywnie ;)
    R i Ch w końcu przyznali się do swoich uczuć :) Hura :) Oby już nic się między nimi nie zepsuło.
    Mam nadzieję, że R przestanie się bać i powie otwarcie kogo kocha, a Ch będzie o niego walczył :)
    Świetny rozdział :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Puk,puk.... jest tam kto?

    OdpowiedzUsuń
  6. Odezwij się, a najlepiej dodaj kolejny rozdział, plizzz...

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Izzi, ta cisza jest niepokojąca. Daj jakiś znak, że u Ciebie wszystko ok., że to tylko kryzys twórczy. Pozdrawiam serdecznie i ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  8. Puk puk jesteś tam jeszcze??

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej kochana,
    co tam u Ciebie?
    troszkę spóźnione, ale życzę Tobie Wesołych i spokojnych Świąt, oraz radości i szczęścia w nadchodzącym roku...
    no i weny na kontynuowanie opowiadań i pomysłów na nowe ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Wybacz, ale nie dałam rady napisać wcześniej. Mam nadzieję, że Twoje Święta upłynęły tak, jak sobie tego życzyłaś. Dziękuję bardzo za życzenia, od siebie powiem szczęśliwego Nowego Roku i aby w 2019 przydarzyły Ci się tylko miłe rzeczy :D
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Hej.
    Jestem tu nowa, znalazłam Twojego bloga 2 tyg temu i zakochałam się w twoich opowiadaniach.
    Piszesz fenomenalnie i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, opowieści.
    Życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciemno wszędzie, pusto wszędzie, a rozdziału nie ma.....

    OdpowiedzUsuń
  12. Co tym blogiem, będziesz kontynuowała opowiadanie czy możemy mieć jeszcze nadzieję na poznanie całej historii, czy to już koniec? Zaniepokojona czytelniczka��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bloga nie zamykam, opowiadanie będzie miało swoje zakończenie, kolejne historie na pewno powstaną, bo uwielbiam pisać, jednak na razie nie mam na to czasu i siły. Może do końca lutego albo marca coś się pojawi.
      Pozdrawiam

      Usuń
  13. Hej,
    kochana co tam u Ciebie słychać? bo ja zaglądam w nadzieji na nowe rozdziały... no jeszcze kilka mam fo tyłu ale to jest specjalnie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej :)
    Chciałam tylko dać znać, że ciągle myślę o Twojej twórczości :)
    Mam nadzieję, że wkrótce do nas wrócisz :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Takich czekających jest więcej. Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  16. A do końca czerwca?

    OdpowiedzUsuń
  17. To może do końca lipca?

    OdpowiedzUsuń
  18. Autorko kiedy wrócisz?
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej,
    wspaniały rozdział, zastanawiam się jak zareaguje Keith na propozycje Iana, bardzo cieszę się, że Rene i Charlie przyznali się do swoich uczuć, oby nic już więcej się między nimi nic nie popsuło, mam nadzieję, że Rene przestsne się bać i powie otwarcie kogo kocha, a Charlie będzie o niego walczył i jeszcze ta historia Rene...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  20. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ciekawi mnie reakcja Keith'a na propozycje Iana, cieszę się, że Rene i Charlie przyznali się do swoich uczuć.... oby Rene przestał się bać i powie otwarcie kogo naprawdę kocha, no i jeszcze ta historia Rene...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń