Cześć Kochani! Od razu pragnę Was poinformować, że pojawił się duży problem. Mianowicie, z powodu pracy ostatnio kompletnie nie miałam ochoty czegokolwiek wrzucać. Wiąże się to z faktem, że pracuję przez sześć dni, a niedziela jest jedynym dniem wolnym. Więc mając do wyboru odpoczynek i poświęcenie czasu dla siebie a pisanie rozdziału przez cały dzień wybrałam to pierwsze. Jednak zdałam sobie sprawę, że jeśli będę nastawiona w ten sposób to równie dobrze mogłabym zamknąć bloga, a tego nie chcę. Więc obiecuję ruszyć dupę, nawet w tę cholerną niedzielę i coś naskrobać. Plus, nie wiem czy czasem nie zmienić dnia wstawiania rozdziału z niedzieli na poniedziałek. Myślę, że tak się będą pojawiały kolejne publikacje, albo niedziela, albo poniedziałek. Wybaczcie mi, jeśli ktoś czuje się zaniedbany to bardzo, bardzo, bardzo, przepraszam.
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze :D
Od
momentu odkrycia w sobie pociągu do mężczyzn nigdy nie przeszło
mu przez myśl, że mógłby okłamywać rodzinę oraz samego siebie.
Już na początku obiecał sobie solennie, że powie rodzicom prawdę
i nie będzie żył jako gej w ukryciu. Nie rozumiał mężczyzn,
którzy bali się wyjść z szafy lub „dobro” bliskich stawiali
ponad własne szczęście jako otwartych i szczerych ludzi. Podobnie
myślał o kobietach, które dla własnego spokoju wolały związać
się z mężczyzną, niż być wyszydzane przez społeczeństwo za
kochanie innej kobiety, a jak wszyscy wiedzieli, działo się tak
przez lata. Od zawsze podtrzymywał takie zdanie i nic nie było w
stanie zmusić go do postępowania inaczej, wbrew sobie. A jednak od
kilku miesięcy to właśnie robił. Niezwykle silne uczucie do Rene
zmusiło go do życia w kłamstwie. Zauważył, że z biegiem czasu
zachowywał się jak nie on, zmienił się w człowieka, którym
nigdy nie chciał być. Łyżwiarz zrównał z ziemią wszystko czego
Charlie się trzymał i w co wierzył. Coraz częściej zdawał sobie
sprawę, że zaczyna mu to niezmiernie przeszkadzać. O ile ukrywali
się w czterech ścianach domu mógł jakoś to znieść, lecz brak
okazywania sobie jakichkolwiek uczuć w olbrzymim miejscu przez długi
czas go wykańczał. Dusił się właśnie w ogromnej przestrzeni, w
której nikt nie mógł dowiedzieć się prawdy, pod żadnym pozorem.
Dopiero teraz w pełni przekonał się jak trudne i bolesne potrafi
być ukrywanie swojego związku i miłości do drugiej osoby. Z Rene
dzielił sypialnię od kilku miesięcy, a jednak w hotelu nie było
możliwości, by wybrali apartament z jednym łóżkiem bez
wzbudzania podejrzeń. Rene już na lotnisku w Lyon we Francji
zaznaczył, że nie będzie mieszkał w wiosce sportowej, lecz w
hotelu, gdyż istniało prawdopodobieństwo, że będzie musiał
zostać w tym kraju na dłużej. A oznaczało to wydłużoną
męczarnię i udawanie, że nie są dla siebie nikim więcej, niż
przyjaciółmi.
Nie
potrafił stwierdzić, czy Castella przestawi się z trybu „zimny
jak lód” na „gorący niczym lawa”, gdy będą we dwoje.
Wiedział jedynie, że bez Gwiazdeczki śpiącej obok niego nie
zmruży oka. Spostrzegł to już jakiś czas temu i nie wiedział czy
był to dobry znak, bo w końcu mógł przespać pełne osiem godzin
bez problemu, czy powód do zmartwień, gdyż uzależniony był od
kochanka. Niemniej jednak postanowił się tym zbytnio nie
przejmować, a przynajmniej na razie. Wiedząc, że z jakiegoś
powodu mężczyzna wolał omijać Francję szerokim łukiem, a
wspomnienie o Paryżu przyprawiało go o palpitację serca, musiał
uważać, by nie zdenerwować go bardziej niż było to konieczne.
Dlatego też przez większą część podróży siedzieli w samolocie
w milczeniu. Sytuacja powtórzyła się w taksówce, dzięki której
dotarli do tymczasowego miejsca zamieszkania oraz przez resztę dnia
i nocy po rozpakowaniu walizek. Nad ranem Charlie zaczął mieć tego
dosyć, ponadto denerwowało go, że coś było w stanie doprowadzić
jego Gwiazdeczkę do takiego stanu.
Wkroczywszy
do dużego oświetlonego słonecznym blaskiem pokoju ujrzał go
układającego poduszki na łóżku. Po tym zabrał się za
zaścielenie kołdry i ułożenie wczorajszych ubrań. Jak zwykle
sprzątaniem zajmował się na drugi dzień po zrobieniu bałaganu.
Oparłszy się o ścianę skrzyżował ręce na piersi. Przyglądając
się blondynowi w milczeniu zastanawiał się, jak długo zajmie mu,
aby się zorientować o obecności drugiej osoby.
- Może
powiesz mi wreszcie o co chodzi? – zapytał w końcu czując, że
nie prędko zwróci na siebie uwagę. Partner wydawał się bujać w
obłokach, kompletnie zapominając, że poza nim istnieje jakiś
świat.
Stało się
to, czego się spodziewał, odpowiedziała mu cisza, lecz
przynajmniej Castella zaszczycił go spojrzeniem. Jego powieki były
ociężałe i wyglądały jakby zaraz miały się zamknąć.
Podkrążone oczy prezentowały się koszmarnie na zmęczonej twarzy.
Wyraźnie dostrzegał, że działo się coś złego, jednak nie
będzie w stanie zgadnąć co, jeśli partner sam mu nie powie.
Problem w tym, że Rene nie palił się do rozmowy, a jego głowę
zapełniało wszystko inne, tylko nie zawody i występ na wysokim
poziomie. W Charliem narastała frustracja, ponieważ nie wiedział
jak pozbyć się stresu kochanka. Czuł się bezsilny, zupełnie jak
podczas hospitalizacji ukochanego, gdy pozostawało jedynie czekać.
Przemknęło
mu przez myśl, iż być może to wina jego obecności na Grand Prix.
Wszakże od początku wiedział, że jest trenerem tymczasowym i
zastępuje ojca, a ten wróci do pracy po odbytej rekonwalescencji.
To on miał towarzyszyć Rene w zmaganiach, by dostać się do
Wielkiego Finału. Tymczasem z niewiadomych przyczyn, ku zdziwieniu
ich obu, Arkady zrezygnował z tej przyjemności. Nie podał przyczyn
swojej decyzji. Dał im do zrozumienia, że wzajemnie będą dla
siebie lepszym wsparciem. Tak oto odprowadzeni na lotnisko przez
rodzinę Charlesa, Melindy oraz Julię wyruszyli do Francji. Nie
zdawał sobie sprawy, dlaczego tata postąpił w ten sposób, w duchu
dziękował mu jednak za możliwość spędzenia ponad tygodnia z
Castellą.
- Rene –
szepnął ciepłym głosem zbliżając się do niego. Fantastyczne,
dwukolorowe oczy wchodziły w głąb jego duszy, przeszywając ją
na wylot. Uwielbiał tonąć w ich spojrzeniu, mimo iż w tym
momencie nie lśniło ono tak jak zwykle. Było przygaszone, gdzieś
w głębi czaił się strach i obawa.
Dotknął
dłonią bladego policzka mężczyzny tak delikatnie, jakby dotykał
przerażonego motyla, gotowego w każdej chwili odlecieć. Musiał
być ostrożny, by go nie spłoszyć i sprawić jednocześnie, aby mu
zaufał. W pewnym monecie poczuł jednak, że partner nie chce się
już bronić. Bez słowa sprzeciwu pozwolił się porwać szerokim
ramionom. Zupełnie jakby miał dosyć ciągłego hamowania emocji i
zaczęło mu to przeszkadzać. Trwali wtuleni w siebie przez moment,
który dla nich wydawał się być ulotną chwilą. Minął jak
błyskawicznie, czego obaj byli świadomi. Charlie mógłby nigdy nie
puszczać z objęć ukochanego mężczyzny. Do końca życia pragnął
budzić się u jego boku, całować, dotykać, topić spojrzenie w
fantazyjnych oczach, które nie raz przyprawiały go o gęsią
skórkę. Nie potrafiłby przestać przeczesywać palcami blond
włosów, które po umyciu i wysuszeniu wyglądały jak siano na
głowie. Gładząc spokojnymi ruchami kciukiem po twarzy mężczyzny
pokazywał, jak głębokie żywi do niego uczucie. Śmiały uśmiech
pełen miłości nie schodził z ust, a wypowiedziane na głos słowa
pokazywały wagę każdego, nawet najdrobniejszego gestu.
Odsłaniał
się, wręczył Rene pistolet wycelowany w swoje serce i mógł tylko
liczyć, że nie pociągnie za spust. Wielokrotnie zawiódł się na
poprzednich partnerach, jeśli ten jedyny, który liczył się w jego
życiu zrówna z ziemią wszelkie marzenia i nadzieje na coś więcej,
nie będzie potrafił się podnieść. Pod wpływem chwili otworzył
usta pozwalając, by słowa wylatywały z nich jak z procy. Nie
zastanawiając się nad konsekwencjami mówił szczerze, jakby świat
miał się skończyć i istniała ostatnia okazja, by przyznać, co
naprawdę czuje.
- Jesteś
moim skarbem – szepnął nie umiejąc kontrolować łamiącego się
głosu. Uczucia, jakimi darzył Castellę od dawna, teraz były
doskonale widoczne i jak wcześniej próbował to tuszować, tak w
tym momencie pragnął wyznać mu wszystko. – Chciałbym dzielić
z tobą życie. Nie tylko to zawodowe. Ale ty uciekasz, nie
pozwalasz, by między nami było coś więcej.
- Gdybym
powiedział, że chcę tego samego co ty, potrafiłbyś żyć ze mną
ukrywając nasz związek? Poza domem udając, że nic nas nie łączy?
– rzucił z pretensją, znając odpowiedź bardziej niż
ktokolwiek inny. – Nie potrafiłbyś. Już masz dość, bo nie
możesz złapać mnie za rękę na środku ulicy, bo zabraniam się
pocałować przy ludziach – wykrzyknął głosem pełnym rozpaczy.
Charlie nie spodziewał się, co nastąpi po kilku chwilach, tym
większego szoku doznał, dostrzegając spływające z kącików
oczu łzy. – Kocham cię, do cholery!
Rene nie
potrafił przypomnieć sobie żadnego momentu ze swojego życia, w
którym byłby równie zażenowany i zawstydzony, jak w chwili, gdy
ostatecznie serce wzięło górę nad rozumem. Przez pierwszych kilka
sekund nie wierzył, że zdobył się na odwagę i w końcu
powiedział to, co rosło w nim od dawna. Deakin pozostawał
milczący, wpatrywał się w niego z niedowierzaniem co chwilę
otwierając i zamykając usta, jakby nie potrafił się zdecydować,
czy coś powiedzieć.
- Starałem
się trzymać ciebie na dystans, bo sam przyznałeś, że życie w
kłamstwie ci nie odpowiada. A ja nie potrafię otwarcie przyznać,
że kocham mężczyznę – łzy nie przestawały płynąć,
nieważne jak bardzo ich właściciel chciał zatrzymać ten potok.
Im bardziej wylewny się robił, tym trudniej mu było się
uspokoić. Każde słowo wypowiadał przez łzy, jakby inaczej nie
dawał rady. Charliemu przemknęło przez myśl, że był to
pierwszy raz, gdy Rene się komuś zwierza ze wszystkiego i nawet
Melinda nie miała styczności z takim Castellą. Choć serce mu się
krajało, gdyż ukochany cierpiał, starał się wytrwać, nie
wypuszczając go z objęć. Głaskał z czułością po głowie,
mając nadzieję, że wkrótce partner wypłacze się ze wszystkie
czasy, kiedy musiał grać twardego i niewzruszonego dupka.
- Masz
rację – przyznał – chciałbym powiedzieć rodzinie i
przyjaciołom, że znalazłem mężczyznę, który skradł moje
serce. Mam prawo okazywać miłość osobie, którą kocham, nie
sądzisz? Kochanie – ujął jego twarz w dłonie – powiedz, czym
różnimy się od innych par?
Ten
argument nie przekonywał Rene. Od lat okłamywał samego siebie,
trudno mu było przemóc się, bo nie wiedział jak społeczeństwo
zareaguje na jego homoseksualizm. Najbardziej jednak obawiał się
reakcji rodziców, którzy przekonani byli, że ich dziecko jest
normalne. Mimo iż nie miał z nimi bliskiego kontaktu przerażała
go myśl, że mógłby stracić jedyną rodzinę, spokrewnione z nim
osoby. Równocześnie zadawał sobie sprawę, że chcąc być z
Charliem musi podjąć jakąś decyzję, ponieważ mężczyzna nie
będzie wiecznie czekał. Nikt mu nie musiał przypominać jakie
odstawiał sceny zazdrości o Ivana albo byłego kochanka z baru. Nie
zniósłby świadomości, że ktoś ukradł mu Charlesa, ten drań
był tylko jego.
- Poczekam
– brunet przerwał narastającą ciszę. Czuli się jakoś
niezręcznie, zupełnie jakby wskoczyli na nowy poziom związku, a
powrót do zaczepek, przepychanek i kłótni jak to mieli w zwyczaju
był niemożliwy, choć obaj to uwielbiali. Dogryzanie sobie także
było jakimś ich sposobem wyrażania uczuć i nie potrafiliby z
niego zrezygnować. Nie dowierzając rzucił Deakinowi spojrzenie w
stylu „I ja mam w to uwierzyć?”.
- Jak
długo? Prędzej czy później stwierdzisz, że krycie się jest
zbyt męczące.
- A nie
jest? Ciebie to denerwuje tak jak mnie. Mógłbyś powiedzieć
rodzicom prosto z mostu i mieć z głowy. Jeśli cię nie
zaakceptują to...
- To co? –
warknął wracając powoli do siebie. – Nie mam z nimi najlepszego
kontaktu, a na pewno nie tak dobrego jak ty z matką i ojcem, ale
ich kocham. Jestem im wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobili,
więc nie chcę ich zawieść.
Po tych
trudnych wyznaniach obaj wyglądali na pozbawionych wszelkich sił.
Nie byli pewni jak się zachować, do tej pory jedynym co ich łączyło
był seks, a teraz się okazało, że mylili się. Było coś
lepszego, silniejszego, wspanialszego.
Siedząc na
łóżku opierał się tors Charliego, którego z kolei w pozycji
półsiedzącej utrzymywało wezgłowie łóżka. Podobało mu się,
gdy mężczyzna głaskał jego klatkę piersiową, nogi czy ręce.
Nie spodziewał się, że nawet bez seksu będzie odczuwał
satysfakcję z przebywania z kochankiem i dzielenia z nim takiego
rodzaju intymnych chwil. Jak się okazało ostre pieprzenie można
było zastąpić czymś innym, bardziej subtelnym i spokojnym.
Chociaż tego pierwszego nie potrafił sobie odmawiać zbyt długo,
zwłaszcza jeśli miał to robić z Charlesem. Bawił się palcami
partnera, który splatał swoje dłonie z jego, droczył się i
szeptał do ucha pełne romantyzmu, czasami przesłodzone słówka.
- To do
ciebie niepodobne – zaśmiał się blondyn. Miał zamknięte oczy
i wciąż rozważał pewną sprawę.
- Tak jak
płakanie rzewnymi łzami do ciebie – obsypywał drobnymi
pocałunkami szyję łyżwiarza, któremu widocznie stres już
przeszedł. Cieszył się z tego, równocześnie mając świadomość,
że to nie koniec zwierzeń. Niemniej jednak nie ma tego złego, co
by na dobre nie wyszło. Przestali wmawiać sobie wzajemnie, że
byli wyłącznie kumplami z korzyściami. Chyba najlepiej wychodziły
im te rozmowy przeprowadzone pod wpływem silnych emocji, kiedy bez
zastanowienia mogli wykrzyczeć to, co im ciążyło.
- Pamiętasz
jak wspominałem o różnicach między twoimi rodzicami, a moimi? –
zagadnął po kilku minutach milczenia. Słysząc mruknięcie
oznaczające „tak” kontynuował. – Będziesz miał okazję
przekonać się o tym na własnej skórze – westchnął jakby
mówił, że zbliża się koniec świata, a im pozostaje tylko
zaakceptować ten fakt i wykorzystać czas jaki pozostał. –
Niedługo minie siedem lat od kiedy zamieszkałem w Stanach i
zacząłem pracować z Arkadym. Wyjeżdżając obiecałem matce, że
przy każdej nadarzającej się okazji będę ją odwiedzał, więc
czy mi się to podoba, czy nie, muszę w tym tygodniu jechać do
Paryża i się z nią spotkać. A ty jedziesz ze mną.
-
Zamierzasz przedstawić mnie jako potencjalnego zięcia? – niby
żartował, ale w głębi serca zastanawiał się, kim dla niego
będzie przed rodziną. Zapewne nikim więcej niż przyjacielem i
trenerem. Mógł sobie bez problemu wyobrazić jak Rene właśnie
przewracał oczami. Nie zważając na wcześniejszy komentarz mówił
dalej.
- Jeżeli
mam się męczyć to ty podzielisz moje cierpienie. Kopnie cię też
zaszczyt poznania mojego ojca, bo w tym miesiącu siedzi u mamy w
domu.
Zanim
partner zdążył zmieszany zapytać „Ale jak to, w jej
domu?” zabrał się za wprowadzenie go do swojej rodziny, a
właściwie do dziwnej historii, w jaki sposób ona powstała. Od
razu zaznaczył, że jego rodzice są małżeństwem, lecz mieszkają
osobno. I tu zaczynały się pytania „Dlaczego?”, „Jaki jest
powód?”, „Żyłeś na dwa domy?”. Dla Charliego było nie do
pomyślenia, aby małżeństwo mieszkało oddzielnie, a jednak takie
sytuacje się zdarzały.
- Mama jest
Francuzką, stąd moje imię. Stwierdziła, że skoro ona mnie
urodziła to ma prawo wybrać imię dla swojego dziecka –
uśmiechnął się na wspomnienie, gdy rodzice opowiadali jak się
sprzeczali przed jego narodzinami.
- Co na to
tata? – zapytał wyraźnie zaciekawiony rodziną partnera. W końcu
pierwszy raz o nich słyszy, a niesłychanie cieszył się z tego
powodu. Ich związek naprawdę wkroczył na nowe tory.
- Odpuścił
sobie, bo wiedział, że będę nosił jego nazwisko.
- Więc
twój tata jest Włochem – zamyślił się. – Teraz jestem
jeszcze bardziej ciekawy jak poznali się ludzie z dwóch różnych
krajów.
- A niby
jak się mieli poznać? Mama pojechała do Florencji, spotkała
tatę, wzięli ślub i urodziłem się ja, twoje największe
szczęście – wyszczerzył zęby, choć Deakin nie mógł tego
zobaczyć. Nadal siedzieli wtuleni w siebie, o dziwo pozycja ta była
całkiem wygodna.
- Historia
jak z bajki?
- Nie do
końca – westchnął z rozczarowaniem. – Z jednej strony
uważałem, że to piękna opowieść dwojga kochających się
ludzi, z drugiej jednak nabawili się przez to wiele problemów.
Oboje.
Jego
rodzicielka, pojawiwszy się po raz pierwszy we Florencji miała
szesnaście lat. Pojechała wraz z rodziną przyjaciółki na
wakacje, miała odbyć wspaniałą wycieczkę, która nigdy nie
zniknęłaby z jej pamięci. I rzeczywiście tak się stało, nawet
po dwudziestu czterech latach nie zapomniała, co stało się tamtego
lata. Przypadek chciał, by przyjaciółka wyciągnęła ją na
miasto, z daleka od hotelu. Mogła sobie na to pozwolić, znała
okoliczne ulice jak własną kieszeń, w końcu przyjeżdżała co
roku do rodziny. Matka nie była tak śmiała, więc chodziła krok w
krok z dziewczyną. Nie zdając sobie sprawy, trafiły do parku, w
którym robiono zdjęcia modelom do magazynów. Prezentowali oni nową
letnią kolekcję. Obie szesnastolatki wiedzione ciekawością
zbliżyły się do pozujących mężczyzn i kobiet obserwując ich z
niewielkiej odległości. Niewysoka blondynka o zielonych oczach, z
jasną buzią pokrytą piegami skupiała na sobie uwagę starszych od
siebie modeli. Jeden z nich zainteresował się młodą dziewczyną,
również ona nie potrafiła oderwać od niego roziskrzonego wzroku.
W niewinnej licealistce obudziły się uczucia, o istnieniu których
nie miała wcześniej pojęcia. Pochodziła z bardzo religijnej
rodziny, wychowywana niemal pod kloszem nie znała świata.
- Ona
nazywa to miłością od pierwszego wejrzenia, ale ja nie wierzę w
takie bzdury. Żeby się zakochać trzeba najpierw poznać
człowieka. Ciebie pokochałem dopiero po pewnym czasie, musiałem...
– urwał jakby wracając wspomnieniami do ich pierwszej rozmowy,
która odbyła się przez telefon. Chodziło o Arkady'ego, który
spóźniał się na trening.
- Musiałeś
mnie poznać, zaufać, powoli się otwierać.
-
Dokładnie. Moi rodzice zrobili to co my, czyli zaczęli od łóżka.
Oczywiście żadne z nich nie przyznałoby się do tego. Spotkali
się parę dni po tamtym, z tą różnicą, że moja mama była
wtedy sama, bez koleżanki. I nie znała języka. Ojcu zajęło aż
pięć godzin, żeby ją uwieść – rzucić z przekąsem. –
Rzecz jasna, porozumiewał się z nią po francusku, ni w ząb nie
rozumiała włoskiego. Późno w nocy, kiedy było po wszystkim
niechętnie się z nim rozstała. Rodzice jej kumpeli wychodzili z
siebie, bo byli za nią odpowiedzialni, a zniknęła w połowie dnia
i wróciła dopiero po wielu godzinach.
- I co było
później?
- Miał
kasę, więc stać było go na luksusy, a takim był wtedy telefon.
Dał jej swój numer i miała do niego dzwonić, gdyby czegoś
potrzebowała. Po tygodniu się rozstali, a mama wróciła do
Paryża. Zgadnij co się stało po miesiącu, kiedy zaczęła źle
się czuć i wymiotować w domu o każdej porze dnia i nocy.
- Ciąża.
- Bingo.
-
Powiedziała rodzicom jak się bawiła zagranicą? – zaśmiał
się.
- Tak,
chociaż potwornie się bała. Słusznie, bo była uczącą się
nastolatką z religijnego domu, która nosiła dzieciaka faceta,
który nie był jej mężem. Odnalezienie jednego człowieka w tak
olbrzymim kraju graniczyło z cudem. Moi dziadkowie, których
notabene nigdy nie poznałem, wyrzucili ją z domu, gdy się
wszystkiego dowiedzieli. Byli wściekli, nie mieli żadnej litości,
ważniejsze było, co powiedzą ludzie i jaki wstyd moja matka im
przyniosła.
- Nie
pomogli własnej córce, będącej w potrzebie? – warknął
wściekły, nie potrafiąc wyobrazić sobie, że któryś rodzic
mógłby postąpić w ten sposób.
- A jednak.
Gdyby przyjaciółka jej nie przygarnęła, nie miałaby gdzie się
podziać. Rodzina kompletnie się od niej odcięła. Namawiano ją,
aby skontaktowała się z facetem, który zrobił jej dziecko.
Spodziewała się, że facet oleje sprawę, wykręci się albo w
ogóle nie odbierze telefonu i będzie udawał niewiniątko. Ale
tata odebrał i porozmawiał z nią.
- Jeśli mi
powiesz, że przyjechał do Francji i postanowił się nią
zaopiekować, to trudno będzie mi w to uwierzyć.
- Będziesz
musiał, bo tak się stało. Ale nie odbyło się bez problemów.
Miał wtedy dwadzieścia pięć lat i był dobrze zarabiającym
modelem, występował na pokazach, pojawiał się na okładkach
najlepszych czasopism, więc prasa szybko podchwyciła jego romans z
nieletnią dziewczyną. W całej Florencji huczało od plotek na ich
temat, mimo że nigdy nie rozprawiał o swoim życiu prywatnym w
telewizji. To był jeden z najgłośniejszych skandali we Włoszech
tamtych lat. Agencja, dla której pracował musiała wysłać go na
przymusowy urlop, bo przez jego głupie zachowanie była narażona
nie złe opinie. Choć łatwo nie było wziął mamę pod opiekę,
dał jej możliwość kształcenia się, dalszej nauki, prywatnie
oczywiście. Skończyła liceum, studia, z czasem wiodło się jej
coraz lepiej. W końcu przestała być kochanicą gwiazdy, za którą
ją uważano przez wiele lat. Oboje robili karierę, podróżowali
po świecie, zarabiali pieniądze, wiedli życie, o którym ludzie
mogli tylko marzyć. Będąc dorosłym cieszę się ich szczęściem
i sukcesami, jakie osiągnęli swoją ciężką pracą.
- Twoja
matka była w stanie połączyć naukę, wychowanie dziecka i życie
żony u boku sławy? I nie zwariowała? Zacznę ją podziwiać. Moja
matka całe życie spędziła na dbaniu o dom, o mnie i ojca. Jest
kurą domową, ale nigdy jej to nie przeszkadzało.
-
Powiedzmy, że oboje byli zbyt zajęci, by wychowywać dziecko –
powiedział z goryczą w głosie, mając w pewnym stopniu za złe
ludziom, którzy dali mu życie, że jego dzieciństwo było dla
nich mało znaczące. – Od kiedy pamiętam opiekowały się mną
guwernantki. Uczyły, wychowywały, karały, moralizowały. Od
urodzenia, aż po dzień, gdy w końcu stałem się pełnoletni i
mogłem się wyrwać z Florencji. Rodzice zajmowali się mną
okazjonalnie, podczas świąt lub w trakcie wolnego. Później
przestało mi zależeć na ich uwadze. Jak tylko opiekunki
spuszczały ze mnie oko uciekałem do miejsca, w którym mogłem być
sobą. Ale i to się musiało skończyć.
- I mimo
tego zależy ci na ich akceptacji? – w żyłach mu buzowało, lecz
starał się tego nie okazywać. Rene bronił ludzi, którzy nie
poświęcali mu odpowiednio dużo czasu, nie dbali o niego, nie
obchodziły ich problemy nastolatka i borykanie się z innością,
jaką była orientacja seksualna.
- Mówiłem
już. Są moją jedyną rodziną, gdyby nie oni, nie miałbym
nikogo.
-
Pierdolenie. Masz mnie – szepnął, opierając głowę o jego
ramię – a także wiele innych osób, którym na tobie zależy.
* * *
Świdrując
wzrokiem siedzącą sylwetkę Keitha odnosił wrażenie, że
mężczyzna zmienił się od ich ostatniego spotkania. Wtedy nowy
znajomy powiedział o kilka słów za dużo i zdawał sobie z tego
sprawę. Od kiedy wszedł do jego pokoju zdążył przeprosić chyba
sto razy. Powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem, nie
zamierzając w żaden sposób znieważyć Owena, po prostu miło mu
się zrobiło, że facet tak się stara. Pierwszy raz w ogóle jakiś
się o niego stara. Co jeszcze bardziej upewniało go w przekonaniu,
że łyżwiarz nie jest przy zdrowych zmysłach i albo się upił,
albo zażył substancje psychoaktywne.
- Powiedz
mi zatem, co cię sprowadza w me skromne progi, kochanie? –
założył nogę na nogę. Oparłszy się na łokciu pochylił do
przodu pokazując śnieżnobiałe zęby.
-
Zachowałem się jak...
- Palant? –
dokończył. – Luz, każdemu się zdarzy. Mnie, na przykład,
notorycznie. I nie robię afery z tego powodu. Każdemu prędzej czy
później puszczą nerwy. Jednak wciąż nie usłyszałem odpowiedzi
na swoje pytanie. Dlaczego mnie pan szukał, drogi panie Owen?
Dobrze się
bawił obserwując pełną zakłopotania twarz, niezwykle przystojną
i diabelnie atrakcyjną. Kobiety zapewne za tobą szaleją, pomyślał.
Przez nieprzyjemne wyobrażenie blondasa i jakiejś paniusiu
obściskujących się każdej nocy, przeszedł go lodowaty dreszcz,
który zniweczył chęci na dalszy niewinny flirt. Choć dałby sobie
rękę odciąć, że Keith był nieświadomy jak na niego działał.
Miał w sobie spokój, którego brakowało Charliemu, delikatne
usposobienie, subtelność, coś, czego było mu potrzeba, a żaden
kochanek wcześniej mu tego nie dał. W tym momencie jeszcze bardziej
żałował, że dostał kosza. „Lubię kobiety” krążyło w jego
umyśle niczym mantra, której nie sposób było się pozbyć. Gdybyś
doświadczył przyjemności z mężczyzną zmieniłbyś zdanie
natychmiast, korciło go, by powiedzieć to na głos, lecz uwiązł
mu on w gardle. Spoglądając na niego zastanawiał się, czy mógłby
wykorzystać chwilę słabości Keitha, gdyż niezaprzeczalnie przez
taką właśnie przechodził. Stało się coś, co go załamało,
zniszczyło barierę ochronną, więc bez przeszkód mógłby
spróbować go uwieść, a nuż udałoby się. Seks z młodym
przystojnym mężczyzną byłby miłą odmianą. Wyczuwając
odpowiedni moment podniósł się, by chwilę później zasiąść
obok łyżwiarza i chwycić go za rękę. Była zimna, wręcz
lodowata, zielone oczy, tak bardzo podobne do jego własnych
popatrzyły na niego spod przymrużonych powiek.
- Kotku,
miałbyś ochotę...? – zawiesił sugestywnie, czekając, aż
przyszły kochanek sam się domyśli czego dotyczyło pytanie.
Ja to rozumiem, że jeden dzień wolnego oznacza chęć wypoczynku i wtedy nie chce się nic robić. Także tym bardziej podziwiam to, że jednak postanowiłaś jakiś czas poświęcić na pisanie. Bo przyznam, że tutaj przemawia przeze mnie egoizm, gdyż chcę Twoich tekstów. :D Ale pamiętaj też, że za bardzo się nie przemęczaj. Nic na siłę. Powoli a wszystko napiszesz. :) Życzę powodzenia zarówno w pracy, w pisaniu i ogólnie we wszystkim. :***
OdpowiedzUsuńKomentujących mało, za to oczekujących niecierpliwie wielu. Pozdrawiam i weny życzę.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :D uwielbiam to opowiadanie i pozostałe tez :))))
OdpowiedzUsuńPrzerwać w takim momencie? Jak możesz? Jestem ciekawa jak zareaguje K na propozycję I ;) Oby pozytywnie ;)
OdpowiedzUsuńR i Ch w końcu przyznali się do swoich uczuć :) Hura :) Oby już nic się między nimi nie zepsuło.
Mam nadzieję, że R przestanie się bać i powie otwarcie kogo kocha, a Ch będzie o niego walczył :)
Świetny rozdział :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Puk,puk.... jest tam kto?
OdpowiedzUsuńOdezwij się, a najlepiej dodaj kolejny rozdział, plizzz...
OdpowiedzUsuńWitaj Izzi, ta cisza jest niepokojąca. Daj jakiś znak, że u Ciebie wszystko ok., że to tylko kryzys twórczy. Pozdrawiam serdecznie i ciepło!
OdpowiedzUsuńPuk puk jesteś tam jeszcze??
OdpowiedzUsuńDlaczego milczysz?
OdpowiedzUsuńHej kochana,
OdpowiedzUsuńco tam u Ciebie?
troszkę spóźnione, ale życzę Tobie Wesołych i spokojnych Świąt, oraz radości i szczęścia w nadchodzącym roku...
no i weny na kontynuowanie opowiadań i pomysłów na nowe ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej :) Wybacz, ale nie dałam rady napisać wcześniej. Mam nadzieję, że Twoje Święta upłynęły tak, jak sobie tego życzyłaś. Dziękuję bardzo za życzenia, od siebie powiem szczęśliwego Nowego Roku i aby w 2019 przydarzyły Ci się tylko miłe rzeczy :D
UsuńPozdrawiam
Hej.
OdpowiedzUsuńJestem tu nowa, znalazłam Twojego bloga 2 tyg temu i zakochałam się w twoich opowiadaniach.
Piszesz fenomenalnie i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, opowieści.
Życzę dużo weny :)
Ciemno wszędzie, pusto wszędzie, a rozdziału nie ma.....
OdpowiedzUsuńCo tym blogiem, będziesz kontynuowała opowiadanie czy możemy mieć jeszcze nadzieję na poznanie całej historii, czy to już koniec? Zaniepokojona czytelniczka��
OdpowiedzUsuńBloga nie zamykam, opowiadanie będzie miało swoje zakończenie, kolejne historie na pewno powstaną, bo uwielbiam pisać, jednak na razie nie mam na to czasu i siły. Może do końca lutego albo marca coś się pojawi.
UsuńPozdrawiam
Hej,
OdpowiedzUsuńkochana co tam u Ciebie słychać? bo ja zaglądam w nadzieji na nowe rozdziały... no jeszcze kilka mam fo tyłu ale to jest specjalnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej :)
OdpowiedzUsuńChciałam tylko dać znać, że ciągle myślę o Twojej twórczości :)
Mam nadzieję, że wkrótce do nas wrócisz :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Takich czekających jest więcej. Pozdrawiam i weny życzę!
OdpowiedzUsuńA do końca czerwca?
OdpowiedzUsuńTo może do końca lipca?
OdpowiedzUsuńAutorko kiedy wrócisz?
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Dużo weny :)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, zastanawiam się jak zareaguje Keith na propozycje Iana, bardzo cieszę się, że Rene i Charlie przyznali się do swoich uczuć, oby nic już więcej się między nimi nic nie popsuło, mam nadzieję, że Rene przestsne się bać i powie otwarcie kogo kocha, a Charlie będzie o niego walczył i jeszcze ta historia Rene...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ciekawi mnie reakcja Keith'a na propozycje Iana, cieszę się, że Rene i Charlie przyznali się do swoich uczuć.... oby Rene przestał się bać i powie otwarcie kogo naprawdę kocha, no i jeszcze ta historia Rene...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga