Powered By Blogger

wtorek, 29 grudnia 2015

Pierwsza gwiazdka- Rozdział 2


Hej, dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania.



Bał się, on i Randy zwyczajnie się bali, że stracą dobrych kolegów i koleżanki tylko przez swoją orientację. Słowa Tony'ego odbiły się na nich głośnym echem. Miny im zrzedły, a w serca wbijały się bolesne igły.
Nie wiedział co powiedzieć. W gardle urosła mu gula i nie mógł się jej pozbyć. Przez myśl mu przebiegło, że powinien wstać i zwyczajnie wyjść. Źle by mu z tym było, ale nie będzie się pchał tam gdzie go nie chcą. Nie zdawał sobie sprawy, że McLane myślał podobnie, ale czekał aż kumple sami powiedzą, żeby cioty zeszły im z oczu. Oczywiście, brał pod uwagę, że Tony gdyby się dowiedział zwyzywałby ich od najgorszych. Wnioskował to z jego charakteru. Nie wiedział jak bardzo się mylił. Mimo słowa „pedał”, które usłyszał od Andersona, chłopak po chwili prychnął i zapytał się dlaczego to ukrywali, tak jakby obawiali się ich reakcji i im nie ufali. To zbiło ich z tropu. Gdy w końcu odważyli się spojrzeć wszystkim w oczy zobaczyli coś wspaniałego. Wsparcie i bezwarunkowa przyjaźń. Dotarło do nich, że ich przyjaciele, bo tak zaczął o nich myśleć, zaakceptowali ich w pełni. Żadne z tej czwórki nie było przeciwne homoseksualistą. Nie mógł uwierzyć, że przy nich może być sobą. Zalała go fala szczęścia i radości, a ulga była wyraźniej widoczna na jego twarzy. Widać niepotrzebnie tak się bał. Powinien od razu być z nimi szczery, znał ich już jakiś czas, jednak bariera, która powstała w jego umyśle nie mogła zniknąć i otworzyć się na nich.
Zajście w kawiarni wspominał z uśmiechem. Nikt nie miał problemu z tym, że lubią mężczyzn. A wręcz przeciwnie, zaczęli im kibicować, żeby kogoś sobie znaleźli i koniecznie ich sobie przedstawili. O lepszych przyjaciół nie mógł się starać. Czasami Anderson dorzucił jakiś głupi kawał o gejach, ale nie brał tego na poważnie, sam się nawet śmiał. Cassidy próbowała go swatać z jakimiś przypadkowymi gośćmi, ale nie był w tym osamotniony, bo Randy'emu też kogoś zawsze szukała. Jedynym problemem była Samantha. Ona jasno dała do zrozumienia, że nigdy przenigdy nie zaakceptuje jego partnera, chyba że będzie nim Randy. Po chwili oszołomienie obaj wybuchnęli gromkim śmiechem. Ona potrafiła ich rozwalić tymi swoimi uwagami i przemyśleniami. Uważała, co sama im powiedziała, że skoro obaj są homo, powinni zacząć się umawiać. Randy przyznał, że większej głupoty nie słyszał, a jemu tak jakoś się przykro zrobiło. Zignorował jednak to uczucie przygnębienia i starał się o tym nie myśleć.
Dwie godziny później rozdzielili się każdy do swoich domów. Pożegnał wzrokiem ich ulubioną kawiarnię „Pierwsza Gwiazdka”, która była najdziwniejszym lokalem, z którym się kiedykolwiek spotkał, gdyż była czynna tylko w okresie zimowym, poza sezonem była zamknięta i nikt nie wiedział dlaczego. Była taka trochę magiczna, otwarta tylko w tych kilku miesiącach, a swój koronny moment obchodziła w czasie Bożego Narodzenia. Wtedy przeżywała oblężenie. Działy się wspaniałe i piękne  rzeczy, które mogli obserwować jej pracownicy. Osoba, która była w kawiarence zakochiwała się w kimś z wzajemnością, pary, które się kłóciły - godziły się, małżeństwa, które zdawały się nie mieć przyszłości - na nowo rozpalały w sobie płomień miłości. Nawet beznadziejne przypadki nieodwzajemnionej miłości znikały, a na ich miejscu pojawiały się związki mogące przetrwać wieki.



~*~


Otworzył z rozmachem drzwi do mieszkania z przyjemnością i ulga witając ciepło. Przekręcił klucz w zamku, niechętnie zdjął rękawiczki, czapkę i szalik, które miło go ogrzewały. Naprawdę nienawidził zimy. Zawiesił kurtkę na przedpokoju, a buty ułożył równo na małym dywaniku. W niektórych sytuacjach był prawdziwym pedantem. Wszystko musiało leżeć na swoim miejscu. Nie mógł znieść widoku porozrzucanych ubrań, które walały się w całym domu tak jak to miał Dee. Nie to, że zawsze miał bajzel, bo gdy on przychodził zazwyczaj było posprzątane, ale i tak go dużo rzeczy denerwowało w charakterze Laytnera. Skierował się do swojego pokoju. Włączył telewizor i rzucił się na łóżko wzdychając przeciągle. Ten dzień mógł uznać za najlepszy w jego życiu.
Po spotkaniu ze swoją paczką wrócił co domu, żeby przygotować się na randkę, na którą zabrał go Ashton. Tak się nazywał jego partner, Ashton Crowe, z którym było od przeszło trzech miesięcy. Był w nim zakochany po uszy. Mężczyzna zwracał na siebie uwagę świetnym wyglądem. Był blondynem o niebieskich oczach, i to jakich. Zarumienił się za samo wspomnienie jak dziś zapatrzył się w ich głębię i myślał, że utonie. Co dziwne pomyślał wtedy, że Dee także takie ma. Ten wieczór był niesamowity, byli w kinie, co prawda nie wyobrażał sobie zabrać swojej drugiej połówki do takiego miejsca, ale z nim mógłby iść wszędzie, najważniejsze, że byli razem, nie miało znaczenia gdzie. Ashton zaproponował mu, żeby przenocował u niego w mieszkaniu, tłumacząc mu, że jest już po północy i się o niego martwi. Już on wiedział o co chodziło Crowe, i nie miało to nic wspólnego z niepokojem, przecież jest mężczyzną i potrafi się obronić. Miał ochotę na seks z nim, ogromną ochotę, ale stwierdził, że dla niego to za wcześnie. Są trzy miesiące razem, nie powinni iść zaraz do łóżka. Kochał seks od kiedy pierwszy raz w nim zasmakował, ale nie był puszczalski, nie pójdzie do łóżka z pierwszym lepszym gościem tylko by zaspokoić swoje ciało. Miał nadzieję, że nie zdenerwował tym blondyna. Niech poczeka jeszcze trochę, a nie pożałuje.
Martwiło go tylko jak zachowuje się Ashton wśród ludzi, w kinie nie trzymali się za ręce, nie robili nic co mogło by wskazywać na to, że kimś więcej niż przyjaciółmi, czasami go to smuciło, bo przecież ludziom nic do tego z kim on się spotyka. Za to także kochał swoją paczkę. Gdy się dowiedzieli, że jest gejem przyjęli to swobodnie i tak jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. Jedyne na co mógł narzekać to zachowanie Samanthy Riggs. Nie mógł się powstrzymać przed dokuczaniem jej z powodu tego co wymyślała. On i Laytner? Razem? Jako para? Choć miał bardzo wybujałą wyobraźnię, mimo wątpliwości Dee co do niej, to nie potrafił sobie wyobrazić ich razem. A jak ona do tego doszła pozostaje tajemnicą. Dwaj geje co się przyjaźnią to zaraz muszą się pakować w związek. A jeśli ten by nie wypalił? To nie było by to... Błąd i tyle. Mieliby później znów grać przyjaciół? Wolne żarty. Bolało go, że Samy jako ta najmądrzejsza, najbardziej odpowiedzialna i z otwartym umysłem nie zamierzała mu pogratulować. Chciał by cieszyła się z resztą, by poznała jego miłość. Ale ona nie zamierza sparwić mu tej przyjamności. Uparła się i koniec, nic jej nie przekona, bo ona zawsze musi mieć rację. Nieco denerwujący typ człowieka, ale i tak ja uwielbia.
Wypełzł z łóżka i sięgnąwszy piżamę oraz czyste bokserki skierował się do łazienki. Napuścił cieplutkiej wody, w której z satysfakcją się zanurzył. Mógłby tak siedzieć godzinami, jednak zmęczenie dawało o sobie znać i jedyne na co miał teraz ochotę to głęboki sen.
Nalał na gąbkę pachnącego żelu do kąpieli i zaczął się szorować. Przez chwilę zastanawiał się czy myć włosy, czy dać sobie już dzisiaj spokój, ale przeważyła swędząca głowa dopraszająca się ukojenia. Zsunął się na plecami na dno niedużej wanny tak, że jego długie nogi wychodziły poza nią, i zamoczył całą głowę w wodzie. Jego włosy o czekoladowym odcieniu stały się jeszcze ciemniejsze.
Po półgodzinie był gotowy by wsunąć się pod kołdrę, wyłączył więc telewizję, położył komórkę z nastawionym budzikiem na dziewiątą rano i zamknął oczy. Niby jutro nie musiał iść do pracy, ale nie chciał wstać w południe. Jeszcze raz wrócił myślami do tych chwil spędzonych z Ashtonem. Mężczyzna zaproponował mu wspólne święta, a on tylko na to czekał. Nie pokazywał, że cieszy się jak cholera i tylko się uśmiechnął potwierdzając, że przyjdzie do niego 24 grudnia i spędzi cały dzień z nim. Był najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Pierwszy raz w wigilię będzie z kimś innym niż rodzicami. Jutro zadzwoni do mamy i ją przeprosi, pewnie będzie jej przykro, ale powie, żeby się nie martwił i miło spędził czas. Rodziców tak jak przyjaciół miał cudownych. I mama i tata przyjęli jego homoseksualizm dobrze, a nawet bardzo dobrze. Co by nie mówić, życie miał udane.
Nagle do jego uszu doszedł znajomy dźwięk oznajmujący nową wiadomość tekstową. Warknął. Kto śmie pisać o tak barbarzyńskiej porze? Przynajmniej wysłał 'esa a nie dzwonił. Podniósł leniwie powieki i odblokowawszy telefon przeczytał:

J.6.12.Cent.D.

To było ich skrócone pismo, on i Dee zawsze tak do siebie pisali, żeby powiadomić o czymś drugiego. Krótko, zwięźle i na temat, i tak, że tylko oni wiedzieli o co chodzi. Oczywiście nie zawsze to wychodziło, bo były takie sytuacje gdzie nie da się napisać czegoś skrótem, ale przeważnie tak się umawiali na spotkania. Akurat to oznaczało:

Jutro, cała szósta w południe w centrum miasta. Dobranoc.

Po przeczytaniu informacji odłożył telefon, przekręcił się na brzuch i w ciągu pięciu minut zasnął kamiennym snem twarzą w poduszce.



~*~


Wstał wcześnie, w przeciwieństwie do McLane'a był rannym ptaszkiem, ale to przez pracę wyrobił w sobie tendencję do wczesnego wstawania. Często potrafił nie spać całą noc będąc pochłoniętym pracą lub badaniami. Mógł się też późno położyć spać i wstać wcześnie rano. Niby miał regularne godziny, ale praca w laboratorium biologicznym, w dodatku w innym mieście to nie przelewki. Miał za dużo na głowie, by pozwolić sobie na zaspanie do roboty albo wzięcie urlopu. Poza tym nie miał powodu by go brać lub narzekać na swoją pracę, kochał ją. Siedzenie w laboratorium, oprowadzanie i opowiadanie o wszystkim co się w nim dzieje to coś czego w życiu nie zamieniłby na nic innego.
Po powrocie do domu ze spotkania dowiedział się od profesora, kolegi po fachu, że jakimś cudem przez dwa tygodnie nie będą potrzebni i mogą w spokoju spędzić święta z rodzinami. Wkurzył się, bo już zdążył wysłać rodzinkę do swojej starszej siostry w Nowym Jorku. Wygląda na to, że te święta i tak pójdą się jebać.
Odgrzał sobie w mikrofali dwa krokiety, które znalazł w lodówce. Zapomniał, że jakiś czas temu je kupił. Dobrze, nie chciało mu się gotować tylko dla jednej osoby, mimo że został obdarzony niezwykłym talentem, który często wykorzystywał Randy. On często próbował jego dań i zawsze mu smakowały, Samy i Derekowi też gotował, a na urodziny Cassidy zrobił dwupiętrowy tort, był cały różowy, z cukierkami, które wiedział, że przyjaciółka lubi. Uważał, że to nie fair, ona jadła tyle słodkości, że hula hop powinno idealnie na nią pasować, a tymczasem była chuda jak patyk. Jednak to jest bardziej skutek wieloletniej choroby, która robi z jej organizmem co zechce.
Było wpół do dwunastej, gdy wychodził z domu. Nie chciał się spóźnić na spotkanie, bo Samy będzie mu suszyć za to głowę. W ostatniej chwili zorientował się, że zapomniał by o najważniejszej rzeczy, którą miał wziąć. Wrócił do pokoju i wyjąwszy z szafy nieduży plecak zapakował w niego parę czarnych łyżew figurowych. Chwilę później był w drodze na umówione miejsce spotkania. Zastanawiał się czy Randy domyślił się po co akurat tam mają iść. Wiedział, że przyjaciel był jedynym, który nie lubi tej dyscypliny sportowej. Mimo wszystko chciał by chociaż tego spróbował, ale spróbował przy kimś, kto będzie przy nim w każdej chwili gotowy mu pomóc. On by go trzymał cały czas za rękę i nie pozwolił mu upaść. Pilnowałby go, dawał wskazówki, uczył i dobrze się bawił. Zabawa w dobrym towarzystwie to podstawa. Źle mu było gdy oni wchodzili na lód a Randy podpierał barierkę po drugiej stronie.
Gdy w końcu dotarł na główny plac, gdzie stało lodowisko z daleka zauważył Samanthę uwieszającą się na ramieniu Dereka, który był czerwony jak burak i odwracał głowę od kobiety. Tuż obok nich stali dyskutujący o czymś zaciekle Cassidy i Tony. Oboje wymachiwali rękoma i tworzyli w powietrzu dziwne zawijasy. Zbliżając się wzrokiem szukał mężczyzny, którego zamierzał zmusić dziś do nauki jazdy. Wygląda na to, że jeszcze go nie ma, ale przecież wysłał mu wiadomość, więc z pewnością przyjdzie.
    - Kopę lat Dee!- krzyknął Tony odrywając się od ekranu telefonu.
Przywitał się ze wszystkimi przybijając im tak dobrze znanego „żółwika”. Spostrzegł, że nie tylko on pomyślał, żeby zaopatrzyć się w sprzęt. Wszyscy mieli ze sobą łyżwy, teraz czekali tylko na McLane'a.


~*~


Był umówiony z przyjaciółmi, no ale co miał zrobić skoro z samego rana w progu jego drzwi pojawił się Ashton? Zaskoczył go przychodząc o tak wczesnej godzinie. Przecież zamierzali spędzić razem Boże Narodzenie, ale to było dopiero za dwa dni. Czyżby aż tak za nim tęsknił, że chciał ujrzeć go ledwo kilka godzin po rozstaniu w parku? Mężczyzna wyglądał jakby naprawdę chciał spędzać z nim każdą wolną chwilę. To mu pochlebiało. Na dworze mróz szczypiący w twarz, zimno i nieprzyjemnie, nie kazałby mu wracać do swojego domu. Zaprosił partnera i zaproponował mu wspólne śniadanie, gdyż sam jeszcze żadnego nie jadł. To był pierwszy raz gdy Crowe był u niego w mieszkaniu. Święta mieli spędzić w domu blondyna, ponieważ też mieszkał sam, a ponoć jego rodzina wyjeżdża i nie będzie z nimi kłopotu.
W ekspresowym tempie przebrał się w ubrania, w których często wychodził na miasto, te różniły się od tych, w których paradował w domu. Do tego założył gruba bluzę, bo jak zwykle było mu za zimno. Wrócił do kuchni, gdzie Ashton popijał zrobioną przez niego kawę. Posłał mu uśmiech za co został obdarowany tym samym. Piwne oczy patrzyły się na niego z ufnością i miłością. Jego wzrok błądził po ciele brązowowłosego. Czarne spodnie idealnie opinały zgrabny tyłeczek, który pragnął wziąć jak najszybciej. Żałował, że mężczyzna założył bluzę zakrywającą jego brzuch i biodra. Przyszedł do niego z nadzieją, że coś się zacznie dziać, przesuwać w ich związku, który zdawał się tkwić w martwym punkcie. Liczył, że jego partner odda mu się w końcu. Może jak poczeka do tej wigilii, która jak na złość nie chciała przyjść, to dostanie to na co tak długo czeka? Naprawdę chciał już go zabrać do łóżka.


~*~


Wyjął z lodówki pięć jajek, które rozbił na grzejącej się od tłuszczu patelni. Wbił je na nią od razu biorąc do ręki sól. Dał do jajecznicy dwie szczypty, tak na oko, jak zawsze pouczał go Laytner. Roztrzepał wszystko na patelni i zaczął mieszać, żeby jajka się nie ścięły i nie wyszły sadzone. W międzyczasie szybko posmarował kilka kromek masłem i położył na talerzu. Przygotował jeszcze dwa dla nich. Musi się uwijać, nie chciał się spóźnić, a czuł, że i tak przyjdzie do kumpli dużo później niż zamierzał. Przygotował śniadanie i postawił je na stole przed partnerem.
    - Słuchaj, masz jakieś plany, że tak co chwila spoglądasz na zegarek? Jeśli przeszkadzam to...
    - Nie!- zaprzeczył kategorycznie. - Tylko... miałem się spotkać z przyjaciółmi, ale nic się nie stanie jak przyjdę do nich godzinkę spóźniony. Samy się pewnie wkurzy, ale ona zawsze się na mnie denerwuje bez powodu- nagle coś przyszło mu do głowy. - Chciałbyś ich poznać? Planowaliśmy spotkać się w centrum.
    - Na łyżwach? Świetnie, chętnie- uśmiechnął się aprobująco.

Ucieszył się, że Ashton był przychylny temu pomysłowi. Skoro wszyscy oni wiedzą, chciał żeby się spotkali. Nic nie stało na przeszkodzie, no może poza utrudniającą mu wszystko Samanthą. Jakby nie mogła dać mu spokoju. Ubzdurała sobie, że on może być z Dee Laytnerem. Dlaczego tak pomyślała? To mu chyba nie dawało żyć odkąd podzieliła się swoim zdaniem na ten temat z nimi.
Zaraz, zaraz... Jak on mógł na to nie wpaść?! Czasami bywał ciemny i głupi jak but. Ci dranie chcieli wyciągnąć go na łyżwy! Cholera! Przecież wiedzą, że on nienawidzi tej dyscypliny sportowej, a to, że ten przeklęty Dee ją lubi i chce go nauczyć ma w dupie. Czemu on zawsze się zgadza na coś zanim pomyśli?! Był idiota! Skończonym kretynem. Na samą myśl, że miałby stanąć w tym... tym czymś na lodzie... Niemożliwym było, żeby nie wypierdolił się przy pierwszej lepszej okazji. Mówić tym dupką, że nie! To i tak na siłę chcą to zrobić? Czy on kiedykolwiek narzekał, że źle się czuje stojąc przy barierkach po tej bezpieczniejszej stronie przyglądając się im jak jeżdżą? Nie!


~*~



Czekali na niego około godziny i mieli serdecznie dosyć. Zastanawiali się czy ich czasem nie wystawił, ale on taki nie był. Poza tym dałby znać, że nie przyjdzie. Samatha prawie zgrzytała zębami a Derek musiał ją uspokajać. Tony'emu było chyba wszystko jedno, bo esemesował z kimś i głupio uśmiechał się do telefonu, co dziwne Cassidy także pisała coś na komórce i wtórowała zachowaniu przyjaciela. On tak jak Samy był wściekły. No cholera, przecież wysłał mu wiadomość, był tego pewien, nie spał do późna. Jakoś nie mógł się wygodnie ułożyć i zmrużyć oka. Wiercił się i za nic nie chciał zasnąć. W dodatku świadomość, że Randy jest na „spotkaniu” z tym swoim... Już sama myśl, co oni mogli robić w tym czasie doprowadzała do szewskiej pasji. On siedział w mieszkaniu gapiąc się przez prawie całą noc w biały sufit, a on mógł się... To słowo nawet przez gardło nie potrafiło mu przejść przez gardło! Jest beznadziejny. Gdy już wyciągał telefon, żeby zadzwonić po przyjaciela, któremu miał ochotę nakopać do dupy, Derek zauważył spóźnialskiego. A co najśmieszniejsze nie był sam. Szedł koło kogoś za blisko, zdecydowanie byli za blisko siebie- może przesadzał, ale tak uważał i koniec.

    - A tobie co kurwa, specjalne zaproszenie trzeba wysyłać?!- krzyknął na niego Dee, któremu krew zaczynała wrzeć jak tylko go zobaczył.
    - Zamknij się. Coś mnie zatrzymało- przeprosił wszystkich za swoje szczeniackie zachowanie. Mógł chociaż do nich napisać, ale jakoś na to nie wpadł.

Nie spodziewał się, że ten kretyn tak na niego naskoczy. Wiedział, że dostanie opierdol, ale lepiej żeby Dee wyluzował. Miał zamiar przedstawić im swojego chłopaka i zaczynał się denerwować. Niby wszystko powinno być dobrze, są przyjaciółmi, więc przyjęliby Ashtona jak swojego, ale... No właśnie, jest to cholerne ale. Samy. Jak mu powiedziała, że nigdy nie pobłogosławi jego związku, z kimkolwiek by nie był, to tak zrobi. Bolało go to. Nie chciał żeby jego partner czuł się źle w jej towarzystwie i nie chciał, żeby ona przy Crowe wysuwała swoje na temat niego i Dee. Głupia baba coś sobie ubzdurała i będzie się tego trzymała.

Serce biło mu jak kilka dzwonów kościelnych. Wydawało mu się, że wszyscy to słyszą. Czuł jakby w brzuchu ktoś wypuścił stado motyli. Miał ochotę zostać i jednocześnie uciec. Po kręgosłupie przeszły go lodowate ciarki i to wcale nie spowodowane znienawidzoną przez niego porą roku, tylko obawą. Obawą, że ktoś z jego przyjaciół nie zaakceptuje osoby, którą on kocha. Nagle naszła go dziwna myśl. A co jeśli Dee też będzie miał coś przeciwko Ashtonowi? Tego by już nie zniósł. Kto jak kto, ale od Laytnera spodziewał się raczej słów wsparcia w tej sytuacji. Choć może się pomylił? Jedno wiedział na pewno, łatwo nie będzie, zważywszy na to, że dobrze widział miny tej dwójki na swoje słowa sprzed chwili: „Chcę wam przedstawić mojego chłopaka”.

2 komentarze:

  1. Czad, czad... tylko krotkie :( Ale czekam na wiecej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    czyżby Dee coś jednak czuł do Rendiego? to przyprowadzenie chłopaka może go zaboleć, chciał go uczyć, aby chociaż przez chwilę być blisko niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń