Powered By Blogger

poniedziałek, 20 marca 2017

Lodowa powłoka - Rozdział 9


Miałam nadzieję wstawić rozdział wcześniej, ale Internet mi szwankował. Wybaczcie, że dziś tak krótko.

Dziękuję za komentarze :)





Po spokojnym i cichym dniu nie było śladu. Delikatny szum drzew w ciągu kilku minut przerodził się w porywisty wiatr wyginający drzewa na wszystkie strony. Uginały się one ulegle przed siłą żywiołu. Promienie słoneczne prześwitujące przez korony drzew kilka chwil wcześniej, teraz przykryte zostały ciężkimi, ciemnymi kłębami chmur. Z nieba zaczął padać deszcz, a po nim pojawiły się błyskawice przecinające nieboskłon. Ulewa nasilała się zalewając polną drogę oraz stojące na podjeździe motocykl i srebrnego Jeepa Commander. Nieprzyjemna pogoda utrzymywała się od godziny, ale już widać było jej skutki. Niedaleko wichura złamała kilka potężnych gałęzi, sprawiała, że zwierzęta zamieszkujące las pochowały się. Przemiennie grzmiało i błyskało się. Mimo tego powietrze zrobiło się lekkie i rześkie, a zapach ziemi unosił się wokół.
W hali Rene próbował skupić swoją uwagę na poprawnej jeździe, choć nie było to proste. Z całych sił starał się nie patrzeć w stronę stojących przy barierce dwóch osób, które przyprawiały go o mini zawał serca. Niby tylko obok siebie stali, ale to wciąż go niepokoiło. Nie kontrolował wzroku, który co rusz padał na Melindzie i Deakinie. Zamiast skoncentrować się na prawidłowym wykonywaniu figur, on nie mógł przestać myśleć o czymś kompletnie niezwiązanym z łyżwiarstwem. Przypłacił to natychmiastowym upadkiem, partoląc tym samym kombinację dwóch potrójnych toeloopów, co na zawodach skończyłoby się utratą dużej ilości przydatnych punktów. Podniósł się szybko z lodu kontynuując choreografię stworzoną przed obu Deakinów. Melodia, którą wybrał dla niego tymczasowy trener narzucała błyskawiczne tempo i zgranie się z prowadzącym rytmem. Jemu jednak żadna z tych rzeczy nie szła najlepiej. Za pierwszym razem nie potrafił dostosować swoich ruchów do dziwnej choreografii, która w ogóle mu się nie podobała, ale była dobra, więc się nie odzywał na jej temat. Za drugim, to była jego wina, bo nie mógł oderwać wzroku od towarzyszących mu osób.
Złościł się sam na siebie, gdyż w obecnej chwili wyglądał na lodowisku jak żółtodziób, nowicjusz, który nie potrafi nawet prosto ustać na nogach. Był to pierwszy trening, którym się kompletnie załamał. Nigdy wcześniej nie wyszedł tak nieprofesjonalnie. Gdyby teraz widział go Arkady, to poleciały by gromy. Chociaż z miny bruneta również nie wyczytywał nic dobrego. Zbłaźnił się, zrobił z siebie pośmiewisko przed facetem, którego nie znosi i przyjaciółką, która przecież wiedziała na co go naprawdę stać. Pragnął zapaść się pod ziemię.
Niespodziewanie muzyka, która do tej pory płynęła z głośnika ucichła. Nie było śladu po „Burzy” Vivaldiego***, która jak to określił Deakin, idealnie pasowała do jego wybuchowego charakteru. Nie był to dobry znak, gdyż utwór powinien jeszcze dźwięczeć w jego uszach, a on powinien kończyć swój taniec na lodzie. Nagły koniec muzyki nie zapowiadał dobrych wieści. Gdy obejrzał się za siebie dostrzegł bruneta. Na jego twarzy malowała się groźna i niezadowolona mina. Ręce miał skrzyżowane na piersi. Obok niego stała Melinda kręcąc z politowaniem głową. Wiedział. Spieprzył sprawę.

    - Spieprzyłeś to – Deakin warknął mu prosto w twarz, gdy podjechał do bramki. – Czy moja choreografia cię przerosła?! Myślałem, że Wielki Pan Castella dowiedzie, że rzeczywiście jest wielki i zamknie mi gębę, gdy będę chciał go skrytykować – ani trochę nie podobał mu się ten ostry ton głosu, którym urzekł go trener. Miał świadomość, że zawalił, ale czy musiał go jeszcze dobijać?
    - Charlie ma rację, Rene – głos Melindy nie wyrażał nic, ani zawodu, ani zadowolenia. – Za tydzień są Igrzyska w Utah, a ty nie pokazałeś swojego potencjału. Byłeś do bani – powiedziała bez ogródek. – Wcześniej też tak było? – pytanie skierowała do Deakina, który kategorycznie zaprzeczył. On natomiast będąc przytłoczonym swoją porażką na treningu ukucnął przy bramce i przyłożył czoło do ścianki mając ochotę w nią przywalić.
    - Bynajmniej. Sęk w tym, że każde wcześniejsze ćwiczenia wychodziły mu bardzo dobrze. Jednakże dzisiaj... – słyszał to denerwujące westchnięcie przepełnione zawodem i żalem.
    - Chłopcy spokojnie – klasnęła w ręce Melinda. – Obaj macie jeszcze czas na zregenerowanie się. Na dzisiaj wystarczy tych tortur dla nas wszystkich.

Rene próbował puścić mimo uszu insynuację, że oglądanie go dziś na lodzie było torturą, ale wszelką krytyką bardzo się przejmował, choć tego po sobie nie dawał poznać. Po tym dniu stracił motywację do czegokolwiek. Przemknęło mu przez myśl, że zaraz wróci do domu i rzuci się na łóżko, któremu będzie mógł ponarzekać. Jednak przyjaciółka zmiażdżyła jego plany na spokojne spędzenie wieczoru samotnie w domu. Chciała załagodzić napiętą sytuację, dostrzegając, że oni obaj bardzo się przejmują tym, co miało nastąpić za tydzień. Zaznaczyła, że właściwie przyjechała do niego na moment, by wręczyć kostium, w którym wystąpi na Igrzyskach, ale momentalnie zmieniła postanowienia i zostaje. Wytłumaczyła, że ciężka praca jest ważna, lecz nie można zapomnieć o relaksie i odpoczynku. Mimo że mieli trzy dni do wyjazdu do Utah, muszą poświęcić ten czas na coś innego niż mordercze wysiłki. Każdemu to wyjdzie na dobre.

    - Skoro skończyliśmy pracę to ja wracam do domu – odezwał się Charlie, który jak zwykle wolał ulotnić się zanim zostanie wyrzucony przez Gwiazdeczkę. Mogli współpracować, ale nie przebywać w swoim towarzystwie dłużej niż to było konieczne. Nie musiał kłopotać się przebieraniem, gdyż ani razu dziś nie wchodził na lód.
    - Zwariowałeś? Chcesz mi powiedzieć, że nie słyszałeś tej burzy na zewnątrz? – zdziwiła się Melinda. – Założę się, że droga przez las została zalana, w dodatku ty jesteś motorem. Zanim dotrzesz do domu będziesz zmokłą kurą. Mam genialny pomysł!
    - To motocykl, nie motor – zaznaczył różnicę, nie lubiąc, gdy ludzie mylili te dwie rzeczy.

Rene przebierając się w szatni czuł się coraz bardziej zdołowany. Wyszedł na niekompetentnego i nieprofesjonalnego idiotę. Chciał pokazać Deakinowi, że nie popełnił błędu rezygnując z par tanecznych i doskonale wie co robi. Zamierzał również udowodnić, że jest w stanie dorównać umiejętnościami, a nawet przewyższyć jego ulubionych łyżwiarzy. Kiedy dowiedział się, że Charles słyszał o nim jedynie od Arkady'ego i nigdy wcześniej nie widział podczas turniejów, zdenerwował się do tego stopnia, że przysiągł sobie zajęcie miejsca najwspanialszego, podziwianego przez mężczyznę solisty. Wtedy zrozumie, że jedyną osobą, o której może myśleć jest on!
Próbował panować nad swoim zachowaniem, ale przynosiło to odwrotny efekt, gdyż bardziej się nakręcał. Nie pomagało nawet wlepianie wzroku w cudowny strój, który znalazła dla niego była partnerka. Nagle słysząc zza ściany podniesiony głos kobiety zorientował się, że rozmawia ona z Deakinem. Znów panikował! Jak mógł o nich zapomnieć?! Zostawienie tej dwójki samej było niebezpieczne.
Przy ich pierwszym spotkaniu, które miało miejsca około dwudziestu minut temu, widać było, że szybko się polubili. McCartney mimo wiedzy o orientacji seksualnej tego faceta, zachowywała się całkowicie normalnie. Brunet również był spokojny i nie rzucał głupimi docinkami, którymi kiedyś zwracał się do niego. Fakt, że tak błyskawicznie nawiązali nić przyjaźni nie wróżyło nic dobrego. Dla niego był to duży problem.

    - O czym mówicie? – wypadł z pomieszczenia jak burza, by dopatrzyć się uśmiechającej się szeroko Melindy.
    - Ze względu na koszmarną pogodę, zaproponowałam Charliemu żeby został tutaj dopóki burza nie minie. Posiedzimy we trójkę w domciu i zjemy ciasto – odparła tak spokojnie, jakby nie chodziło tu o jego dom, o jego azyl, który miałby zostać naruszony przez człowieka, którego nie toleruje w swoim otoczeniu. – W pracy upiekłam przepyszne brownie, szybko skoczę po nie do samochodu.
    - Chwilka... Mel... – nim do niego dotarło, co tu właściwie zaszło, biegli przez podwórko w deszczu.

Gdy już skryli się w ciepłym i suchym przedpokoju cała trójka zaczęła zdejmować ociekające wodą buty. Niby mieli tylko kilka metrów do drzwi, jednak to wystarczyło, żeby ich porządnie zmoczyło.
Spostrzegł jak przyjaciółka chwyta za ramię bruneta i prowadzi go do salonu. Momentalnie w nim zawrzało. Jakim cudem jeszcze nie wybuchnął? Obcy facet, którego nie znosi przebywa w jego mieszkaniu, bez jego zgody, bo nie on go zaprosił, tylko osoba, która nie dopuszczała do siebie odmowy. Niczym się nie krępując kierował się tam gdzie prowadziła go nowa kumpela. On zaś trzymał blachę z ciastem czekoladowym. Gdyby nie trzymał ręki na pulsie, rzuciłby wypiekiem w Deakina nawet się nie wahając. Musiał jednak przejść do kuchni, by pokroić brownie i podać nieproszonym gościom.
Kiedy już to zrobił poszedł w ich ślady, niosąc w jednej ręce niedużą tackę ze smakołykami, a w drugiej trzy talerzyki i widelce. Znalazłszy się w salonie dostrzegł kobietę i mężczyznę swobodnie rozmawiających. Wyglądali na rozbawionych czymś. Jemu nie było ani trochę do śmiechu.

    - Rene – warknęła McCartney – a gdzie kawa? Zapraszasz gości do domu, a nawet kawą nie poczęstujesz?!
    - Tak się składa, że żadnego z was tu nie zapraszałem! – zadarł głowę wysoko i położył ręce na biodrach, patrząc się na oboje wilkiem. Zorientował się, że Deakin był gotowy wstać i wyjść nie pozwalając się obrażać, jednak został zatrzymany.
    - Charlie – rzuciła rozbawiona – każdą złośliwą uwagę tego faceta ignoruj. To ja cię zaprosiłam, więc rozkoszuj się chwilą i spróbuj ciacha. Zabrałam je z pracy, bo została reszta i nikt już nie chciał go kupić. Prawdziwe pyszności – mlasnęła i zabrała się za nakładanie deseru na talerzyk. Niedługo potem smakowała pierwszy kęs nabijając go na widelec.
    - Mel, zapominasz, że to mój dom.
    - Och – odwróciła głowę w jego stronę przerywając skakanie po kanałach telewizyjnych, dorwała się do pilota i zamierzała znaleźć jakiś ciekawy program, na którym był zasięg. Przez burzę sieć prawdopodobnie została uszkodzona. Dobrze, że prąd jeszcze jest. – Wciąż tu jesteś? Czyż nie mówiłam czegoś o kawie? A ty, Charlie co wypijesz? Nie krępuj się, czuj się jak u siebie.
    - Jeśli to nie problem... – spojrzenie blondyna mówiło, że to bardzo duży problem – czarną sypaną.
    - Mi też! – podniosła rękę w górę, jak to robiły dzieci w szkole chcąc powiedzieć coś na forum.

Gdyby zależało to od niego, to tego faceta już by tu nie było. Ba, nie wpuściłby go nawet do mieszkania. W ogóle nie przeszkadzała mu wizja, że mężczyzna zachorowałby po jeździe motocyklem ponad półgodziny w trakcie ulewy, która nie ustępowała. Jedynymi osobami, którym pozwalał przesiadywać w swoim małym azylu był Arkady oraz Melinda. Jednak różnica między nimi była taka, że kobieta nie znała granicy, do której mogła się posunąć. Robiła co jej odpowiadało, a teraz z jakiegoś niewiadomego mu powodu, odpowiadało jej przebywanie i prowadzenie dyskusji z tym oto osobnikiem.
Nie wierząc, że daje sobą pomiatać podreptał do kuchni, by przyrządzić czarne napoje. On wolał wypić sok jabłkowy z miętą. Nie było mu na rękę, ani pogoda, ani obcy pod jego dachem, a już na pewno nie McCartney i Deakin sam na sam w pokoju. Czym prędzej musiał do nich wracać. Z dwojga złego, wolał być z nimi, niż zostawić ich we dwójkę.

Charles rozglądał się po ładnie urządzonym wnętrzu. Białe ściany i ciemne meble według niego wyglądały bardzo estetycznie. Brak innych kolorów w pozornie zimnym i surowym pomieszczeniu wynagradzały limonkowe elementy wystroju. Taki wygląd nie do końca mu odpowiadał, ponieważ nie był w jego stylu, lecz nie był też szczególnie zły. Odrobinę mało tu ozdób, gdyby zajrzała do tego domu jego mama, natychmiast powstawiałaby wszędzie doniczki z kwiatami, kolorowe wazony, zdjęcia rodzinne, jakieś figurki, by ocieplić wnętrze. Przeszło mu przez myśl, że właściciel tego miejsca jest minimalistą i każde inne pomieszczenie urządzone było w tych kanonach.

    - Doczekaliśmy się – rozłożyła ręce na boki posyłając dostrzegającemu aromatyczne napoje Rene błyszczący uśmiech.
    - Dziękuję – odezwał się Charlie jak nakazywało mu dobre wychowanie rodziców.

Dostawił sobie biały fotel, którego zwykle nie używał, bo goście rozłożyli się na całej sofie. Przez dłuższy czas między ich trójką pozostawała głucha cisza, przerywana warknięciami kobiety, która nie mogła znaleźć żadnego sprawnie działającego kanału.

    - Przestań męczyć telewizor, widzisz, że wszystko śnieży. Dopóki nie naprawią anteny nici z oglądania czegokolwiek.
    - Właściwie to zaleta. Możemy pogadać i bliżej się poznać – rzuciła do nowego znajomego, który odwzajemnił lekki uśmiech. – Jak wam smakuje ciacho?
    - Jadłem lepsze – mruknął od niechcenia Rene, choć zabierał się już za trzeci kawałek, czego Melinda nie zapomniała mu wypomnieć.
    - Jest pyszne. Moja mama dodaje do brownie zwykle maliny.
    - Z owocami jeszcze tego nie jadałam. Muszę spróbować.

Kiedy rozpoczęli dyskusję o gotowaniu, wypiekach, Castella zdał sobie sprawę, że nie jest to temat, na który może się wypowiadać. Nie jako osoba, która nie potrafi przygotować nic poza płatkami z mlekiem i kawą czy herbatą. By się nie skompromitować siedział cicho.

    - Twój mąż nie ma nic przeciwko, że przesiadujesz u swojego byłego faceta?

Usłyszawszy pytanie, Rene momentalnie zainteresował się konwersacją. Spojrzał na twarz przyjaciółki, by wyczytać z niej, co zamierza mu odpowiedzieć. Skłamie czy powie prawdę? Z jakiegoś powodu był tego bardzo ciekaw.

    - To chyba było niestosowne pytanie – speszył się brunet, gdy dotarło do niego, że wypytuje o prywatne sprawy innych ludzi.
    - Mój kochany Elay wie dokładnie co łączyło mnie i Rene, nie ma nic przeciwko. Moi dwaj chłopcy dobrze się dogadują. Chociaż ten tutaj – wskazała na Castellę – czasem bywa zazdrosny. Ostatnio mi zarzucił, że dałam mu kosza dwa razy – roześmiała się na cały głos.
    - Przeszłość to przeszłość. Nie ma o czym rozprawiać – odchrząknął zirytowany. Nie lubił kiedy rozmawiano na jego temat wyciągając na wierzch nieprzyjemne lub żenujące chwile z jego życia.
    - Prawdą jest, że byliśmy partnerami, lecz...

Jego dzwoniąca komórka, która odezwała się tak niespodziewanie, ucięła jej wypowiedź. Nie czekając, aż McCartney zacznie dalej mówić, wstał gwałtownie czym zaskoczył pozostałe osoby. Sięgnął po telefon do tylnej kieszeni skórzanych spodni. Tak bardzo się z tym spieszył, że urządzenie omal nie wypadło mu z rąk. Kątem oka zarejestrował, że łyżwiarz i była łyżwiarka spoglądają po sobie ze zdziwieniem, a potem znów zwracają się ku niemu. Nie wątpił, że wyglądał komicznie, jednak to była sprawa życia i śmierci. Nerwowo odebrał nie zerkając na wyświetlacz. Pragnął, by osobą, która odezwie się po drugiej stronie był Ivan. Nie miał z nim kontaktu od paru dni, ponieważ obiecał sobie, że koniec z martwieniem się o idiotę, który najwyraźniej zamierza ze sobą skończyć. Od tamtego czasu w ogóle się do siebie nie odzywali, a on bał się, jaki powód czaił się za ciszą, ze strony najlepszego przyjaciela. Ile mógł powtarzać, że Ivan musi o sobie bardziej dbać? Do niego nic nie docierało!

    - Halo? – zapewne oboje usłyszeli jego łamiący się głos. Czuł się jakby czekał na słowa „Twój przyjaciel nie żyje”.
    - Charles, gdzie jesteś? Wszystko w porządku?
    - Tak, tato – nigdy wcześniej nie był tak załamany rozmawiając przez komórkę z ojcem. Nie tego się spodziewał. Ani trochę go to nie uspokajało. – Jestem w domu Gwia... Rene. W najbliższej przyszłości nigdzie się nie wybieram. Jest tu także Melinda.
    - Bezpieczniej będzie przeczekać burzę. Lepiej się stamtąd nie ruszaj. Dzwonię żeby się upewnić. Mama się bardzo martwiła. Pozdrów Mel.
    - Możesz ją zapewnić, że żyję. Powiem jej.

Po rozłączeniu się z ojcem na jego sercu znów osiadł ciężki kamień. Czuł jakby nosił problemy całego świata na barkach. Miał dość przeżywanego codzienne stresu związanego z Bardem, jeżdżenia po lekarzach w poszukiwaniu kolejnych płonnych nadziei, że wyleczy się z chronicznej bezsenności. Pragnął by jego cierpienie, wykończenie psychiczne i fizyczne się skończyło. Czasem zadawał sobie pytanie, jak on wciąż funkcjonuje? Co go napędza, daje te nikłe siły, by podnieść się z łóżka, wsiąść na motocykl i pojechać do pracy? Bezsilność nie dawała mu żyć. Zmęczenie zamieniało w chodzącego zombie. Jaki ma powód, by codziennie wyzwalać w sobie nowe siły i chęci do działania? Skąd w nim ta iskierka nadziei, że przyjdzie dzień, gdy będzie mógł spokojnie zasnąć i obudzić się kilka godzin potem, wypoczęty jak nigdy wcześniej?

    - Charlie? Co się stało? – czując delikatną dłoń na ramieniu podniósł głowę. Ujrzawszy blisko siebie jasnowłosą kobietę, odnosił wrażenie, że jest ona niewiarygodna. Prawie go nie zna, a jego zachowanie ją niepokoi. W dodatku nie odtrąca go jak trędowatego, co robi Gwiazdeczka.
    - Twój mąż i Castella mają szczęście, że kobieta jak ty się nimi opiekuje – odparł zaskakując tymi słowami sam siebie. Lecz kontynuował to co myśli mu podpowiadały, a mówił prosto z serca, jakby musiał się komuś wygadać. Jakby jedyne pocieszenie mógł znaleźć wśród ludzi, których nie zna dobrze, a którzy ocenią sytuację obiektywnie. – Mel, przypominasz mi kogoś kogo znam. Ma na imię Bella i jest niesamowitą osobą. Ona również wyjątkowo troszczy się o swoich przyjaciół, bo dla nich skoczyłaby w ogień. Mógłbym powiedzieć, że jest aniołem jak ty, lecz nieco zagubionym i bezbronnym. Okrutny świat niszczy takie anioły. Czasem są one złe i źle postępują, ponieważ zostały skrzywdzone.

Nie zdawał sobie sprawy, że po jego twarzy spływają łzy, zupełnie jak jakiś czas temu. Serce ściskało się okrutnie wyciskając z niego emocje, których nie chciał okazywać przy facecie patrzącym się na niego z góry. Miał świadomość, że jest przez niego uważnie obserwowany, lecz nawet to, że Gwiazdeczka zaraz wybuchnie śmiechem widząc jak dorosły facet płacze, nie powstrzymywało cisnących się do oczu łez. Odnosił wrażenie, że przed zupełnie obcymi ludźmi obnosi się ze swoją delikatną stroną, której nie znał nikt poza jego rodzicami. Nie mógł oddychać. Dusił się. W tym momencie pragnął uciec, zniknąć, ukryć się przed ludźmi.


6 komentarzy:

  1. No to teraz mam nadzieję na szybką kontynuację. Bo tak fajnie się zakręciło:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie ciekawi, jak zareaguje Rene na bezbronność Charliego w tym momencie, czy to wykorzysta?
    Cudownie było czytać, jak była partnerka Rene nim dyryguje, bezcenne :D
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając drugi raz ten rozdział zwróciłam uwagę na postać Balli, czy jest ona tą samą Bellą co we wcześniejszym rozdziale?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyne co mogę powiedzieć o Belli to to, że jeszcze się pojawi. Ale kto, co i jak, już nie zdradzę :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Hej,
    wspaniałe, Mel z Charlie to bardzo szybko się dogadali... jestem bardzo ciekawa jak Rene zareaguje na tą delikatną stronę  Charlie'go, o tak Mel od razu żądzi w jego domu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    no naprawdę fantastycznie, ha Mel z Charli'em to szybko się dogadali... ciekawe jak Rene zareaguje na tą drugą delikatniwją stronę Charlie'go, Mel czuje się jak w swoim domu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń