Powered By Blogger

niedziela, 14 sierpnia 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 10


Wróciłam do domu :)






Od godziny stali w gigantycznym korku. Ciągnął się od ulicy, przy której mieszkali aż hen daleko przed nimi. Jakimś cudem udało im się wyjechać na ulicę z podziemnego garażu i włączyć się do ruchu. Caleb patrząc na zegarek w telefonie chwilę temu zarejestrował, że jest kilka minut po piętnastej. Zdążyli przejechać kilka kilometrów, by teraz stać i czekać, aż roboty drogowe skończą swoją pracę i pozwolą przejechać innym autom. Nie spodziewał się, że nastąpi to szybko. Ukradkiem spoglądał na Kaylora, który klął i wyzywał kierowców próbujących wcisnąć się przed innych. Mężczyzna stukał palcami w kierownicę, a na drugiej podpierał się. W samochodzie panował zaduch, kilka razy gorszy niż na dworze. To właśnie był lipiec jak się patrzy. Jemu tam pogoda była obojętna, i tak większość swojego życia przesiedział w czterech ścianach. Ale gdy patrzył na męża wydawało mu się, że ten zaraz wysiądzie z pojazdu i pozabija wszystkich na drodze. Spojrzenie miał przerażające, jakby przewiercało duszę na wylot, i właśnie dlatego tak się go bał. Sam mężczyzna nie sprawiał wrażenia złej osoby, jednak nic konkretnego nie może powiedzieć na jego temat, nie zna go, nie wie o nim kompletnie nic. Chociaż im dużej z nim przebywa tym bardziej przekonuje się co do dziwnego i niepokojącego charakteru Ledwooda. Przypomniał sobie jak kilka godzin temu w sypialni go pocałował i o jego propozycji w łazience.


    - A może jednak wezmę kąpiel z tobą?

Przesłyszał się. Na pewno. Patrzył się na ścianę, a gorące usta Kaylora owiewały jego ucho. Po kręgosłupie przeszedł mu dreszcz a on wzdrygnął się. Chciał odjechać do tyłu, nawet złapał za kółka, lecz mężczyzna zatrzymał go i nie pozwolił się ruszyć w żadną stronę. Serce niemal podeszło mu do gardła, gdy zbliżył się do niego. Zaledwie kilka milimetrów dzieliło ich usta. Caleb gwałtownie odwrócił głowę w drugą stronę, by nie patrzeć w te błękitne i zimne jak lód oczy. Nie chciał, żeby Kaylor znów go pocałował. Co gorsza, wydawało mu się, że chce od niego czegoś więcej. Już przed ślubem postanowił sobie nie dzielić takich czułości z kimś kogo nie kocha. Kaylor nie był osobą, którą uważał za szczególną w swoim życiu, nie czuł do niego nic. Nie zamierzał również oddawać swojego pierwszego razu jemu. Bez znaczenia było, że są małżeństwem, nie są w sobie zakochani, a on zrobi to tylko z osobą, którą kocha. Ale co jeśli nigdy jej nie znajdzie? Poza tym, co miał powiedzieć mężowi? „Bądź dla mnie delikatny, nie byłem jeszcze z mężczyzną pomimo że mam dwadzieścia cztery lata” Prędzej zostałby przez niego wyśmiany. A tego nie chciał, nie zniósłby takiego upokorzenia.

    - Puść mnie, Kaylor.
    - Dlaczego? – usłyszał nonszalancki głos.
    - Bo chcę się umyć. Sam – nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Wciąż miał odwrócony wzrok, unikając jego oczu.
    - Szkoda – mruknął i odsunął się od niego. – Ale spodnie ci zdejmę. Nie będziesz się siłować.

To wyglądało bardzo dwuznacznie. Mężczyzna specjalnie pochylał się nad nim, jego torsem. Sunął dłońmi po jego nogach i wcale się nie spieszył, by mu pomóc. Wyglądało to tak, jakby się z nim drażnił. Albo lepiej, jakby mieli zaraz posunąć się dalej, do czegoś więcej. Nie wiedział co mąż sobie myśli, i chyba dobrze, że nie wiedział. W końcu czynność została wykonana a Caleb odetchnął z ulgą, iż Kaylor przestał go dotykać. Zapomniał, że przecież mężczyzna musi go podnieść by posadzić go na krzesełku w kabinie.

    - Żałuj, że nie widzisz swojej miny – prychnął rozbawiony.
    - Kaylor, przestań sobie ze mnie żartować.
    - Powiedz to patrząc mi w oczy, bo zauważyłem, że za każdym razem odwracasz ode mnie wzrok. Unikasz go?
    - Nie – powiedział, ale nie przekonał swoją odpowiedzią Ledwooda, gdyż wciąż nie zwrócił się ku niemu.
    - Zapewne – rzucił krótko i bez ceregieli podniósł niczego niespodziewającego się Caleba. Został złapany pod ramionami i przyciśnięty do klatki męża. Chcąc nie chcąc zarzucił mu ręce na szyję i oplótł go nimi. Czuł się co najmniej dziwnie. Nie trwało to jednak długo, gdyż za chwilę poczuł pod sobą stołek. W duchu odetchnął z ulgą.
    - Resztę już zrobisz?
    - Tak, ale mógłbyś położyć mi tutaj obok ręcznik i bieliznę?
    - Taa.


~~* * *~~


Wyszedł z łazienki i oparł się o ścianę naprzeciwko. W końcu uwolnił się od usługiwania mu. Jakże Caleb działał mu na nerwy! Nie dość, że został obudzony o ósmej rano w weekend to jeszcze musiał pomóc mężusiowi, bo ten nie potrafi zejść z tego pieprzonego wózka i postawić nogi na podłodze. W dodatku jego zachowanie, gdy go pocałował, dotknął w łazience nie było normalne. Trzymał go na dystans i nie pozwalał się dotknąć jakby on parzył. Prawda, nie zamierzał iść z nim do łóżka, bo jak niby mia uprawiać seks z kaleką, może jakiś tam sposób był, ale on nie chciał się wysilać, jednak to on powinien odtrącić Antrosę! To blondyn powinien domagać się jego dotyku, błagać go o stosunek, a on miał odmówić, olać go, zmieszać z błotem. Nie na odwrót! Przez cały dzień nie będzie dawało mu to spokoju! Jakim cudem jego pierwsze godziny małżeństwa tak się potoczyły? Planował to sobie zupełnie inaczej. Wyszło też inaczej. I właśnie to był główny powód jego wściekłości. Nie mógł sterować, wysługiwać się Calebem, to on zrobił z niego swojego sługę! Antrosa miał o sobie zbyt wysokie mniemanie. Aż naszła go ochota by wygarnąć mu wszystko co o nim myśli, jednak natychmiast przywołał do pamięci umowę z Dannem. Musiał ochłonąć. Nie pozwoli, żeby cokolwiek się wydało. Czeka go ciężka praca, a takiej nienawidzi najbardziej.


Zaraz coś go trafi. Ile można stać bezczynnie w korku? To co wyrabia się na ulicach przechodzi ludzkie pojęcie. Jakby nie mogli budować tych dróg kiedy indziej albo gdzie indziej. Od rana ten dzień to niewypał. Przeczesał dłonią gęste włosy i na powrót zaczął stukać w kierownicę, bo to była jedyna rzecz, którą mógł stuknąć. Jeżeli jeszcze raz pomyśli o seksie to się zasztyletuje. Z chęcią poszedłby do klubu, ale tylko pod nadzorem Danna. Musi się z nim skontaktować i zaproponować wyjście. Odpocznie w ten sposób od swoich zmartwień oraz męża zachowującego się niczym cnotka. Za każdym razem gdy go dotykał on zaczynał się trząść, wzdrygał się. Po prostu zachowywał się dziwnie. Z wieloma rzeczami były problemy, z ubraniem się, myciem, zmieszczeniem jego wózka do bagażnika, którego prawie wcale nie było. Dobijało go to. Wiedział, jak tylko zobaczyć Caleba, że to będą długie i ciężkie miesiące, ale nie aż tak. W ciągu roku nabawi się od groma siwych włosów!

    - Kaylor! Słyszysz?! – przekręcił głowę w stronę siedzącego obok męża, który już od jakiegoś czasu go woła. Niechcący odpłyną myślami aż za ocean.
    - Co jest? – nagle usłyszał za sobą trąbienie kilku aut.
    - Zielone. Jedź.


~~* * *~~


Parkował samochód przed domem, w którym się wychował około godziny czwartej popołudniu. Był wściekły panującymi na drodze niedogodnościami. W taki korek w życiu się jeszcze nie wpakował. Wyciągnął kluczyki ze stacyjki i wyszedł szybko z czerwonego samochodu trzaskając drzwiami. Był nabuzowany prawie tak jak wtedy, gdy dowiedział się o sekretach swojej matki. Mógł roznieść wszystko co stanęło mu na drodze. Będąc w połowie chodnika z czarnej kostki nagle się zatrzymał. Coś tu nie grało. Stanął wyprostowany, poprawił koszulę, by lepiej na nim leżała, jak to miał w zwyczaju, przeczesał już tysięczny raz dzisiaj włosy i odwrócił się na pięcie. Szybko podbiegł do samochodu, w którym zostawił Caleba, by jego gafy nie zauważył ojciec, który za chwilę wyjdzie przed posiadłość ich przywitać.


~~* * *~~


No i Kaylor o nim zapomniał. Zdenerwowany prawdopodobnie chciał jak najszybciej wyjść z pojazdu, w którym spędził kilka godzin, choć gdyby nie roboty drogowe dotarliby na miejsce w niecałą godzinę. Obaj dusili się w piekarniku na czterech kółkach. Już się cieszył, że będzie mógł go opuścić, a tu nie ma kto mu pomóc, bo mąż postanowił sobie pójść bez niego. Jednak jak go obserwował spostrzegł, że ten w pewnym momencie zatrzymuje się i zawraca. Otworzył drzwi z jego strony i popatrzył na niego z trudnym do odczytania wyrazem twarzy. Na pewno nie było tam skruchy czy przeprosin.

    - Zapędziłem się – powiedział krótko.
    - Nieważne – machnął ręką. Postanowił, że nie będzie się denerwować, bo jak na razie nie ma do tego powodów.

Ledwood wyciągnął z bagażnika wózek i rozłożył go, co szło mu nieco opornie. Z początku nie wiedział od czego zacząć, ale Caleb mu podpowiedział, pokierował i wszystko grało. Mąż po raz kolejny podniósł go z zamiarem wyciągnięcia z pojazdu, ale tym razem uścisk mężczyzny był zdecydowanie mocniejszy. Jego ciało było napięte. Pociągnął go gwałtownie do siebie i w górę zapominając najwyraźniej, że jego auto jest niskie. Caleb w jednej chwili uderzył czołem o sufit i syknął z bólu.

    - To bolało – puścił Kaylora i na powrót wylądował w fotelu obok kierowcy trzymając się pulsującego miejsca.
    - Robisz z igły widły. Nie mam nastroju na kłótnie, więc po prostu schyl głowę i daj sobie pomóc – warknął mając dość tego dnia, a ten się jeszcze nie skończył.
    - Mogłeś uważać, a nie wyładowywać się na mnie, bo coś cię zdenerwowało. Gdybym mógł, to wszystko zrobiłbym sam.

W porządku, może przesadził, ale nie był przyzwyczajony, że musi komuś wciąż pomagać. Znów złapał i podniósł Caleba tym razem delikatniej, pilnując, by nie mężczyzna przypadkiem się nie uderzył. Posadził go w końcu na wózku. Po zamknięciu drzwi do samochodu obaj zauważyli, że przed domem stoi Baner Ledwood we własnej osobie. Postać zbliżyła się do nich gdy byli blisko domu. Kaylor zauważył, że ojciec jest naprawdę szczęśliwy widząc ich u siebie. Jeszcze chyba nigdy go takim nie widział. Przynajmniej nie w swoim towarzystwie oraz przy swojej żonie. Z resztą co do tego akurat się nie dziwił. Gospodarz przywitał się z nimi i zaprosił do środka.

Caleb lubił pana Ledwooda, mimo że nie mieli zbyt wiele styczności, to miał z nim kontakt mailowy. Jego podwładni nie narzekali na niego, szanowali i respektowali polecenia. Joshua, jego redaktor, dużo mu mówił o szefostwie. Prezes wydawnictwa był miłą i uprzejmą osobą, lecz gdy ktoś nadepnął mu na odcisk zmieniał się nie do poznania. Ale co? Powinien teraz mówić do szefa jak do teścia? Przecież od wczoraj nim był. W ogóle nie wiedział co powinien robić i jak się zachowywać. Był tą bezradnością i niewiedzą przerażony. Liczył, że nie zabawią tu zbyt długo i że nikogo prócz rodziców męża tutaj nie będzie.
Weszli do środka domu, on wjechał nie mając z tym problemów, gdyż podjazd był płaski i nie trzeba było wchodzić na ganek. Mieszkanie, a raczej willa była imponująca. Ściany były w kremowych kolorach. Na nich wisiało dużo zdjęć i innych fotografii. Jeśli chodzi o przestrzeń to było tu o wiele więcej miejsca niż w apartamencie Kaylora, teraz już także jego. Jednak kolorystyka nie przypadła mu do gustu, ale reszta jak najbardziej.
Zdjęli na przedpokoju, wielkości sali gimnastycznej, buty i skierowali się do salonu. Gdzie prowadził ich właściciel, choć jego mąż doskonale znał każdy kąt w tym domu. Od teścia wiedział, że to w nim wychował się Kaylor, gdyż jego rodzina mieszkała tu od lat. Obaj Ledwoodowie usiedli na podłużnej sofie stojącej naprzeciw stołu. On natomiast zatrzymał wózek obok siedzenia. Rozglądał się po wnętrzu domu. Mógłby pracować ciężko do końca życia, ale takiego bogactwa nigdy by się nie dorobił.

    - Przepraszam, że musicie czekać, ale gdy zadzwoniłeś Kaylor wszystko było na stole. A potem nie wiedząc kiedy przyjedziecie kazałem włożyć to z powrotem do lodówki.
    - Na drodze były koszmarne korki, myślałem że się z nich nie wydostaniemy. W końcu i tak musieliśmy pojechać objazdem. Wyjechaliśmy po zupełnie przeciwnej stronie miasta i trzeba było zawrócić.
    - No nic. Za chwilkę coś zjecie. Caleb, lubisz rybę? – zwrócił się do milczącego do tej pory blondyna. Obawiał się co będzie gdy ktoś taki jak Caleb zostanie sam na sam z jego synem, ale chyba wszystko było dobrze. Jednak zaraz i tak się upewni. Powiedział synowi co mu grozi jeśli w jakikolwiek sposób skrzywdzi Antrosę.
    - W zasadzie to raczej nie ma czegoś czego nie lubię. Zna pan ciocię.
    - Ach, no tak. Różnorodna kuchnia Abigail – zaśmiał się. – A wiesz, że kiedyś w szkole średniej na wycieczce gotowała dla mnie i Joe'go? Zrobiła zupę ze wszystkiego co znalazła w kuchni motelowej. Może nie wyglądało to zbyt smacznie, ale dało się zjeść.
    - Nie wiedziałem o tym, chociaż ciocia często mówiła o wujku.
    - A no widzisz.
    - Obiad na stole – rzekła kobieta ubrana w czarny strój pokojówki. Na jego oko miała około czterdziestu lat. Była tęga i dość niska.


~~* * *~~


Obiad składał się z kremowej zupy na pierwsze danie i kilku rodzajów ryby z pire na drugie. Do tego słabe, białe wino. Baner kazał je podać planując zatrzymać u siebie gości do wieczora, a do tego czasu Kaylorowi powinny wywietrzeć promile z krwi. Z drugiej strony, podawał mu alkohol pod nos, a zdawał sobie sprawę, że syn pije go aż nadto. Powinien to przerwać, próbował, lecz ile może powtarzać coś dorosłemu mężczyźnie, który sam nie widzi swojego problemu? Musi zacząć działać nim Kaylor uzależni się od alkoholu, wpadnie w nałóg i zniszczy sobie zdrowie.

    - Cieszę się, że mój syn okazał się odpowiedzialny i zajmuje się tobą. Przyznam szczerze, że martwiłem się o to.
    - Tato – warknął mężczyzna. Po cholerę ojciec wspomina takie rzeczy przy nim? Obeszłoby się bez tego.
    - Początkowo będzie trochę problemów. Wiem, że jestem dużym obciążeniem – usiłował powstrzymać cisnące się do oczu łzy robiąc dobrą minę do złej gry. Do końca życia pozostanie kłopotem, problemem, który ciągnie swoich bliskich w dół.
    - Gdyby Abigail cię usłyszała oberwałbyś w tą pustą głowę. Jakim cudem możesz jednocześnie być taki mądry i taki głupi?
    - Ale...
    - Żadnego ale. Jestem szczęśliwy mając takiego zięcia – złożył palce w piramidkę i pochylił się do przodu uśmiechając się. – A poza tym wasze prezenty tu są i czekają na właścicieli.
    - Miałem zamiar je dzisiaj zabrać, ale niech sobie na razie tu leżą. Nie zginą. A któregoś dnia...
    - Nie któregoś tylko najpóźniej jutro, Kaylor. Wszystko odkładasz na ostatnią chwilę. Rozpakowywanie podarunków to sama przyjemność.
    - Dobra – jęknął przeciągle wywracając oczami tak by ojciec nie widział.

Caleb to dla niego ktoś więcej niż zięć, osoba, z którą współpracuje. Skoro jest mężem Kaylora zamierzał traktować go jak swojego syna. Okazać mu rodzicielską troskę, wsparcie jak to przez lata robiła jego ciotka. Zwłaszcza, że nie miał ani ojca ani matki. Jednak to zupełnie inna historia. I tabu, więc rozmów na ten temat nigdy się nie słyszało. W dodatku charakter Antrosy jest trudny, mógłby nawet powiedzieć, że trudniejszy niż u Kaylora. Nie jest łatwo go do czegoś przekonać, a sam mężczyzna nie lubi zawierać nowych znajomości, nie jest łatwo się z nim zaprzyjaźnić. Domyślał się, że jego syn ma nie lada orzech do zgryzienia. Oni są małżeństwem i powinni czuć do siebie miłość, ale co tu mówić o miłości skoro ta dwójka to obce dla siebie osoby? Musi znaleźć jakiś sposób, by przekonać jednego do drugiego. Sami sobie nie poradzą. Kaylor i Caleb są jak ogień i woda. Miał nadzieję, że powiedzenie „Przeciwieństwa się przyciągają” nie jest czczą mrzonką.

    - Myśleliście może nad podróżą poślubną? – zapytał ni stąd ni zowąd Baner, a małżeństwo przerwało jedzenie i spojrzało się na mężczyznę ze zdziwieniem.
    - Tak, wyjedziemy sobie na wczasy – rozrzucił ręce na boki brunet mówiąc z kpiną.
    - A dlaczego nie? Każde małżeństwo powinno wyjechać gdzieś na miesiąc, a przynajmniej na parę tygodni. A zwłaszcza wy, który macie okazję spędzić czas razem i poznać się. Skoro sami o tym nie pomyśleliście to ktoś musiał.
    - Ale my pracujemy – zastrzegł Caleb, któremu od razu nie spodobała się wizja jakiegokolwiek wyjazdu. On najlepiej czuje się w domu i tam woli pozostać a praca była dobrą wymówką.
    - Właśnie – przytaknął Kaylor. Jemu także się nie uśmiechało przebywanie w towarzystwie męża dłużej niż to było potrzebne. A na wyjeździe tym bardziej. Nie miałby pod ręką Danna, który mógłby pójść z nim do pubu czy klubu i pomógłby oderwać się od Antrosy. Jak pomyśli, że musi mu usługiwać to na wymioty go zbiera.
    - No a co za problem wziąć urlop na jakiś czas? Kaylor i tak przychodzi do pracy kiedy mu to odpowiada, więc z nim czy bez nie będzie większej różnicy. A tobie dam dwa tygodnie na ewentualne dokończenie twojej pracy. Potem możecie pojechać, prawda?

Kaylor nie zamierzał dawać żadnej odpowiedzi patrząc się z wyzwaniem na rodzica. Nie zarejestrował nawet, że Antrosa pracuje dla jego ojca. Natomiast Caleb nie odezwał się słowem gapiąc się w swój talerz a potem próbując uciec się do innego rozwiązania, którym było powolne opróżnianie kieliszka. Mężczyzna denerwując się brakiem odzewu wstał i podszedł do nich. Pochylił się i powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.

    - Za czternaście dni pojedziecie w podróż poślubną. Jestem pewien, że wam się spodoba – nie miał wyjścia, jeśli ich nie zmusi oni nic nie zrobią w swojej sprawie. Musi tylko się upewnić, że Caleb nie zamknie się w pokoju i nie rzuci się w wir pracy, o swojego syna nie miał co się martwić w tej kwestii. Prędzej piekło zamarznie niż Kaylor weźmie się do roboty.
    - Ty nie odpuścisz, prawda? – zapytał poirytowany Kaylor.
    - Nic z tego – powiedział twardo.


~~* * *~~


Mimo upartego pana Ledwooda i jego ciągłego gadania o ich podróży to czas w rodzinnym domu Kaylora spędził całkiem znośnie. Jedzenie, które właściciel kazał przygotować było przepyszne. Zobaczył nowe miejsce, poznał z innej strony swojego szefa, dowiedział się paru nowych rzeczy. Nie było tragicznie, myślał, że będzie gorzej. Zastanawiał się jednak dlaczego nie było w domu matki Kaylora. Z tego co wiedział to ją miał, więc naturalne było, że się nad tym rozwodził. Lecz to nie jest jego sprawą i postanowił się nie wtrącać. Jeśli mąż chciałby mu powiedzieć coś na ten temat to zrobiłby to. Ale nie miał ku temu powodów.
Bał się, że gospodarz poda do stoły wykwintne dania, do których potrzebnych jest kilka zestawów sztućców. On z takich nie potrafił korzystać. Wystarczył mu jedne nóż, widelec czy łyżka. Na jego szczęście Baner nie był osobą, która chwali się wszem i wobec swoim majątkiem, nie zgrywa Bóg wie kogo. Poza tym znał go z opowiadań cioci. Ale wciąż było mu głupio. Zanim przyzwyczai się do obecnego stanu rzeczy minie dużo czasu. Nie potrafił sobie wyobrazić tego wyjazdu o jakim wspomniał pan Ledwood.


~~* * *~~


Miał ochotę krzyczeć. Znów to podnoszenie, dźwiganie Caleba. Dopiero co dotarli do apartamentowca, w którym zamieszkiwali. Jak tylko zaparkował samochód musiał pomóc wydostać się z niego mężowi. Dla niego to słowo jest naprawdę śmieszne. Mąż, też coś. Wchodzili właśnie do windy mającej zabrać ich na najwyższe piętro. Będąc w środku wyjął z kieszeni spodni komórkę i sprawdził na niej godzinę. Było po dziewiątej. Uśmiechnął się pod nosem, zaraz zadzwoni do przyjaciela.
Chwilę potem znaleźli się na odpowiednim piętrze i szybko odnaleźli swoje drzwi. Jak tylko przekroczyli próg nie patrząc się już na Antrosę powędrował do sypialni by wyjąć z niej nowe ubrania, w których zwykle wychodził do klubu. Zdjął z siebie dotychczasową odzież i porozrzucał ją po pomieszczeniu jak to miał w nawyku. Przebrał się w zwiewną, czarną koszulę slim oraz granatowe jeansy. Szybko ułożył włosy i chwyciwszy do ręki telefon wybrał numen Callaway'a. Nie musiał długo czekać na odpowiedź.

    - Hej, co robisz?
    - Właśnie wyszedłem od Loli. Och, bosko było – westchnął uśmiechając się czego oczywiście Ledwood nie mógł zobaczyć.
    - Świetnie – powiedział z przekąsem – chcę iść do „Lust”, idziesz ze mną?
    - Że jak? A co z Calebem? To wasz pierwszy dzień razem a ty już planujesz zwiać?
    - Nie pieprz. Zapytałem się czy idziesz?
    - Ktoś musi cię pilnować. Tylko może najpierw zapytaj się go czy czegoś nie potrzebuje albo pomóż mu w czym tam będzie potrzebował pomocy. I powiedz gdzie wychodzisz.
    - Tak, tak – machnął ręką – powiem. Spotkamy się na miejscu – odłączył się.

Kątem oka zarejestrował jak Antrosa wjeżdża do pokoju. No świetnie. Nie dość, że od rana był na jego zawołanie, pomógł mu ustawić jego rzeczy na półkach, rozpakować walizki to jeszcze miałby siedzieć z nim w domu? On prawie co noc wychodził i się bawił, nie zmieni swojego trybu życia, by dostosować się do niego. Poza tym od tygodnia nie miał nikogo w łóżku i dostawał na głowę. Jak on wytrzyma rok skoro po siedmiu dniach go skręca?

    - Wychodzę. Nie czekaj, bo nie wiem o której wrócę – rzucił krótko i nie czekając na jego reakcję wybiegł z domu. Jak tylko znalazł się za drzwiami poczuł się wolny jak ptak, jak jeszcze nigdy. Aż mu banan wyszedł na twarz. Jeszcze chyba nie zdarzyło się tak, że wychodząc z mieszkania dziękował Bogu za tą możliwość. Nie mógł już widzieć miny ani zachowania Caleba, kiedy on w pośpiechu wyszedł.

Kilkanaście minut później taksówkarz wysadził go na wprost jego ulubionego baru. Przyjaciel już tam był. Wyglądał na bardzo spragnionego informacji. Nie będzie go trzymał w niepewności, choć mógł to zrobić, by się na nim odegrać przez ten zakład. Ale opowie mu wszystko. W dodatku może mu się wyżalić i ponarzekać na męża.
Od dwóch godzin siedzieli na krzesłach popijając któregoś z kolei mocnego drinka. W uszach dudniła głośna muzyka, od której nie sposób było uciec. To utrudniało normalną rozmowę, żeby coś zrozumieć musieli mówić do siebie głośno, by przekrzyczeć melodię, która zmieniała się co kilka minut. Było mu niesamowicie dobrze. Wyluzował się, zrelaksował. Mógł stwierdzić, że jeszcze nigdy nie miał tak stresującego dnia. Powiedział to na głos a przyjaciel parsknął śmiechem.


    - Gdybyś był przyzwyczajony do pracy albo myślał o kimś więcej niż o sobie i swoim ego, to byłoby dobrze.
    - Pierdzielisz bzdury. Jakby ten gówniarz mnie obchodził. Nie ma nic do zaoferowania, nawet jego ciało mnie nie satysfakcjonuje.
    - Gówniarz? Mówiąc to wiesz ile ma lat?
    - Dwadzieścia cztery.
    - Sześć lat równicy. Też mi coś. Moja ostatnia miała osiemnaście.
    - Pedofil – rzucił Ledwood raptownie śmiejąc się z miny Danna. Mężczyzna zaczął się od razu tłumaczyć, że wyglądała na starszą i myślał, iż skończyła dwadzieścia jeden lat.
    - Czy mnie oczy nie mylą? Kaylor? – słysząc swoje imię zwrócił się w stronę, z której dochodził głos. Zobaczył tam młodego ciemnowłosego chłopaka, którego jakiś czas temu spotkał w pubie, ale nie miał czasu zarwać bo ten się bardzo spieszył. Teraz poznawał, bo tamten bardzo mu się podobał, a takich zapamiętuje, przynajmniej z wyglądu.
    - Hej kotku. Co słychać? – podparł się na ręce i uważnie obrysował sylwetkę młodego.
    - Ostatnim razem gdy się widzieliśmy obiecałeś mi rundkę. Jeżeli masz ochotę to ja bardzo chętnie znajdę się z tobą w łóżku. Niedaleko jest hotel. Idziemy?

7 komentarzy:

  1. On nie wytrzyma roku jak już po pierwszym dniu dochodzi do takiej sytuacji...... Ale zabawnie będzie czytać jak się stara nie przegrać. Czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś skończyć w takim miejscu T.T Jestem cholernie ciekawa co będzie dalej z Calebem, mam nadzieję, że pójdzie na jakieś rehabilitację i zacznie chodzić *_*
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!!!!

    Katrina

    OdpowiedzUsuń
  3. Izzi pisałaś wcześniej, że niedługo skończysz ten tekst dlatego mam pytanie czy myślałaś aby odpłatnie udostępnić swoje opowiadanie? Ja chętnie je zakupię tak jak to robię w przypadku tekstów Luany. To bardzo wygodna forma dla mnie jako czytelnika a i myślę, że i autorzy są zadowoleni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam jej teksty :) Myślałam na sprzedażą swoich opowiadań i bardzo się cieszę, że znajdą się osoby chętne je kupić, ale to dopiero w przyszłości. Na dzień dzisiejszy udostępniam je na blogu. Gdy skończę nieznane uczucie to prześlę Ci je za darmo, bo dlaczego miałabym robić to odpłatnie skoro tutaj jest za darmo?
      izzi3700@gmail.com w wiadomości na ten adres prześlij mi swój, a jak skończę opowiadanie to Ci je podrzucę :D

      Usuń
    2. Ej ja też chcę kupić, jeśli chcesz możesz udostępnić za grosze lub bezpłatnie chętnie mam pdf-y rzeczy które lubię.:-)

      Usuń
  4. Tylko podejść do Kaylora i dać mu w twarz za takie zachowanie! Jak może tak traktować Caleba! Co za nieczuły cham!
    Caleb trzymaj się ciepło :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    dlaczego Bannet nie widział, że Kaylor wysiadł z samochodu i zostawił w nim Celeba? albo jak go podnosił? nawet nie zarejestrował, że ten pracuje dla jego ojca, nie wyrzyma jak już takie rzeczy się dzieją...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń