ROZDZIAŁ
3
Było
słoneczne popołudnie, lekki wiaterek smyrał przechodniów po
twarzy, rozwiewał im włosy i układał z nich przeróżne fryzury.
Bukowski siedział na ławce w parku klnąc pod nosem. Niecenzuralnym
wyrazom nie było końca. Przechodzący obok ludzi zerkali na niego
jak na wariata co najmniej. Miał ochotę zrobić komuś krzywdę. A
najlepiej temu gościu, który go okradł. Dopiero kilka godzin temu
zorientował się, że nie ma portfela. To przekreśliło wszystko,
bo w nim miał numer do parkingu na którym zostawił swoje auto,
prócz tego jedyne pieniądze wzięte z domu. Tak więc był głodny
i chwilowo bez dachu nad głową, a że małe miasteczko było prawie
150 kilometrów od domu...
On
człowiek czynu miał związane ręce. Denerwował się z minuty na
minutę próbując wymyślić jakieś wyjście. Jakby tego było mało
bateria w telefonie mu padła. Odcięty od świata, pieniędzy i
pomocy.
Mały
bezradny chłopczyk, który nie umie sobie poradzić bo zrobiło się
trochę pod górkę! To nie jestem ja! Nigdy z niczego nie
rezygnowałem, teraz też nie zamierzam.
Podniósł
się i otrzepał granatowe, opinające tyłek spodnie. Pogładził
rękoma ciemnozieloną koszulę i poprawił czarną marynarkę. Stał
chwilę obserwując przyjemną dla oka okolicę. W parku był plac
zabaw dla dzieci, dookoła rosły drzewa i krzewy, na których można
było dostrzec pączki liści.
No
ale co ja mam kurwa zrobić bez kasy, telefonu i dokumentów?!
Ruszył
w głąb miasteczka. Na ulicy mijał śpieszących się ludzi,
starszą panią z psem, dzieci wracające ze szkoły. Nagle w oczy
rzuciła mu się mała dziewczynka z tornistrem. Nie byłby to jakiś
specjalny widok pomijając to, że miała zamiar przejść przez
ulicę na czerwonym świetle. Szybkim krokiem dopadł do niej i
przytrzymał małą za plecak aby nie mogła się ruszyć. Wiele się
słyszało, że ktoś przebiega na czerwonym myśląc, że droga
wolna a tu znienacka wyjeżdżał jakiś samochód pędzący 200 km/h.
I tak też było, zza zakrętu wyjechał pirat drogowy, którego nie
obchodziło, że mógłby kogoś zabić! Mała obejrzała się na
niego z przerażeniem w oczach, chyba zdała sobie sprawę co mogło
się stać.
-
W porządku?- zapytał łagodnie pochylając się do, jak sądził
siedmiolatki.
Odpowiedziała
mu głucha cisza. Dziewczynka cała się trzęsła, mokre krople
zaczęły spływać jej po policzkach nie wydając z siebie żadnego
odgłosu.
-
Chodź- usłyszała i została pociągnięta za rękę, za bardzo
się bała by jakoś zareagować. Ku jej zaskoczeniu nie trafiła do
ciemnego zaułka tylko do parku, w którym często przesiadywała.
Ten pan wydawał się jej nawet miły. Miał takie duże i ciepłe
dłonie. Podeszli do brązowej ławki, nieznajomy pomógł zdjąć
dziewczynce plecak. Mała usiadła nadal spuszczając głowę, a on
nie wiedział jak ma się zachować, nigdy nie miał do czynienia z
dziećmi.
-
Hej księżniczko, uspokój się. Nic ci nie grozi, ale następnym
razem uważaj gdy przechodzisz przez ulicę- ukucnął przed nią i
pogłaskał po jasnych włosach.
Dziecko
rozpłakało się jeszcze bardziej. Wyprostował się i podrapał
ręką po szyi.
-
Eh i co ja mam z tobą zrobić?
-
Eliza!- usłyszał za sobą.
Odwrócił
się i zobaczył biegnącego w ich kierunku młodego chłopaka. Jego
mina świadczyła o tym, że ma ochotę kogoś zabić. Tomek nie
zdążył nawet zareagować gdy dostał prosto w szczękę prawego
sierpowego. Zachwiał się by w końcu upaść na brutalnie na tyłek.
Przez zamglone oczy zobaczył wirujące gwiazdki. Złapał się za
bolące miejsce i poniósł wzrok na rozjuszonego blondyna. Ten
patrzył na niego jak na śmiecia, robaka, którego trzeba zgnieść.
Pochwycił fioletowy tornister w jedną rękę a drugą pobladłą z
wrażenia dziewczynę.
-
Ty pieprzony pedofilu!- wrzasnął na całe gardło, a jego zimne i
gniewne oczy rzucały iskrami.
Bukowski
siedział z zamętem w głowie przez dobre dziesięć minut. Twarz
bolała go niemiłosiernie, w głowie szumiało jedno zdanie
wykrzyczane przez chłopaka.
Przecież ja kurwa nie wyglądam na pedofila! Pojebany dzieciak!
Na
dworze robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Zegarek pokazywał
8.30. Od popołudnia zdążył zwiedzić całe miasteczko, nie mając
nic lepszego do roboty. Dowiedział się dzięki temu, że w pobliżu
jest szkoła podstawowa połączona z gimnazjum i jedno małe liceum.
Przechadzając się ulicą minął trzy kluby nocne i jedną
restaurację "Pod Jelonkiem". Zastanawiał się przez
chwilę co mogą tam podawać, zaśmiał się gdy wyobraził sobie
żywego jelenia związanego sznurkami na jego talerzu. W tym momencie
brzuch po raz kolejny dał o sobie znać, kiszki mu marsza grały i z
głodu to mógłby zjeść nawet tego jelenia.
Widział
jeszcze warsztat samochodowy, jednak już dawno zamknięty. Gdyby
wcześniej pomyślał mógłby poprosić tam o pomoc. Widok sklepów
spożywczych i piekarni, z której wydobywały się przepyszne
zapachy aż do wieczora przyprawiał go o kurwicę! Koniec końców
wrócił do parku u klapnął tyłkiem na deski. Rozglądał się
wokół, brak żywej duszy. Oparł się i odchylił ciężką głowę.
Nagle poczuł jak coś kapnęło mu na twarz. Zwrócił wzrok ku
czarnemu niebu, zabrakło na nim gwiazd zasłonięte gęstymi
burzowymi chmurami. Nie musiał długo czekać aż rozpada się na
dobre. Ukrył twarz w dłoniach i miał ochotę śmiać się
histerycznie. Czy to kara za ucieczkę przed ożenkiem?
Dopiero
teraz przypomniał sobie dlaczego tu jest. Małżeństwo! Był
cholernie ciekaw jak wyglądały twarze rodzinki gdy on nie pojawił
się w domu. Pewnie do tej pory wyrywają sobie włosy z głów.
A
nich wyrywają. Mają za swoje, cholerni handlarze moim życiem.
Naprawdę tego nie rozumiem, przecież nie mieszkam z nimi, zarabiam
sam na siebie, nie sprawiam żadnych problemów, więc dlaczego? Dla
większej kasy?
-
To chyba kiepski żart- jęknął.
-
Wyjąłeś mi to z ust- niespodziewanie odezwał się męski głos.
Wydawało mu się, że już go słyszał.
Wstał
szybko z ławki, która prawdopodobnie miała posłużyć dzisiaj za
łóżko. Jego oczom ukazał się ubrany w czerwoną bluzę z
kapturem, szerokie, wytarte jeansy blondyn, który kilka godzin temu
śmiał mu przyjebać! W dłoni trzymał reklamówkę a w drugiej
osłaniającą przed deszczem parasolkę. Jego błękitne źrenice
obrysowały zmarzniętego i mokrego bruneta oświetlonego przez
lampę. Widział jak wykrzywia twarz na jego widok.
-
Czego się gapisz?! Może znów chcesz mi przypierdolić za nic?!-
prychnął Tom.
-
...Przepraszam- wyszeptał chłopak.
-
Co takiego? Możesz powtórzyć?
-
Wal się!
-
Nie, czekaj serio nie słyszałem. Deszcz trochę cię zagłusza-
powiedział spokojnie. Chłopak westchnął.
-
Powiedziałem, że przepraszam. Eliza wyjaśniła mi wszystko w
domu. Gdyby nie ty wpadłaby pod pędzący samochód. Zareagowałem
zbyt gwałtownie, bo kiedyś w tych okolicach kręciły się
podejrzane typki- czarne i niebieskie źrenice spotkały się.
-
Czy ja ci człowieku wyglądam na pedofila? Dzieciaki mnie nie
interesują żeby było jasne.
-
He he wierze ci. Ale mam jedno pytanko. Co ty robisz w parku o
dziewiątej w deszcz?- podparł się w bok i jeszcze raz zlustrował
sylwetkę przystojnego nieznajomego.
-
Jak to co? Ja w taki sposób spędzam urlop. Nawet nie wiesz co
tracisz stojąc pod tą parasolką- uśmiechnął się. Humor mu się
odrobinę poprawił.
-
Skoro tak mówisz...
Taki
nieodpowiedni moment wybrał sobie marudny żołądek Tomasza by
wołać o żarcie. Chłopak zaśmiał się a on poczerwieniał na
twarzy.
Cholera
co za wstyd!
-
Wydaje mi się, że nie spędzasz tak urlopu z własnej woli.
-
No coś ty! Też mi odkrycie- zbulwersował się.
-
Już się nie denerwuj.
Mężczyźnie
patrzyli na siebie jeszcze chwilę, w końcu rękę wyciągnął
nadpobudliwy blondyn, który jak się okazało nazywa się Sebastian.
Wymienili uściski, zawierając tym samym trochę dziwną, nową
znajomość. Chłopak nieco beztrosko zaproponował tymczasowe
schronienie przed ulewą w swoim domu. Głodny, zmęczony, zziębnięty
i przemoczony do suchej nitki Bukowski nie zamierzał protestować,
choć źle się czuł korzystając z gościny. Obaj szli pod
rozłożystym parasolem aż dotarli do bloku mieszkalnego. Pokonali
dwa piętra i znaleźli się na ciepłym i suchym przedpokoju. Był w
kształcie kwadratu o białych ścianach. Zaraz na przeciw niego
znajdowało się duże pomieszczenie, z tego co widział był to
salon. Prze jego wejściu były dwie pary wykonanych za brązowego
drewna drzwi.
-
Tu jest łazienka- wskazał ręką na pierwsze drzwi po prawej- weź
kąpiel, wysusz się, a ja postaram się poszukać jakichś ubrań,
które będę na ciebie pasować.
-
Człowieku ratujesz mi życie.
-
Nie przesadzasz czasem?- podrapał się po głowie, będąc odrobinę
zakłopotanym tą przesadną wdzięcznością i niesamowitym urokiem
Tomka.
Brunet
właśnie miał wejść do łazienki, gdy nagle usłyszeli potężny
trzask i krzyk dziecka. Nie zastanawiając się dłużej pobiegli do
małego pomieszczenia za salonem, którym była kuchnia.
Witaj:)
OdpowiedzUsuńJeszcze bardziej dzięki tobie polubię niedziele;). Przeczytałam jeden rozdział za drugim i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że opowiadanie mi się spodobało. Współczuje Tomkowi naprawdę ma biedaczek pecha najpierw mama z bombową wiadomością, ucieczka cichaczem z domu, później kradzież, przygoda w parku. Wydaje się on ciepłą i sympatyczną osobą która jak każdy szuka miłości w swoim życiu. Mam nadzieje, że los się do niego uśmiechnie w postaci Sebastiana. Choć naprawdę ciekawie rozpoczęli znajomość mam cichą nadzieję, że pojawi się między nimi uczucie. Choć cos mi się wydaje, że czeka nas jeszcze kilka niespodzianek;) Jestem ciekawa co go jeszcze ciekawego spotka:). Zapowiada się ciekawe ciepłe opowiadanie, i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Życzę weny. Następna fanka twojego opowiadania.. Pozdrawiam serdecznie...
Znalazłam cię przez przypadek i jak na razie się z tego powodu cieszę :) Opowiadane zapowiada się naprawdę fajnie, trochę da się odczuć że to twoje pierwsze (albo mi się wydaje:D ). Zastanawia mnie tylko jak można zmusić dorosłego faceta do ożenku tym bardziej że jest samodzielny i niezależny...
OdpowiedzUsuńPostacie mi się podobają szczególnie chyba przypadnie mi do gustu Sebastian widać ma charakterek :)
Weny życzę i czekam na kolejny rozdział !
Kolejny twój rozdział jest genialny! Biedny Tomek. Współczuję mu. Co do Sebastiana czuję, że ma całkiem niezły charakterek :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
jak zwykle Merkuriuszka :D
Hej,
OdpowiedzUsuńno po prostu ma pecha, ale czy na policji nie może zgłosić kradzieży, a to spotkanie z Sebastianem bombowe…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia