Dziękuję za komentarze :)
Siedział na balkonie i wpatrywał się w zachmurzone
niebo. Mimo że zbierało się na burzę to krajobraz wyglądał
pięknie. Chmury nachodziły na siebie warstwami, od najjaśniejszego
granatu skończywszy nawet na czarnym kolorze. W oddali dało się
słyszeć grzmoty piorunów. Powietrze było chłodne, ale dość
przyjemne. Zastanawiał się kiedy Kaylor wróci z pracy. Chciał by
mąż szybko pojawił się w domu i ulewa go ominęła. Domyślał
się, że od kiedy w styczniu przejął stanowisko po panu Banerze
miał wiele pracy. On na szczęście skończył swoją.
Kilak minut temu dostał telefon od Josha, że wszystko
idzie zgodnie z planem. Jeśli rzeczywiście jest tak dobrze, to może
już jutro będzie mógł wręczyć nową książkę CJ'a Kaylorowi.
To miała być specjalna niespodzianka, więc bardzo się cieszył,
że mąż będzie pierwszą osobą, która się z nią zapozna.
Zawarł w tej powieści wszystkie swoje uczucia, którymi darzy
Ledwooda, a przeważa tam miłość, której znaczenia wcześniej nie
znał. Dzięki niemu dowiedział się, doświadczył różnych
rzeczy, na które myślał, że nie będzie mieć szans. Jak widać
los lubi bawić się ludźmi i sprawdzać ich reakcje na dobre
rzeczy, które im daje jak i na złe, przykre. Caleb jak na razie był
szczęśliwy, że odstaje te dobre i chciał by trwało to jak
najdłużej.
Wyjechał z balkonu i zamknął go widząc, że w
oddali już lunął gęsty deszcz. Pojechał do fotela, na którym
leżał kosz z ubraniami zdjętymi z suszarki. Nie miał nic lepszego
do roboty, więc wziął się za składanie ich. Później przedzwoni
do Ravezy, bo gdy zrobił to kilka godzin temu była zajęta i
poprosiła, by skontaktował się z nią pod wieczór. Zamierzał
jeszcze przygotować jakiś obiad Kaylorowi, jednak nie wiedział
kiedy mąż faktycznie będzie wolny. Doszedł do wniosku, że
skończywszy pisać książkę nie miał żadnego zajęcia i
potwornie się nudził. Takie bezczynne przesiadywanie w domu
denerwowało go. Śnieg już dawno stopniał i chętnie wybrałby się
na spacer, dusząc się w domu. Niewiarygodne, ale tak się czuł.
Chyba pierwszy raz od lat.
~~* * *~~
Rzucił
plikiem dokumentów dostarczonych przez podwładnego. Wszystkie były
źle wypełnione. Wystarczy, że rzucił na to okiem i już wiedział,
że liczny na wykresie są dalekie od prawdy. Obrzucił obecnego
pracownika morderczym spojrzeniem. Młody mężczyzna przed nim nic
sobie nie robił z jego wybuchu złości, jakby w ogóle go to nie
interesowało. Nie przejawił ani odrobiny skruchy, nie żałował
swojego zachowania i nie raczył nawet przeprosić za źle wykonaną
pracę. Od kilku tygodni grał mu na nerwach swoją nieudolnością.
Zastanawiał się na jakiej podstawie ten gówniarz został
zatrudniony w ich wydawnictwie. Wziął porozrzucane po biurku kartki
i ponownie im się przyjrzał. Zobaczył to samo co przed chwilą.
Już wolałby, żeby to on popełnił błąd źle interpretując
informacje przedstawione w spisie, ale to jednak pracownik się
pomylił. Nie pierwszy raz. Przez takich ludzi jak on, którzy
popełniają idiotyczne błędy on musi na nich wrzeszczeć, bo inny
potrafią odpowiednio wykonać powierzone im zadania, tylko z takimi
indywiduami
są problemy. Miał serdecznie dość pouczania go. Mógłby doliczyć
się jeszcze kilku osób popełniających masę błędów, lecz on
robił to nagminnie i zachowywał się w ordynarny sposób.
- Po ostatnich poprawkach, które musiałem po tobie
wprowadzać dałem ci szansę na rehabilitację, ale nie poczyniłeś
żadnych postępów. Twoja robota źle wykonana odbija się na
innych osobach. Pomyśl, że przez ciebie reszta ludzi, która jest
zawalona pracą, dostaje kolejną i kolejną. A ty nawet nie
żałujesz.
- No przecież nie robię tego specjalnie. Tak wyszło
– wzruszył niedbale ramionami, a Kaylora mało szlag nie trafił.
- Zamierzasz się poprawić?! – zapytał ostro. Nie
lubił krzyczeć na pracowników, ale w tym wypadku ten chłopak nie
pozostawiał mu wyboru.
- Spróbuję.
- Spróbujesz?! Masz to zrobić w ciągu jednego dnia!
Jeśli na jutro to gówno, które przyniosłeś – wskazał na
dokumenty – nie będzie gotowe to zostaw mi to już dzisiaj na
biurku i oczekuj w domu na list z wypowiedzeniem.
- Przecież się starałem! Wszyscy, u których
pracowałem byli do dupy, bo cięgle powtarzali, że to jest źle,
tamto jest źle! Pocałujcie mnie gdzieś! Wy wszyscy macie nasrano
w głowach! Nie mam zamiaru tu więcej przychodzić!
- Świetnie. Zabierz swoje rzeczy. Żegnam ozięble –
wstał i podszedł do drzwi gabinetu po czym otworzył je i wypuścił
byłego pracownika.
- Moja noga nigdy więcej tu nie postanie! –
zatrzasnął za nim drzwi i na powrót usiadł w fotelu.
- Tęsknić nie będę – powiedział już do siebie.
Poskładał na kupkę niedbale wypełnione papiery,
które będzie musiał zabrać do domu i przepisać tym razem
poprawnie. Podszedł do okna, za którym już lało jak z cebra.
Odechciało mu się wszystkiego. Pogoda była okropna, on do wieczora
nie wyjdzie z firmy, a pracę musi zabrać ze sobą. W dodatku nie ma
nawet czasu zjeść posiłku. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Gdy
wydał pozwolenie na wejście sekretarka wniosła do środka kubek z
mocną kawą, o którą prosił jakiś czas temu, a za nią wparował
Jenner. Dorothy, którą postanowił pozostawić na miejscu
sekretarki, którą była od początku jak tylko ojciec założył
wydawnictwo, postawiła naczynie z parującą cieczą na blacie i
wyszła.
- Mam dobre wieści. Prawie skończyliśmy z książką
Jenkinsa.
- Wybornie, ale dlaczego ja jej jeszcze nie widziałem?
Nie sądzisz, że powinienem?
- W jej przypadku zajmę się wszystkim. CJ zabronił
zdradzania panu czegokolwiek zanim sam z panem nie porozmawia.
- No proszę. Czyżby wielmożny CJ Jenkins byłby tak
łaskawy, by w końcu się przedstawić? Dostanę do niego telefon
lub maila?
- Nie, powiedział, że pomówi z tobą osobiście.
- Słucham? – no to go zaskoczyli. – Kiedy?!
- Na dniach. To już zależy od niego. Niedawno
dzwoniłem do niego i mówiłem, że jego książka jest prawie
gotowa i podrzucę mu pierwszy tom. Historia jest fantastyczna.
Różni się od tego co pisał, lecz jest poruszająca i chwyta za
serce.
- Zobaczymy. Tak jak obiecałem, nie będę wtrącał
się co do książki. Jestem bardzo ciekawy jaką osobą jest
Jenkins.
- Polubisz go.
- Skąd ta pewność?
- Proszę mi zaufać. To wspaniały i utalentowany
człowiek – Josh uśmiechnął się tajemniczo i zostawił prezesa
samego w gabinecie.
Upił łyk kawy krążąc myślami wokół pisarza.
Bardzo chciał się z nim zobaczyć. Poznać osobę, która swoją
tożsamość trzyma w ścisłej tajemnicy.
Głowa zaczynała mu pulsować. Musiał zrobić sobie
małą przerwę, bo mózg mu eksploduje. Skierował się do toalety,
która znajdowała się za drugimi i zarazem ostatnimi drzwiami,
które były w pomieszczeniu. Stanął przed umywalką, nad którą
wisiało nieduże lustro. Obejrzał swoją znużoną twarz
stwierdzając, że chętnie położyłby się spać. Jeszcze tylko
kilka godzi, a wróci do domu, do Caleba. W chwili gdy pomyślał o
mężu przerzucił wzrok na srebrny łańcuszek, który odstał od
niego cztery miesiące temu na święta. Pamiętał to zaskakujące
uczucie gdy mężczyzna kazał wyrzucić mu prezent od Zacka. Zrobił
to i poczuł wielką ulgę. Kiedy przenieśli się z salonu do
sypialni, bo zostali na noc u jego ojca, rozmawiali chwilę na ten
temat. Przeprosił go za ukrywanie tego, tłumacząc, że nie chciał
żadnego nieporozumienia. Zgodził się opowiedzieć mu wszystko po
kolei, gdy blondyn go o to poprosił. Od kiedy spotkał się z
Collinsem parę dni przed Wigilią tak do tej pory nie napatoczył
się na mężczyznę. I chwała za to. Nie zamierzał odnawiać z nim
znajomości i wchodzić w jakąkolwiek relację.
Odkręcił wodę i przemył twarz kilka razy. Poprawił
jeszcze włosy, które cały dzień sprawiały mu problemy, bo nie
chciały się układać. Wytarł się w ręcznik i wrócił do
gabinetu. W chwili kiedy to zrobił jego telefon dał o sobie znać.
Wyjął go z kieszeni marynarki i orientując się, że dzwoni rodzić
odebrał.
- Słucham?
- Kaylor, chcesz najpierw złe wieści czy te jeszcze
gorsze? – powiedział pospiesznie tata.
- Ech... A co to za różnica. Mów najpierw te złe.
Dobij swojego syna jeszcze bardziej, żeby nie mógł podnieść się
z podłogi.
- Zła wiadomość to taka, że dzwoniła do mnie twoja
matka mówiąc, że wraca do Kansas. A gorsze są takie, że
zamierza się z tobą spotkać.
- … Żartujesz – tylko tyle był w stanie wydukać.
~~* * *~~
Nie wiedział czy powinien jej gratulować czy mówić,
że jest wariatką. W skupieniu słuchał całej jej historii
podśmiechując się pod nosem. W chwili gdy zaczęła się na niego
wydzierać zaczął śmiać się jeszcze bardziej. Nie wiedział czy
zwierzała mu się z tego co zrobiła, bo cieszyła się i chciała
się pochwalić, czy było jej wstyd i musiała komuś to wyznać. Po
zapytaniu się jej o to, tak jak myślał odpowiedziała, że nie ma
pojęcia. Miała mętlik w głowie.
- Nie byłaś pijana. Robiłaś to z własnej woli.
Jeśli ci się podobało to nie masz czego żałować.
- Ale jest mi wstyd! Ty tępaku! Zrozum, że wtedy sama
siebie nie poznawałam.
- Miłość ogłupia.
- Mówisz ze swojego przykładu? – odgryzła się.
- Przespałaś się z Harrym, dlatego mówiłaś, żebym
zadzwonił później bo nie masz czasu. Było ci tak dobrze, a masz
wyrzuty sumienia? W końcu mu uległaś. Ile cię błagał o randkę?
Pół roku?
- Nie! Tylko pięć miesięcy! Poza tym mów lepiej co
u ciebie.
- Dobrze, poza tym, że jest już dwudziesta pierwsza,
a Kaylor nie wraca z pracy. Uprzedzał mnie, że będzie później,
ale – urwał słysząc trzask drzwi. – Lilith, zdzwonimy się.
Jeszcze coś tam do niego mówiła, ale rozłączył
się wyjeżdżając ze swojego pokoju na korytarz. Zobaczył
opierającego się o ścianę męża. Był blady na twarzy i miał
zamknięte oczy. Przywitał się z nim krótkim pocałunkiem, zdjął
buty i podreptał do sypialni. Caleb był cały czas za nim niczym
cień. Widział je mężczyzna rzuca swoją teczkę na stolik i opada
plackiem na łóżku.
- Hej, rozbierz się przynajmniej.
Podjechał do niego i zaczął poruszać jego
ramieniem, a gdy to nie skutkowało dotknął głowy męża, by nią
potrząsnąć, lecz jak tylko położył ją w okolicy czoła
stwierdził, że jest rozpalona. Starał się odwrócić bruneta w
swoją stronę. Zdawać się mogło, że Kaylor płoną, jego czoło
i poliki były gorące. Wzrok miał rozbiegany i zamglony.
- Poczekaj chwilkę ze spaniem. Zaraz się położysz,
ale zdejmij z siebie te ubrania.
Mężczyzna niechętnie, ale przy pomocy blondyna,
rozebrał się zrzucając odzienie na podłogę. Wczołgał się pod
kołdrę i opatulił się nią cały. Caleb zaś pozbierał, złożył
w kostkę i położył ubranie na fotelu. Przejechał z powrotem
przed drzwi wejściowe i zakluczył je. Upewniwszy się, że zrobił
wszystko dołączył do męża, który nie wyglądał za dobrze.
Zaczął się zastanawiać czy powinien zadzwonić po lekarza. Jednak
wstrzymał się z tym jeszcze. Może gdy Kaylor odpocznie poczuje się
lepiej.
~~* * *~~
Wjechał do salonu trzymając w dłoni duży kubek z
parującymi ziołami. Postawił go przy łóżku na stoliku nocnym.
Pochylił się nad Kaylorem i pogłaskał go delikatnie po rozgrzanym
czole. Od wieczora, kiedy wrócił z pracy nie się nie zmieniało, a
nawet przeziębienie, które podejrzewał u bruneta zasiliło się.
Ledwood od rana skarżył się na silne bóle głowy i dotkliwy ból
mięśni. W dodatku miał wysoką gorączkę. W tym stanie nie mógł
pójść do pracy, nawet nie dałby rady podnieść się z łóżka.
W tym wypadku Caleb postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i
zadzwonić do teścia, by poinformować go, iż Kaylor musi zrobić
sobie kilka dni wolnego. Później poprosił do domu lekarza, który
znał Ledwooda od najmłodszych lat, jak się później okazało.
Brunetowi zostały przepisane antybiotyki, bo to jedyne co w tej
chwili mógł mu pomóc lekarz.
Starał się być jak najciszej, bo hałas drażnił
męża, któremu głowa chciała wybuchnąć. Westchnął i
przejechał wzrokiem po pokoju. W pomieszczeniu było dosyć ciemno,
co pozwalało Kaylorowi nieco wypocząć.
- Jak mogłeś się tak załatwić? – szepnął
naciągając na mężczyznę kołdrę.
- To nie moja wina – kaszlnął kilka razy
zasłaniając usta ręką – tylko otoczenia. Ty też powinieneś
uważać. Nie chcę, żebyś się ode mnie zaraził.
- Mam silny układ odpornościowy. Rzadko choruję.
Jeszcze trochę, a będziesz musiał wziąć antybiotyk. Mógłbyś
też coś wypić czy zjeść ciepłego.
- Nie mam ochoty.
Przykro mu się robiło gdy patrzył na męża w tym
stanie. Nie miał w ogóle sił na nic. Od kiedy wrócił wczoraj z
pracy nie zjadł ani kęsa. Bardzo się o niego martwił. Chciałby
mu jakoś pomóc, ulżyć w chorobie, ale nie mógł nic zrobić. W
tym momencie był kompletnie bezsilny. Dobijało go, że osoba, którą
kocha właśnie cierpi. Postanowił sobie czuwać przy mężu cały
czas i w każdej chwili mu służyć gdyby czegoś potrzebował.
Przesiadł się sprawnie z wózka na łóżko i położył
się obok mężczyzny. Przez cały czas go przytulał i przeczesywał
jego oklapnięte, czarne włosy. Później pomoże Kaylorowi przebrać
spocone ubrania, jak tylko ten będzie w stanie choć trochę się
poruszyć. W nocy pierwszy raz zobaczył, że brunet ubiera na siebie
bluzkę na długi rękaw i spodnie dresowe i kładzie się w nich z
powrotem spać. Ledwood zawsze spał w samych bokserkach, więc taki
widok był dość zaskakujący.
Parę godzin później Caleb obudził się zły na
siebie, że mu się przysnęło. Nawet nie zauważył kiedy ta chwila
nadeszła. Po prostu leżał z głową na poduszce obserwując męża,
aż w końcu i on odpłynął. Podniósł się i przetarł zaspane
oczy. Zastanawiał się która jest godzina. Na długo zasnął?
Odpowiedź dostał jak tylko rozejrzał się po sypialni. Panowały w
niej egipskie ciemności, nie widział nawet swoich rąk. Pochwycił
komórkę do ręki i wtedy upewnił się jak późno jest. Dochodziła
czwarta w nocy, a on był wyspany i mowy nie było, żeby zmrużył
teraz oczy. Przeciągnął się i oparł o wezgłowie łóżka. Wtem
dobiegło go mruknięcie męża.
- Obudziłem cię?
- Nie. Łóżko zaczyna gryźć mnie w tyłek –
burknął ochrypłym głosem.
- Cały dzień w nim spędziłeś. Lepiej się czujesz?
– Caleb położył dłoń na jego czole, a potem dotknął nią
policzków.
- Znacznie. Za parę dni powinno mi przejść, chociaż
gdybym mógł, zostałbym w domu przez następny miesiąc.
- Coś się stało w pracy? – zamartwił się. –
Widziałem, że przyniosłeś jakieś dokumenty. Rzadko to robisz.
- Musiałem, bo chłopak, który je wypełniał sknocił
wszystko. A teraz ja mam to naprawiać. Jednak nie przez to mam
paskudny humor. Tata zadzwonił do mnie gdy byłem w pracy i
powiedział mi, że Angelika wraca do Kansas, a podczas pobytu tutaj
chciałaby się ze mną spotkać. A ja nie mam takiego zamiaru.
- Nienawidzisz jej aż tak bardzo? Nie wiem co się
między wami wydarzyło, ale przypuszczam, że problem może leżeć
przede wszystkim w twoim umyśle.
- Caleb, ja sam z siebie nie traktowałbym tak własnej
matki. Nawet jeśli nie była wzorem do naśladowania. Angelika to
naprawdę piękna kobieta, lecz jej charakter jest obrzydliwy.
Wystarczy o niej. Mógłbym cię o coś prosić?
- Co takiego?
- Zdaję sobie sprawę, że jest noc, ale zrobiłbyś
mi coś do przegryzienia? Kiszki mi marsza grają – złapał się
za brzuch, który rzeczywiście od dłuższego czasu wydawał z
siebie zdradzieckie dźwięki.
- Już się robi.
Zapalił lampkę, by oświetliła mu drogę przez
pokój. Przyciągnął do siebie wózek i usiadł na nim, co dziwnie
z małym utrudnieniem. Jego ciało zdrętwiało, więc trudniej mu
było z czynnością, którą nawet kilka razy dziennie wykonywał.
Podgrzał mężczyźnie zupę, którą zrobił zanim
się zdrzemnął. Przelał ją do miski i uważając, by się nie
poparzyć zawiózł ją Kaylorowi.
- Jednak twoja ciocia lepiej gotuje. Może to ryzykowne
eksperymenty, ale przynajmniej smaczne.
- Na twoim miejscu nie wybrzydzałbym, chociażby z
uwagi na to, że sam nic lepszego byś nie zrobił, a z łóżka się
raczej nie podniesiesz – rzucił kpiąco na co Ledwood zaśmiał
się.
- Żartowałem, smakuje mi. Jesteś pierwszą osobą,
która cokolwiek mi przyrządziła. Zawsze kiedy byłem głodny
chodziłem sam do restauracji. Jednak bardziej mi się podoba
jedzenie w twoim towarzystwie i tego co ugotowałeś.
- Chcę, żebyś szybko wyzdrowiał. Taki żałosny
stan do ciebie nie pasuje – rzucił z miarką złośliwości.
Kaylor z upływającym czasem i mężem, który się o
niego troszczył czuł się znacznie lepiej. Rozmawiając z nim o
zwyczajnych sprawach, spędzając czas i mając świadomość, że
jest pod jego opieką doszedł do wniosku, że wygrał złoty los na
loterii. Na usta cisnęły mu się dwa słowa, których wypowiedzenie
zajęłoby ułamek sekundy, a jednak nie potrafił tego zrobić.
Irytował sam siebie. Chciał powiedzieć Calebowi, że miesiące,
które z nim spędził są najlepszą częścią jego życia. Chciał
powiedzieć jak bardzo go...
- Z racji, że obaj już odespaliśmy swoje, może
opowiesz mi co takiego zrobiła twoja mama, że masz o niej złe
zdanie? Oczywiście do niczego cię nie zmuszam, ale chciałbym
wiedzieć. Ty nie dawałeś mi z tym spokoju i obiecałeś, że
kiedyś mi powiesz. Czy „kiedyś” może być teraz?
- Chyba nam obojgu było ciężko przez kilka kwestii,
które wydarzyły się w naszych życiach. Angelika... Moja matka...
Pozornie była wspaniałą, wyrafinowaną, kulturalną, kobietą,
idealną żoną i matką. Tak jak w przypadku Gabriela pozory wciąż
zostają pozorami. Gdy była na salonach taką właśnie grała. W
domu od kiedy tylko pamiętam odbywały się awantury. Jej nigdy nic
nie pasowało. Narzekała na co tylko się dało. Najgłupsze
wybuchy, których byłem świadkiem dotyczyły obrusu na stole,
który nie pasował do koloru naczyń, z których wtedy jedliśmy.
- Obrus? – zapytał z niedowierzaniem. Myślał, że
mąż zwyczajnie żartuje, lecz on wymieniał dalej.
- Była wściekła na tatę za to, że kiedyś przy jej
przyjaciółkach powiedział coś o nowej sukience. Nie było to nic
obraźliwego, z tego co pamiętam, ale gdy wyszły z naszego domu
urządziła mu piekło. Choć muszę przyznać, że na mnie nigdy
nie krzyczała. Za każdym razem na ojca, nawet jeśli czemuś byłem
winien ja. Można powiedzieć, że byłem jej oczkiem w głowie, ale
wcale mi się to nie podobało. Prawdą było, że nie mogłem
porozmawiać z nią jak z matką. Wiele razy sobie myślałem, że
każda kobieta byłaby lepszą mamą niż ona.
- To dlatego...
- Też, ale to nie główny powód. Jest nim to, że
zdradzała tatę. Kiedy ten wyjeżdżał do pracy Angelika
zapraszała do naszego domu różnych mężczyzn. Oni wychodzili
dwie godziny przed prawdopodobnym powrotem taty z pracy. Przede mną
udawała, że to zwykli przyjaciele, a ja myślałem, że
rzeczywiście tak było. Kiedy mnie o to prosiła, szedłem do
swojego pokoju. Byłem pewny, że nie chce bym przeszkadzał jej w
rozmowie czy coś w tym stylu. Jednak pewnego dnia wpadła.
Skaleczyłem się nożyczkami i chciałem, żeby zakleiła mi
rozcięcie plastrem. Gdy zszedłem do salonu zobaczyłem ją
obściskującą się z obcym mężczyzną, ponoć zwyczajnym
przyjacielem. Może i byłem dzieckiem, ale nie głupim. Jak tylko
mnie zobaczyli, zaczęli panikować i zbierać porozrzucane ubrania.
Jej kochanek podszedł do mnie, by dać mi w twarz. Ona na to w
ogóle nie zareagowała. Kazała tylko wrócić grzecznie do pokoju
mówiąc, że później porozmawiamy. Miałem jej obiecać, że
nigdy nie powiem tacie tego co widziałem. Zastraszyła mnie swoim
kochankiem. Dała mi do zrozumienia, że on nie będzie zadowolony,
jeśli wygadam cokolwiek ojcu. Nasz mały sekret utrzymywał się
przez następne osiem lat. Nie mogłem spojrzeć tacie w oczy,
czułem się paskudnie z myślą, że go okłamuję, bo ona
wciągnęła mnie w swoją sieć kłamstw. Udawała prawdziwą damę,
a była jak pospolita dziwka. To co ludzie powiedzą było dla niej
ważniejsze niż wszystko inne. Moja cierpliwość do niej sięgnęła
zenitu kiedy zaczęła flirtować z Zackiem. Obiecał do mnie wpaść
po szkole, ale coś mnie zatrzymało i trochę się spóźniłem. Po
wejściu do domu zastałem Angelikę jak na nim leżała i
zdejmowała ubrania, a Collins próbował ją od siebie
odepchnąć. Nie miała żadnych oporów, by obnażać przed
dwudziestolatkiem swoje ciało.
- Znienawidziłeś ją, bo kokietowała twojego
chłopaka. Po zobaczeniu czegoś takiego...
- Myślałem, że oszaleję. W tamtym, wprost idealnym
momencie do salonu wszedł tata, który przywiózł mnie ze szkoły,
bo zwiał mi autobus. Był tak zszokowany, że nie wiedział co
powiedzieć. Więc gdy Zack podszedł do mnie powiedziałem ojcu
całą prawdę. Co jego ukochana żona robiła przez całe lata. Ku
mojemu zaskoczeniu dał jej drugą szansę, uważając, że każdy
na takową zasługuje. Ale po kilku miesiącach spokoju złapał ja
na gorącym uczynku, podczas obściskiwania się z jakimś gościem
w hotelu. Wyrzucił ją z domu. Od czasu do czasu odzywała się do
taty, bo kazał jej to robić. Na kilkanaście lat zerwała z nim
jakikolwiek kontakt, co ja swoją drogą zrobiłem dawno temu. Nie
chciałem mieć takiego rodzica. Do dzisiaj mam jej to za złe.
Uderzać do chłopaka własnego syna. Oczywiście ona myślała, że
jesteśmy po prostu przyjaciółmi i nie miała pojęcia o
orientacji Collinsa. Tak jak nie ma o mojej.
- Naprawdę mi przykro, że twoja... Angelika zachowała
się w taki sposób. Ja pewnie myślałbym za początku tak jak ty,
ale czy nie powinieneś dojść z nią do porozumienia? W porządku,
nie odzywała się przez kilka lat, ale jakiś czas temu zrobiła
to, dwa dni temu także. Rozmawiała z panem Banerem. Jeśli chce
cię widzieć musi mieć ważny powód. Podejrzewam, że żałuje
swoich czynów i kocha cię, bo jest twoja mamą i wreszcie dojrzała
do zrozumienia swoich błędów. Być może zamierza je naprawić?
Skoro masz okazję naprawić z nią relację, to nie zmarnuj tej
szansy. Nie doświadczyłeś od niej miłości na jaką
zasługiwałeś, ja od swojej także, ale ty masz możliwość to
zmienić.
- Mam przeczucie, że po tym spotkaniu byłoby jeszcze
gorzej. Poza tym wiem, że dla mniej opinia publiczna jest
świętością, a nie byłaby szczęśliwa dowiedziawszy się, że
ma syna geja.
- To ona nie wie?! – wykrzyknął.
- Nie ma zielonego pojęcia. Tacie potrafiłem zaufać
wiedząc o kilku jego znajomych z taką samą orientacją. Jej nie.
- Rozumiem. Więc to był powód dlaczego denerwowałeś
się na mnie z ukrywaniem.
- Tak. Nie robimy przecież nic złego. Każdy ma prawo
kochać kogo chce.
Nim do Caleba dotarło ostatnie zdanie i jego pełne
znaczenie ich uwagę zwróciło głośne i gwałtowne pukanie do
drzwi. Antrosa podniósł się i chwilę później przejechał na
korytarz.
- To się do nas dobija bladym świtem?! – krzyknął,
by mąż go usłyszał. Ból głowy odpuścił, ale w dalszym ciągu
mięśnie go bolały. Z tego co mówił Cal jakiś czas temu, to
gorączka również spadła.
- Jest już po dziesiątej. Nie widzisz słońca, bo
okno jest zasłonięte.
Przekręcił kluczyk i otworzył drzwi domu, by powitać
w progu zdyszanego Callaway'a, który wyglądał jakby zobaczył
ducha.
Kto jest duchem, którego zobaczył Dann?
OdpowiedzUsuńPartner jest najlepszą rzeczą, którą spotkała Kaylora. Caleb się troszczy o niego, a on to docenia :) Niech w końcu wyznają swoje uczucia.
Myślę, że matka Kaylora namiesza w ich związku.
Harry i Lili? W końcu mu się poszczęściło, ale czy zdobędzie jeszcze serce "rudej kitki"?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńoch książka jest już gotowa, ciekawa bardzo jestem reakcji Kaylor'a jak się dowie kim jest ten tajemniczy pisarz... haha Henry osiągnął sukces... no Kaylor naprawdę wziął się do roboty...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, książka jest już gotowa, jestem ciekawa reakcji Kaylor'a jak się dowie kim jest ten tajemniczy pisarz... mina może być bezcenna, haha Henry osiągnął sukces... no Kaylor naprawdę wziął się do roboty...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia