Wybaczcie. Ostatecznie i tak wstawiam rozdział późnym wieczorem. Ale muszę przyznać, że ten rozdział świetnie mi się pisało. Jestem z niego bardzo zadowolona. Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie i Wam również przypasuje :)
Dziękuję za komentarze :) Oby było ich więcej :)
Edit: Wybaczcie, ale dzisiaj nie dam rady wrzucić kolejnego rozdziału. Pojawi się on za tydzień. Przepraszam osoby, które na niego czekały.
Restauracja,
do której przeciętni ludzie rezerwację robią z kilkumiesięcznym
wyprzedzeniem jest czymś normalnym w Pittsburghu. Miejsca takie jak
to cieszą się dużą popularnością, jednak nie łatwo się w nich
znaleźć. Ten ekskluzywny lokal przyciąga nie tylko wyglądem,
przepychem, na który składały się białe ściany ozdobione w
różnorakie drogocenne kamienie, kryształowy żyrandol odbijający
światło, tworząc tęczę, ręcznie rzeźbione stoły i krzesła w
ciemnym drenie, obłożone obrusami - oślepiającą bielą.
Restauracja w zanadrzu ma najważniejszą rzecz, dla której goście
przychodzą, a mowa tu o potrawach, zachwycających kubki smakowe,
najwyższej klasy produkty, w tym różnego gatunku alkohole. Z
zewnątrz przechodnie z zazdrością przyglądali się osobą, które
były w stanie zapłacić wysoką sumę, za „zwykłe” jedzenie.
Jednakże
specjalni klienci nie interesują się lokalem na powierzchni. Nie
liczy się on dla nich. Oni pożądają czegoś, co ukryte jest przed
wzrokiem przeciętnych ludzi. Miejsce pełne tajemnic, pozbawione
moralności, ociekające erotyzmem. Miejsce, w którym każdy coś
ukrywa, każdy prowadzi niebezpieczną grę i nikt nie mówi prawdy.
Zepsute przez bogactwo, przepych, próżność. Podziemny świat,
który rządzi się własnymi prawami. Drogę do podziemi oczywiście
wyznaczają pieniądze i znajomości z najwyższej półki.
Godzina
dziewiąta wieczorem jest sygnałem dla miasta, że zaczyna ono swoje
nocne życie. W podziemiach Pittsburgha istnieją strefy, o których
pojęcie mają jedynie wybrani, wyjątkowi, a jest ich ograniczona
liczba.
Równo o
dziesiątej w nocy klub „Red Walls”, ulokowany pod słynną
restauracją został otwarty i gotowy przyjmować gości. Na stałych
bywalców nie trzeba było długo czekać. Już pół godziny po
otwarciu, „Red Walls” pękał w szwach. Przyjemna i odprężająca
muzyka leciała z głośników, wiszących w kilku kątach pubu.
Pozorny spokój jakie dawały dźwięki silnie kontrastowały z
ekstrawaganckim stylem całego lokalu. Intensywnego charakteru i
podniecającego nastroju dodawały lustra oprawione w ramy na
zdjęcia, wiszące na każdej ścianie po kilka sztuk. Bordowe kotary
tworzyły nieodłączny element wystroju. Właściciel z pewnością
wiedział co robił, projektując tak fantazyjne wnętrze. Pragnął
zapewne rozbudzić zmysły swoich gości i pozwolić na upust.
Bar
obsługiwany był przez dwóch wyszkolonych barmanów, ubranych w
czarne spodnie, białe koszule pod krawatem oraz czerwone kamizelki.
Obaj popisywali się przed gośćmi swoimi umiejętnościami, robiąc,
zwłaszcza na kobietach, spore wrażenie. Obaj byli energiczni,
chętnie rozmawiali z klientami, opowiadali żarty i bez przerwy się
uśmiechali. Nawet jeśli nie mieliby na to ochoty, to takiego
zachowania wymagała ich praca.
Z baru
rozpościerał się doskonały widok na oblegany lokal. Na wprost od
tegoż miejsca, znajdowały się skórzane sofy, wszystkie koloru
czerwonego. Cały klub tętnił życiem, w powietrzu unosiły się
najgorętsze, skrajne uczucia, co można było dostrzec spoglądając
na pierwszą lepszą parę obściskującą się na siedzeniu przy
stole. Ich szklanki do drinków były już dawno puste i kto
wiedział, ile ich już wypili. Podniecająca atmosfera udzielała
się każdemu, kto tylko przekroczył próg „Red Walls”.
Było po
północy, gdy czarna limuzyna zatrzymała się przed wejściem do
restauracji. Zza przyciemnionych szyb Bella podziwiała niesamowity
widok. Obiecała sobie w duchu, że jeszcze przed śmiercią zje coś
przygotowanego tutaj, przez najlepszych kucharzy w Pittsburghu. Drzwi
z tylnego siedzenia zostały otworzone przez szofera, którego
wynajęła na tę noc. Nie spiesząc się, wysiadła z pojazdu.
Po
odjechaniu limuzyny, ruszyła przed siebie. Delikatny, wiosenny wiatr
poruszał długimi, blond włosami okalającymi rozpromienioną
twarz. Postać szła wyprostowana jakby na głowie ktoś ułożył
jej stos książek, a ona nie mogła upuścić ani jednej. Elegancka,
prosta czarna suknia przylegała idealnie do jej szczupłego, acz
wysportowanego ciała. Czarne, lakierowane szpilki stukały o ziemię
w rytm jej spokojnych kroków. Całą swoją postawą udowadniała,
że wywodzi się z wyższej klasy społecznej, zamożnej rodziny.
Otaczało ją bogactwo o jakim innym się nie śniło, oraz jest
lepsza od pozostałych. Wydawać się mogło, że przemawia przez nią
pycha, próżność, samouwielbienie, oraz wizerunek, że ona
urodziła się po to, by inni jej służyli. Takie wrażenie
sprawiała na pierwszy rzut oka.
Ledwo udało
jej się przekroczyć próg restauracji, a w mgnieniu oka została
wypatrzona przez swojego starego znajomego, pana Jonathana Levis'a.
Był to dojrzały, przystojny mężczyzna. Uwielbiała widywać go
ubranego w garnitur. Mogła śmiało stwierdzić, że to najlepszy
strój jaki może założyć mężczyzna. Co tu dużo mówić, miała
słabość go panów pod krawatem.
- Witaj,
moja droga – rozchylił ramiona, a ona w nie natychmiast wpadła.
– Co było tak ważne, że od miesiąca się nie widzieliśmy?
- Jonathan
– odparła wesoło. – Tajemnica – zasłaniając usta palcem
wskazującym puściła mu dyskretnie oczko. Mimo wszystko byli w
miejscu publicznym, tutaj wystawiona na widok innych ludzi, nie
będzie z nikim flirtować. Co innego, w miejscu, do którego
zmierzała ramię w ramię z Levisem.
Omijając
stoliki pełne jedzenia i trunków kierowali się na zaplecze. W
powietrzu unosił się smakowity zapach, aż ślinka z ust kapała.
Koniecznie musi tu coś zjeść, ale będzie do tego kolejna okazja,
ponieważ dziś przybyła tu w innej sprawie.
Jonathan
trzymał rękę na jej ramieniu, prowadząc ją do piwnicy. Zapalił
po drodze światło, by rozświetliło im drogę. Zeszli schodami na
sam dół. Od szarych, zapewne wieloletnich ścian czuć było chłód,
który smyrał ją po gołych ramionach. Jonathan nie czuł tego
mając na sobie marynarkę. Przemierzali długi korytarz, na końcu
którego znajdowały się duże, żelazne drzwi, otwierane przy
pomocy specjalnego kodu. Jedyną osobą, która go znała był
właśnie jej towarzysz. Przez wzgląd na to, kierowali się tutaj
razem. To był jedyny powód, dla którego, znajomy wlókł się z
nią.
Ukradkiem
zerknęła na jego posągową twarz. Nie wyrażała w tej chwili nic,
choć gdy tylko ją zobaczył był oniemiały i zachwycony. Już
dawno zauważyła, że dostaje od niego specjalne traktowanie. Do
innych kobiet nie uśmiechał się jak do niej, nie dotykał ich,
zachowywał się przy nich, jak przy zwykłych klientkach, które
odprowadzi do stolika lub do klubu i zapomni o ich istnieniu.
Domyślała się, że gdyby to od niego zależało, ręka którą
obejmuje jej ramię, znalazła by się na pośladkach. Przygniótłby
ją do ściany i dotykał w każde miejsce, o którym istnieniu
wiedział. Zerwałby z niej ubrania i wziął, choćby ona miała się
opierać. Nawet jeśli kiedyś znaleźli się w pewnej dwuznacznej
sytuacji, wcale nie znaczyło to, że ona miała na niego ochotę. Z
jednej strony jest ona – mająca pakiet tajemnic, ukrywająca swoją
prawdziwą twarz, grająca przed ludźmi niczym najznakomitsza
aktorka. Z drugiej strony on – posiadający kochającą żonę,
która rzuciłaby się dla niego w ogień, oraz dwójkę uroczych
dzieci, które żyją w przekonaniu, że ich ojciec jest wzorem do
naśladowania. Prawda jak zwykle różniła się od przypuszczeń.
Mimo że czuła do tego mężczyzny delikatną sympatię, to zdawała
sobie sprawę, że gdyby on znalazł się w niebezpieczeństwie,
poświęciłby swoją rodzinę dla własnego dobra. Był
niebezpiecznym i nieprzewidywalnym typem, który udaje kogoś kim nie
jest, więc może z tego powodu, nieco go lubiła.
Pożegnał
się z nią pocałunkiem w policzek, czego mu nie odmówiła. Po
wbiciu kodu, wkroczyła do środka, natomiast Levis oddalił się.
Nigdy nie wchodził do „Red Walls” i pewnie nie zamierzał.
Wiedział, jacy ludzie się tu obracają i co robią. Na ten moment
postanowiła zapomnieć o znajomym i zająć się czymś ciekawszym i
przyprawiającym o gęsią skórkę, dreszczyk emocji. Spacerowała
rozglądając się dokoła. W niektórych miejscach dostrzegała
znajome twarze kobiet i mężczyzn. Głównie mężczyzn. Naturalnie,
ubrani byli w eleganckie garnitury lub stylowe koszule. Tak jak mogła
się spodziewać, klub był oblegany, prawie wszystkie kanapy były
zajęte, a miejsca przy barze zabrakło. Więc przechadzała się po
olbrzymim metrażu zastanawiając się, gdzie powinna usiąść. Była
podniecona na samą myśl, że wreszcie tu jest. Uwielbiała tą
niesamowicie intymną atmosferę. Sprawiała, że w głowie zaczynało
wirować, zapach alkoholu stawał się intensywniejszy. Nastrojowa
muzyka pobudzała ciało, które stawało się gorętsze i wrażliwsze
na dotyk. Jest tu zaledwie chwilę, a klub odbiera jej zmysły.
Zdawać się mogło, jakby woń kadzideł działała na nią
relaksująco i odprężająco, pobudzając wszystkie członki.
Chyba coś
słyszała... Jakby czyiś głos przebijający się przez barierę
stworzoną z szumu i hałasu ludzkiego i muzyki. Wreszcie poczuła
jak ktoś wpija jej się w usta. Była zamroczona, jakby odurzało ją
samo gęste powietrze. Przez krótką chwilę, gdy czyiś język
penetrował wnętrze jej rozchylonych ust, nie zdawała sobie sprawy,
co się dzieje. Dopiero po zakończonym pocałunku udało jej się
spojrzeć na twarz swojego adoratora.
- Moja
seksowna Bella – olśniło ją w chwili, gdy usłyszała niski
głos tegoż osobnika. Potrząsnęła lekko głową, po tym obraz
stał się wyraźniejszy. Zaczęła dostrzegać rysy jego twarzy i
wszystkiego dokoła.
- Paul –
rzuciła udając zaskoczenie. W końcu widziała kogo i co ma przed
nosem. – Przytyłeś kociaku, znów cię żona przekarmia? –
poklepała go po tęgim brzuchu, zakrytym sporych rozmiarów
frakiem. Nie podobały się jej przylizane, posiwiałe włosy
dzisiejszego partnera, ale nie może nic na ten temat powiedzieć.
Pozostaje czekać, aż będzie po wszystkim. W tej sekundzie
uśmiechnęła się szczodrze.
- Kobieta,
którą muszę zwać żoną, nie ma za grosz wyczucia dobrego smaku.
Próbuje mnie utuczyć i sprawić, bym przestał się podobać takim
młodym dziewczętom jak ty – kolejny raz pochylił się, by
musnąć jej zwilżone usta. Pozwoliła na tę pieszczotę. –
Gdyby ta starucha znów była tak młoda i śliczna lub gdybyś ty
ją zastąpiła... Byłbym w siódmym niebie.
Mężczyzna
starszy od niej o dobre trzydzieści lat, komplementował jej
wspaniały i olśniewający wygląd. Z góry na dół obsypywał
czułymi słówkami, a ona pozwoliła mu to robić, by poczuł się
znów jak młody i atrakcyjny dla pań dżentelmen. On naprawdę
myślał, że tylko jego żona stała się stara i brzydka po tylu
latach. Jego zachowanie było zabawne. Kochał żonę kiedy była
młoda i piękna, teraz ugania się za młodymi, jakby przeżywał
drugą młodość. Zawsze ją bawiły takie zagrania facetów.
Rozkochują, pieprzą i porzucają. Nie wiedzą czym jest wierność
tej jedynej. Takie szuje powinny zostać ukarane, a ona właśnie do
tego zmierza.
- Paul
Durand – powtórzyła. – Z przyjemnością zrobię, cokolwiek
sobie pan zażyczy. Jest pan takim cudownym mężczyzną –
oblizała lubieżnie pokryte czerwoną szminką usta, robiąc
rozmarzony wzrok. Właściwie nikt nie zwracał na ich umizgi uwagi,
choć stali na środku parkietu. Pozostali również byli zajęci
sobą i swoimi jednonocnymi partnerami. Jednonocnymi, ponieważ nikt
o zdrowych zmysłach, nie przyszedłby tutaj ze ukochaną lub
ukochanym, tymi prawdziwymi. „Red Walls” nie jest miejscem, w
którym powinni przebywać ludzie nie szukający tymczasowej
rozrywki, płytkiego romansu, chwili uniesienia, niemoralnego
zachowania czy też erotycznych doświadczeń w odurzeniu.
- Jest dla
ciebie specjalne miejsce przy moim stoliku – została objęta w
pasie i mocno pociągnięta do drugiego ciała. Paul zabrał ją do
stolika, przy którym siedział wianuszek kobiet. Rzuciły na nią
lodowate spojrzenie lecz się nie odezwały. Zapewne uznały, że
najlepiej wyjdą, jeśli będą milczeć. Ona za to zauważyła, że
nie ma wolnego siedzenia dla niej, choć Paul twierdził, że jest
inaczej, gdyż jedynie kanapa była wolna, ale na niej, z głośnym
westchnięciem, zasiadł mężczyzna.
- Tutaj
będziesz ty, moja kochana Bello – poklepał swoje kolana, a ona
od razu zrozumiała co staruszek ma na myśli. Pozostało jej się
jedynie uśmiechnąć, jakby spotkał ją wielki zaszczyt i usiąść
na jego kolanach.
W jednej
dłoni trzymał kieliszek z mocnym trunkiem, którego co chwilę mu
dolewała, zaś drugą dotykał jej pleców oraz pośladków
ugniatając je z impetem. Od czasu do czasu jęknęła lub westchnęła
przeciągle aprobując takie zachowanie. Gdy Durand wkładał jej
język do ust, oddawała pocałunki z czułością, przy okazji
dotykając go ostentacyjnie po udach i kroczu. Zwłaszcza masując i
pobudzając to drugie. Towarzyszące im kobiety porozchodziły się
każda w swoją stroną, najwyraźniej wiedząc, że nic nie ugrają
z Durandem. W odróżnieniu od nich, Paul już był jej.
- Kolejna
bogata, wysoko postawiona świnia, szukająca darmowej rozrywki i
okazji do zamoczenia fiuta – szepnęła do siebie, będąc
obmacywana po odsłoniętych nogach w trakcie jazdy limuzyną. Miała
ona dowieść ją oraz cholernego starucha do hotelu, w którym
mieszkała od tygodnia. Po tej „randce” będzie musiała jak
najszybciej się wymeldować i znaleźć inny hotel odpowiadający
jej standardom.
- Masz
bardzo gładkie i miękkie ciało. Ciekawe czy tam na dole też
jesteś taka delikatna – Paul był zalany w trupa, a ona po
dotarciu do apartamentu zamierza upić go jeszcze bardziej, by nie
odróżniał od siebie kształtów i kolorów. Powstrzymała się od
prychnięcia. Już ona mu pokaże się tam na dole. Nienawidziła
pijaków i ich upierdliwego marudzenia, ale musiała to przetrwać
jak zwykle. Najważniejsza rzecz odbędzie się wkrótce, a punkt
kulminacyjny nastąpi rano, gdy ukochana Bella pokaże swoje
prawdziwe oblicze. Uśmiechnęła się chytrze. Wprost nie mogła
się doczekać jutra. Prawie się roześmiała.
- O tak,
dostaniesz wszystko czego będziesz chciał – pogłaskała go po
głowie i natychmiast pożałowała, bo na jej dłoni pozostał
klejący żel do włosów. Wyciągnęła chusteczkę, by pozbyć się
obrzydliwej mazi.
- Najpierw
rozbiorę to smakowite ciałko, później będę cię pieścić,
wejdę głęboko w ciebie... – im dłużej i więcej ten facet
wymieniał czynności, tym jej chciało się bardziej wymiotować.
Jednak obiecała sobie, że to przetrwa i tak też zrobi. A potem
będzie się cieszyć słodkim triumfem. Tylko to poprawiało jej
humor.
Poza tym
odetchnęła z ulgą, kiedy opuścili duszny klub. Od ponad miesiąca
jej tam nie było i przez zrobienie tak długiej przerwy źle się
czuła. Gdy chodziła tam regularne trzy razy w tygodniu wszystko
było w porządku. A dziś kompletnie nie potrafiła się skupić,
kręciło się jej w głowie bardziej niż zazwyczaj. Gdyby nie
zależało jej na pieniądzach, to jutrzejszej nocy odpuściłaby
sobie wypad do „Red Walls”, jednak chciała zarobić, a to
wiązało się z wyrzeczeniami takimi jak dzisiaj.
* * *
Rene wprost
nie wierzył, że dał się tak zagiąć Arkady'emu zeszłego
wieczoru. Mężczyzna przez godzinę chodził za nim krok w krok, po
całym mieszkaniu, by przekonać go do swojego planu, który jakiś
czas wcześniej obmyślił i wydawał mu się fantastyczny i możliwy
do spełnienia. On w to szczerze wątpił. Gdy ostatecznie miał
dosyć ogona, który włóczył się za nim nawet do łazienki, gdy
Rene chciał wziąć prysznic zgodził się na rozmowę. W jej
trakcie Arkady przedstawił swój punkt widzenia. Z jego założeń
wynikało, że skoro on nie może wejść na lód, to zrobi to jego
syn. Po usłyszeniu tego zamierzał wyrzucić mężczyznę z hukiem z
mieszkania, ale musiał się powstrzymać.
Czuł się
źle ze świadomością, że nie weźmie udziału w Igrzyskach,
chociaż pragnął pokazać się ludziom jak najszybciej bez zbędnego
balastu. Oni wszyscy, a zwłaszcza upierdliwe rodzeństwo miało
zobaczyć jego przemianę i popisy solowe, w których wygra złoto.
Według
słów trenera, Charlie miałby go zastępować, a Rene miałby
ćwiczyć pod jego okiem. On meldowałby o wszystkim Arkady'emu, a
ten nanosiłby poprawki, usiłując stworzyć odpowiednią
choreografię, gdyż odkąd pamiętał, to Deakin ją układał,
wybierał muzykę i strój. On się do tego nie mieszał. Miał za
zadanie pojechać najlepiej jak umie i zrobić to perfekcyjnie.
Stanęło niestety na tym, że jeżeli nie chce wyjść na idiotę,
to wypada mu się zgodzić. I toteż musiał zrobić. To za bardzo
bolało, by nie przystać na warunki trenera. Musi teraz przeboleć
jakoś czas spędzony z synalkiem Deakina. Naprawdę nie znosił tego
faceta. Był taki bezczelny, robił irytujące miny i uważał się
za Bóg wie kogo. Już po chwilowej rozmowie telefonicznej, gdy się
poznali, miał ochotę wydrapać mu oczy, drugi raz naszła go ta
przyjemność w szpitalu, i kolejny raz, i jeszcze... Zdawać się
mogło, że los celowo z nim igra i wrzuca tego rozpieszczonego
synalka pod jego nogi. Denerwujące oprócz samego charakteru,
zachowania i wyglądu było to, że mężczyzna swoich potencjalnych
partnerów szukał wśród osób tej samej płci. Mógłby spokojnie
żyć na Ziemi, bez wiedzy, którą nabył. Nic go nie musiało
obchodzić z kim się umawia „znajomy”. Ale fakt, że byli to
mężczyźni zmieniał wszystko.
Wizja geja,
który podąża za nim wzrokiem, całą uwagę skupiając na jego
ciele ani trochę nie przypadła Rene do gustu. Sama myśl, że
ten... człowiek będzie musiał go dotykać, by coś pokazać,
ustawić go w odpowiedniej pozycji, przyprawiała go o zimne
dreszcze. To był jeden z powodów dla których miał odmówić. Nic
nie poradzi na to, że dla niego homoseksualizm to choroba, a ludzie
z nią nie powinni się w ogóle z tym obnosić. Nie rozumiał jak
jeden mężczyzna może z drugim...
Pokręcił
gwałtowanie głową o mały włos nie uderzając nią o metalowy
wieszak w ubraniami. Ubierał buty na przedpokoju szykując się do
wyjścia, gdy jego myśli zboczyły do idioty, z którym miał się
spotkać lada chwila. Arkady umówił ich na dziesiątą. Nie
zagłębiał się w temat, bo miał to gdzieś, ale dowiedział się,
że on dwaj będą zmuszeni do spotykania się codziennie około
dziesiątej, a później dopiero wieczorem z powodu pracy jego syna.
Usłyszawszy
warkot silnika domyślał się, że jego (nie) proszony gość
właśnie nadjeżdża. W pewnej chwili złapał się na tym, że
ciekawiło go, jakim cudem Akrady przekonał syna, by ten jednak z
nim trenował. Przecież wczoraj powiedział, że nie liczył na
powodzenie planu, że nigdy nie przystałby na układ ich dwóch
współpracujących, gdyż było to niemożliwe do wykonania. A
teraz... Teraz posłusznie tu jedzie, by z nim ćwiczyć. Naprawdę
chciałby wiedzieć, co skłoniło... Charliego do zmiany decyzji.
Wyszedł na
dwór, a jak tylko zdążył się odwrócić, stanął jak wryty. Na
podjeździe zatrzymał się sportowy motocykl, a na nim spostrzegł
ubranego w czarną skórę mężczyznę, z kaskiem zasłaniającym
twarz. Spodziewał się ujrzeć ten sam czerwony pojazd co wczoraj, a
nie jakiś motocykl. Był szczerze zdumiony, że Deakin, bo kim innym
miałby być ten facet, potrafił opanować takiego potwora. Sam
odgłos silnika robił wrażenie i niemało hałasu. Mężczyzna
pozbył się zabezpieczenia z głowy i zsiadł z pojazdu. Rene czekał
z założonymi rękoma, aż ten podejdzie.
- Żeby
było jasne, zgodziłem się, bo nie mam lepszej alternatywy. Gdybym
ją miał, nawet nie pomyślałbym o współpracy z tobą – syknął
Rene nie potrafiąc powstrzymać się przed złośliwościami. –
Rusz się – warknął wskazując kierunek do którego mają iść.
On podążył jako przewodnik.
Deakin
poprawił spadające ramiączko od plecaka, w którym miał ciuchy ze
szkoły na przebranie do kolejnych ćwiczeń oraz łyżwy. Gdy
wychodził z pracy, koleżanka zapytała dlaczego się przebiera
skoro znów będzie musiał to zrobić będąc już na miejscu. Nie
powinien utrudniać sobie życia i pojechać w dresie, lecz on o tym
nawet nie śnił. Ostatnim co w życiu zrobi, będzie siedzenie na
ukochanej maszynie w dresach, a nie w skórze. Przecież tam gdzie
trenuje zarozumiała gwiazdeczka musi być miejsce, w którym może
zmienić ubrania. A jeśli nie, to przebierze się przy lodowisku.
Tutaj i tak są tylko we dwóch, nie ma co się krępować.
Podążył
za nim w ciszy, bo nie chciał wywoływać kolejnej kłótni.
Poprzedniego dnia dostał reprymendę od ojca, choć nie wiedział
dokładnie za co. Za to, że to on został uderzony? Poczuł się jak
mały chłopiec, na którego rodzice krzyczą, choć nie zrobił nic
złego. Potem dostał instrukcje, jak komunikować się z gwiazdeczką
i jak z nią wytrzymać, by jej nie udusić gołymi rękoma. Według
taty, najlepiej było siedzieć cicho i nie odzywać się do niego
pierwszym. Jeśli będzie czegoś chciał, to sam zapyta i rozpocznie
rozmowę. Jednak na nią mogły liczyć osoby, które gwiazdeczka
lubi, a jego nienawidzi. Wzruszył ramionami. Nie będzie płakać z
tego powodu, nie miał nic do stracenia.
Chciałby
wiedzieć, jak tata wytrzymał w dobrej znajomości z kimś takim.
Ludzie pokroju Castelli byli podłymi szujami, a on zdania nie
zmieni. Niespodziewanie dla samego siebie nagle zatrzymał się na
trawniku.
-
Zachowujesz się tak jakby spotkanie ze mną miało cię zabić –
nie wytrzymał. Musiał coś powiedzieć, nie znosił takiej
niezręcznej ciszy. Atmosferę między nimi można by kroić nożem.
Rene
gwałtowanie się odwrócił z miną wyrażającą irytację. Nawet
zrobiła mu się zmarszczka na czole. Zaciskał również usta, które
ostatecznie otworzył.
- Po prostu
nie mam w zwyczaju spotykać się, rozmawiać i utrzymywać
jakikolwiek kontakt z ludźmi, których nie lubię. To naturalne, że
nie chcesz mieć z takimi ludźmi do czynienia. A jednak my musimy
pracować razem. Daruj sobie próby poprawienia naszych relacji, bo
to nie będzie miało większego sensu. Jak tylko ta udręka się
skończy, będę mógł zapomnieć o twoim istnieniu.
- Idziesz w
zaparte, by się mnie pozbyć. Ale może w rzeczywistości jesteś
taki sam jak ja? – rzucił ze śmiechem, chcąc wkurzyć Castellę.
Nie wiedział dlaczego, ale chciał być dla niego wredny, tak jak
on jest. Nigdy nie zacząłby sprzeczki z kimś sam z siebie, ale
teraz pragnął dopiec zarozumialcowi. Udało się, bo zauważył
jak zmarszczka na jego czole się pogłębia, a oczy mrużą się
wściekle. Gwiazdeczka szybko zrozumiała o co mu chodzi. I dobrze.
– Myślę, że zachowujesz się ten przykry sposób, bo sam
próbujesz ukryć fakt, że pociągają cię faceci. Jesteś gejem,
który siebie nie potrafi zaakceptować, więc nienawidzisz ludzi,
którzy nie wstydzą się być sobą. Boli cię to, że oni są
otwarci, a ty nie potrafisz wyjść z ukrycia.
Nic z tego
co powiedział nie było prawdą, chciał jedynie sprowokować
Castellę, zwyczajnie mu dokuczyć, by odgryźć się za wczorajszy
cios w twarz. Mimo że tego nie pokazał, to gwiazdeczka miała parę
w rękach i nieźle mu przyłożyła. Lecz nie spodziewał się, że
jego słowa będące zwykłym żartem zadziałają na niego jak
płachta na byka. Widać było to z daleka, jego napięta postawa,
dłonie zwinięte w pięści. Jak nic, zamierzał kolejny raz mu
przypieprzyć.
Blondyn
wystartował do niego szybciej niż on zdążył zareagować.
Wiedział, że zasłużył na cios, był właściwie gotów go
przyjąć. Może rzeczywiście nie powinien go podjudzać. Ojciec
przecież ostrzegał. Pochylił ulegle głowę jakby przygotowując
się do uderzenia. Nagle patrząc w dół, dostrzegł, że sznurówki
od butów mężczyzny się rozwiązały. Już miał zwrócić mu
uwagę, by nie doszło do nieszczęścia w postaci złamanej nogi
łyżwiarza, bo jeszcze o to oskarżyłby jego, jednak spóźnił
się. Castella nadepnął na sznurówki i potykając się stracił
równowagę. On chcąc jakoś pomóc lub ewentualnie zamortyzować
jego upadek podskoczył do niego. Wszystko wyszło nie tak jak
chciał. Pod ciężarem blondyna poleciał plecami na trawę, a
Castella z poplątanymi nogami wylądował twarzą dokładnie na jego
kroczu.
Jezuniu. Musze przestac sie smiac XD
OdpowiedzUsuńWeny!!!; 3
Świetny rozdział, weny życzę
OdpowiedzUsuńAkira
Jak zawsze bosko, szkoda tylko, że przerwałaś w takim momencie T.T
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że Rene dostanie wścieku dupy haha
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny <3
Agnes V.
Ech... Zauważyłam, że pisze tu komentarze jedynie z uwagami, ale tym razem nie mogłam sie powstrzymać, bo całą przyjemność z czytania zepsuło "przyglądanie się osobą" i "parkiet tajemnic". Wiem, że autokorekta w Wordzie może być zgubna, ale jesli masz z tym problemy, to ją wyłącz.
OdpowiedzUsuńW dodatku mam wrażenie, że rozdział był w ogóle nie sprawdzony, ani nie skorygowany -pomijam przecinki- ale tak jak w ostatnich rozdziałach widać było, że przykładasz większą uwagę do doboru słownictwa i ogólnie jest mniej błędów, tak w tym...
Jeszcze raz radzę Ci poszukać bety, bo fajne opowiadanie i fajny pomysł niszczony jest przez błędy od ortograficznych, przez interpunkcyjne i stylistyczne, po naprawdę głupie literówki i 'Wordy'.
Pzdr
Rozumiem, że są osoby, którym nawet najmniejszy błąd w pisowni, interpunkcyjny lub jakiś inny przeszkadza i psuje przyjemność z czytania. (Może to zboczenie zawodowe). Nie jestem znawcą od polonistyki i pisząc szybko nie zauważam ich wszystkich. Staram się to później korygować czytając tekst kilka razy, ale jestem tylko człowiekiem.
UsuńTy wciąż powtarzasz, że powinnam znaleźć betę, a ja wciąż usprawiedliwiam się tym samym:
Nie mam czasu na pisanie w tygodniu, więc pozostaje mi weekend. Gdybym postanowiła zrobić jak radzisz, to musiałabym zawiesić bloga (na dłuższy okres czasu) by napisać rozdziały do przodu i przesłać becie, by je sprawdziła. Nawet nie chcę myśleć ile by mi to zajęło. Już teraz ledwo się wyrabiam. Poza tym nie chcę zawieszać bloga. Uwielbiam pisać i robię to dla przyjemności, bo sprawia mi to radość. Poświęcam na to każdą wolną chwilę.
Oczywiście, wizualizacja tekstu jest bardzo ważna, ale według mnie ważniejsze jest to co chcę przekazać. Chciałabym, by ludzie czytający moje opowiadania zwracali większą uwagę na zawartość i przekaz, by to co czytają im się podobało, a nie na miejsce, w którym jest postawiony przecinek. (Wiem, mnie też wkurza, gdy ludzie robią oczywiste błędy w pisowni, ale jeśli jakieś się pojawiają to trzeba wziąć pod uwagę, że wynikać to może z różnych czynników. Nie tylko dlatego, że ktoś nie zna zasad poprawnej pisowni, być może z pośpiechu - tak jest u mnie. Całkiem niedawno, w pewnej sytuacji napisałam "narud" zamiast "naród" a wynikało to tylko z pośpiechu. Mój długopis nie nadążał nad myślami i się pomyliłam. Gdy zobaczyłam TAKI błąd zaczęłam się śmiać sama z siebie. To było takie oczywiste, a jednak słowo wyszło z błędem).
Próbowałam znaleźć błędy, które zostały przez Ciebie wymienione. Tego pierwszego za nic nie mogę znaleźć, a tego drugiego trochę nie rozumiem. Jeśli rzeczywiście chodziło Ci o "PARKIET tajemnic" to już nie jest moja wina, bo tam jest napisane coś innego. Jeśli chodziło o "PAKIET tajemnic" to wydaje mi się, że ten zwrot jest ogólnie w porządku. Naprawdę chciałabym żebyś od czasu do czasu napisała jakąś obiektywną krytykę treści, a nie tylko wyglądu.
Pozdrawiam
WOW :) Końcówka, gdy Rene wylądował na Charlim i to w tak strategicznym miejscu jest przekomiczna :D Już nie mogę się doczekać reakcji Rene w następnym rozdziale, myślę, że będzie śmiesznie :D
OdpowiedzUsuńNie kojarzę Belli, czyżby to ta łyżwiarka?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Bella na razie pozostaje tajemnicą ;)
UsuńPozdrawiam
Uwielbiam przypadkowe coś
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ciekawi mnie Bella, ta tajemnica, och instrukcja obsługi Rene ;) bosko, a końcówka jak zareaguje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńdawno mnie tutaj nie było, ale po prostu życie... mam nadzieję, że teraz to nie będzie u mnie takich długich przerw w czytaniu... ale też liczę, że i nowe rozdziały też się pojawią...
a co do rozdziału to wspaniały, bardzo ciekawi mnie Bella i ta tajemnica, instrukcja obsługi Rene bosko, to bardzo przydatna rzecz...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza