Powered By Blogger

niedziela, 31 maja 2015

Wszystko ma swoje granice- Rozdział 5

Dziękuję za komentarze. Miłego czytania.



ROZDZIAŁ 5

    - Mam do ciebie pewną prośbę...- zaczął niepewnie bawiąc się sznurkiem od kaptura zielonej bluzy dresowej, jak na oko bruneta o dwa rozmiary za dużej. Wisiała na nim jak worek, podobnie jak przetarte jeansy, pozdzierane trampki też nie wyglądały zbyt elegancko.
On wygląda jak moje kompletne przeciwieństwo.
    - Ja muszę wyjść do pracy, a przez wczorajszy incydent pomyślałem, że Eli powinna zostać w domu... no i...
    - Seba wyduś to z siebie, jeśli chcesz mnie poprosić o opiekę nad nią to nie ma problemu. Chodź tu księżniczko- podeszła do niego a on posadził ją sobie na kolanach.- Dobrze się czujesz? Coś cię boli?
    - Wszystko dobrze- przytuliła się do jego szerokiego torsu.

Podgórski zrobił ich trójce szybkie śniadanie, potem ze sto razy dziękował za opiekę, jego szef z pewnością by go opieprzył gdyby wziął siostrę do pracy. Po piętnastu minutach wyszedł, a on został sam z siedmioletnią dziewczyną. Co on ma robić z młodziutką kobietą?
Na początek zebrał brudne naczynia ze stołu i włożył do zlewu od razu wszystko myjąc. Powędrował do łazienki by przebrać się w swoje, już wyprane i suche ubrania. Po zakończeniu rytuału, czyli porannej toalety podszedł do rysującej przy stole Eli.
    - No księżniczko, co chciałabyś robić?- zapytał, nie miał pojęcia jak zajmować się dziećmi, choć bardzo je lubił. Gdyby nie był gejem z pewnością miałby niezłą gromadkę.
    - Pobawisz się ze mną?
    - Emm... A w co, jeśli mogę zapytać?- przysiadł się obok i kątem oka obserwował jej poczynania. Na kartce spodziewał się kilku kresek mających coś przedstawiać, a ku swojemu zaskoczeniu zobaczył duży kolorowy dom z płotkiem i ogródkiem.
Całkiem nieźle jak na takiego dzieciaka. Uważała by nie wychodzić za wyznaczoną przez siebie linię, starannie wszystko kolorowała. Następnie wzięła w dłoń czarną kredkę i namalowała dwie postaci. Jedną była mała dziewczynka, sądząc po długich włosach i sukience, drugą osobą był chłopak, trzymał małą za rękę.
Mężczyzna przyglądał się obrazkowi, nagle przyszło mu coś do głowy. Nie był pewien czy zapytać, ale po chwili wahania:
    - Elizo, to jesteś ty i twój brat?- przytaknęła, więc kontynuował- a gdzie są twoi rodzice?
Dziecko momentalnie posmutniało i przestało rysować, skuliła się tak, że jasna krzywka spadła jej na twarz. Tom pożałował, że nie mógł trzymać języka za zębami. Właściwie to nie jego sprawa, dlaczego miałby wtrącać się w ich życie. To, że przez zaledwie kilka godzin bardzo polubił tą dwójkę, nic nie znaczy. Jak tylko afera z małżeństwem się uspokoi, wróci do swojego miasta, rodzice nadal będą wściekli za taką zniewagę, ale aktualnie miał to gdzieś. Pozostaje mu tylko jeszcze modlić się, żeby Przemek nie męczył go po powrocie. Jednak znając jego wredny charakterek wiedział, że długo będzie obiektem kpin i żartów za swoje (uzasadnione) tchórzostwo.
    - Przepraszam kwiatuszku- pogłaskał głowę Eli i przytulił ją do swojego boku.- Nie rozmawiajmy o tym.

Humor się jej poprawił i znów zaczęła swobodną rozmowę ze swoim dorosłym znajomym. Nigdy nikomu tak szybko nie zaufała jak jemu, bardzo mu to schlebiało. Gdy już skończyła rysunek zaproponowała gry planszowe, zaprowadziła Tomka do swojego pokoju by pomógł jej wyjąć je z szafy. Pomieszczenie nie okazało się prostokątem niedużych rozmiarów, ściany były barwy białej, tak jak wszystkie pomieszczenia w domu, prócz łazienki pokrytej niebieskimi kafelkami. Duża brązowa trzydrzwiowa szafa stała naprzeciwko wejścia do pokoju. Zaścielone łóżko obrócone było w poprzek okna. Och łóżko, jak tylko je zobaczył miał ochotę rzucić się na nie plackiem i spać do końca dnia.
Chwilę później oboje opuścili miejsce wracając do salonu. Ma środki podłogi rozłożyli planszę, pionki i kostkę. Po zapoznaniu się z ogólnymi zasadami zaczęli rozgrywkę. Spędzili tak ponad połowę dnia, drugą połowę na sprzątaniu. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, około godziny drugiej popołudniu z pracy wrócił Podgórski. Wchodząc wgłąb domu szczęka opadła mu z hukiem na ziemie gdy na sofie zobaczył śpiącego Tomasza ze swoją młodszą siostrą w ramionach. Eliza, spokojna i nieśmiała dziewczynka smacznie spała przytulona do szerokiego torsu mężczyzny, najwyraźniej czuła się tam bezpiecznie i dobrze. Nie miał serca ich budzić, więc po cichu wszedł do kuchni i postawił na blacie ciepły obiad.
Poszedł do sypialni i zauważył, że na łóżku leży kilka pudełek z grami. Cieszyły się, że jego oczko w głowie miało się dobrze podczas jego nieobecności. Przebrał się i wróciwszy do pokoju stwierdził, że towarzystwo się obudziło.
    - Seba!- krzyknęła siedmiolatka i podbiegła do mężczyzny.
    - Cześć!- porwał ją na ręce i wyściskał.- Byłaś grzeczna, chyba nie sprawiałaś problemów Tomkowi, prawda?- spojrzał wymownie na bruneta.
    - Nieee! Tomek się ze mną bawił! Rysowaliśmy, układaliśmy klocki i ...- zaczęła opowiadać jak spędziła dzisiejszy dzień.

Zjedli ciepły obiad, oglądali kabarety w telewizji, nic nadzwyczajnego, tylko miły dzień w gronie rodziny.
Jakiej rodziny?! Cholera, nie jest dobrze, zaczynam się do tego przyzwyczajać. Przecież za kilka dni już mnie tu mnie będzie- tłukło mu się przez myśli, ale zignorował to widząc dwie uśmiechnięte twarze.

Minęło kilka dni, na ten czas Sebastian pożyczył mu swoje największe ubrania, w których, musiał przyznać było mu całkiem wygodnie. Nie wiedział jak mu się odpłaci. Żył na jego koszt, nie płacił za nic, z powodu braku jakichkolwiek pieniędzy. Gdy to mówił blondyn go walił gazetą po głowie, dając do zrozumienia, że gdyby nie chciał tu Bukowskiego już dawno by się go pozbył. Zawarli więc małą umowę, za dach nad głową Tom opiekował się Elizą, prowadził i odbierał ze szkoły, wychodził z nią do parku gdy zapracowany i zmęczony dużym nakładem pracy Podgórski nie dawał rady. Takie rozwiązanie podobało się im obu, ale najbardziej uradowaną osobą była siedmiolatka.

    - Na pewno wszystko spakowałaś? Piżamę, szczoteczkę, Edka?- dziewczynka została zaproszona przez swoją koleżankę na nocowanie, więc Sebastian musiał dokładnie sprawdzić czy czegoś nie zapomniała.
    - Edka?- zdziwił się brunet popijający aromatyczną kawę.

Dziecko zarumieniło się, jednak po chwili odpowiedziało, że Edek jest jej pluszowym króliczkiem, z którym codziennie śpi. Blondyn wyszedł z mieszkania by odprowadzić młodą do przyjaciółki. Bukowski stwierdził, że dobrze by było gdyby skontaktował się z Michałem, dowiedziałby się co i jak. Nie zastanawiając się dłużej włączył aparat i na wyświetlaczu zobaczył 135 nieodebranych połączeń, 50 wiadomości głosowych i 20 sms'ów. Zignorował to usuwając wszystko, wybrał numer przyjaciela, niestety nie on odebrał. W głośniku usłyszał poirytowany kobiecy głos.
    - Proszę, proszę! Któż to dzwoni?! Jak długo zamierzałeś nie dawać znaku życia idioto! Martwiliśmy się!!!
    - Ech... Dorotko, nie krzycz bo totalnie ogłuchnę- odsunął komórkę od ucha spodziewając się jeszcze wielu nieodpowiednich słów.

No i się nie pomylił, kobieta zjechała go równo z góry na dół, mówiąc jak to się martwili, bo nie odbierał komórki. Zarzuciła mu kłamstwa i tchórzostwo, i że zamiast szczerze pogadać z matką i ojcem, on woli się ukrywać. Powoli zaczęła go irytować, bo doskonale zdawał sobie z tego sprawę. W końcu nie wytrzymał i wybuchnął z siłą wulkanu.
    - Słuchaj upierdliwa babo! Wiem, że w końcu będę musiał wrócić do domu i pracy, ale daj mi choć na trochę spokój. Żyję, więc wyluzuj! Diabli złego nie biorą! A ja chciałem gadać z twoim mężem, nie z opryskliwą i wulgarną staruchą!
    - On nie ma prawa głosu.
    - Pantoflarz! ...Ale nieważne. Bardziej interesuje mnie...- nie dokończył bo mężczyzna wyrwał telefon kobiecie z ręki.
    - Widzieliśmy ją. Twoja matka przyprowadziła twoją pożal się Boże narzeczoną do pracy, cała kadra ją widziała. Do naszego domu zawitał twój ojciec bo myślał, że cię ukrywamy. Jestem pewien, że nie dadzą za wygraną, cała czwórka chodzi po mieście i okolicach szukając ciebie. A na ich czele ta wypindrzona lalka.
    - Co takiego!?- krzyknął przestraszony nie na żarty.- Nie wierze, jak mogli mi to zrobić? Czy oni kompletnie postradali rozum?! Cholera, teraz Ziaja nie da mi życia! A ta cała Marlena... co z tą pierdoloną szmatą nie tak!? Moi starzy upodobali ją sobie na synową nie pytając mnie o zdanie! HA! Jakby ono się w ogóle liczyło! Co ja teraz zrobię?- jęknął zmarnowany i usiadł na czerwonej sofie.
    - Nie wiem, ale wymyśl coś żeby nie doszło do tego cholernego ślubu!
    - Ślubu?! To kurwa cyrk nie ślub! Co może jeszcze mam mieć z nią dzieci?!
    - No wiesz...- zachichotał Kubicki, nie wiedział jak pomóc przyjacielowi.- Ej a może weźmiesz z nią ten ślub, a potem się rozwiedziecie? Pół roku chyba wystarczy? Aż tak bardzo nie lubisz kobiet?
    - To nie tak, że ich nie lubię, ale nie chcę żyć sześć miesięcy w celibacie, a co do Marleny... Ta babka świeciła by tylko cyckami naokoło i zadzierała nosa. Poza tym wiesz, że pod sobą wolę mieć płaską i umięśnioną klatę, a nie wielkie balony. Nic nie poradzę, że tylko spojrzałem na jej zdjęcie, a ciarki mnie przeszły. Wymyśle coś jak wymigać się od tego cholernego małżeństwa, spokojna twoja rozczochrana.
    - Ale ty jej nawet nie znasz.
Rozłączył się i westchnął. Jak matka mogła mu zrobić tyle wstydu, przyprowadzając swoją wymarzoną synową do jego pracy. To, że ma kasy jak lodu nic nie znaczy. To on będzie musiał świecić oczami gdy szef wezwie go na dywanik. Nie wszyscy bogaci ludzie poniżają biedniejszych od nich samych, jednak wyniosła Karolina kochała to robić. Ubliżać, pogrążać ciężko pracujących ludzi, on tego nienawidził. W takich momentach gardził matką. Zaś ojca w ogóle oni nie interesowali, uważał bowiem, że biedacy nie zasługują na chociażby jedno spojrzenie jego osoby. Pysznił się, wmawiając sobie, że jest panem a inni jego robolami.
Jak dobrze, że on na takiego nie wyrósł, a zawdzięczał to tylko sobie i przyjaciołom.
Ten właśnie moment wybrał sobie blondyn by wejść do salonu. Tomek z wrażenia zerwał się na równe nogi i przyglądał się w szoku twarzy chłopaka.
    - Sseba?- wydukał z trudem.



niedziela, 24 maja 2015

Wszystko ma swoje granice- Rozdział 4

Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania.




ROZDZIAŁ 4

Na podłodze zobaczyli wijącą się z bólu dziewczynkę a na kuchence gazowej patelnie w płomieniach. Eliza krzyczała i płakała z bólu, czuła jak jej skóra się pali, roztapia ją niesamowicie wysoka temperatura, a ona nie może nic zrobić. Nagle coś ją szarpnęło brutalnie podnosząc z ziemi. Nie było w tym za grosz delikatności. Liczyła się każda sekunda, bo młoda skóra jest bardzie podatna na obrażenia i uszkodzenia niż u dorosłej osoby.
    - Nie!- krzyknął Tomek widząc jak Sebastian próbuje zgasić palącą się patelnię wodą.- Zgaś to ścierką!
Po chwili był już w łazience i z impetem wrzucił dziecko pod prysznic oblewając ciało zimną wodą. Mała nadal piszczała a jemu po prostu serce się krajało, jednak nie może się z nią bawić w subtelności. Oblewał jej twarz, ręce, brzuch i nogi. Wokół była duża kałuża, woda rozpryskiwała się po całym pomieszczeniu, musiał być ostrożny by nie paść jak długi na mokrą podłogę. Drzwi otworzyły się i stanął w nich przerażony blondyn. Obrzucił szybkim spojrzeniem bruneta, a potem popatrzył na zmaltretowaną dziewczynę.
Tomek zakręciwszy kran odebrał od stojącego obok mężczyzny duży, puchaty ręcznik i zaraz po zdjęciu przemoczonych ubrań, owinął nim Elizę. Ta cała się trzęsła, musiała być w niemałym szoku.
    - Księżniczko- zaczął- chyba masz talent do pakowania się w kłopoty. - Boli cię coś? Gdzie się poparzyłaś?
    - Tutaj- wskazała na swoją prawą rękę, bolało ją od dłoni aż po ramię. Źle się czuła, bo znów przysporzyła problemów w dodatku temu samemu panu co popołudniu.
    - Jak to się stało?!- podniósł głos Seba, bardzo zły na siebie za niedopilnowanie jej.
    - ... Ja chciałam zrobić ci niespodziankę i ugotować to co lubisz, ale mi nie wyszło- tłumaczyła się, uspokajając skołatane nerwy. Myślała, że braciszek będzie na nią krzyczał ale nic takiego się nie stało.

Jeżeli chodzi o Bukowskiego, to nie miał zamiaru stać w zalanej łazience ryzykując poślizgiem, więc bezceremonialnie wziął swoją małą księżniczkę na ręce i zaniósł na czerwoną kanapę w pokoju dziennym.
Swoją?- przeszło mu przez myśl.
Mężczyźni wysłuchali od początku historii. Mała chciała zrobić zapracowanemu bratu niespodziankę, jednak nie bardzo jej to wyszło. Stojąc na niewielkim prostokątnym koszyczku, straciła równowagę i spadła. Przy okazji zahaczając ręką o rozgrzaną do granic możliwości patelnię.
Siedziała ze spuszczoną głową, czuła jak wzrok obecnych przewierca ją na wylot. Dzięki temu prysznicowi po oparzeniu nie zostaną blizny, gdyż ochłodzili jej skórę.
    - Dziękuję panu- wyszeptała.- Już drugi raz mi pan pomógł. A właśnie co ten pan tu robi?- tym razem wypowiedź skierował do brata.
    - No cóż, ten pan miał problem i dlatego mu pomożemy- odparł ciepło głaszcząc siostrę po mokrych włosach.
    - Nie gniewasz się?
    - Oczywiście, że tak! To było niebezpieczne, nigdy więcej tak nie rób, zrozumiano?

Eliza pokiwała głowę potwierdzając słowa Seby. Posłuchała go i poszła do sypialni przebrać się w piżamę. Jedyne czego dziś potrzebowała to kilka godzin snu, choć nie jej jednej by się on przydał. Jeden i drugi siedzieli na sofie nie wiedząc co powiedzieć. Jednak ktoś w końcu musiał wykonać pierwszy krok.
    - Teraz to ja nie wiem jak ci dziękować. Skąd wiedziałeś co trzeba robić? Ja byłem w takim szoku, że zanim bym jakoś zareagował...
    - Cóż wiedzieć jak poprawnie udzielać pomocy jest w moim zawodzie umiejętnością podstawową- chłopak nie bardzo rozumiał co brunet chciał powiedzieć, więc widząc jego minę dodał- jestem strażakiem.
    - Aha, rozumiem. Więc... mogę ci zaufać?

Tom z początku zdziwiony odpowiedział, że jak najbardziej. Chociaż jak na jego gust o takie rzeczy powinno pytać się zanim wpuści się obcego do chaty.

    - Co się stało, że ławka miała posłużyć ci za łóżko?- zapytał mrużąc oczy.
    - Cóż... nie chcę o tym mówić. Powiedzmy, że miałem problemy z upierdliwymi rodzicami, którzy chcą ustawiać życie dwudziestopięcioletniemu facetowi.
    - Aha... Wiesz jak chcesz możesz tu zostać, nie panują tu luksusy jak u nowobogackich, ale da się żyć- uśmiechnął się.
    - Czy zapraszasz do domu każdego obcego, któremu przywaliłeś w twarz? Nie obawiasz się o księżniczkę?
    - Zabieram tych, którzy są tego warci- zlustrował go z góry na dół.- dobrze ci z oczu patrzy, nie możesz być kimś złym, czuję to. A poza tym moja siostra cię lubi, inaczej nie rozmawiałaby z tobą. Jest nieśmiałą osóbką.

Wstał nagle przypominając sobie o zalanej łazience. Zawołał na pomoc nowego znajomego i po kilku minutach wszystko lśniło. Tak jak to było w planie wziął kąpiel i przebrał się w z deka ciasnawe ubrania właściciela domu. Następnie szybki prysznic wziął blondyn, a po wyjściu poczęstował gościa syta kolacją, bo słyszał jak umiera z głodu.
Seba musiał przyznać, że mężczyzna obok niego robił na nim niemałe wrażenie, nie tylko z powodu wyróżniającego go wyglądu, ale umiejętności jakich użył, no i Eli go polubiła.
Długo rozmawiali zupełnie tracąc rachubę czasu. Brunet poprosił o dostęp do ładowarki, by jego telefon nadawał się do użytku. Po włączeniu go jak na zawołanie zaczęły przychodzić liczne wiadomości, nieodebrane połączenia, także skrzynka wiadomości głosowych była pełna. Machnął ręką widząc rozbawioną i zdziwioną równocześnie twarz mężczyzny. Napisał tylko do Michała, że z nim wszystko w porządku i znów wyłączył komórkę. Kątem oka zauważył, że Sebastian wchodzi do pokoju obok. Tam właśnie weszła mała blondynka.
    - Co z nią?- zapytał z troską o swoją nową znajomą.
    - Śpi- zerknął na Tomasza w tym samym czasie co on na niego, doszło do spotkania niesamowitego błękitu i pochłaniającej go ciemności czarnych oczu.- Dopóki tu zostaniesz zajmiesz moje miejsce na sofie, a ja pójdę położyć się z młodą.
    - Ach wiec ten pokój jest jej?
    - Taa... No to... Dobranoc.
    - Dobranoc- posłał mu przyjazny uśmiech, gdyby nie spotkał Sebastiana teraz leżałby na ławce w parku cały mokry i śmierdzący.

Nazajutrz obudził go jakieś głosy. Kręgosłup trochę go pobolewał ale starał się to zignorować.
Jak musiał czuć się Podgórski skoro spał tak dzień w dzień? Ach ile bym dał za moje wygodne i duże łóżko.
Przeciągnął się i ziewnął. Zsunął z siebie koc, pod którym spał, coś strzyknęło mu w krzyżu. Nagle z pokoju wyszło rodzeństwo, Eliza wydawała się być w dobrym humorze. Jej starszy brat już nie do końca. Podszedł odrobinę speszony do Bukowskiego, dziewczynka stanęła za nim i tylko spoglądała na nich tajemniczo.

niedziela, 17 maja 2015

Wszystko ma swoje granice- Rozdział 3

ROZDZIAŁ 3

Było słoneczne popołudnie, lekki wiaterek smyrał przechodniów po twarzy, rozwiewał im włosy i układał z nich przeróżne fryzury. Bukowski siedział na ławce w parku klnąc pod nosem. Niecenzuralnym wyrazom nie było końca. Przechodzący obok ludzi zerkali na niego jak na wariata co najmniej. Miał ochotę zrobić komuś krzywdę. A najlepiej temu gościu, który go okradł. Dopiero kilka godzin temu zorientował się, że nie ma portfela. To przekreśliło wszystko, bo w nim miał numer do parkingu na którym zostawił swoje auto, prócz tego jedyne pieniądze wzięte z domu. Tak więc był głodny i chwilowo bez dachu nad głową, a że małe miasteczko było prawie 150 kilometrów od domu...
On człowiek czynu miał związane ręce. Denerwował się z minuty na minutę próbując wymyślić jakieś wyjście. Jakby tego było mało bateria w telefonie mu padła. Odcięty od świata, pieniędzy i pomocy.
Mały bezradny chłopczyk, który nie umie sobie poradzić bo zrobiło się trochę pod górkę! To nie jestem ja! Nigdy z niczego nie rezygnowałem, teraz też nie zamierzam.
Podniósł się i otrzepał granatowe, opinające tyłek spodnie. Pogładził rękoma ciemnozieloną koszulę i poprawił czarną marynarkę. Stał chwilę obserwując przyjemną dla oka okolicę. W parku był plac zabaw dla dzieci, dookoła rosły drzewa i krzewy, na których można było dostrzec pączki liści.
No ale co ja mam kurwa zrobić bez kasy, telefonu i dokumentów?!
Ruszył w głąb miasteczka. Na ulicy mijał śpieszących się ludzi, starszą panią z psem, dzieci wracające ze szkoły. Nagle w oczy rzuciła mu się mała dziewczynka z tornistrem. Nie byłby to jakiś specjalny widok pomijając to, że miała zamiar przejść przez ulicę na czerwonym świetle. Szybkim krokiem dopadł do niej i przytrzymał małą za plecak aby nie mogła się ruszyć. Wiele się słyszało, że ktoś przebiega na czerwonym myśląc, że droga wolna a tu znienacka wyjeżdżał jakiś samochód pędzący 200 km/h. I tak też było, zza zakrętu wyjechał pirat drogowy, którego nie obchodziło, że mógłby kogoś zabić! Mała obejrzała się na niego z przerażeniem w oczach, chyba zdała sobie sprawę co mogło się stać.
    - W porządku?- zapytał łagodnie pochylając się do, jak sądził siedmiolatki.
Odpowiedziała mu głucha cisza. Dziewczynka cała się trzęsła, mokre krople zaczęły spływać jej po policzkach nie wydając z siebie żadnego odgłosu.
    - Chodź- usłyszała i została pociągnięta za rękę, za bardzo się bała by jakoś zareagować. Ku jej zaskoczeniu nie trafiła do ciemnego zaułka tylko do parku, w którym często przesiadywała. Ten pan wydawał się jej nawet miły. Miał takie duże i ciepłe dłonie. Podeszli do brązowej ławki, nieznajomy pomógł zdjąć dziewczynce plecak. Mała usiadła nadal spuszczając głowę, a on nie wiedział jak ma się zachować, nigdy nie miał do czynienia z dziećmi.
    - Hej księżniczko, uspokój się. Nic ci nie grozi, ale następnym razem uważaj gdy przechodzisz przez ulicę- ukucnął przed nią i pogłaskał po jasnych włosach.

Dziecko rozpłakało się jeszcze bardziej. Wyprostował się i podrapał ręką po szyi.
    - Eh i co ja mam z tobą zrobić?
    - Eliza!- usłyszał za sobą.

Odwrócił się i zobaczył biegnącego w ich kierunku młodego chłopaka. Jego mina świadczyła o tym, że ma ochotę kogoś zabić. Tomek nie zdążył nawet zareagować gdy dostał prosto w szczękę prawego sierpowego. Zachwiał się by w końcu upaść na brutalnie na tyłek. Przez zamglone oczy zobaczył wirujące gwiazdki. Złapał się za bolące miejsce i poniósł wzrok na rozjuszonego blondyna. Ten patrzył na niego jak na śmiecia, robaka, którego trzeba zgnieść. Pochwycił fioletowy tornister w jedną rękę a drugą pobladłą z wrażenia dziewczynę.
    - Ty pieprzony pedofilu!- wrzasnął na całe gardło, a jego zimne i gniewne oczy rzucały iskrami.

Bukowski siedział z zamętem w głowie przez dobre dziesięć minut. Twarz bolała go niemiłosiernie, w głowie szumiało jedno zdanie wykrzyczane przez chłopaka.
Przecież ja kurwa nie wyglądam na pedofila! Pojebany dzieciak!

Na dworze robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Zegarek pokazywał 8.30. Od popołudnia zdążył zwiedzić całe miasteczko, nie mając nic lepszego do roboty. Dowiedział się dzięki temu, że w pobliżu jest szkoła podstawowa połączona z gimnazjum i jedno małe liceum. Przechadzając się ulicą minął trzy kluby nocne i jedną restaurację "Pod Jelonkiem". Zastanawiał się przez chwilę co mogą tam podawać, zaśmiał się gdy wyobraził sobie żywego jelenia związanego sznurkami na jego talerzu. W tym momencie brzuch po raz kolejny dał o sobie znać, kiszki mu marsza grały i z głodu to mógłby zjeść nawet tego jelenia.
Widział jeszcze warsztat samochodowy, jednak już dawno zamknięty. Gdyby wcześniej pomyślał mógłby poprosić tam o pomoc. Widok sklepów spożywczych i piekarni, z której wydobywały się przepyszne zapachy aż do wieczora przyprawiał go o kurwicę! Koniec końców wrócił do parku u klapnął tyłkiem na deski. Rozglądał się wokół, brak żywej duszy. Oparł się i odchylił ciężką głowę. Nagle poczuł jak coś kapnęło mu na twarz. Zwrócił wzrok ku czarnemu niebu, zabrakło na nim gwiazd zasłonięte gęstymi burzowymi chmurami. Nie musiał długo czekać aż rozpada się na dobre. Ukrył twarz w dłoniach i miał ochotę śmiać się histerycznie. Czy to kara za ucieczkę przed ożenkiem?
Dopiero teraz przypomniał sobie dlaczego tu jest. Małżeństwo! Był cholernie ciekaw jak wyglądały twarze rodzinki gdy on nie pojawił się w domu. Pewnie do tej pory wyrywają sobie włosy z głów.
A nich wyrywają. Mają za swoje, cholerni handlarze moim życiem. Naprawdę tego nie rozumiem, przecież nie mieszkam z nimi, zarabiam sam na siebie, nie sprawiam żadnych problemów, więc dlaczego? Dla większej kasy?
    - To chyba kiepski żart- jęknął.
    - Wyjąłeś mi to z ust- niespodziewanie odezwał się męski głos. Wydawało mu się, że już go słyszał.

Wstał szybko z ławki, która prawdopodobnie miała posłużyć dzisiaj za łóżko. Jego oczom ukazał się ubrany w czerwoną bluzę z kapturem, szerokie, wytarte jeansy blondyn, który kilka godzin temu śmiał mu przyjebać! W dłoni trzymał reklamówkę a w drugiej osłaniającą przed deszczem parasolkę. Jego błękitne źrenice obrysowały zmarzniętego i mokrego bruneta oświetlonego przez lampę. Widział jak wykrzywia twarz na jego widok.
    - Czego się gapisz?! Może znów chcesz mi przypierdolić za nic?!- prychnął Tom.
    - ...Przepraszam- wyszeptał chłopak.
    - Co takiego? Możesz powtórzyć?
    - Wal się!
    - Nie, czekaj serio nie słyszałem. Deszcz trochę cię zagłusza- powiedział spokojnie. Chłopak westchnął.
    - Powiedziałem, że przepraszam. Eliza wyjaśniła mi wszystko w domu. Gdyby nie ty wpadłaby pod pędzący samochód. Zareagowałem zbyt gwałtownie, bo kiedyś w tych okolicach kręciły się podejrzane typki- czarne i niebieskie źrenice spotkały się.
    - Czy ja ci człowieku wyglądam na pedofila? Dzieciaki mnie nie interesują żeby było jasne.
    - He he wierze ci. Ale mam jedno pytanko. Co ty robisz w parku o dziewiątej w deszcz?- podparł się w bok i jeszcze raz zlustrował sylwetkę przystojnego nieznajomego.
    - Jak to co? Ja w taki sposób spędzam urlop. Nawet nie wiesz co tracisz stojąc pod tą parasolką- uśmiechnął się. Humor mu się odrobinę poprawił.
    - Skoro tak mówisz...

Taki nieodpowiedni moment wybrał sobie marudny żołądek Tomasza by wołać o żarcie. Chłopak zaśmiał się a on poczerwieniał na twarzy.
Cholera co za wstyd!
    - Wydaje mi się, że nie spędzasz tak urlopu z własnej woli.
    - No coś ty! Też mi odkrycie- zbulwersował się.
    - Już się nie denerwuj.

Mężczyźnie patrzyli na siebie jeszcze chwilę, w końcu rękę wyciągnął nadpobudliwy blondyn, który jak się okazało nazywa się Sebastian. Wymienili uściski, zawierając tym samym trochę dziwną, nową znajomość. Chłopak nieco beztrosko zaproponował tymczasowe schronienie przed ulewą w swoim domu. Głodny, zmęczony, zziębnięty i przemoczony do suchej nitki Bukowski nie zamierzał protestować, choć źle się czuł korzystając z gościny. Obaj szli pod rozłożystym parasolem aż dotarli do bloku mieszkalnego. Pokonali dwa piętra i znaleźli się na ciepłym i suchym przedpokoju. Był w kształcie kwadratu o białych ścianach. Zaraz na przeciw niego znajdowało się duże pomieszczenie, z tego co widział był to salon. Prze jego wejściu były dwie pary wykonanych za brązowego drewna drzwi.
    - Tu jest łazienka- wskazał ręką na pierwsze drzwi po prawej- weź kąpiel, wysusz się, a ja postaram się poszukać jakichś ubrań, które będę na ciebie pasować.
    - Człowieku ratujesz mi życie.
    - Nie przesadzasz czasem?- podrapał się po głowie, będąc odrobinę zakłopotanym tą przesadną wdzięcznością i niesamowitym urokiem Tomka.
Brunet właśnie miał wejść do łazienki, gdy nagle usłyszeli potężny trzask i krzyk dziecka. Nie zastanawiając się dłużej pobiegli do małego pomieszczenia za salonem, którym była kuchnia.



czwartek, 14 maja 2015

Info!

Hejka!
W związku z moim blogiem, który powoli, bo powoli ale się rozkręca...Doszłam do wniosku, że rozdziały nie są za długie (tak mi jakoś wychodzą), więc będę je dodawać w każdą niedzielę. Rozdziały pisane są na bieżąco, więc już trochę się ich uzbierało. 
Tak jak mówiłam będę wdzięczna za komentarze z konstruktywną krytyką, ale i nie tylko. Jak sami pewnie wiecie, one dają autorowi wiele satysfakcji i bardzo motywują do działania.
Dziękuję i pozdrawiam :D

niedziela, 10 maja 2015

Wszystko ma swoje granice- Rozdział 2

Oto dodaję kolejny rozdział, mam nadzieję, że się spodoba. Dziekuję za komentrze.


ROZDZIAŁ 2

Patrzył z niedowierzaniem na list i zdjęcie ładnej brunetki z kręconymi włosami i piwnymi oczami prezentującej obfity biust. Skrzywił się z niesmakiem. Oczywiście miała swój urok i zdziwiłby się gdyby nie podobała się facetom, ale on miał odmienne zdanie w tym wszystkim. Ci handlowcy żywym towarem nie brali nawet pod uwagę jego odmowy. A ta kobieta? Czy on ją w ogóle obchodził?! Kochali się?! Rodzinka ubiła pewnie niezły interes, dosłownie sprzedali go, nikomu to nie przeszkadzało. Tej całej Marlenie też nie, był ciekawy dlaczego ona tak szybko zgodziła się za niego wyjść.
No tak, przystojny, bogaty kawaler, którego starzy na siłę wplątują w małżeństwo. Każda by na to poleciała- przemknęło mu przez myśl.
Żałował tylko, że nikt nie patrzył na jego wnętrze. Ludzie z natury oceniają czy im się coś podoba czy nie nawet tego nie poznając. Oceniają po pozorach, jego charakter, zalety i wady nie mają najmniejszego znaczenia. Wygląda na to, że ten cholerny związek małżeński lub raczej cyrk był tylko interesem!
On już im kurwa da interesy jego kosztem!

    - Co to ma do cholery być!- ryknął na całe gardło.- Czy wyście kompletnie powariowali?! Ślub?! Chyba w waszych snach! Po pierwsze, nikt nie raczył mnie poinformować o tym cyrku! Po drugie, mam w dupie wasze zdanie, tamtych i tej kobiety! Po trzecie, wynoś mi się stąd zanim powiem coś czego będę żałował!
    - Nie interesuje nie to! Zostałeś jakimś podrzędnym strażakiem, zamiast przejąć firmę! Odpuściliśmy, ale tym razem nie będzie tak dobrze! Zawrzesz ten cholerny związek z Marleną i spłodzisz dzieci! Reszta nas nie interesuje!- wypięła dumnie pierś i kołysząc biodrami opuściła remizę.

Tomek stał jak sparaliżowany, chcąc przetrawić słowa matki. W głowie mu się nie mieściło, jak oni mogą tak zabawiać się jego życiem. Chociaż zdawał sobie sprawę, że to także jego wina. Pozwalał sobą manipulować przez wiele lat, pomijając wybrany zawód.
Dość tego, to moje życie i nie mam zamiaru grać marionetki, unieszczęśliwiać siebie i tą pożal się Boże dziewczynę.
W prawdzie mógłby rzucić "jestem gejem" i mieć święty spokój, ale nie chciał odpychać od siebie jedynej rodziny.
    - Tom- odwrócił się w stronę drzwi usłyszawszy zaniepokojony głos Michała.- Gadaj co mówiła. Chyba nie masz najlepszych wieści sądząc po twojej minie...
    - Przyjdź do mnie dzisiaj to pogadamy, a ja idę skołować sobie urlop- przetarł dłońmi znużoną twarz i wyszedł.


Był wieczór, niebo było pokryte gęstymi burzowymi chmurami. Padał rzęsisty deszcz. Za oknem można było zobaczyć kilku ludzi z parasolkami. Pomino ciepłych i pełnych słońca dni, noce były chłodne.
Tomek właśnie zdawał relacje osłupiałemu z wrażenia Kubickiemu. Obaj mężczyźni siedzieli na szarej sofie i popijali złocisty napój z bąbelkami. Przez dłuższą chwilę Michał milczał a jego twarz wyrażała emocje od szoku przez zdziwienie, kpinę aż wreszcie kończąc na złośliwym uśmieszku.
    - Doigrałeś się chłopie. Trzeba było być szczerym i powiedzieć starym prosto z mostu "mamo, tato wole kutasy".
    - Łatwo ci mówić... No ale masz rację, muszę jakoś się z tego wykręcić bez wyznawania im... no wiesz...- oparł się i odchylił głowę usilnie się nad czymś zastanawiając.
    - No dobra to kiedy jest to twoje wesele?- prychnął, jego przyjaciel to idiota. On chyba uwielbia utrudniać sobie życie.
    - A jaki dzisiaj dzień? Bo 5 maja miało być spotkanie, ale ja nic o nim nie wiedziałem. Skurwysyni chcieli postawić mnie przed faktem dokonany, mówiąc pewnie, że za 10 minut mam być w garniaku i przed ołtarzem.
    - ... Mam złe wieści...
    - Michał- jęknął brunet i potarł nasadę nosa- nie mów mi, że to jutro. Ja cie błagam stary...

Niestety trafił w dziesiątkę. Jutro miał zostać panem młodym, a kilka godzin później świeżo upieczonym mężem. Cóż za ironia, chciał być w poważnym związku, a jak już ma być to tchórzy. Jednak to inna sytuacja, normalnym było dla niego sypianie z innym facetem, kobietą już nie koniecznie.
Zrobili burzę mózgów, jakby tu uratować od żeniaczki Bukowskiego. Myśleli intensywnie, ale nic mądrego nie przyszło im do głowy, w końcu starszy brunet wstał z kanapy i z niepewną miną zabrał głos.

    - Słuchaj, a jakbyś tak sobie nagle zniknął na kilka dni?- zapytał z nadzieją.
    - Hę?- padła inteligentna odpowiedź.
    - Ach cholera! Dostałeś dwa tygodnie wolnego! Znikaj stąd ale to już bo rankiem nie zdążysz dobrze wstać z łóżka a zaskoczy cię powitalny orszak! Ja zajmę się mieszkaniem, kwiatki ci nawet popodlewam tylko mnie wypuść już do Doroty. Siedzimy tu dobrych kilku godzin...- stękną od razu kierując się na przedpokój.

Obmyślili plan działania. Skoro następnego dnia jest to feralne wydarzenie to brunet musi wyjechać jak najszybciej. Przyjaciel zabronił brać mu jakichkolwiek kart kredytowych, walizek czy sprzętów elektronicznych, prócz komórki, dzięki którym można by było go namierzyć. Musi być niezmiernie ostrożny, jedyne co pozwolono mu zabrać to plik kolorowych banknotów zamkniętych szczelnie w portfelu. Na koncie założonym dawno temu przez ojca miał niezłą sumkę pieniędzy, obecnie nie musiałby nawet pracować a żyłby jak król. On jednak nie zniósłby bezczynnego siedzenia w fotelu i popijania winka. Był bardzo pracowitym mężczyzną, zawsze osiągał wyznaczony przez siebie cel. Niekiedy bywał arogancki, uszczypliwy i nie unikał ironicznych uwag, ale po za kilkoma wadami, które posiada każdy człowiek to serce miał złote. Przyjaciele zawsze mogli na nim polegać.
On i Michał byli ubrani i stali na przedpokoju przyglądając się sobie uważnie. Chwilę później wyszli z eleganckiego, dużego domu na dwór. Deszcz ustał, powietrze było wilgotne, mrok rozpraszały jedynie żółte światła lamp. Mężczyzna wręczył starszemu zapasowe klucze do swojego mieszkania po czym otworzył drzwi srebrnego Aston Martin Vanquish.
    - Uważaj na siebie stary- powiedział z troską kumpel.
    - Wiem, wiem. Wrócę gdy wszystko się uspokoi, jakby co ty nic nie wiesz, ani o ślubie, ani o tym gdzie zniknąłem- zastrzegł.- Chciałbym zobaczyć ich twarze gdy na tym cyrku zabraknie pana młodego. Wkurwią się jak cholera i zaczną wyrywać sobie włosy. Hmm...- zamknął oczy- całkiem przyjemny widok.
    - Powiem tylko Dorocie, żeby się nie martwiła. Wiesz dobrze, że się na ciebie wkurzy...
    - Jak ją trochę popieścisz to zapomni o mnie i skupi się na tobie- roześmiał się widząc tajemniczy uśmiech.


Pożegnawszy się z Kubickim odpalił samochód i ruszył przed siebie z piskiem opon. Co on teraz ma zrobić? Gdzie się podziać?

niedziela, 3 maja 2015

Wszystko ma swoje granice- Rozdział 1

ROZDZIAŁ 1


W remizie panował niezły zamęt, dotarło do nich zgłoszenie o poważnym wypadku. Na drodze zderzyły się trzy auta osobowe, z których dwa leżały w rowie uniemożliwiając wydostanie się z niebezpiecznej teraz puszki. Zdarzenie miało miejsce kilka kilometrów za miastem. Wszyscy wolni od zajęć w pośpiechu zakładali specjalne buty strażackie, rękawice i czarne kombinezony oraz czerwone hełmy.
Czwórka mężczyzn wsiadła do dużego, czerwonego pojazdu i po chwili była już w ruchu ulicznym śpiesząc do celu. Za nimi wysłana została jeszcze jedna straż. Po dotarciu na miejsce udzielili pomocy uczestników tej kraksy wyciągając ich z samochodów. Ku uciesze wszystkich nikomu nic się nie stało. Tylko kierowcy byli odrobinę poobijani, ale poza tym nie mieli większych obrażeń.
Po dwuch godzinach wszyscy wrócili do remizy na zasłużony odpoczynek. Jedli pączki z dżemem jagodowym zrobione przez żonę jednego z dowódców roty i popijali aromatyczną kawę. Opowiadali sobie kawały i naśmiewali się z kolegi, który nieudolnie próbował flirtować z Kasią, córką wiceprezesa. Dobrze że ojca nie było w pobliżu bo z automatu straciłby uzębienie i godność ku uciesze reszty zespołu. Bukowski oglądał jego starania kiedy w rozmowie kumpli usłyszał swoje imię. Zwrócił się do nich i nasłuchiwał o czym plotkują.
    - ...Czemu nie, może mu się spodoba. Przecież prawiczkiem to on nie jest- szepnął Ziaja, jego zdaniem irytujący dupek, z którym ciężko było wytrzymać. Ciągle wchodził mu z butami w życie prywatne, głupio się dopytując czy się z kimś spotyka, czy ma bardzo dobrze rozwinięty romans ze swoją ręką. W pubie rzucał tekstami, od których robiło mu się niedobrze. Na siłę ustawiał mu randki z kobietami, ale ten cięgle się wykręcał. Akurat on nie musiał wiedzieć, że woli mieć pod sobą płaską, umięśnioną klatę, a nie dwa duże balony tak jak co to poniektórzy.
    - O czym tak namiętnie rozmawiacie?- zagaił prowadzony swoją nadmierną ciekawością.
    - Chyba nie masz żadnych planów w sobotni wieczór, prawda?- zapytał kpiąco Ziaja.
    - A co, zapraszasz mnie na randkę? Przykro mi nie jesteś w moim typie- puścił przyjacielowi dyskretnie oczko.
    - Masz tupet, nie powiem. Ja i kilku chłopaków idziemy jutro do Striptiz Clubu, zabierz się z nami. Taki ogier jak ty będzie miał używanie- szturchnął go wymownie łokciem.
Taa... żeby mi tylko stanął- pomyślał.
Nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć do pomieszczenia, w którym było dziewięć osób, dołączyła kolejna. Był to członek zarządu, zazwyczaj tacy ważniacy nie pokazują się w ich pokoju, tym razem jednak miał wiadomość do przekazania.
Podszedł do bruneta i burknął nieprzyjemnie:
    - Twoja matka przyszła. ZNOWU!-oburzył się i wskazał kciukiem drzwi.
Wstał zza biurka, przy którym siedział i ruszył przed siebie. Jego natrętna jak komar matka przychodziła co kilka dni, tłumacząc się, że tylko w ten sposób może się z nim skontaktować. Tu miała rację, unikał wizyt i telefonów rodziców, którzy szli w zaparte przedstawiając mu córki swoich znajomych. Karolina Bukowska na chama pchała go w otwarte ramiona rozpieszczonych córeczek przyjaciółek, w tym była podobna do Ziaji. Ojciec prawił kazania, że zostanie starym kawalerem jak się nie ożeni. Każdy byłby zdenerwowany, ale on wychodził z siebie. Wszyscy na siłę chcieli go swatać nie biorąc pod uwagę jego zdania! No ile można! Ale jako dżentelmen grzecznie odmawiał tłumacząc napuszonym kobietą, iż ożenił się z pracą. Rodzicielki to nie przekonało i już po raz -enty składała mu wizytę w miejscu pracy, robiąc dodatkowo wstyd, bo po każdych takich odwiedzinach koledzy nazywali go maminsynkiem. Był ciekaw jakich argumentów kobieta użyje tym razem.
    - Jestem, o co chodzi?- stanął w rozkroku i skrzyżował ręce na klatce.
Czterdziestopięcioletnia kobieta zobaczywszy, że jej dziecko zaszczyciło ją obecnością szybko zakończyła rozmowę telefoniczna i uśmiechnęła się. Poprawiła czarny żakiet i granatową spódnice przed kolano, i uściskała zaskoczonego takimi czułościami mężczyznę. Czarne loki połaskotały go po szyi robiąc małe zamieszanie w jego głowie. Ani matka, ani ojciec nigdy nie okazywali mu takiej czułości od dnia, w którym synek oświadczył im, że w przyszłości zamiast zająć się rodzinną firmą ubezpieczeniową zostanie strażakiem. Ale widać coś im się odmieniło. Bał się tylko zapytać co to było. Od kilku dni nie mógł spać kołatany złym przeczuciem.
    - Coś taki nadąsany Tomeczku? Uśmiechnij się życie jest zbyt krótkie by zadręczać się niepotrzebnie- pogładziła go po gładkim policzku.
    - Dobra, koniec tych podchodów- odsunął się na bezpieczną odległość i stamtąd kontynuował- mów o co chodzi albo się wynoś!
Mina kobiety zrzedła, z pochmurnym wyrazem twarzy sięgnęła do wściekle czerwonej torebki. Wręczyła mu białą kopertę bez słowa. Bukowski zręcznie ją otworzył, wyjął list i od razu zaczął na głos:

~Tomaszu~
Nazywam się Paweł Czajka, poznaliśmy się kiedyś na jednym z bankietów twoich rodziców. Byłem tam z córką i żoną. Kilka tygodni temu rozmawiałem z Mariuszem i Karoliną o tobie i twoim długim życiu kawalerskim. Cała nasz czwórka stwierdziła, że najwyższy czas coś z tym zrobić. Doszliśmy do wniosku, że nasza Marlena byłaby idealną partią. Jest wykształcona, skończyła najlepszy uniwersytet w USA, inteligentna, obyta i ma maniery z najwyższej półki. Dobrze by się tobą zajęła, stworzylibyście szczęśliwy związek. Spotkanie przedmałżeńskie zorganizujemy w naszej posiadłości 5 maja, a ślub weźmiecie dwa tygodnie później.
Czajka

Hmm... Wychodzi na to, że do klubu z Ziają nie pójdę...- pomyślał, ale nie wiedział czy ma się cieszyć, czy płakać.

Wszystko ma swoje granice- Prolog

PROLOG


Jak to jest jak w jednej sekundzie stracisz wszystko? Twój cały świat legnie w gruzach. Życie, które wiodłeś przez kilkanaście lat w ciągu paru minut zmieni się o 180 stopni, a to wszystko wina twojego uroku? Cóż, nie pozostaje ci nic innego jak zwiewać gdzie pieprz rośnie.
Tomasz, dwudziestopięcioletni mężczyzna wiódł spokojne i uczciwe życie, pracując jako strażak o czym marzył od dziecka. Kochał swoją pracę i poświęcał się jej w pełni. Był jednym z przystojniejszych mężczyzn w ich "paczce". Czarne jak noc włosy świetnie komponowały się z równie ciemnymi i hipnotyzującymi źrenicami. Ciało miał jak gladiator, jak to mówił jego najlepszy przyjaciel. Codzienne ćwiczenia na siłowni się opłaciły. Naturalna opalenizna też robiła swoje. Poza pracą ubierał się elegancko, ale swobodnie. Kobiety uważały, że ma wyczucie stylu, no i się nie myliły. Przyciągał spojrzenia i był tego w pełni świadomy. Żałował tylko, że pochodziły one od podnieconych kobiet.
Wtedy uśmiechał się ironicznie marząc by zamiast nich reagowali mężczyźni. A najlepiej jakiś przystojny blondyn, do których miał słabość. Michał, który znał go od liceum wciąż zawracał mu głowę tekstami typu "musisz się ustatkować a nie skakać z kwiatka na kwiatek". Nie był playboy'em, znaczy aż takim. Lubił się zabawić w miejscowym klubie, ale któregoś dnia gdy obudziwszy się na kacu, samemu w zimnym, podwójnym łóżku przyznał przyjacielowi rację. Jako jeden z nielicznych znał jego małą tajemnicę dotyczącą upodobań i akceptował to w pełni, mało tego, on i jego żona, a przyjaciółka Tomka gorąco mu kibicowali. Irytowali tym niezmiernie, ale nie chciał być niemiły, zawsze mógł na nich liczyć. Jednak mimo wszystko nie szukał tego jedynego na siłę, miłość przyjdzie w swoim czasie. Ma jeszcze czas by się ustatkować, jednak nie wiedział jak bardzo się mylił.

Postacie do "Wszystko ma swoje granice"

Oto wygląd postaci jak ich sobie wyobrażam. Mam nadzieję, że się spodobają.






WITAM

WITAM!

Już od jakiegoś czasu myślałam nad założeniem swojego bloga. Hmm... No i chyba się zdecydowałam. Będę tu zamieszczać opowiadania o tematyce yaoi jak można się domyślić. Zainspirowały mnie do tego autorki, które podziwiam. Mam nadzieję, że ten blog nie okaże się klapą i coś z niego będzie. Proszę o wyrozumiałość to pierwszy raz gdy coś takiego robię, błędy itp. Konstruktywna krytyka jak najbardziej! Rozdziały powinny się ukazywać raz na miesiąc, chociaż mogę dodawać częściej, zależy od tego ile będę miała czasu i zainteresowanych. 

Zapraszam