Powered By Blogger

niedziela, 7 sierpnia 2016

Nieznane uczucie - Rozdział 9


Dziękuję za komentarze :)






Obudził się jak zwykle o ósmej, lecz tym razem zamiast być wypoczętym, czuł się fatalnie. Głowa mu pulsowała a wiele alkoholu nie wypił. Brzuch go bolał i ogólnie czuł się nie najlepiej, wyprany ze wszystkich sił, osłabiony. Nie chciało mu się nawet podnieść z łóżka. Z małymi utrudnieniami przekręcił się na drugi bok nie patrząc się w ścianę, ale w tą drugą. Obrysował wzrokiem pomieszczenie, na którego dokładnie poznanie będzie miał czas dzisiaj. Na przeciwko niego znajdowało się biurko z krzesłem obrotowym, na którym leżały ubrania z poprzedniego dnia. Tak jakby poprzedniego. Trafnym określeniem było by ubrania z nocy. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale po kiego grzyba mu krzesło? Może to małe niedopatrzenie Kaylora? Nieważne. Nie będzie się nad tym rozwodził. Meblościanka w kolorze jasnego brązu była pusta i cała do jego dyspozycji. Dzisiaj zajmie się porządkowaniem swoich rzeczy. I znów pojawił się problem, bo będzie potrzebował pomocy Kaylora, by ten ułożył coś na wyższych półkach. Nagle usłyszał znajomy dźwięk, którym jego brzuch informował go, że potrzebuje jedzenia. Więc czy chce, czy nie musi wstać i zagłuszyć te zawstydzające dźwięki. Najpierw wypadałoby gdyby się przebrał... i umył.

    - Jak ja mam to niby zrobić? – pierwszy dzień małżeństwa, a on już chce wracać do swojego domu i cioci zawsze wiedzącej czego potrzebuje.

Miał ochotę się rozpłakać. Nie zniesie tego. Mimo ogromnej przestrzeni, w której mógł się poruszać czuł się bardzo ograniczony. Jakby będąc w zupełnie nieznanym miejscu zamknął oczy i nie wiedział, w którą stronę pójść. Jak mały chłopiec, który w tłumie ludzi zgubił swoją ukochaną ciocię. Gdyby był w domu, to ciocia już dawno weszłaby do jego pokoju, pomogła w przebraniu się i zaprowadziła go do łazienki, aby mógł się ogarnąć. Miał obudzić Kaylora i go o to poprosić czy zrobić wszystko samemu ryzykując spadnięciem z wózka i ciężką ponowną wspinaczkę na niego?
Nie zdążył wybrać żadnego z dwóch wyjść, bo jego telefon zaczął wydawać z siebie nieprzyjemne dźwięki w postaci głośnej muzyki. Usiadł i oparł się o wezgłowie łóżka. Pochwycił komórkę i rejestrując, że dzwoni przyjaciółka szybko odebrał. Potrzebował na gwałt usłyszeć jej głos.

    - Cześć, Caleb. Jak się tam trzymasz? Udała się noc poślubna? – zażartowała, lecz jemu nie było do śmiechu.
    - Przestań – jęknął ciężko zaciskając palce na nasadzie nosa. Ona słysząc łamiący się głos natychmiast spoważniała.
    - Co się stało? – zapytała z troską w głosie.
    - Dziwnie się tu czuję, nie pasuję do takiego miejsca. Wolałby zostać w swoim starym domu. Nie chcę mieszkać z obcym facetem. Wiesz, że nie znoszę interakcji z obcymi ludźmi.
    - Ale nic ci złego nie zrobił, prawda?
    - Nie... A co do tej nocy poślubnej, to do niczego nie doszło. Na szczęście. Ja chyba wysiądę psychicznie.
    - Caleb, wiem, że jesteś introwertykiem, ale nie sądzisz, że powinieneś przełamać ten strach do innych ludzi? Na weselu jakoś się trzymałeś. Dużo rozmawiałeś ze swoim redaktorem.
    - Jednak byłaś tam ty i ciotka. Tu jestem zupełnie sam. Źle się czuję. A jak pomyślę, że on mógł w nocy zażądać ode mnie seksu to zbiera mi się na wymioty. Brzuch mnie boli ze stresu. W dodatku nie wiem jak mam się umyć – Lilith słysząc jego przerażony głos wiedziała, że Caleb na jeden z tych swoich napadów. Zaczęła więc go szybko uspokajać, by mężczyzna zrozumiał, że wcale nie jest pozostawiony samemu sobie. Że ma kogoś dla kogo jest ważny.
    - Powinnam przyjechać? Wystarczy, że powiesz „tak”, dasz mi adres a ja jestem u ciebie minuta osiem.
    - Wiem, że przesadzam. Ja po prostu się boję. Równocześnie chcę być sam i mieć kogoś koło siebie. Ale na pewno nie jego. Ma przerażające spojrzenie.
    - Boisz się go? – gdy odpowiedziała jej cisza już znała odpowiedź. Ona podobnie jak pani Abigail bardzo ubolewała nad zachowaniem mężczyzny. Lecz z jednej strony to nie jest do końca jego własne widzimisię. Od kilku lat cierpi na antropofobie, która objawia się zaburzeniami lękowymi oznaczającymi lęk przed ludźmi. W odróżnieniu od fobii społecznej, antropofobia oznacza lęk przed ludźmi w ogóle, natomiast fobia społeczna lęk przed relacjami interpersonalnymi i odrzuceniem oraz ośmieszeniem. W klasyfikacji ICD 1 antropofobia traktowana jest jako szczególny przypadek fobii społecznej.1 Obie miały nadzieję, że Caleb przezwycięży swoje lęki, zważywszy na to, że od zawsze chciał mieć partnera i się zakochać. A choroba powstała jeszcze w liceum. Była częściowo odpowiedzialna za jego strach do ludzi. Mimo że on powtarzał, iż nie ma w tym jej winy, ona wiedziała swoje.
    - Trochę – szepnął do mikrofonu prawie niesłyszalnie. – Ale poproszę go o pomoc. Jakoś. Muszę. Poza tym nie jest aż tak tragicznie. Żyję.
    - To się cieszę – Caleb nie mógł tego zobaczyć, ale jej twarz zalała się ulgą. Miała ogromną nadzieję, że Kaylor pomoże jej przyjacielowi i wykorzeni ten strach oraz chorobę z niego.
    - A ja się cieszę, że zadzwoniłaś i mnie wspierasz, Lilith. Od zawsze.


Uspokoił się po rozmowie z przyjaciółką i nabrał odwagi, by porozmawiać z Ledwoodem. Łatwe to dla niego nie będzie, ale nie ma innego wyjścia. Odłożył komórkę na łóżko a mokre od potu ręce wytarł w spodnie. Jest mężczyzną, więc nie może się bać. Zachowuję się bezbronna, naiwna, delikatna dziewczynka, która boi się wszystkiego i wszystkich. Jest skończonym tchórzem.
Za pomocą rąk pokierował swoimi nogami i postawił je na podłodze. Sięgnął po wózek. Ustawił go jak zwykle i dźwigając swoje ciało usiadł na fotelu, natychmiast przełożył zwisające przez oparcie kończyny. Wszystko poszło mu sprawnie przez lat praktyki, co nie świadczyło o tym, że łatwo mu było utrzymywać się na samych rękach przez dłuższy czas. Omijając zapakowane walizki podjechał do drzwi i otworzył je. Znalazł się na korytarzu, tak jak wczoraj zapamiętał. Sprawnym ruchem, nie obijając się o meble ani o ściany znalazł się w ogromnej sypialni Kaylora. Bardzo mu się podobał ten dom, taki duży i przestronny, no i w ładnych kolorach, widać wyraźnie w tym było wielbienie właściciela do intensywnych kolorów. Rozglądając się po pomieszczeniu spostrzegł, że okna są wciąż zasłonięte, ubrania, które mężczyzna miał na sobie na ślubie leżą na podłodze, a on sam jest zakopany w białej pościeli aż po samą głowę. Teraz to dopiero zaczął się zastanawiać czy powinien go budzić.
Westchnął cicho i drapiąc się chwilkę po czole podjął decyzję. Miał nadzieję jej nie żałować. Choć z drugiej strony dlaczego mąż miał mu odmówić pomocy? Zadał sobie to pytanie i o dziwo nie znalazł odpowiedzi.

    - Kaylor – powiedział najpierw, a gdy to nie podziałało zbliżył się do prawej strony łóżka, gdzie mężczyzna leżał i zaczął potrząsać jego ramieniem powtarzając jego imię.



~~* * *~~


Pamiętał, że coś mu się śniło, i mimo że mu się to podobało za żadne skarby świata nie mógł sobie przypomnieć żadnych szczegółów. Jedyne obrazy jakie przelatywały mu w głowie to widok jakiegoś mężczyzny. Gdziekolwiek on by się nie znalazł, ten mężczyzna też tam był. Bardzo go to intrygowało. Jednak sen zaczął się kończyć, uciekać, a on odzyskiwał świadomość, gdy jakiś przyjemny dla uszu głos zaczął wypowiadać jego imię. Jedyne co go w tym denerwowało to trzęsienie jego ramieniem. Powoli i niechętnie wracał z krainy Morfeusza wprost w objęcia rzeczywistości.

    - Przestań – syknął by nieprzyjemne uczucie ustało. Osoba, która śmiała go obudzić posłuchała rozkazu i natychmiast zamilkła.

Ledwo udało mu się otworzyć oczy, a już miał ochotę je zamknąć, przekręcić się na drugi bok i ponownie zasnąć. Gdy zabierał się za realizację swojego planu usłyszał swoje imię wypowiedziane tym ładnym i miłym dla ucha głosem. Poderwał się do góry przetarł znużoną i zaspaną twarz dłońmi. Po chwili, gdy mógł patrzeć się w jeden punkt przeniósł spojrzenie ze ściany naprzeciwko na osobę znajdującą się tuż obok.

    - Coś się stało, że budzisz mnie w środku nocy? Jeśli czegoś potrzebujesz to wszystko jest do twojej dyspozycji. Zdaje się, że już to mówiłem, a nie lubię się powtarzać. Czuj się jak w domu.
    - Tak, pamiętam co mówiłeś, ale nie o to mi chodzi. Poza tym, jest już ósma rano.
    - Otóż to. Jak dla mnie to stanowczo za wcześnie – spojrzał się tak jakby to było oczywiste i Caleb powinien to doskonale wiedzieć i na przyszłość nie zrywać go z wyrka bladym świtem. – Masz z czymś problem? – nie żeby go to obchodziło czy się tym przejmował, zapytał dla przyzwoitości licząc na to, iż mężczyzna zaprzeczy.
    - Właściwie to chciałem się umyć, ale... – uciął modląc się w duchu, żeby Kaylor zrozumiał o co mu chodzi, a on nie musiał nic wyjaśniać, bo chyba spali się ze wstydu.
    - Ale? – o co, do diabła, chodzi Antrosie? Czeka na jego pozwolenie, czy jak?
    - No, ja...

Gdy to usłyszał, uświadomił sobie dlaczego zaczął nienawidzić tego młodego mężczyznę. Caleb nie był brzydki. Podobał mu się, bardzo. Głos też miał bardzo ładny, melodyjny, kojący. Ale nie przyzna tego przed samym sobą. Nie wiedział tylko jaki jest z charakteru, nie znał go i nic o nim nie wiedział. Jednak fakt, że jest kaleką wprawiała go we wściekłość. Nieważne jaki mógłby być doskonały, jak wiele byłoby plusów w nim, to, że jeździ na wózku, przebijało wszystko. Wymazywało pozytywne rzeczy, które w nim były. Kaylor po prostu nie mógł pogodzić się z myślą, że jego mąż jest kaleką. Mimo że nigdy nie było to jego winą, nienawidził go za to i był pewny, że to się nie zmieni.
Przez chwilę zastanawiał się co teraz? Miał może mu we wszystkim usługiwać? Caleb był dla niego bezużytecznym śmieciem, którego powinien się pozbyć, jednak żeby to się ziściło musi czekać dwanaście miesięcy. Za rok w lipcu będzie szczęśliwym rozwodnikiem.

    - Kaylor? – do jego uszu dotarł ściszony głos Caleba. Mężczyzna patrzył się na niego z prośbą w oczach.
    - Ach, rozumiem. Ze względu na twój stan, ja muszę ci pomóc. Sam się nie wykąpiesz. Jeśli chciałeś nadrobić noc poślubną pod prysznicem to trzeba było mówić śmiało – postanowił pójść za ciosem i trochę go podrażnić. Gdy zaproponował mu spanie w jednym łóżku odrzucił jego propozycję nawet się nie zastanawiając. Oczywiście palcem go nie tknie, ale może sprawdzić jego reakcję na podteksty, którymi rzuca. Rekompensatą za usługiwanie Antrosie będą dwuznaczne rozmowy. Takie są najlepsze, pomyślał.

Caleb zdając sobie sprawę co ma na myśli Kaylor natychmiast zrobił się cały czerwony na twarzy i wpatrywał się w mężczyznę z niedowierzaniem. Nie ma mowy by zrobił to, o czym Ledwood pomyślał. Nie chce tego robić. Powinien mu powiedzieć, że jeszcze nigdy nie był z mężczyzną w ten sposób? Prędzej rzuci się pod jadący pociąg. Mąż nie jest kimś, komu może zaufać. Skąd miał wiedzieć czy ten go nie wyśmieje, nie będzie szydził? Wolał siedzieć cicho na ten temat.

    - Chciałbym się tylko umyć. Nie zamierzam robić niczego więcej. Chyba to rozumiesz, prawda?
    - Masz niezły tupet, żeby dawać mi kosza po raz drugi – uśmiechnął się przebiegle.
Antrosa zaczyna coraz bardziej działać mu na nerwy, myśli, że kim jest? Zerwał się z łóżka odrzucając kołdrę na bok. Stanął naprzeciwko Caleba. Młody mężczyzna podniósł zdziwiony wzrok. On za to zrobił jeszcze większego banana na twarzy i zmrużył oczy. Pochylił się, złapał blondyna za ramiona i wycisnął na jego ustach mocny, władczy pocałunek. Z satysfakcją patrzył jak zielone oczy rozszerzają się w szoku i zastygają. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Czyżby zrobił to tak szybko i niespodziewanie, że mężczyzna nie potrafił oddać pocałunku, czy po prostu nie chciał? Ale jakim cudem ktoś nie chciałby całować jego? Mężczyźni zawsze do niego lgnęli, więc teraz nie rozumiał zachowania swojego męża. Gdyby na jego miejscu był kochanek, facet poderwany w „Lust” to z tego pocałunku już dawno przeszli by do orala.
Podgryzał wargi blondyna, które nawet nie śmiały się poruszyć. Czuł ich delikatną strukturę. Polizał językiem jego dolną wargę spijając z niej nektar. W pieszczocie warg nie było za grosz delikatności, do jakiej Kaylor nie był przyzwyczajony. Uświadomił sobie, że to pierwszy raz gdy całuje kogoś z taką pasją. W zasadzie prawie nigdy nie całował swoich kochanków. Uważał, że coś takiego to drobnostka bez znaczenia i każdy seks byłby bez tego lepszy, po co bawić się w sentymenty. Poza tym całowanie się z facetem, który chwilę wcześniej ssał mu kutasa uważał za obrzydliwe. Prędzej porzygałby się niż to zrobił.


~~* * *~~


W głowie mu szumiało i przez kilka sekund nie wiedział co się dzieje. Mógł się spodziewać wszystkiego, ale nie tego, że Kaylor... pocałuje go. Zmroziło go. Nie potrafił się poruszyć choćby o milimetr, jak znieruchomiał tak nie ruszał się przez całą pieszczotę, która nie była taka jaką zawsze sobie wyobrażał, że dzieli z partnerem. Spodziewał się czegoś bardziej subtelnego, delikatnego. To co robił mu mąż wcale a wcale mu się nie podobało. Choć nie potrafił go powstrzymać. Mógł odepchnąć mężczyznę ręką, lecz tego nie zrobił. Zamiast tego zaciskał je na swoich spodniach. Chciał żeby to już się skończyło. Mąż robił z jego wargami co mu się żywnie podobało, a on nie potrafił odpowiedzieć. Nawet jeśli chciałby to i tak nie wiedział jak. Nigdy się nie całował, bo i z kim? Bał się, że gdyby spróbował a robiłby to nieumiejętnie to Ledwood mógłby go wyśmiać, wolał nie podejmować się niczego. Pocałunek przybrał na sile w mgnieniu oka. Sąsiednie usta naciskały na niego, miażdżyły. Z początku chłodne, z czasem robiły się gorętsze jak pieszczota mu serwowana. Nagle poczuł na swojej szczęce dłoń. Pokierował wzrokiem szukając błękitnych oczu męża. Te przyglądały mu się z wielką uwagą i błyskającymi iskierkami. Kciuk nacisnął na jego brodę sprawiając, że jego wargi natychmiast się rozchyliły. Zanim zdążył zareagować, śliski organ wtargnął do środka penetrując wnętrze jego ust. Czuł jak na twarzy czerwienieje do granic możliwości. Zdawało mu się, że po całym ciele przechodzą go ciarki. Nie wiedział co o tym sądzić. Przerażające oczy Kaylora nie zdradzały nic. Natomiast uśmiech sugerował, że mąż dobrze się nim bawił. Odzyskał przytomność i oderwał od niego wzrok. Kiedy język zabawiał się w jego wnętrzu i próbował zaprosić do igraszek kolegę postanowił to przerwać. Brakowało mu tchu, musi zaczerpnąć powietrza. Puścił nogawki spodni i położył je na klatce mężczyzny. Ten z początku nie rozumiejąc szybko przekonał się o co chodzi Calebowi, gdy ten go odepchnął i odwrócił głowę w drugą stronę przerywając pocałunek.
W końcu mógł wziąć głęboki oddech. Brakowało mu już powietrza, odkaszlnął kilka razy. Teraz nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Pierwszy raz przeżył coś takiego. Nie podobało mu się to. Na pewno mu się to nie podobało. Od początku miał dosyć, ale to co stało się potem... Kaylor wsadził mu język do ust. To było dziwne doświadczenie. Tak naprawdę to nie wiedział jak opisać to co czuł przez ten czas. To było nowe, nieznane uczucie, którego doświadczył pierwszy raz podczas swojego życia. Naprawdę miał mętlik w głowie. A w duchu modlił się, by mężczyzna nie żądał od niego jeszcze więcej.


~~* * *~~


Dziwił się sam sobie. Tym razem się jednak zapędził. Mógł poprzestać na tym co robił do tej pory, a nie pogłębiać pocałunek. To było głupie z jego strony, co nie zmieniało faktu, że został odepchnięty. Zaraz go szlag trafi. Jaki facet mógł oprzeć się jemu?! Pierwszy raz się spotyka z takim zachowaniem, dlaczego wszyscy mężczyźni, z którymi spał często sami wpychali mu się do łózka, pieprzyli się jak króliki. A Caleb? Mąż?! On go jeszcze odtrącał. Czy oni rzeczywiście będą przez całe małżeństwo sypiać w oddzielnych pokojach, nie będą uprawiać seksu? Chyba każdy na jego miejscu byłby wściekły, lecz starał się tego nie pokazywać. Przecież wcale mu na nim nie zależy. Gdyby tak było, on musiałby być umierający, by się do tego przyznać. Sam powiedział, że go nie dotknie. Problem w tym, że chce kogoś przelecieć, zdradzić nie może a pod ręką ma jedynie męża.

    - Nie rób takiej miny, takie coś jest normalne między małżonkami, czyż nie? – powiedział z irytacją. Odsunął się od niego i podszedł do barku. Wyciągnął szklankę i nalał do niej kremowego likieru, jednego z kilku które posiadał.
    - Musiałeś wczoraj bardzo dużo wypić, smakowałeś alkoholem – przełamał wstyd i palące poliki, by spojrzeć na męża. W końcu nie zamierza siedzieć cicho jak mysz pod miotłą do końca życia.
    - Piję tyle ile chcę. I kiedy chcę. Śniadań nie jem. Zrób sobie coś jeśli jesteś głodny. Na obiad pojedziemy do ojca. Kazał mi cię przywieść. W sumie dobrze się składa, i tak miałem tam jechać po prezenty. Trochę ich jest. Ale najpierw kąpiel. Skoro ja też muszę się umyć, a raczej nie zasnę to możemy iść tam razem.
    - Słucham? – przestraszył się, wizja ich dwóch, nagich w ciasnej kabinie mu się nie uśmiechała.
    - Widzę, że nie jesteś chętny do żadnych małżeńskich powinności. Trudno – wzruszył ramionami nie przejmując się zachowaniem Caleba. Byłoby z nim źle gdyby mężczyzna w jakimkolwiek stopniu zaczął go obchodzić.

Odłożywszy szklankę na komodę wyciągnął z niej czystą bieliznę. Antrosa pojechał do swojego pokoju odszukać swoje ubrania. Wygląda na to, że faktycznie będzie musiał mu pomóc. Pytanie jak? Przecież on nie ustoi sam, a trzymać go nie mogę. To pierwszy raz, gdy żałuję braku wanny. Ech, co ja mam z nim zrobić?
Drapał się po głowie kombinując jak załatwić sprawę kąpieli, bo zresztą blondyn nie miał problemu. Nagle wpadło mu coś do głowy. W tym samym czasie w sypialni zjawił się Caleb.

    - Na jakiś czas będziesz musiał zadowolić się krzesłem w kabinie. Zadzwonię dziś do znajomego, który będzie mógł ci pomóc.
    - Jak to mam rozumieć?
    - A tak, że za kilka dni w łazience zamontują ci uchwyty, żebyś mógł poradzić sobie tam sam, no i siedzenie składane do kabiny. Wtedy chyba będzie dobrze?
    - Mówisz poważnie? – on chyba śni. – Masz pojęcie ile to kosztuje? Gdyby ciotkę było stać już dawno mógłbym radzić sobie sam, a tak...
    - Teraz masz pieniądze. Nie spisywaliśmy intercyzy, zresztą to mijałoby się z celem prawda? – w tej chwili naszła go myśl, czy Antrosa wiedział na co się godził i z jakiego powodu.
    - Wiem co masz na myśli. Ale z tego co słyszałem to ty nalegałeś na ślub. Tak powiedział pan Baner – obruszył się. Teraz Kaylor będzie mu wypominał, że wyszedł za niego dla kasy? Nie robił tego z własnej woli. Nic nie obchodziły go jego pieniądze!
    - Zgadza się. Od początku chciałem tego ślubu – może zamiast „od” powinien powiedzieć „na”, jednak tego mąż wiedzieć nie musi.


Pojechał razem z Kaylorem do łazienki. Wyłożona była kafelkami o kolorze błękitu. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to duża i przestronna kabina prysznicowa z zaokrąglonym brodzikiem. To było jedyne pomieszczenie bez okien, połączone z toaletą. Po jednej stronie były trzy białe szafki, obok zauważył automatyczną pralkę. Na przeciwko znajdowało się jedynie prostokątne lustro sięgające go klatki piersiowej. Na nim leżało tylko jakieś pudełeczko.

    - Ręczniki są w pierwszej szafce od drzwi. Bierz ile potrzebujesz. Jak korzystam z dwóch – wskazał na białe, puchate ręczniki wiszące obok lustra. – Kosmetyki, i reszta dupereli jest w środkowej. Żele do kąpieli, szampony...
    - Kaylor, widzę. Dziękuję, za pomoc – nie był pewny jak powinien się zachować, ale na pewno musiał mu podziękować.

Najgorsza czynność, znienawidzona przez Caleba trwała godzinę. Od razu Kaylor przyniósł mu taboret i wstawił pod prysznic. Ustawił mu rączkę tak by mógł swobodnie nią operować, a inne potrzebne rzeczy ustawił na podłodze w zasięgu jego rąk. Bał się, że mężczyzna mu nie pomoże, ale na szczęście, po nieprzewidzianych okolicznościach, tak się nie stało.
Stwierdził, że lepiej będzie rozebrać się od razu niż pakować się do kabiny, a dopiero potem pozbywać się ubrań. Z tego co widział, Kaylor był bardzo otwarty i nie wstydził się paradowania przed nim w samych majtkach. Rozpiął swoją białą koszulę, w której brał ślub zaledwie kilka godzin temu i odłożył ją na szafkę. Robiąc to, miał niezmierną ochotę zapaść się pod ziemię. A natarczywe wpatrywanie się w niego przez Kaylora wcale mu nie pomagało poczuć się swobodnie.


~~* * *~~


Takiego widoku się nie spodziewał. Wyobrażał sobie wszystko, ale nie to, że Antrosa jest taki wysportowany. Obojczyki miał wyraźnie zarysowane, barki miał szerokie, brzuch płaski i umięśniony. Ze wszystkich stron było widać mięśnie. Doszedł do wniosku, że mąż musi dużo ćwiczyć skoro tak wygląda. Przecież jego ciało nie mogło wyglądać od siedzenia całymi dniami w wózku. Musiał przyznać, że Caleb jest naprawdę atrakcyjny. Co nie zmienia faktu, że jest kaleką.
W pewnym momencie zauważył, że mąż zaczyna siłować się ze spodniami. Rozpiął guzik i zamek, ale miał problemy ze zdjęciem ich. Najwyraźniej trafia mu się kolejna okazja, by pożartować. Podszedł do niego stając twarzą do blondyna. Pochylił się do jego ucha i łapiąc za nogawki spodni na udach wyszeptał.


    - A może jednak wezmę kąpiel z tobą?




1 Antropofobia - informacje Wikipedia

8 komentarzy:

  1. To grzech przerywać w takim momencie......

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu mam wrażenie, że rozdział był krótki T.T
    Tak bardzo chce więcej *-*
    Zastanawiam się kiedy Kaylor w końcu wybuchnie i rozpęta się burza haha:P
    Jak zawsze cudownie!!!!!
    Czekam na na jeszcze więcej, tak wiem jestem zachłanna :P
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!!!!

    Katrina

    OdpowiedzUsuń
  3. Ile planujesz rozdziałów?
    Tak, nie mogę się końca doczekać. :D
    Weny. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przewiduję powyżej dwudziestu. Mam już napisanych piętnaście. Jak dobrze pójdzie, niczego nie mogę obiecać, to w ciągu dwóch tygodni powinnam skończyć :D

      Usuń
  4. Zapraszam serdecznie do nowo-utworzonej grupy na facebooku o tematyce yaoi.
    Nabór do moderacji i administracji otwarty!
    https://www.facebook.com/groups/1734235083494615/?fref=ts

    ~Yumi

    OdpowiedzUsuń
  5. Zauważyłam pewną nieścisłość. Na początku opowiadania, chyba w 2 rozdziale, opisywałaś, że Kaylor bierze kąpiel w wannie a teraz jej nie ma. Chyba, że ja się pomyliłam.
    Nikt by nie chciał, aby tak wyglądał pierwszy pocałunek. Caleb niech nie daje się stłamsić.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    Kaylor mnie wkurza, to jego zachowanie, ma go za bezwartościowego śmiecia, chętnie coś bym mu ucieła... jestem bardzo ciekawa reakcji jak się dowie, że to właśnie Celeb jest tym tajemniczym pisarzem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń