Powered By Blogger

poniedziałek, 12 września 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 14


No i zapomniałam wstawić wczoraj rozdział. Przepraszam tych, którzy czekali aż łaskawie go wrzucę. Naprawdę, zapomniałam. Już kiedyś mi się to zdarzyło. Tak wyszło. Już to nadrabiam. Dziękuję za komentarze :)






Brunet składał letnie ubrania w kostkę i pakował je do zielonej torby podróżnej. Włożył na wierzch jeszcze jedną koszulę z krótkim rękawem i stwierdziwszy, że ma wszystko, co jeszcze i tak będzie sprawdzał dwadzieścia razy chcąc być pewnym, zapiął zamek. Przejechał wzrokiem po pokoju sprawdzając czy czegoś do wzięcia jeszcze nie spakował. Wtem spostrzegł leżącą na komodzie książkę. Westchnął wstając z podłogi. Podszedł po nią i od razu włożył ją do jednej z kilku bocznych kieszeni. Obiecał sobie, że ją przeczyta w miarę jak najkrótszym czasie. Odłożył torbę pod ścianę przy wejściu.

    - Koszmarna pogoda – powiedział odsłaniając okno.

Za nim rozpętała się prawdziwa wichura. Od rana pogoda nie dopisywała, ale pod wieczór znacznie się pogorszyło. Na własnej skórze odczuł jak potężna może być Matka Natura. Rano wychodząc z mieszkania by udać się na parę minut do pracy zanieść ojcu wypełnione dokumenty zmókł doszczętnie, a musiał jedynie wyjść z apartamentowca i przejść kilka kroków by zejść do podziemnego parkingu, gdyż winda na piętro -1 nie mogła dojechać z powodu awarii. Poza tym było niespodziewanie zimno niż dwa dni temu. Teraz było jeszcze gorzej. Wiatr wył sterując spadającym gradem wprost na okna jego mieszkania. Aż nim zatrząsnęło na myśl, że będzie musiał znów wyjść na dwór w taką pogodę.
Skierował się do pokoju męża sprawdzić, czy ten już wszystko przygotował. Otworzył drzwi i zauważył, że blondyn siedzi w swoim wózku, ale ma zamknięte oczy a głowę opiera na ramieniu. Najwyraźniej spał. Podszedł bliżej i pomachał mu ręką przed twarzą. Ani drgnął. Uśmiechnął się szeroko i zmrużył oczy. Po prostu nie mógł przegapić żadne okazji by sobie z niego nie pożartować. Nie wiedział dlaczego, ale lubił to robić. Denerwować Caleba, jednak nie w takie sposób, przez który mogliby się wiecznie kłócić. Do tej pory nie przeprosił męża za swoje zachowanie podczas ostatniej sprzeczki, i poprzedniej także. Nie specjalnie mu się spieszyło, a nawet zauważył, że im mniej o tym myśli i więcej czasu zwleka tym sumienie się uspokaja i powoli zapomina.
Podszedł blisko niego i ukucnął. W ten sposób był o kilka centymetrów niższy od Antrosy. Uważnie mu się przyjrzał. Po raz pierwszy miał okazję znaleźć się tak blisko niego i mieć czas by podziwiać widoki. Aż go skręcało przed przyznaniem tego, ale blondyn naprawdę był niczego sobie. I niestety, tak, niestety, był dokładnie w jego typie. Lubił mężczyzn, którzy wyglądali jak mężczyźni a nie jak dziewczyny. W barach wiele razy widział chłopców o tak delikatnej urodzie, iż wyglądem przypominali młode kobiety. Wcale mu się to nie podobało i nigdy by nie podniecił się na widok kogoś takiego. Dobrze, że Caleb jest taki jak jest. Z jednej strony oczywiście, bo drugą była ta, której nienawidził. Podniósł dłoń i położył ją na włosach męża.

    - Pobudka Śpiąca Królewno – szepnął mu na ucho.

Caleb wzdrygnął się i chciał go odgonić jakby był muchą. Nie zamierzał jednak przerwać swojej małej zabawy. Zacisnął pięść na blond kudełkach i pociągnął je, niezbyt mocno, w tył. Zdezorientowany mężczyzna natychmiast otworzył oczy. Bez słowa wpatrywał się w rozszerzające się w zaskoczeniu zielone ślepka. Jego za to wyglądał jakby się śmiały. Raptownie z impetem wpił się w usta odbierając Antrosie oddech. Jak poprzednim razem mu się nie udało, tak teraz korzystając z nierozbudzonego do końca umysłu męża wtargnął językiem do jego ust. Trzymając jego włosy i kontrolując ruchy jego głowy nie pozwolił mu się od siebie odsunąć. Z satysfakcją owijał swój język wokół nieruchomego języka Caleba. Jego organ ani drgnął podobnie jak całe jego ciało. Jednak wszystkie jego mięśnie się momentalnie spięły odczuwając strach przed tym atakiem. Za to Kaylor świetnie się bawił smakując soczystych warg i spijając z nich słodki nektar. Starał się nie zwracać uwagi na blondyna, którego ciało zaczęło się trząść.


~~* * *~~


Dlaczego nie zamknął drzwi na klucz? Dlaczego Kaylor znów mu to robi? Wpycha mu język niemal do gardła a on boi się poruszyć. Na swoich wargach czuł te należące do Ledwooda. Były gorące i dość szorstkie. Chwytały raz górną wargę, raz dolną. Zaciskały się na nich i podgryzały. Zacisnął powieki chcąc by ten koszmar jak najszybciej się skończył. Miał serdecznie dość takiego zachowania męża. Nie chciał być przez niego całowany! Nie w taki sposób! Bo Kaylor wszystko u niego wymuszał, robił siłą. Czuł uścisk na włosach i ciągnięcie swojej głowy w tył. Pragnął zacisnąć wargi by brunet się wycofał, ale mógłby to zrozumieć jakby on oddawał pocałunek i ten nabrałby na sile. I tak był już wystarczająco mocny. Mąż robił z jego ustami co zechciał. Muskał je intensywnie i ssał przyciskając do siebie. Nie wiedział jak miał dokładnie opisać to co czuł będąc całowanym przez mężczyznę. Już kilka razy Kaylor to robił, ale teraz to było jakieś inne. Tak czy inaczej nie zamierzał pozwalać mu zabawiać się sobą w nieskończoność. Podniósł powoli rękę i wziął mocny zamach by uderzyć bruneta w twarz, jednak w jednej chwili została ona pochwycona w silny uścisk przy nadgarstku. Kaylor musiał wyczuć jego intencje i zobaczyć unoszącą się rękę. Ledwood w przeciwieństwie do niego nie miał zamkniętych oczu. Doznał szoku kiedy szorstkie usta z całą mocą przyssały się do jego, a język w wewnątrz badał każdy zakamarek. Czuł ten śliski organ wszędzie. Już zamierzał dać mu w twarz z lewej ręki, którą miał wolną, lecz w końcu stało się to na co tak bardzo czekał. Kaylor odsunął się od niego wyciągając spomiędzy jego warg język. Odkleił się od niego. Zaczął łapać szybko powietrze. Miał zdrętwiałe i mokre usta. Gdy otworzył oczy omal nie został przyprawiony o palpitację serca. Dosłownie kilka centymetrów od niego znajdowały się błękitne, przewiercające go na wskroś oczy męża.

    - Śpiąca Królewna została obudzona pocałunkiem księcia – wyszczerzył się. – Ale nie przypominam sobie, aby w tej baśni Królewna chciała dać Księciu z liścia.

Caleb nic nie odpowiedział jedynie zacisnął mocno wargi i zacietrzewił się.

    - Nie musisz robić takiej miny. Żartowałem sobie i tyle. W sumie przyszedłem sprawdzić czy spakowałeś się, bo o drugiej musimy być na lotnisku, a o pierwszej wyjeżdżamy. Nie sądziłem, że będziesz spać.
    - Jest po północy. Byłem zmęczony i się zdrzemnąłem – wysyczał zupełnie jak nie on.
    - Więc jesteś w stu procentach gotowy?
    - Tak. Dlaczego tak się wobec mnie zachowujesz? Myślałem, że już ci powiedziałem abyś mnie nie całował i nie robił nic więcej. Powiedz mi dlaczego to robisz? – nie chciał by mąż owijał w bawełnę. Przecież wcześniej potwierdził, że do niczego między nimi nie dojdzie! Chciał poznać szczerą przyczynę.
    - A, czy ja wiem? Tak jakoś wyszło, że to zrobiłem. Nie roztrząsaj tego – zlekceważył go.
    - Ale ja tego nie chce! – krzyknął gdy Kaylor wychodził na przedpokój z czerwoną walizką. Mężczyzna udawał jakby go nie słyszał. To go denerwowało.




Pół godziny później znajdowali się w podziemnym parkingu, do którego musieli przyjść z zewnątrz, gdzie szalała burza. Żeby Ledwood nie musiał chodzić kilka razy i mieć kolejny powód do narzekania, wziął na kolana jego torbę, a brunet ciągnął za sobą jego walizkę na kółkach. Mąż otworzył bagażnik czarnego samochodu pożyczonego od pana Banera ze względu na właśnie wielkość bagażnika i zaczął wkładać do środka ich bagaże. On podjechał do siedzenia znajdującego się obok kierowcy i ustawił się tak, by dał radę samemu wsiąść do pojazdu. W ostatniej chwili gdy miał się podnosić został złapany przez Kaylora, który uniemożliwił mu samodzielną pracę.

    - Nie unoś się honorem – rzekł ozięble.



Jak zwykle wziął go na ręce i pomógł bezpiecznie usiąść. Wózek za to złożył, już wiedział jak to robić, i wsadził tak gdzie walizki. Następnie zajął miejsce kierowcy i po chwili zawahania odpalił silnik. Wyjeżdżając z podziemi w samochód zaczęły uderzać kulki gradowe. Wjechali na jezdnię, której żadne korki i zastoje nie blokowały, przeciwnie było za dnia. Kaylor kierując obrał najkrótszą drogę jaką dojada na lotnisko. Podejrzewał, że ich lot może być opóźniony przez złe warunki pogodowe.

    - Być może. Jednak akurat na lotnisku wolę być za wcześnie niż za późno. W pozostałych sytuacjach, które wymagają ode mnie punktualności mam to gdzieś – Caleb usłyszawszy to zdał sobie sprawę, że wyraził swoje obawy na głos

Brunet jechał autem ostrożnie i powoli. Widział, że mąż się denerwuje gdyż pogoda z każdą chwilą się pogarszała, o ile to było jeszcze możliwe, a deszcz zmieszany z gradem tak mocno uderzał o przednią szybę, że nawet wycieraczki chodzące na pełnych obrotach nie były w stanie zapewnić mu dobrego widoku na jezdnię. Powiedział na głos, iż boi się, że może nie zauważyć nadjeżdżającego samochodu i spowodować wypadek. Mimo włączonych przednich świateł w innych pojazdach niebezpieczeństwo zawsze jest realne. Wypadki zdarzają się codziennie, nawet przy pięknej pogodzie, lecz wtedy winni są kierowcy i debile, którzy się za nich podają. Spostrzegł, że Kaylor próbuje się skupić na jeździe i bezproblemowym dotarciu do celu. On rzadko wsiadał w takie cacko. Przeważnie korzystał z komunikacji miejskiej, dzięki uroczej małpie Lilith, która zaciągała go tam prawie że siłą. Cała podróż na najbliższe lotnisko przebiegła im w zupełnej ciszy przerywanej tylko przez burzę i grzmoty jakie pojawiały się co jakiś czas.
Do celu dotarli kwadrans przed drugą. Szybko ogarnęli się z wyjściem z samochodu i udaniem się do środka. Tam dowiedzieli się, że lot rzeczywiście został opóźniony o dwie godziny. Przeszli przez odprawę bagażową i resztę niezbędnych zabiegów pozwalających wsiąść pasażerowi na pokład samolotu, ale i tak zatrzymali się tymczasowo w jednej z niewielu czynnych kafejek. Ruch na lotnisku był bardzo duży, ale nie do przesady. Domyślał się, że gdyby nie przebudowali tego lotniska i nie otworzyli nowego, nowocześniejszego w sąsiednim mieście to tutaj nie dałoby rady pomieścić ludzi.


~~* * *~~


Kaylor zza szyby spoglądał na elektroniczny zegar wskazujący kwadrans po trzeciej. Westchnął męczeńsko, nudząc się i popijając smakująca jak brudne skarpety czarną kawę. Zamówił ją na małe rozbudzenie, które prędzej niż kofeina dałby mu alkohol. Oparł głowę o biały plastikowy stolik, przy którym siedzieli, i przykrył ją rękoma. Przymknął na chwilę oczy i momentalnie zaczął usypiać. Włączyło mu się ziewanie. Monotonny wygląd, szary kolor ścian w każdym pomieszczeniu na lotnisku i lecąca z radyjka lekka, odprężająca muzyczka ciągnęły go do krainy Morfeusza. Zeszłej nocy spał tyle co nic, gdyż po późnym wyjściu Danna musiał wziąć się za papiery zabrane z firmy. Zajęło mu to kilka godzin, bo ojciec sobie zażyczył mieć je następnego dnia w gabinecie. Tej nocy także nie zmrużył oka. Teraz uświadomił sobie, że mógł zrobić jak Caleb i chociaż się zdrzemnąć przez dwie, trzy godzinki. Błądził myślami wokół ich przymusowego miesiąca miodowego. To ostatnie czego chciał. Zastanawiał się co czuje w takiej sytuacji jego mąż. Gdy uświadomił sobie o czym, a właściwie o kim pomyślał zadziwił samego siebie. Że też przyszło mu do głowy by martwić się o blondyna. Wolne żarty.
Nagle poczuł coś na swojej głowie. Mógł stwierdzić, że była to dłoń. I nie mylił się, gdy zabrał swoje ręce i podniósł wzrok zauważył wpatrzonego w niego Caleba. To było dziwne bo blondyn zawsze uciekał wzrokiem od jego.

    - Obudziłeś się już? – usłyszał pytanie i wlepione w niego zielone oczy. Jego były zaspane i ledwo co kontaktował. – Przed chwilą mówili, że za parę minut odbędzie się nasz lot.
    - Co? A która godzina? – przetarł twarz, którą oparł z powrotem na stoliku.
    - Wpół do piątej. Zdrzemnąłeś się na ponad godzinę. W samolocie pośpisz, pod warunkiem, że w końcu się stąd zabierzemy.
    - Tak, już – ziewnął jeszcze myśląc, że już mógłby się położyć na podłodze byle móc znów odpłynąć.


Kolejne minuty ciągnęły się gdy przechodzili przez długi korytarz prowadzący do wnętrza samolotu. Nie był specjalnie duży, ale to przez małą ilość pasażerów lecących na Archipelag. Gdy znaleźli się przy siedzeniach pomógł Antosie usiąść a wózek złożył i położył na półkę, gdzie było miejsce na bagaż podręczny. W końcu i on mógł odpocząć rozsiadając się w fotelu. Ledwo rejestrował co się wokół niego działo. Słyszał jak stewardesy coś mówią do pasażerów, każą zapiąć pasy, a kilka minut potem wzbijają się w powietrze. W pewnej chwili kompletnie stracił czujność i zamknął oczy. Czuł ciepło drugiego ciała i musiał przyznać, że mu się to ciepło spodobało. Pozwolił tym myślą kierować sobą odpływając do krainy snów.



Po raz kolejny został obudzony przez dłoń męża tym razem znajdującą się na jego dłoni. Otworzył oczy i spojrzał na blondyna, który uciekł od niego wzrokiem, ale wyszeptał, że niedługo podchodzą do lądowania. Wcześniej w kafejce ich oczy się spotkały, mimo że trwało to zaledwie kilka sekund to utrzymali kontakt wzrokowy. Usilnie się zastanawiał dlaczego Caleb raz zachowuje się tak, zaś innym razem inaczej. Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie, jak na wiele innych dotyczących Antrosy. Czuł, że nie powinno go to obchodzić, bądź co bądź mąż miał być tylko jego zabawką, którą wyrzuci jak mu się znudzi. Wcale nie musiał znać jej instrukcji obsługi, ważne że ma rozrywkę. Lecz w tej chwili...


~~* * *~~


    - Gdzie my właściwie jesteśmy? – zapytał Caleba wyjeżdżając z lotniska, na którym jakiś czas temu wylądowali. Lot przebiegł spokojnie i bezproblemowo, on to usypiał to się budził. Nie potrafił zasnąć na długo mając poczucie gdzie się znajduje. Za to Kaylor spał jak niemowlę.
    - Pojechałeś w miejsce, o którym nie masz pojęcia? Z resztą u ciebie to chyba dość normalne dowiadywać się o czymś po fakcie – nie zwracał uwagi na zły humor męża. Gdyby to robił i jemu by się on udzielił. A nie miał zamiaru się z nim kłócić po raz kolejny. W ten sposób obaj zepsuliby sobie wakacje, a jemu akurat może się przydać wiedza nabyta na wyspie. Może nawet coś go zainspiruje do napisania książki? Chociaż nie brał laptopa chcąc nieco od niego odpocząć. W razie czego pisać może w zeszycie.
    - Tak, to mój cholerny talent pakować się w takie idiotyczne sytuacje – wliczając w to ich małżeństwo.
    - Jesteśmy na Krecie. To stąd będziemy płynąc promem przez cztery godziny, by znaleźć się na Santorini. Tam nie ma lotniska. To zbyt mała wyspa. Można też dostać się tam wodolotem, ale to jest droższe.
    - A co na wakacjach nie jest drogie? Żeby gdzieś jechać wszędzie musisz mieć pieniądze bo oszczędność na wczasach to głupota. Ani się nie zrelaksujesz bo ciągle będziesz liczyć ile zostało ci na koncie i ile straciłeś, ani nic nie kupisz bo będzie ci szkoda. A poza tym skąd wiesz tyle o Santorini?
    - Internet – rzucił krótko nie musząc wyjaśniać nic więcej.



Tak jak powiedział Caleb, u celu swojej podróży znaleźli się po czterech godzinach. Od razu skierowali się do pensjonatu, w którym mieli mieszkać przez dwa tygodnie. Szli nocą, bo na wyspie już był kolejny dzień po tym jak wyjechali z Kansas, pustymi uliczkami. Ledwood nie zwracał uwagi na nic poza tym po czym stąpał, a Caleb jechał wózkiem prowadzonym przez męża. Gdy znaleźli się przed drzwiami Kaylor wyjął z kieszeni klucz, który dostał na Krecie, zanim wypłynęli, przez opiekunkę pensjonatu. Kobieta zadbała by niczego gościom nie brakowało. Tłumaczyła się Ledwoodowi, że nie mogła przywitać ich w domu, gdyż w jej rodzinie pojawiły się pewne problemy i nie miała czasu do stracenia. Więc teraz wkraczali do pustego i ciemnego pomieszczenia, którym był wąski korytarz, w którym wózek ledwo się zmieścił. Odszukał ręką włącznik światła. Kiedy promienie lampy rozświetliły korytarz wreszcie mogli coś zobaczyć. Rozejrzał się po tymczasowym mieszkaniu. Było wąsko i mało przestronnie, jednak Kaylor stwierdził, że to miejsce miało coś w sobie. Patrząc na minę Caleba mógł śmiało stwierdzić, że mężczyzna nie czuje się tu dobrze i już mu się nie podoba.

    - Jakoś przeżyjesz – szturchnął go w ramię. Nie miał zamiaru słuchać narzekania i pretensji męża, że nie ma jak tu się poruszać. Tylko czekał na to, by mu przygadać za jego narzekanie, lecz nie doczekał się tego. Mimo że wiedział jak czuje się blondyn ten nic nie powiedział. Zdziwił się.
    - Zdajesz sobie sprawę, że przez to ty będziesz miał gorzej bo ja nie dam rady wszędzie przejechać? – brunet domyślał się tego, ale on także jakoś przeżyje. Nie był idiotą, wiedział, że ten wyjazd miał na celu polepszyć ich relacje i zbliżyć do siebie choćby poprzez mieszkanie na kilku metrach kwadratowych, gdzie unikanie siebie było niemożliwe.
    - Powoli przywykam do wszystkiego. Może zawiozę cie do twojej sypialni, a ja gdzieś ustawię te walizki?

Caleb mu przytaknął. Brunet chwycił za rączki i szukając wzrokiem pokoju z łóżkiem skierował się tam jak tylko go zobaczył. Wyciągnął męża z wózka i posadził na miękkim zaścielonym białą kołdrą materacu. Wrócił się do przedpokoju w ustawił walizki by nie zagradzały drogi. Potem zaczął otwierać drzwi różnych pomieszczeń sprawdzając co gdzie się znajduje. Odnalazł łazienkę, kuchnię, mały składzik, a nawet wyjście na wyrzeźbiony w skale balkon. Obejrzał wszystkie możliwe pokoje. Będąc przy głównych drzwiach oparł o nie głowę uświadamiając sobie co właśnie odkrył. Nie wiedział czy powinien się śmiać czy płakać. Chociaż jednego był pewien, chciał jak najszybciej poznać reakcję Caleba na to, bo był jej cholernie ciekaw, aż mu się oczy zaświeciły. Wrócił więc tam, gdzie zostawił blondyna.

    - Muszę ci coś powiedzieć – oparł się nonszalancko o ścinę dotykając ją plecami i skrzyżował ręce na piersi. – W pensjonacie, który dla nas wynajęto nie ma podwójnych pomieszczeń.
    - Nie za bardzo rozumiem – zrobił dziwną minę.
    - Oświecę cię, kochanie – prawie parsknął śmiechem na to ostatnie słowo wychodzące z jego własnych ust – przez następne dwa tygodnie będziemy dzielić to łóżko – wskazał na mebel przed sobą. Aż nagle przeszło mu przez głowę co musiała sobie pomyśleć ta kobieta mając świadomość, że tu jest tylko jedno łóżko, a gośćmi są dwaj mężczyźni. Chciałby widzieć jej minę, gdy poukładała do kupy wszystkie fakty. Przenosząc wzrok z jednej rzeczy w sypialni na drugą w końcu spojrzał na Antrosę. Ha! Takiej miny się nie spodziewał. To było zmieszanie szoku ze zdziwieniem i wołaniem o pomoc przeplatane ze złością i wstydem. Mąż być może nie jest tego świadomy, ale od dłuższego czasu dostarcza mu sporo rozrywki.
    - Nie mówisz poważnie – wyjęczał.
    - Aż tak bardzo cię wkurwia to, że miałbyś spać ze mną w jednym łóżku?
    - Po ty co zrobiłeś, owszem! – nagle podniósł głos bardziej niż zamierzał.
    - A co ja zrobiłem?
    - Siłą wziąłeś mnie z wózka i chciałeś... – zamilkł. Nie potrafił tego powiedzieć, ale czuł się przez niego okropnie.
    - Byłem pijany – machnął ręką lekceważąco. – Gdybym był trzeźwy ręką bym cię nie tknął.

Nie zdawał sobie sprawy dlaczego, ale te słowa bardzo go zabolały. To było silne ukłucie w piersi i rosnąca gula w gardle. Nie rozumiał tych uczuć. Nie wiedział co znaczyły i dlaczego tak bardzo go dotknęły.

Potem już więcej się nie odezwał do męża, który szybko się rozebrał, by położyć się spać przynajmniej na parę godzin. Sam marzył jedynie o śnie, ale jak miały spokojnie położyć się obok Kaylora? W ich domu spał w swojej sypialni, a tu muszą dzielić jedno łóżko. Nie chciał tego. Na początku dlatego, iż bał się, że mąż zacznie czegoś żądać albo tak jak wcześniej dobierać się do niego. Teraz po prostu nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Od kiedy się spotkali wiedział, że brunet jest tym rodzajem człowieka, z którym on nie potrafi się dogadać. Kaylor jest dokładnie taki jak Gabriel.


8 komentarzy:

  1. Właśnie skończyłam czytać powyższe opowiadanie (skorzystałam z możliwości otrzymania go w całości) i muszę przyznać, że było to bardzo przyjemne doświadczenie. Historia była ciekawa i zawierała zwroty akcji w odpowiednich momentach. Bohaterowie nie byli czarno-biali, co także zapisuję na plus.
    W samym teksie było kilka/kilkanaście literówek i błędów stylistycznych, ale nie przeszkadzało to w odbiorze (jednak mam nadzieję, że w następnych Twoich tekstach będzie ich coraz mniej).
    Życzę Ci dużo weny, bo Twoje opowiadanie naprawdę mi się spodobało i liczę na to, że będziesz się dalej rozwijała :).

    Veriszita

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak bardzo kocham to opowiadanie *_*
    Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści i już piszesz coś nowego *_*
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!!!!!

    Katrina :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    och te słowa Kaylora skierowane do Celeba, że nie chce go dotykać, bardzo bolą, właśnie tak poxejrzewałam, że będzie tM tylko jedno łóżko, z Bannę nie pyta co u nich? powinien moim zdaniem... powinien zapytać Celeba jak się czuje jak Kaylor go traktuje... och niech dostanie weny i to sporej na tym wyjeździe...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. Kto to jest Gabriel? Czy to ten frajer, który zranił Caleba w liceum? Co się wtedy stało?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wózek na półkę na bagaż podręczny? :) nie nie. Osoba na wózku nie wjeżdża do samolotu na swoim wózku. Tylko na pokładowym z asysta lotniskową. Wózek zaś idzie do luku bagażowego pokładowego. ;) osoba wymagająca takiej asysty zazwyczaj wchodzi pierwsza do samolotu. Wychodzi ostatnia. :)

    Ale uczucia osoby na wózku dobrze opisujesz. Stan fizyczny czasem źle. I nie ma mowy o tym że osoba tylko z porazonymi nogami a rękami sprawnymi wymaga pomocy aż takiej. Nie. Zwykle wymaga pomocy tylko przy podaniu czegoś z wysokiej półki czy wniesieniu jej po svhodach. A zwłaszcza takie jeżdżące na wózkach. ;) ale fajnie że W ogóle poruszasz tą tematykę. I tak jak mówiłam dobrze opisujesz uczucia gorzej z fizycznością i życiem codziennym ale nie zmienia faktu ze jest niezłe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam o tym i nie przyszło mi do głowy, by gdzieś to sprawdzić :) Dziękuję, bo dzięki temu co napisałaś będę wiedziała o tym na przyszłość. Każda informacja na temat, pogłębiająca znajomość czegoś jest dobra.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. A zwłaszcza ci którzy jeżdżą na wózku od dziecka – miało być

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    rozdział jest świetny, te słowa Kaylora bardzo bolą Celeba, że nie chce go w ogóle dotykać... właśnie przypuszczałam, że będzie tam tylko jedno łóżko... a Banner nie pyta co u nich? mógłby zapytać Celeba, mam nadzieję, że dostanie weny na super powieść...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń