Hej Kochani! Zaczynamy 2018 z nowym rozdziałem, który, o dziwo, jest dłuższy od poprzednich. Z czego się oczywiście cieszę. No cóż, chciałam zacząć od stycznia, jednak nie byłam w stanie tego zrobić, sami doskonale wiecie dlaczego. Być może w tym roku będę miała lepszą passę.
Pomimo
częstego regularnego wysiłku i ćwiczenia mięśni, wielogodzinnych
lekcji baletu, podczas których każdy mięsień pracuje, bez względu
na mordercze treningi pod okiem Marisy, swoją aktywność fizyczną
i wysportowane ciało, nie był w stanie dłużej utrzymać ciężaru,
jaki dźwigał na rękach. Sapał i stękał jak chyba jeszcze nigdy,
ciesząc się, że siostra go teraz nie widzi. Na pewno wyrzuciłaby
mu, że mógłby poświęcić trochę czasu na siłownię, gdzie
wzmocniłby ramiona i barki. Trzymając w zębach kartę magnetyczną
zbliżył się do czujnika. Drzwi otworzyły się, a on niczym
strzała popędził prosto do sypialni. Sekundę wcześniej udało mu
się jeszcze zatrzasnąć wejście nogą, bo obydwie ręce miał
zajęte. Ulgę oraz szczęście miał wypisane na twarzy, gdy dotarł
do łóżka, na którym delikatnie ułożył nieprzytomną kobietę.
Kiedy jej szczupłe, poobijane ciało dotknęło materaca, mógł
odetchnąć z ulgą. Następnie, powoli pozwolił jej oprzeć głowę
o poduszkę. Keith pochylił się nad nią i objął wzrokiem całą
jej postać. Oddychała miarowo i spokojnie, jakby nie odczuwała
bólu spowodowanego fioletowymi siniakami na nogach, rękach oraz w
okolicy klatki piersiowej. Była to zapewne konsekwencja utraty
przytomności, podczas której osoba nie reaguje na żadne bodźce,
nawet ból. Uważnie obserwował bladą twarz przykrytą cieniem do
powiek oraz ostrą czerwoną szminką, teraz nieco rozmazaną. Długie
blond włosy okalały twarz śpiącej, opadając
na poduszkę, czoło, a kilka cienkich kosmyków nawet na policzek.
Krwistoczerwona sukienka nie wyglądała efektownie i powalająco,
sprawiała wrażenie poplamionego kawałka brudnej szmatki, której
używa się do wycierania podłogi, kurzu czy innych zabrudzonych
miejsc. Ponadto zapach perfum został całkowicie zniwelowany przez
śmierdzący, duszący wręcz dym. Niosąc kobietę z pewnością sam
przesiąknął tym smrodem, więc kąpiel była obowiązkowa. Zanim
zaczął się do niej szykować przeszedł do kuchni po szklankę z
wodą mineralną, gdyby nieznajoma obudziła się pod jego
nieobecność i chciała przepłukać gardło. Gdy wrócił
spostrzegł, że kobieta mruczy pod nosem i niespiesznie podnosi
powieki. Obserwował ją z oddali kilku metrów, nie chcąc wprawić
jej w szok. Uniosła się z trudem do pozycji siedzącej, rękoma
podparła się z tyłu, bo nie potrafiła złapać równowagi nawet w
takiej pozycji. Ospale rozejrzała się po pomieszczeniu nie bardzo
orientując się, gdzie jest i co się z nią stało. Na ile siły
jej pozwalały, na tyle zdążyła rozejrzeć się po pokoju. Wtedy
dostrzegła jego. Mina wymalowana na twarzy prawie w ogóle nie
różniła się od tej, którą miała gdy spała. Podszedł do niej
powoli i usiadł na skraju łóżka. Nie przedstawił się, bo nie
miało by to dla niej teraz znaczenia, domyślał się, że niewiele
informacji do niej dotrze. Przysunął się do blondynki, objął w
pasie chcąc zapewnić stabilizację i przystawił do jej ust
szklankę z wodą. Rozchyliła lekko wargi i wzięła kilka małych
łyków. Keith odstawił szklankę na podłogę, ponownie spojrzał
na kobietę. Wyglądała koszmarnie. Wory pod oczami zaczęły się
pogłębiać, oczy zachodziły mgłą, w ogóle nie zdawała sobie
sprawy w jakiej sytuacji się znalazła. Niespodziewanie jej ciało
zwiotczało, a głowa opadając bezwiednie poleciała na jego ramię.
-
Spokojnie, nie denerwuj się i na razie nie myśl. Wszystko będzie
dobrze – powtarzał, mając na uwadze, że w takich
okolicznościach wsparcie emocjonalne drugiej osoby jest bardzo
ważne. Złapał jej ramiona, by ponownie ją położyć.
Natychmiast złapała się za brzuch i zaczęła kaszleć.
Nim
zdążył wypowiedzieć choćby słowo, usłyszał ten nieprzyjemny
dla ucha odgłos i zobaczył jak jego ubranie zostaje zalane
wymiotami. Widząc to, czując na skórze przez materiał i
odbierając obrzydliwy zapach jemu
samemu wszelkie jedzenie, które tej nocy pochłonął, podeszło do
gardła. Zdusił w sobie chęć puszczenia pawia. Odsunął od siebie
kobietę w końcu kładąc ją z powrotem na łóżku. Zamknęła
oczy i odpłynęła do krainy Morfeusza. Natomiast Keith stwierdził,
że teraz już na pewno weźmie kąpiel niezwłocznie. Oddychając
przez nos i siląc się na spokój podreptał do łazienki. Tam od
razu namoczył koszulę oraz spodnie, bo prezent
od nieznajomej znalazł się nawet na nich. Pragnął wyrzucić z
pamięci tę przygodę, bo kto byłby zadowolony, gdyby jakaś baba
wyrzuciła na niego zawartość swojego żołądka.
Po pozbyciu
się dowodów ekscesów dzisiejszej nocy, tych przyjemnych związanych
z zabawą w klubie z kobietami oraz tych, które na myśl przywodziły
tylko „ohyda”, wrócił do sypialni. Blondynka leżała w
pozycji, w jakiej ją zostawił, czyli na boku. Zajmowała prawą
połowę łóżka, zamierzał położyć się na lewej, pytanie
tylko, czy rano, gdy się obudzi nie wpadnie w szał i nie
przestraszy się go. Przyszło mu na myśl, że powinien się chociaż
kim jest ta pani, w zaistniałych okolicznościach, tak by wypadało.
- Kobietę
najlepiej poznasz na podstawie jej torebki – powiedział do siebie
szczęśliwy, że taki pomysł wpadł mu do głowy. Co z tego, że
to niegrzeczne, teraz nie miało to znaczenia. Jednak zadowolenie
trwało pięć sekund, do czasu, gdy zorientował się, iż
blondynka nie miała przy sobie absolutnie nic. Żadnej torebki,
dokumentów, telefonu. Jedynym racjonalnym wyjściem będzie
zaczekanie do rana, aż się obudzi i raczy mu wyjaśnić, jak się
tam znalazła.
Chcąc
zgasić światło musiał podejść do pstryczka umiejscowionego po
drugiej stronie pomieszczenia – niestety w jego pokoju nie było
światła na czujnik ruchu albo na pilota. To ułatwiłoby sprawę.
Był wykończony. Coś mu kazało jeszcze raz spojrzeć na leżącą
na łóżku kobietę. Mimo niesprzyjających okoliczności,
kiepskiego wyglądu owej pani oraz zachowania jakim go pół godziny
temu go uraczyła, zastanawiał się jaką osobą jest naprawdę. To
co powiedział Marcus nie wpływało pozytywnie na opinię o niej,
lecz intrygowało go coś więcej, to, czego nie można dowiedzieć
się o drugiej osobie na podstawie wyglądu i przypuszczeń. Jedno
wiedział na pewno. Blondynka nie należała do lekkich, bez
znaczenia była również jej sylwetka, bo była szczupła, jednak
bardzo wysoka. Podejrzewał nawet, że jest od niej niższy o kilka
centymetrów, chyba że była to wina szpilek, które nosiła na
nogach. Uświadomił sobie, że z nieodpartą nachalnością lustruje
nieprzytomną kobietę, a to jemu samemu zdało się czymś co
najmniej niemoralnym. Starając się zbytnio nie myśleć o tym
dziwnym wieczorze, przykrył nieznajomą kołdrą, a sam usiadł w
fotelu nakrywając się miękkim kocem wyjętym z szafy. Jego mózgu
najwyraźniej nie obchodziło, że chce odpocząć i zapomnieć o
wszystkim udając się do krainy snów, gdzie wszystko jest lepsze,
bo ten zmuszał go do nadmiernego przetwarzania zdobytych informacji.
Widząc
postać, leżącą na brudnej mokrej ziemi, nie ruszającą się,
postanowił interweniować. Zwrócił uwagę Marcusa na znalezisko i
natychmiast popędził do niego. Ukucnął przed, jak się słusznie
okazało, młodą nieprzytomną kobietą. Odwrócił ją na plecy,
odsłonił twarz zakrytą przez długie blond włosy zmieszane z
błotem. Nie przyglądając się jej, nie miał na to czasu,
przyłożył ucho do jej nosa, licząc w pamięci do dziesięciu.
-
Oddycha? – zapytał Marcus, który rozglądał się, czy
przypadkiem nie mają publiczności. Wyglądał na spanikowanego i
zdenerwowanego.
- Na
szczęście. Ale trzeba wezwać pogotowie. Niby nic jej nie jest
poza tym, że jest nieprzytomna, choć to stan zagrażający życiu.
Dopiero
teraz uświadomił sobie, że postąpił skrajnie nieodpowiedzialnie,
nie sprawdzając wcześniej czy otoczenie nie zagraża jego życiu,
bo przecież to było ważniejsze. Po upewnieniu się o możliwości
zbliżenia się do miejsca wypadku powinien podjąć jakieś
działania. Pomyliła mu się kolejność, ale wszystko było w
porządku, ten błąd nie kosztował go życie. Wyciągając komórkę
z kurtki i wybierając numer na pogotowie, niespodziewanie został
powstrzymany przez przyjaciela.
- Nie
rób tego.
- Stary,
zwariowałeś?! – warknął wściekły, zachodząc w głowę, czy
ten facet zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji? W ciemnej uliczce,
w której ledwo cokolwiek widać, przez jej dziwne ułożenie, leżał
nieprzytomny człowiek potrzebujący natychmiastowej pomocy.
-
Oddycha, więc nic jej nie będzie – skwitował, gotów odejść.
Keith nie wierzył w przyjaciela.
- Więc
zamierzasz ją tak po prostu zostawić? Serca nie masz?! A gdyby
zamiast niej, to była twoja żona i ktoś chciał jej pomóc... Też
powiedziałbyś „Oddycha, więc nic jej nie będzie”?! Jeśli
myślisz, że ją tak tu zostawię... – zacietrzewił się, twarz
przybrała złowrogiego wyrazu pełnego niezrozumienia dla
zachowania Marcusa.
Mężczyzna
podrapał się z zakłopotaniem po karku. W swojej obronie rzucił,
że nie chce pakować się w kłopoty. Jego żona ma wystarczająco
zmartwień. Owen kolejny raz doznał szoku. Naszła go ochota
przypierdolenia kumplowi, któremu najwyraźniej brakowało serca i
empatii. On stwierdził, że będąc w położeniu blondynki, nie
chciałby, aby ktoś go zignorował i zostawił na pastwę losu.
Chciałby pomocy od tej osoby. I toteż postanowił zrobić. Pomóc.
- Noż,
kurwa, Keith! Przypatrz się jej! Sukienka nienależąca do tanich,
kryształowe kolczyki i naszyjnik jak od brytyjskiej królowej. W
dodatku ten nieprzyjemny zapach – Marcus skrzywił się. – Nie
chcę pakować się w kłopoty, a ta kobieta do takowych prowadzi.
Nie mów, że podejrzewam najgorsze – zastrzegł, gdy towarzysz
otwierał usta, by coś powiedzieć. – Mieszkam jakiś czas w
Pittsburghu, więc co nieco o nocnym życiu. Nie sądzisz, że to
podejrzane? Atrakcyjna, dobrze sytuowana kobieta, która śmierdzi
duszącym dymem, leży nieprzytomna kilka metrów od restauracji dla
„tych ludzi”. Co ja ci przed chwilą mówiłem?! Red Walls –
szepnął. – Miejsce, do którego nie chcesz się zbliżać.
Zawieź ją do szpitala to zaraz wykryją w jej organizmie bardzo
interesujące substancje. A potem wezwą policję, która będzie
przesłuchiwać świadka, czyli ciebie. Zależy ci, by pomóc tej
dziwce? To zabierz ją do siebie i nie pokazuj światu.
-
Olejesz mnie? Nie pomożesz?
-
Podwiozę cię do hotelu, ale zajmuj się nią sam. W tej sytuacji
pójście do szpitala to strzał w kolano.
*
Od dwóch
dni czuł się jakby szybował pośród chmur, jakby jego ciało
owiewał delikatny wietrzyk, promienie słoneczne ogrzewały, a
słodki zapach nie ustępował, wypełniając umysł spokojem i
błogością. Jak gdyby w każdej chwili mógł przysiąść na
miękkim obłoku i delektować się jego jedwabistą strukturą.
Takie miał wrażenia, gdy już drugi raz z kolei przespał całą
noc. Nie potrafił uwierzyć, że latami ciągnące się problemy z
bezsennością zniknęły niespodziewanie. Odpuścił sobie parzenie
herbatki, ziółek i lekarstwa, bo to wszystko działało na samym
początku, im był starszy i dłużej zażywał tej „kuracji”,
tym mniejsze było widać efekty. Natomiast teraz zdawać się mogło,
że pozbył się największego utrapienia. Nie wiedział czy była to
zasługa fantastycznego łóżka, w którym pokochał spać po
pierwszej nocy, czy spokoju i relaksu jaki mu towarzyszył po
świetnym seksie, jakiego dawno mu brakowało. Seks z poprzednim
kochankiem był, ale nie tak dobry jak ten, który serwuje mu
Gwiazdeczka. Mógłby się przyzwyczaić do regularnego snu jaki
powinien mieć każdy normalny człowiek.
Wyjął z
szuflady nieużywaną jeszcze suszarkę, by nie czekać, aż włosy
same wyschną. Była zapakowana, na kartonie widać było osadzający
się kurz. Ciekawiło go, dlaczego Castella nie używał tego
sprzętu. Jest bardzo przydatny, poza tym model był nowoczesny i
dobrze by służył każdym włosom, nawet tym tlenionym jak
łyżwiarza. Wytarł się pobieżnie, ręcznikiem owinął biodra, a
po wytarciu mokrej od wody podłogi wrócił do sypialni. Zastał tam
bardzo podniecający obrazek. Mężczyzna bez skrępowania chodził
nago po pokoju, szukał ubrań, bo ostatecznie stanął przed szafą
i wyjął z niej bieliznę, skarpetki, jeansowe spodnie, brązową
koszulę w kratę z rękawami na 3/4 oraz beżowy sweter. Dopiero,
gdy blondyn założył na tyłek majtki, podszedł do niego,
wcześniej pozostając niezauważonym. Odchrząknął dając o sobie
znać. Mężczyzna odwróciwszy się zlustrował go wzrokiem. Ku
zaskoczeniu Charliego, na twarzy Rene pojawił się zadziorny
uśmiech, a oczy błysnęły zaciekawieniem i fascynacją.
- Ostatnim
razem, gdy paradowałem „niemal nago” to się wkurwiłeś, a
teraz kolejny raz próbujesz uwieść mnie wzrokiem?
- Ostatnim
razem nie chciałem, żebyś znał o mnie prawdę. A gdybym nagle
dostał wzwodu, jak dostałem wtedy, to szybko dodałbyś dwa do
dwóch – bez skrępowania, powoli pochylał się by nałożyć na
siebie kolejno warstwy ubrania, wypinając się w jego stronę.
- Wziąłbym
cię tu i teraz – jęknął przyciągając do siebie Gwiazdeczkę.
Przywarł biodrami do jego pośladków, w które pragnął się
ostro wbić. Raptem, przyszło mu do głowy coś, nad czym
zastanawiał się pierwszym razem, gdy uprawiali seks. – Nawet
jeśli w którymś momencie domyślałem się, że jesteś ukrytym
gejem i, że pewnie uprawiałeś seks choć raz, to i tak zaskoczyło
mnie twoje zachowanie w łóżku. W życiu bym nie pomyślał, że
będziesz tym, który rozstawia nogi – nie puszczał go tylko
przyciągał bliżej do siebie, by objąć Castellę ramionami.
- Myślałeś,
że jestem typem dominującym? – zaśmiał się pod nosem,
zapinając guziki koszuli, co było o tyle trudne, że miał
ograniczoną swobodę ruchów. – Lubię rządzić w łóżku i
wydawać rozkazy, ale na tym się kończy moja dominacja. Preferują
coś innego – puścił mu oczko – więc jeśli chciałeś, żebym
ci włożył, to się rozczarujesz.
- To nawet
lepiej – szepnął mu do ucha. – Mam pewność, że nigdy nie
będziesz próbował mnie namówić do zamiany.
- Zamiana w
twoim wypadku nie wchodzi w grę? – prychnął odsuwając go od
siebie. Dokończył ubrać się w ciszy, która nagle między nimi
zapadła. On wciąż stał jak słup soli nie odrywając wzroku od
kochanka. Castella, facet, którego nie potrafił znieść, jest
jego kochankiem. Nadal dziwnie było w to uwierzyć. – Twoja
rodzina nie martwi się, że nie było cię w domu od dwóch dniu? –
zapytał nagle odwracając się do niego.
- Nie muszą
wiedzieć gdzie się włóczę. Jestem dorosły, nie ma potrzeby,
bym się im tłumaczył. Rozumieją to i nigdy nie pytają. Mam
prawo do prywatności, pomimo że wciąż z nimi mieszkam. A co?
- Nic. Ale
wracaj dzisiaj do domu, bo zaczyna mnie denerwować oglądanie
ciebie w tych samych ubraniach dwa dni z rzędu. Pomijając w ogóle
to, że noszenie wyłącznie czarnych skórzanych ubrań to dno –
wyszedł z sypialni udając się na parter. Mieli zaraz wychodzić.
– I zacznij się w końcu ubierać! Na zaproszenie czekasz?
Ocknął
się po tych słowach i zaczął poszukiwania ubrań, które walały
się po całym pomieszczeniu. Pozbierawszy je, szybko się ubrał.
Pięć minut później znalazł się w przedpokoju, gdzie wciągał
na nogi skórzane glany, których nie miał w zwyczaju zawiązywać.
Pozwalał, by sznurówki zwisały z butów, były na tyle krótkie –
po tym jak je skrócił – że nie nadepnąłby na nie i przypadkiem
wywinął orła. Castella zamknął drzwi wejściowe i ruszyli w
kierunku podjazdu. Oczywiście, nie obeszło się bez sprzeczki, gdyż
nie potrafili zdecydować czy do miasta jechać samochodem Rene, czy
motocyklem Charliego. Każdy z nich uważał, że akurat jego pojazd
jest lepszy. Ten pierwszy ani myślał wsiadać na dwukołową
bestię, na której o wypadek nie trudno. Natomiast drugi jasno
powiedział, że przy nieumiejętnym kierowcy bardziej niebezpieczna
jest stalowa puszka, z której brak drogi ucieczki. Ostatecznie nie
żaden z nich nie przekonał rozmówcy do zmiany zdania. Łyżwiarz
stwierdził, że prędzej skona niż pozwoli zawlec się na to coś z
dwoma kołami, ponadto brak pasów zmuszałby go do obejmowania
Deakina. Ostatnim co w życiu zrobi, to pozwoli, by ktokolwiek
zobaczył, jak obejmuje mężczyznę. Charles jako pretekst podał
to, że od ponad tygodnia nie używał motocykla, bo zabrać go do
Salt Lake City raczej nie mógł. Maszyna stała w garażu tego domu,
stęsknił się za nią, więc musi się przywitać. A czy był na to
lepszy sposób niż jazda pierwsza od dawna?
-
Powiedziałeś, że chcesz mnie gdzieś zabrać, bo pomoże mi to w
kolejnych zawodach, ale co właściwie miałeś na myśli? Gdzie
jedziemy? – zapytał zanim wsiadł do białego Lamborghini
Cabrio.
-
Jedź za mną i nie popisuj się. Dowiesz się gdy dotrzemy na
miejsce – rzucił na odchodnym i odpalił ukochaną maszynę.
Silnika zaryczał, a on z pełną satysfakcją ruszył z piskiem
opon.
W
niecałą godzinę dotarli do centrum Akron. Deakin przeciągnął go
przez pół miasta, by w końcu zatrzymać się przed ośrodkiem
sportowym. Nie musiał pytać, by odgadnąć, że mieściło się tam
lodowisko. Choć zastanawiało go, dlaczego kochanek nie skorzystał
z jego własności znajdującej się za domem, tylko musieli
przejechać taki kawał drogi. Gdy o to zapytał w odpowiedzi dostał
milczącego, wyraźnie zadowolonego z siebie Charlesa. Po zajęciu
miejsc parkingowych udali się do środka. Rene bynajmniej nie
spodziewał się ujrzeć gromadki rozwrzeszczanych gówniarzy, którzy
wykonywali różne figury pod okiem opiekunki. Dowiedział się, że
młoda kobieta nazywa się Lizzy, tym imieniem zwrócił się, a
raczej krzyknął towarzysz. Ta odwróciła się, a ujrzawszy jego,
zdawała się nie wierzyć własnym oczom. Natychmiast zeszła z
lodowiska, uprzednio zwracając się do dzieciarni, by zrobili sobie
przerwę.
-
Rene Castella – szepnęła zbliżając się bardziej, niż by tego
chciał. Jej oczy błyszczały ze szczęścia, szeroki uśmiech nie
schodził z twarzy, a ręce plątały się jakby nie wiedziały w
jakiej pozycji się ułożyć.
-
Nie wariuj na jego widok – wskazał na Gwiazdeczkę, hamując
zapędy kumpeli.
-
Och, zamknij się. Mam okazję spotkać mojego ukochanego sportowca,
a ty nie pozwalasz mi się tym cieszyć – warknęła na niego.
Zwracając się do Rene rzuciła, robiąc posępną minę: –
Bardzo mi przykro z powodu ostatnich zawodów. Wygrałbyś je bez
problemu, jestem o tym przekonana. Byłeś najlepszy – ponownie
promienny uśmiech pojawił się na jej ustach. Nim zdążył
cokolwiek powiedzieć trener, bo w końcu wciąż nim jest, ubiegł
go. Wyprostował się, podparł w boki i z pewnością siebie
wyrzucił:
-
Castella jest wystarczająco zadufany w sobie i narcystyczny, nie
musisz dawać mu kolejnych powodów, by myślał, że jest
niezwyciężony. Nie jest – Lizzy wytrzeszczyła szeroko oczy w
niedowierzaniu, zaś Rene wzburzył się. Został skrytykowany przy
tej kobiecie, ktoś wytknął mu błędy, a to był dopiero
początek. – Przegrał, bo zamiast skupić się na jeździe myślał
o niebieskich migdałach. Był zbytnio przekonany o swojej wielkości
i o umiejętnościach, które, pomimo wielu treningów, wymagają
poprawy. Ponadto główny problem nie tkwi dokładnie w jeździe,
tylko w nim. Więc przestań go zachwalać, nie popisał się niczym
szczególnym.
W
tym momencie Rene nie wytrzymał. Zgryzł wargi, by przy obcych nie
robić scen. Pohamował swoją wściekłość, którą Deakin
sprowadził w pół minuty. Odwrócił się na pięcie z zamiarem
opuszczenia hali, jednak jego dłoń została gwałtownie ściśnięta.
Silniejszy brunet pociągnął go w tył, przed upadkiem uchroniło
go przytrzymujące ramię. Stwierdził, że dawno nie miał ochoty
przypieprzyć temu cholernemu motocykliście, więc dziś musiał być
ten dzień.
-
Co ty odpierdalasz? – syknął mu do ucha, teraz chcąc je
odgryźć.
Charles
postawił go do pionu, odwracając przodem do Lizzy, która stała
lekko oszołomiona. Uspokoił ją i wytłumaczył, że nie przyjechał
tu z nim bez powodu. Choć tego powodu jeszcze mu nie zdradził.
Wolał wiedzieć, po jaką cholerę, trener przywlókł go tutaj,
zamiast zostać w ciszy i spokoju w hali za domem. Dodał też, by
sobie nie przeszkadzali i kontynuowali zajęcia. Gdy kobieta odeszła
usiedli na ławkach. Deakin rozkraczył się jakby siedział w barze,
brakowało mu tylko fajki i piwa. Odsunął się na odpowiednią
odległość, aby nie siedzieć zbyt blisko. Nadal nie dostał
odpowiedzi, co tu robią. Na pytanie dostał kolejną wiele
mówiącą
odpowiedź.
-
Masz patrzeć na wyczyny tych dzieciaków, na to jak się zachowują,
ucząc się i kształcąc swoje umiejętności. Obserwuj i wyciągaj
wnioski.
-
Próbujesz mi powiedzieć, że mam brać z nich przykład? Z
niedoświadczonych dzieci, którym brak talentu, a wykonanie
najprostszej figury sprawia trudności? Nie żartuj – prychnął.
Był pewny, że facet sobie kpi, ale on był poważny, co
potwierdziły jego słowa.
-
Bingo – brunet puścił mu oczko. – I nie wyjdziemy stąd,
dopóki nie zrozumiesz swoich podstawowych błędów.
Po
trzech godzinach dotarło do niego, że upierdliwy i irytujący w tym
momencie kochanek rzeczywiście nie żartował. Siedział obok niego,
marzł od bezczynnego siedzenia i jedyne o czym marzył to, żeby
postawić nogi na lodzie i jeździć. Bo była to jedyna rzecz w jego
życiu nadająca mu sens. Musiał jeździć, żeby wygrywać i
zdobywać coraz to nowsze medale, puchary i większą sławę. Czuł,
że wtedy rodzina będzie z niego dumna.
Jak
zauważył do tej pory lekcje miały dzieciaki w wieku, około, od
czterech do ośmiu lat. Lecz te już wychodziły odbierane przez
rodziców. Na ich miejsce przyszły nieco starsze, przypuszczał, że
najstarsze dziecko mogło mieć trzynaście lat. Jak w przypadku
poprzedników opiekowała się nimi Lizzy. Największą różnicą
było to, że starszaki miały lepiej rozwinięte umiejętności i
sprawniej sobie radziły na lodowisku. Było ich siedmiu. Pięć
dziewczyn i dwóch chłopców. Instruowani przez kobietę wykonywali
swoje układy. Każde z nich przygotowało własny niepowtarzalny
występ, po kolei je pokazywali reszcie.
- Lubię
pracę z dziećmi, Lizzy także. Gdy dołączyłem do grona
instruktorów czerpałem satysfakcję, że mogę ich czegoś
nauczyć. Jak jest z tobą? – ku jego zdziwieniu Deakin rozpoczął
rozmowę. Właściwie to szeptali do siebie, bo każdy hałas mógł
rozpraszać uczniów, co sprawiło, że musieli usiąść bliżej.
Dotykali się ramionami.
- Nie lubię
dzieci – burknął. – Są rozwrzeszczane, nieusłuchane, robią
co chcą, nie słuchają jak się do nich mówi, są denerwujące z
natury. Dlatego nie czuję się tu dobrze. Moglibyśmy już wracać.
- Przez
chwilę sądziłem, że opisujesz siebie. Idealnie wpadasz w ten
opis – zaśmiał się, na co Rene poczerwieniał na twarzy. –
Podejrzewam, że nigdzie, gdzie przebywają ludzie, nie czujesz się
dobrze. Wymarzone dla ciebie miejsce to własny dom, w którym
możesz się zamknąć przed światem i unikać ludzi. Jesteś
skrajnym introwertykiem. Takie odnoszę wrażenie.
- Twoje
wrażenie jest błędne. Po prostu nie lubię ludzi – syknął
opatulając się własnymi ramionami. Ludzie to powód do
rozczarowań, to kłamcy, którzy tylko czekają, aż się
potkniesz, by potem cię wyśmiać, przebrnęło mu przez myśl.
- No dobra
– westchnął męczeńsko. – Ale wyciągnąłeś wnioski?
-
Jeśli o to chodzi – urwał na sekundę – nie rozumiem jak mam
wyciągnąć wnioski dotyczące mojej profesjonalnej jazdy, na
podstawie umiejętności dzieciaków, którym wiele brakuje do
perfekcji. Jaki mam niby wziąć z nich przykład? Żadne z nich nie
jest w stanie dorównać poziomem dorosłemu. To one powinny uczyć
się ode mnie – skwitował. Nie rozumiał, dlaczego trener zrobił
tę minę.
Zapadła
między nimi cisza. Muzyka potrzebna kolejnej osobie do pokazu
rozbrzmiała w całej hali. Melodia i słowa utworu „A Thousand
Years” przyprawiły go o szybsze bicie serca. Niska, szczupła
dziewczyna, mająca może jedenaście lat, udowodniła, że bez
względu na wiek, można być utalentowanym. Skupiła całą jego
uwagę na sobie, nie zdając sobie z tego sprawy. Jej ruchy były
płynne, delikatne ale i zdecydowane, gdy przyszło do trudniejszych
figur. Nie straszny był jej upadek, po którym szybko się
podniosła. Po nim uśmiechnęła się pod nosem, a później, kiedy
upadła drugi raz śmiała się sama z siebie. Jakby zdawała sobie
sprawę, że potrzebuje się podszkolić, ale robi to, co kocha, więc
czerpie z tego przyjemność. Jej czerwona buzia promieniała po
skończonym występie. Usłyszał jak mówiła, że nie był on
doskonały, popełniła wiele błędów, raz rozpoczęła wyskok od
złej nogi, przez co ledwo wylądowała. Jednak przez cały czas
uśmiech nie schodził jej z twarzy, a jej ciało było rozbudzone
adrenaliną. Przyznała, że jej serce bije jak oszalałe, bardzo się
denerwowała, ale dała z siebie wszystko. Z pasją, energią i
szczęściem wykonała – tak o nie myślał – smutną i smętną
piosenkę. Pomimo błędów, problemów podczas pokazu, zdenerwowania
i stresu potrafiła czerpać przyjemność z łyżwiarstwa, ponieważ
to kochała. To dziecko, nawet jeśli czegoś się od niego wymaga,
potrafi temu sprostać, nie przejmuje się niczym, wierzy w siebie i
bawi się.
Oparł
ręce łokcie na nogach i opadł ciężko tułowiem na nie. Był
wykończony od nadmiernego myślenia, ponadto od rana nie zjadł
nawet płatków z mlekiem, więc burczało mu w brzuchu. Do jakichś
wniosków doszedł, nie wiedział tylko, czy o takowe Deakinowi
chodziło. Niemniej jednak nie zamierzał zamarznąć.
-
Kumam co próbujesz mi powiedzieć – stał i zaczął dmuchać w
dłonie. Gdyby wiedział, gdzie i jak długo będą, to wziąłby
cieplejsze ubranie. Kochanek był cwany, bo pod siedzeniem w
motocyklu miał kurtkę.
-
Czyżby?
-
Tak, chodźmy już. Umieram z głodu.
-
Umierasz z głodu, powiadasz? Zatem zapraszam do mnie – głos
wyraźnie starszej kobiety zwrócił ich uwagę. Kilka metrów dalej
stała wysoka, szczupła, szatynka, której włosy spięte były w
kok. Ubrana była w czerwony płaszcz puchowy, który przy kapturze
miał czarne futro. Mimo wysokiego wzrostu nogi ozdabiały czarne
szpilki. Gdy podeszła bliżej Rene mógł dokładnie przyjrzeć się
jej ostrym rysom szczęki oraz policzków. Niebieskie oczy błysnęły
niebezpiecznie, kiedy spostrzegła, że się jej nachalnie
przygląda. – Panie Castella, musi się pan tak mi uważnie
przyglądać? Nie pamięta mnie pan? Ależ byłabym zapomniała –
jęknęła teatralnie, kładąc rękę na czole. – Gdyby pan,
panie Castella, był łaskaw częściej się pojawiać na moich
zajęciach, nie przegrałby pan z kretesem. Ileż to my się już
nie widzieliśmy? – podniosła głos, na co Rene skulił się.
Przypomniał sobie. Ten przeraźliwy głos, ciągłe rozkazywanie,
powtarzanie tych samych czynności, naciąganie mięśni i ostre
pazury tej baby rysujące ścianę raz po raz, gdy coś robił źle.
Kątem oka spostrzegł, że Deakina wyjątkowo rozbawiła cała
sytuacja.
-
Tata mi przypomniał, że od dawna unikasz lekcji baletu z Julią.
Pomyślałem, że odświeżę ci pamięć – na jego pytające
spojrzenie odparł: – Począwszy od dzisiaj, będziesz regularnie
uczęszczał na zajęcia baletu do Julii. Zabieramy się na poważnie
za naprawianie twoich błędów, dokręcimy cię i nieco
utemperujemy. Takie zadanie ma przede wszystkim Julia – trener
zdrajca zaśmiał się na widok jego miny.
-
Będziesz chodził jak szwajcarski zegarek – kobieta przeszyła go
wzrokiem. – Niech pan, panie Deakin, się nie śmieje. Jeśli
zajdzie taka potrzeba, i pana utemperuję. Ponadto, nie Julia, a
„pani Julia”. Czy to jasne?! - obaj bezsprzecznie przytaknęli
skinieniem głów. Na widok tej kobiety zawsze dostawał gęsiej
skórki. Jako osiemnastolatek pierwszy raz poznał Julię Augustinę
za sprawą Arkady'ego. Szkoliła go w kwestii baletu, jednak
nienawidził tych lekcji i unikał ich jak ognia, włącznie z
nauczycielką. Miał właśnie koszmarny powrót do przeszłości. –
Jak mówiła, zapraszam do mnie, zjecie coś, a potem zabierzemy się
do ciężkiej pracy – fuknęła na nich. Najwyraźniej Charles
również czuł do nie respekt.
*
Ciesząc
się, że w końcu mógł skończyć rozmowę z Anderą wysiadł z
taksówki. Zanim skierował kroki do hotelowego holu zapłacił
młodemu mężczyźnie odliczoną sumę. Powitał go odźwierny.
Natychmiast skręcił w stronę windy, jego apartament znajdował się
na dwudziestym piętrze, a nie zamierzał później wypluwać sobie
płuc, po morderczym spacerze schodami. Czekając aż winda
przyjedzie na parter, a obecnie znajdowała się na podziemnym
parkingu, odtworzył w pamięci wizytę u ginekologa, do którego tak
bardzo chciała dostać się narzeczona. W poczekalni spędził pięć
godzin modląc się, by facet w końcu go przyjął. Nie wiedział
jak dokładnie to wyszło, ale kobiety z recepcji kazały się udać
na rozmowę do niego, chociaż wiedział, że normalnie rejestracja
do lekarza tak nie wygląda. Ale poruszył ze starszym facetem z
gęstą brodą – to była jedyna rzecz jaką w nim zapamiętał –
wszystkie tematy, o których chciała wiedzieć Andrea, potrzebne
informacje i tym podobne. Dużo tego było, ale zapisał wszystko na
kartce, więc nie musiał się przejmować, czy na pewno niczego nie
pominął. Termin spotkania kobieta ma za dwa trzy miesiące. To dość
długo, ale skoro się uparła, będzie zmuszona poczekać. Jeśli
chodzi o niego, wolałby mieć to z głowy i odwiedzić lekarza w ich
mieście. Tak też się specjaliści. Poza tym chciałby się
upewnić, że z maluchem w porządku. A trwać w niepewności przez
kilka miesięcy bez sprawdzenia i przebadania się uważał za
głupotę. Głupotę przyszłej żony. Najważniejsze jednak było
to, że załatwił sprawunki i mógł wrócić do hotelu. W drodze
powrotnej kazał taksówkarzowi zatrzymać się przed sklepem z
dziecięcymi ubraniami. Postanowił, że kupi maluchowi pierwsze
ubranko i za radą sprzedawczyni wybrał odpowiednie, licząc, że po
urodzeniu będzie pasowało. Może małymi kroczkami zacznie się
przyzwyczajać, a może już się to działo.
Zmierzał
właśnie do pokoju zastanawiając się, czy nieznajoma już się
obudziła. Żywił głęboką nadzieję, że nie przestraszyła się
i zachowała spokój. A co ważniejsze, nie uciekła w popłochu, bo
zamierzał z nią porozmawiać. Pragnął wyjaśnić kilka kwestii,
tę dotyczącą „Red Walls” również, ponieważ chciał
wiedzieć, czy słowa Marcusa miały odzwierciedlenie w
rzeczywistości. Przekroczywszy próg sypialni, w której zostawił
śpiącą, stwierdził, że jest pusta. Miał ochotę walić głową
w ścianę. Czemu był tak naiwny i pozwolił blondynce się wymknąć?
Niespodziewanie przypomniały mu się słowa wypowiedziane przez
siostrę w odniesieniu do Castelli: „Każdy
ma prawo być głupi, ale niektórzy nadużywają tego przywileju”.
Zdanie w tym momencie idealnie pasowało także do niego. Przeczesał
wszystkie pomieszczenia w apartamencie, lecz nie przyniosło to
żadnych rezultatów. Jedynym miejscem, w które nie zaglądał to
łazienka. Z duszą na ramieniu otworzył drzwi, a słysząc dźwięk
wody w kabinie prysznicowej przygnębienie ustąpiło miejsca
radości. Wiedział, że nie powinien, bo narusza właśnie czyjąś
prywatność, lecz wszedł do łazienki. Biorąc pod uwagę
wydarzenia ostatniej nocy i fakt, że wczoraj blondynka ledwo
trzymała się na nogach, wolał się upewnić, że nie przewróciła
się i nic jej nie jest.
-
Halo? – rzucił ostrożnie chcąc ją jakoś uprzedzić o swojej
obecności. – W porządku? Jak się czujesz?
Gdy
nie dostał żadnej odpowiedzi zaniepokoiło go to. Naszły go złe
przeczucia, a w głowie kiełkował najczarniejszy scenariusz. Ktoś
mógłby mu zarzucić brak kultury i poszanowania prywatności, ale
miał to teraz gdzieś. Nie zamierzał się tłumaczyć policji,
kiedy okaże się, że kobieta zemdlała, uderzyła się i...
Wstrząsnęło nim. Raptownie poczuł jak po kręgosłupie
przebiegają lodowate dreszcze. Nogi chyba wrosły mu w podłogę, a
oczy zdawały się nie wierzyć w to, co widzą. Zamiast kobiety,
którą na rękach przyniósł do hotelu zastał mężczyznę do
złudzenia przypominającego nieznajomą. Mógłby przysiąc, że
twarz, teraz pozbawiona makijażu, postura ciała, wzrost oraz
siniaki były identyczne do tych, które widział wczoraj. To było
absurdalne i pragnął, by nie działo się naprawdę. Los jednak
sobie z niego zadrwił. Kolejnym dowodem na autentyczność sytuacji
i próbę udowodnienia, że kobieta magicznie zamieniła się w
mężczyznę była wisząca na wieszaku czerwona brudna sukienka.
Słabo
zrobiło się mu, kiedy długowłosy blondyn zdał sobie sprawę z
jego obecności i odwrócił się en face. Ich oczy spotkały się na
dwie sekundy, a potem Keith bez udziału świadomości przeniósł
spojrzenie na jego krocze. Dostał dosadny dowód na potwierdzenie
płci, jakiej była ta
osoba.
No strasznie fajny rozdział, Gwiazdeczka może przestanie zadzierać nosa a niespodzianka pod prysznicem jest bardzo fajna, tylko interesuje mnie jaka ta sukienka była długa, żeby nic nie było widać:-) Zwłaszcza, że przypominała sztrzęp:-)
OdpowiedzUsuńMój błąd, nie sprecyzowałam sprawy z sukienką. Ona była długa, do kostek i niezbyt obcisła, więc niczego nie ujawniała. A chodziło mi nie tyle o to, że była podarta i został z niej kawałek szmatki, tylko była tak zniszczona, że przypominała szmatę do podłóg. Brudna, rozciągnięta, poplamiona. Coś jakby ta sukienka znalazła się w kałuży, błocie i jeszcze samochód po niej jeździł. O to mi chodziło ze "szmatką", a nie, że była w kawałkach. Wtedy rzeczywiście byłby problem ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję napisania kolejnego rozdziału. Cierpliwie czekam na całość. A pisanie wiadomo, że idzie różnie, do tego brak czasu też na to wpływa. Powoli wszystko napiszesz. :)
OdpowiedzUsuńJa też już wróciłam do pisania i idzie mi różnie. Ważne, aby się nie poddawać. :)
Pozdrawiam cieplutko. :)
O JA! Na początku winszuje, że udało ci się napisać kolejny rozdział. O dziwo ten na razie jest moim ulubionym. Już miałam wszem i wobec wyrazić swoje niezadowolenie, że Keith polubi się z KOBIETĄ, a tu proszę ;D
OdpowiedzUsuńŚle dużo weny, bo jestem pewna, że się przyda!
Pozdrawiam z całego serducha,
Natalia <3
Już na początku, gdy Kaith zaczął tak szczegółowo opisywać blondynkę, a szczególnie wzrost to pomyślałam sobie, że może jest to facet i co? Tak, moje przypuszczenia się sprawdziły, ale dlaczego przbiera się za kobietę? Na kim chce się zemścić swoim zachowaniem? Jak teraz zachowa się Kaith? Tyle pytań, ale mam nadzieję, że niedługo moja ciekawość zostanie zaspokojona :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Gwiazdeczka i trener docierają się :) W końcu kochanek może ułagodzi Gwiazdeczkę i ten dzięki niemu pozna swoje słabe strony.
Pani Julia jest przerażającą, nie chciałabym mieć z nią lekcji.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
kiedy coś nowego się pojawi?
OdpowiedzUsuńKiedy powrócisz do nas z następnym rozdziałem??
OdpowiedzUsuńWłaściwie to bardzo chciałam tydzień temu, ale pomyślałam sobie, że wolę mieć jeszcze parę dni na napisanie porządnie tego co sobie zaplanowałam, niż potraktowanie rozdziału po łebkach, tylko żeby go wstawić. Także napisałam, co chciałam, toteż można się spodziewać 17roz. jutro nad ranem (tak dla odmiany, żeby nie znów w nocy)
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ta niespodzianka Keith'a czekająca w łazience, mógłby to być Ian, ciekawe czy Rene się czegoś nauczył...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia