No i zapomniałam wstawić wczoraj rozdział. Przepraszam tych, którzy czekali aż łaskawie go wrzucę. Naprawdę, zapomniałam. Już kiedyś mi się to zdarzyło. Tak wyszło. Już to nadrabiam. Dziękuję za komentarze :)
Brunet
składał letnie ubrania w kostkę i pakował je do zielonej torby
podróżnej. Włożył na wierzch jeszcze jedną koszulę z krótkim
rękawem i stwierdziwszy, że ma wszystko, co jeszcze i tak będzie
sprawdzał dwadzieścia razy chcąc być pewnym, zapiął zamek.
Przejechał wzrokiem po pokoju sprawdzając czy czegoś do wzięcia
jeszcze nie spakował. Wtem spostrzegł leżącą na komodzie
książkę. Westchnął wstając z podłogi. Podszedł po nią i od
razu włożył ją do jednej z kilku bocznych kieszeni. Obiecał
sobie, że ją przeczyta w miarę jak najkrótszym czasie. Odłożył
torbę pod ścianę przy wejściu.
-
Koszmarna pogoda – powiedział odsłaniając okno.
Za
nim rozpętała się prawdziwa wichura. Od rana pogoda nie
dopisywała, ale pod wieczór znacznie się pogorszyło. Na własnej
skórze odczuł jak potężna może być Matka Natura. Rano wychodząc
z mieszkania by udać się na parę minut do pracy zanieść ojcu
wypełnione dokumenty zmókł doszczętnie, a musiał jedynie wyjść
z apartamentowca i przejść kilka kroków by zejść do podziemnego
parkingu, gdyż winda na piętro -1 nie mogła dojechać z powodu
awarii. Poza tym było niespodziewanie zimno niż dwa dni temu. Teraz
było jeszcze gorzej. Wiatr wył sterując spadającym gradem wprost
na okna jego mieszkania. Aż nim zatrząsnęło na myśl, że będzie
musiał znów wyjść na dwór w taką pogodę.
Skierował
się do pokoju męża sprawdzić, czy ten już wszystko przygotował.
Otworzył drzwi i zauważył, że blondyn siedzi w swoim wózku, ale
ma zamknięte oczy a głowę opiera na ramieniu. Najwyraźniej spał.
Podszedł bliżej i pomachał mu ręką przed twarzą. Ani drgnął.
Uśmiechnął się szeroko i zmrużył oczy. Po prostu nie mógł
przegapić żadne okazji by sobie z niego nie pożartować. Nie
wiedział dlaczego, ale lubił to robić. Denerwować Caleba, jednak
nie w takie sposób, przez który mogliby się wiecznie kłócić. Do
tej pory nie przeprosił męża za swoje zachowanie podczas ostatniej
sprzeczki, i poprzedniej także. Nie specjalnie mu się spieszyło, a
nawet zauważył, że im mniej o tym myśli i więcej czasu zwleka
tym sumienie się uspokaja i powoli zapomina.
Podszedł
blisko niego i ukucnął. W ten sposób był o kilka centymetrów
niższy od Antrosy. Uważnie mu się przyjrzał. Po raz pierwszy miał
okazję znaleźć się tak blisko niego i mieć czas by podziwiać
widoki. Aż go skręcało przed przyznaniem tego, ale blondyn
naprawdę był niczego sobie. I niestety, tak, niestety, był
dokładnie w jego typie. Lubił mężczyzn, którzy wyglądali jak
mężczyźni a nie jak dziewczyny. W barach wiele razy widział
chłopców o tak delikatnej urodzie, iż wyglądem przypominali młode
kobiety. Wcale mu się to nie podobało i nigdy by nie podniecił się
na widok kogoś takiego. Dobrze, że Caleb jest taki jak jest. Z
jednej strony oczywiście, bo drugą była ta, której nienawidził.
Podniósł dłoń i położył ją na włosach męża.
-
Pobudka Śpiąca Królewno – szepnął mu na ucho.
Caleb
wzdrygnął się i chciał go odgonić jakby był muchą. Nie
zamierzał jednak przerwać swojej małej zabawy. Zacisnął pięść
na blond kudełkach i pociągnął je, niezbyt mocno, w tył.
Zdezorientowany mężczyzna natychmiast otworzył oczy. Bez słowa
wpatrywał się w rozszerzające się w zaskoczeniu zielone ślepka.
Jego za to wyglądał jakby się śmiały. Raptownie z impetem wpił
się w usta odbierając Antrosie oddech. Jak poprzednim razem mu się
nie udało, tak teraz korzystając z nierozbudzonego do końca umysłu
męża wtargnął językiem do jego ust. Trzymając jego włosy i
kontrolując ruchy jego głowy nie pozwolił mu się od siebie
odsunąć. Z satysfakcją owijał swój język wokół nieruchomego
języka Caleba. Jego organ ani drgnął podobnie jak całe jego
ciało. Jednak wszystkie jego mięśnie się momentalnie spięły
odczuwając strach przed tym atakiem. Za to Kaylor świetnie się
bawił smakując soczystych warg i spijając z nich słodki nektar.
Starał się nie zwracać uwagi na blondyna, którego ciało zaczęło
się trząść.
~~*
* *~~
Dlaczego
nie zamknął drzwi na klucz? Dlaczego Kaylor znów mu to robi?
Wpycha mu język niemal do gardła a on boi się poruszyć. Na swoich
wargach czuł te należące do Ledwooda. Były gorące i dość
szorstkie. Chwytały raz górną wargę, raz dolną. Zaciskały się
na nich i podgryzały. Zacisnął powieki chcąc by ten koszmar jak
najszybciej się skończył. Miał serdecznie dość takiego
zachowania męża. Nie chciał być przez niego całowany! Nie w taki
sposób! Bo Kaylor wszystko u niego wymuszał, robił siłą. Czuł
uścisk na włosach i ciągnięcie swojej głowy w tył. Pragnął
zacisnąć wargi by brunet się wycofał, ale mógłby to zrozumieć
jakby on oddawał pocałunek i ten nabrałby na sile. I tak był już
wystarczająco mocny. Mąż robił z jego ustami co zechciał. Muskał
je intensywnie i ssał przyciskając do siebie. Nie wiedział jak
miał dokładnie opisać to co czuł będąc całowanym przez
mężczyznę. Już kilka razy Kaylor to robił, ale teraz to było
jakieś inne. Tak czy inaczej nie zamierzał pozwalać mu zabawiać
się sobą w nieskończoność. Podniósł powoli rękę i wziął
mocny zamach by uderzyć bruneta w twarz, jednak w jednej chwili
została ona pochwycona w silny uścisk przy nadgarstku. Kaylor
musiał wyczuć jego intencje i zobaczyć unoszącą się rękę.
Ledwood w przeciwieństwie do niego nie miał zamkniętych oczu.
Doznał szoku kiedy szorstkie usta z całą mocą przyssały się do
jego, a język w wewnątrz badał każdy zakamarek. Czuł ten śliski
organ wszędzie. Już zamierzał dać mu w twarz z lewej ręki, którą
miał wolną, lecz w końcu stało się to na co tak bardzo czekał.
Kaylor odsunął się od niego wyciągając spomiędzy jego warg
język. Odkleił się od niego. Zaczął łapać szybko powietrze.
Miał zdrętwiałe i mokre usta. Gdy otworzył oczy omal nie został
przyprawiony o palpitację serca. Dosłownie kilka centymetrów od
niego znajdowały się błękitne, przewiercające go na wskroś oczy
męża.
-
Śpiąca Królewna została obudzona pocałunkiem księcia –
wyszczerzył się. – Ale nie przypominam sobie, aby w tej baśni
Królewna chciała dać Księciu z liścia.
Caleb
nic nie odpowiedział jedynie zacisnął mocno wargi i zacietrzewił
się.
-
Nie musisz robić takiej miny. Żartowałem sobie i tyle. W sumie
przyszedłem sprawdzić czy spakowałeś się, bo o drugiej musimy
być na lotnisku, a o pierwszej wyjeżdżamy. Nie sądziłem, że
będziesz spać.
-
Jest po północy. Byłem zmęczony i się zdrzemnąłem –
wysyczał zupełnie jak nie on.
-
Więc jesteś w stu procentach gotowy?
-
Tak. Dlaczego tak się wobec mnie zachowujesz? Myślałem, że już
ci powiedziałem abyś mnie nie całował i nie robił nic więcej.
Powiedz mi dlaczego to robisz? – nie chciał by mąż owijał w
bawełnę. Przecież wcześniej potwierdził, że do niczego między
nimi nie dojdzie! Chciał poznać szczerą przyczynę.
-
A, czy ja wiem? Tak jakoś wyszło, że to zrobiłem. Nie roztrząsaj
tego – zlekceważył go.
-
Ale ja tego nie chce! – krzyknął gdy Kaylor wychodził na
przedpokój z czerwoną walizką. Mężczyzna udawał jakby go nie
słyszał. To go denerwowało.
Pół
godziny później znajdowali się w podziemnym parkingu, do którego
musieli przyjść z zewnątrz, gdzie szalała burza. Żeby Ledwood
nie musiał chodzić kilka razy i mieć kolejny powód do narzekania,
wziął na kolana jego torbę, a brunet ciągnął za sobą jego
walizkę na kółkach. Mąż otworzył bagażnik czarnego samochodu
pożyczonego od pana Banera ze względu na właśnie wielkość
bagażnika i zaczął wkładać do środka ich bagaże. On podjechał
do siedzenia znajdującego się obok kierowcy i ustawił się tak, by
dał radę samemu wsiąść do pojazdu. W ostatniej chwili gdy miał
się podnosić został złapany przez Kaylora, który uniemożliwił
mu samodzielną pracę.
-
Nie unoś się honorem – rzekł ozięble.
Jak
zwykle wziął go na ręce i pomógł bezpiecznie usiąść. Wózek
za to złożył, już wiedział jak to robić, i wsadził tak gdzie
walizki. Następnie zajął miejsce kierowcy i po chwili zawahania
odpalił silnik. Wyjeżdżając z podziemi w samochód zaczęły
uderzać kulki gradowe. Wjechali na jezdnię, której żadne korki i
zastoje nie blokowały, przeciwnie było za dnia. Kaylor kierując
obrał najkrótszą drogę jaką dojada na lotnisko. Podejrzewał, że
ich lot może być opóźniony przez złe warunki pogodowe.
-
Być może. Jednak akurat na lotnisku wolę być za wcześnie niż
za późno. W pozostałych sytuacjach, które wymagają ode mnie
punktualności mam to gdzieś – Caleb usłyszawszy to zdał sobie
sprawę, że wyraził swoje obawy na głos
Brunet
jechał autem ostrożnie i powoli. Widział, że mąż się denerwuje
gdyż pogoda z każdą chwilą się pogarszała, o ile to było
jeszcze możliwe, a deszcz zmieszany z gradem tak mocno uderzał o
przednią szybę, że nawet wycieraczki chodzące na pełnych
obrotach nie były w stanie zapewnić mu dobrego widoku na jezdnię.
Powiedział na głos, iż boi się, że może nie zauważyć
nadjeżdżającego samochodu i spowodować wypadek. Mimo włączonych
przednich świateł w innych pojazdach niebezpieczeństwo zawsze jest
realne. Wypadki zdarzają się codziennie, nawet przy pięknej
pogodzie, lecz wtedy winni są kierowcy i debile, którzy się za
nich podają. Spostrzegł, że Kaylor próbuje się skupić na
jeździe i bezproblemowym dotarciu do celu. On rzadko wsiadał w
takie cacko. Przeważnie korzystał z komunikacji miejskiej, dzięki
uroczej małpie Lilith, która zaciągała go tam prawie że siłą.
Cała podróż na najbliższe lotnisko przebiegła im w zupełnej
ciszy przerywanej tylko przez burzę i grzmoty jakie pojawiały się
co jakiś czas.
Do
celu dotarli kwadrans przed drugą. Szybko ogarnęli się z wyjściem
z samochodu i udaniem się do środka. Tam dowiedzieli się, że lot
rzeczywiście został opóźniony o dwie godziny. Przeszli przez
odprawę bagażową i resztę niezbędnych zabiegów pozwalających
wsiąść pasażerowi na pokład samolotu, ale i tak zatrzymali się
tymczasowo w jednej z niewielu czynnych kafejek. Ruch na lotnisku był
bardzo duży, ale nie do przesady. Domyślał się, że gdyby nie
przebudowali tego lotniska i nie otworzyli nowego, nowocześniejszego
w sąsiednim mieście to tutaj nie dałoby rady pomieścić ludzi.
~~*
* *~~
Kaylor
zza szyby spoglądał na elektroniczny zegar wskazujący kwadrans po
trzeciej. Westchnął męczeńsko, nudząc się i popijając
smakująca jak brudne skarpety czarną kawę. Zamówił ją na małe
rozbudzenie, które prędzej niż kofeina dałby mu alkohol. Oparł
głowę o biały plastikowy stolik, przy którym siedzieli, i
przykrył ją rękoma. Przymknął na chwilę oczy i momentalnie
zaczął usypiać. Włączyło mu się ziewanie. Monotonny wygląd,
szary kolor ścian w każdym pomieszczeniu na lotnisku i lecąca z
radyjka lekka, odprężająca muzyczka ciągnęły go do krainy
Morfeusza. Zeszłej nocy spał tyle co nic, gdyż po późnym wyjściu
Danna musiał wziąć się za papiery zabrane z firmy. Zajęło mu to
kilka godzin, bo ojciec sobie zażyczył mieć je następnego dnia w
gabinecie. Tej nocy także nie zmrużył oka. Teraz uświadomił
sobie, że mógł zrobić jak Caleb i chociaż się zdrzemnąć przez
dwie, trzy godzinki. Błądził myślami wokół ich przymusowego
miesiąca miodowego. To ostatnie czego chciał. Zastanawiał się co
czuje w takiej sytuacji jego mąż. Gdy uświadomił sobie o czym, a
właściwie o kim pomyślał zadziwił samego siebie. Że też
przyszło mu do głowy by martwić się o blondyna. Wolne żarty.
Nagle
poczuł coś na swojej głowie. Mógł stwierdzić, że była to
dłoń. I nie mylił się, gdy zabrał swoje ręce i podniósł wzrok
zauważył wpatrzonego w niego Caleba. To było dziwne bo blondyn
zawsze uciekał wzrokiem od jego.
-
Obudziłeś się już? – usłyszał pytanie i wlepione w niego
zielone oczy. Jego były zaspane i ledwo co kontaktował. – Przed
chwilą mówili, że za parę minut odbędzie się nasz lot.
-
Co? A która godzina? – przetarł twarz, którą oparł z powrotem
na stoliku.
-
Wpół do piątej. Zdrzemnąłeś się na ponad godzinę. W
samolocie pośpisz, pod warunkiem, że w końcu się stąd
zabierzemy.
-
Tak, już – ziewnął jeszcze myśląc, że już mógłby się
położyć na podłodze byle móc znów odpłynąć.
Kolejne
minuty ciągnęły się gdy przechodzili przez długi korytarz
prowadzący do wnętrza samolotu. Nie był specjalnie duży, ale to
przez małą ilość pasażerów lecących na Archipelag. Gdy
znaleźli się przy siedzeniach pomógł Antosie usiąść a wózek
złożył i położył na półkę, gdzie było miejsce na bagaż
podręczny. W końcu i on mógł odpocząć rozsiadając się w
fotelu. Ledwo rejestrował co się wokół niego działo. Słyszał
jak stewardesy coś mówią do pasażerów, każą zapiąć pasy, a
kilka minut potem wzbijają się w powietrze. W pewnej chwili
kompletnie stracił czujność i zamknął oczy. Czuł ciepło
drugiego ciała i musiał przyznać, że mu się to ciepło
spodobało. Pozwolił tym myślą kierować sobą odpływając do
krainy snów.
Po
raz kolejny został obudzony przez dłoń męża tym razem znajdującą
się na jego dłoni. Otworzył oczy i spojrzał na blondyna, który
uciekł od niego wzrokiem, ale wyszeptał, że niedługo podchodzą
do lądowania. Wcześniej w kafejce ich oczy się spotkały, mimo że
trwało to zaledwie kilka sekund to utrzymali kontakt wzrokowy.
Usilnie się zastanawiał dlaczego Caleb raz zachowuje się tak, zaś
innym razem inaczej. Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie,
jak na wiele innych dotyczących Antrosy. Czuł, że nie powinno go
to obchodzić, bądź co bądź mąż miał być tylko jego zabawką,
którą wyrzuci jak mu się znudzi. Wcale nie musiał znać jej
instrukcji obsługi, ważne że ma rozrywkę. Lecz w tej chwili...
~~*
* *~~
-
Gdzie my właściwie jesteśmy? – zapytał Caleba wyjeżdżając z
lotniska, na którym jakiś czas temu wylądowali. Lot przebiegł
spokojnie i bezproblemowo, on to usypiał to się budził. Nie
potrafił zasnąć na długo mając poczucie gdzie się znajduje. Za
to Kaylor spał jak niemowlę.
-
Pojechałeś w miejsce, o którym nie masz pojęcia? Z resztą u
ciebie to chyba dość normalne dowiadywać się o czymś po fakcie
– nie zwracał uwagi na zły humor męża. Gdyby to robił i jemu
by się on udzielił. A nie miał zamiaru się z nim kłócić po
raz kolejny. W ten sposób obaj zepsuliby sobie wakacje, a jemu
akurat może się przydać wiedza nabyta na wyspie. Może nawet coś
go zainspiruje do napisania książki? Chociaż nie brał laptopa
chcąc nieco od niego odpocząć. W razie czego pisać może w
zeszycie.
-
Tak, to mój cholerny talent pakować się w takie idiotyczne
sytuacje – wliczając w to ich małżeństwo.
-
Jesteśmy na Krecie. To stąd będziemy płynąc promem przez cztery
godziny, by znaleźć się na Santorini. Tam nie ma lotniska. To
zbyt mała wyspa. Można też dostać się tam wodolotem, ale to
jest droższe.
-
A co na wakacjach nie jest drogie? Żeby gdzieś jechać wszędzie
musisz mieć pieniądze bo oszczędność na wczasach to głupota.
Ani się nie zrelaksujesz bo ciągle będziesz liczyć ile zostało
ci na koncie i ile straciłeś, ani nic nie kupisz bo będzie ci
szkoda. A poza tym skąd wiesz tyle o Santorini?
-
Internet – rzucił krótko nie musząc wyjaśniać nic więcej.
Tak
jak powiedział Caleb, u celu swojej podróży znaleźli się po
czterech godzinach. Od razu skierowali się do pensjonatu, w którym
mieli mieszkać przez dwa tygodnie. Szli nocą, bo na wyspie już był
kolejny dzień po tym jak wyjechali z Kansas, pustymi uliczkami.
Ledwood nie zwracał uwagi na nic poza tym po czym stąpał, a Caleb
jechał wózkiem prowadzonym przez męża. Gdy znaleźli się przed
drzwiami Kaylor wyjął z kieszeni klucz, który dostał na Krecie,
zanim wypłynęli, przez opiekunkę pensjonatu. Kobieta zadbała by
niczego gościom nie brakowało. Tłumaczyła się Ledwoodowi, że
nie mogła przywitać ich w domu, gdyż w jej rodzinie pojawiły się
pewne problemy i nie miała czasu do stracenia. Więc teraz wkraczali
do pustego i ciemnego pomieszczenia, którym był wąski korytarz, w
którym wózek ledwo się zmieścił. Odszukał ręką włącznik
światła. Kiedy promienie lampy rozświetliły korytarz wreszcie
mogli coś zobaczyć. Rozejrzał się po tymczasowym mieszkaniu. Było
wąsko i mało przestronnie, jednak Kaylor stwierdził, że to
miejsce miało coś w sobie. Patrząc na minę Caleba mógł śmiało
stwierdzić, że mężczyzna nie czuje się tu dobrze i już mu się
nie podoba.
-
Jakoś przeżyjesz – szturchnął go w ramię. Nie miał zamiaru
słuchać narzekania i pretensji męża, że nie ma jak tu się
poruszać. Tylko czekał na to, by mu przygadać za jego narzekanie,
lecz nie doczekał się tego. Mimo że wiedział jak czuje się
blondyn ten nic nie powiedział. Zdziwił się.
-
Zdajesz sobie sprawę, że przez to ty będziesz miał gorzej bo ja
nie dam rady wszędzie przejechać? – brunet domyślał się tego,
ale on także jakoś przeżyje. Nie był idiotą, wiedział, że ten
wyjazd miał na celu polepszyć ich relacje i zbliżyć do siebie
choćby poprzez mieszkanie na kilku metrach kwadratowych, gdzie
unikanie siebie było niemożliwe.
-
Powoli przywykam do wszystkiego. Może zawiozę cie do twojej
sypialni, a ja gdzieś ustawię te walizki?
Caleb
mu przytaknął. Brunet chwycił za rączki i szukając wzrokiem
pokoju z łóżkiem skierował się tam jak tylko go zobaczył.
Wyciągnął męża z wózka i posadził na miękkim zaścielonym
białą kołdrą materacu. Wrócił się do przedpokoju w ustawił
walizki by nie zagradzały drogi. Potem zaczął otwierać drzwi
różnych pomieszczeń sprawdzając co gdzie się znajduje. Odnalazł
łazienkę, kuchnię, mały składzik, a nawet wyjście na
wyrzeźbiony w skale balkon. Obejrzał wszystkie możliwe pokoje.
Będąc przy głównych drzwiach oparł o nie głowę uświadamiając
sobie co właśnie odkrył. Nie wiedział czy powinien się śmiać
czy płakać. Chociaż jednego był pewien, chciał jak najszybciej
poznać reakcję Caleba na to, bo był jej cholernie ciekaw, aż mu
się oczy zaświeciły. Wrócił więc tam, gdzie zostawił blondyna.
-
Muszę ci coś powiedzieć – oparł się nonszalancko o ścinę
dotykając ją plecami i skrzyżował ręce na piersi. – W
pensjonacie, który dla nas wynajęto nie ma podwójnych
pomieszczeń.
-
Nie za bardzo rozumiem – zrobił dziwną minę.
-
Oświecę cię, kochanie – prawie parsknął śmiechem na to
ostatnie słowo wychodzące z jego własnych ust – przez następne
dwa tygodnie będziemy dzielić to łóżko – wskazał na mebel
przed sobą. Aż nagle przeszło mu przez głowę co musiała sobie
pomyśleć ta kobieta mając świadomość, że tu jest tylko jedno
łóżko, a gośćmi są dwaj mężczyźni. Chciałby widzieć jej
minę, gdy poukładała do kupy wszystkie fakty. Przenosząc wzrok z
jednej rzeczy w sypialni na drugą w końcu spojrzał na Antrosę.
Ha! Takiej miny się nie spodziewał. To było zmieszanie szoku ze
zdziwieniem i wołaniem o pomoc przeplatane ze złością i wstydem.
Mąż być może nie jest tego świadomy, ale od dłuższego czasu
dostarcza mu sporo rozrywki.
-
Nie mówisz poważnie – wyjęczał.
-
Aż tak bardzo cię wkurwia to, że miałbyś spać ze mną w jednym
łóżku?
-
Po ty co zrobiłeś, owszem! – nagle podniósł głos bardziej niż
zamierzał.
-
A co ja zrobiłem?
-
Siłą wziąłeś mnie z wózka i chciałeś... – zamilkł. Nie
potrafił tego powiedzieć, ale czuł się przez niego okropnie.
-
Byłem pijany – machnął ręką lekceważąco. – Gdybym był
trzeźwy ręką bym cię nie tknął.
Nie
zdawał sobie sprawy dlaczego, ale te słowa bardzo go zabolały. To
było silne ukłucie w piersi i rosnąca gula w gardle. Nie rozumiał
tych uczuć. Nie wiedział co znaczyły i dlaczego tak bardzo go
dotknęły.
Potem
już więcej się nie odezwał do męża, który szybko się
rozebrał, by położyć się spać przynajmniej na parę godzin. Sam
marzył jedynie o śnie, ale jak miały spokojnie położyć się
obok Kaylora? W ich domu spał w swojej sypialni, a tu muszą dzielić
jedno łóżko. Nie chciał tego. Na początku dlatego, iż bał się,
że mąż zacznie czegoś żądać albo tak jak wcześniej dobierać
się do niego. Teraz po prostu nie chciał mieć z nim nic wspólnego.
Od kiedy się spotkali wiedział, że brunet jest tym rodzajem
człowieka, z którym on nie potrafi się dogadać. Kaylor jest
dokładnie taki jak Gabriel.
Właśnie skończyłam czytać powyższe opowiadanie (skorzystałam z możliwości otrzymania go w całości) i muszę przyznać, że było to bardzo przyjemne doświadczenie. Historia była ciekawa i zawierała zwroty akcji w odpowiednich momentach. Bohaterowie nie byli czarno-biali, co także zapisuję na plus.
OdpowiedzUsuńW samym teksie było kilka/kilkanaście literówek i błędów stylistycznych, ale nie przeszkadzało to w odbiorze (jednak mam nadzieję, że w następnych Twoich tekstach będzie ich coraz mniej).
Życzę Ci dużo weny, bo Twoje opowiadanie naprawdę mi się spodobało i liczę na to, że będziesz się dalej rozwijała :).
Veriszita
Tak bardzo kocham to opowiadanie *_*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wena Cię nie opuści i już piszesz coś nowego *_*
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!!!!!
Katrina :)
Hej,
OdpowiedzUsuńoch te słowa Kaylora skierowane do Celeba, że nie chce go dotykać, bardzo bolą, właśnie tak poxejrzewałam, że będzie tM tylko jedno łóżko, z Bannę nie pyta co u nich? powinien moim zdaniem... powinien zapytać Celeba jak się czuje jak Kaylor go traktuje... och niech dostanie weny i to sporej na tym wyjeździe...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Kto to jest Gabriel? Czy to ten frajer, który zranił Caleba w liceum? Co się wtedy stało?
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Wózek na półkę na bagaż podręczny? :) nie nie. Osoba na wózku nie wjeżdża do samolotu na swoim wózku. Tylko na pokładowym z asysta lotniskową. Wózek zaś idzie do luku bagażowego pokładowego. ;) osoba wymagająca takiej asysty zazwyczaj wchodzi pierwsza do samolotu. Wychodzi ostatnia. :)
OdpowiedzUsuńAle uczucia osoby na wózku dobrze opisujesz. Stan fizyczny czasem źle. I nie ma mowy o tym że osoba tylko z porazonymi nogami a rękami sprawnymi wymaga pomocy aż takiej. Nie. Zwykle wymaga pomocy tylko przy podaniu czegoś z wysokiej półki czy wniesieniu jej po svhodach. A zwłaszcza takie jeżdżące na wózkach. ;) ale fajnie że W ogóle poruszasz tą tematykę. I tak jak mówiłam dobrze opisujesz uczucia gorzej z fizycznością i życiem codziennym ale nie zmienia faktu ze jest niezłe :)
Nie wiedziałam o tym i nie przyszło mi do głowy, by gdzieś to sprawdzić :) Dziękuję, bo dzięki temu co napisałaś będę wiedziała o tym na przyszłość. Każda informacja na temat, pogłębiająca znajomość czegoś jest dobra.
UsuńPozdrawiam :)
A zwłaszcza ci którzy jeżdżą na wózku od dziecka – miało być
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest świetny, te słowa Kaylora bardzo bolą Celeba, że nie chce go w ogóle dotykać... właśnie przypuszczałam, że będzie tam tylko jedno łóżko... a Banner nie pyta co u nich? mógłby zapytać Celeba, mam nadzieję, że dostanie weny na super powieść...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia