Powered By Blogger

niedziela, 19 czerwca 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 2


Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania :D




Przekręciwszy się na drugi bok wyczuł błądzącą tam dłonią, że druga połowa jego łóżka jest zimna. Musiała być pusta już od dłuższego czasu. Skoro tak, nie pozostaje mu nic innego jak naciągnięcie na siebie reszty kołdry i zrobienie z niej kokonu owijającego jego całego. Wiedział, że jak tylko spróbuje podnieść się wczorajsza noc da o sobie znać. Do pracy nie zamierzał dziś wstawać zostawiając wszystko w rękach ojca. Świat się nie zawali jeśli jeden czy dwa razy zrobi sobie wolne. Umknął mu jednak fakt, iż nie poinformował prezesa o swojej nieobecności. Łóżko było takie wygodne, że postanowił nie wychodzić z niego przez cały dzień.
Jego plany poszły się paść w momencie, gdy zadzwoniła komórka. Gdyby miał ja pod ręką rzuciłby nią o ścianę lub podłogę, zależy co bliżej się znajdowało, ponieważ przez dużą ilość alkoholu stracił orientację, a w głowie wciąż szumiało i wirowało. Zanim usadowił się na skraju materaca urządzenie przestało wydawać z siebie dźwięki. To dało mu czas na powleczenie się do łazienki i zrobienie ze sobą porządku. Puścił do wanny gorącej wody, przemył twarz nad umywalką i wrócił do sypialni, w czasie, gdy komórka znów go wołała. Odgłos dochodził spod kupki wczorajszych ubrań. Zgiął się powoli w pół sięgając po zdobycz. Nie spoglądając na wyświetlacz nacisnął zieloną słuchawkę. Nie musiał długo się zastanawiać kto próbuje się do niego dobić.

    - Jeśli myślisz, że możesz zaniedbywać swoje obowiązki to się grubo mylisz! - rozległ się wściekły głos, który uderzył w niego z siłą huraganu i sprawił, że promile z jego krwi nagle wyparowały.
    - Ciszej! Czy ty zawsze musisz się tak wydzierać! Nie jestem niedosłyszącym starcem. W przeciwieństwie do ciebie - dodał ostatnie zdanie w myślach. - Poza tym po cholerę dzwonisz do mnie z samego rana? Do pracy nie przyjadę na silnym kacu, więc mógłbyś dać mi pospać - podrapał się po głowie i skierował do łazienki. Zakręcił gorącą wodę i puścił zimną.
    - Rano?! Kpisz sobie ze mnie, Kaylor?! Jest wpół do czwartej! Popołudniu, jeśli miałbyś jeszcze jakieś obiekcje!
Wytrzeszczył szeroko oczy. Niemożliwe żeby przespał cały Boży dzień. Przeszedł z powrotem do sypialni ignorując bajzel w całym pomieszczeniu. Skierował się do dużego, prostokątnego okna, które pełniło również funkcję drzwi na dwumetrowy balkon. Odsłonił granatową zasłonę, a w jednej chwili uderzyły w niego oślepiające promienie słońca. Zacisnął mocno oczy i jęknął w niezadowoleniu. Nie zdawał sobie sprawy, że jest tak późno.

    - Teraz tym bardziej mi się nie opłaca nigdzie jechać.
    - Już ja ci dam nie opłaca! Wszystko się opłaca! Masz godzinę na doprowadzenie siebie do stanu używalności, wsadzenie tego leniwego tyłka do taksówki – a tylko spróbuj przyjechać swoim samochodem – i na stawienie się w moim gabinecie. Rozumiemy się!?
    - Tak, tak. Będę za trzy godziny - machnął lekceważąco ręką.

Zakończył połączenie i rzucił telefon na skołtunioną pościel. Poduszki leżały po obu stronach łóżka, prześcieradła nie było na większości materaca, a kołdra wychodziła z poszwy. Zatrzymał na tym obrazie wzrok i mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Nieźle musieli wczoraj poszaleć – on i osoba, którą gościł. Patrząc na to nawet trochę żałował, że nic z tego nie pamięta, zastanawiał się także jak, w takim stanie, dotarli do jego domu. Możliwe, że w tamtej chwili pożądanie wzięło górę i kontrolował to co robił, a raczej jego ciało zadziałało instynktownie chcąc znaleźć się w miejscu, gdzie ciekawskie pary oczu go nie dosięgnął. Nie miał najmniejszego zamiaru robić tego w dark roomie w klubie. Teraz jednak cieszył się, że kimkolwiek był jego kochanek, ulotnił się zanim on wstał.
Wyjął z szafy czysty zestaw ubrań, a brudne chwycił w rękę i wchodząc do pomieszczenia wrzucił je do kosza na pranie. Zamoczył się w przyjemnej wodzie, do której chwile wcześniej wlał płyn do kąpania i różany olejek, będący jego ulubiona i nieodłączną częścią kąpieli. Co z tego, że jest facetem, uwielbiał ten zapach. Odchylił głowę i zamknął oczy, znów będzie się musiał użerać z irytującymi go ludźmi, ojcem, który będzie gadał wciąż o jednym i tym samym. Jedyne co może jeszcze go spotkać dobrego w tym dniu to Dann i kieliszek whisky, niestety będzie musiał poczekać do wieczora aż obaj skończą pracę.
Całe pomieszczenie było kształtu dużego kwadratu, obłożone niebieskimi płytkami na ścianach, a na podłodze czarno białymi. Po jednej stronie stała duża wanna, a po drugiej unowocześniony prysznic. Toaleta była połączona z łazienką. Na ścianie przeciwległej do tej, przy której znajdowała się wanna uchylone było okno wpuszczające do środka ciepłe powietrze.
Po odprężającym odpoczynku po całym dniu spania wytarł się i ubrał na naszykowany strój, na który składała się błękitna koszula, granatowy garnitur i krawat w kropki. Szybko zgolił trzydniowy zarost i zaczesał czarne włosy sięgające mu do karku. Po wszystkich niezbędnych czynnościach przeszedł do kuchni i zrobił sobie mocną kawę. Nie spieszył się na spotkanie z ojcem, ponieważ ten zamiast dać mu święty spokój jakiego sobie życzył, postanowił zrobić mu na złość i specjalnie kazał przyjechać do firmy, doskonale wiedząc w jakim stanie się znajduje, a nawet jeśli nie, to i tak powinien zająć się wszystkim sam.
Dwie godziny później zamawiał telefonicznie taksówkę, która miała podjechać pod apartamentowiec za kwadrans.



~~* * *~~



Abigail dzwoniąc do Bannera w zamiarze miała porozmawiać z mężczyzną przez telefon, chciała się go tylko poradzić w niektórych kwestiach, nie spodziewała się jednak, że ten, pomimo napiętego grafiku zaprosi ja na spotkanie w swoim wydawnictwie. Zdawała sobie sprawę, że gdy ona do niego zadzwoni przyjaciel będzie zajęty, ale i tak zrobiła to co chciała. Stała właśnie przed wysokim na kilkanaście pięter szklanym wieżowcem. Weszła do środka i bez chwili wahania skierowała się na poziom, na którym urzędował Ledwood. Przywitawszy się z sekretarką zapukała do drzwi gabinetu i zeszła gdy głos mężczyzny ja zaprosił.
W czarnym fotelu, za biurkiem siedział pięćdziesięcioletni mężczyzna. Gdy tylko zobaczył gościa wstał ze swojego miejsca i podszedł do kobiety pokazując, że cieszy się z ich spotkania i powinni widywać się częściej. Banner był postawnym mężczyzna, nieco przy kości i siwymi włosami na głowie. Ubrany był w białą koszulę i ciemne, długie spodnie. Marynarka wisiała na krześle. Zaprosił kobietę gestem ręki żeby usiadła na niewielkiej sofie znajdującej się prostopadle do jego biurka. Kazał jeszcze sekretarce zaparzyć dwie herbaty i przysiadł się.

    - Wymogłeś ma mnie tę wizytę, mimo że masz pracę.
    - Zrobiłem to, ponieważ dawno się nie widzieliśmy, a ty zdawałaś się mnie unikać.
Wcale tego nie robiła, przynajmniej nie umyślnie. Nie chciała dzielić się z nikim swoimi problemami, choć teraz potrzebowała się wygadać.

    - Nie wiem co robić - na to stwierdzenie Ledwood nie ukrywał swojego zdziwienia.
    - Co cię gryzie? - zamoczył usta w gorzkiej herbacie przyniesionej przed chwilą przez panią Dorothy będącą jego sekretarką od wielu lat.
    - Wiesz, że pracuję jako guwernantka. Problem w tym, że moja firma nie ma dla mnie stałego zatrudnienia. Mój szef kontaktował się z dwoma przedstawicielami takich spółek w Europie. Dostałam obiecującą ofertę. Wysłaliby mnie do Francji do rodziny u której miałbym zamieszkać. Z tego co wiem mają szóstkę dzieci, więc miałabym co robić, a płaca jest świetna.
    - Więc o co chodzi? - spojrzał się na nią zatroskany.
    - O Caleba. Nie mogę zabrać go ze sobą.

Jak tylko Abigail wypowiedziała imię siostrzeńca, zrozumiał o co się martwiła. Poznał tego chłopca lata temu, gdy przyjaciółka zdecydowała się go adoptować. Ostatni raz miał z nim do czynienia podczas zawierania kontraktu, na mocy którego jego książki miało wydawać wydawnictwo „ToK” - Treasury of Knowledge

    - Boisz się, że sobie nie poradzi - stwierdził.
    - Nie chcę robić z niego nie wiadomo jak niedołężnego, ale prawda jest taka, że on sam w domu... Potrzebujemy pieniędzy, więc oczywistym jest, że pojechałbym do Francji, nie tylko z powodu pracy, bo zawsze chciałam zwiedzić ten kraj. Jest piękny i ciekawy, posiada również wiele zabytków, a kuchnia jest...
    - Tak, wiem - zaśmiał się unosząc ręce w geście obronnym. Nie on jedyny znał zamiłowanie Antrosy do potraw z całego świata.
    - Właśnie. Gdyby miał kogoś kto mógłby się nim odpowiednio zająć.
    - Zająć mówisz... - prezes zamyślił się i postukał się palcem po brodzie.

Nagle do jego głowy wkradł się znakomity pomysł, a pokazując kobiecie szczery uśmiech upewnił ją, że coś wymyślił. W momencie gdy miał powiedzieć o co chodzi drzwi do jego gabinetu otworzyły się z rozmachem, a do wnętrza wparował wysoki, przystojny i elegancki mężczyzna najwyraźniej niezbyt zadowolony. Baner poderwał się z sofy i podszedł do – jak mniemała – swojego syna.

    - Mówiłem, że masz być w ciągu godziny, a ty przyjechałeś o wiele później! Wstyd mi przynosi taki potomek! Gdyby nie obecność Abigail, nie kontrolowałbym się!
    - To twoja wina, że ściągasz mnie do pracy kiedy mógłbym nadal spać.

Abigail Antrosa przysłuchiwała się tej głośnej rozmowie z irytacją. Czy mężczyźni muszą się tak wydzierać?!

    - Myślę, że już czas na mnie - dopiła chłodny już napój i wstała.
    - Moja droga, nie skończyliśmy rozmowy, racja? Co zrobisz z wyjazdem?
    - Oczywiście nigdzie się nie wybieram - poczuła na sobie przewiercający na wpół wzrok młodego Ledwooda. - Jeśli nic się nie zmieni po prostu odejdę z pracy i znajdę inną. Mogę nawet sprzątać komuś mieszkania, byle mi płacili.

Kaylor idąc na spotkanie nie spodziewał się zastać elegancko ubranej kobiety z włosami związanymi w niedługi warkocz wraz z ojcem. Zastanawiał się co ci dwoje mają wspólnego. Czyżby ojciec sobie kogoś znalazł? Z resztą to nie jego sprawa. Podszedł do biurka i oparł się o nie tyłkiem krzyżując ręce na piersi. Spostrzegł jak prezes wychodzi wraz ze swoim gościem na korytarz każąc jemu czekać.

    - Abi, zaczekaj. Mam pomysł - szepnął tak żeby sekretarka nie słyszała ich krótkiej dyskusji. Ufał swoim ludziom, tą kobietę lubił, ale nie chciał by jakieś niepowołane osoby dowiedziały się o tym, co zrodziło się w jego głowie.
    - Bannerze, doceniam to, że mnie wysłuchałeś i chcesz mi pomóc, ale...
    - Znalazłem rozwiązanie twojego problemu i mojego problemu z synem - posłał jej intrygujący uśmiech po czym złapał za ramię i nachylając się do jej ucha opowiedział o wszystkim.

Ojciec wrócił dobre dziesięć minut później wyraźnie szczęśliwy z jakiegoś powodu. Zasiadł za swoim miejscem pracy wskazując miejsce do siedzenia jemu. Spodziewał się ostrego opierdolu. Przyjechał do koncernu na kacu, spóźniony cały dzień, nie okazywał nawet przejawów skruchy, w dodatku zrobił ojcu na złość. Tata zachowywał się tak jakby głośna i niezbyt przyjemna wymiana zdań sprzed chwili nie istniała.

    - Zakochałeś się czy jak? - zadrwił Kaylor przyglądając się nieobecnemu wzrokowi mężczyzny. - To twoja kochanka?
    - Nie - znów spojrzał na syna siląc się na spokój. - Stara przyjaciółka.
    - Ale chciałbyś żeby była kimś więcej, co? - pochylił się do przodu opierając łokcie na kolanach próbując odwlekać ich rozmowę w nieskończoność.
    - Nie - warknął. - Poza tym Kaylor, co cię to obchodzi? Ja nie dopytuje się ciebie czy kogoś masz albo kiedy i z kim sypiasz.
    - Nie no, wcale! Za każdym razem jak się widzimy ty zaczynasz temat małżeństwa i mówisz, że powinienem stworzyć stały związek! Rzygam już tym! O takich sprawach nie będziesz decydować. Nie potrzebuję problemów związanych z byciem w związku.
    - Jak mogłem zapomnieć. Przecież ty wolisz przygodny seks jak twoja matka.
    - Nie zaczynaj. Gdybyś częściej bywał w domu mama by cię nie zostawiła.
    - Co ty mówisz? Od dawna wiedziałem, że zdradzała mnie na prawo i lewo, nie było po powiązane z pracą czy czymś innym. Jaka szkoda, że charakter masz po niej.
    - Masz mi coś ważnego do powiedzenia czy ściągnąłeś mnie tu na darmo?


Nic sobie nie robił z tych słów. Miał rację, ale prędzej piekło zamarznie niż on powie to na głos. Mama była bardzo urodziwą kobietą i doskonale zdawał sobie sprawę z tego co robiła. Zdradzała jego tatę od wielu lat, lecz dowiedział się o tym gdy przyłapał ją na gorącym uczynku w wielu dwudziestu lat. Prosiła żeby zachował to w tajemnicy, nie przychodziło mu to łatwo, ale zrobił jak go o to prosiła. Jak zawsze miał dobre kontakty z rodzicielką, tak od tamtego incydentu unikał konfrontacji z nią. Obwiał się, że mógłby powiedzieć coś czego później zapewne by żałował. Z biegiem lat jego stosunki z matka uległy dużej zmianie na gorsze. Jego rodzice wzięli rozwód. Nie było mu szkoda żadnej ze stron. Z matką sam urwał kontakt nie chcąc mieć z nią do czynienia, zresztą ona także nie kwapiła się do jakiejkolwiek poważnej rozmowy z nim. A z ojcem od zawsze się kłócił, przeważnie o błahostki, które przeradzały się w poważne konflikty i potrafiły trwać kilka tygodni. Lecz nawet jeśli próbował się tego wypierać tata zawsze był dla niego wsparciem, którego potrzebował jako młody mężczyzna. A gdy dowiedział się o jego pociągu do mężczyzn zaakceptował to szybciej niż Kaylor sobie to wyobrażał.

    -Akurat do pewnej sprawy jesteś mi potrzebny. Chodzi o dział sprzedaży...


~~* * *~~


W taksówce, którą musiała zamówić zastanawiała się nad pomysłem przyjaciela. Był szalony. Nieodpowiedni, idiotyczny, niepoważny, zdumiewający i bardzo intrygujący. Musiała przyznać, że w życiu by na coś takiego nie wpadła, ale sama idea i cel uświęcała środki. Musi koniecznie porozmawiać z Calebem i jeśli oboje dobrze to rozegrają, ona i Ledwood upieką dwie pieczenie na jednym ogniu.


~~* * *~~


Do domu wrócił późno, gdy niebo było już kompletnie ciemne, a na jego tle migotały gwiazdy. Wieczorny spacer z Lilith dobrze mu zrobił po całym dniu stresu jakiego się nabawił. Na dworze wiał chłodny wiaterek dający wytchnienie od panującego od kilku dniu upału. Niebo było prawie bezchmurne, jeśli nie liczyć kilku obłoczków wędrujących po nim. Prawie puste ulice oświetlało mnóstwo lamp ulicznych oraz świateł wydobywających się z okien budynków naokoło nich.
W drodze powrotnej Lilith zadzwoniła do pana Ravezy, ponieważ nie chciała późnią nocą wracać sama do domu, w dużym mieście nigdy nic nie wiadomo. Caleb był tego samego zdania, gdyby był sprawny zadbał by o jej bezpieczeństwo, lecz w stanie, którym się znajdował niewiele mógł zdziałać.
Jego zdaniem to był główny powód do wstydu, bo nie miały znaczenia relacje jakie ich łączyły, choć była to czysta bratersko – siostrzana miłość, ale to czy jest w stanie zadbać o osobę słabszą. Niestety to on był tą słabszą osobą. Mógł być odważny, silny w rękach, dobrze zbudowany i gotowy na wszystko, ale gdyby przyszło co do czego to nie miałby najmniejszych szans. Nie może ruszyć się z wózka, bardzo mu to uwłaczało.
Po dostaniu się na górę do mieszkania, co zrobił za pomocą windy, zastał ciotkę w swoim pokoju przygotowującą mu łóżko do spania. Rozłożyła je, po czym naścieliła białe prześcieradło. Zasłała mebel dużą poduszką i kołdrą ubraną w pościel ze statkami pływającymi po granatowym morzu. Zajęta czynnością i cichym nuceniem pod nosem jakiejś nieznanej mu piosenki nie zauważyła go. Chyba była w dobrym humorze co wnioskował po uśmiechniętej twarzy i kołysaniu jej bioder w takt melodii, którą nuciła. Nie mógł powstrzymać śmiechu, dopiero wtedy zorientowała się, że wrócił.

    - Patrzenie na ciebie w takim stanie to sama przyjemność.
    - Tak, bo dla młodego mężczyzny nie ma nic lepszego od podstarzałej babki kręcącej dupą to w prawo to w lewo.
Pokręcił z rezygnacją głową, choć miał ochotę znów się roześmiać.
    - Ty podstarzała? Zabawne ciociu. Wydarzyło się coś dobrego?
    - W zasadzie to tak - jej twarz przybrała tajemniczego wyrazu. Czekał aż kobieta powie mu co się takiego stało, lecz ona udawała jakby nie widziała jego ciekawskiego wzroku, zamiast odpowiadać na pytania siostrzeńca zajęła się układaniem równo kołdry na łóżku.



~~* * *~~


W barze „Lust”, do którego Kaylor od lat uczęszczał jak zwykle były tłumy. Miejsce miało bardzo dobrą reputację i wiele do zaoferowana. Muzyka, którą tu puszczano różniła się od tej w typowych pubach. Miała podobać się różnym klientom, do tego oni sami mogli decydować czego chcą słuchać zamawiając miejsce w kolejce do odtwarzacza i dzielić swoimi ulubionymi utworami z innymi. Jedzenie było dobre a picie jeszcze lepsze. „Lust” miało kilku utalentowanych barmanów, którzy posiadali prawdziwą smykałkę w tym co robili.
Po jednej stronie dużego pomieszczenia znajdował się bar, przy którym ustawionych było siedem wysokich krzeseł. Po drugiej, przy czarnych szybach stały stoły dla gości. Środkiem był ogromny parkiet, na którym przewijało się od groma ludzi. Zawsze było tam głośno, ale dla Ledwooda właśnie to miejsce było jego oazą spokoju. Przychodził tam od rozpoczęcia studiów, później pokazał to miejsce Dannowi. Najlepsze jednak co mogło tu być to to, że bar odwiedzały osoby różnych orientacji seksualnych. Były tu pary hetero i homo, zdarzali się nawet transwestyci, ale nikomu nie przeszkadzała obecność tych drugich. I właśnie dlatego – jego zdaniem – było tu tak wspaniale.
Przyglądał się morderczym wzrokiem Callaway'owi, który przed chwilą zakrztusił się swoim drinkiem wysłuchawszy opisu jego całego dnia. Kretynowi było do śmiechu, lecz jemu nie. Był jak chmura gradowa, gdy wypadł z gabinetu ojca. Wszyscy schodzili mu z drogi z obawą, że zostaną przez niego zgromieni. Wtedy miał szczególną ochotę na obrzucenie potokiem przekleństw osoby, które najczęściej grały mu na nerwach. Panował nad sobą ostatkami sił. Samochód posłałby na złom a idiotę, który prawie w niego wjechał wyklął. Cały dzień, a w zasadzie to co z niego zostało, gdyż większą część dnia przespał, był nie do zniesienia. Żałował, ze zaczął szukać rano tego cholernego telefonu.
Zamoczył usta w swoim ulubionym ballantine's próbując zignorować irytujący uśmiech wieloletniego przyjaciela.


~~* * *~~


    - Możesz mi w końcu wyjaśnić o co chodzi? - zaczynał się denerwować, podczas gdy ciotka najwyraźniej świetnie się bawiła. Robiła mu na złość kręcąc się po całym domu wiedząc, że jemu trudno się w nim poruszać. Podejrzewał, że unikała z nim rozmowy bo coś ukrywała. Ciekawiło go, czy informacja, którą ukrywa Antrosa była dobra, czy zła.

Od powrotu do domu dużo myślała nad tym co wymyślił Banner. Była jak najbardziej za. Cały ten czas uważała, że świetnie to wymyślił i to z obopólną korzyścią dla nich oboje. Jednak gdy Caleb wrócił do domu pewność, że robią dobrze zniknęła jak bańka mydlana. Przecież to chodzi głównie o dobro jej siostrzeńca, a to ona mu tu ustawia życie jakby miała pewność, iż mężczyzna zgodzi się na wszystko co mu zaproponuje. Ogarnęła ja panika i jak chciała mu wszystko wyjaśnić jeszcze parę minut temu, tak teraz zamierzała milczeć, choć zdawała sobie sprawę, że Caleb szybko wyczuwa gdy ktoś kłamie. Miał jakby szósty zmysł. Po głosie, mimice twarzy ułożeniu kończyn i kilku innych czynników potrafił świetnie rozszyfrować to, czy ktoś w danym momencie mówi prawdę, kłamie lub zataja przed pewne fakty.

    - Dobra, ja muszę się umyć bo jestem cały spocony i śmierdzę. Ale zawsze mogłabyś mi powiedzieć to podczas kąpieli.
    - Cierpliwości trochę, Calebie - założyła na siebie te bardziej znoszone ciuchy, w których chodziła po domu, bo nie przebrała się w nie odkąd wróciła ze spotkania z Banerem. Wcisnęła się w dresowe spodnie na trzy czwarte, koloru pomarańczy i tegoż samego koloru bluzkę na krótki rękaw. Jak i w domu tak i na dworze nadal było bardzo ciepło, a ona nie może w takich warunkach nic robić. Zawsze gdy nastawało lato coś wysysało z niej wszystkie siły. Często bywała marudna i senna.

Wróciwszy ze swojego pokoju na korytarzu zobaczyła zamykającego drzwi frontowe blondyna. Na kolanach miał już przygotowaną piżamę czyli malachitową bluzkę na ramiączka i czarne spodenki z sięgające do kolan z cienkiego materiału oraz bokserki. Kobieta podeszła do niego i chwyciwszy za rączki od wózka zawiozła go do niedużej łazienki, w której ledwo się mieścił. Ustawiła jego „pojazd” tak, aby móc go później z niego swobodnie wyciągnąć nie siłując się z tą maszynerią. Zaczęła napuszczać do wanny wodę mieszając ze sobą jej temperaturę. Nie wlewała jej dużo, lecz na tyle by piana, gdy ją zrobi wlewając płyn do kąpieli, zasłaniała kroczę mężczyzny. On w międzyczasie zaczął się pozbywać koszuli oraz spodni siłując się z nimi dłuższą chwilę, ale w końcu dał sobie radę. Został jedynie w majtkach. Zakręciła oba kurki sprawdziwszy temperaturę cieczy. Była w sam raz, Cal się nie poparzy i nie będzie mu zimno jak tylko chwile dużej tam posiedzi.
Nachyliwszy się nad mężczyzną złapała go pod ramionami i ścisnęła mocno starając się go utrzymać choć na krótką chwilę. Jęknęła pod wpływem jego ciężaru, gdyż za lekki to on nie był ale kobiety tak drobnej jak ona.
Nie miał pojęcia jak ona to robi. Dzień w dzień od kiedy się urodził ona podnosiła go z wózka, co z wpływem lat robiło się coraz cięższe, zważywszy na jego wiek, i sadzała na brzegu wanny by on potem przy jej pomocy mógł się tam zsunąć. Podziwiał tą kobietę, był jej wdzięczny i nawet do końca życia nie będzie w stanie spłacić długu za tak bardzo potrzebną przy podobnych czynnościach pomoc. Przyzwyczajeni do ciężkich zmagań z rzeczywistością oboje nie mieli już więcej problemów. Wanna nie była jakaś specjalnie duża, jednak mieścił się w niej.
Obserwując ciotkę, która odkręciła wodę tym razem puszczając ją do rączki od prysznica, chciał żeby to jak najszybciej się skończyło. Nienawidził tego! Miał dwadzieścia cztery lata, a jego ciocia musi mu pomagać nawet w umyciu się bo sam nie dałby sobie rady, w korzystaniu z ubikacji tez był zmuszony prosić ją o pomoc. A w zasadzie to on jej o to nie prosił bo prędzej spaliłby się ze wstydu tak jak teraz to robi. Wiedział, że gdy był mały to ona zmieniała mu pieluchy a później myła jak teraz, lecz wtedy był dzieciakiem. Nie zdawał sobie sprawy z tego, co się tak właściwie dzieje i dlaczego powinien się wstydzić. Od kiedy zaczął dojrzewać takie rzeczy przychodziły mu bardzo trudno. I co z tego, że ciotka wie, co on ma pomiędzy nogami i że mężczyźni nie używają tego tylko do sikania, niemniej zawsze był zażenowany. Już chyba by wolał, żeby robił to mężczyzna. Ta, gdyby jakiegoś miał, a nie ma i mieć nigdy nie będzie.
W pełni rozumiała go, był dorosły, to że ona musi go szorować uwłaczało mu. Starała się robić to najszybciej jak mogła, aby siostrzeniec nie musiał modlić się, żeby ziemia się rozstąpiła i pochłonęła go całego. Głupio się czuła patrząc na niego siedzącego w wannie w majtkach, i zabawnie to wyglądało jak również cała czerwona twarz blondyna, nie protestowała. Skoro on nie chce żeby go widziała, nie będzie go do tego zmuszać, ma pełne prawo do wstydu, lecz w jej mniemaniu powinien wyluzować, przecież oboje przechodzili przez to tak wiele razy, że już nawet nie pamięta.
Pochwyciwszy gąbkę nalała na jej szorstką stronę żelu do ciała dla mężczyzn i zaczęła szorować wpierw plecy mężczyzny garbiącego się, żeby dać jej swobodę ruchów i dotarcie do samego dołu gdzie resztę ciała zakrywały majtki. Później przeniosła się na ramiona, ręce, brzuch.
Oparł się plecami o zimną ścianę dającą ukojenie od panującej w łazience sauny. Czuła jak cała twarz go pali. Miał ochotę zakryć sobie ją dłońmi, ale wiedział, że zaraz dostał by opiernicz, bo jest przewrażliwiony na punkcie swoich intymnych części ciała. Uważnie obserwował jak blondynka z ciemnymi odrostami siada twarzą do niego wyciągając jedną jego nogę i kładzie ją sobie na kolanach. Widzi jak jej dotyka, widzi gąbkę na nich i widzi jak się porusza, jednak nic nie czuje. Ani dotyku, ani zimna gdyż wyciągnęła ją z ciepłej wody. Nic. Kompletnie nic. Gdyby nie widział tego wszystkiego nie zdawałby sobie sprawy, że ktoś mu coś robi z nogami. Przerażało go to od kiedy zdał sobie sprawę w dzieciństwie, że jednak powinien coś czuć. Bolało, bardzo bolało. Przyglądając się czynności kobiety powróciły myśli, od których starał się uciekać, lecz te zawsze go doganiały. Jak to jest gdyby uderzył się o coś albo złamał nogę, albo poparzył się czymś, albo czuł szorstkość tej gąbki na nich tak jak odczuwał to w innych miejscach ciała. Jak to byłoby chodzić, stąpać po piasku, trawie, poruszać się samemu. Jak zwykle zaraz odgonił nieprzyjemne myśli i zastąpił je innymi.
Kiedyś nie miał wyćwiczonego ciała, przez co był słaby i nie umiał nawet podnieść się z wózka. Od kiedy skończył piętnaście lat wziął się za trenowanie go. To mu bardzo pomogło, ponieważ dzięki temu, że ma siłę w mięśniach, lecz tylko tych w ramionach i barkach oraz brzuchu, niektóre czynności może wykonywać sam. Tak jak z wstaniem z łóżka i wsiąściem na wózek, czy też zejście z niego.
Abigail bardzo żałowała, że nie stać jej było na usprawnienie łazienki, zamontowanie tam specjalnych rączek, dzięki którym mężczyzna doskonale poradziłby sobie sam, nawet w toalecie, przytrzymując się i wstając z wózka. To potrafił, ramiona miał dobrze wyćwiczone.

    - Skoro jesteś aż tak wstydliwy resztę zrób sam, zawołaj mnie gdy się do końca umyjesz - rzuciła, na podłodze położyła mu ręcznik, tak aby go na pewno dosięgnął, do wytarcia się i przykrycia, gdy ona tu wróci aby znów posadzić go na wózek. Westchnęła i wyszła zostawiając go tam z chwilą prywatności, której i tak miał minimum. Nie raz mu mówiła, że tym zakrywaniem się sprawia sobie jeszcze więcej kłopotów i trudności niż jest to tego warte, ale nic nie poradzi, taki ma charakter i nijak się nie oduczy tej nadmiernej wstydliwości. A może przez to, że jest jego ciotką?


Nareszcie mógł się zrelaksować. Naprawdę nienawidził swojej bezradności. Gdy ciocia go myła przez myśl mu przeszło, że nie wstydziłby się tak bardzo gdyby to był mężczyzna. Chociaż teraz po głębszym zastanowieniu się nie wiedział czy to zaraz byłoby lepiej. Myśl, że jakiś mężczyzna miałby go zobaczyć nagim, dotykać... To sprawiło, że po jego kręgosłupie przebiegł elektryzujący dreszcz, stwierdził, że mu się podobał, był bardzo przyjemny, ale z drugiej strony jego żołądek zawiązał się w supeł i przeszyły go wątpliwości.
Jak zwykle ze zdjęciem mokrych opinających ciało bokserek były problemy, najwięcej z podniesieniem bioder, co musiał zrobić podpierając się na rękach, i zdjęciem jedną z nich ubrania. Później kolejne ze ściągnięciem ich z nóg, musiał pochylić się do przodu dotykając umięśnioną klatką piersiową nieruchomych kolan.
W końcu zabrał się do umycia ud, penisa i tyłka. Dotykał swoich „martwych” ud ignorując kłucie w piersi.
Gdy skończył codzienną tak ciężką czynność zawołał ciotkę, która używając całej swojej siły wyciągnęła go z wanny i znów posadziła na jej brzegu. Wytarła go ręcznikiem jak zwykle unikając intymnych okolic. Prawie palił się ze wstydu. I pomyśleć, że do końca życia będzie tak egzystował. Był żałosny. Do niczego. Nie był prawdziwym mężczyzną, lecz nic nieumiejącym zrobić nieudacznikiem. Ile on jeszcze będzie musiał przysparzać cioci problemów i zmartwień? Jest tylko ciężarem. Dla niego i dla niej było by najlepiej gdyby umarł przy porodzie, wszyscy byliby szczęśliwi. Gdyby Abigail usłyszała jego myśli to by go prześwięciła. Ale co miał poradzić, skoro to prawda? Obejrzał się na swoje odbicie w lustrze, na którym skraplała się woda. Zobaczył młodego mężczyznę z krótkimi oklapniętymi na czoło blond włosami oraz nic niezdradzającymi, zielonymi oczami. Wyglądał całkiem normalnie, ale wystarczyło skierować swój wzrok niżej, na tę część jego ciała, która była niewidoczna w tafli, by zrozumieć dlaczego jest do niczego. Posłał widzącej postaci posmutniały uśmiech, który wrócił do niego.


Po dobrej godzinie kobieta otworzyła u drzwi a on wyjechał z łazienki, w której czuł się bardzo ciasno jakby ściany miały go zaraz zmiażdżyć. Pod bluzką rysowały się mięśnie naprężające się za każdym razem gdy poruszał kółkami od wózka. Zaraz za nim wyszła Abi gasząc światło w pomieszczeniu, złapała za rączki od pojazdu i skierowała się do kuchni. Westchnąwszy jakby na jej barkach spoczywał ciężar całego świata, a poniekąd tak było, zostawiła siostrzeńca przy stole a sama zajęła miejsce naprzeciwko. Nie potrafił odczytać nic z zagadkowego wyrazu twarzy ciotki. Chciał zacząć rozmowę, ale ta mu szybko przerwała uciszając go gestem ręki, po czym powiedziała.

    - Caleb, wziąłbyś ślub?

8 komentarzy:

  1. Ostatnie zdanie mnie rozwaliło.... Spodziewałam się wielu rzeczy.... ale nie TEGO!!! Już chce znać cały szatański plan tej dwójki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O cholera, no dawaj dalszy ciąg chcę znać odpowiedź:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rewelacyjne to było, szczególnie zakończenie :) Przecież tych dwóch się pozbija zanim zdążą powiedzieć "TAK". Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  4. O JPRDL *_* Właśnie trafiłam na Twojego bloga i zaczęłam od tego opowiadania! Jestem wniebowzięta ostatniego zdania się nie spodziewałam, myślałam że będą musieli po prostu ze sobą zamieszkać, a tu taki suprajsik *_* już kocham to opowiadanie i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału *_*

    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!
    Katrina

    PS: Co ile dodajesz nowe rozdziały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fajnie, że Ci się tu spodobało. Bardzo mnie to cieszy :D Rozdziały staram się dodawać w każdą niedzielę. Jeśli coś nie idzie zgodnie z planem to powiadamiam o tym czytelników i podaję prawdopodobną datę kolejnego rozdziału. Myślę, że to opowiadanie uda mi się wstawiać co tydzień. Mam i czas, i wielką ochotę pisać :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. TAK!!! Teraz moim codziennym mottem będzie "byle do niedzieli".
      Czekam z niecierpliwością :)
      Pozdrawiam.
      Katrina

      Usuń
  5. Wow! W życiu nie spodziewałam się takiego pytania ;) Myślę, że szczęka Caleba spotkała się z jego kolanami.
    Ciekawie to wykombinowali, jednak starsi ludzie są bardzo przebiegli xD
    Jestem ciekawa, czy ślub dojdzie do skutku :)
    Myślę, że Abigail i Leo stworzyli by rewelacyjną parę, a ich intrygi przeszłyby do historii :)
    Cudownie opisałaś uczucia Caleba :) Było to mega wzruszające, a zarazem bardzo naturalne :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    ok, moje pierwsze skojarzenie, że Kaylor będzie wmieszany, jest bardzo arogsncki, jego ojczulek wpadł na genialny pomysł już to widzę... ale może Kaylor się czegoś nauczy, zastanawia mnie czemu rodzice nie zajmują się Celebem... a to ostatnie zdanie mnie rozwaliło...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń