Powered By Blogger

niedziela, 21 sierpnia 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 11


Od dwóch tygodni wciąż piszę bez przerwy to opowiadanie. Mam dość. Przerzuciłabym się na coś innego, ale zamierzam jak najszybciej je skończyć, więc nie mogę. Co i jak w sprawie pdf'u dopisze popołudniu bo teraz mi się zwyczajnie nie chce. Poszłabym spać, ale tego też nie mogę zrobić. Dziękuję za wszystkie komentarze one sprawiają, że wciąż mam siły pisać :D


EDIT: Podjęłam decyzję, że gdy skończę Nieznane uczucie to wstawię pdf do pobrania (za darmo) gdyby komuś lepiej czytałoby się w takiej formie. Jednak będzie to pierwszy i ostatni tekst, z którym tak zrobię. Rozdziały będą się pojawiały jak dotychczas, więc żeby ktoś czasem nie miał pretensji, że można przeczytać całość, a ja wrzucam je dalej na bloga. 




Ciężko mu było. Cały dzień musiał prosić się o pomoc Kaylora, który był wyraźnie z tego niezadowolony. Najgorsze chwile przeżył w łazience. Chciałby o tym zapomnieć. Zaczął nienawidzić dotyku męża. Gdy to robił przechodziły go ciarki i ciągle się wzdrygał, a serce biło jak oszalałe. Nie podobało mu się to uczucie. Nie chce rozmawiać o tym z Lilith bo ona powiedziałaby, że przesadza i jest boidudkiem. Nie rozumiała tego co on czuje. Jest jego jedyną przyjaciółką i bliską osobą, poza Abigail nie ma nikogo. Może czułby się inaczej gdyby mógł ruszać nogami. Wtedy mógłby wyjść w każdej chwili z mieszkania, mimo że tego nie znosił, i przejść się uwalniając od napiętej atmosfery panującej w mieszkaniu. No i nie czułby się gorszy od męża, bo teraz właśnie tak myślał. A Ledwood też zdawał się nie postrzegać ich jako równych sobie.
Dziwne zachowanie Kaylora po powrocie od pana Banera nie obchodziło Caleba. Na początku. Potem gdy mężczyzna opuścił dom w pośpiechu wyglądało to jakby uciekał od niego. Nie wiedział czemu, ale z jakiegoś powodu to go zabolało. Kaylor cieszył się, że w końcu wyjdzie gdzieś i jego tam nie będzie. Świadomość tego, że ktoś chce się ciebie pozbyć dołowała i sprawiała, że nie czułeś się pewnie. Robiłeś wszystko żeby niczym nie zdenerwować drugiej strony.
Czas odkąd mąż wyszedł spędził w swoim pokoju porządkując resztę rzeczy, układając różne tomiszcze na niższych półkach. A poza tym miał już porządek. Walizki zostały schowane do szafy, by nie zawadzały. Laptop leżał na biurku gotowy do zaczęcia kolejnej opowieści. Problem w tym, że ich autor nie miał weny. Planował coś napisać, ale nie składało się na to, by plany wcielił w życie. Nawet nie wiedział o czym miałby pisać. Był młody, to niemożliwe żeby się wypalił. Nie mógł sobie na to pozwolić, poza tym kocha pisać. To sprawia mu radość, ale co zrobić skoro nie może się do tego zabrać? Zapewni sobie rozrywkę na inny sposób.
Podjechał do półki i sięgnął z niej pierwszy tom serii, którą niedawno kupił. Rozsiadł się wygodnie w wózku przy zasłoniętym oknie i zaczął czytać. Zapominał o całym otaczającym go świecie gdy zagłębiał się w świat książek. Powieści i historii były ciekawsze niż te, które działy się w rzeczywistości. Bohaterowie, postacie, to z nimi potrafił się dogadać, nawiązać więź. Kiedyś nawet zakochał się w postaci jednej ze swoich ulubionych książek. Z tamtym mężczyzną potrafił się dogadać i szło mu to bardzo łatwo. Miał sympatyczne usposobienie, lubił pomagać ludziom, choć zam nigdy nie chciał nic w zamian. Całymi dniami potrafił siedzieć w swojej wierzy zegarowej i majstrować coś przy tychże „zabawkach”. Najbardziej przypadł mu do gustu jego charakter, wygląd też miał przyzwoity, ale to jego myśli, wyobrażał sobie co udało mu się wywnioskować z opisu postaci.
Caleb nie zdawał sobie sprawy, że przesiadując godzinami w baśniowym świecie zapomina i odcina się od tego prawdziwego. Ucieka od problemów w swoim życiu, zamyka się, nie dopuszcza nikogo do siebie. Powoli przestawał postrzegać normalny świat jako prawdziwy, a ten wymyślony przedłożył nad realność. Po co miałby się zamartwiać, użalać się nad sobą, czego szczerze nienawidził, skoro mógł bez problemów przenieść się w lepsze miejsce? Jednak dla niego nie było to dobre, a nie chciał się do tego przyznać. Jest taki od liceum i nie zapowiadało się na poprawę. Lilith twierdziła, że odpowiednia osoba pomogłaby mu. Jednak nie chodziło jej o psychologa czy lekarza. Mówiła wtedy o partnerze, miłości, która tak jak w książkach wygrywa ze złem. Lecz życie to nie bajkami on to wiedział bardzo dobrze.

    - Jeszcze jedna strona do końca rozdziału – powiedział do siebie. Nim się spostrzegł przeczytał siedem rozdziałów. Książka bardzo go wciągnęła, był zadowolony, że ją kupił, bo gdyby tego nie zrobił żałowałby. Już nie mógł się doczekać odkrycia historii dwóch pozostałych tomów. Pochłonie je w dwa dni jak nie szybciej.

W pewnym momencie jego brzuch przypomniał o swoim istnieniu i tym, że trzeba go nakarmić, bo gdy się tego nie zrobi będzie wydawał z siebie dziwne dźwięki. Skończywszy na dzisiaj czytać odłożył tom na biurko i przejechał do kuchni. Zaraz padnie z głodu, musi coś zjeść. Otworzył lodówkę i zapatrzył się w nią kombinując co może zjeść. W sumie miał ochotę na coś słodkiego, ale żeby nie jeść słodyczy na noc postanowił wyjąć dżem wiśniowy, którym szybko posmarował dwie połówki bułki i mleko, które wlał do niewielkiego garnuszka i zagotował. Spojrzał na zegarek wiszący nad wejściem do kuchni i zarejestrował, że jest już północ. Zastanawiał się kiedy wróci Kaylor. Powiedział mu jedynie, że wychodzi, ale gdzie to już nie bardzo. Zastrzegł, aby nie czekał, bo późno wróci, ale i tak nie potrafił obejść wobec tego obojętnie. Co jeśli mężczyźnie stało się coś złego? Nie ma do niego nawet numeru telefonu. A przydałby się, w razie czego.
Położył sobie talerz z kanapkami na kolana a kubek z ciepłym mlekiem wziął do ręki i pojechał do salonu. Od czasu do czasu obejrzy sobie jakiś film. Postawił swoją kolację na przezroczystym stole i odnalazłszy pilota włączył telewizję. Skakał po kanałach nie znajdując dla siebie nic ciekawego. Przełączył więc na program, gdzie leciały kryminały i tym podobne dokumenty.
Po jakimś czasie oglądania głowa zaczęła mu opadać a powieki zamykały się bez jego wiedzy. Ziewać też mu się zachciało. Powinien wynieść naczynia do kuchni, a już jutro je umyje. Nie ma na to siły. Po tej czynności i po wyłączeniu telewizora skierował się do swojego pokoju, w którym przebrał się w piżamę, na którą składały się bokserki i opinająca ciało szara podkoszulka. Powyłączał wszystkie urządzenia i światła jakie paliły się w domu. Spać poszedł po pierwszej.


~~* * *~~


Taksówka zatrzymała się na ulicy przy której mieszkał. Wytoczył się z niej ówcześnie płacąc za przejazd. Pojazd natychmiast odjechał a on został przed luksusowym apartamentowcem. Spojrzał w górę wypatrując ostatnie piętro, które zamieszkiwał... z Antrosą. Warknął pod nosem i skierował się do środka budynku. Wszedł do windy i wcisnął odpowiedni numerek. Noc w klubie zapowiadała się bardzo dobrze, później było jeszcze lepiej, gdy pojawił się jego znajomy. Nigdy nie wylądowali w łóżku dlatego chętnie skorzystał. Było niesamowicie przyjemnie, jak zawsze gdy pieprzył faceta. Młody rozpływał się pod nim, wił się w konwulsjach.

    - Kurwa – odwrócił się twarzą do ściany w windzie, która wciąż jechała i uderzył w nią pięściami.

Marzył o takim biegu zdarzeń i gdyby nie obecność przyjaciela to poszedłby z nim do pierwszego lepszego motelu byle by go wyruchać. Ale zamiast tego został zmuszony by odmówić. Nie wierzył, że to zrobił. Dał kosza facetowi, który był w jego typie i zaciągał go do łóżka. Miał ochotę walić głową w tą ścianę a nie rękoma. Taka okazja przeszła mu koło nosa. Rzeczywiście, gdyby nie Dann to teraz byłby z tamtym, a nie wracał do domu. Do faceta, który nic mu nie może zaoferować. Jedyne co mógł zrobić w „Lust” to upić się do nieprzytomności, lecz i tego Callaway mu zabronił mówiąc, że nie będzie go niańczył. Był mocno wstawiony, ale nie pijany tak, by nie utrzymać się na nogach.
Gdy winda dojechała na odpowiednie piętro wysiadł z niej i poczłapał do drzwi swojego domu. Lewo trafił w dziurkę od klucza. Po kilku próbach w końcu mu się udało. W mieszkaniu powitały go egipskie ciemności i grobowa cisza. Dłonią zaczął szukać włącznika światła, którego koniec końców nie znalazł. Odbijając się od ścian znalazł się w swojej sypialni, a w każdym razie miał taką nadzieję, bo wciąż wszędzie było ciemno. W dzień bardzo rzadko odsłania okno a o nocy już nie wspominając. Rozebrał się jak zwykle do bielizny a ubrania, które miał na sobie rzucał gdzie popadnie. Z ulgą i głośnym westchnięciem położył się na ogromnym łóżku. Rozłożył się na nim plackiem i niemal natychmiast zasnął.


~~* * *~~


Obudziła go głośna muzyka wydobywająca się z telefonu. Otworzył zaspane oczy. Zaczął je przecierać i rejestrować co się dzieje. Ogarnął się trochę i na wpół przytomnie zaczął szukać pod poduszką komórki wydającej z siebie nieprzyjemne dźwięki. Kiedy ją znalazł nie patrząc kto się do niego dobija odebrał połączenie i przystawał głośnik do ucha. W jednej chwili usłyszawszy ten głos poderwał się do góry i szczęśliwy jak chyba jeszcze nigdy w życiu słuchał z wielkim uśmiechem na twarzy.

    - Wstawaj, wstawaj, mój ulubiony siostrzeńcze.
    - Jestem twoim jedynym siostrzeńcem – ziewnął.
    - I dlatego ulubionym. Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam małe zamieszanie i przypuszczam, że ty także. Jak się masz, skarbie?
    - Nie jest tragicznie – odpowiedział wymijająco. Co miał jej niby powiedzieć? Że najchętniej to cofnąłby się w czasie i nie dopuścił do tego małżeństwa? Wtedy ona zaczęłaby się zamartwiać, a nie było to potrzebne.
    - Aha, ale to znaczy, że dobrze też nie jest?
    - Ciociu, ty lepiej powiedz co u ciebie.
    - Och, wydaje mi się, że zamieszkałam w pałacu – mówiła przejęta. – Jest naprawdę pięknie. Rodzina, u której zaczynam pracę przyjechała po mnie na lotnisko, zabrała do domu no i jak na razie mam wolne. Oficjalnie zaczynam od poniedziałku. Dzieci też wydają się w porządku, ale to się okaże jak rodzice wybędą z domu. Dużo pracują i często są nieobecni. Wiem, że dopiero przyjechałam, ale jak tylko dostanę kilka dni wolnego to postaram się do ciebie przyjechać. Jeśli czujesz się samotny to wiesz... Masz męża, prawda? Od czegoś on w końcu tam jest.
    - Ciociu – jęknął wiedząc do czego ta rozmowa prowadzi.
    - Jeżeli nie będziesz czegoś chciał to się nie zmuszaj. Pamiętaj, że w żadnym wypadku nie jesteś od niego gorszy. Jeśli będziesz chciał coś powiedzieć, to mów, nie duś w sobie. Jak zajdzie taka potrzeba pokaż, że nawet ty potrafisz zadrapać. Kaylor nie ma prawa cię do niczego zmuszać, więc jak nie będziesz chciał z nim... – dość tego, jeżeli pozwoli tej kobiecie dalej mówić będzie gorzko żałował.
    - Ciociu!
    - Oj no co? Nie uprawialiście jeszcze seksu, prawda?
    - Jak możesz mi to robić? – zaraz zapadnie się pod ziemię wraz z tym łóżkiem. Już jest czerwony na twarzy.
    - Przecież to jest normalna sprawa. Nie ma czego się wstydzić, Calebie. Ale jeśli do niczego między wami nie doszło, pomijając, że to dopiero drugi dzień, to wiem doskonale dlaczego.
    - Oczywiście, nie kocham go. Dlaczego więc miałbym... – nie, on tego nie potrafi powiedzieć.
    - Jeśli wy dwaj zamierzacie wszystko przed sobą ukrywać to donikąd was to nie zaprowadzi. Prędzej zniszczycie swój związek i przyszłość już na starcie. Powinien ci mówić o sobie a ty o sobie. Porozmawiaj z mężem. Powiedz mu a wyjdzie ci to tylko na dobre.
    - Prędzej zostanę wyśmiany! Nie chcę kolejnych upokorzeń. Nie zniósłbym czegoś takiego. Cioci, nie chce więcej o tym rozmawiać. Fajnie byłoby gdybyśmy mogli szybko się zobaczyć. Liczę na to, ale w Kansas jest po siódmej i wiesz, poszedłbym jeszcze spać. Siedziałem do późna.
    - Uciekasz. To nie jest dobre dla ciebie. Gdy przyjadę do ciebie chciałabym zobaczyć szczęśliwego chłopaka, którym byłeś przez tamtymi wydarzeniami, u boku kochającego męża.

Po tych słowach pożegnała się z nim i rozłączyła. Myślał, że po rozmowie z Abigail poczuje się lepiej, a wyszło na to, że jest jeszcze gorzej. Było mu przykro. Dlaczego ona nie zrozumie?
Świetnie, obudziła go, a teraz już nie zaśnie. Nie potrafił spać w ciągu dnia. Lepiej jak wstanie i może wróci do czytania książki.


~~* * *~~


Miał w ustach istną pustynię. W gardle go drapało i z chęcią napiłby się czegoś, ale tak bardzo nie chciało mu się wstawać. Wiercił się na łóżku bardziej zawijając się w kołdrę. Myślał, że jego głowa nie wytrzyma. Jednym słowem czuł się jak gówno. Zawsze pił, był do tego przyzwyczajony, ale nigdy nie było z nim tak źle jak obecnie. Cóż, jeśli chce przeżyć musi pofatygować się do kuchni, by zaspokoić pragnienie. Najpierw zamierzał zawołać Caleba, by przyniósł mu jakiś gazowany napój, ale nawet krzyknąć nie potrafił. Kiedy próbował zdawało mu się, że ktoś jeździ po jego gardle gwoździami.
Przytrzymując się ściany człapał powoli do kuchni. Wpierw otworzył lodówkę i wyciągnął z niej colę. Odkręcił i sięgnął do górnej szafki po szklankę. Jednak zahaczyła ona o inną stojącą obok. Kaylor tego nie zauważył i nim się obejrzał jego szklanka wyleciała mu z ręki a druga z poszła w jej ślady rozbijając się na podłodze.

    - Cholera, jeszcze tego mi brakowało – syknął trzymając się za pulsującą głowę.
    - Co się stało?

Usłyszawszy głos z końca korytarza odwrócił się w tamtą stronę. Zamglonym wzrokiem zauważył Caleba znajdującego się w progu swojego pokoju. Jeszcze jego tu brakowało. Sam widok męża działa mu na nerwy. Jeżeli nie będzie się kontrolował może się wydać, a tego nie chce. Mógłby go zamknąć w pokoju i nie wypuszczać aż przez dwanaście miesięcy. Wtedy mógłby prowadzić swoje normalne życie. Jeśli tak wyglądało oderwanie się od rutyny to on bardzo za to dziękuje. Miał dość.


~~* * *~~


Siedział i dalej czytał książkę aż w pewnym momencie usłyszał jakiś huk. Nie wiedział co to może być szybko położył tom na łóżko i wyjechał z pokoju sprawdzić co się stało. Wyjrzał i ku swojemu zdziwieniu zobaczył w kuchni Kaylora, a na podłodze obok niego leżące szkło. Podjechał do mężczyzny. Gdy był już blisko uważnie się mu przyjrzał. Wzrok miał rozbiegany, wyglądał na bardzo zmęczonego i osłabionego. W dodatku pewnie dopiero wstał z łóżka. Ledwo trzymał się na nogach.

    - Co robisz? Zbiłeś coś?
    - Nie widzisz? – warknął na niego pokazując ręką na podłogę.
    - Widzę – powiedział cicho. Dlaczego Kaylor się tak unosi? Przecież spokojnie się go zapytał, nie mógł mu odpowiedzieć po ludzku?
    - O matko – westchnął – nie rób takiej miny. Nic się nie stało. Chciałem się napić i szklanka wyśliznęła mi się z ręki. Nie przejmuj się – machnął lekceważąco ręką chcąc się go pozbyć.
    - O której wróciłeś? Nie słyszałem cię – zauważył jak mężczyźnie drżą ręce i ma zachrypnięty głos.
    - Późno – wziął zmiotkę i zaczął sprzątać resztki naczynia.
    - Śmierdzi od ciebie alkoholem. Nie pytam gdzie byłeś, bo się domyślam. Ale ile ty wypiłeś?
    - Powiedz – wrzucił rozbite szklanki do śmietnika i stanął w rozkroku z założonymi na piersi rękoma – co cię to obchodzi? Mówiłem ci, że wychodzę, a to z kim, gdzie i kiedy wrócę nie jest twoją sprawą. Nikt nie powiedział, że muszę ci się tłumaczyć – mówił lodowatym głosem wypranym z emocji.
    - Wciąż jesteś pijany – rzekł po dłuższej chwili ciszy. – Nie uważasz, że przesadzasz z alkoholem? Twój tata napomknął coś o tym na obiedzie. Chyba nie jesteś od niego uzależniony, prawda? – wczoraj rano po samym ślubie Kaylor wyciągnął likier i wypił prawie cały w kilka minut, choć kilka godzin wcześniej wlał w siebie kilka litrów trunku. Nie było to normalne zachowanie. Nikt mu chyba nie powie, że ma męża pijaka? Nie znosił tego typu ludzi. Sam pił, ale od święta. A nie non – stop.
    - Słuchaj – krzyknął nagle aż Caleb się wzdrygnął – nie jestem uzależniony! Kontroluję swoje picie a tobie i reszcie świata nic do tego! Uwielbiam alkohol prawie tak bardzo jak seks. Chcesz się przekonać o tym drugim?! – posłał mu szyderczy uśmiech.

Po całym ciele przeleciały zimne ciarki. Na rękach wyszła mu gęsia skórka, której nie lubił czuć, bo zazwyczaj kojarzyła mu się z czymś złym. A ten uśmiech Kaylora? Ani trochę mu się nie spodobał, przestraszył się go. Oraz spojrzenia mówiącego „Mogę zrobić z tobą co zechcę”. Zamierzał się wycofać i wrócić do swojego pokoju uciekając od wybuchu złości męża. Jednak nim zdążył cokolwiek zrobić jego wózek został natychmiast zatrzymany. Odwrócił gwałtownie głowę, mało brakowało a zderzyłby się z Kaylorem. Mężczyzna pochylał się nad nim, a on zaczynał naprawdę się bać. Takie spojrzenie nie mogło znaczyć nic dobrego. Raptownie poczuł jak obce ręce wsuwają się pod jego kolana i na plecy. Został brutalnie podniesiony. Uścisk męża na jego ciele bardzo bolał, nie miał w sobie nic z delikatności, ale musiał trzymać się go, ponieważ spadłby na podłogę.

    - Zostaw – zaczął się z nim siłować, ale nie na wiele mu się to zdało gdyż w tej chwili był całkowicie poddany Ledwoodowi.
    - Bo co?!

Kaylor podrzucił go poprawiając sobie uchwyt. Ponownie ścisnął, a on jęknął z bólu. Przeniósł go z kuchni do swojej sypialni zostawiając wózek w poprzednim pomieszczeniu. Do jego nosa dotarł smród alkoholu. Wygląda na to, że od kiedy Ledwood wrócił nie wietrzył pokoju. Okna wciąż pozostawały zasłonięte, choć słońce próbowało się przez nie przebijać. Bez ceregieli rzucił Caleba na niepościelone łóżko. W tamtym momencie ledwo złapał oddech. Gdy udało mu się nieco podnieść z brzucha i przewrócić na plecy od razu zawisł nad nim Kaylor. Mężczyzna wyglądał na śmiertelnie poważnego i nie potrafiącego się pohamować. Od początku mu wyglądał na takiego, który dostaje pod nos wszystko czego chce i nie przyjmuje odmowy.

    - Zejdź ze mnie! Nie masz prawa, Kaylor. Ja nie chcę nic z tobą robić! – powiedział twardo i stanowczo.
    - A kogo obchodzi czego ty chcesz? – wyszło na to, że on nie ma żadnych praw, tak w każdym razie wnioskował z tej wypowiedzi.

Niespodziewanie twarz męża zbliżyła się do niego. Błękitne oczy przyglądały mu się. Nie potrafił utrzymać z nimi dłuższego kontaktu, gdyż zaraz się pod nimi peszył. Poczuł z tyłu na swojej szyi dotyk i mocne szarpnięcie w górę. Jego usta zostały brutalnie pocałowane. A właściwie nie pocałowane, bo ta pieszczota zmieniła się w gryzienie. Kaylor nieprzejmujący się nim, jego uczuciami gwałtownie wbijał się w jego wargi językiem. Kaleczył zębami i przyprawiał go o palpitację serca. Czuł gorący organ w swoich ustach i wcale nie było to przyjemne. Chciał się go pozbyć! Natychmiast! Bez ustanku próbował odsunąć od siebie mężczyznę, lecz ten złapał jego ręce i uniósł w górę przyszpilając je do materaca. Nie potrafił nimi ruszyć. Odsunąć też się próbował, jednak silny uścisk na szyi mu to uniemożliwiał. Czuł się okropnie! Pragnął by to się już skończyło. W pewnym momencie zauważył jak Kaylor siada na jego nogach i wciska go swoim ciałem w łóżko, by ograniczyć mu swobodne ruchy.

    - Kaylor! – w końcu mógł złapać oddech. Mężczyzna oderwał od niego te przyssawki.
    - Słucham, kochanie? – powiedział głosem zabarwionym żartem.
    - Odwal się ode mnie! Jeśli zrobisz coś ponadto... – urwał słysząc donośny śmiech. Znów to samo! Nie zniesie tego! Nie chce by ktokolwiek się z niego śmiał. Tamte głosy do tej pory szumiały nu w głowie!

Usta po raz kolejny złączyły się w agresywnym pocałunku. Caleb natychmiast zacisnął zęby by śliski język nie wtargnął do środka. Nie dobrze mu się robiło od tej penetracji w dodatku od Ledwooda bardzo było czuć woń wymieszanych ze sobą trunków. Jednak mąż nic sobie nie robił z jego protestów. Próbował na siłę rozchylić mu usta. Podgryzał wargi, to jedną to drugą zostawiając na nich czerwone kropelki krwi. Wyrywał tym z jego ust jęki, które mu się podobały, bo im więcej ich było tym bardziej uparcie dążył do celu by włożyć mu język do ust. Nagle dłoń trzymająca jego szyję zniknęła, lecz nie miał się czym cieszyć, gdyż zaczęła ona sunąc po jego nagiej klatce piersiowej. Pech chciał, że wyjechał z pokoju w samych bokserkach, bo bluzkę zdjął mając zamiar się przebrać. Dłoń zjeżdżała coraz niżej zmierzając w tylko jedno miejsce. Przy gumce od bokserek poczuł dłoń wkradającą się pod materiał. To był zdecydowanie jego limit. Miał dość. W głowie pojawiało się jedno pytanie. Dlaczego Kaylor mu to robi? Powiedział, że nie chce nic więcej i myślał, że mężczyzna to zrozumiał. Nie chce, żeby jego pierwszy raz z mężczyzną wyglądał w taki sposób. Chciałby zrobić to z osobą, która go kocha z wzajemnością.

    - Jak zechcę, mogę przelecieć cię w każdej chwili – wyszeptał brunet mu prosto do ucha a potem podniósł się i popatrzył się prosto w jego twarz i zmieniający się jej wyraz.

Dla nieprzyzwyczajonego do bliskiego kontaktu psychicznego i fizycznego Caleba to było za wiele. Nie wiedział co ma zrobić, by Kaylor przestał go dręczyć. Teraz bał się własnego męża, z którym jest ledwo czterdzieści parę godzin po ślubie. A ciocia kazała mu z nim porozmawiać? Powiedzieć takiemu człowiekowi o swoich obawach, pragnieniach, marzeniach?! Po ostatnich słowach mężczyzny w Antrosie coś się obudziło. Poczuł żal i niesamowity ból w sercu. Jak Ledwood może coś takiego mówić? Te raniące słowa, mówiące, że jest zabawką w rękach męża przelały czarę goryczy. W pomieszczeniu rozległ się głośny plask.


~~* * *~~


Zdziwił się. Policzek zaczął go bardzo szczypać. Dotknął go dłonią i od razu pożałował, gdyż uderzenie było bardzo silne. Oprzytomniał. Zamrugał kilka razy powiekami i rozglądnął się w pokoju. Był u siebie, ale przecież miał pójść po coś do picia. Spojrzał się w dół i oniemiał. Pod nim znajdował się Caleb, wyglądał na wściekłego, choć zauważył w kącikach jego oczu łzy, które jeszcze nie wypłynęły. Słyszał szybkie bicie jego serca. Z początku nie wiedział co się dzieje i co zrobił. Dopiero drżące ciało Antrosy mu to powiedziało. Cholera, wrzasnął w myślach. Co on sobie myślał?! Jak mógł coś takiego zrobić?! Nienawidził męża, ale nie zamierzał go zgwałcić. Nie uprawiał seksu z facetem, który tego nie chciał, nie brał ich siłą. Był okropny i to wiedział, ale aż takim potworem nie był!
Natychmiast wstał uwalniając nogi blondyna. Widział jak mężczyzna odetchnął z ulgą. Podniósł się i usiadł podpierając się z tyłu rękoma. Caleb ciężko oddychał i wciąż się trząsł. Czyżby aż tak go przestraszył? Świetnie, teraz będą go nawiedzać wyrzuty sumienia. A to tylko dlatego, że Dann nie pozwolił mu iść dark roomu z Młodym. Przez to się upił i mu odwaliło. Czuł, że wciąż jest pijany, bo wlał w siebie tyle, że promile jeszcze nie wywietrzały mu z krwi.
    - Caleb, przepraszam – wyciągnął rękę do niego lecz ta została odtrącona.
    - Przyprowadź mój wózek – powiedział cicho patrząc się w podłogę.

Mąż zrobił co mu kazał i poszedł do kuchni, w której został jego pojazd. Szybko z nim wrócił. Widać po nim było, że ledwo trzyma się na nogach, a takiego widoku Antrosa nie mógł znieść.
Kaylor zbliżył się do blondyna i zamierzał go podnieść, jednak jego ręce znów zostały odtrącone. Caleb odrzucił od niego pomoc?

    - Nie dotykaj mnie nigdy więcej. Sam sobie poradzę.

Mężczyzna ani razu się na niego nie spojrzał. Zastanawiał się dlaczego działa mu to na nerwy. Zarejestrował jak blondyn przysuwa do siebie wózek i specjalnie go ustawia. Wreszcie podnosi się na rękach i siada na siedzeniu. Niesamowite w tym było to, jaką siłę w rękach ma Caleb. Musiał często ćwiczyć by być w stanie tak codziennie po kilka razy podnosić swoje ciało jedynie na nich. Jak o tym myśli, to dlaczego nie potrafił uwolnić się z jego uścisku? Teraz wydawało mu się, że mąż jest silniejszy od niego i bardziej sprawny, wysportowany, mimo że jest niepełnosprawny.

    - Nie prosiłem się o męża pijaka – usłyszał niespodziewanie od wyjeżdżającego z sypialni Caleba. – Zaprzeczasz, żebyś był uzależniony od alkoholu, ale nie potrafisz tak sam z siebie go odstawić. Masz wszystko o czym można marzyć, a chcesz to zaprzepaścić przez coś taki idiotycznego jak pijaństwo. Moje gratulacje Kaylor. Co chcesz, żeby ci napisać na nagrobku?

Totalnie go zamurowało. Ojciec gdy go pouczał na temat picia trunku zawsze krzyczał i wpadła w furię. A jednak na niego to nie działało. Spływało to po nim jak po maśle. Teraz też dostał reprymendę. Od kogo? Od męża, który był dla niego zerem, nie obchodziło go jego zdanie, od kiedy się poznali prawie w ogóle na niego nie spojrzał, był cicho jak mysz pod miotłą, a opieprzył go mówiąc spokojnie i trafiając w czułe punkty wcale nie przypominając siebie sprzed kilku chwil.
Mężczyzna wyjechał z sypialni a parę sekund później usłyszał trzask zamykających się mocno drzwi. On sam był tak zaskoczony, że przez długi czas stał przy łóżku jak słup soli i nie ruszył się.


~~* * *~~


Kaylor siedząc w salonie i oglądając telewizję, gdyż od czasu kiedy pokłócił się z Calebem nie mógł znaleźć dla siebie miejsca, usłyszał pukanie do drzwi. Niechętnie wstał i powędrował na korytarz. Przechodząc obok pokoju męża zatrzymał się przed zamkniętymi drzwiami. Zastanawiał się jak zacząć rozmowę z mężczyzną. Nie chciał zrobić mu tego na co wyglądało. Potwornie żałował, że zeszłej nocy tak się upił i rano nie był sobą. Właściwie to była jedenasta, ale to bez znaczenia. Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju i jakoś musiał je zagłuszyć. Ale jak oni mają porozmawiać. Kaylor nawet nie wie co miałby mu powiedzieć? Przeprosić? Już to zrobił, ale nic to nie dało. Zbierał się do rozmowy od jakiegoś czasu, ale nie miał specjalnego pomysłu jak zacząć. W końcu uporczywe pukanie do domu przypomniało mu dlaczego podniósł się z kanapy. Podszedł do wejścia i otworzył drzwi. Jedyną osobą, której się tutaj spodziewał był Dann, ale on zawsze pukał i zaraz wchodził, więc zastanawiał się kogo tu niesie. Ku swojemu zaskoczeniu w progu stała dość wysoka dziewczyna o długich rudych włosach.

    - Dzień dobry – powiedziała uśmiechając się.
    - Nie do końca taki dobry – opadł się plecami o framugę i założył ręce na piersi – Jeśli jesteś harcerką i sprzedajesz ciastka to mówię od razu, nic nie kupuje – dziewczyna zmarszczyła brwi i spojrzała się na niego jak na kosmitę.
    - Jestem Lilith, ale pewnie nic ci to nie mówi. Poznaliśmy się kilka dni temu. Jestem przyjaciółką Caleba. Poprosił mnie bym do niego wpadła. Chyba, że ci to przeszkadza, wtedy...
    - Ach, wybacz mi. Nie, nie przeszkadza. W końcu to także jego dom – podrapał się po karku wpuszczając gościa do środka.

Zaprosił dziewczynę w głąb mieszkania. Wskazał jej pokój męża. Sam nie zamierzał tam wchodzić, bo nie wiedział jak Antrosa zareaguje na jego widok. Lilith bez wahania otworzyła drzwi od razu rzucając się jego mężowi na szyję. On stał na przedpokoju i jedynie obserwował. Caleb już zdążył się ubrać, choć mógł stwierdzić, że w samej bieliźnie wygląda znacznie lepiej. Kuźwa, nie wierzę, że to przeszło mi przez myśl. To kaleka, do jasnej cholery, którego muszę niańczyć!
    - Cal, jestem w szoku. Cudem jest wyciągnięcie cię z domu, a teraz sam proponujesz mi wypad? Czy koniec świata się zbliża?
    - Przestań. Po prostu mi się nudzi.
    - Praca i czytanie cię znudziło. Tak, zdecydowanie koniec świata jest już bliski.
    - Jeśli nie chcesz to...
    - Oczywiście, że chcę. Jest weekend, ja mam wolne. Idziemy! Znaczy ja idę ty jedziesz – parsknęła śmiechem. Budzi jej się nie zamykała, ale o dziwo Ledwood uznał, że jest fajną dziewczyną. Taką pozytywnie zakręconą. Choć takie paplanie w kółko można uważać za denerwujące i na dłuższą metę by z nią nie wytrzymał.

Lilith złapała za uchwyty od wózka i wyjechała nim z pokoju. Mężczyzna nie spojrzał na niego ani się nie odezwał. Na korytarzu założył buty tak jak jego przyjaciółka bo wchodząc zdjęła je. Zdawało mu się, że dla Caleba był niewidzialny. Naprawdę nie wiedział dlaczego, ale takie jawne ignorowanie denerwowało go bardziej niż ktoś miałby się na niego wydzierać.


    - Wychodzisz? – podparł się o ścianę.
    - Jak widać – odpowiedział mu wyprany z emocji głos.
    - O której będziesz?
    - Nie czekaj, bo nie wiem o której wrócę – odpowiedział mu dokładnie tymi słowami, które on skierował do Caleba zeszłej nocy wychodząc z Dannem. Odprowadził ich wzrokiem patrząc na oddalające się plecy męża.

10 komentarzy:

  1. Hej Izzi :)
    Idzie Ci bardzo dobrze więc się nie poddawaj. To normalne, że przy tak szybkim tempie pisania czujesz się wypalona. I wcale nie piszę tego żeby już przeczytać całość. To jest fajny temat jak już wcześniej zauważyła Luana i najlepsze jest to, że nie powielasz schematów z innych blogów. Szkoda byłoby zmarnować tekst tylko dlatego, że masz go dość. Coraz ładniej się rozwija Twoje opowiadanie i domyślam się, że jeszcze będą zwroty akcji.
    Naprawdę jestem ciekawa jak sobie poradziłaś zprowadzeniem akcji i zakończeniem :).
    No... teraz mogę przeczytać rozdział 11
    Aśka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się porobiło!!!!
    Czekałam na coś takiego, szkoda tylko, że Kaylor jest takim zacofanym dupkiem i nie chce uprawiać sexu z Calebem T.T

    Jestem trochę zacofana, o co chodzi z pdf-em?

    Rozdział jak zawsze cudowny!!! Czekam na więcej z wielką niecierpliwością, bo cały czas czuję niedosyt T.T

    Pozdrawiam i życzę weny!!!

    Katrina

    OdpowiedzUsuń
  3. To był zdecydowanie najlepszy rozdział tego opowiadania. Czekam na więcej i życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku zaznaczę, że mój komentarz nie ma być hejtem, a w zamierzeniu kilkoma radami i uwagami.

    Rzadko zdarza mi się komentować, ale tym razem już się zmusiłam. Dlaczego? Bo widzę potencjał w twoich historiach i pomysłach, ale wykonanie jest niestety trudne dla mnie jako czytelnika.

    Po pierwsze jeśli nie masz bety -nie zauważyłam nigdzie takiej informacji- to powinnaś ją jak najszybciej znaleźć. I to dobrą betę. Jeśli jednak ją masz, to niestety czas ją zmienić.
    Pomijam błędy wynikające z autokorekty Worda lub literówek -"lewo" zamiast "ledwo", ale braki przecinków w oczywistych miejscach - przed 'a', 'bo' itp, braki kropek na końcu zdania, zaczynanie zdania od 'a' lub 'ale', czyli zwrotów, od których się nie zaczyna wypowiedzi pisanej, czy nawet błędy logiczno-stylistyczne wynikające z skrótów myślowych -"Zaczął nienawidzić dotyku męża. Gdy to robił przechodziły go ciarki i ciągle się wzdrygał (...)" -kto i co robił? -są łatwe do poprawienia dla bety, a bardzo podnoszą jakość i odbiór tekstu.
    Powinnaś też zapoznać się ze sposobem prowadzenia dialogów. W googlu jest wiele strom poświęconych tym kwestiom i zasadom pisania dialogu.

    Dodatkowo radziłabym przed rozpoczęciem pisania zrobić małe rozeznanie w sprawach, o których piszesz. Tak jak małżeństwo Kaylora i Caleba jest dla mnie tylko trochę nierzeczywiste -przy odrobinie samozaparcia mogłabym sobie wyobrazić dwie osoby biorące ślub 'w ciemno', a przy ich całkowitej zgodzie rodzina mogłaby załatwić wszystkie formalności, tak małżeństwo, w które chcą rodzice wrobić Tomka z "Wszystko ma swoje granice" to absurd! W Polsce (zakładam po imionach i nazwiskach bohaterów), aby wziąć ślub musisz iść do urzędu stanu cywilnego po odpowiednie zaświadczenia, jeśli ma to być ślub kościelny to dać na zapowiedzi i odbyć nauki przedmałżeńskie, pewnie pojawić się z przyszłym małżonkiem w parafii, urzędach itd, więc nie ma opcji by rodzina załatwiła coś takiego bez zgody i wiedzy zainteresowanego. No chyba, że mamy do czynienia z przekupstwami, łapówkami, podrabianiem podpisów, podszywaniem się pod kogoś itp. Myślę jednak, że w takim przypadku całe małżeństwo byłoby nieważne z punktu widzenia prawa. Dlatego radzę trochę poczytać zanim rozpoczniesz kolejne opowiadanie, by lepiej orientować się w szeroko pojętym tle.

    Ostatnią kwestią, którą chciałam poruszyć to zasób słownictwa. Słownik synonimów to podstawa! Nawet jeśli używasz danego słowa po raz pierwszy, to warto spojrzeć do słownika, bo może zamiast zwykłego 'iść' znajdziesz dużo lepsze określenie :). Tak jak powtórki w wypowiedziach bohaterów mogą ich definiować, tak w opisach w końcu robią się męczące, nudne, a w końcu drażniące.
    Radzę też zacząć czytać dużo bardzo różnych tekstów, od amatorskich opowiadań, przez książki różnych gatunków, po artykuły naukowe czy komentujące aktualne wydarzenia polityczne. Wbrew pozorom już nawet czytanie Harlequinów może rozwinąć zasób słownictwa, nauczyć jak opisywać rzeczywistość i bohaterów, nie mówiąc już o uczuciach ;)

    Na koniec życzę dużo weny i chęci do pracy nad sobą :)
    Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za Twoje rady i uwagi. Rozumiem i zgadzam się z tym co napisałaś. Beta przydałaby się, ale z pewnych względów jej na razie nie szukam. Przyznaję, że w niektórych momentach czytelnik może nie wiedzieć kto coś mówi lub o kogo chodzi. Mój problem z tym polega na tym, że ja wiem kto i co robi, bo piszę to, a zapominam, że osoba czytająca może się zagmatwać. Nie wyobrażam sobie pisania bez korzystania ze słowników, one zawsze się przydają :) A jeśli chodzi o małżeństwo we "Wszystko ma swoje granice" to nie było powiedziane, że wszystkie formalności zostały załatwione. Rodzice Tomka usiłowali go zmusić do podpisania dokumentów i do całej reszty. A co do małżeństwa Caleba i Kaylora to wystarczy odrobina wyobraźni ;)
    W dalszym ciągu nad sobą pracuję i uczę się różnych rzeczy. Jeszcze raz dziękuję Ci za rady. Każda obiektywna krytyka jest autorowi pomocna.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko po komentarzu Miodzio wymiękłam. Mam nadzieję, że to nie jest zniechęcające bo historia mi się bardzo podoba. Rozumiem bo znam taką osobę, że ktoś cierpi z powodu stylu i przecinków, ale ponieważ życie jest krótkie nie będę się nimi przejmować. Niestety nie należę do osób dążących do doskonałości bo już pierwszy temat zająłby mi wieczność, raczej rzucam się i pochłaniam jakiś temat dopóki inny mnie nie zainteresuje. Ponieważ zwykle robię to szybko , z pasją i w miarę wydajnie efekty nie są takie złe. :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. <3 ( nie mam weny na dłuższy komentarz )

    OdpowiedzUsuń
  8. O której można spodziewać się nowego rozdziału? *-*

    OdpowiedzUsuń
  9. Cały rozdział trzymał mnie w napięciu. Bałam się, że dojdzie do gwałtu,a wtedy Kaylor nie miał by życia normalnie. Zniszczył wszystko. Caleb już mu tak szybko nie zaufa.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    no się rozkręciło, źle potraktował go, ale potem i Celeb tak samo potraktowł, Lilith lubię ja jest taką pozytywną postacią...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń