Powered By Blogger

niedziela, 30 czerwca 2019

Lodowa Powłoka - Rozdział 28


Hej, kochani! Nie wierzę, że w końcu wrzuciłam rozdział. Jeśli jeszcze tu ktoś został, to przepraszam, że musieliście czekać aż pół roku. Wybaczcie, staram się jak mogę, ale powtarzam, jeden dzień wolnego w tygodniu raczej nie sprzyja moim chęcią tworzenia.

Jeszcze raz przepraszam i zapraszam na rozdział :)




    - … Porozmawiać? – nie spuszczając wzroku z mężczyzny prześwietlał każde, nawet najmniejsze drgnięcie jego ciała. Powtórzył pytanie zdając sobie sprawę, że chyba nie został zrozumiany. – Miałbyś ochotę ze mną porozmawiać? – Starając się być bardziej subtelnym, by po raz kolejny nie sprowokować kłótni, położył dłoń na dłoni Keitha oczekując pozytywnej odpowiedzi. Pragnienie rzucenia się na blondyna i przymuszenie do seksu było nadzwyczaj duże, lecz z wiedzą jaką posiadał byłoby to najgłupszym, co mógłby zrobić. Raz namawiał go do seksu, a dostał w zamian bolesnego kosza. Przypomniało mu to, że Owen nie należy do mężczyzn, z którymi zwykł spędzać noce i nie da się złapać na byle co. Z jednej strony podobała mu się ta odmiana, jednak miało to swoje minusy. Jeśli chciał coś zdziałać musiał się bardziej wysilić i nie myśleć wyłącznie o cielesnej przyjemności. Siedząc obok niego z pewnością nie tego teraz potrzebował. Ale trudno było wykorzenić stare nawyki. Zaczerpując powietrza głęboko w płuca obiecał sobie wspierać Keitha nie powodując przy tym niekomfortowej atmosfery, bo sytuacja potoczy się jak poprzednio. – Jeżeli jest coś, cokolwiek, co cię dręczy, możesz po prostu powiedzieć, kotku. Przecież po to właśnie przyjechałeś, a może się mylę?
    - Chciałem tylko pomówić o ostatnim spotkaniu. Nie chciałem, żeby tak się to potoczyło. Żałuję swoich słów, powiedziałem zbyt wiele, w końcu to co robisz, to twoja sprawa. Nie podoba mi się to, nie pochwalam tego, ale nie mam prawa się wtrącać – zielone oczy w końcu skierowały się w jego stronę, powodując gęsią skórkę. Do tej pory wpatrywał się w podłogę, ucieszył się, że nareszcie skupił na sobie jego spojrzenie. – W przeprosinach nie pomagał fakt, że zmieniłeś hotel.
    - Nie lubię zostawać na długo w jednym miejscu, a w Pittsburghu spędziłem stanowczo zbyt dużo czasu. Planowałem przenieść się do innego miasta, ale na razie jedynie zmieniłem hotel. Ciesz się, inaczej byłoby ci jeszcze trudniej – puścił mu oczko, za co dostał mentalnego liścia w twarz.
    - Uciekasz od problemów – normalnie wkurwiłby się na to nieprawdziwe stwierdzenie, lecz w ostatniej chwili ugryzł się w język. Miał być wsparciem, a nie wydzierać się na faceta o byle pierdołę.
    - Na szczęście, jako jeden z niewielu ludzi na tym podłym i okrutnym świecie, nie mam problemów. Żyję bezkonfliktowo. W przeciwieństwie do ciebie. Widzę, że coś nie gra. Wcześniej, gdy się spotykaliśmy byłeś rozluźniony naturalny, teraz napięty jak struna i zdenerwowany.

Usiłując jakoś wyciągnąć informacje przybliżył się do niego pozwalając, by ich ramiona i nogi stykały się. Ten niewielki kontakt sprawił, iż Owen mógł poczuć, że w trudnych chwilach ktoś z nim jest, a jemu dawały malutkie poczucie zadowolenia.
W ogromnym apartamencie dało się słyszeć oddechy dwóch osób i nic poza tym. Ivan, siląc się na cierpliwość, której zwykle mu brakowało, czekał, aż mężczyzna odezwie się pierwszy. Dawał mu czas na ułożenie sobie w głowie tego, co chciałby powiedzieć. W tym czasie Bard intensywnie zastanawiał się, czy mógłby zrobić coś jeszcze, by poprawić humor swojego gościa. Przytulić go? Poklepać przyjacielsko po plecach i zapewnić, że wszystko się ułoży? Sam nie znosił takiego pieprzenia od czapy, więc z niemałym trudem przychodziło mu wymyślanie słów pocieszenia. Jedyne co przyszło mu na myśl, było:

    - Niech zgadnę, problemy z kobietą? – pozornie obojętny ton głosu zdradzał cieniutką nić irytacji i frustracji. Próby ukrycia oczywistego spaliły na panewce, doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
    - Andrea – jęknął męczeńsko – mnie zdradziła. Zdradzała do jakiegoś czasu – ukrył twarz w dłoniach.

Ivan pomyślał, że Keithowi jest po prostu wstyd, że pozwalał, aby jakaś baba wpuszczała go w maliny. Wszakże przyznał kiedyś, że nie kocha narzeczonej. Co powinno oznaczać, że jej zdrada nie miała dla niego większego znaczenia. Dlaczego więc zachowuje się jakby cały świat właśnie runął mu na głowę? Uwolnił się od upierdliwej baby, czego jeszcze mógł chcieć?

    - Jaki masz dokładnie problem? – nie potrafił ukryć złości, gdyż wciąż nie był w stanie zrozumieć mężczyzny. Nie lubił o czymś nie wiedzieć. Wszystko nabrało sensu, z chwilą, kiedy blondyn odparł:
    - Byłem przekonany, że nosi moje dziecko – nim pełny sens tych słów dotarł do niego, wściekłość na siebie samego zdążyła w nim wezbrać. Gdyby nie trzymająca go dłoń i pragnienie bycia blisko Keitha poderwałby się z siedzenia i znalazł pierwszą rzecz, w którą mógłby uderzyć.
    - Nie wierzę.
    - Nigdy bym się po niej tego nie spodziewał. Przyzwyczaiłem się do myśli, że zostanę tatą, spodobało mi się to.
    - Nie! Nie wierzę, że dobierałem się do faceta, który miał zostać ojcem!

Poczucie winy zalało go niczym rzeka Missisipi Missouri trzy lata temu. Z bólem serca uświadamiał sobie, że próbował odebrać dziecku – co z tego, że jeszcze nienarodzonemu – ojca. Pomijając puszczalską matkę, tatę miałoby wspaniałego, a on głupi próbował to zniszczyć.

    - Uzgodniliśmy już, że dziecko Andrei nie jest moim. Spała z innym – rzekł z goryczą.
    - Ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem. Ono na pewno nie jest twoje?
    - Nie jest.

Z powodu jednego krótkiego zdania i jemu udzielił się paskudny humor. Wierzyć mu się nie chciało, że mógłby zabrać dziecku rodzica. Lepiej niż ktokolwiek wiedział, że wychowywanie się bez porządnego ojca był trudnym przeżyciem. A wychowywanie się z niewłaściwym było jeszcze gorszym.

    - Obchodzi cię to?
    - Nie rozbiłbym komuś szczęśliwej rodziny. Ojciec powinien być ze swoim dzieckiem. Opiekować się, dbać, troszczyć, kochać ponad wszystko – zaczął spacerować po salonie usiłując poukładać myśli. – Miałem ci pomóc się pozbierać, przez ciebie sam potrzebuję pomocy – zaśmiał się bez przekonania. – Moja mama pewnie się w grobie przewraca na widok wygłupów swojego głupiego syna.

Keith zrozumiał, że jednak nie był jedynym, który miał ze sobą problemy. Podły nastrój ustąpił chęci szczerej rozmowy z Ivanem, jego również coś męczyło. Mogli wzajemnie wylizać swoje rany, bo obaj zostali skrzywdzeni.

Usiadł wreszcie zaczynając mieć dosyć bezsilności, czuł jakby wszystkie siły opuściły go w jednym momencie. Pierwszy raz od dawna naszła go nieodparta chęć zamknięcia się w pokoju i owinięcia kołdrą aż po czubek głowy. Z jakiegoś powodu zawsze mu to pomagało. Jednak od lat przy tym brakowało mu delikatnej dłoni i czułych słów najważniejszej kobiety na świecie.

    - Ludzie to potworne stworzenia – Ivan mruknął jakby do siebie, lecz mógł usłyszeć każdy wyraz.
Czuł, że dzisiejszego dnia wszystko się wyjaśni. Troski i kłopoty odejdą choć na moment, gdy będą sobie opowiadać o rzeczach, które spotkały ich w życiu, a nie były one powodami do szczęścia. Miał ochotę usiąść obok Barda z kubkiem czegoś ciepłego do picia i wyrzucić z siebie wszystko. I tak też się stało. Długo tłumaczył mu całą historię od początku. Z rodziną, której się słuchał, bo zależało mu na uznaniu i pochwałach, o siostrze, która nie raz dawała mu w kość, lecz była jedyną rozumiejącą go osobą. Szczerze mówił o niechęci do ślubu z Andreą, jednakże ubolewał nad faktem, że jej dziecko nie jest jego. Od miesięcy wpajał sobie przecież co innego i przygotowywał się do najważniejszej roli w swoim życiu. Narzekał na ostre treningi i chęć wygrania zawodów za wszelka cenę, mimo iż się dobrze bawił, bo łyżwiarstwo kochał, musiał patrzeć dalej, widzieć więcej. Nie potrafił wyobrazić sobie, że może zmienić swoje życie, a jednak dzięki Ivanowi zaczął dostrzegać do tego powody i sposobności. Ciężar z serca ustąpił spokojowi duchowemu i oczyszczeniem swojego umysłu. Wydawało mu się, że narodził się na nowo z nowymi planami, ambicjami, celami, z nowym życiem, w którym Ivan odgrywał rolę anioła stróża, chociaż ten anioł również potrzebował nowego startu i opiekuna.

    - Andrea nie należy do najmądrzejszych kobiet na świecie, ale potrzebuje pomocy. Tamten facet nie zostawi rodziny, żeby zająć się nią i dzieckiem, wiem to. A rodzina? Odsunie się od niej, bo przyniosła jej wstyd.
    - Zaopiekujesz się nią? To będzie twój nowy początek?
    - Moim początkiem będzie życie w zgodzie z samym sobą – puścił do Ivana oczko. – Ona mnie nie obchodzi, nie chcę po prostu, by jej dziecko miało trudne i nieprzyjemne dzieciństwo. Każdy zasługuje, by przeżyć je w cudowny i magiczny sposób.
    - Cudowny i magiczny, mówisz – westchnął długowłosy odnosząc opróżnione szklanki do zlewu. – Życie to nie bajka, kotku. Nic nie jest idealne czy piękne. Niektórym się w życiu poszczęściło, jak jej, bo ma ciebie, a inni... – nie dokończył milknąc na chwilę. Stał odwrócony do niego plecami, a gdy już ich spojrzenia się spotkały, ujrzał na bladej twarzy Barda uśmiech.
    - W końcu wyrzuciłeś to z siebie, kotku. Jak mniemam czujesz się lepiej.
    - O niebo – westchnął z lekkością. Zdawało mu się, że może góry przenosić, czuł niewyobrażalną siłę i pewność w to, co zamierzał zrobić. – Teraz tylko pozostało pogadać z Andreą i podzielić się z nią moim pomysłem. Nie za bardzo będzie miała możliwość odmówić.
    - Jesteś dobrym facetem – odrzekł po chwili milczenia Ivan. – Nie mówię, że wszystkie, ale kobiety są słabsze, potrzebują uwagi, troski, miłości i bezpieczeństwa. Zwykle to mężczyzna im to zapewnia. Uważam, że każda powinna trafić na takiego jak ty.

Ivan stojąc plecami do niego zmywał naczynia i nie wiedzieć czemu mówił coś nieprawdopodobnego. Jego głos był zakłócany przez szum lecącej wody, jednakże wydawał się zadziwiająco smutny. Zawsze, gdy jest szczery i ze mną rozmawia, unika mojego wzroku, przebrnęło przez myśl Keithowi. Wyrzucając z siebie słowa prawdy musiał coś robić, zajmować w międzyczasie czymś ręce, jakby odwracając uwagę mózgu, by nie uronić łez. Wydaje mi się, że gdybym kazał mu się teraz odwrócić i skupić na mnie, płakałby. A może to tylko głupie wrażenie?
Po umyciu obydwu szklanek Ivan wziął się za szorowanie zlewu. Ścierką wycierał zaschnięte plamy, chociaż Owen mógłby przysiąc, że zlew lśnił czystością. Kiedy wszystko zostało już wypucowane przeniósł się kawałek dalej do jadalni, w której poustawiał równo krzesła. Dalej prawiąc mu komplementy, bo jak mógł inaczej to nazwać?

    - Chyba trochę przesadzasz – rzucił speszony. Nigdy mu to nie przeszkadzało, ale kiedy pochwały wylatywały z ust Barda, stopniowo jego twarz pokrywała się szkarłatem. Nawet własna matka rzadko go za coś pochwaliła.
    - Dowiedziałeś się o dziecku narzeczonej, choć jej nie kochałeś, postanowiłeś wziąć na siebie ciężar bycia rodzicem. Nawet gdy okazało się, że nie jest twoje i tak chciałeś tej kobiecie pomóc. Nie wyobrażam sobie, że mógłbyś ją skrzywdzić w jakikolwiek sposób. Tylko wiesz... Mężczyźni tacy jak ty to gatunek niemal wymarły. Niektóre kobiety zostały skrzywdzone tak wiele razy, że nie widzą nadziei na stworzenie prawdziwej rodziny. Niektóre popadają przez to w depresje i robią rzeczy, których nigdy wcześniej by się nie dopuściły. Ona zasługiwała na szczęście, na miłość, bezpieczeństwo. A przez całe życie była sama, z dzieckiem, z bękartem, zdana tylko na siebie, bo nie znalazł się nikt, kto naprawdę chciałby jej pomóc.

Mężczyzna opuścił salon na kilka chwil, podczas których Keith starał się dociec, co też blondyn planuje. Czekał na niego cierpliwie nie ruszając się z miejsca nawet o milimetr. Był zaniepokojony, lecz równocześnie potwornie zaciekawiony. W chwili, gdy Ivan stanął naprzeciw niego podniósł wzrok. Przed jego twarzą ukazała się fotografia w ramce. Lustrzana ramka błyszczała się niczym diamenty w słońcu, natomiast zdjęcie w niej zamknięte było szare, wyblaknięte, prawy górny róg został oderwany, wszelkie zagięcia i plamy zdradzały długość jego życia. Keith wziął je do rąk i przyjrzał się mu uważnie. Oczywiście pierwszym co rzuciło mu się w oczy była młoda, mógłby rzecz, bardzo młoda kobieta, o długich jasnych włosach. Delikatna twarz o subtelnych rysach przypadłaby do gustu niejednemu mężczyźnie, lecz co było ważniejsze, oczy tej kobiety się śmiały. Piękny uśmiech rozkwitał od ucha do ucha, wyglądała jakby była najszczęśliwszą osobą na świecie. Jej kwiatowa sukienka sięgała prawdopodobnie aż do ziemi, jednak nie mógł być tego pewien, gdyż zdjęcie kończyło się w miejscu kolan. Uśmiechnął się mimowolnie, aura tej pięknej dziewczyny sprawiała, że i jemu zrobiło się dziwnie ciepło na sercu, jakby fotografia potrafiła zarażać szczęściem. A może był to efekt tego, że na rękach trzymała swoje dziecko. Mógł to oczywiście być ktoś inny z rodziny, ale wydawało mu się, że dziecko – może dwuletnie – jest jej.

    - Piękność – odrzekł krótko. Poczuł jak obok niego sofa się ugina, a Ivan siada obok.
    - Wiem – po dłuższej chwili dodał – była najwspanialszą osobą na świecie. Nie ma człowieka o serdeczniejszym sercu niż ona. Uważasz, że ktoś, kto nosi w sercu tylko dobro zasługuje na okropne i nieudane życie? Ona, właśnie ona, przede wszystkim ona, powinna żyć długo i szczęśliwie. Z kimś kto kochałby ją do końca swoich dni, kto sprawiałby, że uśmiech nie schodziłby z jej twarzy. Powinna spełnić swoje marzenia, mieć kochającą się rodzinę. Ale świat okazał się dla niej piekłem, w którym cierpieniom nie było końca.
    - Jeśli ta kobieta jest dla ciebie tym, kim wydaje mi się, że jest, to mylisz się. Spójrz jak się uśmiecha trzymając swojego synka na rękach – posłał Ivanowi promienny uśmiech, lecz ten nie odpowiedział tym samym. Skierował na niego swój wzrok, ale nie było w nim nic pozytywnego, ani jednej iskierki dobra.
    - Uważasz, że szesnastolatka, którą zostawiono samą z bękartem jest szczęśliwa?
    - Czemu mówisz w ten sposób? – zdenerwował się, bo nie podobało mu się, że Ivan samego siebie nazywa bękartem. To słowo brzmiało okropnie, miało taki bolesny wydźwięk, że nie powinno się go używać.
    - Czemu?

Bard nie potrafił dłużej ukrywać swojego zirytowania, dlaczego ten człowiek niczego nie rozumie?! Jest tak głupi czy niedomyślny?! Jeszcze jedno niepotrzebne słowo Owena, a Ivan wyjdzie z siebie i stanie obok. Gdy już miał zabrać mu fotografię – po jaką cholerę w ogóle mu ją pokazał? – spostrzegł, że mężczyzna przygląda się odwrocie zdjęcia rodzinnego.

    - Co to jest? Nigdy wcześniej nie widziałem takich znaków.
    - „З днем народження, мій улюблений син.” – przeczytał po krótkim namyśle Bard najbardziej obojętnym tonem głosu jaki tylko udało mu się w sobie znaleźć. – To znaczy „Wszystkiego najlepszego mój ukochany synu.” w języku ukraińskim. Moim ojczystym. Mały prezent od mamy na moje drugie urodziny – wzruszył ramionami jakby miało to dla niego niewielkie znaczenie, w rzeczywistości była to najcenniejsza pamiątka po najwspanialszej kobiecie, która kiedykolwiek stąpała po tej ziemi.

Czuł, że musi dać Keithowi nieco czasu na oswojenie się z nowymi informacjami. Doskonale zdawał sobie sprawę jak trudno było w to uwierzyć. Mama kupowała mu tak dużo książek do nauki języka angielskiego na ile było ją stać, by mógł się wpasować w otaczający go nowy świat. Z jej pomocą ciężko pracował, by wyrobić u siebie również odpowiedni akcent. Nawet Charlie miał wątpliwości, czy wierzyć w opowieści o Europejskim pochodzeniu, według niego Ivan był Amerykaninem jak się patrzy. Teraz nim był, oczywiście, lecz pochodził z Ukrainy i był z tego dumny, ponieważ to kraj jego mamy.

    - Nie wyglądam? – zachichotał.
    - Trudno powiedzieć – zmarszczył brwi – lepszym określeniem byłoby „nie brzmisz”. A przynajmniej w życiu bym o tym nie pomyślał.
    - Mama mieszkała w Sokolnikach, to wieś pod Lwowem. Ale co ja ci tłumaczę, ty pewnie nawet nie wiesz gdzie leży Ukraina – prychnął śmiechem Ivan, na co Owen natychmiast zrobił się czerwony ze wstydu. – Ha ha, wyluzuj, zdaję sobie sprawę, że połowa Amerykanów nie potrafi wymienić nawet jednej czwartej europejskich państw. To pewnie dlatego, że kosmici atakują tylko Stany Zjednoczone. Gdyby atakowali Europę to sprawa miałaby się inaczej.
    - Więcej Amerykanów poznałoby resztę istniejącego świata?
    - Dokładnie, kotku – puścił mu oczko.
    - Jednak coś mi nie daje spokoju. Jak się tutaj znaleźliście? Ukraina i USA nie leżą raczej po sąsiedzku.
    - Człowiek, który spłodził jej dziecko umył od całej sprawy ręce, bo sam miał żonę i trójkę dzieciaków. A jak to nastolatki, żyła marzeniami o karierze w wielkim, pełnym przepychu świecie. Więc wszystko postawiła na jedną kartę. Uzbierała pieniądze na wyjazd do Stanów – z niemałymi problemami pewnie – wzięła mnie i liczyła, że tutaj osiągnie to, czego w małej miejscowości nie dałaby po prostu rady.
    - Jej rodzina się nie sprzeciwiała? W końcu ich nastoletnia córka....
    - Skoro była na tyle dojrzała, żeby uprawiać seks i zrobić sobie dziecko, była na tyle dojrzała, by samodzielnie podejmować decyzje i zadbać o samą siebie i mnie. Tak oni uważali, ja sądzę, że ten wyjazd był im na rękę, pozbyli się córki, która „puściła się z żonatym”. Cała wieś przecież gadała. Ponad pięć tysięcy osób! Mama mi mówiła, że miała młodszą siostrę, więc ich rodzice pewnie liczyli na to, że ta druga wyrośnie na ludzi.
    - Więc przyjechała do Stanów z dwuletnim dzieckiem, co dalej?
    - Od tamtego momentu miała rozpocząć się jej wielka przygoda. Miejsce życie, przyjęcia, praca na Broadwayu, ponieważ w niego celowała. Pragnęła występować w teatrze – przez jego twarz przeszedł cień smutku. – Ale już po paru dniach okazało się jak wielki popełniła błąd. Wiele razy próbowała, lecz za każdym odpowiadali jej tym samym „pani dziękujemy”. Jej cel, Nowy Jork kompletnie zniknął jej z oczu, była zrozpaczona. Po dwóch miesiącach kończyła nam się wiza, dlatego musiała znaleźć jakąś pracę, dzięki której moglibyśmy tu zostać, ponadto pieniędzy też było nie za wiele. Powrót do domu był wykluczony. Od tamtej pory tułaliśmy się do jednego miejsca do drugiego. I tak zleciało parę ładnych lat. Pamiętasz miejscowość, do której cię zabrałem, słonko?
    - Do której mnie porwałeś? Tak pamiętam. Putneyville.
    - Zamieszkaliśmy w niej, gdy skończyły się nam wszystkie opcje. Było nawet miło. Dorastałem tam, uczyłem się, mama robiła wszystko, bym mógł mieć beztroskie dzieciństwo. Nie udało się jej niestety, bo próbowałem popełnić samobójstwo w wieku trzynastu lat. Chore, nie?
    - Miałeś ku temu jakiś poważny powód? - zaniepokoił się.
    - Hmm, chyba nie. Może po prostu chciałem sprawdzić czy jestem nieśmiertelny?
    - Nie żart –
    - Mama zachorowała – uciął bezlitośnie. Po przełknięciu rosnącej guli w gardle kontynuował. – Bałem się, że stracę jedyną osobę, której na mnie zależało. Płakałem i błagałem sam nie wiem kogo, by mi pomógł. Tamtego wiosennego dnia drogą przy rzece przejeżdżał akurat mężczyzna, który mnie przed tym wszystkim powstrzymał. I teraz największy, pierdolony zbieg okoliczności – ten facet był lekarzem. Za własne pieniądze wyleczył moją mamę, przez kilka kolejnych tygodni wracał do nas przywożąc dla niej lekarstwa – wywarczał przez zaciśnięte zęby.
    - To chyba dobrze, skoro wam się nie przelewało. Mieliście kogoś, kto –
    - Dla niej lepiej by było, gdyby umarła wtedy przez chorobę. Gdybym wiedział to, co wiem teraz, nigdy nie pozwoliłbym temu śmieciowi zbliżyć się do Anneliesa. Pozwoliłbym jej wtedy umrzeć, bo jej kolejne lata składały się tylko w cierpienia. Pomógł jej? Tak. Była mu wdzięczna? Oczywiście! Zakochała się w nim? Jak najbardziej. Czy zgodziła się z nim zamieszkać, gdy się jej oświadczył? A która kobieta by tego nie zrobiła? Na początku było jak w bajce. Mieszkaliśmy w pięknym domu, nigdy takiego nawet na oczy nie widziałem. Mama była zachwycona. Pozwolił się jej uczyć, kształcić, ja miałem nowe ubrania, świetne zabawki. Przez pierwsze trzy lata nasze życie wydawało się snem, dopiero zimą mając szesnaście lat uświadomiłem sobie, że był to istny koszmar. Piękna otoczka za jaką chował się szanowany doktor medycyny nie mogła utrzymywać się wiecznie. Przyłapałem go na gorącym uczynku z jakąś kobietą przed hotelem. Wkurwiłem się, zacząłem się wydzierać jak głupi, co on sobie wyobraża. Jego żona czeka na niego z kolacją, martwi się, czy coś się nie stało, a on zabawia się w najlepsze z jakąś dziwką. Uśmiechnął się do mnie tylko i powiedział „A ty myślisz, że twoja matka kim jest?” Dając mi w ten sposób do zrozumienia, że Anneliesa niczym nie różni się od prostytutki, która szła z nim wtedy do łóżka. Po powrocie wszystko jej wyśpiewałem, dodając, że on jej nie kocha, zdradza.
    - Musiała się wściec – mruknął Keith.
    - Ani trochę. Wyglądała jakby się cieszyła – prychnął. – Wtedy jeszcze tego nie rozumiałem, dowiedziałem się tej samej nocy, gdy ten skurwysyn wrócił do domu. Słyszałem jak na nią krzyczy „Pozwoliłaś, żeby się dowiedział”, „To twoja wina szmato”, „Pożałujesz tego”, „Klękaj”. Kopał ją, bił, traktował jak... – zacisnął zęby, kostki na ściśniętych pięściach pobielały, a usta miały ochotę wykrzyczeć najgorsze przekleństwa. – W szpitalu, kiedy umierała przez niego, wyznała mi, że to zaczęło się parę miesięcy po ich ślubie. Traktował ją jak wszystkie dziwki, dla niego nie różniła się od ulicznicy. Bała się, że i mi zrobi krzywdę, gdy będzie próbowała się sprzeciwić.
    - Chroniła swoje dziecko, kochała cię – Ivan poczuł na swoim ramieniu ciepłą dłoń.
    - Chroniła przez całe życie, swoim kosztem. Ona cierpiała, aby mógł się śmiać i żyć normalnie. Przez całą noc znęcał się nad nią na różne sposoby, a ja nie mogłem... nie potrafiłem jej pomóc. W końcu zmarła w szpitalu z okropnymi obrażeniami. A ja obiecałem sobie, że znajdę tego szatana i wyślę go z powrotem do piekła. Szukam go od lat i do dzisiaj nic nie wskórałem – powiedział z żalem bardziej do siebie niż do Owena.
    - Twoja mama na pewno była niezrównaną kobietą, troskliwą, kochającą, każdy by takiej pragnął – odrzekł delikatnie. – Masz rację, nie zasłużyła na zło, które ją spotkało. Bardzo ci współczuję – nie wiedział co więcej powiedzieć. Czasami bardziej niż słowa, działały gesty. Dlatego też nie czekając na protesty Ivana złapał go za rękę przyciągając do siebie. Ułożył jego ręce na swoich plecach i w końcu przytulił tak mocno, by mężczyzna nie mógł spokojnie oddychać. W pokoju panowała absolutna cisza, tylko zegar i jego tykające wskazówki dawały znać, że czas nadal płynie i będzie płynąć czy oni tego chcą, czy też nie. Owen poczuł jedynie lekkie drżenie ciała Barda, lecz nic poza tym. Ivan natomiast bardzo się starał, by cieknące mu po czerwonych, ogolonych policzkach łzy nie spadły przypadkiem na ubranie Keitha. Ten na pewno poczułby na sobie ich ciężar i zorientowałby się co się dzieje. Nie lubił litości, nie lubił płakać przy ludziach, okazywać słabości. Emocje powinno trzymać się na wodzy, nie obarczać nimi innych.
    - Może to tylko moje głupie gadanie, ale dlaczego po prostu nie odpuścisz? Zapomnisz o zemście i zaczniesz naprawdę żyć. Nie chcesz tego? – zapytał ostrożnie wiedząc, że to delikatny temat. Przytrzymał go mocniej na wypadek, gdyby urażony mężczyzna próbował mu się wyrwać.
    - Keith – mocny i dosadny głos, wydawałoby się, załamanego teraz Barda wywarł na nim niemałe wrażenie – znalezienie tego śmiecia i zniszczenie mu życia to mój jedyny powód do życia. Zniszczę go tak, jak on zniszczył moją mamę. Dlatego moim priorytetem nie jest zdrowie, ale „Red Walls”. Wiem, że prędzej czy później go tam znajdę. Zawsze zabawiał się z tamtejszymi kobietami, więc dam mu tę kobietę, a później zniszczę.


* * *

To było na studniówce. Kiedy miał się pierwszy raz pokazać w szkole ze swoim chłopakiem wśród znajomych i reszty uczniów. A potem na egzaminach końcowych, w końcu na studiach. Później u terapeuty i różnych lekarzy, którzy starali się pomóc mu z uciążliwą bezsennością. Za każdym razem przechodził drogę przez mękę i potworny stres. Gdzieś w głębi serca go odczuwał, a wszystkie wnętrzności podchodziły mu do gardła. Później te okropne chwile dopadały go, gdy musiał wytrzymać z Rene bez skręcenia mu karku pod jednym dachem. W porównaniu do intensywności tamtego zdenerwowania i stresu ten, który nawiedził go właśnie teraz był zaledwie łaskotaniem w żołądku.
Nienawidził odświętnego ubioru. Garnitur to nie jego bajka, wystarczyłyby mu jeansy, glany i jakiś podkoszulek, lecz kochanek zagroził, że zrobi mu krzywdę, jeśli pokaże się w takim wydaniu publicznie, toteż musiał spasować. Co sekundę poprawiał postawione na żel czarne włosy, które w apartamencie nie chciały się za żadne skarby świata odpowiednio ułożyć. Dłonie mu się pociły jak nigdy i to nie dlatego, że było ciepło. Zdawało mu się, że mankiety od koszuli są jakoś krzywo, więc nie przestawał ich obracać i zapinać na inny sposób.

    - Kurwa, co za gówno on kupił.
    - On? – syknął Rene. – Przecież to nie ta koszula. Tę sobie sam musiałeś kupić, mnie w to nie mieszaj – podszedł do mężczyzny, by poprawić mu czerwony krawat, który bardzo mu pasował, zdaniem Rene.
    - Dlaczego musiałem go założyć? Zaraz mnie szlag trafi.
    - Mówisz o krawacie czy garniturze?
    - Obydwa – podniósł lekko wzrok, by zobaczyć jak lśniące są w tej chwili oczy Castelli. Uwielbiał na nie patrzeć, nigdy nie będzie miał dosyć.

Taksówka, która ich przywiozła przed dom matki Rene już dawno odjechała, oni jednak nie zapukali jeszcze do ogromnych drzwi, bo ich obu zżerał stres. W tym momencie łyżwiarza trochę mniej albo tego nie okazywał. Oczywiście trudno było oderwać wzrok od pięknych drzew i kwiatów rosnących wokół posiadłości, lecz Deakin był na tyle zdenerwowany, by ich na chwilę obecną nie zauważać, natomiast młodszy z tej dwójki był przyzwyczajony i ignorował obecność krzaczorów, którymi zachwycała się jego rodzicielka.

    - „Mężczyzna w niczym nie wygląda lepiej niż w garniturze, no chyba że jest nagi”, tak mówiła moja mama i muszę się z nią zgodzić. Wyglądasz fantastycznie, tylko brakuje ci odpowiedniego wychowania, nie zachowuj się jak prostak – zaśmiał się blondyn,  widząc zmarszczone czoło kochanka. – Przemęczymy się na obiedzie, na deserku i wrócimy do hotelu. Będzie odpukane i nie będę musiał się tu pokazywać przez następnych kilka miesięcy. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli to ci to dzisiaj wynagrodzę – posłał brunetowi zaczepny uśmieszek puszczając przy tym oczko. Kierując się w stronę drzwi wejściowych rzucił: – Wyglądasz bosko, zostaw te włosy i ubranie w spokoju.

13 komentarzy:

  1. Witam,
    o ja kochana jak ja się cieszę z nowego rozdziału, bardzo się z tego cieszę... trochę zwolniłam z czytaniem aby po prostu potem długo nie czekać na rozdział, a mieć tak płynnie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo, bardzo wyczekiwany przeze mnie kolejny rozdział, za który serdecznie dziękuję. Weny życzę i czekam na kolejne. Wierny czytelnik

    OdpowiedzUsuń
  3. Oo super, że się pojawił! Czekam na kolejny rozdział, to opowiadanie ma w sobie to "coś":) zresztą pozostałe opowiadania również się bardzo fajnie czyta!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się cieszę, że do nas wróciłaś :)
    Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejne rozdziały i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Fantastyczne opowiadanie, cieszę się że postanowiłaś je kontynuować. Będę trzymać kciuki, żeby udało Ci się je dokończyć. Dużo weny życzę
    Pozdrawiam Olga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    kochana, wszystkiego dobrego w Nowym Roku...
    noni sporo weny, czasu i chęci... no bo ja czekam na rozdział ;)
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hejka,
    kochana tęsknie bardzo za tą historią, wróć do nas... no nie tylko za tą ale za Twoimi opowiadaniami...
    weny życzę...
    Pozdrawiam Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej :)
    mam nadzieję, że nie porzuciłaś pisania i jeszcze do nas wrócisz ze swoją cudowną poruszającą historią :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej. Żyjesz jeszcze mam nadziej ze kiedyś wrócisz to do nas i zaskoczysz jakimś kolejnym nowym dziełem :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejeczka,
    cudownie, w końcu poznaliśmy historię Ivana, nie miał lekko w życiu, ale tak jak Keith
    powiedział, matka robiła wszystko dla syna aby to jemu było lepiej... ale widać że naprawdę dają sobie wsparcie... och obiadek, Charlie w garniturze mmm... i ewentualne wynagrodzenie Rene będzie gorąco...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Wynn Casino, Las Vegas - Mapyro
    Wynn 경기도 출장샵 Hotel and Casino is a 5 star 논산 출장마사지 resort located in Las Vegas, Wynn Hotel and Casino 태백 출장마사지 is located on 여수 출장샵 the Las Vegas Strip, a 영주 출장안마 3 star hotel with 1,100 guest rooms,  Rating: 4.5 · ‎1,100 votes

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejeczka,
    fantastycznie, w końcu poznaliśmy historię Ivana, oj chlopak to nie miał lekko w życiu, ale tak jak Keith powiedział, matka robiła zawsze wszystko dla syna, aby to jemu było lepiej... obiadek... Charlie w garniturze mmm ciacho... i ewentualne wynagrodzenie Rene będzie gorąco...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń