Dziękuję za komentarze :)
- Gdyby Caleb mi tego nie powiedział to także bym nie
uwierzył – mówił Kaylor w przerwie na lunch rozmawiając przez
komórkę z Atkinsonem.
- Wcale nie wygląda jakby kiedykolwiek była sierotą.
Nie wpadłbym na to, że Lilith przez kilka lat wychowywała się w
domu dziecka.
- Cal mówił, że małżeństwo Raveza ją adoptowało.
Jej rodzice wybrali się w rejs kilka miesięcy po jej narodzinach i
podczas niego ich statek pasażerski zatonął u wybrzeży Miami.
Wszyscy ludzie będący na pokładzie zginęli. Ta tragedia nie
została do końca wyjaśniona i nawet eksperci w stu procentach nie
potrafią rozwikłać tej tajemnicy.
- Została całkiem sama – powiedział ze smutkiem w
głosie.
- Ale teraz ma rodzinę i dobre życie. Nie
dowiedziałem się jaki ma numer, ale wiem, że pracuje jako
reporterka w gazecie. Nie pamiętam jakiej bo to jakaś dziwna
nazwa. Caleb powiedział, że powinieneś sobie odpuścić, bo ona
nie z tych co prowadzają się z Dannem.
- Jeszcze zobaczymy! Gdybym się kiedyś poddał to
moja firma budowlana nie rozwinęłaby się tak bardzo! Udowodnię
jej, że mi na niej zależy! Rozkocham ją w sobie, weźmiemy ślub
i będziemy mieć dwójkę dzieci!
- Widzę, że wciąż jesteś ambitny i pewny swego. To
dobrze, rób co chcesz. Ja muszę kończyć. Moja partnerka do
żarcia przylazła – rozłączył się i schował telefon do
kieszeni marynarki, którą powiesił na krześle. Podwinął rękawy
i obluzował nieco krawat. Dzisiejszy dzień znów jest gorący.
Pogoda jest zdecydowanie zbyt agresywna. Jak nie palące słońce to
wichura, grad, deszcz i burza.
- Mój drogi przyjacielu. Zjawiła się, zaszczyciła
obecnością. A nie przylazła! Trochę więcej kultury, człowieku
– pouczała go Karina. Od razu sięgnęła po menu i zaczęła
wybierać spośród kilkunastu najszybszych dań.
- Musimy porozmawiać.
- O, to nie zwiastuje nic dobrego. Co jest? –
zapytała gdy złożyła swoje zamówienie.
~~* * *~~
Siedział przy biurku i stukał w klawisze na
klawiaturze. Od samego rana jak tylko pożegnał się z Kaylorem
wychodzącym do pracy zaczął tworzyć nową powieść. Gdy jeszcze
raz przewertował całą historię w głowie to stwierdził, że ona
jeszcze bardziej różniła się od tekstów CJ'a. Jednak nie
spocznie dopóki jej nie napisze. Wpadła mu do głowy i nie chciała
jej opuścić. Zamiast z nią walczyć, wypędzać, postanowił
zaakceptować i przelać na papier. Miał nadzieję, że w kilka
miesięcy ją napisze. Obawiał się, że gdy wszystko zostanie
dopięte na ostatni guzik w ostatniej chwili zrezygnuje bo książka
opisywałaby jego życie. Tu właśnie pojawiał się problem.
Opowieść byłaby o nim a raczej o jego alter ego. Zastanawiał się
czy czytelnicy zaakceptowali by coś takiego. Opowieść nie byłaby
swego rodzaju tragedią psychologiczną jak dotychczas, lecz dramatem
obyczajowym o zagubionym chłopcu, później mężczyźnie, który po
latach odnalazł swoje miejsce w świecie oraz odkrył prawdziwe
znaczenie słowa miłość. W opowieść wplótłby swoje zachowanie,
myśli w różnych sytuacjach. Jednak pisał tę powieść z
przyjemnością, bo wiedział dla kogo chciał to zrobić i komu ją
dedykuje. Osobie, która zmienia jego życie, wierzył, że na
lepsze.
Po powrocie Kaylora z pracy zjedli razem obiad
ugotowany przez Antrosę. Nie było to jakieś skomplikowane danie,
ale brunetowi posmakowało, choć zaznaczył, by nie dodawał do
jedzenia tyle ostrych przypraw. Zdawało mu się, że mąż jest
czymś przygnębiony. W trakcie posiłku nic nie mówił, za to gapił
się w telewizor jak ciele na malowane wrota. Poważnie zaniepokoił
się dopiero gdy Ledwood po obiedzie poszedł do sypialni i wyciągnął
jeden z pełnych do połowy alkoholi.
- Odłóż to i porozmawiaj ze mną jeśli coś jest
nie tak.
- Wydaje mi się, że od lat nie wychodziłem do
„Lust”. Mam ochotę się napić – przygotował sobie szklankę
do whisky i zapełnił ją do połowy.
- Zdajesz sobie sprawę, że łamiesz swoje
postanowienie? W dodatku nabawisz się jakiejś choroby. Ale ja
chętnie się napiję – nim brunet zdążył zareagować Caleb
chwycił stojącą na małym stoliku szklankę.
- Nie musiałeś od razu tego wypijać – mruknął
patrząc na męża opróżniającego szklankę.
-
Inaczej trzeba byłoby to wylać, a to marnotrawstwo.
Dobre – cmoknął. – Powiedz co zaprząta ci głowę. Od kiedy
wróciłeś wyglądasz jakby ktoś cię przeżuł wypluł. Jeśli
masz jakieś problemy to może będę mógł jakoś pomóc.
-
W tej sytuacji nikt nie pomoże – schował butelkę z trunkiem do
barku. Usiadł na łóżku i przeczesał dłonią włosy. Caleb
podjechał do niego. – Dowiedziałem się dzisiaj, że pewien
reżyser chciałby zrobić ekranizację jednej z nowszych książek
Jenkinsa.
-
Poważnie?! – krzyknął, usłyszawszy szokujące słowa. Nikt go
o tym nie powiadomił. To było niesamowite, w życiu by się tego
nie spodziewał. Wygląda na to, że za swoją pracę na to zasłużył
i bardzo się cieszył. Ale nieważne jak wspaniałe to było i
napawało go dumą to nie miał zamiaru się zgadzać na
przedsięwzięcie, którego będzie musiał być częścią i
spotykać się z różnymi ludźmi przy omawianiu produkcji filmu.
-
Tak. Na chwilę obecną tylko ja, ojciec i Davis o tym wiemy. Moim
zadaniem, które reżyser mi powierzył, jest przekonanie Jenkinsa
do zgody na ekranizację. I tu właśnie pojawia się problem. Cała
nasza trójka obeznana w sytuacji wie, że ten facet za żadne
skarby świata się na to nie zgodzi – warknął. – Polubiłem
jego twórczość, ale wkurza mnie jego upór. On strasznie utrudnia
mi pracę. Poza tym jak miałbym go przekonać na coś tak
krzykliwego skoro nawet na podpisywanie książek się nie zgodził.
Nie pojawił się pomimo licznych próśb ojca i Jennera. Nawet nie
próbuję, bo wiem, że to daremny trud. Przez niego nabawię się
tylko nerwicy. W robocie przez jego humorki będę miał
zapierdziel.
-
Widzę, że mimo wszystko bardzo cię denerwuje – skrzyżował
ręce na piersi i z zaciekawianiem wsłuchiwał się w wywód i
niecenzuralne słowa pod adresem niejakiego CJ'a.
-
Mógłby trochę bardziej z nami współpracować. Domyślam się
ile pracy wkłada w pisanie, ale moja praca także do
najłatwiejszych nie należy. Nie wiem co robić. W dodatku nie mam
z nim żadnego kontaktu.
Zrobiło
mu się żal męża, był zestresowany i przygnębiony, a było to
wyłączną winą Caleba. Tutaj akurat miał rację. Nie lubił z
nikim współpracować, zwłaszcza z reporterami i telewizją, i
utrudniał pracę innym. Wcześniej się tym nie przejmował i nie
obchodziło go to. Ale teraz z jakiegoś powodu poczuł się źle.
Kaylor w pracy naprawdę zaczął się starać i widać było, że mu
zależy. Już nie obijał się całymi dniami, nie wychodził
wieczorami do baru. Któregoś razu usłyszał od Callaway'a, że
życie męża przez dłuższy czas opierało się na pewnym
schemacie. Wstawał popołudniu, szedł na chwilę lub w ogóle do
pracy, następnie wychodził z nim do „Lust” i wracał nad ranem.
Nie tylko on zauważył niezaprzeczalną zmianę. Pan Baner wciąż
powtarzał, że małżeństwo służy jego synowi. W chwili gdy
pomyślał o swoim teściu przypomniał sobie jego pytanie kiedy w
końcu zamierza powiedzieć Kaylorowi, że to on jest CJ'em
Jenkinsem. Sam chciałby to wiedzieć. Czekał na odpowiednią
chwilę, jednak jakoś na nią się nie zapowiadało. A teraz to już
kompletnie nie ma o tym mowy. Nie powie mu teraz, bo gdyby mąż się
dowiedział wynikły by z tego niepotrzebne problemy i kłótnie. W
małżeństwie układało im się raczej całkiem nieźle i nie chce
tego zmieniać. Kaylor od razu naskoczyłby na niego z pretensjami i
zacząłby nakłaniać do tego czy tamtego. A on pod presją uległby
żeby tylko mieć spokój. Może powie mu kiedy indziej.
-
Poproszę ojca by skontaktował się z nim w moim imieniu i jakimś
sposobem przekonał do udziału w tworzeniu filmu. Jestem ciekawy
czy on kiedykolwiek pokaże się światu.
-
Nie liczyłbym na to – podsunął odpowiedź, którą wygłosił
tym razem sam CJ.
-
Ja także – westchnął. – Nie powinienem zamartwiać się czymś
na co nie mam żadnego wpływu. Mogę jedynie liczyć, że autor
ulegnie ojcu lub Joshowi. Masz później jakieś plany?
-
To zależy o której godzinie – jeśli chce uporać się z tekstem
w kilka miesięcy a nie kilka lat to musi poświęcać na pisanie
pewną liczbę godzin, ale jeżeli każdą chwilę będzie spędzał
z mężem to w życiu tego nie skończy.
-
Wieczorem. Zapraszam cię na kolację do restauracji – uśmiechnął
się.
-
Aż tak bardzo nie smakował ci obiad, że następny posiłek chcesz
zjeść od profesjonalisty?
-
Z tego co słyszałem to twoja ciocia uwielbia eksperymenty w kuchni
– parsknął śmiechem.
Liczył,
że lokal, w którym często jadał spodoba się blondynowi.
Zazwyczaj chodził tam na obiady, chyba że był w pracy i
napatoczyła się na niego Karina, wtedy spotykali się w tańszych
miejscach, ale z równie dobrym jedzeniem. Gdy pomógł założyć mu
spodnie czekał w salonie aż Caleb założy resztę ubrań.
Wiedział, że to trochę potrawa, ale pozwolił zrobić mu to
samodzielnie. Wstał i skierował się do sypialni, w której było
duże lustro. Przejrzał się w nim poprawiając granatowy garnitur.
Któryś raz z kolei przeczesał dłonią włosy. Skoro na zewnątrz
nie ma wiatru jest szansa, że nic nie popsuje mu fryzury. Byłoby mu
łatwiej z żelem lub lakierem do włosów, ale nienawidzi tego
smrodu, które zostawia jedno i drugie. Poprawił kołnierzyk od
białej koszuli i schował wewnątrz srebrny łańcuszek.
-
Dlaczego ja wciąż cię noszę? – rzucił pytanie do przedmiotu
znajdującego się na szyi.
-
Co mówiłeś? – dobiegł do głos męża i gwałtowanie się
odwrócił.
-
Nic ważnego. Zbieramy się?
-
Owszem. Gdzie to jest?
-
Zobaczysz. Kawałek się przejdziemy, ale noc jest ciepła więc to
będzie sama przyjemność.
Podszedł
jeszcze do odsłoniętego okna, by otworzyć drzwi na balkon. Miły
podmuch powietrza przewentylował pomieszczenie. Chwilę później
znaleźli się poza apartamentem w drodze do restauracji. Było
dopiero po osiemnastej a niebo już przybierało ciemne barwy. Żółte
lampy oświetlały ulice i rosnące przy nich drzewa. Atmosfera była
bardzo nastrojowa. Odgłos aut w ich okolicy ucichł. Tylko nieliczne
przemierzały drogi. Do lokalu dotarli jakieś pół godziny później
przez ten czas rozmawiając o wszystkim i o niczym. Caleb od razu
zauważył przepych, który wylewał się stamtąd wylewał.
Kryształowe żyrandole widoczne były z daleka, mieniły się i
błyszczały oślepiającym blaskiem. Każdy stolik przykryty był
białym obrusem i czerwoną ozdobną serwetką. Krzesła miały kolor
biały i były tapicerowane. Na każdym stoliku były ustawione trzy
czerwone świece. Uwadze Antrosy nie umknęło to, że podjeżdżając
do miejsca, do którego prowadził go mąż brakuje krzesła
naprzeciwko drugiej osoby.
-
Jeśli uprzedziłeś obsługę o wszystkim, cokolwiek zamierzałeś,
to trzeba było nadmienić, żeby nie podawali alkoholu – rzucił
swoją uwagę widząc dwie lampki do wina.
-
Nawet słabego trunku mi zabraniasz? Zlituj się. Tylko tym razem.
Nie będziesz chyba pił sam?
-
Ale tylko ten jeden raz. Ładnie tu – rozejrzał się po dużym
pomieszczeniu i zauważył, że kilkoro ludzi siedzących w niedużej
odległości od nich przygląda się im ukradkiem.
-
To miejsce wygląda zupełnie różnie w zależności od pory dnia.
Od godziny otwarcia do południa przypomina najzwyklejszą
jadłodajnie nie różniącą się zbytnio wyglądem od innych.
Drogą restaurację zaczyna przypominać od dwunastej do
siedemnastej. Teraz jesteśmy w trzeciej fazie dnia restauracji,
więc wygląda ekstrawagancko. Jednak atmosfera nie przypomina tej,
którą się czuje w towarzystwie snobów.
-
Miło tu jest, ale... Wydaje mi się jakby ludzie wokół się na
nas patrzyli.
-
Wcale ci się nie wydaje. Też to zauważyłem – posłał mu
rozbawiony uśmiech. – Nie przejmuj się, ja nie zwracam na to
uwagi. Nie bój się, nie zrobię nic co sprawi, że poczujesz się
niezręcznie. Chociaż odrobinę mi przykro, że wstydzisz się
swojego męża – szepnął pochylając się ku niemu.
Czas
upłynął im na jedzeniu popisowych dań kucharzy i rozmowie o
stanie zdrowia Abigail. Caleb bardzo martwił się o ciotkę. Prawie
codziennie ją odwiedzał. Obaj myśleli, że po operacji, którą
przeszła we Francji wszystko będzie w porządku, jednak jakiś czas
po powrocie znów poczuła się źle i trafiła pod ścisłą
obserwację lekarzy. Nie stwierdzili żadnej poważnej choroby ani
komplikacji po przebytym zabiegu, lecz nie potrafili wyjaśnić co
jej właściwie dolega. Kaylor starał się jak potrafił by wspierać
męża w tych chwilach. Bał się, że pewnego dnia dowiedzą się,
że kobiety już nie ma na świecie, a w takiej chwili Antrosa
załamałby się. Nie tylko praca zaprzątała mu głowę, ale jednym
z jego zmartwień był blondyn. Był zmartwieniem, ale już w innym
sensie niż kiedyś. Modlił się, by ci w górze zlitowali się i
nie zabierali Abigail do siebie.
Spoglądał
kątem oka na ludzi ze stolików obok. Wydawało mu się, że przez
cały wieczór się im przyglądali. Zastanawiał się z jakiego
powodu wywołują taką sensację nimi. W tamtym momencie cholernie
chciał się poderwać z krzesła i pocałować Caleba, ale wiedział
jakie byłby tego konsekwencje. Zabawa, która by się z tym wiązała
nie rekompensowałaby kłótni jaką by wywołał. Zamiast tego
postanowił tak jak dotychczas ignorować ciekawskie spojrzenia i
miło spędzić czas podczas kolacji. Stwierdził, że musi zabierać
Cala częściej w takie miejsca, by przyzwyczaić go do większego
grona ludzi. Miał świadomość, że niektóre osoby niepełnosprawne
wolą siedzieć w domu niż wychodzić na miasto i trudzić się z
różnymi przeszkodami. Prawda była smutna, gdyż wiele miejsc wciąż
nie było przystosowanych dla takich ludzi.
-
Dobrze się bawiłem – rzekł Caleb wjeżdżając do mieszkania.
Po domu rozchodziło się chłodne i orzeźwiające powietrze.
-
Tylko ci ludzie trochę przeszkadzali. Sam się zaczynałem
zastanawiać dlaczego tak się w nas wlepiają. Cóż, może nie
codziennie widzi się dwóch przystojnych mężczyzn jedzących
razem kolację w romantycznej atmosferze?
Blondyn
uśmiechnął się na to nic nie mówiąc. Znajdując się w sypialni
spojrzał przez otwarte okno, po czym wjechał na duży, szklany
balkon. Nie sprawiło mu to problemu gdyż przy drzwiach nie było
żadnego progu. Obrysował wzrokiem nocną panoramę miasta, uliczne
lampy, drzewa, wieżowce, w których rozbłyskały światła. Bardzo
mu się ten widok podobał. Piękna dopełniało czarne, bezchmurne
niebo i gwiazdy. Widok był niemal magiczny. Usłyszał kroki Kaylora
zbliżające się ku niemu. Mąż stanął obok niego i oparł się o
poręcz.
-
Nigdy wcześniej nie zwracałbym uwagi na coś takiego – Caleb
zrozumiał, że brunet miał na myśli scenerię, na którą właśnie
patrzyli. – Przy tobie rzeczywiście się zmieniam. Normalnie
denerwowałby mnie to, ale teraz jestem w stanie to zaakceptować.
Przez
dłuższy czas zapadła między nimi cisza przerywana miarowymi
oddechami. W końcu blondyn stwierdził, że późno już i Kaylor
powinien się położyć spać. Weszli z powrotem do domu zostawiając
balkon otwarty. Przesiadł się z wózka na łóżko, a swój pojazd
odepchnął kawałek dalej, ale tak, by był w stanie go rano
dosięgnąć.
~~*
* *~~
Zaczął
się rozbierać i składać eleganckie ubrania na kupkę. Marynarkę
powiesił w szafie, tak samo zrobił z krawatem. Odwrócił się do
młodego męża i przyjrzał się mu. Siedział na łóżku z
zamkniętymi oczami i podpierał się z tyłu rękoma. Kaylor nie
potrafił przestać mu dokuczać, choćby chciał. Wiedział, że
takim zachowaniem wyprowadzał Caleba z równowagi, ale lubił to
robić i patrzeć jak się na niego wścieka. Podszedł do niego
najciszej jak potrafił i gwałtownie popchnął go na materac. W
jednej chwili zawisł nad nimi, a gdy Caleb zdążył otworzyć oczy
rejestrując co się dzieje on wpił się zaborczo w jego lekko
rozchylone usta. Manewrował językiem, który natychmiast znalazł
się wewnątrz, zaczepiając i zachęcając do zmysłowego tańca
sąsiada. W pewnej chwili dotarło do niego, że zachował się zbyt
impulsywnie, więc, pomimo że Antrosa zarzucił ręce na jego szyję
i dał mu sygnał do kontynuowania pieszczoty, zwolnił z tempa.
Odsunął się od męża minimalnie i zatopił się w jego
intensywnym spojrzeniu. Caleb patrzył się na niego ufanie i
łagodnie. On nawet nie zdaje sobie sprawy jak na mnie działa sam
jego wzrok. Klęczał na łóżku obok jego nieruchomych nóg. Z
wolna przysunął się do niego, by być w stanie pochylić się nad
jego uchem.
-
Jeśli będziesz mi pozwalał na takie zachowanie, będę wymagał
od ciebie czegoś więcej niż tylko całusów i drobnych pieszczot.
Jestem bardzo zachłanny – wyszeptał i polizał płatek jego
ucha. Wcale nie musiał długo czekać aż ciało męża napnie się
niczym struna i zastygnie.
Domyślając
się, że do niczego więcej nie dojdzie brunet z rezygnacją
popatrzył się w zielone oczy i złożył drobny pocałunek na
jasnych ustach. Miał już się podnosić gdy drżąca dłoń złapała
go za nadgarstek. Zwrócił się ku niemu i zaobserwował jak na
twarz blondyna wkradają się ogniste rumieńce i próbuje wykrztusić
z siebie nieartykułowane dźwięki. Wzrok wbijał wszędzie tylko
nie na Kaylora.
-
Sam powiedziałeś... – Caleb zaczął niepewnie. Musiał
przełknąć wstyd i wyrazić swoje pragnienia. – Powiedziałeś,
że jesteśmy małżeństwem i takie rzeczy są normalne. A ja
również chciałbym w końcu...
-
Daj mi szansę, a doprowadzę cię do ekstazy.
~~*
* *~~
Dostrzegł,
że Kaylor pospiesznie rozpina swoją koszulę, zdejmuje i odrzuca za
siebie. Jego dłonie ponownie nakazały mu leżeć na plecach. Miał
zamiar zapytać się męża co powinien robić, lecz uniemożliwiły
mu to usta nakładające się jego. Wydawało mu się, że brunet go
pouczy, co powinien robić, ale ten wolał działać. W tej chwili
Caleb stał się pilnym uczniem, który uczy się i zapamiętuje
wszystko co pokazywał mu nauczyciel. Jego usta były delikatnie
muskane i owiewane przez ciepły oddech bruneta. Raptownie poczuł
łaskotanie w brzuchu jakby latały tam tysiące motyli. Serce
nasiliło moc swoich uderzeń. Umysł zdawał się być wyłączony i
ustawiony jedynie na odczuwalną przyjemność. Pocałunki na
początku opierały się na miarowym muskaniu i lekkim podgryzaniu
warg. Teraz mąż przeistaczał te rzeczy w coś mocniejszego,
intensywniejszego. W pewnej chwili oderwał się od niego i złapał
krawat rozwiązując go. Następnie zdjął z niego koszulę i szybko
pozbył się spodnie zostawiając w samych bokserkach. Zrobiło mu
się gorąco na całym ciele, lecz najbardziej na twarzy, która
wręcz płonęła z zażenowania.
-
Powiedz mi co mam robić.
-
Czuć i jęczeć wijąc się pode mną – rzucił uśmiechając się
prowokująco.
-
Jak? Nigdy nie robiłem czegoś takiego – wydukał.
W
odpowiedzi dostał cichy chichot. Dłonie mężczyzny dotknęły jego
ciała i sunęły wzdłuż. Nie potrafił powstrzymać jęku, gdy
dłoń zahaczyła o jego sutek. Natychmiast zakrył usta dłonią.
Kaylor rejestrował każdą reakcję. Przez chwilę ich oczy toczyły
niemy bój, aż w końcu brunet pochylił się nad jego klatką i
językiem zaczął zostawiać ślady. On zaś poczuł jak po
kręgosłupie przechodzą wstrząsające dreszcze przyjemności. Czy
powinien tak się czuć? Pierwszy raz odczuwa takie emocje. W pewnej
chwili organ zboczył ze swojego kursu kierując się ku jednej
różowej plamce. Polizał ją koniuszkiem języka na co Caleb wydał
z siebie kolejny nieartykułowany dźwięk, co z kolei bardzo
podniecało Kaylora. Blondyn wił się gdy jednego sutka masowały
opuszki palców a drugi był ssany i podgryzany. Bardzo chciał być
cicho i nie wydawać z siebie głosu, lecz tym co robił mu mąż po
prostu nie potrafił. Jakby mężczyzna z premedytacją doprowadzał
go do takiego stanu. Powoli od napływu różnych odczuć, których
doświadczał pierwszy raz w życiu, zaczynało kręcić mu się w
głowie. W podbrzuszu czuł ból i napięcie, które mogło znaczyć
tylko jedno, a on doskonale wiedział o co chodzi. Wstydził się
swojego wyglądu w tym momencie, nawet nie chciał go widzieć. Chyba
zaraz spali się ze wstydu. Wiele razy będąc nastolatkiem
doświadczał tego specyficznego bólu powiązanego z przyjemnością,
ale nigdy nic z tym nie robił. Nie wiedział jak, a gdy on się
pojawiał próbował go zdusić. Zawsze się to udawało,
wystarczyło, że nie będzie o nim myślał i odda się innym
czynnością, jednak najlepszym wyjściem było wyobrażenie sobie,
że zaczyna się dotykać, aż tu do pokoju, który nie posiada
drzwi, wpada ciocia. Wtedy zupełnie mu przechodziło. Jak mógłby
chcieć czegoś próbować, skoro za ścianą obok znajdowała się
ona, a jedynym pomieszczeniem posiadającym drzwi była łazienka. Co
miałby zrobić? Naturalnie, że się teraz wstydził i pragnął
zapaść pod ziemię. Czuł jak wypuklenie w jego spodniach rośnie i
było je widać gołym okiem.
Ponownie
wygiął się w łuk. Kaylor nie miał litości, już od kilku minut
drażnił jego sutki, a on wzdychał i jęczał. Sam siebie nie
poznawał.
-
Wystarczy – powiedział półgłosem łapiąc powietrze, które w
ciągu kilku sekund zostało mu skradzione przez usta bruneta.
Mąż
powrócił do całowania go zapamiętale. On oddawał chaotyczne
pocałunki z pasją jakiej nauczył go mężczyzna znajdując się
jeszcze w Paryżu. Chociaż można powiedzieć, że wszystko zaczęło
się jeszcze na Santorini. Dłoń zniknęła z jego palącej klatki i
zaczęła masować biodro zjeżdżając niżej i niżej. Nie wiedział
na czym powinien się skupić. Czy na języku tańcującym we wnętrzu
jego ust czy dłoni, która wkradała się pod bieliznę. Druga jej
pomagała i powolutku zsuwała materiał z bioder. Natychmiast się
spiął, bo pozwolił dojść do głosu rozsądkowi. Dotknął swoimi
rękoma ramion mężczyzny odpychając go od siebie lekko.
-
Kotku, chyba nie zamierzasz teraz przerywać? – doszedł go
szorstki ton Kaylora.
-
Ja nie chcę żebyś widział – wyjęczał blondyn mając łzy w
oczach. Widząc to brunet postanowił zwolnić tempo, bo dla
niedoświadczonego męża był to jednak zbytni pośpiech.
-
Słońce, obiecałem ci, że zajmę się tobą jak trzeba. A z tego
co widzę to bardzo ci się podobają moje pieszczoty – podążył
wzrokiem do mokrych z przodu bokserek, w których twardniał
członek.
-
Właśnie o to mi chodzi, nie chcę żebyś widział.
-
Cal, nie masz się czego wstydzić. To jest normalna reakcja ciała
– pogłaskał go czule po głowie dodając otuchy. – Ja w tamtym
miejscu wyglądam dokładnie tak ty. Jeśli tak ci będzie lepiej to
się rozbiorę.
Klęknął
na łóżku przerywając obsypywanie Caleba pocałunkami. Sprawnie
pozbył się wszystkich ubrań poza bielizną. Blondyn uniósł się
na rękach i spojrzał na ciało poniżaj pasa. Jego penis stał w
najlepsze, a Kaylor niczym się nie przejmował. Nie wstydził się
tego.
-
Nie ma w tym nic złego, jeśli wyglądasz tak tylko przeze mnie.
Powinieneś się wcześniej zorientować jak na mnie działasz. To –
wskazał na członka – jest twoją zasługą, więc poczuj się do
odpowiedzialności i nie każ mi przerywać z tak idiotycznych
powodów. Jeżeli tak bardzo ci to przeszkadza, to mogę zgasić
światło – słuchał jego słów rozumiejąc, że może mu w
pełni zaufać i oddać się w jego ręce. Kaylor zrobił dla niego
wiele rzeczy, on powinien się mu czymś odpłacić. Nie powinien
myśleć o seksie z nim jak o jakimś obowiązku, lecz nagrodzie,
którą chcą obaj.
-
Przepraszam. Nigdzie nie idź i kontynuuj.
Pewność
siebie, którą wreszcie dostrzegł u Caleba dała mu znać, że jest
dobrze. Stwierdził już dawno, że blondyn zasługuje, by w końcu
doświadczyć swojego pierwszego razu i poznać płynące z tego
niesamowite korzyści. Nie chciał od razu pchać mu się między
nogi, bo takie gwałtowne działanie przyniosłoby odwrotny skutek od
tego, który chciał uzyskać. Dotykał go na całej powierzchni
ciała. Podobały mu się mięśnie partnera, który wyglądały jak
wyrzeźbione. Przesuwał dłońmi po jego ramionach, rękach,
napinającym się spazmatycznie brzuchu za każdym razem zatrzymując
się tuż przy materiale majtek. Wolał brnąć do przodu małymi
kroczkami. Składał na jego twarzy, szczęce delikatne pocałunki.
Doskonale widział, że mężczyźnie jest dobrze. Starał się
skupić na dawaniu mu rozkoszy ignorując siebie i swojego penisa,
który wkrótce zrobi mu dziurę w bieliźnie. Członek był schowany
pod materiałem, który dodatkowo go drażnił i obcierał
doprowadzając do pasji. Napięte jądra zaczynały boleć, chciały
się już obijać o seksowny tyłek męża, lecz trzymał te swoje
ciało na wodzy ograniczając się do zajmowania się Calebem. Jednak
nie wiedział jak długo jeszcze wytrzyma. Od miesięcy nie uprawiał
seksu, a ciało przyzwyczajone do tych czynności wykonywanych
regularnie domagało się właśnie upragnionego dotyku. Lecz go nie
dostał i był pewny, że nie dostanie od blondyna. Nie miał mu tego
za złe, gdyż zdawał sobie sprawę, że młody mężczyzna nie wie
co robić. Mógłby mu powiedzieć, ale wstrzymywał się, bo Cal
mógłby uznać, że musi wykonać jego polecenie. Zamierzał nauczyć
męża wszystkiego nie spiesząc się. Miał nadzieję, że Antrosa
nie zrezygnuje z kolejnych łóżkowych igraszek, gdy ta noc
dobiegnie końca. Właśnie dlatego masz się postarać, by się
więcej nie wzbraniał przed oddawaniem się w twoje ręce,
myślał.
Odsunął
się od jego szyi, którą lizał i ssał robiąc malinki. Przesunął
się w stronę nieruchomych nóg. Uklęknął przed nimi przez kilka
sekund zastanawiając się co powinien zrobić. Obiecał sobie, że
jeśli Caleb każe mu przestać, to on w akcie desperacji ubierze się
i pojedzie do „Lust”. Nie będzie go wtedy nic więcej
obchodziło. Jednak błagał w myślach, by działali dalej.
-
Kaylor – szepnął. Gdy czekał bez odpowiedzi uniósł się na
rękach i spojrzał na bruneta.
-
Zastanawiam się jak byłoby ci najwygodniej, ale nie mam pomysłu.
Zszedł
z łóżka i podreptał do szafki nocnej. Otworzył szufladę, by
wyciągnąć z niej żel intymny i prezerwatywę. Bez tego drugiego
nie uprawiałby seksu z żadnym facetem, choć byłby na granicy.
Nigdy nie wiedział z kim pieprzyli się goście, którzy aktualnie
bzykali się z nim. Nie zamierzał zarazić się jakąś chorobą
przez idiotę, który nie dbał o swoje zdrowie. Rzucił niedużą
buteleczkę oraz zapakowaną gumkę obok Caleba i powrócił na
miejsce przed jego nogami.
-
Często tego używasz? – powiedział jakby z pretensją małżonek.
-
Naprawdę cię to ciekawi? – roześmiał się. – Nie zrobiłem
skoku w bok, więc nie masz się o co martwić. Tylko kiedyś...
-
Miałeś aż tylu partnerów? – oddychał szybko rozpalony na
całym ciele.
-
Nie nazwałbym ich partnerami, a jednonocnymi przygodami. Ale
przestań ciągnąć ten temat. Chcesz rozmawiać w takiej sytuacji
o moich byłych?
-
Nie – mruknął.
-
Więc się skup na moim dotyku.
Pochylił
się i złapał męża pod kolanami. Ugiął je i podciągnął go
jego klatki piersiowej od razu przybliżając się do niego. Sterował
nimi niczym mechaniczną zabawką. Doszło go westchnienie mężczyzny,
aczkolwiek nie zrobił tego z przyjemności. Raptownie Kaylor wyczuł
stres Caleba. W chwili obecnej ma bliską styczność z największym
kompleksem blondyna. Ułożył nogi na materacu i rozchylił je na
boki. Wsunął się pomiędzy nie i zawisł nad rozpalonym mężem.
-
Już dobrze. Wszystko jest w porządku – uspokajał go, jakby
czując, że Caleb właśnie tego potrzebuje. – Chcesz poczuć
więcej?
Przycisnął
swoje nabrzmiałe krocze do jego i pocierał wolno wyrywając z ust
męża kolejne jęki przypominające mu najpiękniejszą melodię.
Domyślał się, że gdyby Cal miał czucie w nogach rozkładałby je
jeszcze bardziej dając mu większy dostęp do siebie. Kaylor czuł
jakby miał zaraz dojść, a żenujące było robienie tego w majtki.
Chciał się już znaleźć wewnątrz Caleba i dojść poruszając
się w nim.
Pocałował
przyszłego kochanka w usta i oblizał je. Potem pochwycił
buteleczkę z pachnącym lubrykantem i przygotował ją sobie.
Pociągnął za ostatni materiał, który znajdował się na
mężczyźnie. Zsunął go prezentując twardego, stojącego na
baczność penisa, z którego sączyły się płyny. Spostrzegł, że
momentalnie Antrosa zasłonił swoją twarz dłońmi. Miał ochotę
zaśmiać się, jak bardzo blondyn może być wstydliwy? Odrzucił
jego bieliznę na podłogę i zajął się swoją. Ponownie się do
niego zbliżył, chciał potrzeć swoim kutasem o jego, ale wtedy
chyba by doszedł, więc wolał nie ryzykować. Usiłował stłumić
swoje pragnienia powracając do zajmowania się mężem. Otworzył
żel i wylał go sobie na rękę, która natychmiast zacisnęła się
na członku Caleba.
-
Ach – krzyknął wyrzucając biodra w górę na ile mógł. Jego
dłonie złapały pościel i zacisnęły na niej pięści. – Jak
dobrze – wyjęczał z trudem.
-
Cieszę się – pokazał mu lśniący uśmiech i spojrzał mu w
zielone oczy, które wyrażał jaką przyjemność czerpie z
pieszczot Kaylora.
Masował
kciukiem główkę rozcierając po niej wypływającą powoli spermę.
Czuł się spełniony wiedząc, że Antrosie się podoba. Chciał go
dzisiaj doprowadzić do szaleństwa. Trzepał mu jeszcze kilka minut
ssąc jego sutki jak to robił na początku, domyślając się, że
ta gra miłosna podniecała Caleba. Starał się zapamiętać
wszystkie miejsca, które sprawiały, że małżonek wił się pod
nim z odczuwanej rozkoszy. W pewnej chwili dostrzegł, że brzuch
kochanka się spiął, a ten sapał w wzdychał niebezpiecznie
szybko. Wreszcie wygiął się w łuk i intensywnie doszedł w jego
dłoni, która wciąż robiła mu dobrze. Mężczyzna przymknął
oczy i odchylił głowę w tył próbując dojść do siebie po
przeżytym orgazmie. Kaylor nie odzywał się dając mu czas na
odpoczynek.
-
Jesteś takie seksowny. W końcu dostałeś coś co należało ci
się od dawna.
-
A co z tobą? – zapytał po krótkim relaksie, gdy zorientował
się, że przecież tylko on doszedł, a brunet wciąż był twardy.
-
Rozkoszuję się twoim widokiem i satysfakcją, ale też chętnie
bym skończył.
Roztarł
spermę na brzuchu Caleba, po czym poprosił go, by podał mu
poduszkę, którą umieścił pod jego biodrami unosząc w górę. Od
razu zaznaczył, że w ten sposób żaden z nich nie będzie musiał
się męczyć. On byłby zmęczony ciągłym trzymaniem jego nóg w
górze, a Caleb czułby się niekomfortowo. Sięgnął po żel i
roztarł go między pośladkami blondyna. Na wstępie pomyślał
sobie, że mąż się zepnie i nie będzie potrafił rozluźnić, w
konsekwencji będzie czuł ból kochając się z nim i piękny czar
pryśnie. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu mężczyzna bardzo się
starła być spokojnym i rozluźnionym. Dzięki temu nawilżanie go i
masowanie dziurki szło sprawnie oraz bez większych problemów.
-
Pamiętaj by się nie spinać i zrelaksować. Będę wkładał w
ciebie palce, a jeśli wszystko pójdzie dobrze to coś większego –
puścił mu oczko.
-
Jesteś bardzo delikatny – zauważył.
-
Gdybyś był do seksu przyzwyczajony to wziąłbym cię porządnie w
obroty. Całą noc jęczałbyś dwa razy tyle co teraz. Nie będę
cię zbyt długo męczył, bo to twój pierwszy raz z mężczyzną.
Upewniwszy
się, że wysmarował odbyt żelem intensywnie wyjął z opakowania
kondoma i nałożył do na swojego pulsującego penisa. Potem jeszcze
wylał na niego lubrykant, przystawił główkę do wejścia, pragnąc
znaleźć się już w ciasnym odbycie. Wsuwał się powoli między
krąg mięśni próbując nie sprawiać mężowi bólu. Poczuł mały
zacisk na swoim kutasie, więc szybko chwycił w dłoń ten Antrosy i
zaczął poruszać w górę i dół wchodząc w niego ostrożnie.
Zdawało się mu, że penis zaraz eksploduje, tak bardzo chciał już
dojść. Ostatecznie starając się być delikatnym znalazł się w
drżącym odbycie dopiero po jakimś czasie, modląc się, by nie
trysnąć w trakcie. Gdy zagłębił się w nim po same jądra
podniósł jego nogi i zawiesił dobie na przedramionach pochylając
się mocno wprzód, wpijając się w jego wargi. Jeździł ręką po
twardym członku, który nie tak dawno wylał z siebie spermę i
poruszał się w nim. Tak dawni nie uprawiał seksu, że teraz nie
wierzył, iż właśnie to robi. Prawdopodobnie Caleb czuł się
podobnie. W gruncie rzeczy Kaylor jest jego pierwszym kochankiem.
Niespodziewanie brunet zdał sobie sprawę, że dłonie Cala błądzą
po jego plecach głaszcząc je i drapiąc. Był zaskoczony tym
dotykiem, ale miło było wiedzieć, że mężczyzna chce by jemu
również sprawić przyjemność nawet taką drobną pieszczotą.
Uśmiechnął się zanim włożył język między rozwarte wargi. Nie
trwało to długo, a blondyn dysząc głośno drugi raz tej nocy
otrzymał spełnienie dochodząc prosto na klatkę Ledwooda i swoją.
Żaden z nich nie potrafił się dłużej powstrzymywać. W pewnej
chwili Kaylorowi puściły hamulce i energicznie poruszał biodrami
wbijając się w zaciśnięty krąg mięśni. Finalnie przeżył
orgazm i spuścił się w gumkę będąc jeszcze wewnątrz Caleba.
Oddychał
spazmatycznie przygniatając sobą męża, który również próbował
się uspokoić. Dłonie blondyna wciąż go okalały i nie puszczały,
jakby Antrosa chciał powiedzieć, żeby go nie zostawiał. Puścił
jego nogi rozprostowując je, a sekundę potem wyszedł z niego i
zdjął kondoma odszukując na ślepo mięknącego członka. Położył
dłoń na jasnych włosach i zaczął je przeczesywać. Nigdzie nie
zamierzał się teraz ruszać. Pragnął nie odrywać się od młodego
męża nawet na krok.
-
To było niesamowite. Dziękuję – wyszeptał na powrót
zawstydzony swoim wyglądem Caleb.
-
Masz rację, i nie dziękuj mi. Zamiast tego powinieneś powiedzieć,
że następny raz będzie jeszcze lepszy – dotknął ustami jego
skroni.
~~*
* *~~
-
Jesteś pewny, że wszystko w porządku? – zapytał przytulając
męża do swojego torsu. Owinął go ramionami i złożył pocałunek
na jego głowie. Przez cały czas przeczesywał dłonią jasne włosy
uśmiechając się.
-
Nie masz czym się martwić – powiedział cicho chowając twarz
między szyją a ramieniem kochanka.
Serce
powoli się uspokajało, ale wciąż był zawstydzony i zażenowany.
Nawet w snach nie wyobrażał sobie, że jego pierwszy raz będzie
tak wyglądał. Ilekroć przywołał do pamięci wszystko po kolei co
robili znów uderzała w niego fala gorąca a wstyd powracał. Nie
powinien się wstydzić, w końcu to normalne, jak powiedział mąż,
lecz jemu nie przychodziło to tak łatwo. Niewiarygodne dla niego
było to co zrobili razem jeszcze parę minut temu.
Przez
większość nocy leżeli wtuleni w siebie nie odzywając się. I
Kaylor i Caleb uznali, że w tej chwili nie było to potrzebne, a
zepsułoby intymny nastrój. Blondyn zmrużył oczy nad ranem, a jego
mąż ani razu tej nocy nie pogrążył się we śnie, co było
dobrze widoczne w pracy.
Super, świetne, genialne opowiadanie. Czyta się go lekko (lubię lekki styl autorów), przyjemnie.
OdpowiedzUsuńIdealny tekst na chłodne wieczory i noce. ^^
P.
Rewelacyjny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzy łańcuszek, który nosi Kaylor należał kiedyś do jego ukochanego? Czy coś w tym stylu? Intryguje mnie to.
Kaylor nareszcie zaczął doceniać Caleba. Mam nadzieję, że nie skrzywdzi już go.
Ciekawe, kiedy Caleb wyzna o sobie prawdę, że jest TYM pisarzem. Jestem ciekawa, jak wówczas zachowa się Kaylor. Z deka jest nieprzewidywalny.
Tak, jak opisałaś, powinna wyglądać randka, Kaylor jak chce to umie się postarać :)
Wspaniale zajął się Calebem i myślę, że Caleb w końcu pomału wyleczy się ze swoich kompleksów.
Uczucia Caleba opisałaś cudownie :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
P.S. Wkradło się trochę literówek do Twojego tekstu, ale to nic, bo i tak wspaniale się czytało :)
Hej,
OdpowiedzUsuńw końcu znalazłam tą chwilkę czasu, aby napisać tutaj co nie co...
rozdział świetny, ciekawa jestem reakcji Kaylora jak się dowie, że mieszka z Jackinsem, och tak pierwszy raz Celeba, Kaylor zadbał o niego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, ciekawi mnie jak Kaylor zareaguje jak się dowie, że mieszka z Jackinsem ;) i pierwszy raz Celeba, Kaylor zadbał o niego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia