Powered By Blogger

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Lodowa powłoka - Rozdział 1


Późno, bo późno, ale w końcu wstawiam rozdział rozpoczynający to opowiadanie :) Muszę być z Wami szczera, planowałam to na 1 stycznia, ale wtedy cały dzień przeleżałam w łóżku i nie potrafiłam się z niego podnieść. Potem chciałam wrzucić go 8, ale musiałam poprawić parę rzeczy (tak, w pierwszym rozdziale, jak i dalej). Także, wybaczcie, że kazałam Wam tyle czekać.
Dziękuję za każdy komentarz :)

Tutaj macie Charliego w wykonaniu mojej przyjaciółki Karoliny S. :D





~Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest.~

William Wharton "Tato"


~Nie ma serc z lodu. Są serca w lodowej powłoce.
Tylko odpowiednia ilość ciepła może ją rozpuścić.~
Cytat znaleziony w Internecie





Wybił się w powietrze z zewnętrznej krawędzi lewej łyżwy zamachując się prawą nogą, wykonał dwa i pół obrotu w powietrzu lądując na zewnętrznej krawędzi prawej łyżwy. Rozłożył ręce na boki jak to robiono w tej figurze i skończył jadąc tyłem na jednej nodze. Axel był jego ulubioną figurą i nad nią od zawsze najbardziej pracował. Położył drugą nogę na lód nadal jadąc wyłem. Nie oglądał się za siebie znając na pamięć dokładne wymiary powierzchni lodowej. Jechał pewnie nie bojąc się, że w pewnym momencie upadnie. Nie było nawet mowy, żeby to się mogło stać. Nie jemu, on nie upadał na lodzie. Zahamował ostro przy samym końcu barierek łapiąc się ich jedną ręką. Oddychał szybko i gwałtownie. Odchylił na chwilę głowę w tył pozwalając miękkim włosom swobodnie się poruszać. Spojrzał na dużych rozmiarów zegar wiszący na wysokiej ścianie. Dochodziła siedemnasta, a to znaczyło, że już od ponad sześciu godzin intensywnie trenuje. Nie zauważył kiedy ten czas mu uciekł. Nie czuł się nawet zmęczony, a od szóstej rano był na nogach.

    - Może powinienem skończyć na dzisiaj? – zapytał sam siebie podpierając się w boki.
    - Dobry pomysły, młodzieńcze – echo męskiego głosu odbiło się od ścian, docierając w końcu do jego ucha. Nie spodziewał się go usłyszeć. Był pewny, że poza nim nikogo tu nie ma.

Odwrócił się w stronę podwójnych przesuwanych drzwi, które były wyjściem z jego sali ćwiczeń. Stał w nich wysoki, szczupły mężczyzna, ubrany w długie spodnie oraz niebieską koszulę polo. Na głowie miał czuprynę czarnych włosów. Obrysował gościa zaskoczonym spojrzeniem i podjechał do niego. Mężczyzna także podszedł do barierki stojąc po jej drugiej stronie, która nie obejmowała śliskiej tafli.

    - To było pytanie retoryczne, nie wymagające odpowiedzi. Poza tym, co pan tu robi. O ile pamiętam miał być pan z rodzinką na obiedzie – w głosie Rene dało się słyszeć ironię, której nigdy nie starał się ukryć.
    - Byłem – gość uśmiechnął się przyjaźnie ignorując jego prymat, doskonale znając, i będąc przyzwyczajonym do takiego zachowania.
    - Rodzinne obiadki w miłej atmosferze, śmiechy, wygłupy, pytanie się o samopoczucie, choć tak naprawdę nikogo to nie interesuje, spokojna rozmowa w gronie najbliższych, jakież to irytujące – westchnął teatralnie jak to miał w zwyczaju.
    - Dokładnie tak, i powiem ci więcej. Było wspaniale – widział jak starszy mężczyzna krzyżuje ręce na piersi i staje w niedużym rozkroku, prezentując tą swoją „wyluzowaną” postawę, która działała mu na nerwy.
    - Niepotrzebne zawracanie tyłka, przez takie zbędne rzeczy tylko traci się czas, który można by spożytkować w lepszy sposób – oparł się o barierkę robiąc znudzoną minę, mówiącą, że nic go nie obchodzi.
    - Jakieś sugestie? – zaśmiał się mężczyzna.
    - Na przykład przyjście na mój trening!k – Rene wrzasnął nie potrafiąc dłużej udawać stoickiego spokoju. – Jesteś moim trenerem! Pilnowanie mnie, żebym nie wykręcał się od pracy i polepszanie moich umiejętności to twoja praca. Choć w sumie nie masz czego polepszać, wszakże jestem najlepszym łyżwiarzem – rzekł jakby to było oczywiste, wzruszając ramionami.
    - Och tak, zgadza się. Jesteś prawie tak bardzo utalentowany jak skromny – ten staruch ewidentnie starał się wyprowadził go z równowagi, którą i tak zachowuje dla pozorów, że nie jest niezrównoważony.

Blondyn tylko prychnął robiąc zgorzkniałą minę. Z zamiarem opuszczenia lodowiska, podjechał do drzwiczek otwierając specjalne zabezpieczenie. Stanął białymi, świeżo naostrzonymi łyżwami na trudno ścieralnej gumowej wycieraczce, którą była obłożona cała podłoga. Usiadł na ławce i zdjął lśniące łyżwy od razu wycierając je ściereczką. Wyczyścił dokładnie buty oraz ich metalową część. Potem położył obok i w końcu wziął się za ubranie adidasów, w których wszedł do hali. Przez cały czas czuł na sobie wywiercający dziurę w jego głowie wzrok mężczyzny, który stał tylko na swoim dotychczasowym miejscu, czekając aż on się oporządzi i podejdzie. Mając na uwadze, że Arkady, bo takie nosił imię przybysz, ubrany jest w cienką koszulę, Rene nie spieszył się z wykonywanymi czynnościami pragnąc zapewnić mężczyźnie orzeźwiające powietrze, które go dodatkowo wychłodzi. Nie obchodziło go, że jest wredny i robi to żeby się zemścić za wystawienie go do wiatru. On chciał trenować, ale ten staruch miał już inne plany.
Zaniósł łyżwy do jedynego pomieszczenia znajdującego się w sali sportowej i powiesił je na specjalnie zamontowanych do tego haczykach. Rozejrzał się po urządzonym w kolorach szarości pokój z pełnym wyposażeniem łyżwiarskim. Znajdowały się tu dwie podłużne ławki oraz rząd szafek przy ścianie po lewej, z których tylko jedna była wypełniona jego codziennymi ubraniami. Prawa była zajęta przez stojaki na stroje sportowe, szczelnie zamknięte w specjalnych pokrowcach. Miejsce naprzeciwko drzwi miały trzymające się na haczykach łyżwy, różnej wielkości, koloru i z odmiennymi ozdobami. To co widział napawało go dumą. Myśl, że na to wszystko ciężko pracował, podnosiła jego pewność siebie i chęć dalszej walki o mistrzostwo i zdobycie największej ilości złota w historii łyżwiarstwa figurowego.
Uśmiech zagościł na jego twarzy przez krótką chwilę, lecz po zamknięciu drzwi przybrał zwyczajowy szorstki wyraz, który sprawiał, że wydawał się nieprzyjazny i nieprzystępny. Powrócił do czekającego na niego mężczyzny.

    - Nie można było dłużej? Zamarzam tu – Arkady złapał się za ramiona i potarł dłońmi. Jego twarzy zrobiła się czerwona, a z ust leciała para.
    - Kto ci każe tu czekać? Chyba zapomniałeś, że w moim ukochanym miejscu panuje zima, a wiosna jest na zewnątrz.
    - Dobrze ci mówić, ty masz na sobie ciepły golf, rękawiczki i chustę, a ja? – zapytał pokazując na siebie.

Blondyn otworzył białe drzwi rozsuwając je na przeciwne strony po czym obaj wyszli z olbrzymiej hali. Trener z ulgą przyjął promienie zachodzącego powoli słońca. Rene zamknął halę na klucz, który zaraz schował do swojej kieszeni czarnych wycierusów. Poprawił zielono białą chustę w kratę tak, żeby było mu wygodnie i go nie dusiła.
Na dworze nadal było jasno, nie to co w zimę, w którą o tej porze panowały egipskie ciemności. Przyjemny wiosenny wietrzyk łaskotał go po twarzy. Powietrze było rześkie, niezanieczyszczone smogiem i oparami paliwa, które musiałby wdychać, gdyby mieszkał w mieście. Czasami wydawało mu się, że tutaj nawet niebo jest bardziej błękitne, a w nocy widać niezwykłą panoramę gwiazd. To otoczenie uspokajało, działało kojąco na jego gwałtowną naturę. Wschody oraz zachody słońca robiły wrażenie, wyglądały jakby zza pasma gęstego lasu wyłaniała się płonąca kula ognia. Promienie padały wtedy na korony drzew zmieniając ich kolory. Najpiękniej wyglądało to jesienią. Do jego ucha doleciał łagodny szum lasu. Kątem oka dostrzegł jak wiatr porusza cieńszymi gałęziami wyginając je w różne strony. Podczas potężnej burzy wyglądało to jednak nieco strasznie. Jakby w jednej chwili wszystkie pnie miały zostać wyrwane z korzeniami z podłoża.
Przeszli kawałek po chodniku z granatowej kostki aż ich oczom ukazał się duży dwupiętrowy, nowoczesny dom. Omijając złączony z mieszkaniem garaż oraz stary czarny samochód Arkady'ego, weszli do środka. Przed nimi rozległ się duży korytarz, z którego widoczne było wejście do kuchni, salonu oraz białe schody prowadzące na piętro. Wnętrze było urządzone w stylu minimalistycznym, w całym domu rządziły dwa kolory: czarny i biały. Tylko niektóre elementy były w kolorze limonkowym, a nie było ich dużo. Mężczyźni po zdjęciu i ułożeniu na półce butów, przeszli do kuchni. Starszy z nich usiadł przy stole, obok którego znajdowało się okno na całą ścianę, wychodzące z widokiem na ogród. Urządzony wedle gustów właściciela posesji. On także obowiązywał zasadę gospodarza, że im mniej tym lepiej, lecz nie wyglądał ubogo, ale właśnie przez tą prostotę, dużo zieleni i dwa drzewa magnoliowe wyglądał pięknie.

    - Masz może ochotę na coś do picia, bo sobie robię kawę? – Rene podszedł do wiszącej szafki, by wyjąć z niej szklanki lub szklankę, jeśli gość nie będzie miał na nic ochoty.
    - Dziękuję, ale przed wyjściem żona wcisnęła we mnie zieloną herbatę i mam dość. I miło, że zapytałeś – starszy pan ułożył ręce na blacie szklanego stołu i oparł na nich twarz. Zerknął na magazyn sportowy leżący nieopodal. Sięgnął po niego i zaczął przeglądać, omijając co nudniejsze rzeczy. W tym czasie Rene wrzucił do kubka dwie łyżeczki czarnej kawy i jedną cukru.
    - Wiesz, że byle komu bym nic nie zaproponował.
    - Wiem, wiem. Przez te kilka lat, gdy cię trenowałem zdążyłem nieco cię poznać.
    - Trenowałeś? Przecież nadal to robisz. Tylko coraz częściej się opierdzielasz – wlał wrzątek do swojego ulubiony, fioletowego kubka z napisem Sto lat oraz niewielkim zdjęciem pary łyżew. Dostał go na dwudzieste urodziny.

Do jego nosa doleciał aromatyczny zapach czarnej kawy. Wziął ją w ręce i zajął miejsce naprzeciwko uśmiechającego się wrednie gościa czytającego jakiś artykuł. Sam już trzykrotnie przestudiował magazyn, poza kilkoma swoimi zdjęciami, relacjami z ostatnich zawodów z grudnia i przypomnieniem wywiadu sprzed roku nie było nic ciekawego. Z wyjątkiem informacji o sobie, przejrzał rozkład zawodów w tym roku. Zapowiadało się dwanaście niezwykle interesujących, tak przynajmniej myślał na początku roku, kiedy to rzucił jazdę w parach zmieniając się tym samym w solistę.

    - Ty sam wiesz kiedy powinieneś trenować, lecz nie znasz umiaru. Mogę się złożyć, że zanim jeszcze dobrze wstałeś już myślałeś o przygotowaniu jakiegoś pokazu. Nie musisz się spieszyć. Ledwo w grudniu ty i Susana wzięliście udział w Mistrzostwach Europy w Wiedniu. A teraz zamierzasz startować solo w kolejnym konkursie? Odpuści sobie. Najpierw przyzwyczaj się do jazdy samemu – Arkady rzekł z troską, lecz on nie brał sobie tego do serca. A nawet zdenerwowało go to.
    - Odpuścić? Nigdy w życiu!
    - Rene, dopiero co zrezygnowałeś z jazdy w parach. Co swoją drogą doszczętnie dobiło twoją partnerkę, a już chcesz startować jako solista? Nie uważasz, że powinieneś odpocząć trochę.
    - Nie – odpowiedział natychmiast. – Cieszę się, że odprawiłem Suzanę z kwitkiem. Nie dorównywała mi, była za wolna, często popełniała błędy i nie potrafiła wykorzenić z siebie pewnych przyzwyczajeń. W dodatku na każdy trening się spóźniała, nie była rozgrzana na czas i mnie irytowała. Nie znoszę takich kobiet – warknął wściekle. Po co Deakin mu przypomina o Susanie?
    - Przesadzasz, a może chodziło o to, że wpadłeś jej w oko, a ona nie była w twoim typie? Nie wiedziała, że łatwo się denerwujesz i jeśli ktoś ci nie odpowiada to pozbywasz się tej osoby. Byłeś dla niej za ostry – odłożył magazyn, który od razu wziął w swoje ręce Castella.
    - Nie sądzę – wypił swoją kawę już do połowy. Dopiero teraz jego żołądek dał mu znać, że potrzebuje czegoś do jedzenia, ale tak bardzo nie chciało mu się nic robić. Przewracał szybko kartki jakby czegoś szukał.
    - Cóż, nie ważne co bym ci nie mówił i jakich dobrych rad bym ci nie udzielał ty i tak wiesz swoje.
    - Zawsze słucham twoich rad, Arkady, jednak tylko tych na lodowisku. Tam możesz mi rozkazywać ile dusza zapragnie. Nigdzie indziej bym na to nie pozwolił. Wracając do Susany. Teraz mogę jeździć jako włoski łyżwiarz, skoro mam włoskie pochodzenie, a nie z nią jako amerykańska para. To nie jest wbrew regulaminowi.
    - Przecież jesteś Amerykaninem. W pewnej części.
    - Tak, tak. Oryginalni rodzice to mój cały sekret – przewrócił oczami, jakby w ogóle miał ochotę o nich rozmawiać.

Ostatecznie udało mu się znaleźć to czego szukał. Dwie końcowe strony pisma zawierały rozpiskę przyszłych zawodów, a on musi wziąć udział we wszystkich. I we wszystkich zdobyć złoto. Spełni swoje marzenie i stanie się najbardziej rozpoznawalną osobą na świecie. Nie wystarczy mu już, że połowa Ameryki go kojarzy. Pragnął wielkiej sławy. Dla swojej pracy poświęci całe życie.
Według zamieszczonej tabeli jako pierwsze miały się odbyć Letnie Igrzyska Olimpijskie, które organizuje się co cztery lata. W połowie maja wszystko się rozstrzygnie. Nie podano informacji jeszcze, gdzie dokładnie. Kolejne będą Mistrzostwa Europy, czyli w lipcu. Natomiast po nich Mistrzostwa Świata w tym samym miesiącu. Oba z Mistrzostw celebruje się co roku, więc jest szansa na wiele nagród w przeciągu kilku lat. Zimowe Igrzyska Olimpijskie obchodzić się będzie w grudniu. One również pojawiają się co cztery lata, więc w nich musi wziąć udział bezwarunkowo. Przed nimi Międzynarodowa Unia Łyżwiarska organizuje cykl zawodów pod nazwą Grand Prix. W kilku miejscach na świcie zawodnicy startują w maksymalnie trzech imprezach, z których w dwóch, wcześniej wyznaczonych, walczą o punkty. Ci, którzy w sumie zdobędą ich najwięcej, biorą udział w Finale Grand Prix.1
Rene, choć czytał gazetę wcześniej, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że startuje za półtorej miesiąca, a jest z przygotowaniami w plecy. Musi porozmawiać o tym z trenerem, w końcu to Arkady wszędzie mu towarzyszy i wspiera.

    - Zmieniając temat – zaczął poważnie Deakin. – Znamy się osiem lat i nie uważam cię za obcego człowieka, więc przykro mi, że po raz kolejny odrzucasz moje zaproszenie. Moja żona bardzo chce cię poznać. Tyle razy zapraszaliśmy cię do siebie, a ty wciąż odmawiasz. Nie chce żeby Eleanor pomyślała, że nie chcesz skorzystać, bo jesteśmy gorsi od ciebie nie mając takiego bogactwa.
    - Słucham?! – obruszył się. Miał ochotę uderzyć pięściami w szklany stół. – To nie prawda. Możesz powiedzieć o mnie wszystko, ale nie to, że spoglądam na ludzi przez pryzmat ich wykształcenia, dochodów czy klasy, z której się wywodzą. Nie obchodzi mnie to. Jak kogoś nie lubię to nie lubię.
    - Więc przyjmij propozycję następnym razem – mężczyzna wstał, zasunął krzesło z białej ekoskóry. Skierował się on do przedpokoju, za nim podążył Castella.
    - To nie w moim stylu. Nie robię takich rzeczy – ile razy miał powtarzać, że nie lubi spędzać czasu w „rodzinnym gronie”?
    - No to się zmuś, panie Castella. W porządku, ja będę się zbierał, nie miałem zabawić tu długo. Syn wraca i chcę się zapytać jak mu poszło. Jutro wrócę i obgadamy wszystko od zmiany twojego planu dnia do układu i przystosowania cię do jazdy solowej. Skoro aż tak bardzo chcesz wziąć udział w Letnich Igrzyskach to moim zadaniem jest cię wspierać i pomóc wzbić na wyżyny – założył na korytarzu buty z zamiarem wyjścia.
    - Twój syn? A co takiego dziś robił, że chcesz się go o coś wypytać? – oparł się plecami o ścianę zapominając o poruszeniu ważnego tematu, skoro trener zapowiedział, że od jutra zaczynają. Słysząc o synu Arkady'ego, zainteresował się tym.
    - A to nie twoja sprawa. Żegnam – powiedział udając zimnego, choć Rene wiedział, że w duchu się z niego śmieje.
    - Do jutra – prychnął obrażony, bo odmówiło mu się czegoś.

Pchnął drzwi, które głośno trzasnęły, przekręcił w nich klucz i skierował się do salonu zostawiając zmywanie do czasu gdy uzbiera się więcej naczyń. Położył się bokiem na czarnej podłużnej sofie i włączył wysuwany z komody telewizor. Wszedł w folder z filmami nagranymi i włączył Mistrzostwa Europy, które odbywały się w Wiedniu prawie pięć miesięcy temu, w zimę. Przewinął film do momentu, w którym on i Susana startują. Widział ich oboje uśmiechających się od widzów i do siebie. Raptownie ciśnienie mu się podniosło patrząc na tę jej promienną twarz. Wkurzyła go jak jeszcze chyba nikt. Przygotowywali się tyle czasu do Mistrzostw, jadł zbilansowane posiłki, odżywiał się zdrowo, codziennie ciężko trenował, biegał po lesie rano i wieczorem, a cały ten wysiłek poszedł na marne, bo zajął tylko drugie miejsce. Schodząc z lodowiska modlił się, żeby sędziowie nie zauważyli jak jego partnerce but prawie zleciał z nogi. Idiotka źle go zawiązała, nie poświęcając temu czasu i robiąc to na odpierdziel, bo jak stwierdziła: musi poprawić makijaż i włosy. Tak, jakby to było ważniejsze. Oczywiście prezentacja jest ważna, ale podstawą są umiejętności i ich wykorzystanie. Poza tym przy jednej z trudniejszych do wykonania figur potknęła się, a że trzymała go za rękę, oboje polecieli za lód. Było mu okropnie z myślą, że pomimo tylu starań zajęli drugie miejsce. Najgorsze jednak było to, że parą która wygrała był Keith i Miranda. Zajęli, ku jego rozpaczy, pierwsze miejsce. Co prawda to był pierwszy raz gdy ta dwójka miała lepszy wynik niż oni, ale w tamtym momencie miał ochotę zamordować Susane. Nie mógł na nią patrzeć, myśląc, że zaraz zrobi jej krzywdę. Widok znienawidzonych przez niego ludzi trzymających puchar, który należał się jemu był paskudnym doświadczeniem. Kochał łyżwiarstwo ponad wszystko na świecie, to było całe jego życie, poświęcał się temu od najmłodszych lat, gdy matka zabrała go na jego pierwsze zawody młodzików, które oglądał, bo brał w nich udział jego starszy kuzyn. Widząc to co uczestnicy wyprawiają na lodzie nie potrafił wykrztusić z siebie słowa. Był oczarowany ich popisami. Nigdy wcześniej nie widział zawodów na żywo, w telewizji, a nawet nie wiedział, że coś takiego jak jazda figurowa istnieje, a gdy mama w drodze mu opowiadała co będą oglądać, spodziewał się, iż będzie się niemiłosiernie nudził. W jednej chwili zmienił podejście do tego sportu od tamtej chwili uważając go za najpiękniejszą dyscyplinę.
Inaczej jest postrzegać porażkę gdy jest się samemu za nią odpowiedzialnym, a inaczej jak jest kilka osób i żadna nie uważa, że zrobiła coś nie tak. On zrobił wszystko tak jak chciał. Wyuczył się układu na pamięć, dał z siebie dwieście procent, ani razu się nie potknął, nie zachwiał i każdą z figur wykonał perfekcyjnie. Jest idealny, nie ma sobie nic do zarzucenia. Dlatego właśnie tak bardzo przeżywał tą przegraną. Arkady poradził mu, żeby się nią zbytnio nie przejmował. Jest młody, zdąży jeszcze osiągnąć szczyt, bo to do niego chciał dotrzeć. Trzeba przyznać, że kariera łyżwiarza nie trwa specjalnie długo. Jeśli chce się zostać zapamiętanym, nie można pozostać w tyle. Teraz powinno mu być łatwiej. Jeżeli tym razem przegra, będzie pewny, że to on popełnił błąd a nie partnerka. Ale co może powiedzieć o kimś z kim współpracuje od dwóch lat?
Jest pewna kobieta, której żadna inna nie potrafiłaby nigdy dorównać. Doprawdy wspaniała, wyrozumiała kobieta. Chwalił się nią wszystkim i przedstawiał jako nie tylko partnerkę zawodowo. Stało się jednak coś co uniemożliwiło mu mówienie o niej jak o swojej ukochanej.

    - Tak, śmiesznie wyszło z tym wszystkim – powiedział do siebie, gdyż był jedynym mieszkańcem tego ogromnego domu.

Patrzył na siebie pokazującego sędziom swoją specjalność w poczwórnym wykonaniu. Później zatoczył szybkie koło jadąc tyłem i wykonał wraz z Susaną kombinację piruetów, którą ułożył im Arkady. Zdaniem mężczyzny poszło im bardzo dobrze, skoro zajęli drugie miejsce, ale wiedział także, że on zawsze liczył na pierwsze. Zajął je kilka razy, dostał złoty medal i puchar, wraz ze swoją pierwszą partnerką. Ale od czasu, kiedy ona przestała jeździć, przestał zdobywać najwyższe noty. Nie mógł przecież sam robić wszystkiego. Nie można być w parze i ewidentnie dostrzegać, że tylko jedna ze stron wkłada w układ całe serce. Na szczęście w porę się opamiętał i skończył z jazdą w parach, skoro nie miał zadowalającej go partnerki. W takie sytuacji wolał produkować się sam.
Patrzył na głupi telewizor tylko dlatego, że nie miał co robić. Nudziło mu się. Nie chciał się przed sobą przyznać, że desperacko pragnie się rozerwać, pójść do baru, popić, potańczyć, zrobić coś czego sobie zabrania. Zamiast ćwiczyć, czego na dziś mu wystarczy, wolałby zachować się choć raz jak przystało na młodego człowieka i się zabawić.

    - Nienawidzę się tak czuć. Jakbym był na jakimś głodzie. Nic by mi się przecież nie stało gdybym poszedł się trochę zabawić. Ale pewnie skończyłoby się jak zwykle – przekręcił się na brzuch i wbił twarz w sofę.


* * *


Wjechał na przedmieścia miasta, w którym mieszkał ponad dwadzieścia lat. W domach naprzeciwko jego zaczęły palić się światła. Mimo że nastała wiosna i na dworze z każdym tygodniem słońce zachodziło później, to wciąż był początek kwietnia. Zaparkował samochód przed bramą do garażu. Otworzył ją pilotem zawsze znajdującym się w jego kieszeni i wjechał do środka. Po upewnieniu się, że na pewno dobrze zamknął pojazd oraz garaż wszedł do domu, przez łączące go z mieszkaniem drzwi. Zastanawiał się kiedy on znajdzie czas, by posprzątać w garażu. Było tak wiele niepotrzebnych gratów, które tylko zawadzały. Zastał swoją rodzinę czekającą na niego z kolacją. Już od kilku chwil czuł intensywny zapach pieczonego kurczaka.
Podszedł najpierw do żony, która wyglądała dość młodo jak na swój prawdziwy wiek. Miała czarne, rozpuszczone swobodnie loki okalające pulchną twarz. Jej oczy zwróciły się w jego kierunku. Uśmiechnąwszy się, pocałował ją czule w oba policzki.
Obserwujący to wszystko Charles nie mógł się na nich napatrzeć. Okazywali sobie tyle czułości nawet po latach małżeństwa. Nawet gdy razem wychodzili na miasto trzymali się za ręce niczym nastolatki. Czasem miał wrażenie, że jego rodzice zachowują się młodziej niż on. Tak jak to było dziś gdy wyszli we trójkę na obiad. Ojciec puścił mamę i podszedł do niego przybijając z nim tzw. piątkę. W końcu i on zajął swoje miejsce przy stole. Kobieta z czarnymi lokami lekko przy tuszy podniosła się i wyciągnęła z pieca soczystego i smakowicie pachnącego kurczaka nadziewanego kapustą i papryką. Postawiła go w tacce na środku po czym nalała obu im obu oraz sobie czarnej herbaty dając im od razu cukier, którego ona do herbaty nie używała.

    - Mamo, chcesz żebyśmy zjedli to wszystko w trójkę?l – od samego patrzenia na górę jedzenia czuł się pełny, a od obiadu kilka godzin temu nic nie przełknął. – Przecież tego jest za dużo, do tego te ziemniaki – urwał pokazując na jedzenie.
    - O, zjecie to we dwójkę, ja próbuję się odchudzać, więc dla mnie jest tylko ta sałatka – uśmiechając się pokazała na niewielką miseczkę pełną gotowanych na parze warzyw.
    - Eleanor, chyba żartujesz. Po pierwsze: tobie nie potrzeba się odchudzać, nie jesteś gruba, a po drugie: jak ja i Charlie mamy zjeść to wszystko? Ja jeszcze czuję ten obiad, na którym byliśmy – tata zawsze się irytował kiedy mama wspominała, że jest gruba, przyda się jej dieta i tym podobne. Nawet on myślał, że kobieta popada w kompleksy po ciągłym oglądaniu reklam na odchudzanie, w których występują wysportowane kobiety z nienaganną figurą. Lub zawodowe modelki nie raz wyglądające jak wieszaki, promujące nierealne kanony piękna.
    - Arkady, przestań mnie denerwować i jedz. A jeśli chodzi ci o moje odchudzanie się, to nie myślę o tym jak o diecie, ale o zdrowym trybie życia – zamilkła na moment. – Właściwie to jest sukienka, którą sobie w sklepie odłożyłam, jest o rozmiar mniejsza, ale tak bardzo mi się spodobała, że po prostu musiałam ją mieć. I muszę nieco zejść z wagi – wytłumaczyła.
    - Skoro tak mówisz – wzruszył ramionami, mając nadzieję, że jego żona wie co robi. – Ale nie mogłaś poczekać, aż do tego sklepu dostarczą większe rozmiary? – nałożył sobie ukrojony kawałek kurczaka, a za chwilę zrobił to jego ojciec prowadząc konwersację ze swoją żoną.
    - Tamten był największy. Ta marka produkuje ubrania dla szczuplejszych osób. Każda tak robi, jakby tężsi ludzie nie istnieli. Uda mi się zejść z wagi, to będę miała również więcej pewności siebie – posłała mężowi perlisty uśmiech i wzięła się ze jedzenie sałatki.
    - Eeleanor – warknął ojciec. – Kupiłaś markową sukienkę? Masz pojęcie, że kawałek takiej szmatki kosztuje steki dolarów?
    - Nie potrafiłam się oprzeć – odparła skruszona. – Jest od „Rouge” – kobieta wyglądała jakby modliła się w duchu, by ojciec nie zorientował się, że marka francuskiej projektantki mody kosztowała nie setki, a tysiące. Jednak po minie taty, zorientował się, że mężczyzna wie sporo na ten temat.
    - Zwariowałaś kobieto! Wyrzuciłaś w błoto wiele pieniędzy, bo zamarzyłaś sobie markowe ubranie? – wrzasnął mężczyzna po pięćdziesiątce. – To twoje „Rouge” jest marką jakiejś francuskiej projektantki, która nieźle sobie liczy za kupno chociażby paska do spodni!

Mężczyzna wyglądał na rozwścieczonego. Nie znosił bezmyślnego wydawania pieniędzy. Nie był skąpy i nie żałował nikomu ze swojej rodziny majątku, ale warunkiem było to, że trzeba go najpierw mieć. Mama często zapominała się, że nie pracuje już jako lekarz sądowy i ma jej koncie nie ma kilkunastu zer za jakąś liczbą.

    - Ktoś mnie oświeci? Nie znam się na świecie mody, więc nie rozumiem o czym mówicie – odezwał się młody mężczyzna, który poczuł się wykluczony z tej rozmowy. Nie miał pojęcia o czym oni mówią. Ciuchy? Projektanci mody? To nie jego bajka.
    - Oczywiści, że cię oświecę – tata w żadnej części nie przypominał tego spokojnego starszego mężczyzny, którym był na co dzień. – Twoja matka wydała połowę mojej wypłaty na jedną rzecz, w dodatku markową sukienkę od Blanche La Brun.
    - Nie powiem za dużo na ten temat. Nie znam się na tym – przełknął kęs soczystego mięsa i upił ze szklanki herbatę.
    - Ale skąd wiedziałeś? – zapytała kobieta, której zrobiło się przykro przez to, że mąż zaczął krzyczeć.
    - Bo ty cięgle o niej mówisz, jakie to jej kolekcje nie są wspaniałe, a poza tym Castella nosi tylko ubrania z ten marki. Widziałem kiedyś na jego kurtce ten firmowy znaczek i zapytałem z ciekawości. Różnica między wami jest taka, że jego stać na markowe ubrania, a nas jakoś nie bardzo.

Tym zdaniem uciął temat dotyczący w zasadzie pieniędzy i zmienił go na inny. Jego syn miał dziś zakończenie kursu na instruktora łyżwiarstwa i zamierzał się go o wszystko wypytać. Akurat działo się to po obiedzie, więc dopiero teraz może porozmawiać z nim na ten temat. W odpowiedzi na pytanie dostał to czego od początku był pewien, czyli ukończenie kursu z najwyższymi wynikami. W końcu lata, w których szkolił swoje jedyne dziecko nie mogły pójść na marne. Nauczył syna tego co sam umiał, przekazał mu niezbędną wiedzę i był pewny, że w przyszłości będzie trenerem jakiejś gwiazdy sportu. Chciał przecież dla niego jak najlepiej. Lecz pewnie trochę mu zajmie zanim ktoś go zatrudni na stałe. Uświadomił sobie, że powiedział to na głos gdy brunet odpowiedział.

    - Nie martwię się na zapas. Prędzej czy później ludzie mnie docenią i tak jak ty będę pomagał sportowcom piąć się na szczyt. Jeśli nie tu, to gdzieś indziej. Pracując w jakimś innym miejscu na świecie mógłbym wiele zwiedzić, nauczyć się. Miałbym co opowiadać przyjaciołom. Może poznałby tam kogoś interesującego – rozmarzył się, ignorując wzrok rodziców oraz ich niezbyt dyskretne uśmiechy.
    - Aż miło posłuchać, że mierzysz tak wysoko Charlie – poklepał Młodego po ramieniu i wstał skończywszy swoją porcję jedzenia. – A z tobą moja droga, porozmawiam jutro, bo już nie mam siły mówić ci tego teraz. Jesteś dorosła a zachowałaś się jak gówniara wydając pieniądze na tak drogą rzecz.
    - Przepraszam, ale ja też chcę ci się podobać, i pomyślałam, że nowe ubranie – powiedziała cichym głosem.
    - Kocham cię, dla mnie jesteś piękna i nigdy nie stracisz urody. Jak mogłaś pomyśleć w ten sposób, to tak jakbyś nie znała swojego własnego męża.

Nie słuchał już rodziców, wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju znajdującego się od strony ich podwórka. A właściwie uciekł od sprzątania po kolacji. Cieszył się, że wprowadzając się tu przed laty rodzice postanowili wziąć sypialnię po drugiej stronie, okno z niej wychodziło na ulicę. Nie zazdrościł im, on nie miał zamiaru słuchać pędzących nocą aut. Wolał ciszę i spokój, zwłaszcza, że często miał problemy z zaśnięciem. Musiał brać wcześniej tabletki na sen albo wypić kubek gorącej wody z ziołami. Na samo wspomnienie tego obrzydliwego smaku się wzdrygnął. Jak dobrze, że umył się zanim tata przyjechał, teraz, po tej sytej kolacji nic by mu się nie chciało robić. Marzył tylko aby się położyć i, jakby ktoś się nad nim zlitował, szybko zasnąć.

    - Nadzieja matką głupich – ziewnął i zasunął rolety.

Otworzywszy szufladę w komodzie złapał pudełko tabletek na receptę wyszukując je pośród wielu innych leków, na przeróżne dolegliwości. Połknął niedużą białą kapsułkę popijając ją wodą. Odstawił picie stolik w niewielkim pokoju, który niewiele się zmienił od czasów jego nastoletniego życia.
Przez chwilę myślami wrócił do małej sprzeczki rodziców. Nie interesował się modą, nowymi trendami, tylko ubierał się w to w czym było mu wygodnie i w czym dobrze wyglądał. Zazwyczaj była to zwykła bluzka na długi rękaw, czarna katana, jeansy i glany. Nigdy nie przepłacał i nie kupował sobie ubrań za horrendalną cenę, bo przecież to tylko ubrania. Nie wiedział ile mogła kosztować sukienka odłożona przez jego mamę, ale przecież chyba nic nie zaszkodzi jeśli i ona raz kiedyś kupi sobie coś nowego. W końcu chce wyglądać atrakcyjnie dla kogoś kogo kocha. Ale zapomniała najwyraźniej, że jego tata kocha ją w każdym wydaniu i nigdy to się nie zmieni.
Zastanawiał się kiedy on znajdzie taką osobę, z którą zapragnie spędzić życie, pokocha nader wszystko i będzie dla niej w stanie przepłynąć wszystkie oceany świata. Tak tęsknił za ciepłem drugiego ciała leżącego w jednym łóżku. Jęknął cicho, bo chciał kogoś w końcu mieć. Chciał poznać wyjątkowego mężczyznę, którego polubiliby jego rodzice i który polubiłby ich. Z jego ostatnim partnerem w ogóle się nie dogadywali. Był opryskliwy, miał cięty język i rzucał przekleństwami na prawo i lewo. Nawet po czasie zaczął się zastanawiać co mu się w tym mężczyźnie spodobało. Wygląd miał przeciętny, nie wyróżniał się niczym specjalnym, gdy go bardziej poznał zrozumiał, że nie miał za grosz kultury i nie umiał się zachowywać przyzwoicie. Poza tym po kilku razach w łóżku stwierdził, że ich ciała w ogóle do siebie nie pasują. Teraz widzi jaki był głupi. Na co on poleciał? A może wszystko zaczęło się od tej nocy w dark roomie? Zrobili to raz, potem kolejny i jakoś tak wyszło, że zaczęli się umawiać, co teraz widzi jako idiotyczny błąd. Przekręcił się na drugi bok z przekonaniem, że prędzej czy później znajdzie tego jedynego, który zaakceptuje go z całym pakietem problemów, trosk, wad i zalet.



1 Wszystkie informacje o zawodach pochodzą z Wikipedii.


(Chciałam poprawić wygląd graficzny, ale na razie musicie zadowolić się takim jaki był do tej pory. Później jakoś to poprawię)


14 komentarzy:

  1. Zapowiada się rewelacyjne opowiadani :)
    Zawsze podziwiałam łyżwiarstwo i te triki, choć sama pod tym względem jestem łamagą :D
    Czyżby pasja miała połączyć głównych bohaterów?
    Nie mogę się doczekać ich pierwszego spotkania, czy polecą wióry?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie potrafię jeździć. Po lodowisku chodzę i trzymam się kurczowo barierki. Śmiać mi się chce, bo większość osób, z którymi się często spotykam jeżdżą bardzo dobrze. Tylko ja taka ofiara i boi się puścić barierki :D
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ugh! No strasznie mi się spodobał Castella! Swoją drogą, kojarzy mi się z naszą miejscową lodziarnią "Castella" xd. Pozdrawiam i oczywiście duuuużo weny i czasu! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    kochana autorko, tak, tak wiem, niestety mam malo czasu, i żadko bywam przy komputerze, aby coś przeczytać, choć na pewno skomentuję do końca "Nieznane uczucie", bo mowiąc rozdziały do końca są przeczytane, i zarys komentarza jest, ale nie mam za dużo czasu aby go dodać... choć teraz zdecydowałam się na komentarz, aby chociaż teraz być w miarę na bieżąco (co z tego wyjdzie to zobaczymy), oczywiście "nieznane uczucie" skomentujęi wrócę do poprzednich tekstów...
    a co do tego opoiadania spodobało mi się bardzo, coś mi się wydaje, że Charles do niego trafi, i będzie na przyjład pomagał ojcu przy jego treningach... rozumię dążenie do bycia lepszym, ale jego zachowanie jest złe, wyrzucił Susanne bo zajął drugie miejsce, bo to ona zawiniła...
    ok, teraz tak z reguły nie zauważam błędów, i mi nie przeszkadzają aż tak, bo dla mnie liczy się treść, ale wiem, że pokazanie Ci ich pomoże. A tutaj to trochę jest "masło maślane" a dokładniej chodzi mi o fragment: "...Nie słuchał już rodziców, wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju, a właściwie uciekł od sprzątania po kolacji, znajdującego się od strony ich podwórka..." to powinno być rozbite na dwa zdania...
    no i wszystkiego dobrego w Nowym Roku, niech marzenia się spełniają, niech ten rok będzie jeszcze lepszy od poprzedniego, i wena jak pomysły dopisują...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już to masło maślane poprawiłam. Rzeczywiście głupio to brzmiało. Dziękuję za taki długi komentarz :) Rozumiem, że na dłuższe pisanie można nie mieć za bardzo czasu. Ja gdy je piszę staram się streścić, ale zawsze wychodzą długie, bo się zachwycam i wypisuje wszystko co mi się podobało. Muszę się wtedy do wielu rzeczy odnosić.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Gratuluję rozpoczęcia nowego tekstu. Opis jest świetny i na pewno to opowiadanie przeczytam. Ale poczekam na całość. Tobie życzę powodzenia w pisaniu. Po obejrzeniu anime Yurii!!! On Ice czy jakoś tak, mam teraz chrapkę na panów na lodzie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabawnie się składa, bo ja też to oglądałam :D Między innymi tym się inspirowałam. Niby takie yuri, a jednak yaoi (jeśli wiesz co mam na myśli) :D
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Wiem, chociaż tam byli faceci, więc yurii tak nie widziałam. :D

      Usuń
  5. Hej,
    Bardzo lubię twoje opowiadania 😊
    Czytając opis kolejnego wiedziałam, że wpasuje się w mój gust.
    Po Yuri on ice pojawiła się fala łyżwiarskich opowiadań i mam nadzieję, że twoje również będzie cudowne.
    Jednak mam pewne zastrzeżenia. Specjalnie sprawdziłam swoją wiedzę nabytą przez lata trenowania z Wikipedią (hahahha) i nie wiem skąd wzięłaś daty tych wszystkich zawodów,zgadza się tylko info dotyczące Grand Prix, ale reszta nie trzyma się rzeczywistości.
    Okres maj, czerwiec, lipiec to przerwa, brak zawodów, czas na regenerację, odpoczynek i zbudowanie kondycji na następny sezon.
    Najważniejsze zawody są zawsze w drugiej połowie sezonu, tzn. styczeń -kwiecień.
    Nie chcę cię pouczać, ale bardzo mnie gryzą (mimo że to tylko fikcja) takie zagięcia rzeczywistości.
    Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
    Zu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Cieszę się, że się podobają. Rzeczywiście od Yuri!!!On Ice wszędzie kipi, chociaż moje plany dotyczące tego tekstu, kreowania wydarzeń i tego, że będzie to o łyżwiarstwie zaczęły się już rok temu. Ale przez wgląd na inne rzeczy dopiero niedawno ponownie się za niego zabrałam. Nie znam się na łyżwiarstwie, ale inspiracje czerpałam najpierw z Yuzuru Hanyu, potem z anime, no i Wikipedii.
      Nie wiedziałam kiedy dokładnie przypadają jakie zawody, ale takie ich ułożenie było potrzebne do rozgrywającej się akcji. Przez to, że zaczęło się od kwietnia, tak wcześniejsze miesiące musiałam odpuścić i udawać, że w nich nic się nie dzieje. To jest tylko fikcja i była konieczna :) W opowiadaniach nie może być oparte wszystko na niezbitych faktach, niektóre rzeczy trzeba podkoloryzować ;D
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Hej,
    och fantastycznie, coś mam wrażenie, że tym jedynym będzie nasz Charlie, no i cóż mam ogromne wrażenie, że może się bardzo przejechać ba tym dążeniu na szczyt... mając takie właśnie podejście...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    ok, jako że z moich planów bycia na bieżąco nic nie wyszło niestety... no ale może w bliższym lub dalszym czasie uda mi się nadrobić te rozdziały i już będę na bieżąco, cóż poczekamy, zobaczymy, bo ostatnio moje plany idą w diabły...
    postanowiłam jeszcze raz przeczytać bo yo jednak trochę czasu minęło...
    w zasadzie to chyba nic nowego nie wniosę, poprzednim razem wszystko powiedziałam... ale tak jsk tak na spokojnie przeczytałam, to, to zachowanie Rene bardzo mnie wkurza, takie postępowanie bo zajął drugie miejsce tak bywa w życiu, a nie od razu tak  traktować Suzanne... coś tu będzie jakaś rewolta w jego życiu, czuję to...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń