Powered By Blogger

niedziela, 10 czerwca 2018

Lodowa powłoka - Rozdział 19


Dziękuję za każdy komentarz. Nie będzie mi przeszkadzać, jeśli będzie ich trochę więce, naprawdę :D Zapraszam na rodział.






Przekręcenie kluczka w drzwiach dawało pewność, że mogą czuć się w miarę bezpiecznie. Miał nadzieję, że nikt nie będzie dobijał się do drzwi. Jedynym problemem mógł być tylko głos Gwiazdeczki, którego nie potrafił kontrolować, podczas stosunku. Lecz nie miał wyjścia, musiał to zrobić, jeśli nie chciał zostać złapany na gorącym uczynku. Złapawszy Castellę za lewy nadgarstek pociągnął w tył, wykręcając jego rękę za plecy, co zrobił na tyle gwałtownie, że sprawił mu ból. Przygwoździł go do ściany, utrudniając szarpanie się i ucieczkę. A ewentualny mocny zamach prawej ręki, który dosięgnąłby jego twarzy uprzedził wykręcając ją za plecy. Tym sposobem uwięził mężczyznę nie dając mu szansy na wyswobodzenie się. Będąc pewnym, że ma sytuację pod kontrolą pozwolił mu oprzeć tors o umywalkę, na której niemal leżał.
Chłodną dłonią zawędrował pod ubranie zaczynając pieścić dotykiem ciepłe plecy i brzuch. Podwinął koszulę oraz marynarkę, by ułatwić sobie dostęp do kuszącego ciała. Bez ceregieli wgryzł się w skórę, następnie pociągnął za nią zostawiając czerwone ślady zębów i śliny. W innym miejscu zostawił dużych rozmiarów malinkę. W międzyczasie zajmowania się dolną częścią pleców, które w ciągu kilku chwil zasypane zostały czerwonymi plamkami, wolna dłoń zakradła się w okolice krocza. Bez problemu pozbyła się ograniczeń w postaci guzika oraz rozporka. Przedostawszy się do materiału pod spodniami chwycił za strategiczne miejsce, zaczynając energicznie masować. W ciągu kilku chwil członek stwardniał, a Charlie dopiero się rozkręcał. Zadowolony z natychmiastowej reakcji nie przestawał poruszać dłonią, z sekundy na sekundę przyspieszając owalne ruchy. Na usta wpłynął nonszalancki uśmiech, gdy nareszcie oderwał wzrok od ciała Rene i spojrzał w lustro. Ujrzał w niej – poza swoją – czerwoną, wykrzywioną z rozkoszy twarz, której widok jeszcze bardziej go podniecił. Zabawnie było patrzeć jak Gwiazdeczka zaciska zęby z obawy przed uwolnieniem swojego głosu, którego nie potrafił kontrolować, kiedy było mu dobrze. Słyszał ciche pomrukiwania i sapnięcia pozwalające na złapanie oddechu.

    - Oddychaj nosem, bo się udusisz – szepnął do ucha pochylając się. Gdyby mógł, wgryzłby się w jego ramię zostawiając tam kolejną serię malinek. Uwielbiał je robić i oznaczać swoich partnerów.

Przywarł ciasno torsem do pleców blondyna, napierając kroczem na jego pośladki. Nie odmawiając sobie przyjemności ocierał się o niego, a penis żywo na to reagował. Stwardniał jeszcze bardziej i Charlie nie mógł się już doczekać, aż zatopi go w gorącym, ciasnym miejscu. Nie zamierzał przedłużać cudownych tortur jakimi było czekanie na spełnienie i ciągłe odkładanie pełnego stosunku. Wydawało mu się, że penis rozerwie mu spodnie, wbijając się do pewnego czasu w materiał. W strategicznym miejscu powstało wybrzuszenie, które bezustannie wbijało się w pośladki mężczyzny.

    - Czyżby wielka gwiazda łyżwiarstwa miała problemy z przedwczesnym wytryskiem? – skomentował czując na dłoni ciepłą, śliską maź. Potrafił sobie wyobrazić jak wyglądała bielizna mężczyzny i jak bardzo ma przejebane. Jednak ustąpić nie zamierzał, bo planował tę akcję całą noc, a skończenie w ten sposób go nie satysfakcjonowało. Poza tym nie chciał iść do mieszkania pani Augustiny z namiotem między nogami. Przez moment przyglądał się swojej brudnej dłoni, kiedy wpadł na pomysł. Przyłożył ją go ust Rene, który ranił je przygryzając zębami, by zminimalizować wydawane przez siebie odgłosy. – Nie krępuj się, liż – rozkazał bezwzględnie.

Poczekał, aż Gwiazdeczka wykona swoją robotę, przed którą się nie wzbraniał, a wręcz przeciwnie. Wyglądało na to, że podoba mu się sposób, w jaki jest traktowany. Z pełną dominacją, bez możliwości podejmowania decyzji, w pełni oddając się silniejszemu mężczyźnie. Choć było to do niego zupełnie niepodobne działo się naprawdę, co Deakin próbował sobie uświadomić. Nie pozwalając mu wyswobodzić rąk ze stalowego uścisku musiał poczekać, by wyjąć z tylnej kieszeni prezerwatywę. Gdy było to możliwe rozerwał zębami opakowanie i – czy chciał, czy nie – był zmuszony uwolnić Castellę. Odsunął się od niego robiąc krok w tył. Przez moment zastanawiał się, czy kochanek mu przywali, nic jednak się nie wydarzyło, a blondyn nie ruszył się nawet o milimetr.

    - Nie mówiłeś przypadkiem, że jestem martwy za te małe kłamstewko? – prychnął kpiąco. Dostrzegł jak ten się powoli podnosi, a obolałymi rękoma masuje klatkę piersiową.
    - To bolało, skurwielu – syknął dotykając ostrożnie obolałe miejsca, łapał głębokie hausty powietrza. – Przegiąłeś ty pierdol.... – urwał, kiedy jego usta zostały przykryte tymi drugimi. Bez pardonu język wtargnął do ich wnętrza, wyprawiając tam prawdziwe cuda. Gdyby nie fakt, że są w łazience pizzerii Rene pozwoliłby sobie na kompletny odlot i zapomniałby, że poza nimi istnieje jeszcze świat.

Elektryzujące impulsy dawały się odczuć w każdymi miejscu na ciele. Zdawało mu się, że w jego brzuchu jest skupisko motyli, łaskoczących go zaciekle i bez litości. Gdyby tylko byli w domu... Mimo iż planował go dzisiaj zaprosić, tak w jednej chwili porzucił ten pomysł, będąc pewnym, że zamorduje go za ten wyskok.
Małe pomieszczenie utrudniało jakiekolwiek ruchy, tym bardziej, że było ich dwóch. Czekał na seks cały weekend i, nawet jeśli Deakin zagrał nie fair, nie zamierzał teraz kończyć. Nie był w stanie tego zrobić, za bardzo pragnął osiągnąć spełnienie. Bez tego czuł się jak narkoman na przymusowym odwyku.

    - Kończ co zacząłeś – wysapał cały spocony. Czuł jak koszula przykleja mu się do ciała. Uczucie pomiędzy nogami również nie należało do najprzyjemniejszych.
    - Doskonale – zaśmiał się pod nosem. Opcji, że wyjdą stąd przed ostrym pieprzeniem nigdy nie było w planach. Ale przynajmniej nie będzie musiał szarpać się z Castellą. Obaj przecież na tym korzystają, a z tego co zauważył, w rzeczywistości mężczyźnie nie przeszkadza to, co z nim robi i jak brutalnie, lecz miejsce. Wszakże nikt nie może dowiedzieć się, że wielka gwiazda jest pedałem.

Nałożywszy nareszcie kondoma nawilżonego wazeliną, po raz kolejny popchnął Gwiazdeczkę na umywalkę. Tym razem nie wykręcał mu rąk, a pozwolił, by opierał się nimi o zlew. Łapiąc za jego wąskie biodra pociągnął je w tył. Tym samym zmusił go do wypięcia tyłka. Naszła go nieodparta ochota, by zostawić na nim czerwony ślad ręki, lecz było to niemożliwe, jeśli chcieli pozostać nieusłyszani. Opuścił spodnie kochanka do kolan, swoje jedynie lekko z bioder. Mimo iż bardzo tego chciał, nie wbił się w niego natychmiastowo, najpierw przylgnął członkiem do pośladków poruszając nim w górę i w dół. Myśl, że zaraz ze wszystkich stron zacisną się na nim mięśnie odbytu sprawiła, że po całym ciele przebiegł elektryzujący dreszcz. Chwytając w żelazny uścisk biodra zagłębił się w drążącej dziurce. Nie miał problemu z powstrzymaniem się przed pędzącym orgazmem. Inna sytuacja miała się z Rene, który niemal drapał brzegi umywalki, głowę miał nisko pochyloną, a twarz czerwoną i spoconą jakby przebiegł kilkumilowy maraton bez kropli wody w ustach. Ponadto szczytował, zduszając głośne jęki, które na pewno by się pojawiły, zębami zgryzającymi wargi.

    - Naprawdę masz problem z wytryskiem – skomentował uszczypliwie, po czym, nie przejmując się, że mogą zostać nakryci, wykonał kilka silnych ruchów wychodząc i wbijając się w niego na przemian.

Blondyn nie był w stanie wydusić z siebie nic, poza nieartykułowanymi dźwiękami. Od ścian odbijały się ich westchnienia oraz dźwięk jąder uderzających o pośladki. Deakin pospiesznie narzucił szybkie tempo, nie przeciągając orgazmu w nieskończoność, biorąc pod uwagę również to, że jeansowe spodnie Castelli są ubrudzone dużą ilością spermy. Było mu wspaniale. Wreszcie czuł, że może się wyżyć za nieprzespane noce i dać upust złości. Pot wytaczał sobie ścieżki w wielu miejscach na twarzy, spływając na zakryte ubraniem plecy kochanka. Zwróciwszy wzrok na lustro dostrzegł spoconą sylwetkę, mokre włosy i ubrania. Koniecznie musieli już skończyć. W łazience nie było możliwości otworzenia okna, więc dusili się tam z gorąca. Wykonał kilka szybkich pchnięć wbijając się w kręgi fantastycznych mięśni. Gwałtownie pociągnął za blond włosy unosząc głowę ich właściciela do góry.

    - Patrz na swoją rozanieloną twarz – szepnął. – Uwielbiasz mojego kutasa, co?

Lało się z niego jak w lesie tropikalnym podczas pory deszczowej. W ustach czuł metaliczny posmak krwi, co zaniepokoiło go, lecz nie miał czasu przejmować się tym, gdyż Deakin nie dawał mu chwili przerwy. Pieprzył go mocno, ostro tak jak lubił, jednak wolałby się znajdować w bardziej adekwatnym do tego miejscu. Najlepiej w domu. Bardzo chciałby być teraz w domu, by po wszystkim mieć szansę wzięcia zimnego prysznicu. Czuł się mało komfortowo patrząc na swoją czerwoną jak burak twarz, w dodatku owa pozycja, którą sobie trener wymyślił utrudniała mu przełknięcie śliny. Był pewien, że za moment osiągnie szczyt kolejny raz i pragnął, by ostatni na ten moment. Był tego bliski, lecz nagle ich obu doszło pukanie do drzwi. Energicznie bijące serce Rene zamarło na sekundę. Jednak Deakin ani myślał się zatrzymać.

    - Czy wszystko w porządku? Powinniśmy dzwonić po karetkę? – no tak, prawie zapomniał, że weszli tu, bo Charles „źle się czuł i chciał wymiotować”. Był przerażony, bo kobieta równie dobrze mogła jakimś sposobem otworzyć drzwi lub rzeczywiście zadzwonić po pogotowie.
    - Już mu lepiej – odparł opanowany do pewnego stopnia brunet. – Zaraz wyjdziemy.

Szeroki penis rozpierał go przyjemnie, dostarczał maksymalnych – zdawało mi się – przeżyć i wrażeń. Ekstaza jaka rządziła jego ciałem dobiegła końca kilka minut po otrzymanym w końcu orgazmie. Wiedział, że Deakin również dostał tego, czego chciał, kiedy niemal się na nim położył, a mokre czoło oparł o jego barki. Dyszeli przez dłuższą chwilę, lecz Rene nie był w stanie wytrzymać ciągłego stania, kiedy nogi miał jak z waty. Puścił brzegi umywalki i nim zdążył się zorientować, co się dzieje, upadł na podłogę. Natomiast „pan trener” naprawdę źle się poczuł, zakręciło mu się w głowie i był zmuszony oprzeć się o ścianę. W pewnej chwili ich spojrzenia się spotkały.

    - Nie mogłeś poczekać do wieczora, skurwielu?
    - A skąd miałem wiedzieć, że akurat dzisiaj ci się zachce? Mógłbyś równie dobrze mnie spławić jak ostatnio – gdy spostrzegł jak blondyn opuszcza głowę powziął. – Zamierzałeś się dzisiaj przede mną rozkraczyć? – zaśmiał się. – Też byłeś napalony.

Zimny wzrok Castelli świadczył tylko o tym, że był wściekły. Zaspokojony seksualnie, ale nadal wściekły. Poza oczywistymi powodami, przez które seks sprzed chwili nie powinien mieć miejsca, wkurwiało go, że Deakin w TYM czasie zawsze patrzy na niego z góry. Nigdy nie brał pod uwagę, że mógłby zmienić swoją rolę w łóżku. Lubił być totalnym pasywem, pasowało mu to, nie widział potrzeby zamiany, co zresztą z Charliem pewnie by nie przeszło, jak zdążył się zorientować. Grał „prawdziwego samca alfa”. Wkurwiało go to.
Po doprowadzeniu do ładu swoich ubrań, na ile to było możliwe, opłukaniu twarzy, opuścili łazienkę, co spotkało się z natychmiastowym zwróceniem kilkunastu par oczu na nich. Nawet Deakin miał chwilowe przeświadczenie, że jednak było ich słychać. Ponadto dużo zdradzały roztrzepane włosy, ciała i ubrania oblane potem oraz rumieńce na twarzach po wysiłku. A w przypadku blondyna zranione wargi. Wątpliwości zostały rozwiane, gdy kobieta wyszła zza lady i podeszła do ich dwójki z pytaniem. Serce Charliego podskoczyło prawie do gardła. Mimo wszystko seks w miejscu publicznym podlegał karze, a ostatnim czego chciał była nocka na komisariacie i tłumaczenie się z głupiego wybryku. W takim wypadku naprawę skończy martwy, bo Gwiazdeczka po upokorzeniu nie będzie w stanie mu tego darować.

    - Mam nadzieję, że naprawdę czuje się pan lepiej – rzuciła z troską. Zapytała także co się stało, że są cali mokrzy.
    - Czuję się lepiej niż kiedykolwiek. Mój przyjaciel – klepnął Rene po ramieniu przyjaźnie – świetnie się spisał – posłał jej lśniący uśmiech. – Ale woda z kranu nam wystrzeliła, chyba jest zepsuty.

Po tym niemal natychmiast opuścili lokal, w którym się zabawili, z nadzieją, że ich twarze nie zapadły nikomu w pamięć. Szybkim krokiem, gdyż od dwudziestu minut byli spóźnieni, skierowali się w stronę szkoły baletowej pani Augustiny. Czuł na sobie morderczy wzrok i mimo olbrzymiej pokusy odwrócenia się i skomentowania wolnego kroku Castelli, w spodniach którego było istne pobojowisko, powstrzymał się. Z wielkim trudem.

    - To co, mam dzisiaj wieczorem przyjechać? – zapytał otwierając i przepuszczając w drzwiach mężczyznę.
    - Chcesz w mordę?! – warknął, a przechodząc obok szturchnął go ramieniem. Blondyn nawet się nie zastanawiał nad odpowiedzią.

Przedostali się do skromnie urządzonego gabinetu, w którym czekali zniecierpliwieni Julia i Arkady. Obydwoje ryknęli na nich w tym samym czasie jakby wszystko ustalili i przećwiczyli kilka razy. Zrobili im głośny i nieprzyjemny wykład o odpowiedzialności, punktualności i braniu swojej pracy na poważnie. Wszakże obydwaj zmierzali do pracy, gdyż balet również się do niej zaliczał, lecz po drodze gdzieś zabłądzili. Dostali ostrą reprymendę, na domiar złego pani Julia zrugała każdego z osobna uderzając tam, gdzie najbardziej zabolało. Rene dowaliła ostatnim zwycięstwem, które przeszło mu koło nosa, co wciąż było drażliwym tematem. Natomiast Charlesowi, że powinien godnie reprezentować ojca, gdyż w przyszłości może zostać zauważony i doceniony przez kogoś ważnego, a z powodu rzucenia studiów prawniczych nie ma lepszej wizji na przyszłość.

    - Ty już wystarczająco zalazłeś mi za skórę, leniu! Co ty masz właściwie na twarzy?– wymierzyła palec w Castellę.
    - Ja? Leń? Przypadkiem się ugryzłem, nawet mi się zdarzy, wiesz? – oburzył się.
    - A kto, do licha ciężkiego, opuszczał moje lekcje?! Balet w łyżwiarstwie figurowym to podstawa! Nawet dzieci z podstawówki to wiedzą. Jeszcze raz – zawiesiła ostrzegawczo głos. Jeszcze raz któryś z was spóźni się na zajęcia. Niech jeden drugiego pilnuje, jeśli macie problemy z punktualnością.
    - Obaj gamonie się spóźnili, nie wiem czy jest sens w mówieniu im tego wszystkiego.
    - I ty przeciwko mnie? – po kim jak po kim, ale po Arkadym tego się nie spodziewał.
    - Rene – zaczął najstarszy z obecnych – wiem, że cię zaniedbałem, nie mogłem poprowadzić twojego treningu i przygotowań do końca. Biorę część winy na siebie. Jednak fakt, że nie potrafisz znaleźć wspólnego języka z moim synem – mówiąc to spojrzał na niego – też utrudniał ci skupienie się na zwycięstwie. Błędem było pozwolenie ci na start zaraz po zmianie dyscypliny.

Jego humor, mimo iż już kiepski, pogorszył się. Nie potrafił przyznać Arkady'emu racji, bo za bardzo bolało wzięcie na siebie większości winy. Poległ na całej linii. Wtem pani Julia westchnęła ostentacyjnie. Machnęła ręką i rzekła.

    - Nie będziemy płakać nad rozlanym mlekiem. Za późno, żeby cokolwiek zmieniać. Wszyscy wyciągnijmy wnioski z ostatnich wydarzeń i nie dopuśćmy, by się one powtórzyły. Począwszy od dzisiaj każdy pracuje ponad swoje siły. Rene i Charlie. Nie obchodzi mnie jak, macie się dogadywać. Następnym razem chcę widzieć kipiącą z was przyjaźń.
    - W co ty wierzysz, kobieto? – parsknął starszy Deakin. – Prędzej piekło zamarznie, niż ta dwójka zacznie się dogadywać. Żrą się jak pies z kotem. Godziny nie wytrzymają pod jednym dachem.
    - No, będą musieli. Nie wyjdziecie stąd przed ósmą – podsumowała kobieta dzisiaj ubrana w specjalny strój primabaleriny. – Rene, na co czekasz? Wyskakuj z ubrań.
    - Co? – momentalnie go zmroziło.
    - Pospiesz się i zmień ubranie. Przecież nie wymagam rzeczy z kosmosu.

Mimowolnie zerknął w stronę Charliego. Od razu sobie przypomnieli, że z tego wszystkiego zapomnieli z pizzerii swoich plecaków. Nie unikną konfrontacji z obsługa, która zdążyła już zauważyć, że kran wcale nie był zepsuty, a kondom w koszu na śmieci nie wziął się znikąd. Musieli także po umoralniającym wykładzie poinformować trenerów, że jakoś tak przypadkiem zapomnieli ubrań. Zrobili to, zbierając kolejne baty.

* * *

Dziękując młodej kobiecie ubranej na biało-niebiesko za przyniesienie kolacji oraz białego wina, zabrał się za oglądanie wiadomości, które pokazywane były w telewizorach. Taką możliwość mieli pasażerowie pierwszej klasy oraz biznesowej, do której należał. Nie trudno mu było skupić się na jedzeniu, bardzo smacznym swoją drogą, oraz dowiadywaniu się co nowego w świecie. Przez cały pobyt w Pittsburghu nie znalazł na to czasu, toteż musiał zapoznać się z najważniejszymi wydarzeniami. Uważał, że każdy powinien chociaż czasami dowiedzieć się, jakie wydarzenia mają miejsce w jego kraju i świecie. Najbardziej zainteresowało go spotkanie w Singapurze dwóch przywódców. Wielu ludzi na świecie było ciekawych co z tego wyniknie, oby nic złego.
Delektując się białym wytrawnym winem sprawdził skrzynkę pocztową na komórce. Otworzył przeczytaną już wiadomość od narzeczonej. Jeszcze raz postanowił pogrążyć się w lekturze. Będąc jeszcze w hotelu dowiedział się, że Andrea wraz z matką i teściową rano wróciły do Filadelfii. Cała trójka była, delikatnie mówiąc, rozczarowana i rozdrażniona. Okazało się bowiem, że francuska projektantka mimo iż przyjęła je w swoim domu mody, przeprosiła, gdyż nie była w stanie zaprojektować sukni ślubnej na uroczystość, która odbyć się miała bardzo szybko. W dodatku od pół roku jest zasypywana prywatnymi zamówieniami, które są bardzo pracochłonne oraz wyszukiwaniem pomysłów na nową kolekcję jesienną i zimową. Wiedząc, co oznacza ciężka praca i jakie wiążą się z nią konsekwencje nie zdziwił się, że rozmowa przebiegła w taki sposób i kobiety nie dostały tego, czego chciały. Kto robi zamówienie u światowej sławy projektantki na trzy miesiące przed ślubem? Pani La Brun miała u niego pełne zrozumienie, u narzeczonej, która tyle się w życiu narobiła, za grosz, a szacunek jaki żywiła do Blanche zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Ta wiadomość zawsze będzie go bawić. Kobieta wylewała swoje żale, narzekała i wściekała się, choć sama jest sobie winna. Poza tym żadna z tej trójki nie brała pod uwagę ewentualnej odmowy. Bo jak to? Ktoś odmówi pieniędzy? I takie przypadki się zdarzają.

    - Może jestem dla niej zbyt surowy – zamyślił się. Jednak temat, nad którym rozprawiał zmienił się bardzo szybko. Bardziej interesujące, niż problemy Andrei była opowieść o „Red Walls” Ivana.

Ciężko było mu uwierzyć w słowa mężczyzny, choć wydawały się logiczne i idealnie wyjaśniały dlaczego i w jakich okolicznościach Ivan znalazł się nieprzytomny w ciemnej uliczce. Ani trochę nie spodobał mu się fakt przebierania w damskie ciuchy i udawania kobiety, pięknej, uwodzicielskiej, seksownej Belli, która postawiła sobie za cel coś zupełnie niemożliwego. Niestety nie dane mu było dowiedzieć się jaki, gdyż blondyn o tym nie chciał opowiadać. Inną sprawą budzącą niepokój była wszechobecna prostytucja w „Red Walls”, wykorzystywanie pieniędzy, znajomości przez znanych polityków, ludzi zajmujących się nielegalnymi, podejrzanymi biznesami. Najbardziej zatrważające było to, że niektórzy z obsługi restauracji współpracowali z podziemiem zarabiając przy tym niemałą kasę. Interesy i życie nocnego klubu przeznaczonego dla elity kwitły w najlepsze, a Ivan znajdował się w samym centrum tego wszystkiego. Co więcej był jedną z najbardziej rozpoznawalnych tam osobistości. Rzecz jasna, w przebraniu Belli. Nie chciał powiedzieć czego właściwie tam szukał i po co pakował się w takie bagno. W zamian Keith dowiedział się o wydarzeniach sprzed utraty przytomności.
Mężczyzna przyznał, że nie był to pierwszy raz, kiedy zemdlał i zapewne nie ostatni. Słysząc to Owen nieźle się wpienił, bo nie rozumiał jak można wykazywać się taką beztroską postawą. Zaś Ivan zdawał się nie brać sprawy na poważnie, tylko przeć do przodu, by osiągnąć swój cel, nawet narażając na uszczerbek własne zdrowie i życie. Kolejne wyznanie wyłącznie spotęgowało obawę, jaką zaczął odczuwać względem nowego znajomego. Było pewne, że właściciel „Red Walls” regularnie rozpyla w klubie, a był on ogromny, narkotyki, które z biegiem czasu uzależniają klientów, zmuszając tym samym do częstszych odwiedzin. Na domiar złego oprócz uzależniania, kompletnie rujnują zdrowie i zatruwają ludzi. Osobistości przebywające tam codziennie niemal utraciły kontakt z rzeczywistością, dawno pozwalając przejąć nad sobą kontrolę.
Dzięki temu miał pełen obraz nocy, podczas której poznał denerwującego osobnika. Ponoć na niego substancje odurzające nie działały tak mocno, gdyż robił przerwy od odwiedzin klubu, lecz im dłuższa okazywała się przerwa tym ciężej było mu ją znieść. Kiedy już pojawiał się w „Red Walls” czuł się świetnie, jakby znajdował się na swoim miejscu, natomiast po wyjściu pojawiały się skutki ponownego zażywania narkotyków. Nie raz wymiotował kilka dni i nie potrafił sam się sobą zaopiekować lub po prostu w głowie mu wirowało, szedł przez kawałek, a później upadał nie wiedząc co się dzieje. Zwykle budził się w dwóch miejscach: w tym, co upadł i zasnął albo w łóżku jakiegoś faceta, który na początku nie zdawał sobie sprawy, że piękna kobieta jest w rzeczywistości mężczyzną.
Po głowie Keitha krążyły myśli o beztroskim Ivanie traktującym życie niepoważnie, bez konsekwencji, bez perspektyw na przyszłość. Nie na żarty bał się o jego zdrowie. Próby wybicia mu z głowy głupich pomysłów nie poskutkowały, z drugiej strony dlaczego miałby go słuchać. Ledwo się znają, nie mają ze sobą nic wspólnego. Jaki więc był powód troski o kogoś, kto sam się prosił o śmierć? On naprawdę pragnął śmierci! Doskonałym na to przykładem był nielegalny wyścig motocyklowy, w którym miał brać udział, ponieważ do wygrania było trzydzieści tysięcy dolców. To był chyba jedyny powód, dla którego Ivan odstawił go do hotelu przed drugą w nocy. Ubrania, o dziwo, także odzyskał, w dodatku uprane. Co było całkiem zabawne? Blondyn oddał mu jego czterdzieści dolców, by miał na taksówkę w drodze do swojego hotelu.
Miał nadzieję, że mężczyzna jednak się opamięta i zawróci ze ścieżki, którą obecnie kroczy. Przez niego będzie miał koszmary i wyrzuty sumienia, gdy źle skończy. Zastanawiając się czy będzie w stanie poprzekładać treningi z Marisą, planował rychły powrót do Pittsburgha.

* * *

Był pewny, że każdy czyta z niego jak z otwartej księgi i zarówno Arkady jak i Augustina wiedzieli co zrobił z Charlesem w łazience pizzerii. Czuł jak ze wstydu płonie mu twarz. Nie dość, że musiał prosić o pozwolenie przebrania się w innym pomieszczeniu, a zawsze przebierał się na sali głównej nie mając problemu rozbierać się przy tej kobiecie czy Melindzie, w dodatku odczuwał potworny dyskomfort. Biodra, tyłek i ręce bolały niemiłosiernie, usta krwawiły na co znalazł jakąś głupią wymówkę, u dołu pleców był pokryty malinkami, majtki oraz spodnie miał pobrudzone spermą, a Deakina to najwyraźniej bawiło. Nie potrafił odpowiednio wykonać figur, gdyż obolałe części ciała uniemożliwiały mu to. Jedyne o czym marzył przez kilka ostatnich godzin, nie potrafiąc skupić się na układzie, to porządna kąpiel, która zmyłaby cały obrzydliwy pot oraz zaschniętą na udach białą maź. Cieszył się, że skretyniały trener pomyślał i założył kondoma. Gdyby tego nie zrobił naprawdę skończyłby martwy.

    - Rene! – wrzasnęła Augustina powtarzająca po raz piąty jego imię. – Nie odlatuj kiedy mówię! To jeszcze nie koniec!
    - Wiem – ocknął się i na chwilę porzucił wizję wymarzonej kąpieli.
    - Kolejne zawodu już w lipcu, czyli niebawem. Masz pracować do upadłego, rozumiemy się? No ja myślę – uprzedziła go. – Odpowiednia dieta, treningi na lodowisku, bieganie, ćwiczenia wytrzymałościowe, przećwicz też nowy sposób oddychania i się do niego przyzwyczaj. Każdy z nas ma mieć kopie całego układu – mówiła o nowej choreografii, którą wspólnie dla niego stworzyli. – Ty zajmiesz się kostiumem, skoro tak bardzo tego chciałeś – zwróciła się do niego. – Skoro muzyka, układ i strój są zapewnione to pozostaje nam tylko włożyć jak najwięcej pracy w udoskonalenie twoich umiejętności. Zaczynacie od jutra. Z tobą się widzę za dwa dni – ponownie zerknęła na Rene. – A wy mi nagracie cały jego trening, chcę wiedzieć co robi źle. Widzimy się za dwa dni. Jestem taka zabiegana, że nie zdołałam zjeść dzisiaj porządnego obiadu.
Kiedy ona mówiła o jedzeniu to można było czuć się bezpiecznie. Męka skończona. Przynajmniej na ten moment, ale dobre i to. Musiał przyznać, że pomysł, który wspólnymi siłami stworzyli bardzo mu się podobał. Będzie wypruwał z siebie flaki, ale kolejny pojedynek będzie należał do niego. Z oszałamiającym utworem Andrea Bocelli i Sarah Brightman „Time To Say Goodbye”, idealną dla niego choreografią i ciężką pracą zdobędzie złoto.
Po przebraniu się w ekspresowym tempie – wszyscy na niego czekali – opuścił z resztą szkołę baletową. Kobieta miała zamiar wstąpić do sklepu spożywczego, by zapewnić sobie w miarę przyzwoitą kolację, jednak dostała zaproszenie do domu Deakinów. Arkady zaproponował kolację przyrządzoną przez ukochaną żonę, a pani Julia postanowiła skorzystać. Stwierdziła, że nie wypada odmawiać takiemu zaproszeniu.

    - Rene ciągle odmawiał, nieważne ile razy proponowałem mu, by do nas wstąpił, nigdy nie chciał. A może tym razem coś się zmieni? – zapytał z nadzieją w głosie.
    - Mam coś ważnego do zrobienia w domu – wzruszył ramionami, przeprosił, co było do niego niepodobne, pożegnał się i odszedł w stronę samochodu.
    - Jak zwykle – machnął ręką. – A jak mu powiesz, że jest aspołecznym introwertykiem to się zdenerwuje. Wygląda na to, że nasz trójka...
    - Sorki tato, mam plany – rzucił ojcu przepraszające spojrzenie i podreptał do motocykla.
    - Który to już raz on ma plany – westchnął. – Ciekawe przez ile dni nie wróci na noc – oboje z Augustiną skierowali się w przeciwną stronę, nie zawracając już sobie głowy Młodymi, na parking przed jej mieszkaniem, na którym zostawił samochód.
    - Och, nie wrócił do domu? – zaciekawiła się, zawsze lubiła ploteczki. – Ma kogoś?
    - O niczym nie wiem – wzruszył ramionami. – Gdyby chciał to powiedziałby.
    - Może na razie nie chce go wam przedstawiać. Albo planuje was zaskoczyć i znienacka wpaść do domu krzycząc „Mamo, tato to mój przyszły mąż” – oboje zaśmiali się wyobrażając sobie tę sytuację.
    - Zawsze chciał stworzyć poważny związek. Myślę, że pewnego dnia mu się to uda.


Nim zdążył wsiąść do samochodu i zatrzasnąć drzwi poczuł dotyk na ramieniu. Odwróciwszy się zaobserwował pochylającego się nad nim Charlesa. Natychmiast zrobił krok w tył odsuwając się od niebezpieczeństwa na odpowiednią odległość. Ostatnie na co pozwoli będzie pocałunek w miejscu publicznym. Poza tym nie są w żadnym pomieszczeniu, ściany ich nie zasłonią. Ten dupek działał mu na nerwy. Ciągle musiał się przy nim pilnować.
    - Czego? – zapytał chłodno jak to miał w zwyczaju. – Nie wracasz do domu?
    - Nie mówiłeś, że chciałeś się wieczorem bzykać?
    - Już zrobiłeś swoje, palancie. Przeszła mi ochota. Dobrze się bawiłeś kiedy wyginałem się we wszystkie strony obolałym ciałem?
    - Byłeś seksowny – szepnął, chociaż mógłby wykrzyczeć te słowa, by zrobić Gwiazdeczce na złość. – Słyszałem od ojca, że nigdy nie opuszczasz domu, nie imprezujesz, nie pijesz. Skoro z seksu nici to może wpadniesz ze mną do baru napić się?
    - Jestem sportowcem, nie piję i nie palę. Poza tym miałbym prowadzić auto pod wpływem?
    - Istnieją jeszcze taksówki, a po auto można wrócić. Albo lepiej, zostawić u mojego kumpla. Będziesz miał pewność, że nikt nie tknie tego białego cudeńka. Jest jeszcze inne wyjście. Moglibyśmy zostać u niego na noc. Przygarnie nas.
    - Często u niego spałeś?
    - No – zawiesił sugestywnie głos – zdarzało się. Jestem pewien, że będzie dzisiaj w klubie.
    - Mam spać w domu jednego z twoich byłych? – prychnął nie dowierzając Deakinowi. – Pogięło cię.

Gwiazdeczka odepchnąwszy go od siebie wsiadła do samochodu, który natychmiast opaliła z zamiarem jak najszybszego oddalenia się. Charliemu wydawało się, że podobna sytuacja miała już miejsce. Zapewne będą się one jeszcze powtarzać, bo w końcu Castella nie pozwoli nikomu odkryć prawdy o swojej orientacji seksualnej. Nie rezygnując z planów, skontaktuje się z kumplem i miło spędzi noc. Przecież oczywistym było, że oka nie zmruży leżąc w łóżku. Założył kask, po chwili będąc w drodze do dzielnicy, w której aż się roiło od klubów nocnych i barów.

* * *

Powrót do domu zajął mu mniej niż pół godziny, dzięki prawie opustoszałym ulicom. Nienawidził jazdy samochodem w godzinach szczytu. W miejsce, do którego w nocy można było dojechać w ciągu piętnastu minut w okolicach trzeciej popołudniu jechało się ponad dwie godziny. Wjechawszy na podjazd, otworzył pilotem bramę garażu. Później zamknął ją już ręcznie po opuszczeniu pojazdu. Z garażu przeszedł drzwiami na przedpokój, w którym, o dziwo, przywitał go nowy mieszkaniec. Stał naprzeciwko kilka kroków dalej radośnie machając ogonem. Rene uklęknął i wyciągnął ręce sprawdzając, czy zwierzak odważy się na coś więcej. Nie stało się nic. Po prostu stał i machał. Nieco rozczarowany skierował się do kuchni, by podać Lupo świeże jedzenie i picie.
Drugą w kolejności rzeczą jaką musiał zrobić była kąpiel, o której marzył od kilku godzin. Wyjątkowo postanowił zrelaksować się w wannie na parterze. Przyniósł tam ręcznik i najważniejsze akcesoria takie jak szampon, żel czy gąbka. Rozłożył się wygodnie, rozprostował nogi leżąc tak ponad godzinę, dopóki woda nie straciła swojej temperatury. Wychodząc z łazienki czuł się czysty, pachnący i zrelaksowany. Brudne ubrania, które nosiły na sobie ślady jego uniesień wrzucił do prania obiecując sobie, że był to pierwszy i ostatni raz, kiedy pozwolił Deakinowi na taki wyskok. Następnym razem, cokolwiek by się działo, przywali mu w brzuch i pozbędzie się utrapienia. Siadając na krześle w kuchni trzymał w dłoniach szklankę z sokiem pomarańczowym. Jednego żałował. Jutro rano nikt nie zrobi mu smacznego śniadanka, znów zje płatki na mleku. Odżywczy i pełno wartościowy posiłek, przemknęło mu przez myśl.
Zerknąwszy na zegarek zastanawiał się, czy brunet wrócił do domu, czy rzeczywiście został u byłego na noc. Nieważne jak długo się nad tym głowił, nie potrafił znaleźć racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego Charlie, mając faceta, którego kocha, sypia z nim i bez skrępowania spotyka się ze swoimi byłymi kochankami. Nic nie napawało go wściekłością, taką jak kiedyś, jak zdrady Deakina. Dawał się ponieść nerwom ilekroć w jego głowie kiełkowała myśl o tej chorej sytuacji. Na domiar wszystkiego... Naprawdę chciał, by mężczyzna został dziś na noc, ale miał mu to zaproponować po seksie w kiblu?!

    - Szlag mnie trafi – warknął do siebie. W pewnym momencie spojrzał na Lupo leżącego nieopodal. – Jak myślisz, napisać do niego? – zwierzak ożywił się i przekręcił głowę na bok. Nie wiedział czy to pod wpływem impulsu, lecz utworzył wiadomość i bez wahania wysłał ją. Odpowiedź nadeszła szybciej, niż się spodziewał, mimo to nie sprawiła mu przyjemności, a podniosła ciśnienie. Miał ochotę rzucić telefonem i kiedyś zapewne by to zrobił, teraz jednak potrzebował go, gdyż sms zawierał istotną informację.

„Wróciłeś już do domu?”
„Nieee... Piję, a później mam zamiar się bzyknąć z kimś. Jeśli chcesz dołączyć to masz adres”

W następnej wiadomości pojawił się adres zapewne jakiegoś klubu. Rene zacisnął dłoń na urządzeniu i tracąc nad sobą panowanie pobiegł do sypialni z zamiarem wygrzebania stamtąd jakichś ubrań. Jeśli Deakinowi wydawało się, że ujdzie mu to na sucho to srogo się mylił. Zazgrzytał zębami dostrzegając ostatniego sms'a, był w połowie ubierania się.

„To zwyczajny bar, nie gejowski, więc czuj się bezpiecznie”

Nie minęło wiele czasu, gdy wyjeżdżał z garażu z chęcią mordu w oczach. Sprawnie pokonał większą część drogi. Problemy zaczęły się w dzielnicy, do której wjechał. Nie potrafił znaleźć dokładnego adresu krążąc samochodem po wąskich uliczkach. W końcu zaparkował go na pierwszym lepszym parkingu i o własnych siłach rozpoczął poszukiwania domniemanego miejsca przebywania kochanka. Przysiągł sobie, że tym razem naprawdę zaciśnie mu ręce na szyi. Minęło kolejnych dziesięć minut, a przeszedł zaledwie dwie długie, obskurne ulice. Rozglądając się po obydwu stronach jezdni, tak na wszelki wypadek, przeszedł na druga stronę. Uświadomił sobie, że zrobił błąd, widząc pięciu pijanych mężczyzn zachowujących się jak królowie świata, idących całą szerokością chodnika, drących mordy w niebo głosy. Były to ogólnie nieprzyjemne typy, których nikt nie chciał spotkać na swojej drodze, no chyba był uzbrojony w sporych rozmiarów paralizator. Rene rozważał szybki powrót na drugą stronę, jednak kiedy chciał to zrobić przejeżdżały dwa samochody i jego plan spalił na panewce. W takiej sytuacji najlepiej spuścić wzrok i udawać, że się osobników nie widzi, lecz nawet jeśli to zrobił, wiedział, że łatwo nie będzie.
Zszedł im z drogi jak najbardziej mógł idąc praktycznie po ulicy, na której ludzie zachowywali się niczym piraci drogowi jadąc grubo ponad osiemdziesiątkę.

    - Zgubiłeś się? – ryknął któryś w końcu.

Nie zamierzał zgrywać chojraka, mieli przewagę liczebną i popierdolone we łbach, nie miał szans. Najebali się i szukali zaczepki. Gorzej nie mógł trafić. Że też mu się zachciało szukać Deakina.

    - No pewnie, sze się zgubił. Pasz na niego – zaśmiał się jeden z osiłków.
    - No, ale kurwa, kasiorę to chyba ma.
    - Jasne, że ma – Rene miał ochotę zwrócić, kiedy doleciał do niego nieziemski smród owych jegomościów. – Pierdolony chuju ty, pokaż co tu masz. No pokaż, pokaż.
    - Dej mnie to po dobroci, synek – mocne uderzenie jakie spadło na jego twarz powaliło go na ziemię. Nie miał szans na ucieczkę, bo skurwiele go otoczyli i mieli nadzieję nie tylko zabrać mu kasę, której i tak przy sobie nie miał, ale i poznęcać się nad słabszym.

Szarpanina wywiązała się ekspresowo, a on został dokładnie przeszukany. Przechodził z rąk do rąk, by dostawać kolejne ciosy. W pewnym momencie nawet próbował się bronić, lecz wiedział czym to mogło grozić. Nagle jedne z pijaków szarpnął nim ewidentnie wkurwiony, że nie znalazł żadnej kasy. Sprzedał mu kilka soczystych uderzeń, gdzie popadło. Rzucił o ziemię, tylko po to, by znów postawić go do pionu i pchnąć gwałtownie w stronę ulicy.

    - Skurwiel kłamał. Nie ma – ryknął któryś. – Nie ma chuj nic. Trza było coś kurwa mieć! To byśmu cie zostawiali.

Czynność powtarzała się kilkukrotnie, a wykończony Rene nie miał siły, by dłużej stawiać opór. Wciąż usiłował stać na nogach, ale napastnicy nie dawali za wygraną. Zdawało mu się jakby siniaki już wychodziły jednej na drugim. Dostał kilka mocnych kopniaków w brzuch, aż się słał na nogach. Na nieszczęście nikt tędy nie przechodził, a sam nie był w stanie wezwać pomocy. Wreszcie ten ostatni, któremu najbardziej zależało na małej niewinnej kradzieży podniósł go i cisnął na drogę jak szmacianą lalką. Opadając na ziemię, ostatnim co Rene zdążył zarejestrować były pisk opon, klakson i żółte światło lamp samochodowych.



7 komentarzy:

  1. Co za dramatyczna końcówka! C nie może się nic stać!
    Co za brrytalne go napadli? Jak śmieli, przecież R nic im nie zrobił? A gdzie jest Ch, gdy jest najbardziej potrzebny? Będzie żałował, że podstępem zmusił R do przyjazdu.
    Mam nadzieję, że z tej sytuacji wyniknie coś dobrego, np. Ch będzie opiekował się R podczs rekonwalescencji :) W końcu może otworzyliby się przed sobą :)
    Scena w pizzeri była bardzo gorąca, nie wierzę, że R pozwolił Ch na taki pokaz dominacji w miejscu publicznymi, ale na pewno bardzo im się podobało ;)
    Pomyśleć, że w niektórych sytuacjach każdy czuje się jak dzieciak, gdy jest łajany przez starszych.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    kochana postanowiłam się odezwać, bo mimo, że jestem w tyle to też śledzę bieżące rozdziały, więc o moje komentarze się nie martw one będą,  cóż gdybym tylko mogła yo bym czytała na bieżąco, no ale niestety brak czasu to uniemożliwia... ale z drugiej strony, w momencie przestoju to ja nam co czytać ;)
    opowiadanie mi się bardzo podoba...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci :) Jestem wdzięczna za każdy komentarz, bo one sprawiają, że mam ochotę pisać i dzięki temu wiem, że ludzie czekają na kolejny rozdział. Czasami się stresuję kiedy jest dużo odsłon jakiegoś rozdziału a komentarz może jeden. Dużo odsłon nie gwarantuje, że ktoś to przeczytał tylko mógł po prostu wejść zerknąć i wyjść. Kiedy przez długi czas nie pisałam, a pojawiało się powiadomienie na blogu to od razu sobie myślałam "O! Pewnie Basia napisała" Poważnie, aż mi się wtedy cieplej na sercu robiło. Bardzo to doceniam i jeszcze raz dziękuję, kochana :D
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Super rozdział ���� Szczególnie koniec trzyma w napięciu i Lupo zaczyna się przyzwyczajać do nowego pana ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za rozdział
    Weny życzę
    Akira

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    no pięknie się za bawili, Rene w jakimś stopniu zależy na Charlim, ale ta końcówka, oby było dobrze, liczyłam że Charlie się pojawi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    no pięknie się za bawili, widać jednak, że Rene zależy na Charlim, ale ta końcówka, oby było dobrze, liczyłam, że Charlie się pojawi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń