Miałam nadzieję wstawić rozdział wcześniej, ale Internet mi szwankował. Wybaczcie, że dziś tak krótko.
Dziękuję za komentarze :)
Po
spokojnym i cichym dniu nie było śladu. Delikatny szum drzew w
ciągu kilku minut przerodził się w porywisty wiatr wyginający
drzewa na wszystkie strony. Uginały się one ulegle przed siłą
żywiołu. Promienie słoneczne prześwitujące przez korony drzew
kilka chwil wcześniej, teraz przykryte zostały ciężkimi, ciemnymi
kłębami chmur. Z nieba zaczął padać deszcz, a po nim pojawiły
się błyskawice przecinające nieboskłon. Ulewa nasilała się
zalewając polną drogę oraz stojące na podjeździe motocykl i
srebrnego Jeepa Commander. Nieprzyjemna pogoda utrzymywała się od
godziny, ale już widać było jej skutki. Niedaleko wichura złamała
kilka potężnych gałęzi, sprawiała, że zwierzęta zamieszkujące
las pochowały się. Przemiennie grzmiało i błyskało się. Mimo
tego powietrze zrobiło się lekkie i rześkie, a zapach ziemi unosił
się wokół.
W hali Rene
próbował skupić swoją uwagę na poprawnej jeździe, choć nie
było to proste. Z całych sił starał się nie patrzeć w stronę
stojących przy barierce dwóch osób, które przyprawiały go o mini
zawał serca. Niby tylko obok siebie stali, ale to wciąż go
niepokoiło. Nie kontrolował wzroku, który co rusz padał na
Melindzie i Deakinie. Zamiast skoncentrować się na prawidłowym
wykonywaniu figur, on nie mógł przestać myśleć o czymś
kompletnie niezwiązanym z łyżwiarstwem. Przypłacił to
natychmiastowym upadkiem, partoląc tym samym kombinację dwóch
potrójnych toeloopów, co na zawodach skończyłoby się utratą
dużej ilości przydatnych punktów. Podniósł się szybko z lodu
kontynuując choreografię stworzoną przed obu Deakinów. Melodia,
którą wybrał dla niego tymczasowy trener narzucała błyskawiczne
tempo i zgranie się z prowadzącym rytmem. Jemu jednak żadna z tych
rzeczy nie szła najlepiej. Za pierwszym razem nie potrafił
dostosować swoich ruchów do dziwnej choreografii, która w ogóle
mu się nie podobała, ale była dobra, więc się nie odzywał na
jej temat. Za drugim, to była jego wina, bo nie mógł oderwać
wzroku od towarzyszących mu osób.
Złościł
się sam na siebie, gdyż w obecnej chwili wyglądał na lodowisku
jak żółtodziób, nowicjusz, który nie potrafi nawet prosto ustać
na nogach. Był to pierwszy trening, którym się kompletnie załamał.
Nigdy wcześniej nie wyszedł tak nieprofesjonalnie. Gdyby teraz
widział go Arkady, to poleciały by gromy. Chociaż z miny bruneta
również nie wyczytywał nic dobrego. Zbłaźnił się, zrobił z
siebie pośmiewisko przed facetem, którego nie znosi i przyjaciółką,
która przecież wiedziała na co go naprawdę stać. Pragnął
zapaść się pod ziemię.
Niespodziewanie
muzyka, która do tej pory płynęła z głośnika ucichła. Nie było
śladu po „Burzy” Vivaldiego***, która jak to określił Deakin,
idealnie pasowała do jego wybuchowego charakteru. Nie był to dobry
znak, gdyż utwór powinien jeszcze dźwięczeć w jego uszach, a on
powinien kończyć swój taniec na lodzie. Nagły koniec muzyki nie
zapowiadał dobrych wieści. Gdy obejrzał się za siebie dostrzegł
bruneta. Na jego twarzy malowała się groźna i niezadowolona mina.
Ręce miał skrzyżowane na piersi. Obok niego stała Melinda kręcąc
z politowaniem głową. Wiedział. Spieprzył sprawę.
-
Spieprzyłeś to – Deakin warknął mu prosto w twarz, gdy
podjechał do bramki. – Czy moja choreografia cię przerosła?!
Myślałem, że Wielki Pan Castella dowiedzie, że rzeczywiście
jest wielki i zamknie mi gębę, gdy będę chciał go skrytykować
– ani trochę nie podobał mu się ten ostry ton głosu, którym
urzekł go trener. Miał świadomość, że zawalił, ale czy musiał
go jeszcze dobijać?
- Charlie
ma rację, Rene – głos Melindy nie wyrażał nic, ani zawodu, ani
zadowolenia. – Za tydzień są Igrzyska w Utah, a ty nie pokazałeś
swojego potencjału. Byłeś do bani – powiedziała bez ogródek.
– Wcześniej też tak było? – pytanie skierowała do Deakina,
który kategorycznie zaprzeczył. On natomiast będąc przytłoczonym
swoją porażką na treningu ukucnął przy bramce i przyłożył
czoło do ścianki mając ochotę w nią przywalić.
-
Bynajmniej. Sęk w tym, że każde wcześniejsze ćwiczenia
wychodziły mu bardzo dobrze. Jednakże dzisiaj... – słyszał to
denerwujące westchnięcie przepełnione zawodem i żalem.
- Chłopcy
spokojnie – klasnęła w ręce Melinda. – Obaj macie jeszcze
czas na zregenerowanie się. Na dzisiaj wystarczy tych tortur dla
nas wszystkich.
Rene
próbował puścić mimo uszu insynuację, że oglądanie go dziś na
lodzie było torturą, ale wszelką krytyką bardzo się przejmował,
choć tego po sobie nie dawał poznać. Po tym dniu stracił
motywację do czegokolwiek. Przemknęło mu przez myśl, że zaraz
wróci do domu i rzuci się na łóżko, któremu będzie mógł
ponarzekać. Jednak przyjaciółka zmiażdżyła jego plany na
spokojne spędzenie wieczoru samotnie w domu. Chciała załagodzić
napiętą sytuację, dostrzegając, że oni obaj bardzo się
przejmują tym, co miało nastąpić za tydzień. Zaznaczyła, że
właściwie przyjechała do niego na moment, by wręczyć kostium, w
którym wystąpi na Igrzyskach, ale momentalnie zmieniła
postanowienia i zostaje. Wytłumaczyła, że ciężka praca jest
ważna, lecz nie można zapomnieć o relaksie i odpoczynku. Mimo że
mieli trzy dni do wyjazdu do Utah, muszą poświęcić ten czas na
coś innego niż mordercze wysiłki. Każdemu to wyjdzie na dobre.
- Skoro
skończyliśmy pracę to ja wracam do domu – odezwał się
Charlie, który jak zwykle wolał ulotnić się zanim zostanie
wyrzucony przez Gwiazdeczkę. Mogli współpracować, ale nie
przebywać w swoim towarzystwie dłużej niż to było konieczne.
Nie musiał kłopotać się przebieraniem, gdyż ani razu dziś nie
wchodził na lód.
-
Zwariowałeś? Chcesz mi powiedzieć, że nie słyszałeś tej burzy
na zewnątrz? – zdziwiła się Melinda. – Założę się, że
droga przez las została zalana, w dodatku ty jesteś motorem. Zanim
dotrzesz do domu będziesz zmokłą kurą. Mam genialny pomysł!
- To
motocykl, nie motor – zaznaczył różnicę, nie lubiąc, gdy
ludzie mylili te dwie rzeczy.
Rene
przebierając się w szatni czuł się coraz bardziej zdołowany.
Wyszedł na niekompetentnego i nieprofesjonalnego idiotę. Chciał
pokazać Deakinowi, że nie popełnił błędu rezygnując z par
tanecznych i doskonale wie co robi. Zamierzał również udowodnić,
że jest w stanie dorównać umiejętnościami, a nawet przewyższyć
jego ulubionych łyżwiarzy. Kiedy dowiedział się, że Charles
słyszał o nim jedynie od Arkady'ego i nigdy wcześniej nie widział
podczas turniejów, zdenerwował się do tego stopnia, że przysiągł
sobie zajęcie miejsca najwspanialszego, podziwianego przez mężczyznę
solisty. Wtedy zrozumie, że jedyną osobą, o której może myśleć
jest on!
Próbował
panować nad swoim zachowaniem, ale przynosiło to odwrotny efekt,
gdyż bardziej się nakręcał. Nie pomagało nawet wlepianie wzroku
w cudowny strój, który znalazła dla niego była partnerka. Nagle
słysząc zza ściany podniesiony głos kobiety zorientował się, że
rozmawia ona z Deakinem. Znów panikował! Jak mógł o nich
zapomnieć?! Zostawienie tej dwójki samej było niebezpieczne.
Przy ich
pierwszym spotkaniu, które miało miejsca około dwudziestu minut
temu, widać było, że szybko się polubili. McCartney mimo wiedzy o
orientacji seksualnej tego faceta, zachowywała się całkowicie
normalnie. Brunet również był spokojny i nie rzucał głupimi
docinkami, którymi kiedyś zwracał się do niego. Fakt, że tak
błyskawicznie nawiązali nić przyjaźni nie wróżyło nic dobrego.
Dla niego był to duży problem.
- O czym
mówicie? – wypadł z pomieszczenia jak burza, by dopatrzyć się
uśmiechającej się szeroko Melindy.
- Ze
względu na koszmarną pogodę, zaproponowałam Charliemu żeby
został tutaj dopóki burza nie minie. Posiedzimy we trójkę w
domciu i zjemy ciasto – odparła tak spokojnie, jakby nie chodziło
tu o jego dom, o jego azyl, który miałby zostać naruszony przez
człowieka, którego nie toleruje w swoim otoczeniu. – W pracy
upiekłam przepyszne brownie, szybko skoczę po nie do samochodu.
-
Chwilka... Mel... – nim do niego dotarło, co tu właściwie
zaszło, biegli przez podwórko w deszczu.
Gdy już
skryli się w ciepłym i suchym przedpokoju cała trójka zaczęła
zdejmować ociekające wodą buty. Niby mieli tylko kilka metrów do
drzwi, jednak to wystarczyło, żeby ich porządnie zmoczyło.
Spostrzegł
jak przyjaciółka chwyta za ramię bruneta i prowadzi go do salonu.
Momentalnie w nim zawrzało. Jakim cudem jeszcze nie wybuchnął?
Obcy facet, którego nie znosi przebywa w jego mieszkaniu, bez jego
zgody, bo nie on go zaprosił, tylko osoba, która nie dopuszczała
do siebie odmowy. Niczym się nie krępując kierował się tam gdzie
prowadziła go nowa kumpela. On zaś trzymał blachę z ciastem
czekoladowym. Gdyby nie trzymał ręki na pulsie, rzuciłby wypiekiem
w Deakina nawet się nie wahając. Musiał jednak przejść do
kuchni, by pokroić brownie i podać nieproszonym gościom.
Kiedy już
to zrobił poszedł w ich ślady, niosąc w jednej ręce niedużą
tackę ze smakołykami, a w drugiej trzy talerzyki i widelce.
Znalazłszy się w salonie dostrzegł kobietę i mężczyznę
swobodnie rozmawiających. Wyglądali na rozbawionych czymś. Jemu
nie było ani trochę do śmiechu.
- Rene –
warknęła McCartney – a gdzie kawa? Zapraszasz gości do domu, a
nawet kawą nie poczęstujesz?!
- Tak się
składa, że żadnego z was tu nie zapraszałem! – zadarł głowę
wysoko i położył ręce na biodrach, patrząc się na oboje
wilkiem. Zorientował się, że Deakin był gotowy wstać i wyjść
nie pozwalając się obrażać, jednak został zatrzymany.
- Charlie –
rzuciła rozbawiona – każdą złośliwą uwagę tego faceta
ignoruj. To ja cię zaprosiłam, więc rozkoszuj się chwilą i
spróbuj ciacha. Zabrałam je z pracy, bo została reszta i nikt już
nie chciał go kupić. Prawdziwe pyszności – mlasnęła i zabrała
się za nakładanie deseru na talerzyk. Niedługo potem smakowała
pierwszy kęs nabijając go na widelec.
- Mel,
zapominasz, że to mój dom.
- Och –
odwróciła głowę w jego stronę przerywając skakanie po kanałach
telewizyjnych, dorwała się do pilota i zamierzała znaleźć jakiś
ciekawy program, na którym był zasięg. Przez burzę sieć
prawdopodobnie została uszkodzona. Dobrze, że prąd jeszcze jest.
– Wciąż tu jesteś? Czyż nie mówiłam czegoś o kawie? A ty,
Charlie co wypijesz? Nie krępuj się, czuj się jak u siebie.
- Jeśli to
nie problem... – spojrzenie blondyna mówiło, że to bardzo duży
problem – czarną sypaną.
- Mi też!
– podniosła rękę w górę, jak to robiły dzieci w szkole chcąc
powiedzieć coś na forum.
Gdyby
zależało to od niego, to tego faceta już by tu nie było. Ba, nie
wpuściłby go nawet do mieszkania. W ogóle nie przeszkadzała mu
wizja, że mężczyzna zachorowałby po jeździe motocyklem ponad
półgodziny w trakcie ulewy, która nie ustępowała. Jedynymi
osobami, którym pozwalał przesiadywać w swoim małym azylu był
Arkady oraz Melinda. Jednak różnica między nimi była taka, że
kobieta nie znała granicy, do której mogła się posunąć. Robiła
co jej odpowiadało, a teraz z jakiegoś niewiadomego mu powodu,
odpowiadało jej przebywanie i prowadzenie dyskusji z tym oto
osobnikiem.
Nie
wierząc, że daje sobą pomiatać podreptał do kuchni, by
przyrządzić czarne napoje. On wolał wypić sok jabłkowy z miętą.
Nie było mu na rękę, ani pogoda, ani obcy pod jego dachem, a już
na pewno nie McCartney i Deakin sam na sam w pokoju. Czym prędzej
musiał do nich wracać. Z dwojga złego, wolał być z nimi, niż
zostawić ich we dwójkę.
Charles
rozglądał się po ładnie urządzonym wnętrzu. Białe ściany i
ciemne meble według niego wyglądały bardzo estetycznie. Brak
innych kolorów w pozornie zimnym i surowym pomieszczeniu
wynagradzały limonkowe elementy wystroju. Taki wygląd nie do końca
mu odpowiadał, ponieważ nie był w jego stylu, lecz nie był też
szczególnie zły. Odrobinę mało tu ozdób, gdyby zajrzała do tego
domu jego mama, natychmiast powstawiałaby wszędzie doniczki z
kwiatami, kolorowe wazony, zdjęcia rodzinne, jakieś figurki, by
ocieplić wnętrze. Przeszło mu przez myśl, że właściciel tego
miejsca jest minimalistą i każde inne pomieszczenie urządzone było
w tych kanonach.
-
Doczekaliśmy się – rozłożyła ręce na boki posyłając
dostrzegającemu aromatyczne napoje Rene błyszczący uśmiech.
- Dziękuję
– odezwał się Charlie jak nakazywało mu dobre wychowanie
rodziców.
Dostawił
sobie biały fotel, którego zwykle nie używał, bo goście
rozłożyli się na całej sofie. Przez dłuższy czas między ich
trójką pozostawała głucha cisza, przerywana warknięciami
kobiety, która nie mogła znaleźć żadnego sprawnie działającego
kanału.
- Przestań
męczyć telewizor, widzisz, że wszystko śnieży. Dopóki nie
naprawią anteny nici z oglądania czegokolwiek.
- Właściwie
to zaleta. Możemy pogadać i bliżej się poznać – rzuciła do
nowego znajomego, który odwzajemnił lekki uśmiech. – Jak wam
smakuje ciacho?
- Jadłem
lepsze – mruknął od niechcenia Rene, choć zabierał się już
za trzeci kawałek, czego Melinda nie zapomniała mu wypomnieć.
- Jest
pyszne. Moja mama dodaje do brownie zwykle maliny.
- Z owocami
jeszcze tego nie jadałam. Muszę spróbować.
Kiedy
rozpoczęli dyskusję o gotowaniu, wypiekach, Castella zdał sobie
sprawę, że nie jest to temat, na który może się wypowiadać. Nie
jako osoba, która nie potrafi przygotować nic poza płatkami z
mlekiem i kawą czy herbatą. By się nie skompromitować siedział
cicho.
- Twój mąż
nie ma nic przeciwko, że przesiadujesz u swojego byłego faceta?
Usłyszawszy
pytanie, Rene momentalnie zainteresował się konwersacją. Spojrzał
na twarz przyjaciółki, by wyczytać z niej, co zamierza mu
odpowiedzieć. Skłamie czy powie prawdę? Z jakiegoś powodu był
tego bardzo ciekaw.
- To chyba
było niestosowne pytanie – speszył się brunet, gdy dotarło do
niego, że wypytuje o prywatne sprawy innych ludzi.
- Mój
kochany Elay wie dokładnie co łączyło mnie i Rene, nie ma nic
przeciwko. Moi dwaj chłopcy dobrze się dogadują. Chociaż ten
tutaj – wskazała na Castellę – czasem bywa zazdrosny. Ostatnio
mi zarzucił, że dałam mu kosza dwa razy – roześmiała się na
cały głos.
-
Przeszłość to przeszłość. Nie ma o czym rozprawiać –
odchrząknął zirytowany. Nie lubił kiedy rozmawiano na jego temat
wyciągając na wierzch nieprzyjemne lub żenujące chwile z jego
życia.
- Prawdą
jest, że byliśmy partnerami, lecz...
Jego
dzwoniąca komórka, która odezwała się tak niespodziewanie,
ucięła jej wypowiedź. Nie czekając, aż McCartney zacznie dalej
mówić, wstał gwałtownie czym zaskoczył pozostałe osoby. Sięgnął
po telefon do tylnej kieszeni skórzanych spodni. Tak bardzo się z
tym spieszył, że urządzenie omal nie wypadło mu z rąk. Kątem
oka zarejestrował, że łyżwiarz i była łyżwiarka spoglądają
po sobie ze zdziwieniem, a potem znów zwracają się ku niemu. Nie
wątpił, że wyglądał komicznie, jednak to była sprawa życia i
śmierci. Nerwowo odebrał nie zerkając na wyświetlacz. Pragnął,
by osobą, która odezwie się po drugiej stronie był Ivan. Nie miał
z nim kontaktu od paru dni, ponieważ obiecał sobie, że koniec z
martwieniem się o idiotę, który najwyraźniej zamierza ze sobą
skończyć. Od tamtego czasu w ogóle się do siebie nie odzywali, a
on bał się, jaki powód czaił się za ciszą, ze strony
najlepszego przyjaciela. Ile mógł powtarzać, że Ivan musi o sobie
bardziej dbać? Do niego nic nie docierało!
- Halo? –
zapewne oboje usłyszeli jego łamiący się głos. Czuł się jakby
czekał na słowa „Twój przyjaciel nie żyje”.
- Charles,
gdzie jesteś? Wszystko w porządku?
- Tak, tato
– nigdy wcześniej nie był tak załamany rozmawiając przez
komórkę z ojcem. Nie tego się spodziewał. Ani trochę go to nie
uspokajało. – Jestem w domu Gwia... Rene. W najbliższej
przyszłości nigdzie się nie wybieram. Jest tu także Melinda.
-
Bezpieczniej będzie przeczekać burzę. Lepiej się stamtąd nie
ruszaj. Dzwonię żeby się upewnić. Mama się bardzo martwiła.
Pozdrów Mel.
- Możesz
ją zapewnić, że żyję. Powiem jej.
Po
rozłączeniu się z ojcem na jego sercu znów osiadł ciężki
kamień. Czuł jakby nosił problemy całego świata na barkach. Miał
dość przeżywanego codzienne stresu związanego z Bardem, jeżdżenia
po lekarzach w poszukiwaniu kolejnych płonnych nadziei, że wyleczy
się z chronicznej bezsenności. Pragnął by jego cierpienie,
wykończenie psychiczne i fizyczne się skończyło. Czasem zadawał
sobie pytanie, jak on wciąż funkcjonuje? Co go napędza, daje te
nikłe siły, by podnieść się z łóżka, wsiąść na motocykl i
pojechać do pracy? Bezsilność nie dawała mu żyć. Zmęczenie
zamieniało w chodzącego zombie. Jaki ma powód, by codziennie
wyzwalać w sobie nowe siły i chęci do działania? Skąd w nim ta
iskierka nadziei, że przyjdzie dzień, gdy będzie mógł spokojnie
zasnąć i obudzić się kilka godzin potem, wypoczęty jak nigdy
wcześniej?
- Charlie?
Co się stało? – czując delikatną dłoń na ramieniu podniósł
głowę. Ujrzawszy blisko siebie jasnowłosą kobietę, odnosił
wrażenie, że jest ona niewiarygodna. Prawie go nie zna, a jego
zachowanie ją niepokoi. W dodatku nie odtrąca go jak trędowatego,
co robi Gwiazdeczka.
- Twój mąż
i Castella mają szczęście, że kobieta jak ty się nimi opiekuje
– odparł zaskakując tymi słowami sam siebie. Lecz kontynuował
to co myśli mu podpowiadały, a mówił prosto z serca, jakby
musiał się komuś wygadać. Jakby jedyne pocieszenie mógł
znaleźć wśród ludzi, których nie zna dobrze, a którzy ocenią
sytuację obiektywnie. – Mel, przypominasz mi kogoś kogo znam. Ma
na imię Bella i jest niesamowitą osobą. Ona również wyjątkowo
troszczy się o swoich przyjaciół, bo dla nich skoczyłaby w
ogień. Mógłbym powiedzieć, że jest aniołem jak ty, lecz nieco
zagubionym i bezbronnym. Okrutny świat niszczy takie anioły.
Czasem są one złe i źle postępują, ponieważ zostały
skrzywdzone.
Nie zdawał
sobie sprawy, że po jego twarzy spływają łzy, zupełnie jak jakiś
czas temu. Serce ściskało się okrutnie wyciskając z niego emocje,
których nie chciał okazywać przy facecie patrzącym się na niego
z góry. Miał świadomość, że jest przez niego uważnie
obserwowany, lecz nawet to, że Gwiazdeczka zaraz wybuchnie śmiechem
widząc jak dorosły facet płacze, nie powstrzymywało cisnących
się do oczu łez. Odnosił wrażenie, że przed zupełnie obcymi
ludźmi obnosi się ze swoją delikatną stroną, której nie znał
nikt poza jego rodzicami. Nie mógł oddychać. Dusił się. W tym
momencie pragnął uciec, zniknąć, ukryć się przed ludźmi.
No to teraz mam nadzieję na szybką kontynuację. Bo tak fajnie się zakręciło:-)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi, jak zareaguje Rene na bezbronność Charliego w tym momencie, czy to wykorzysta?
OdpowiedzUsuńCudownie było czytać, jak była partnerka Rene nim dyryguje, bezcenne :D
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Czytając drugi raz ten rozdział zwróciłam uwagę na postać Balli, czy jest ona tą samą Bellą co we wcześniejszym rozdziale?
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Jedyne co mogę powiedzieć o Belli to to, że jeszcze się pojawi. Ale kto, co i jak, już nie zdradzę :)
UsuńPozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniałe, Mel z Charlie to bardzo szybko się dogadali... jestem bardzo ciekawa jak Rene zareaguje na tą delikatną stronę Charlie'go, o tak Mel od razu żądzi w jego domu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńno naprawdę fantastycznie, ha Mel z Charli'em to szybko się dogadali... ciekawe jak Rene zareaguje na tą drugą delikatniwją stronę Charlie'go, Mel czuje się jak w swoim domu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza