Dziękuje za wszystkie komentarze. :)
Myślał,
że się przesłyszał. Kaylor dostał jego pierwsza książkę. To
ona otworzyła mu drzwi do wydawnictwa „Treasury
of Knowledge”. Czuł do niej sentyment, bo napisał ja będąc w
liceum. Po sprawdzeniu jej, doradzeniu przez pana Banera co powinien
zmienić została wydana pod pseudonimem. Dlaczego Josh dał w
prezencie ślubnym Kaylorowi jego książkę? I pytanie czy mąż
wiedział kim był owy pisarz, bo nie wątpił, że go zna. Od pięciu
lat spółka Ledwoodów wydaje jego prace, a mężczyzna pracuje w
dziale sprzedaży.
Spojrzał
się na bruneta kiedy ten przeglądał tom. Spostrzegł, że najpierw
obejrzał okładkę a następnie tył. Otwiera i czyta wstęp.
-
Ech, uparty jak osioł jest ten Jenner. Powiedział, że powinienem
przeczytać chociaż jedną jego książkę i musiał mi ją
sprezentować.
-
Więc nie masz zamiaru tego zrobić?
-
Szczerze, to nie lubię czytać. Wolę ekranizacje od książek. Ale
ty je lubisz, nie? Chcesz to sobie ją weź – ten prezent na nic
mu się nie przyda.
No
i po wspólnym temacie, pomyślał.
Jak Kaylor może nie lubić czytać skoro pracuje w wydawnictwie.
Wydawało mu się, że ludzie zazwyczaj szukają pracy związaną z
ich upodobaniami. Inna sprawa jeśli jest to w jakimś zawodzie
niemożliwe. Już mniejsza o to, że nie lubi czytać. Mógłby się
zmusić, ale to, że odrzuca coś zanim spróbował było głupie.
Nie musiał czytać jego pracy, mógł jakąkolwiek. Z resztą było
tak samo wiele ludzi, którzy lubili jego twórczość jak tych
którym nie przypadła do gustu. Ale nie mógł przeżyć tego, iż
mąż nawet nie spróbował. Przez niego zaczynał się irytować i
denerwować, choć z charakteru jest spokojny.
-
Nie trzeba. Mam ją – w zasadzie to ma każdy egzemplarz każdej
swojej książki, bo jemu jako autorowi przysyłają za darmo kilka
tomów.
-
Jeśli ci to nie przeszkadza to położę ją u ciebie na półkę.
Jak takiej nie posiadam, a w pokoju przestawiałbym ją z kąta w
kąt.
-
Jak chcesz.
Ledwood
wziął się za rozpakowywanie reszty prezentów, których było
bardzo dużo. Obaj siedzieli do późnej nocy przeglądając je. Gdy
było po północy brunet odstawiwszy w kąt pokoju wszystkie te
rzeczy stwierdził, że jak nie pójdzie zaraz spać to padnie na
podłogę ze zmęczenia. Czuł jak ubranie przykleja mu się do
ciała. Gdyby tylko miał siłę, żeby wziąć kąpiel. Zrobiłby to
mając wannę, do której nalałby gorącej wody i wygrzewał się w
niej. A pod prysznicem musi stać. Nie dałby rady. Jego kończyny
odmawiały mu posłuszeństwa. Jedyne o czym marzył to położenie
się spać. Teraz widzi wielkie plusy w tym, żeby zamontować wannę.
Zadzwoni do znajomego, by porozmawiać o tym i o poręczach pomocnych
Calebowi.
Rozebrał
się i już miał się położyć gdy w pomieszczeniu pojawił się
blondyn. Westchnął ciężko wiedząc co go czeka. Przez sekundę
przeszła mu myśl, że Antrosa specjalnie wystawia jego cierpliwość
na próbę. Sęk w tym, że od rana nerwy mu puszczają a jeżeli mąż
zacznie go jeszcze bardziej denerwować niż zwykle to w końcu nie
wytrzyma. Poza tym wciąż, jakimś cudem, trzyma się go sumienie,
które dało znać o swoim istnieniu dopiero teraz.
-
Zanim cokolwiek powiesz, wiedz, że miałem dziś jeden z
najgorszych dni mojego życia. Radzę ci mnie nie irytować bo to
się może źle skończyć – warczał ukrywając twarz w dłoniach.
-
Chciałem się tylko zapytać...
-
Caleb – krzyknął – czy ja właśnie czegoś nie powiedziałem?!
Może powinienem wynająć ci niańkę, która robiłaby wszystko co
jej każesz dwadzieścia cztery godziny na dobę? Nie przywykłem
żeby komuś usługiwać! Pomyśl sobie, że ja też jestem
zmęczony! Daj mi święty spokój i spadaj do siebie!
-
Daj mi coś... – po raz kolejny nie mógł dokończyć bo brunet
mu przerwał.
-
Caleb zjeżdżaj do siebie. Już!
Nie
zamierzał przenieść wzroku na Antrosę wciąż ukrywając twarz w
dłoniach. Wątpił czy wytrzyma rok w tym małżeństwie, gdy już
po trzech dniach wymięka. Był zbyt pewny siebie i teraz za to
płaci. A jeszcze kilka godzin po ślubie wierzył, że wytrzyma.
Chyba się przeliczył.
~~*
* *~~
Odstawił
szklankę z rozpuszczonymi w wodzie witaminami na komodzie i wyjechał
z sypialni Ledwooda. Nie miał zamiaru się go o nic prosić. Wjechał
do swojego pokoju i energicznie trzasnął drzwiami. Dlaczego jego
mąż to idiota?! Nic od niego przecież nie chciał. Widział, że
mężczyzna nie jest w szczytowej formie i kiepsko się czuje, więc
pomyślał, że kąpiel sobie dzisiaj odpuści. Klejące się ciało
nie było przyjemnym uczuciem, ale wytrzymałby do rana, kiedy Kaylor
miałby siłę by mu pomóc. Lekki też nie jest. Ale nie spodziewał
się, że mąż tak na niego naskoczy. Chciał się jedynie go
zapytać czy wypije jakieś witaminy na wzmocnienie, które znalazł
w kuchni.
Gdy
brunet wspomniał o zatrudnieniu dla niego niańki poczuł ukłucie w
sercu. To było okropne uczucie. Tak jakby nie potrafił sobie sam
poradzić, a Kaylor jeszcze go dobijał i uznawał za kompletne zero.
Nie powiedział tego, ale on tak czuł. Mężczyzna nie wiedział, że
udając obojętnego i chłodnego tworzy swego rodzaju obronę,
barierę przed innymi ludźmi, z którymi nie znosi nawiązywać
kontaktu. Będąc młodszym dawał sobie radę z komentarzami na
temat swojego wyglądu i bezwładu nóg. Ciocia, mimo że nie mógł
robić wielu rzeczy, chodziła z nim na place zabaw, do pływalni,
parku. Uczęszczał do wielu miejsc mając u boku przyjaciółkę.
Jednak im starszy się stawał tym gorzej czuł się pod krzywym
wzrokiem innych. Brał do siebie to co mówią, przez swoją ułomność
nie potrafił znaleźć sobie znajomych, gdyż ci nie chcieli mieć
za znajomego kogoś kto nie może robić rzeczy takich jak oni, był
inny. A po incydencie w drugiej klasie liceum zupełnie odciął się
od innych. To było i będzie jego najgorszą traumą. Nie wiedział
co ma robić.
~~*
* *~~
Wariował.
Miał jakoś przeprosić Caleba a tylko więcej mu dogadał. Nie
chciał zachować się aż tak ostro. W końcu nerwy puściły a on
wyładował się na pierwszej osobie będącej pod ręką. W dodatku
powoli zaczynał odczuwać frustrację i z byle powodu złość. Brak
seksu, alkoholu i swobody robiły z niego swoją marionetkę. Nie
chciał się tak czuć, bo nienawidził robić rzecz, które każą
mu inni. A gdy jest się czyjąś marionetką nie jest się wolnym,
działa się pod czyjeś dyktando. On na to się nie zgadza.
Następnego
dnia, nawet nie zauważając kubka z napojem stojącym na komodzie,
wyszykował się do pracy. Ojciec kazał mu przyjechać punktualnie o
ósmej. Cóż... Była dziesiąta. Czuł w kościach, że się
spóźni, jak zwykle zresztą. Rodzic pewnie także. Dla nikogo nie
będzie zaskoczeniem, iż znów przyjechał za późno. Lecz myślał,
że lepiej przyjechać spóźnionym dwie godziny niż osiem.
Wychodząc nie zamierzał zaglądać do męża. Znów się pokłócili.
Oni chyba nigdy nie dojdą do porozumienia. Ale co go to obchodziło?
Antrosa jest jak każdy inny mężczyzna w jego życiu.
Przybył
na miejsce ubrany elegancko, w granatowy garnitur pod krawatem,
podobnego koloru. Starał się, by jego włosy wyglądały
nienagannie i dzięki braku wiatru tak było. Wszedł do firmy pewnym
siebie krokiem. Czuł, że wszyscy się mu przyglądają, a zwłaszcza
złotej obrączce goszczącej na jego palcu.
-
Świeżo upieczony mąż idzie. No proszę – usłyszawszy głos
Kariny odwrócił się i zobaczył ją stojącą przy recepcji z
kilkoma innymi osobami.
-
Małżeństwo panu służy. Dla odmiany przybył pan przed
południem. A zawsze była to czwarta, piąta lub wcale pana nie
było – powiedział półżartem znajomy Davis. Tego starszego
mężczyzny nie kojarzył, bo prawdopodobnie nie robił u niego w
dziale.
-
Bardzo śmieszne – odpowiedział jedynie od razu kierując się do
windy by pojechać na piętro gdzie urzędował prezes.
~~*
* *~~
Mijały
dni, a małżeństwo jakim byli Caleb i Kaylor wcale nie wyglądało
jak ludzie, których połączyło to szczególne uczucie. Odzywali
się do siebie tyle co nic. Antrosa mówił do męża gdy czegoś
potrzebował, a Ledwood nie był lepszy. Mężczyzna jak zamierzał
skończyć z piciem, tak szybko do niego wrócił, nie wychodząc do
pubu, ale pijąc na umór w domu. Czasami Callaway go wyciągał na
miasto późną nocą, jednak rzadko się zgadzał, starając się
przyjść o przyzwoitej porze do pracy. Kaylor jak wcześniej
planował przeprosić blondyna za swoje zachowanie, tak teraz wolał
mieć wyrzuty sumienia, ale się do niego nie odzywać. Chciał z
początku uciszyć ten nieprzyjemny głos w głowie mówiący, że
powinien po prostu iść i szczerze porozmawiać. Jednak jak się
okazało to go przerosło.
Caleb
większość czasu spędzał w swoim pokoju unikając męża. Nie
potrafili dojść do porozumienia. Jego zdaniem nie pasował do
środowiska, w którym obracał się Kaylor. Wolał swoje dawne
życie. Przynajmniej był sobą i czuł się swobodnie.
~~*
* *~~
Zatrzasnął
za sobą drzwi przepuszczając w nich Danna. Mężczyźni zdjęli
przemoczone buty i płaszcze. Kaylor skierował się do sypialni by
zostawić tam dokumenty, które musiał wypełnić. Były to głównie
zyski sprzedaży i sprawozdania finansowe. Później je przejrzy i
uzupełni. Pod warunkiem, że będzie mu się chciało. Podszedł do
okna i odsłonił kotarę. Widok za nim był okropny. Jakże on
nienawidził kiedy padał deszcz. Od rana lało jak z cebra,
temperatura spadła, a powietrze się ochłodziło. Kiedy rano
spojrzał na zachmurzone niebo, mgłę i spadający deszcz naszła go
ochota by wrócić do łóżka i przeczekać tą paskudną pogodę.
Aż do teraz deszcz nie ustępował, czasami tylko się nasilał albo
słabł. Lubił umiarkowaną pogodę, taką, żeby na dworze świeciło
słońce, było dwadzieścia stopni i bezchmurne niebo. Już chyba
zima byłaby lepsza niż to co jest teraz. Choć większość ludzi
tak mówi gdy przychodzi co do czego to chcą by było już lato. I
na odwrót. Nikomu nie można dogodzić.
A
propo dogadzania, to nie wiedział co się z nim dzieje. Od kilku
tygodni nie przeleciał żadnego faceta, w dodatku jakoś dziwnie
było mu używać własnej ręki mając świadomość, że nie jest w
domu sam. Więc w ogóle tego nie robił. Ale sam fakt, że myśli o
masturbacji przeżera jego umysł. Wcześniej gdy potrzebował seksu
po prostu sobie go fundował z przypadkowo spotkanym w barze
mężczyzną. Wydawało mu się, że od ostatniego razu minęły
wieki. Frustrował się coraz bardziej. Był nauczony, że dostaje
wszystko czego chce wystarczy, że odrobinę wyciągnie po to rękę.
Czasami z głupoty przechodziło mu przez myśl, że mógłby
zaciągnąć Caleba siłą do łóżka i po jakimś czasie, mimo że
mąż trzymał się od tego z daleka, polubiłby to. Jednak tu
pojawiały się kłopoty. Pierwszym było to, że nie potrafił sobie
wyobrazić Antrosy uprawiającego seks, bo jak niby? Nie mógł
ruszać nogami. Drugim były kolejne wyrzuty sumienia, o których nie
mógł zapomnieć bez względu jak bardzo się starał. Od dnia ich
ślubu pokłócili się dwa razy. To była tragedia.
Wrócił
do przyjaciela, który zagnieździł się na sofie oglądając
telewizję. Usiadł obok i położył nogi na szklanym stole. Założył
ręce na pierś i także zaczął się wpatrywać w kolorowy ekran.
-
Coś ci nie idzie aktorstwo – zagaił Dann śmiejąc się w duchu
z Ledwooda.
-
Zamknij się. To nie moja wina – zaprzeczył kategorycznie. Mógł
się zwierzać ze wszystkiego Callaway'owi, ale nie ze swoich
problemów z mężem. W końcu ich układ obowiązywał.
-
Czyżby? To dlaczego Caleb siedzi wciąż w pokoju przy zamkniętych
drzwiach. Unikacie się?
-
Nie? Dlaczego mielibyśmy? Po prostu...
Przerwał
widząc w telewizji materiał o Wydawnictwie ToK. Przyjrzał się
kobiecie, którą kilka dni temu spotkał u ojca. Nie wiedział kim
jest i specjalnie go to nie obchodziło. Teraz uzmysłowił sobie, że
jest reporterką. Nagle zamiast niej pokazała się reklama dwóch
nowych książek autorstwa CJ'a Jenkinsa, które w ciągu paru dni
stały się bestsellerami. Głos kobiety objaśnił, że prace wyszły
z tygodniową przerwą. Lecz obie jak tylko się ukazały natychmiast
zniknęły z półek księgarni. Ludzie wyczekiwali nowości spod
jego ręki. Nawet on wiedział, że autor cieszy się wielkim
powiedzeniem. A ojciec wychwalał go pod niebiosa.
-
No proszę – zagwizdał Callaway widząc liczbę sprzedanych
egzemplarzy.
-
Pierwszy raz widzę, żeby jakiś autor, który u nas wydaje dokonał
czegoś takiego.
-
„Ostatni przystanek” CJ Jenkinsa został sprzedany w ponad
pięciuset tysiącach egzemplarzy. Ponadto zastępca dyrektora
działu sprzedaży zapowiedział, iż wydawnictwo planuje na dniach
zrobić dodruk wynoszący jeszcze raz tyle. Prezes opowiedział się
za tym przyznając, iż autor jest jednym z najlepszych i
najbardziej lubianych przez czytelników. Zapytany o konferencję
prasową dotyczącą pana Jenkinsa i spotkanie autorskie z
podpisywaniem książek niestety odmówił tłumacząc to niechęcią
pana CJ'a do dziennikarzy i napiętym grafikiem. Przykro nam, iż
tak genialny autor odmawia, ale czytelnicy, i ja, należąca do
nich, mamy nadzieję, że któregoś dnia doczekają się
podpisywania prze Jenkinsa swoich arcydzieł. Z niecierpliwością
będziemy oczekiwać kolejnej perełki, która jak pozostałe
znajdzie swoje miejsce na półkach i w sercach fanów. Ode mnie to
tyle, oddają głos do studia.
-
Niesłychane. Nie wiedziałeś o tym?
-
Akurat wtedy miałem coś do zrobienia w innym miejscu.
-
Nie pojawiłeś się w pracy, zgadza się?
-
Byłem pijany – ziewnął oglądając dalsze wiadomości. – Ale
muszę powiedzieć, że nabrałem szacunku do tego Jenkinsa. Nigdy
go nie wiedziałem i nie kontaktowałem się, bo nie należy to do
moich obowiązków. Jedyne osoby, które znają go osobiście to
tata i Jenner. Z początku nie zwracałem uwagi na nowego pisarzynę,
który skończy swoją karierę nim dobrze ją zacznie. Jednak on
był innym. Z każda kolejną wydaną stawał się coraz
popularniejszy. Naprawdę, chyba zacznę go podziwiać. Facet jest
niesamowity.
Nie
spodziewał się, że ktoś może osiągnąć aż tyle. A okazało
się, że może. Wystarczy tylko chcieć. Pewnie gdyby on też chciał
i miał chęci, zapał to mógłby stać się świetnym prezesem.
Kiedyś może nawet rozwinąć wydawnictwo, wznieść je na nowy,
lepszy poziom. Jednak żeby tego dokonać musiałby się przykładać
do tego co robi, a on zlewał sobie wszystko.
~~*
* *~~
Siedział
przy komputerze z głową opartą o biurko a rękoma swobodnie
zwisającymi w powietrzu. Miał otwarty arkusz tekstowy a na nim
pustą stronę. Siedział tak od dwóch godzin główkując nad nową
powieścią, jednak nie ważne jak się wysilał nie potrafił
znaleźć pomysłu. Jakby wszystkie, które kiedyś miał uleciały z
jego głowy. Nie było także mowy o żadnej inspiracji. Od wielu dni
niczego nie zaczął. A wiadomości, które widział rano uświadomiły
mu, że jeśli nie napisze czegoś to źle się to skończy. Owszem,
bardzo się cieszył z tego co słyszał, zdobył nowych czytelników,
tych co miał byli zadowoleni z tekstu. Problem w tym, że oni
czekają na więcej, a nowe arcydzieło nie
powstanie zbyt szybko. Pan Baner dzwonił do niego popołudni mówiąc,
że dostanie nagrodę literacką i przydałoby się, by wziął
udział w konferencji, ale wiedział, że on odmówi nie chcąc
przebywać wśród obcych ludzi. Poza tym, co taka nagroda mu da?
Jedynie satysfakcję, ale ją miałby nawet bez statuetki czy czegoś
takiego. Nagrody, które dostał kiedyś tam pisząc leżały zawsze
w kartonie otwieranym wtedy gdy pojawiała się nowa, o której
szybko zapominał. Sam nie pamięta jakie ona tam są. Ten karton z
czasem się powiększał, ale teraz leżał pod jego łóżkiem.
Zamiast nagrody chce dostać z powrotem weny twórczej.
Około
siódmej słyszał jak Kaylor wrócił z pracy i wchodzi do domu. A
razem z nim jego przyjaciel, jak się domyślał. Słyszał znajomy
głos naprzeciwko swojego pokoju, a tam był salon. Kaylor i Dann o
czymś rozmawiali, ale nie mógł usłyszeć o czym dokładnie.
Zresztą nie jego sprawa.
W
pewnej chwili usłyszał pukanie do drzwi. Podniósł głowę, po
wyłączeniu pliku, bo i tak nic nie napisze, i spojrzał się w
stronę, z której dochodził dźwięk. Wejście lekko się uchyliło
a w progu wychyliła się do niego głowa Danna.
-
Hej, mogę wejść?
-
Wchodź – odwrócił się wózkiem do niego.
-
Przyszedłem z Kaylorem jakiś czas temu. Oglądamy telewizję, bo
nie ma nic ciekawego do roboty. Może dołączysz?
-
Nie chcę przeszkadzać – odpowiedział patrząc się na
rozpromieniony uśmiech mężczyzny. Callaway chyba nigdy nie jest w
złym humorze, zawsze się uśmiecha i jest dla niego miły. W
przeciwieństwie do Ledwooda.
-
Co ty gadasz! Nie będziesz siedział w taką paskudną pogodę sam.
Jak ci się może nie nudzić?
-
W zasadzie to – chciał powiedzieć, że właśnie pracował, lecz
nagle poczuł jak jego wózek jest kierowany przez Danna, który
prowadzi go prosto do salonu. – Zostaw! Hej! Dann! – próbował
zatrzymać mężczyznę, jednak nic to nie pomogło. Nie chciał
przebywać w towarzystwie męża a ten facet jeszcze go chce tam
siłą zaprowadzić wiedząc, że on się siłować z nim nie może
będąc na wózku.
-
Kaylor, popatrz kogo przyprowadziłem – powiedział triumfalnym
głosem. – Oglądamy telewizję – zarządził ustawiając wózek
na wprost ekranu, sam usiadł na swoim miejscu.
-
Nie chcę – jak tylko pojawił się obok męża jego wzrok spoczął
na podłodze.
-
Przez cały czas gadają o Jenkinsie. Lubisz go, więc powinieneś
być zainteresowany – rzekł Kaylor zimnym głosem mając ochotę
prychnąć widząc, że Caleb spuszcza wzrok. Dlaczego potrafił się
normalnie spojrzeć na Callaway'a, a na niego już nie?!
-
No, facet ma największą sprzedaż. Na pewno dostanie nagrodę.
Uwierzysz, że nawet Kaylor nabrał do niego szacunku i podziwu? –
skierował swoje słowa do Antrosy.
-
I o czym to ma niby świadczyć? – już go zaczynała denerwować
cała ta sława CJ'a.
Jakby nie mogło się obejść bez tego wszystkiego. Jemu wydawało
się to strasznie sztuczne i bezwartościowe. Nie chciał żadnych
nagród, pochwał czy wywiadów. Pragnął jedynie pisać i żeby
czytelnicy lubili jego powieści. – Nie przeczytał ani jednej
jego książki. Chodzi tylko o to ile zarobił? Pewnie niewiele.
Dlaczego mówi się o nim, a nie o jego książkach? Powinni o nich
coś powiedzieć, a nie jedynie ile ich sprzedano. Spotkanie
autorskie? Po co ludzie, prasa chcą się z nim spotkać skoro do
czytania jego powieści wiadomość kim jest, jak wygląda, ile ma
lat nikomu nie jest potrzebna. Niepotrzebne zawracanie głowy. Poza
tym już to wiedziałem. Od rana o tym gadają.
Zatkało
go. Wcześniej nie słyszał, by Caleb mówić coś poza proszeniem
go o pomoc. Teraz wygłosił swoją opinię na jakiś temat. W
dodatku nieźle się zdenerwował mówiąc to. A Kaylor gdzieś
pomiędzy wypowiedziami męża odczuł, że został zbesztany.
Zadziwiające było to jaką ekspresję pokazał zwykle obojętny na
wszystko Antrosa. Uśmiechnął się przebiegle.
-
Dlaczego się wściekasz? Choć muszę przyznać, że pasuje ci ten
zirytowany wyraz twarzy. Jeśli tak bardzo cię boli, że nie znam
jego książek, to nadrobię to niedopatrzenie.
-
Ja tylko twierdzę, że mówienie takich rzeczy o sobie, której
twórczości się nie zna jest płytkie i fałszywe. Wychwalałbyś
jakąś wódkę, piwo albo wino gdybyś wcześniej ich nie
spróbował? – mówił z kpiną w głosie, dziwiąc się samemu
sobie jak łatwo mu przychodzi kłócenie się z Kaylorem.
-
Wybrałeś idealne porównanie – ryknął Dann zwijając się ze
śmiechu na kanapie.
Jedyną
dobrze bawiącą się w tym towarzystwie osobą był Callaway.
Antrosa siedział już cicho i więcej się nie odzywał oglądając
telewizję i udając, że jego męża tu nie ma. Natomiast Ledwood
przetrawiał słowa blondyna i jego zachowanie. Zastanawiając się
czy aby czasem mąż się jakoś nie uszkodził. Zazwyczaj siedział
cicho i mało co się odzywał na jakiś konkretny temat, jakby
próbował udawać, że nie istnieje. Okazało się, żę Caleb ma
też drugą stronę, której brunet nie miał okazji poznać
odsuwając się od niego przez jego kalectwo. Nie znał go i pytał
sam siebie czy potrafiłby go poznać, zbliżyć się, gdyby
mężczyzna był w pełni zdrowy i sprawny.
~~*
* *~~
Przyjaciel
kilka minut temu opuścił jego dom. Właściwie to został
wyrzucony, gdyż było po dziewiątej a mężczyźnie nie spieszyło
się do swojego mieszkania. Pogoda od popołudnia nie poprawiła się
ani trochę. Wciąż padało, a pogoda, którą obejrzeli w telewizji
po wiadomościach nie pokazywała by w najbliższych dniach coś
miało się zmienić. Jeszcze tylko burzy brakowało. Lepiej żeby
nie wykrakał. On dalej przebywał w salonie pijąc whisky, za to
Caleb opuścił to pomieszczenie zaraz po wyjściu Danna.
Dzwonił
do znajomego w sprawie poręczy dla Antrosy, które ułatwią życie
nie tylko mężowi, ale i jemu. Jednak mężczyzna jest na urlopie za
granicą i nie będzie mógł przeprowadzić remontu wcześniej niż
za tydzień. Więc siłą rzeczy wanna, którą sobie zamarzył
również pojawi się później. Owszem mógłby zwrócić się do
kogoś innego, a wannę po prostu kupić w sklepie z takimi
artykułami, ale wolał by zajął się tym fachowiec, z którego
usług już korzystał i znał go.
Dopił
szklankę z wódką i wyniósł ją do kuchni. Od razu pozmywa. Co mu
szkodzi? W tym czasie nadal myślał nad tym co mówił Caleb. O tej
książce i o jego, prawie nałogowym, piciu. Chciał z tym skończyć,
ale sam chyba nie da rady, a do psychologa za żadne skarby świata
nie pójdzie. Nie potrzebuje by coś takiego z jego życia się
wydało. Ojciec powiedział, że mu pomoże, ale niby co może
zrobić. Najważniejsze, iż zdaje sobie sprawę ze swojego problemu
i nie udaje, że wszystko jest w porządku.
Po
uprzątnięciu zlewu i ułożeniu naczyń do szafek miał zamiar
wziąć kąpiel, ale przypomniał sobie o kimś komu przecież musi
pomóc, gdyż samemu nic nie zrobi. Chyba powoli zaczyna się
przyzwyczajać do służenia Calebowi. Poszedł na korytarz i staną
przed jego drzwiami. Znów zamkniętymi. Ostatnio zdał sobie sprawę,
że popełnił duży błąd zakładając je. Bez dłuższego
zastanowienia i pukania pociągnął za klamkę i otworzył drzwi.
Niezbyt zaskakującym widokiem był mąż czytający jaką cegłę.
Tak nazywał książki, które były niesamowicie grube i nie
wierzył, że ktoś potrafi to przeczytać. Blondyn nawet nie oderwał
wzroku znad tekstu, bo musiałby wtedy na niego spojrzeć, a przecież
nigdy tego nie robił.
-
Przyszedłem po tą książkę. Udowodnię ci, że jak coś chcę to
potrafię to zrobić – podszedł do długiej szafki, z której
jego mąż zrobił małą biblioteczkę.
-
Niczego nie musisz mi udowadniać, ale przestań wygadywać takie
bzdury jak wcześniej. Czuć od ciebie alkohol.
-
Masz z tym problem? Mam stresujące życie, muszę mieć jakąś
rozrywkę, a skoro nie mogę uprawiać seksu to wlewam w siebie
różne trunki – przeleciał wzrokiem po tytułach jakie gościły
na półce.
Słuchając
tego Caleb nie wiedział czy Kaylor mówi poważnie, czy żartuje. Na
początku wydawało mu się, że żartuje, ponieważ o czymś taki
intymnym nie mówi się wszem i wobec, lecz z drugiej strony miał
przy tym minę jakby mówił o pogodzie. Spoglądając na niego
ukradkiem mógł stwierdzić, że mąż jest bardzo przystojny i na
pewno ma duże powodzenie zarówno u mężczyzn i kobiet. Musiał
przyznać, że podobały mu się jego włosy. Pozornie były krótkie,
gdyż zaczesywał je w tył, jednak mógł się założyć, że
normalnie sięgały karku, blisko ramion. Za każdym razem co Ledwood
spojrzał na niego, on odwracał wzrok i tym razem nie było inaczej.
-
Jak zanosiłem do ciebie tamtą książkę to zostawiłem ją na
biurku. Gdzie ją położyłeś?
-
Trzecia półka od dołu. Są dwie obok siebie.
-
Ach, widzę.
Już
miał sięgać po tom gdy zwrócił spojrzenie na serię książek
obok. Przeczytał nazwisko autora i zaniemówił. Wszystkie, cała
długa półka, były autorstwa CJ'a Jenkinsa. Niektóre grubsze
inne cieńsze. To by wszystko wyjaśniało. Caleb musiał być jednym
z fanów tego pisarza i dlatego się zdenerwował na niego, osobę,
która nie przeczytała nawet jednego zdania z jego powieści.
-
Jeśli to przeczytam – wskazał na „Talię Kart” – to czy
mógłbym pożyczyć resztę – tym razem pokazał na powieści
CJ'a.
-
Nie krępuj się – wzruszył ramionami.
-
No dobra. To teraz mógłbyś zbierać się, bo pomogę ci się
umyć, a potem sam pójdę – wyszedł z pokoju.
Nagle
usłyszawszy dźwięk komórki poszedł do sypialni gdzie ją
zostawił. Pochwycił ją z łóżka i odebrał połączenie
przychodzące od ojca.
-
Dobry wieczór, wybacz, jeśli w czymś przeszkadzam, ale chcę
jutro na biurku widzieć wszystkie sprawozdania poprawione przez
ciebie i wypełnione, bo za dwa dni ty i Caleb wyjeżdżacie na dwa
tygodnie na wczasy.
-
Po co? Dobrze jest tak jak jest – akurat, pomyślał.
-
Nie słyszę sprzeciwu. Zobaczysz, będziecie się świetnie bawić.
-
Z tobą nie wygram – zauważył wjeżdżającego do pomieszczenia
Caleba, który jeszcze nie wiedział co się święci. – No to
gdzie nas wysyłasz?
A już miałam nadzieję, że Kaylor rzuci alkohol. Jakoś nie najlepiej im się układa. Może te wakacje coś zmienią. I ciekawa jestem kiedy wyjdzie na jaw, że CJ to jego mąż.
OdpowiedzUsuńPowodzenia przy dalszej twórczości
Nawet jeśli znam już treść i wiem co się wydarzy, to i tak miło się znów czyta...
OdpowiedzUsuńHej :-) Czy można już dostać to opowiadanie w formacie pdf? Dużo weny!
OdpowiedzUsuńTak, można :)
UsuńJaki jest Twój mail? Bo chyba gdzieś go przeoczyłam na stronie :-)
Usuńizzi3700@gmail.com
UsuńEch... Chyba znów będę marudzić, ale kilka rzeczy aż kłuje mnie po oczach... Przepraszam... :P
OdpowiedzUsuńWiem, że nie szukasz bety, ale naprawdę się nad tym zastanów. To opowiadanie strasznie traci przez przecinki i tak dalej.
Właściwie to czytało się całkiem nieźle do momentu opisu pogody, który wybacz, ale jest tragiczny. Może jestem gramarnazi, przecinkonazi i ogólnie nazistką... tylko że tym razem naprawdę jest masa błędów :(
Żeby nie było, że tylko marudzę i nic z tego nie wynika:
1. Podszedł do okna i odsłonił kotarę.
2. Widok za nim był okropny. <---szczerze to już sobie wyobraziłam brzydką dzielnicę/budowe/stare budynki czy coś w ten deseń
3. Jakże on nienawidził kiedy padał deszcz.
4. Od rana lało jak z cebra, temperatura spadła, a powietrze się ochłodziło. <--- jak dla mnie spadek temperatury i i ochłodzenie to jedno i to samo. W dodatku raczej 'powietrze się nie ochładza', a przynajmniej nie przy opisie pogody.
5. Kiedy rano spojrzał na zachmurzone niebo, mgłę i spadający deszcz naszła go ochota by wrócić do łóżka i przeczekać tą paskudną pogodę. <---powtórka słowa 'rano' zdanie po zdaniu, przecinek po 'deszcz', w zdaniu '3' również był deszcz, i zestawienie 'spadający deszcz' raczej nie pasuje -przecież to oczywiste, że deszcz pada z góry na dół, mogłyby tu być np. "strugi deszczu/wody"
6. Aż do teraz deszcz nie ustępował, czasami tylko się nasilał albo słabł. <--- 'aż' na początku zdania, kolejny 'deszcz'
7. Lubił umiarkowaną pogodę, taką, żeby na dworze świeciło słońce, było dwadzieścia stopni i bezchmurne niebo.
8. Już chyba zima byłaby lepsza niż to co jest teraz.
9. Choć większość ludzi tak mówi gdy przychodzi co do czego to chcą by było już lato. <---przecinki przed 'by' i 'gdy', pomijam średnią składnie/styl.
10. I na odwrót. <--to powinna być część poprzedniego zdania
11. Nikomu nie można dogodzić. <---chyba "Nie da się wszystkim dogodzić", bo zakładam, że chodzi o takie powiedzenie.
I na koniec to o czym już wspomniałam... Brak researchu. Jeśli autor sprzedał minimum 500 tys. egzemplarzy swoich książek i są już w kategoriach bestsellera traktowane, to mnie ma bata żeby ledwo wiązał koniec z końcem. już nawet w PL sprzedaż powyżej 50 tys. sztuk to ponad 100 tys. zł przychodu! A Caleb ma być autorem kilku poczytnych pozycji! No chyba, że teść go ostro kantuje, a jeśli nie, to naprawdę nie wiem jak wytłumaczysz małe mieszkanko bez podstawowych udogodnień dla osoby niepełnosprawnej i problemy z wiązaniem końca z końcem.
Taki mały
http://www.granice.pl/kultura,oto-najlepiej-zarabiajacy-pisarze-na-swiecie-a-ile-moga-zarabiac-polscy-pisarze,6442
Dobra, kończę ;) Jeszcze raz przemyśl tą betę i weny :)
Pzdr
Polecam przeczytać całość wtedy zrozumiesz dlaczego Caleb mieszkał w takich a nie innych warunkach mieszkalnych.
UsuńPrzeczytałam i jakoś odpowiedzi nie widzę. Proszę mnie oświecić gdzie się podziała ta cała kasa? :/
UsuńPS: Warunki mieszkaniowe, a nie mieszkalne ;)
Odpowiedź jest zawarta w ostatnim rozdziale :)
UsuńKocham to opowiadanie, przed wczoraj skończyłam czytać całość i jestem zachwycona *-*
OdpowiedzUsuńOby tak dalej *_*
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny na następne opowiadanie *-*
Katrina
Polecam przeczytać całość wtedy zrozumiesz dlaczego Caleb mieszkał w takich a nie innych warunkach mieszkalnych.
OdpowiedzUsuńSuper, przeczytałam całość jednym tchem (zamiast pracować), jeszcze raz dziękuję za PDF, co nie oznacza ze nie będę jeszcze raz czytać na bieżąco
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hej,
OdpowiedzUsuńno, no Kaylor postanawia jednak przeczytać te książki, chciałabym aby jednak trochę zmieniły się te relacje między nimi...
napewno przeczytam te wcześniejsze opowiadania, i zostawie ślad po sobie, także i przy tym opowiadaniu powrócę do tych wcześniejszych rozdziałów, aby coś było po mnie...
podam Ci tutaj mój mail, będzie szybciej, już będę miała go u siebie... a oto on... armageddon1@tlen.pl
oczywiście będę na bieżąco, a do wcześniejszych z komentarzem wrócę z czasem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Dodasz dziś rozdział?
OdpowiedzUsuńKaylor dobry tylko w gadce, myślałam, że zerwie z nałogiem, a tu co? Mógłby się w końcu ogarnąć. 30-letni facet a zachowuje się jak małe dziecko.
OdpowiedzUsuńJak Caleb z nim wytrzymuje?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział jest swietny, no nie Kaylir już wrócił do picia, a było tak dobrze... ciekawe co by było gdyby Celeb pojechał do Banerai tam został, ojć to nie ciekawie Celeb nie ma wrny, ciekawe kiedy Kaylor zorientuje się, że CJ to własnie jogo mąż.. och pięknie sam nawet pamietał, że musi mu pomóc się umyć :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia