Dziękuję za komentarze :)
Obudził się
jak zwykle o ósmej, lecz tym razem zamiast być wypoczętym, czuł
się fatalnie. Głowa mu pulsowała a wiele alkoholu nie wypił.
Brzuch go bolał i ogólnie czuł się nie najlepiej, wyprany ze
wszystkich sił, osłabiony. Nie chciało mu się nawet podnieść z
łóżka. Z małymi utrudnieniami przekręcił się na drugi bok nie
patrząc się w ścianę, ale w tą drugą. Obrysował wzrokiem
pomieszczenie, na którego dokładnie poznanie będzie miał czas
dzisiaj. Na przeciwko niego znajdowało się biurko z krzesłem
obrotowym, na którym leżały ubrania z poprzedniego dnia. Tak jakby
poprzedniego. Trafnym określeniem było by ubrania z nocy. Wcześniej
nie zwrócił na to uwagi, ale po kiego grzyba mu krzesło? Może to
małe niedopatrzenie Kaylora? Nieważne. Nie będzie się nad tym
rozwodził. Meblościanka w kolorze jasnego brązu była pusta i cała
do jego dyspozycji. Dzisiaj zajmie się porządkowaniem swoich
rzeczy. I znów pojawił się problem, bo będzie potrzebował pomocy
Kaylora, by ten ułożył coś na wyższych półkach. Nagle usłyszał
znajomy dźwięk, którym jego brzuch informował go, że potrzebuje
jedzenia. Więc czy chce, czy nie musi wstać i zagłuszyć te
zawstydzające dźwięki. Najpierw wypadałoby gdyby się przebrał...
i umył.
- Jak ja
mam to niby zrobić? – pierwszy dzień małżeństwa, a on już
chce wracać do swojego domu i cioci zawsze wiedzącej czego
potrzebuje.
Miał
ochotę się rozpłakać. Nie zniesie tego. Mimo ogromnej
przestrzeni, w której mógł się poruszać czuł się bardzo
ograniczony. Jakby będąc w zupełnie nieznanym miejscu zamknął
oczy i nie wiedział, w którą stronę pójść. Jak mały chłopiec,
który w tłumie ludzi zgubił swoją ukochaną ciocię. Gdyby był w
domu, to ciocia już dawno weszłaby do jego pokoju, pomogła w
przebraniu się i zaprowadziła go do łazienki, aby mógł się
ogarnąć. Miał obudzić Kaylora i go o to poprosić czy zrobić
wszystko samemu ryzykując spadnięciem z wózka i ciężką ponowną
wspinaczkę na niego?
Nie zdążył
wybrać żadnego z dwóch wyjść, bo jego telefon zaczął wydawać
z siebie nieprzyjemne dźwięki w postaci głośnej muzyki. Usiadł i
oparł się o wezgłowie łóżka. Pochwycił komórkę i
rejestrując, że dzwoni przyjaciółka szybko odebrał. Potrzebował
na gwałt usłyszeć jej głos.
- Cześć,
Caleb. Jak się tam trzymasz? Udała się noc poślubna? –
zażartowała, lecz jemu nie było do śmiechu.
- Przestań
– jęknął ciężko zaciskając palce na nasadzie nosa. Ona
słysząc łamiący się głos natychmiast spoważniała.
- Co się
stało? – zapytała z troską w głosie.
- Dziwnie
się tu czuję, nie pasuję do takiego miejsca. Wolałby zostać w
swoim starym domu. Nie chcę mieszkać z obcym facetem. Wiesz, że
nie znoszę interakcji z obcymi ludźmi.
- Ale nic
ci złego nie zrobił, prawda?
- Nie... A
co do tej nocy poślubnej, to do niczego nie doszło. Na
szczęście. Ja chyba wysiądę psychicznie.
- Caleb,
wiem, że jesteś introwertykiem, ale nie sądzisz, że powinieneś
przełamać ten strach do innych ludzi? Na weselu jakoś się
trzymałeś. Dużo rozmawiałeś ze swoim redaktorem.
- Jednak
byłaś tam ty i ciotka. Tu jestem zupełnie sam. Źle się czuję.
A jak pomyślę, że on mógł w nocy zażądać ode mnie seksu to
zbiera mi się na wymioty. Brzuch mnie boli ze stresu. W dodatku nie
wiem jak mam się umyć – Lilith słysząc jego przerażony głos
wiedziała, że Caleb na jeden z tych swoich napadów. Zaczęła
więc go szybko uspokajać, by mężczyzna zrozumiał, że wcale nie
jest pozostawiony samemu sobie. Że ma kogoś dla kogo jest ważny.
- Powinnam
przyjechać? Wystarczy, że powiesz „tak”, dasz mi adres a ja
jestem u ciebie minuta osiem.
- Wiem, że
przesadzam. Ja po prostu się boję. Równocześnie chcę być sam i
mieć kogoś koło siebie. Ale na pewno nie jego. Ma przerażające
spojrzenie.
- Boisz się
go? – gdy odpowiedziała jej cisza już znała odpowiedź. Ona
podobnie jak pani Abigail bardzo ubolewała nad zachowaniem
mężczyzny. Lecz z jednej strony to nie jest do końca jego własne
widzimisię. Od kilku lat cierpi na antropofobie, która objawia się
zaburzeniami lękowymi oznaczającymi lęk przed ludźmi. W
odróżnieniu od fobii społecznej, antropofobia oznacza lęk przed
ludźmi w ogóle, natomiast fobia społeczna
lęk
przed relacjami interpersonalnymi
i
odrzuceniem oraz ośmieszeniem. W klasyfikacji ICD 1 antropofobia
traktowana jest jako szczególny przypadek fobii społecznej.1
Obie
miały nadzieję, że Caleb przezwycięży swoje lęki, zważywszy
na to, że od zawsze chciał mieć partnera i się zakochać. A
choroba powstała jeszcze w liceum. Była częściowo odpowiedzialna
za jego strach do ludzi. Mimo że on powtarzał, iż nie ma w tym
jej winy, ona wiedziała swoje.
-
Trochę – szepnął do mikrofonu prawie niesłyszalnie. – Ale
poproszę go o pomoc. Jakoś. Muszę. Poza tym nie jest aż tak
tragicznie. Żyję.
-
To się cieszę – Caleb nie mógł tego zobaczyć, ale jej twarz
zalała się ulgą. Miała ogromną nadzieję, że Kaylor pomoże
jej przyjacielowi i wykorzeni ten strach oraz chorobę z niego.
-
A ja się cieszę, że zadzwoniłaś i mnie wspierasz, Lilith. Od
zawsze.
Uspokoił
się po rozmowie z przyjaciółką i nabrał odwagi, by porozmawiać
z Ledwoodem. Łatwe to dla niego nie będzie, ale nie ma innego
wyjścia. Odłożył komórkę na łóżko a mokre od potu ręce
wytarł w spodnie. Jest mężczyzną, więc nie może się bać.
Zachowuję się bezbronna, naiwna, delikatna dziewczynka, która boi
się wszystkiego i wszystkich. Jest skończonym tchórzem.
Za
pomocą rąk pokierował swoimi nogami i postawił je na podłodze.
Sięgnął po wózek. Ustawił go jak zwykle i dźwigając swoje
ciało usiadł na fotelu, natychmiast przełożył zwisające przez
oparcie kończyny. Wszystko poszło mu sprawnie przez lat praktyki,
co nie świadczyło o tym, że łatwo mu było utrzymywać się na
samych rękach przez dłuższy czas. Omijając zapakowane walizki
podjechał do drzwi i otworzył je. Znalazł się na korytarzu, tak
jak wczoraj zapamiętał. Sprawnym ruchem, nie obijając się o meble
ani o ściany znalazł się w ogromnej sypialni Kaylora. Bardzo mu
się podobał ten dom, taki duży i przestronny, no i w ładnych
kolorach, widać wyraźnie w tym było wielbienie właściciela do
intensywnych kolorów. Rozglądając się po pomieszczeniu
spostrzegł, że okna są wciąż zasłonięte, ubrania, które
mężczyzna miał na sobie na ślubie leżą na podłodze, a on sam
jest zakopany w białej pościeli aż po samą głowę. Teraz to
dopiero zaczął się zastanawiać czy powinien go budzić.
Westchnął
cicho i drapiąc się chwilkę po czole podjął decyzję. Miał
nadzieję jej nie żałować. Choć z drugiej strony dlaczego mąż
miał mu odmówić pomocy? Zadał sobie to pytanie i o dziwo nie
znalazł odpowiedzi.
-
Kaylor – powiedział najpierw, a gdy to nie podziałało zbliżył
się do prawej strony łóżka, gdzie mężczyzna leżał i zaczął
potrząsać jego ramieniem powtarzając jego imię.
~~*
* *~~
Pamiętał,
że coś mu się śniło, i mimo że mu się to podobało za żadne
skarby świata nie mógł sobie przypomnieć żadnych szczegółów.
Jedyne obrazy jakie przelatywały mu w głowie to widok jakiegoś
mężczyzny. Gdziekolwiek on by się nie znalazł, ten mężczyzna
też tam był. Bardzo go to intrygowało. Jednak sen zaczął się
kończyć, uciekać, a on odzyskiwał świadomość, gdy jakiś
przyjemny dla uszu głos zaczął wypowiadać jego imię. Jedyne co
go w tym denerwowało to trzęsienie jego ramieniem. Powoli i
niechętnie wracał z krainy Morfeusza wprost w objęcia
rzeczywistości.
-
Przestań – syknął by nieprzyjemne uczucie ustało. Osoba, która
śmiała go obudzić posłuchała rozkazu i natychmiast zamilkła.
Ledwo
udało mu się otworzyć oczy, a już miał ochotę je zamknąć,
przekręcić się na drugi bok i ponownie zasnąć. Gdy zabierał się
za realizację swojego planu usłyszał swoje imię wypowiedziane tym
ładnym i miłym dla ucha głosem. Poderwał się do góry przetarł
znużoną i zaspaną twarz dłońmi. Po chwili, gdy mógł patrzeć
się w jeden punkt przeniósł spojrzenie ze ściany naprzeciwko na
osobę znajdującą się tuż obok.
-
Coś się stało, że budzisz mnie w środku nocy? Jeśli czegoś
potrzebujesz to wszystko jest do twojej dyspozycji. Zdaje się, że
już to mówiłem, a nie lubię się powtarzać. Czuj się jak w
domu.
-
Tak, pamiętam co mówiłeś, ale nie o to mi chodzi. Poza tym, jest
już ósma rano.
-
Otóż to. Jak dla mnie to stanowczo za wcześnie – spojrzał się
tak jakby to było oczywiste i Caleb powinien to doskonale wiedzieć
i na przyszłość nie zrywać go z wyrka bladym świtem. – Masz z
czymś problem? – nie żeby go to obchodziło czy się tym
przejmował, zapytał dla przyzwoitości licząc na to, iż
mężczyzna zaprzeczy.
-
Właściwie to chciałem się umyć, ale... – uciął modląc się
w duchu, żeby Kaylor zrozumiał o co mu chodzi, a on nie musiał
nic wyjaśniać, bo chyba spali się ze wstydu.
-
Ale? – o co, do diabła, chodzi Antrosie? Czeka na jego
pozwolenie, czy jak?
-
No, ja...
Gdy
to usłyszał, uświadomił sobie dlaczego zaczął nienawidzić tego
młodego mężczyznę. Caleb nie był brzydki. Podobał mu się,
bardzo. Głos też miał bardzo ładny, melodyjny, kojący. Ale nie
przyzna tego przed samym sobą. Nie wiedział tylko jaki jest z
charakteru, nie znał go i nic o nim nie wiedział. Jednak fakt, że
jest kaleką wprawiała go we wściekłość. Nieważne jaki mógłby
być doskonały, jak wiele byłoby plusów w nim, to, że jeździ na
wózku, przebijało wszystko. Wymazywało pozytywne rzeczy, które w
nim były. Kaylor po prostu nie mógł pogodzić się z myślą, że
jego mąż jest kaleką. Mimo że nigdy nie było to jego winą,
nienawidził go za to i był pewny, że to się nie zmieni.
Przez
chwilę zastanawiał się co teraz? Miał może mu we wszystkim
usługiwać? Caleb był dla niego bezużytecznym śmieciem, którego
powinien się pozbyć, jednak żeby to się ziściło musi czekać
dwanaście miesięcy. Za rok w lipcu będzie szczęśliwym
rozwodnikiem.
-
Kaylor? – do jego uszu dotarł ściszony głos Caleba. Mężczyzna
patrzył się na niego z prośbą w oczach.
-
Ach, rozumiem. Ze względu na twój stan, ja muszę ci pomóc. Sam
się nie wykąpiesz. Jeśli chciałeś nadrobić noc poślubną pod
prysznicem to trzeba było mówić śmiało – postanowił pójść
za ciosem i trochę go podrażnić. Gdy zaproponował mu spanie w
jednym łóżku odrzucił jego propozycję nawet się nie
zastanawiając. Oczywiście palcem go nie tknie, ale może sprawdzić
jego reakcję na podteksty, którymi rzuca. Rekompensatą za
usługiwanie Antrosie będą dwuznaczne rozmowy. Takie
są najlepsze,
pomyślał.
Caleb
zdając sobie sprawę co ma na myśli Kaylor natychmiast zrobił się
cały czerwony na twarzy i wpatrywał się w mężczyznę z
niedowierzaniem. Nie ma mowy by zrobił to, o czym Ledwood pomyślał.
Nie chce tego robić. Powinien mu powiedzieć, że jeszcze nigdy nie
był z mężczyzną w ten sposób? Prędzej rzuci się pod jadący
pociąg. Mąż nie jest kimś, komu może zaufać. Skąd miał
wiedzieć czy ten go nie wyśmieje, nie będzie szydził? Wolał
siedzieć cicho na ten temat.
-
Chciałbym się tylko umyć. Nie zamierzam robić niczego więcej.
Chyba to rozumiesz, prawda?
-
Masz niezły tupet, żeby dawać mi kosza po raz drugi –
uśmiechnął się przebiegle.
Antrosa
zaczyna coraz bardziej działać mu na nerwy, myśli, że kim jest?
Zerwał się z łóżka odrzucając kołdrę na bok. Stanął
naprzeciwko Caleba. Młody mężczyzna podniósł zdziwiony wzrok. On
za to zrobił jeszcze większego banana na twarzy i zmrużył oczy.
Pochylił się, złapał blondyna za ramiona i wycisnął na jego
ustach mocny, władczy pocałunek. Z satysfakcją patrzył jak
zielone oczy rozszerzają się w szoku i zastygają. Miał ochotę
wybuchnąć śmiechem. Czyżby zrobił to tak szybko i
niespodziewanie, że mężczyzna nie potrafił oddać pocałunku, czy
po prostu nie chciał? Ale jakim cudem ktoś nie chciałby całować
jego? Mężczyźni zawsze do niego lgnęli, więc teraz nie rozumiał
zachowania swojego męża. Gdyby na jego miejscu był kochanek, facet
poderwany w „Lust” to z tego pocałunku już dawno przeszli by do
orala.
Podgryzał
wargi blondyna, które nawet nie śmiały się poruszyć. Czuł ich
delikatną strukturę. Polizał językiem jego dolną wargę spijając
z niej nektar. W pieszczocie warg nie było za grosz delikatności,
do jakiej Kaylor nie był przyzwyczajony. Uświadomił sobie, że to
pierwszy raz gdy całuje kogoś z taką pasją. W zasadzie prawie
nigdy nie całował swoich kochanków. Uważał, że coś takiego to
drobnostka bez znaczenia i każdy seks byłby bez tego lepszy, po co
bawić się w sentymenty. Poza tym całowanie się z facetem, który
chwilę wcześniej ssał mu kutasa uważał za obrzydliwe. Prędzej
porzygałby się niż to zrobił.
~~*
* *~~
W
głowie mu szumiało i przez kilka sekund nie wiedział co się
dzieje. Mógł się spodziewać wszystkiego, ale nie tego, że
Kaylor... pocałuje go. Zmroziło go. Nie potrafił się poruszyć
choćby o milimetr, jak znieruchomiał tak nie ruszał się przez
całą pieszczotę, która nie była taka jaką zawsze sobie
wyobrażał, że dzieli z partnerem. Spodziewał się czegoś
bardziej subtelnego, delikatnego. To co robił mu mąż wcale a wcale
mu się nie podobało. Choć nie potrafił go powstrzymać. Mógł
odepchnąć mężczyznę ręką, lecz tego nie zrobił. Zamiast tego
zaciskał je na swoich spodniach. Chciał żeby to już się
skończyło. Mąż robił z jego wargami co mu się żywnie podobało,
a on nie potrafił odpowiedzieć. Nawet jeśli chciałby to i tak nie
wiedział jak. Nigdy się nie całował, bo i z kim? Bał się, że
gdyby spróbował a robiłby to nieumiejętnie to Ledwood mógłby go
wyśmiać, wolał nie podejmować się niczego. Pocałunek przybrał
na sile w mgnieniu oka. Sąsiednie usta naciskały na niego,
miażdżyły. Z początku chłodne, z czasem robiły się gorętsze
jak pieszczota mu serwowana. Nagle poczuł na swojej szczęce dłoń.
Pokierował wzrokiem szukając błękitnych oczu męża. Te
przyglądały mu się z wielką uwagą i błyskającymi iskierkami.
Kciuk nacisnął na jego brodę sprawiając, że jego wargi
natychmiast się rozchyliły. Zanim zdążył zareagować, śliski
organ wtargnął do środka penetrując wnętrze jego ust. Czuł jak
na twarzy czerwienieje do granic możliwości. Zdawało mu się, że
po całym ciele przechodzą go ciarki. Nie wiedział co o tym sądzić.
Przerażające oczy Kaylora nie zdradzały nic. Natomiast uśmiech
sugerował, że mąż dobrze się nim bawił. Odzyskał przytomność
i oderwał od niego wzrok. Kiedy język zabawiał się w jego wnętrzu
i próbował zaprosić do igraszek kolegę postanowił to przerwać.
Brakowało mu tchu, musi zaczerpnąć powietrza. Puścił nogawki
spodni i położył je na klatce mężczyzny. Ten z początku nie
rozumiejąc szybko przekonał się o co chodzi Calebowi, gdy ten go
odepchnął i odwrócił głowę w drugą stronę przerywając
pocałunek.
W
końcu mógł wziąć głęboki oddech. Brakowało mu już powietrza,
odkaszlnął kilka razy. Teraz nie potrafił spojrzeć mu w oczy.
Pierwszy raz przeżył coś takiego. Nie podobało mu się to. Na
pewno mu się to nie podobało. Od początku miał dosyć, ale to co
stało się potem... Kaylor wsadził mu język do ust. To było
dziwne doświadczenie. Tak naprawdę to nie wiedział jak opisać to
co czuł przez ten czas. To było nowe, nieznane uczucie, którego
doświadczył pierwszy raz podczas swojego życia. Naprawdę miał
mętlik w głowie. A w duchu modlił się, by mężczyzna nie żądał
od niego jeszcze więcej.
~~*
* *~~
Dziwił
się sam sobie. Tym razem się jednak zapędził. Mógł poprzestać
na tym co robił do tej pory, a nie pogłębiać pocałunek. To było
głupie z jego strony, co nie zmieniało faktu, że został
odepchnięty. Zaraz go szlag trafi. Jaki facet mógł oprzeć się
jemu?! Pierwszy raz się spotyka z takim zachowaniem, dlaczego
wszyscy mężczyźni, z którymi spał często sami wpychali mu się
do łózka, pieprzyli się jak króliki. A Caleb? Mąż?! On go
jeszcze odtrącał. Czy oni rzeczywiście będą przez całe
małżeństwo sypiać w oddzielnych pokojach, nie będą uprawiać
seksu? Chyba każdy na jego miejscu byłby wściekły, lecz starał
się tego nie pokazywać. Przecież wcale mu na nim nie zależy.
Gdyby tak było, on musiałby być umierający, by się do tego
przyznać. Sam powiedział, że go nie dotknie. Problem w tym, że
chce kogoś przelecieć, zdradzić nie może a pod ręką ma jedynie
męża.
-
Nie rób takiej miny, takie coś jest normalne między małżonkami,
czyż nie? – powiedział z irytacją. Odsunął się od niego i
podszedł do barku. Wyciągnął szklankę i nalał do niej
kremowego likieru, jednego z kilku które posiadał.
-
Musiałeś wczoraj bardzo dużo wypić, smakowałeś alkoholem –
przełamał wstyd i palące poliki, by spojrzeć na męża. W końcu
nie zamierza siedzieć cicho jak mysz pod miotłą do końca życia.
-
Piję tyle ile chcę. I kiedy chcę. Śniadań nie jem. Zrób sobie
coś jeśli jesteś głodny. Na obiad pojedziemy do ojca. Kazał mi
cię przywieść. W sumie dobrze się składa, i tak miałem tam
jechać po prezenty. Trochę ich jest. Ale najpierw kąpiel. Skoro
ja też muszę się umyć, a raczej nie zasnę to możemy iść tam
razem.
-
Słucham? – przestraszył się, wizja ich dwóch, nagich w ciasnej
kabinie mu się nie uśmiechała.
-
Widzę, że nie jesteś chętny do żadnych małżeńskich
powinności. Trudno – wzruszył ramionami nie przejmując się
zachowaniem Caleba. Byłoby z nim źle gdyby mężczyzna w
jakimkolwiek stopniu zaczął go obchodzić.
Odłożywszy
szklankę na komodę wyciągnął z niej czystą bieliznę. Antrosa
pojechał do swojego pokoju odszukać swoje ubrania. Wygląda na to,
że faktycznie będzie musiał mu pomóc. Pytanie jak? Przecież
on nie ustoi sam, a trzymać go nie mogę. To pierwszy raz, gdy
żałuję braku wanny. Ech, co ja mam z nim zrobić?
Drapał
się po głowie kombinując jak załatwić sprawę kąpieli, bo
zresztą blondyn nie miał problemu. Nagle wpadło mu coś do głowy.
W tym samym czasie w sypialni zjawił się Caleb.
-
Na jakiś czas będziesz musiał zadowolić się krzesłem w
kabinie. Zadzwonię dziś do znajomego, który będzie mógł ci
pomóc.
-
Jak to mam rozumieć?
-
A tak, że za kilka dni w łazience zamontują ci uchwyty, żebyś
mógł poradzić sobie tam sam, no i siedzenie składane do kabiny.
Wtedy chyba będzie dobrze?
-
Mówisz poważnie? – on chyba śni. – Masz pojęcie ile to
kosztuje? Gdyby ciotkę było stać już dawno mógłbym radzić
sobie sam, a tak...
-
Teraz masz pieniądze. Nie spisywaliśmy intercyzy, zresztą to
mijałoby się z celem prawda? – w tej chwili naszła go myśl,
czy Antrosa wiedział na co się godził i z jakiego powodu.
-
Wiem co masz na myśli. Ale z tego co słyszałem to ty nalegałeś
na ślub. Tak powiedział pan Baner – obruszył się. Teraz Kaylor
będzie mu wypominał, że wyszedł za niego dla kasy? Nie robił
tego z własnej woli. Nic nie obchodziły go jego pieniądze!
-
Zgadza się. Od początku chciałem tego ślubu – może zamiast
„od” powinien powiedzieć „na”, jednak tego mąż wiedzieć
nie musi.
Pojechał
razem z Kaylorem do łazienki. Wyłożona była kafelkami o kolorze
błękitu. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to duża i przestronna
kabina prysznicowa z zaokrąglonym brodzikiem. To było jedyne
pomieszczenie bez okien, połączone z toaletą. Po jednej stronie
były trzy białe szafki, obok zauważył automatyczną pralkę. Na
przeciwko znajdowało się jedynie prostokątne lustro sięgające go
klatki piersiowej. Na nim leżało tylko jakieś pudełeczko.
- Ręczniki
są w pierwszej szafce od drzwi. Bierz ile potrzebujesz. Jak
korzystam z dwóch – wskazał na białe, puchate ręczniki wiszące
obok lustra. – Kosmetyki, i reszta dupereli jest w środkowej.
Żele do kąpieli, szampony...
- Kaylor,
widzę. Dziękuję, za pomoc – nie był pewny jak powinien się
zachować, ale na pewno musiał mu podziękować.
Najgorsza
czynność, znienawidzona przez Caleba trwała godzinę. Od razu
Kaylor przyniósł mu taboret i wstawił pod prysznic. Ustawił mu
rączkę tak by mógł swobodnie nią operować, a inne potrzebne
rzeczy ustawił na podłodze w zasięgu jego rąk. Bał się, że
mężczyzna mu nie pomoże, ale na szczęście, po nieprzewidzianych
okolicznościach, tak się nie stało.
Stwierdził,
że lepiej będzie rozebrać się od razu niż pakować się do
kabiny, a dopiero potem pozbywać się ubrań. Z tego co widział,
Kaylor był bardzo otwarty i nie wstydził się paradowania przed nim
w samych majtkach. Rozpiął swoją białą koszulę, w której brał
ślub zaledwie kilka godzin temu i odłożył ją na szafkę. Robiąc
to, miał niezmierną ochotę zapaść się pod ziemię. A natarczywe
wpatrywanie się w niego przez Kaylora wcale mu nie pomagało poczuć
się swobodnie.
~~*
* *~~
Takiego
widoku się nie spodziewał. Wyobrażał sobie wszystko, ale nie to,
że Antrosa jest taki wysportowany. Obojczyki miał wyraźnie
zarysowane, barki miał szerokie, brzuch płaski i umięśniony. Ze
wszystkich stron było widać mięśnie. Doszedł do wniosku, że mąż
musi dużo ćwiczyć skoro tak wygląda. Przecież jego ciało nie
mogło wyglądać od siedzenia całymi dniami w wózku. Musiał
przyznać, że Caleb jest naprawdę atrakcyjny. Co nie zmienia faktu,
że jest kaleką.
W pewnym
momencie zauważył, że mąż zaczyna siłować się ze spodniami.
Rozpiął guzik i zamek, ale miał problemy ze zdjęciem ich.
Najwyraźniej trafia mu się kolejna okazja, by pożartować.
Podszedł do niego stając twarzą do blondyna. Pochylił się do
jego ucha i łapiąc za nogawki spodni na udach wyszeptał.
- A może
jednak wezmę kąpiel z tobą?
1 Antropofobia - informacje Wikipedia
To grzech przerywać w takim momencie......
OdpowiedzUsuńCzemu mam wrażenie, że rozdział był krótki T.T
OdpowiedzUsuńTak bardzo chce więcej *-*
Zastanawiam się kiedy Kaylor w końcu wybuchnie i rozpęta się burza haha:P
Jak zawsze cudownie!!!!!
Czekam na na jeszcze więcej, tak wiem jestem zachłanna :P
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!!!!
Katrina
Ile planujesz rozdziałów?
OdpowiedzUsuńTak, nie mogę się końca doczekać. :D
Weny. :*
Przewiduję powyżej dwudziestu. Mam już napisanych piętnaście. Jak dobrze pójdzie, niczego nie mogę obiecać, to w ciągu dwóch tygodni powinnam skończyć :D
UsuńSuper. :)
UsuńZapraszam serdecznie do nowo-utworzonej grupy na facebooku o tematyce yaoi.
OdpowiedzUsuńNabór do moderacji i administracji otwarty!
https://www.facebook.com/groups/1734235083494615/?fref=ts
~Yumi
Zauważyłam pewną nieścisłość. Na początku opowiadania, chyba w 2 rozdziale, opisywałaś, że Kaylor bierze kąpiel w wannie a teraz jej nie ma. Chyba, że ja się pomyliłam.
OdpowiedzUsuńNikt by nie chciał, aby tak wyglądał pierwszy pocałunek. Caleb niech nie daje się stłamsić.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńKaylor mnie wkurza, to jego zachowanie, ma go za bezwartościowego śmiecia, chętnie coś bym mu ucieła... jestem bardzo ciekawa reakcji jak się dowie, że to właśnie Celeb jest tym tajemniczym pisarzem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia