Dziękuję za każdy komentarz. Nie będzie mi przeszkadzać, jeśli będzie ich trochę więce, naprawdę :D Zapraszam na rodział.
Przekręcenie
kluczka w drzwiach dawało pewność, że mogą czuć się w miarę
bezpiecznie. Miał nadzieję, że nikt nie będzie dobijał się do
drzwi. Jedynym problemem mógł być tylko głos Gwiazdeczki, którego
nie potrafił kontrolować, podczas stosunku. Lecz nie miał wyjścia,
musiał to zrobić, jeśli nie chciał zostać złapany na gorącym
uczynku. Złapawszy Castellę za lewy nadgarstek pociągnął w tył,
wykręcając jego rękę za plecy, co zrobił na tyle gwałtownie, że
sprawił mu ból. Przygwoździł go do ściany, utrudniając
szarpanie się i ucieczkę. A ewentualny mocny zamach prawej ręki,
który dosięgnąłby jego twarzy uprzedził wykręcając ją za
plecy. Tym sposobem uwięził mężczyznę nie dając mu szansy na
wyswobodzenie się. Będąc pewnym, że ma sytuację pod kontrolą
pozwolił mu oprzeć tors o umywalkę, na której niemal leżał.
Chłodną
dłonią zawędrował pod ubranie zaczynając pieścić dotykiem
ciepłe plecy i brzuch. Podwinął koszulę oraz marynarkę, by
ułatwić sobie dostęp do kuszącego ciała. Bez ceregieli wgryzł
się w skórę, następnie pociągnął za nią zostawiając czerwone
ślady zębów i śliny. W innym miejscu zostawił dużych rozmiarów
malinkę. W międzyczasie zajmowania się dolną częścią pleców,
które w ciągu kilku chwil zasypane zostały czerwonymi plamkami,
wolna dłoń zakradła się w okolice krocza. Bez problemu pozbyła
się ograniczeń w postaci guzika oraz rozporka. Przedostawszy się
do materiału pod spodniami chwycił za strategiczne miejsce,
zaczynając energicznie masować. W ciągu kilku chwil członek
stwardniał, a Charlie dopiero się rozkręcał. Zadowolony z
natychmiastowej reakcji nie przestawał poruszać dłonią, z sekundy
na sekundę przyspieszając owalne ruchy. Na usta wpłynął
nonszalancki uśmiech, gdy nareszcie oderwał wzrok od ciała Rene i
spojrzał w lustro. Ujrzał w niej – poza swoją – czerwoną,
wykrzywioną z rozkoszy twarz, której widok jeszcze bardziej go
podniecił. Zabawnie było patrzeć jak Gwiazdeczka zaciska zęby z
obawy przed uwolnieniem swojego głosu, którego nie potrafił
kontrolować, kiedy było mu dobrze. Słyszał ciche pomrukiwania i
sapnięcia pozwalające na złapanie oddechu.
- Oddychaj
nosem, bo się udusisz – szepnął do ucha pochylając się. Gdyby
mógł, wgryzłby się w jego ramię zostawiając tam kolejną serię
malinek. Uwielbiał je robić i oznaczać swoich partnerów.
Przywarł
ciasno torsem do pleców blondyna, napierając kroczem na jego
pośladki. Nie odmawiając sobie przyjemności ocierał się o niego,
a penis żywo na to reagował. Stwardniał jeszcze bardziej i Charlie
nie mógł się już doczekać, aż zatopi go w gorącym, ciasnym
miejscu. Nie zamierzał przedłużać cudownych tortur jakimi było
czekanie na spełnienie i ciągłe odkładanie pełnego stosunku.
Wydawało mu się, że penis rozerwie mu spodnie, wbijając się do
pewnego czasu w materiał. W strategicznym miejscu powstało
wybrzuszenie, które bezustannie wbijało się w pośladki mężczyzny.
- Czyżby
wielka gwiazda łyżwiarstwa miała problemy z przedwczesnym
wytryskiem? – skomentował czując na dłoni ciepłą, śliską
maź. Potrafił sobie wyobrazić jak wyglądała bielizna mężczyzny
i jak bardzo ma przejebane. Jednak ustąpić nie zamierzał, bo
planował tę akcję całą noc, a skończenie w ten sposób go nie
satysfakcjonowało. Poza tym nie chciał iść do mieszkania pani
Augustiny z namiotem między nogami. Przez moment przyglądał się
swojej brudnej dłoni, kiedy wpadł na pomysł. Przyłożył ją go
ust Rene, który ranił je przygryzając zębami, by zminimalizować
wydawane przez siebie odgłosy. – Nie krępuj się, liż –
rozkazał bezwzględnie.
Poczekał,
aż Gwiazdeczka wykona swoją robotę, przed którą się nie
wzbraniał, a wręcz przeciwnie. Wyglądało na to, że podoba mu się
sposób, w jaki jest traktowany. Z pełną dominacją, bez możliwości
podejmowania decyzji, w pełni oddając się silniejszemu mężczyźnie.
Choć było to do niego zupełnie niepodobne działo się naprawdę,
co Deakin próbował sobie uświadomić. Nie pozwalając mu
wyswobodzić rąk ze stalowego uścisku musiał poczekać, by wyjąć
z tylnej kieszeni prezerwatywę. Gdy było to możliwe rozerwał
zębami opakowanie i – czy chciał, czy nie – był zmuszony
uwolnić Castellę. Odsunął się od niego robiąc krok w tył.
Przez moment zastanawiał się, czy kochanek mu przywali, nic jednak
się nie wydarzyło, a blondyn nie ruszył się nawet o milimetr.
- Nie
mówiłeś przypadkiem, że jestem martwy za te małe kłamstewko? –
prychnął kpiąco. Dostrzegł jak ten się powoli podnosi, a
obolałymi rękoma masuje klatkę piersiową.
- To
bolało, skurwielu – syknął dotykając ostrożnie obolałe
miejsca, łapał głębokie hausty powietrza. – Przegiąłeś ty
pierdol.... – urwał, kiedy jego usta zostały przykryte tymi
drugimi. Bez pardonu język wtargnął do ich wnętrza, wyprawiając
tam prawdziwe cuda. Gdyby nie fakt, że są w łazience pizzerii
Rene pozwoliłby sobie na kompletny odlot i zapomniałby, że poza
nimi istnieje jeszcze świat.
Elektryzujące
impulsy dawały się odczuć w każdymi miejscu na ciele. Zdawało mu
się, że w jego brzuchu jest skupisko motyli, łaskoczących go
zaciekle i bez litości. Gdyby tylko byli w domu... Mimo iż planował
go dzisiaj zaprosić, tak w jednej chwili porzucił ten pomysł,
będąc pewnym, że zamorduje go za ten wyskok.
Małe
pomieszczenie utrudniało jakiekolwiek ruchy, tym bardziej, że było
ich dwóch. Czekał na seks cały weekend i, nawet jeśli Deakin
zagrał nie fair, nie zamierzał teraz kończyć. Nie był w stanie
tego zrobić, za bardzo pragnął osiągnąć spełnienie. Bez tego
czuł się jak narkoman na przymusowym odwyku.
- Kończ co
zacząłeś – wysapał cały spocony. Czuł jak koszula przykleja
mu się do ciała. Uczucie pomiędzy nogami również nie należało
do najprzyjemniejszych.
- Doskonale
– zaśmiał się pod nosem. Opcji, że wyjdą stąd przed ostrym
pieprzeniem nigdy nie było w planach. Ale przynajmniej nie będzie
musiał szarpać się z Castellą. Obaj przecież na tym korzystają,
a z tego co zauważył, w rzeczywistości mężczyźnie nie
przeszkadza to, co z nim robi i jak brutalnie, lecz miejsce. Wszakże
nikt nie może dowiedzieć się, że wielka gwiazda jest pedałem.
Nałożywszy
nareszcie kondoma nawilżonego wazeliną, po raz kolejny popchnął
Gwiazdeczkę na umywalkę. Tym razem nie wykręcał mu rąk, a
pozwolił, by opierał się nimi o zlew. Łapiąc za jego wąskie
biodra pociągnął je w tył. Tym samym zmusił go do wypięcia
tyłka. Naszła go nieodparta ochota, by zostawić na nim czerwony
ślad ręki, lecz było to niemożliwe, jeśli chcieli pozostać
nieusłyszani. Opuścił spodnie kochanka do kolan, swoje jedynie
lekko z bioder. Mimo iż bardzo tego chciał, nie wbił się w niego
natychmiastowo, najpierw przylgnął członkiem do pośladków
poruszając nim w górę i w dół. Myśl, że zaraz ze wszystkich
stron zacisną się na nim mięśnie odbytu sprawiła, że po całym
ciele przebiegł elektryzujący dreszcz. Chwytając w żelazny uścisk
biodra zagłębił się w drążącej dziurce. Nie miał problemu z
powstrzymaniem się przed pędzącym orgazmem. Inna sytuacja miała
się z Rene, który niemal drapał brzegi umywalki, głowę miał
nisko pochyloną, a twarz czerwoną i spoconą jakby przebiegł
kilkumilowy maraton bez kropli wody w ustach. Ponadto szczytował,
zduszając głośne jęki, które na pewno by się pojawiły, zębami
zgryzającymi wargi.
- Naprawdę
masz problem z wytryskiem – skomentował uszczypliwie, po czym,
nie przejmując się, że mogą zostać nakryci, wykonał kilka
silnych ruchów wychodząc i wbijając się w niego na przemian.
Blondyn nie
był w stanie wydusić z siebie nic, poza nieartykułowanymi
dźwiękami. Od ścian odbijały się ich westchnienia oraz dźwięk
jąder uderzających o pośladki. Deakin pospiesznie narzucił
szybkie tempo, nie przeciągając orgazmu w nieskończoność, biorąc
pod uwagę również to, że jeansowe spodnie Castelli są ubrudzone
dużą ilością spermy. Było mu wspaniale. Wreszcie czuł, że może
się wyżyć za nieprzespane noce i dać upust złości. Pot wytaczał
sobie ścieżki w wielu miejscach na twarzy, spływając na zakryte
ubraniem plecy kochanka. Zwróciwszy wzrok na lustro dostrzegł
spoconą sylwetkę, mokre włosy i ubrania. Koniecznie musieli już
skończyć. W łazience nie było możliwości otworzenia okna, więc
dusili się tam z gorąca. Wykonał kilka szybkich pchnięć wbijając
się w kręgi fantastycznych mięśni. Gwałtownie pociągnął za
blond włosy unosząc głowę ich właściciela do góry.
- Patrz na
swoją rozanieloną twarz – szepnął. – Uwielbiasz mojego
kutasa, co?
Lało
się z niego jak w lesie tropikalnym podczas pory deszczowej. W
ustach czuł metaliczny posmak krwi, co zaniepokoiło go, lecz nie
miał czasu przejmować się tym, gdyż Deakin nie dawał mu chwili
przerwy. Pieprzył go mocno, ostro tak jak lubił, jednak wolałby
się znajdować w bardziej adekwatnym do tego miejscu. Najlepiej w
domu. Bardzo chciałby być teraz w domu, by po wszystkim mieć
szansę wzięcia zimnego prysznicu. Czuł się mało komfortowo
patrząc na swoją czerwoną jak burak twarz, w dodatku owa pozycja,
którą sobie trener wymyślił utrudniała mu przełknięcie śliny.
Był pewien, że za moment osiągnie szczyt kolejny raz i pragnął,
by ostatni na ten moment. Był tego bliski, lecz nagle ich obu doszło
pukanie do drzwi. Energicznie bijące serce Rene zamarło na sekundę.
Jednak Deakin ani myślał się zatrzymać.
- Czy
wszystko w porządku? Powinniśmy dzwonić po karetkę? – no tak,
prawie zapomniał, że weszli tu, bo Charles „źle się czuł i
chciał wymiotować”. Był przerażony, bo kobieta równie dobrze
mogła jakimś sposobem otworzyć drzwi lub rzeczywiście zadzwonić
po pogotowie.
- Już mu
lepiej – odparł opanowany do pewnego stopnia brunet. – Zaraz
wyjdziemy.
Szeroki
penis rozpierał go przyjemnie, dostarczał maksymalnych – zdawało
mi się – przeżyć i wrażeń. Ekstaza jaka rządziła jego ciałem
dobiegła końca kilka minut po otrzymanym w końcu orgazmie.
Wiedział, że Deakin również dostał tego, czego chciał, kiedy
niemal się na nim położył, a mokre czoło oparł o jego barki.
Dyszeli przez dłuższą chwilę, lecz Rene nie był w stanie
wytrzymać ciągłego stania, kiedy nogi miał jak z waty. Puścił
brzegi umywalki i nim zdążył się zorientować, co się dzieje,
upadł na podłogę. Natomiast „pan trener” naprawdę źle się
poczuł, zakręciło mu się w głowie i był zmuszony oprzeć się o
ścianę. W pewnej chwili ich spojrzenia się spotkały.
- Nie
mogłeś poczekać do wieczora, skurwielu?
- A skąd
miałem wiedzieć, że akurat dzisiaj ci się zachce? Mógłbyś
równie dobrze mnie spławić jak ostatnio – gdy spostrzegł jak
blondyn opuszcza głowę powziął. – Zamierzałeś się dzisiaj
przede mną rozkraczyć? – zaśmiał się. – Też byłeś
napalony.
Zimny wzrok
Castelli świadczył tylko o tym, że był wściekły. Zaspokojony
seksualnie, ale nadal wściekły. Poza oczywistymi powodami, przez
które seks sprzed chwili nie powinien mieć miejsca, wkurwiało go,
że Deakin w TYM czasie zawsze patrzy na niego z góry. Nigdy nie
brał pod uwagę, że mógłby zmienić swoją rolę w łóżku.
Lubił być totalnym pasywem, pasowało mu to, nie widział potrzeby
zamiany, co zresztą z Charliem pewnie by nie przeszło, jak zdążył
się zorientować. Grał „prawdziwego samca alfa”. Wkurwiało go
to.
Po
doprowadzeniu do ładu swoich ubrań, na ile to było możliwe,
opłukaniu twarzy, opuścili łazienkę, co spotkało się z
natychmiastowym zwróceniem kilkunastu par oczu na nich. Nawet Deakin
miał chwilowe przeświadczenie, że jednak było ich słychać.
Ponadto dużo zdradzały roztrzepane włosy, ciała i ubrania oblane
potem oraz rumieńce na twarzach po wysiłku. A w przypadku blondyna
zranione wargi. Wątpliwości zostały rozwiane, gdy kobieta wyszła
zza lady i podeszła do ich dwójki z pytaniem. Serce Charliego
podskoczyło prawie do gardła. Mimo wszystko seks w miejscu
publicznym podlegał karze, a ostatnim czego chciał była nocka na
komisariacie i tłumaczenie się z głupiego wybryku. W takim wypadku
naprawę skończy martwy, bo Gwiazdeczka po upokorzeniu nie będzie w
stanie mu tego darować.
- Mam
nadzieję, że naprawdę czuje się pan lepiej – rzuciła z
troską. Zapytała także co się stało, że są cali mokrzy.
- Czuję
się lepiej niż kiedykolwiek. Mój przyjaciel – klepnął Rene po
ramieniu przyjaźnie – świetnie się spisał – posłał jej
lśniący uśmiech. – Ale woda z kranu nam wystrzeliła, chyba
jest zepsuty.
Po
tym niemal natychmiast opuścili lokal, w którym się zabawili, z
nadzieją, że ich twarze nie zapadły nikomu w pamięć. Szybkim
krokiem, gdyż od dwudziestu minut byli spóźnieni, skierowali się
w stronę szkoły baletowej pani Augustiny. Czuł na sobie morderczy
wzrok i mimo olbrzymiej pokusy odwrócenia się i skomentowania
wolnego kroku Castelli, w spodniach którego było istne pobojowisko,
powstrzymał się. Z wielkim trudem.
- To co,
mam dzisiaj wieczorem przyjechać? – zapytał otwierając i
przepuszczając w drzwiach mężczyznę.
- Chcesz w
mordę?! – warknął, a przechodząc obok szturchnął go
ramieniem. Blondyn nawet się nie zastanawiał nad odpowiedzią.
Przedostali
się do skromnie urządzonego gabinetu, w którym czekali
zniecierpliwieni Julia i Arkady. Obydwoje ryknęli na nich w tym
samym czasie jakby wszystko ustalili i przećwiczyli kilka razy.
Zrobili im głośny i nieprzyjemny wykład o odpowiedzialności,
punktualności i braniu swojej pracy na poważnie. Wszakże obydwaj
zmierzali do pracy, gdyż balet również się do niej zaliczał,
lecz po drodze gdzieś zabłądzili. Dostali ostrą reprymendę, na
domiar złego pani Julia zrugała każdego z osobna uderzając tam,
gdzie najbardziej zabolało. Rene dowaliła ostatnim zwycięstwem,
które przeszło mu koło nosa, co wciąż było drażliwym tematem.
Natomiast Charlesowi, że powinien godnie reprezentować ojca, gdyż
w przyszłości może zostać zauważony i doceniony przez kogoś
ważnego, a z powodu rzucenia studiów prawniczych nie ma lepszej
wizji na przyszłość.
- Ty już
wystarczająco zalazłeś mi za skórę, leniu! Co ty masz właściwie
na twarzy?– wymierzyła palec w Castellę.
- Ja? Leń?
Przypadkiem się ugryzłem, nawet mi się zdarzy, wiesz? – oburzył
się.
- A kto, do
licha ciężkiego, opuszczał moje lekcje?! Balet w łyżwiarstwie
figurowym to podstawa! Nawet dzieci z podstawówki to wiedzą.
Jeszcze raz – zawiesiła ostrzegawczo głos. Jeszcze raz któryś
z was spóźni się na zajęcia. Niech jeden drugiego pilnuje, jeśli
macie problemy z punktualnością.
- Obaj
gamonie się spóźnili, nie wiem czy jest sens w mówieniu im tego
wszystkiego.
- I ty
przeciwko mnie? – po kim jak po kim, ale po Arkadym tego się nie
spodziewał.
- Rene –
zaczął najstarszy z obecnych – wiem, że cię zaniedbałem, nie
mogłem poprowadzić twojego treningu i przygotowań do końca.
Biorę część winy na siebie. Jednak fakt, że nie potrafisz
znaleźć wspólnego języka z moim synem – mówiąc to spojrzał
na niego – też utrudniał ci skupienie się na zwycięstwie.
Błędem było pozwolenie ci na start zaraz po zmianie dyscypliny.
Jego humor,
mimo iż już kiepski, pogorszył się. Nie potrafił przyznać
Arkady'emu racji, bo za bardzo bolało wzięcie na siebie większości
winy. Poległ na całej linii. Wtem pani Julia westchnęła
ostentacyjnie. Machnęła ręką i rzekła.
- Nie
będziemy płakać nad rozlanym mlekiem. Za późno, żeby cokolwiek
zmieniać. Wszyscy wyciągnijmy wnioski z ostatnich wydarzeń i nie
dopuśćmy, by się one powtórzyły. Począwszy od dzisiaj każdy
pracuje ponad swoje siły. Rene i Charlie. Nie obchodzi mnie jak,
macie się dogadywać. Następnym razem chcę widzieć kipiącą z
was przyjaźń.
- W co ty
wierzysz, kobieto? – parsknął starszy Deakin. – Prędzej
piekło zamarznie, niż ta dwójka zacznie się dogadywać. Żrą
się jak pies z kotem. Godziny nie wytrzymają pod jednym dachem.
- No, będą
musieli. Nie wyjdziecie stąd przed ósmą – podsumowała kobieta
dzisiaj ubrana w specjalny strój primabaleriny. – Rene, na co
czekasz? Wyskakuj z ubrań.
- Co? –
momentalnie go zmroziło.
- Pospiesz
się i zmień ubranie. Przecież nie wymagam rzeczy z kosmosu.
Mimowolnie
zerknął w stronę Charliego. Od razu sobie przypomnieli, że z tego
wszystkiego zapomnieli z pizzerii swoich plecaków. Nie unikną
konfrontacji z obsługa, która zdążyła już zauważyć, że kran
wcale nie był zepsuty, a kondom w koszu na śmieci nie wziął się
znikąd. Musieli także po umoralniającym wykładzie poinformować
trenerów, że jakoś tak przypadkiem zapomnieli ubrań. Zrobili to,
zbierając kolejne baty.
* * *
Dziękując
młodej kobiecie ubranej na biało-niebiesko za przyniesienie kolacji
oraz białego wina, zabrał się za oglądanie wiadomości, które
pokazywane były w telewizorach. Taką możliwość mieli pasażerowie
pierwszej klasy oraz biznesowej, do której należał. Nie trudno mu
było skupić się na jedzeniu, bardzo smacznym swoją drogą, oraz
dowiadywaniu się co nowego w świecie. Przez cały pobyt w
Pittsburghu nie znalazł na to czasu, toteż musiał zapoznać się z
najważniejszymi wydarzeniami. Uważał, że każdy powinien chociaż
czasami dowiedzieć się, jakie wydarzenia mają miejsce w jego kraju
i świecie. Najbardziej zainteresowało go spotkanie w Singapurze
dwóch przywódców. Wielu ludzi na świecie było ciekawych co z
tego wyniknie, oby nic złego.
Delektując
się białym wytrawnym winem sprawdził skrzynkę pocztową na
komórce. Otworzył przeczytaną już wiadomość od narzeczonej.
Jeszcze raz postanowił pogrążyć się w lekturze. Będąc jeszcze
w hotelu dowiedział się, że Andrea wraz z matką i teściową rano
wróciły do Filadelfii. Cała trójka była, delikatnie mówiąc,
rozczarowana i rozdrażniona. Okazało się bowiem, że francuska
projektantka mimo iż przyjęła je w swoim domu mody, przeprosiła,
gdyż nie była w stanie zaprojektować sukni ślubnej na
uroczystość, która odbyć się miała bardzo szybko. W dodatku od
pół roku jest zasypywana prywatnymi zamówieniami, które są
bardzo pracochłonne oraz wyszukiwaniem pomysłów na nową kolekcję
jesienną i zimową. Wiedząc, co oznacza ciężka praca i jakie
wiążą się z nią konsekwencje nie zdziwił się, że rozmowa
przebiegła w taki sposób i kobiety nie dostały tego, czego
chciały. Kto robi zamówienie u światowej sławy projektantki na
trzy miesiące przed ślubem? Pani La Brun miała u niego pełne
zrozumienie, u narzeczonej, która tyle się w życiu narobiła, za
grosz, a szacunek jaki żywiła do Blanche zniknął jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Ta
wiadomość zawsze będzie go bawić. Kobieta wylewała swoje żale,
narzekała i wściekała się, choć sama jest sobie winna. Poza tym
żadna z tej trójki nie brała pod uwagę ewentualnej odmowy. Bo jak
to? Ktoś odmówi pieniędzy? I takie przypadki się zdarzają.
- Może
jestem dla niej zbyt surowy – zamyślił się. Jednak temat, nad
którym rozprawiał zmienił się bardzo szybko. Bardziej
interesujące, niż problemy Andrei była opowieść o „Red Walls”
Ivana.
Ciężko
było mu uwierzyć w słowa mężczyzny, choć wydawały się
logiczne i idealnie wyjaśniały dlaczego i w jakich okolicznościach
Ivan znalazł się nieprzytomny w ciemnej uliczce. Ani trochę nie
spodobał mu się fakt przebierania w damskie ciuchy i udawania
kobiety, pięknej, uwodzicielskiej, seksownej Belli, która postawiła
sobie za cel coś zupełnie niemożliwego. Niestety nie dane mu było
dowiedzieć się jaki, gdyż blondyn o tym nie chciał opowiadać.
Inną sprawą budzącą niepokój była wszechobecna prostytucja w
„Red Walls”, wykorzystywanie pieniędzy, znajomości przez
znanych polityków, ludzi zajmujących się nielegalnymi,
podejrzanymi biznesami. Najbardziej zatrważające było to, że
niektórzy z obsługi restauracji współpracowali z podziemiem
zarabiając przy tym niemałą kasę. Interesy i życie nocnego klubu
przeznaczonego dla elity kwitły w najlepsze, a Ivan znajdował się
w samym centrum tego wszystkiego. Co więcej był jedną z
najbardziej rozpoznawalnych tam osobistości. Rzecz jasna, w
przebraniu Belli. Nie chciał powiedzieć czego właściwie tam
szukał i po co pakował się w takie bagno. W zamian Keith
dowiedział się o wydarzeniach sprzed utraty przytomności.
Mężczyzna
przyznał, że nie był to pierwszy raz, kiedy zemdlał i zapewne nie
ostatni. Słysząc to Owen nieźle się wpienił, bo nie rozumiał
jak można wykazywać się taką beztroską postawą. Zaś Ivan
zdawał się nie brać sprawy na poważnie, tylko przeć do przodu,
by osiągnąć swój cel, nawet narażając na uszczerbek własne
zdrowie i życie. Kolejne wyznanie wyłącznie spotęgowało obawę,
jaką zaczął odczuwać względem nowego znajomego. Było pewne, że
właściciel „Red Walls” regularnie rozpyla w klubie, a był on
ogromny, narkotyki, które z biegiem czasu uzależniają klientów,
zmuszając tym samym do częstszych odwiedzin. Na domiar złego
oprócz uzależniania, kompletnie rujnują zdrowie i zatruwają
ludzi. Osobistości przebywające tam codziennie niemal utraciły
kontakt z rzeczywistością, dawno pozwalając przejąć nad sobą
kontrolę.
Dzięki
temu miał pełen obraz nocy, podczas której poznał denerwującego
osobnika. Ponoć na niego substancje odurzające nie działały tak
mocno, gdyż robił przerwy od odwiedzin klubu, lecz im dłuższa
okazywała się przerwa tym ciężej było mu ją znieść. Kiedy już
pojawiał się w „Red Walls” czuł się świetnie, jakby
znajdował się na swoim miejscu, natomiast po wyjściu pojawiały
się skutki ponownego zażywania narkotyków. Nie raz wymiotował
kilka dni i nie potrafił sam się sobą zaopiekować lub po prostu w
głowie mu wirowało, szedł przez kawałek, a później upadał nie
wiedząc co się dzieje. Zwykle budził się w dwóch miejscach: w
tym, co upadł i zasnął albo w łóżku jakiegoś faceta, który na
początku nie zdawał sobie sprawy, że piękna kobieta jest w
rzeczywistości mężczyzną.
Po
głowie Keitha krążyły myśli o beztroskim Ivanie traktującym
życie niepoważnie, bez konsekwencji, bez perspektyw na przyszłość.
Nie na żarty bał się o jego zdrowie. Próby wybicia mu z głowy
głupich pomysłów nie poskutkowały, z drugiej strony dlaczego
miałby go słuchać. Ledwo się znają, nie mają ze sobą nic
wspólnego. Jaki więc był powód troski o kogoś, kto sam się
prosił o śmierć? On naprawdę pragnął śmierci! Doskonałym na
to przykładem był nielegalny wyścig motocyklowy, w którym miał
brać udział, ponieważ do wygrania było trzydzieści tysięcy
dolców. To był chyba jedyny powód, dla którego Ivan odstawił go
do hotelu przed drugą w nocy. Ubrania, o dziwo, także odzyskał, w
dodatku uprane. Co było całkiem zabawne? Blondyn oddał mu jego
czterdzieści dolców, by miał na taksówkę w drodze do swojego
hotelu.
Miał
nadzieję, że mężczyzna jednak się opamięta i zawróci ze
ścieżki, którą obecnie kroczy. Przez niego będzie miał koszmary
i wyrzuty sumienia, gdy źle skończy. Zastanawiając się czy będzie
w stanie poprzekładać treningi z Marisą, planował rychły powrót
do Pittsburgha.
* * *
Był
pewny, że każdy czyta z niego jak z otwartej księgi i zarówno
Arkady jak i Augustina wiedzieli co zrobił z Charlesem w łazience
pizzerii. Czuł jak ze wstydu płonie mu twarz. Nie dość, że
musiał prosić o pozwolenie przebrania się w innym pomieszczeniu, a
zawsze przebierał się na sali głównej nie mając problemu
rozbierać się przy tej kobiecie czy Melindzie, w dodatku odczuwał
potworny dyskomfort. Biodra, tyłek i ręce bolały niemiłosiernie,
usta krwawiły na co znalazł jakąś głupią wymówkę, u dołu
pleców był pokryty malinkami, majtki oraz spodnie miał pobrudzone
spermą, a Deakina to najwyraźniej bawiło. Nie potrafił
odpowiednio wykonać figur, gdyż obolałe części ciała
uniemożliwiały mu to. Jedyne o czym marzył przez kilka ostatnich
godzin, nie potrafiąc skupić się na układzie, to porządna
kąpiel, która zmyłaby cały obrzydliwy pot oraz zaschniętą na
udach białą maź. Cieszył się, że skretyniały trener pomyślał
i założył kondoma. Gdyby tego nie zrobił naprawdę skończyłby
martwy.
- Rene! –
wrzasnęła Augustina powtarzająca po raz piąty jego imię. –
Nie odlatuj kiedy mówię! To jeszcze nie koniec!
- Wiem –
ocknął się i na chwilę porzucił wizję wymarzonej kąpieli.
- Kolejne
zawodu już w lipcu, czyli niebawem. Masz pracować do upadłego,
rozumiemy się? No ja myślę – uprzedziła go. – Odpowiednia
dieta, treningi na lodowisku, bieganie, ćwiczenia wytrzymałościowe,
przećwicz też nowy sposób oddychania i się do niego przyzwyczaj.
Każdy z nas ma mieć kopie całego układu – mówiła o nowej
choreografii, którą wspólnie dla niego stworzyli. – Ty zajmiesz
się kostiumem, skoro tak bardzo tego chciałeś – zwróciła się
do niego. – Skoro muzyka, układ i strój są zapewnione to
pozostaje nam tylko włożyć jak najwięcej pracy w udoskonalenie
twoich umiejętności. Zaczynacie od jutra. Z tobą się widzę za
dwa dni – ponownie zerknęła na Rene. – A wy mi nagracie cały
jego trening, chcę wiedzieć co robi źle. Widzimy się za dwa dni.
Jestem taka zabiegana, że nie zdołałam zjeść dzisiaj porządnego
obiadu.
Kiedy ona
mówiła o jedzeniu to można było czuć się bezpiecznie. Męka
skończona. Przynajmniej na ten moment, ale dobre i to. Musiał
przyznać, że pomysł, który wspólnymi siłami stworzyli bardzo mu
się podobał. Będzie wypruwał z siebie flaki, ale kolejny
pojedynek będzie należał do niego. Z oszałamiającym utworem
Andrea
Bocelli i Sarah Brightman „Time To Say Goodbye”, idealną dla
niego choreografią i ciężką pracą zdobędzie złoto.
Po przebraniu się
w ekspresowym tempie – wszyscy na niego czekali – opuścił z
resztą szkołę baletową. Kobieta miała zamiar wstąpić do sklepu
spożywczego, by zapewnić sobie w miarę przyzwoitą kolację,
jednak dostała zaproszenie do domu Deakinów. Arkady zaproponował
kolację przyrządzoną przez ukochaną żonę, a pani Julia
postanowiła skorzystać. Stwierdziła, że nie wypada odmawiać
takiemu zaproszeniu.
- Rene ciągle
odmawiał, nieważne ile razy proponowałem mu, by do nas wstąpił,
nigdy nie chciał. A może tym razem coś się zmieni? – zapytał
z nadzieją w głosie.
- Mam coś ważnego
do zrobienia w domu – wzruszył ramionami, przeprosił, co było
do niego niepodobne, pożegnał się i odszedł w stronę samochodu.
- Jak zwykle –
machnął ręką. – A jak mu powiesz, że jest aspołecznym
introwertykiem to się zdenerwuje. Wygląda na to, że nasz
trójka...
- Sorki tato, mam
plany – rzucił ojcu przepraszające spojrzenie i podreptał do
motocykla.
- Który to już
raz on ma plany – westchnął. – Ciekawe przez ile dni nie wróci
na noc – oboje z Augustiną skierowali się w przeciwną stronę,
nie zawracając już sobie głowy Młodymi, na parking przed jej
mieszkaniem, na którym zostawił samochód.
- Och, nie wrócił
do domu? – zaciekawiła się, zawsze lubiła ploteczki. – Ma
kogoś?
- O niczym nie wiem
– wzruszył ramionami. – Gdyby chciał to powiedziałby.
- Może na razie
nie chce go wam przedstawiać. Albo planuje was zaskoczyć i
znienacka wpaść do domu krzycząc „Mamo, tato to mój przyszły
mąż” – oboje zaśmiali się wyobrażając sobie tę sytuację.
- Zawsze chciał
stworzyć poważny związek. Myślę, że pewnego dnia mu się to
uda.
Nim zdążył
wsiąść do samochodu i zatrzasnąć drzwi poczuł dotyk na
ramieniu. Odwróciwszy się zaobserwował pochylającego się nad nim
Charlesa. Natychmiast zrobił krok w tył odsuwając się od
niebezpieczeństwa na odpowiednią odległość. Ostatnie na co
pozwoli będzie pocałunek w miejscu publicznym. Poza tym nie są w
żadnym pomieszczeniu, ściany ich nie zasłonią. Ten dupek działał
mu na nerwy. Ciągle musiał się przy nim pilnować.
- Czego? –
zapytał chłodno jak to miał w zwyczaju. – Nie wracasz do domu?
- Nie mówiłeś,
że chciałeś się wieczorem bzykać?
- Już zrobiłeś
swoje, palancie. Przeszła mi ochota. Dobrze się bawiłeś kiedy
wyginałem się we wszystkie strony obolałym ciałem?
- Byłeś seksowny
– szepnął, chociaż mógłby wykrzyczeć te słowa, by zrobić
Gwiazdeczce na złość. – Słyszałem od ojca, że nigdy nie
opuszczasz domu, nie imprezujesz, nie pijesz. Skoro z seksu nici to
może wpadniesz ze mną do baru napić się?
- Jestem
sportowcem, nie piję i nie palę. Poza tym miałbym prowadzić auto
pod wpływem?
- Istnieją jeszcze
taksówki, a po auto można wrócić. Albo lepiej, zostawić u
mojego kumpla. Będziesz miał pewność, że nikt nie tknie tego
białego cudeńka. Jest jeszcze inne wyjście. Moglibyśmy zostać u
niego na noc. Przygarnie nas.
- Często u niego
spałeś?
- No – zawiesił
sugestywnie głos – zdarzało się. Jestem pewien, że będzie
dzisiaj w klubie.
- Mam spać w domu
jednego z twoich byłych? – prychnął nie dowierzając Deakinowi.
– Pogięło cię.
Gwiazdeczka
odepchnąwszy go od siebie wsiadła do samochodu, który natychmiast
opaliła z zamiarem jak najszybszego oddalenia się. Charliemu
wydawało się, że podobna sytuacja miała już miejsce. Zapewne
będą się one jeszcze powtarzać, bo w końcu Castella nie pozwoli
nikomu odkryć prawdy o swojej orientacji seksualnej. Nie rezygnując
z planów, skontaktuje się z kumplem i miło spędzi noc. Przecież
oczywistym było, że oka nie zmruży leżąc w łóżku. Założył
kask, po chwili będąc w drodze do dzielnicy, w której aż się
roiło od klubów nocnych i barów.
* * *
Powrót do
domu zajął mu mniej niż pół godziny, dzięki prawie opustoszałym
ulicom. Nienawidził jazdy samochodem w godzinach szczytu. W miejsce,
do którego w nocy można było dojechać w ciągu piętnastu minut w
okolicach trzeciej popołudniu jechało się ponad dwie godziny.
Wjechawszy na podjazd, otworzył pilotem bramę garażu. Później
zamknął ją już ręcznie po opuszczeniu pojazdu. Z garażu
przeszedł drzwiami na przedpokój, w którym, o dziwo, przywitał go
nowy mieszkaniec. Stał naprzeciwko kilka kroków dalej radośnie
machając ogonem. Rene uklęknął i wyciągnął ręce sprawdzając,
czy zwierzak odważy się na coś więcej. Nie stało się nic. Po
prostu stał i machał. Nieco rozczarowany skierował się do kuchni,
by podać Lupo świeże jedzenie i picie.
Drugą
w kolejności rzeczą jaką musiał zrobić była kąpiel, o której
marzył od kilku godzin. Wyjątkowo postanowił zrelaksować się w
wannie na parterze. Przyniósł tam ręcznik i najważniejsze
akcesoria takie jak szampon, żel czy gąbka. Rozłożył się
wygodnie, rozprostował nogi leżąc tak ponad godzinę, dopóki woda
nie straciła swojej temperatury. Wychodząc z łazienki czuł się
czysty, pachnący i zrelaksowany. Brudne ubrania, które nosiły na
sobie ślady jego uniesień wrzucił do prania obiecując sobie, że
był to pierwszy i ostatni raz, kiedy pozwolił Deakinowi na taki
wyskok. Następnym razem, cokolwiek by się działo, przywali mu w
brzuch i pozbędzie się utrapienia. Siadając na krześle w kuchni
trzymał w dłoniach szklankę z sokiem pomarańczowym. Jednego
żałował. Jutro rano nikt nie zrobi mu smacznego śniadanka, znów
zje płatki na mleku. Odżywczy i pełno wartościowy posiłek,
przemknęło mu przez myśl.
Zerknąwszy
na zegarek zastanawiał się, czy brunet wrócił do domu, czy
rzeczywiście został u byłego na noc. Nieważne jak długo się nad
tym głowił, nie potrafił znaleźć racjonalnego wytłumaczenia,
dlaczego Charlie, mając faceta, którego kocha, sypia z nim i bez
skrępowania spotyka się ze swoimi byłymi kochankami. Nic nie
napawało go wściekłością, taką jak kiedyś, jak zdrady Deakina.
Dawał się ponieść nerwom ilekroć w jego głowie kiełkowała
myśl o tej chorej sytuacji. Na domiar wszystkiego... Naprawdę
chciał, by mężczyzna został dziś na noc, ale miał mu to
zaproponować po seksie w kiblu?!
-
Szlag mnie trafi – warknął do siebie. W pewnym momencie spojrzał
na Lupo leżącego nieopodal. – Jak myślisz, napisać do niego? –
zwierzak ożywił się i przekręcił głowę na bok. Nie wiedział
czy to pod wpływem impulsu, lecz utworzył wiadomość i bez
wahania wysłał ją. Odpowiedź nadeszła szybciej, niż się
spodziewał, mimo to nie sprawiła mu przyjemności, a podniosła
ciśnienie. Miał ochotę rzucić telefonem i kiedyś zapewne by to
zrobił, teraz jednak potrzebował go, gdyż sms zawierał istotną
informację.
„Wróciłeś
już do domu?”
„Nieee...
Piję, a później mam zamiar się bzyknąć z kimś. Jeśli chcesz
dołączyć to masz adres”
W
następnej wiadomości pojawił się adres zapewne jakiegoś klubu.
Rene zacisnął dłoń na urządzeniu i tracąc nad sobą panowanie
pobiegł do sypialni z zamiarem wygrzebania stamtąd jakichś ubrań.
Jeśli Deakinowi wydawało się, że ujdzie mu to na sucho to srogo
się mylił. Zazgrzytał zębami dostrzegając ostatniego sms'a, był
w połowie ubierania się.
„To
zwyczajny bar, nie gejowski, więc czuj się bezpiecznie”
Nie minęło
wiele czasu, gdy wyjeżdżał z garażu z chęcią mordu w oczach.
Sprawnie pokonał większą część drogi. Problemy zaczęły się w
dzielnicy, do której wjechał. Nie potrafił znaleźć dokładnego
adresu krążąc samochodem po wąskich uliczkach. W końcu
zaparkował go na pierwszym lepszym parkingu i o własnych siłach
rozpoczął poszukiwania domniemanego miejsca przebywania kochanka.
Przysiągł sobie, że tym razem naprawdę zaciśnie mu ręce na
szyi. Minęło kolejnych dziesięć minut, a przeszedł zaledwie dwie
długie, obskurne ulice. Rozglądając się po obydwu stronach
jezdni, tak na wszelki wypadek, przeszedł na druga stronę.
Uświadomił sobie, że zrobił błąd, widząc pięciu pijanych
mężczyzn zachowujących się jak królowie świata, idących całą
szerokością chodnika, drących mordy w niebo głosy. Były to
ogólnie nieprzyjemne typy, których nikt nie chciał spotkać na
swojej drodze, no chyba był uzbrojony w sporych rozmiarów
paralizator. Rene rozważał szybki powrót na drugą stronę, jednak
kiedy chciał to zrobić przejeżdżały dwa samochody i jego plan
spalił na panewce. W takiej sytuacji najlepiej spuścić wzrok i
udawać, że się osobników nie widzi, lecz nawet jeśli to zrobił,
wiedział, że łatwo nie będzie.
Zszedł im
z drogi jak najbardziej mógł idąc praktycznie po ulicy, na której
ludzie zachowywali się niczym piraci drogowi jadąc grubo ponad
osiemdziesiątkę.
- Zgubiłeś
się? – ryknął któryś w końcu.
Nie
zamierzał zgrywać chojraka, mieli przewagę liczebną i
popierdolone we łbach, nie miał szans. Najebali się i szukali
zaczepki. Gorzej nie mógł trafić. Że też mu się zachciało
szukać Deakina.
- No
pewnie, sze się zgubił. Pasz na niego – zaśmiał się jeden z
osiłków.
- No, ale
kurwa, kasiorę to chyba ma.
- Jasne, że
ma – Rene miał ochotę zwrócić, kiedy doleciał do niego
nieziemski smród owych jegomościów. – Pierdolony chuju ty,
pokaż co tu masz. No pokaż, pokaż.
- Dej mnie
to po dobroci, synek – mocne uderzenie jakie spadło na jego twarz
powaliło go na ziemię. Nie miał szans na ucieczkę, bo skurwiele
go otoczyli i mieli nadzieję nie tylko zabrać mu kasę, której i
tak przy sobie nie miał, ale i poznęcać się nad słabszym.
Szarpanina
wywiązała się ekspresowo, a on został dokładnie przeszukany.
Przechodził z rąk do rąk, by dostawać kolejne ciosy. W pewnym
momencie nawet próbował się bronić, lecz wiedział czym to mogło
grozić. Nagle jedne z pijaków szarpnął nim ewidentnie wkurwiony,
że nie znalazł żadnej kasy. Sprzedał mu kilka soczystych uderzeń,
gdzie popadło. Rzucił o ziemię, tylko po to, by znów postawić go
do pionu i pchnąć gwałtownie w stronę ulicy.
- Skurwiel
kłamał. Nie ma – ryknął któryś. – Nie ma chuj nic. Trza
było coś kurwa mieć! To byśmu cie zostawiali.
Czynność
powtarzała się kilkukrotnie, a wykończony Rene nie miał siły, by
dłużej stawiać opór. Wciąż usiłował stać na nogach, ale
napastnicy nie dawali za wygraną. Zdawało mu się jakby siniaki już
wychodziły jednej na drugim. Dostał kilka mocnych kopniaków w
brzuch, aż się słał na nogach. Na nieszczęście nikt tędy nie
przechodził, a sam nie był w stanie wezwać pomocy. Wreszcie ten
ostatni, któremu najbardziej zależało na małej niewinnej
kradzieży podniósł go i cisnął na drogę jak szmacianą lalką.
Opadając na ziemię, ostatnim co Rene zdążył zarejestrować były
pisk opon, klakson i żółte światło lamp samochodowych.
Co za dramatyczna końcówka! C nie może się nic stać!
OdpowiedzUsuńCo za brrytalne go napadli? Jak śmieli, przecież R nic im nie zrobił? A gdzie jest Ch, gdy jest najbardziej potrzebny? Będzie żałował, że podstępem zmusił R do przyjazdu.
Mam nadzieję, że z tej sytuacji wyniknie coś dobrego, np. Ch będzie opiekował się R podczs rekonwalescencji :) W końcu może otworzyliby się przed sobą :)
Scena w pizzeri była bardzo gorąca, nie wierzę, że R pozwolił Ch na taki pokaz dominacji w miejscu publicznymi, ale na pewno bardzo im się podobało ;)
Pomyśleć, że w niektórych sytuacjach każdy czuje się jak dzieciak, gdy jest łajany przez starszych.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńkochana postanowiłam się odezwać, bo mimo, że jestem w tyle to też śledzę bieżące rozdziały, więc o moje komentarze się nie martw one będą, cóż gdybym tylko mogła yo bym czytała na bieżąco, no ale niestety brak czasu to uniemożliwia... ale z drugiej strony, w momencie przestoju to ja nam co czytać ;)
opowiadanie mi się bardzo podoba...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuję Ci :) Jestem wdzięczna za każdy komentarz, bo one sprawiają, że mam ochotę pisać i dzięki temu wiem, że ludzie czekają na kolejny rozdział. Czasami się stresuję kiedy jest dużo odsłon jakiegoś rozdziału a komentarz może jeden. Dużo odsłon nie gwarantuje, że ktoś to przeczytał tylko mógł po prostu wejść zerknąć i wyjść. Kiedy przez długi czas nie pisałam, a pojawiało się powiadomienie na blogu to od razu sobie myślałam "O! Pewnie Basia napisała" Poważnie, aż mi się wtedy cieplej na sercu robiło. Bardzo to doceniam i jeszcze raz dziękuję, kochana :D
UsuńPozdrawiam
Super rozdział ���� Szczególnie koniec trzyma w napięciu i Lupo zaczyna się przyzwyczajać do nowego pana ❤
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział
OdpowiedzUsuńWeny życzę
Akira
Hej,
OdpowiedzUsuńno pięknie się za bawili, Rene w jakimś stopniu zależy na Charlim, ale ta końcówka, oby było dobrze, liczyłam że Charlie się pojawi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńno pięknie się za bawili, widać jednak, że Rene zależy na Charlim, ale ta końcówka, oby było dobrze, liczyłam, że Charlie się pojawi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga