Dziękuję wszystkim za komentarze :D
Minęło
kilka dni a on nie dostał żadnej wiadomości od Dee, żadnego
sms'a, żadnego połączenia. Mężczyzna nawet nie próbował się z
nim skontaktować osobiście. Rozumiał, że musi załatwić swoje
sprawy i tak dalej, ale mógłby mu powiedzieć, że u niego wszystko
w porządku. Co miał poradzić, iż się martwił? Mimo że
przyjaciel, bo w gruncie rzeczy nadal nimi byli, wkurzył go tym
swoim wyjściem zakończonym sprzeczką. Co oni do cholery
wyprawiają?! Nie powinni tak się zachowywać, od początku
utrzymywał, że powinni zostać jedynie przyjaciółmi, tak było
najlepiej. To było idealne wyjście... proste, szybkie, łatwe i
bezkonfliktowe. W każdym związku są wzloty i upadki, a jeśli w
ich były by tylko upadki? Byli by razem. I co? Później mają się
rozejść przez jakąś bzdurę, zdradę czy znudzenie się sobą?
Mieliby grać przyjaciół? Po tym jak ze sobą spali? Co to to nie!
Nie może pozwolić Dee sobą kierować, wleźć sobie na głowę i
mu ulec. To przyniesie tylko nieszczęście. Z resztą nad czym on
się tak zastanawia? Przyjaciel prędzej czy później da sobie z nim
spokój, znajdzie jakiegoś fajnego faceta i będzie z nim
szczęśliwy.
Na
wyobrażenie Laytnera idącego pod rękę z mężczyzną, który go
kocha z wzajemnością, zadowolonych i zajętych wyłącznie sobą,
spędzających czas tylko w swoim towarzystwie, przyjaciela, którego
straciłby gdyby ten zaangażował się w jakiś związek, jego serce
przeszyła na wskroś ostra strzała opleciona cierniami. Znał ten
ból, bardzo dobrze go znał, pojawił się pierwszy raz gdy zobaczył
Dee z Ashtonem.
Usiadł z
ciężkim westchnięciem na skraju łóżka. Zastanawiał się nad
tym aż nadto. Ścisnął nasadę nos zamykając oczy. Będzie zimnym
draniem i niech sobie Laytner myśli co chce, nigdy z nim nie będzie.
Potrzebuje go jako przyjaciela, któremu może się zwierzyć,
porozmawiać o problemach, rozterkach, mężczyznach, a nie partnera,
który kiedyś mógłby go zdradzić, zostawić, odejść bez
słowa... Tak jak każdy poprzedni.
- Postawił
mnie w takiej sytuacji i co? Co on sobie w ogóle myślał? Nie
myślał, to jedyna odpowiedź. Niech cię szlag trafi, Dee!
~*~
Wchodzili
właśnie do ich ulubionej kawiarni. Świąteczny wystrój przykuwał
i cieszył wzrok. Od razu od jej nosa doleciał słodki zapach ciast
i ciasteczek pieczonych na miejscu na zapleczu. Ludzi jak zawsze było
od groma, lecz udało im się znaleźć wolny stolik. W drzwiach
powitali ich kobieta i mężczyzna przyodziani w świąteczne stroje.
W przypadku mężczyzny były to zielono – czerwone spodnie,
których nogawki były w tychże kolorach. Sweterek był koloru
czerwonego na klatce piersiowej a zielony na plecach. Całości
dopełniała czapka elfa w paski, także w tych dwóch, najbardziej
kojarzonych ze świętami, kolorach. Kobieta ubrana była w zielono –
czerwone rajstopy, zieloną sukienkę na na grubych ramiączkach
sięgającą do kolan, pod nią krwistego koloru bufiastą koszulę i
tak samo jak mężczyzna czapkę elfa. Najpierw nie zwróciła na to
uwagi, ale dostrzegła, że buty też należały do elfów z
zakręconymi czubkami. Reszta personelu miała identyczne stroje.
Wyglądali wspaniale, pracownicy bez wyjątku się uśmiechali, wręcz
promienieli. Atmosfera jak zwykle była cudowna, spokojna i taka
przyjazna. Właśnie dlatego to miejsce odwiedza tak dużo ludzi, co
się dziwić skoro to jeden z bardzo nielicznych lokali, które
wprawiają klientów ta świetny humor. Aż chce się tu przyjść i
spędzić czas. Lubiła tu przychodzić z przyjaciółmi, i mimo że
była tu teraz z jednym z nich, to nie było to tylko wyjście dwójki
dobrych kumpli na miasto. Zdjęła kurtkę i przewiesiła przez
oparcie krzesła, tak samo zrobił Derek. Usiedli naprzeciwko siebie
lustrując wzrokiem drugą połówkę. Uśmiechnęła się do niego
uroczo jak jeszcze nigdy do nikogo, tylko jemu mogła pokazać taką
siebie. Jak ona mogła nie zauważyć co on do niej czuje? Była
idiotką, czy co? Jesteśmy ślepi na to co mamy przez oczyma,
pomyślała trafnie. Chwilę potem podeszła do nich kelnerka-elf i
wzięła od nich zamówienie.
-
Wydaje mi się, że śnie- zagaił Clancy.
-
Jestem więcej niż pewna, że to nie sen. Choć gdyby Dee mnie nie
uświadomił, to pewnie nadal nie zdawałabym sobie sprawy z tego co
do mnie czujesz. Dlaczego nigdy mi tego nie powiedziałeś tylko
czekałeś tyle lat?
-
Jak miałbym to powiedzieć? Zawsze byłaś wspaniałą,
inteligentną i czarującą kobietą? Jak ja mógłbym mieć szansę?
Poza tym nie wiedziałem jak. To mi ciążyło, ale było warto
zmierzyć się ze strachem i odrzuceniem, gdybyś to uczyniła.
Jesteś niczym mój anioł- wyszczerzyło do niej białe ząbki,
kiedy stał się tak odważny, by tak mówić?
-
Derek, chyba przesadzasz- zaśmiała się, naprawdę była idiotką
nie widząc takiego faceta. Miły, spokojny, uczciwy, szanuje
kobiety, ludzi, zabiera w miejsca gdzie czuje się swobodnie, a nad
jego nieśmiałością, popracuje, oj popracuje.
-
Nic nie poradzę, że tak właśnie myślę, do tego jestem
zobowiązany wobec Dee, powinienem na kolanach mu dziękować-
rudzielec puścił ukochanej oczko i podparł brodę na dłoni.
-
Masz mu nie dziękować! Wkurzył mnie ostatnio.
-
Masz na myśli to jego zachowanie gdy dzwoniłaś do niego, po
dowiedzeniu się o jego mieszkaniu?
-
Dokładnie tak. Co za dupek! I weź tu się człowieku martw-
prychnęła niczym wściekła kotka.- Tak właściwie mówił ci co
zamierza?
-Z tego co wiem to mieszka znowu u rodziców. Od
początku świąt nie widzieliśmy się z nimi.
-
Może zorganizujemy spotkanie tutaj, co? Pójdę się zapytać czy
na konkretną godzinę będą mieli wolne stoliki to rezerwację
zrobię.
-
W porządku, Samy, ale zdajesz sobie sprawę, że Randy może
przyjść ze swoim partnerem?
-
Nie przypominaj mi o nim- warknęła- ten facet jest jakiś dziwny,
podejrzany i nie lubię go! Od pierwszego spojrzenia coś mi nie
pasował.
-
Samy, ale ty go nawet nie znasz. Widziałaś go raz w życiu i już
oceniasz, może w rzeczywistości jest inny?
-
Ale to nie tylko ja tak uważam. Ty tego nie widziałeś, ale gdyby
wzrok mógł zabijać, to Ashtonek padłby trupem pod spojrzeniem
Dee. Widać jemu też się nie spodobał.
-
Dziwi cię to? On kocha Rana, więc nienawidzi jego kochanka. Za
każdym razem gdy McLane sobie kogoś znajdował tak było.
Niektórzy nie mieliby nic przeciwko, ale Laytner taki ma charakter
i już.
-
Miłość nieodwzajemniona - najszczersze z uczuć, bo choć wiesz
że nie możesz na nic liczyć, nadal kochasz.
-
Święta prawda- przybliżywszy się złapał w dłonie kosmyk jej
czarnych włosów i ucałował.
~*~
Schował
telefon do kieszeni spodni po czym ubrał się i wyszedł z domu
rodziców. Głupio się czuł znów u nich mieszkając, dlatego że
jego mieszkanie zostało zrujnowane. Nie chciał zwalać się im na
głowę ze swoimi problemami, ale go zmusili. Po załatwieniu
wszystkich formalności poszedł zobaczyć cóż to za królestwo mu
ofiarują w zamian za poprzedni dom. Po gruntowym zastanowieniu,
które trwało całą minutę stwierdził, że rodzice mają rację i
poprzeszkadza im trochę. Mama wyściskała go tak jakby co najmniej
się kilka lat nie widzieli. Tata zagonił go gotowania z nim jakiejś
nowej potrawy, którą chciał wcielić do menu restauracji. I tak na
nic nierobieniu zleciał mu prawie tydzień, gdyż zadzwoniwszy do
profesora i przedstawieniu spraw dostał przymusowy urlop - czyt.
czas w którym musiał napisać, opracować wszystkie ważniejsze
badania i obserwacje na temat tego co robili w ciągu ostatniego
roku. Zaśmiał się histerycznie gdy zakończył rozmowę z
profesorem, gdyż ty „ważniejszych rzeczy” było z kilka
segregatorów. Zadawał sobie pytanie czym on sobie na to zasłużył.
Na szczęście koleżanka z pracy, z którą się skontaktował po
tym jak dostał wytyczne, obiecała, że mu ze wszystkim pomoże i
prześle mu elektronicznie kopie dokumentów, co uratuje mu tyłek.
Od początku współpracy odnaleźli wspólny język i dobrze się
dogadywali. Gdy ją zapytał czy nie ma nic przeciwko, że musi
pracować z homoseksualistą ona wyciągnęła telefon i pokazała mu
zdjęcie, na którym była ona i jakaś dziewczyna o ognistym kolorze
włosów. Po czym powiedziała, że to jej partnerka, z którą jest
już kilka lat. O nic więcej nie pytał. Ale dowiedział się, że
dopóki on nie zaczął pracować w laboratorium ona była jedyną
„inną” osobą. No a później on był drugą i żadne z nich się
z tym nie kryło. Bo po co? Przestał to ukrywać gdy dowiedzieli się
przyjaciele, a to było lata temu.
Przykro mu
było bo z jego mieszkaniem było okropnie. Nic się nie udało
uratować. Żałował, bo ciężko pracował dniami, a czasami bywało
że nocami, na to co się w nim mieściło. Teraz czuje się jakby
cofnął się o kilkanaście lat wstecz, znów przeżywał swoją
rodzącą się miłość i mieszkał z rodzicami bo nie był jeszcze
pełnoletni. Życie sobie chyba z niego kpi. Jakby miał mało na
głowie. Myśli cięgle zaprzątał mu przyjaciel, ich pocałunek i
kolejna sprzeczka sprzed kilku dni. Ma samo wyobrażenie, że
mieszkałby z Randy'm, bo mężczyzna sam to zaproponował, radość
go rozpierała i czuł jakby wzlatywał pod niebo, lecz z drugiej
strony to byłaby katorga. Właśnie dlatego kazał mu się
zastanowić nad sobą i tym czego od życia chce. McLane wie o
wszystkim i ma tylko dwa wyjścia. Pokocha go albo znajdzie sobie
nowego kochanka, którym nie będzie on. Z resztą nie zamierzał być
kumplem do łóżka, a takich swego czasu Randy miał na pęczki. Co
miał zrobić? Błagać go na kolanach, żeby nie spał z nikim, bo
świadomość tego raniła jego serce niczym sztylet przebijający
pierś na wskroś? Westchnął ciężko jakby na jego barkach
spoczywały problemy całego świata.
Jakiś czas
później szedł wzdłuż ulicy, przy której mieściła się
Gwiazdka. Dojście do tego miejsca zajęło mu więcej niż się
spodziewał, gdyż szedł spacerkiem mając za nic kazania Riggs, że
jak się z kimś umawia to przychodzi się punktualnie. Przed
południem dostał wiadomość od Dereka, że zamierzają się
spotkać tam gdzie zwykle o trzeciej popołudniu. Był kwadrans po,
ale co z tego? Z tego co widział, a widział doskonale, w idącej
postaci naprzeciwko niego rozpoznając Randy'ego, to nie on jeden się
spóźnił. Mężczyzna jak zwykle był opatulony chustą w kratkę,
którą wtedy pożyczył jemu, a która nosiła na sobie zapach
przyjaciela. Gdyby tylko mógł chętnie by sobie ją przywłaszczył.
Nie było aż tak zimno, ale momentami zawiewał ostry wiat. Na
szczęście dla wszystkich ludzi mieszkających w Wellington zamieć
się skończyła a po niej coraz częściej wychodziło słońce,
mimo że nie grzało jak na wiosnę, to było przyjemnie. On lubił
oddychać takim mroźnym powietrzem jakie panowało teraz. W końcu i
mężczyzna go zobaczył gdy byli coraz bliżej siebie.
Żaden nie
spuszczał wzroku z drugiego jakby ich spojrzenia walczyły ze sobą
i nie chciał lub nie mogły ustąpić. Po kilku krokach obaj stanęli
naprzeciwko siebie obok drzwi prowadzących do przytulnej kawiarni.
Przywitali się i weszli razem do środka.
~*~
To było
nieuniknione, prędzej czy później spotkaliby się, w końcu mają
tych samych znajomych, aczkolwiek myślał, że będzie potrafił się
kontrolować podczas spotkania z Dee. Jednak gdy idąc w stronę
„Pierwszej Gwiazdki” zobaczył Laytnera jego serce zaczęło bić
niebezpiecznie szybko, co ani trochę mu się nie spodobało.
Postanowił coś sobie i będzie się tego trzymać. Nie ma
najmniejszego zamiaru być dla mężczyzny kimś więcej niż tylko
przyjacielem.
Będąc w
ciepłym i przytulnym pomieszczeniu obaj zaczęli szukać wzrokiem
przyjaciół, których zobaczył chwilę potem gdy ujrzał machającą
im blondynkę z drugiego końca sali. Złapał Dee, który ich nie
zauważył, za ramię i pociągnął za sobą. Na krzesłach wokół
kwadratowego stolika przykrytego czerwonym obrusem siedziała
Samantha z Derekiem oraz Tony i mówiąca coś do niego Cassidy. Ich
ubrania były przewieszone przez oparcia siedzeń, więc oni obaj
również powiesili w ten sposób swoje. Czekały na nich krzesła
obok siebie, co jemu nie bardzo odpowiadało, ale spodziewał się,
że Dee nie ma nic przeciwko. Usiedli nic się do siebie nie
odzywając przysłuchując się rozmowie Reilly i Andersona.
- Czy ty
naprawdę nie wytrzymasz pięciu minut bez sprawdzenia poczty?
Uzależniania się leczy, wiesz?- prychnęła niezadowolona, bo
mężczyzna nic sobie nie robił z jej gadania. Wtedy uderzyła go
otwartą dłonią w głowę, zwracając jego uwagę na sobie.
- Nie
pitol, nie jestem uzależniony. Ja tylko integruję się z ludźmi-
powiedział przesuwając dotykowy ekran w dół czytając jakieś
nowe posty na Instagramie.
- Ty masz
integrować się z nami, przyjaciółmi, a nie z nieznanymi ludźmi,
których wcale nie znasz. Spędź z nami trochę czasu, to cię nie
zabije, Tony.
- Czy ty
musisz tak nadawać?- warknął i schował telefon do kieszeni jak
prosiła go o to Cassidy. Nie wytrzyma z tą kobietą. Denerwowała
go jak mało kto, ciągle rozkazywała, a on głupi wciąż jej
ulegał. Jest idiotą? Dlaczego właściwie się jej słucha?
- Wiesz, że
ona ma rację. Ostatnio narzekałeś, że nie masz z kim pogadać,
więc oto jesteśmy- odparł Clancy. - Pójdę złożyć zamówienie,
bo nie mogę znaleźć kelnerki. Co chcecie?
Każdy po
kolei powiedział mu co by najchętniej wypił czy zjadł a on zaraz
po tym pocałowawszy swoją dziewczynę w policzek podszedł do
długiej lady i poprosił o zamówienie. Obsługujący tam kelner
odebrał zapłatę i poinformował, że za parę minut wszystko
będzie gotowe i zostanie im przyniesione do stolika. Wrócił więc
do przyjaciół i siadając przyjrzał się z uwagą milczącym dotąd
Dee i Randy'emu.
- Chłopaki
jesteście podejrzanie cicho. Normalnie to Dee powiedziałbyś jakąś
kąśliwą uwagę albo oglądał coś w telefonie Tony'ego. Coś się
stało? A może chodzi o twoje mieszkanie?- wypalił na jednym
wdechu.
-
Przeszedłem z tym do porządku dziennego. Mieszkanie było, ale się
zmyło. Nie ma co rozpamiętywać- wzruszył ramionami- i nie, nic
mi nie jest. Nie widać jaki jestem radosny, jak tryskam energią?-
uniósł wysoko brew i spojrzał się na niego z nieodgadnioną
miną.
- Tia, po
prostu promieniejesz- dodała Riggs. - Ty Randy też nie wyglądasz
na zadowolonego. Co się z wami porobiło? Ktoś umarł czy jak?
- Samy, nie
wywołuj wilka z lasu- przestrzegła ją przyjaciółka.
- A tak
nawiasem mówiąc wszyscy myśleliśmy, że przyjdziesz z Ashtonem-
zwrócił się Andreson do McLane'a.
Na samo
wspomnienie tego imienia robiło mu się niedobrze. Co im miał
powiedzieć? Prawdę? Po jego trupie! Ustalił z Dee, że zachowają
w tajemnicy to co się stało. Nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Postanowił im powiedzieć tylko to co uważał za słuszne.
- Nie
musisz się już martwić, że go ze mną zobaczysz. Nie jesteśmy
już razem- mówiąc to miał obojętny wyraz twarzy, ale w jego
wnętrzu się gotowało. Przecież to wina Dee, że jest sam.
Chociaż z drugiej strony powinien być mu wdzięczny, bo
skurwielowi, z którym był zależało tylko żeby go przelecieć.
Cztery pary oczu zwróciły się w jego stronę bardzo zaskoczone.
Chyba się tego nie spodziewali.
-
Dlaczego?- padło pytanie z ust panny wszystko wiedzącej.
- Zdradził
mnie- odparł i sekundę później usłyszał słowa, które
przyprawiały go o ból głowy.
- A nie
mówiłam?! Od początku wiedziałam, że to kawał skurwiela.
Zmarnowałeś z nim trzy miesiące życia.
Oparł
głowę na dłoni i przejechał wszystkich znudzonym wzrokiem. Ale na
Dee nawet nie spojrzał. Takim swoim zachowaniem chciał mu dać
swoją odpowiedź, z której przyjaciel doskonale zdawał sobie
sprawę, i on to wiedział. Kątem oka spostrzegł, że kelner niesie
dużą tacę z ich zamówieniem i uśmiecha się do niego. Bo
ewidentnie się do niego szczerzył. Odpowiedział lekkim uśmiechem.
-
Dziękujemy bardzo- odpowiedzieli po czym kelner w stroju elfa, a
wyglądał w nim równocześnie śmiesznie i urokliwie, odszedł.
Randy podążył za nim wzrokiem obserwując go przez chwilę.
~*~
Znów to
samo. Ból w jego sercu był nie do opisania. Skąd on wiedział, że
tak się to potoczy? Hah, to było do przewidzenia. Randy po prostu
musiał się gapić na tego cholernego kelnera. Co gorsza facet był
totalnie w typie jego przyjaciela. Wysoki blondyn o niebieskich
oczach i czarującym uśmiechu. Jego jedyną wadą mógłby być
charakter. Rodzące się w jego głowie ponure myśli przerwała
blondynka zwracając się do bujającego w chmurach Randy'ego
sprowadzając go na ziemie.
- Co za
skończony dupek z tego Ashtona. Dlaczego cię zdradził? Przecież
nie dałeś mu żadnego powodu. Jesteś jaki jesteś, ale nigdy byś
pierwszy nie zdradził swojego kochanka.
- Cass,
nieważne. Było minęło. Nie obchodzi mnie on. A poza tym dwie
osoby się cieszą, że nie jestem z nim, więc chyba nie ma
problemu, nie?
- Nie będę
kłamać. Nie znosiłam go i Dee też. My chyba mamy szósty zmysł
i wyczuwamy skurwieli, nie?- puściła mężczyźnie oczko, a on nie
wiedział jak na to zareagować. Bądź co bądź to on jest
przyczyną ich zerwania. I że niby wyczuwa skurwieli szóstym
zmysłem? Skoro tak, to jest prawie w stu procentach pewny, że ten
kelnerzyna jest jednym z nich. Co z tego, że wcale gościa nie zna
i najprawdopodobniej nie pozna?
- Mnie w to
nie mieszaj, Samy- wziął białą filiżankę i zamoczył usta w
gorącym, aromatycznym i o intensywnym zapachu, pobudzającym zmysły
americano. Gorąca woda, do której wlano podwójne espresso
bezpośrednio zaparzone, było tym co kochał. To była tylko jedna
z jego ulubionych kaw, a kartę z najlepszymi miał naprawdę sporą.
Zaliczało się do nich latte macchiato najlepiej z dużą ilością
piany i startą czekoladą. Kochał kofeinę, ale nie nadużywał
jej, czasami w kawiarniach do których się wybierali wybierał
herbatę czy jakiś sok.
- Ran po
prostu nas zaskoczyłeś. Jeszcze przed świętami wszystko było
super. Nawet spędził na nami trochę czasu, a tu nagle koniec.
Rozstajecie się- pstryknął palcami Anderson przyglądając się
dwójce przyjaciół.
- Ale
znając Randy'ego nie pozostanie długo sam. Przed chwilą patrzył
się na tego kelnera jakby miał go połknąć w całości- odezwał
się w końcu Dee i powiedział coś co wprawiło w kompletne
osłupienie całą piątkę, klepiąc mężczyznę po plecach i
uśmiechając się nonszalancko.
Nie chciał
tego mówić, ale słowa same wypadły z jego ust. Powiedział to
czego był pewny. Zastanawiał się czy McLane przemyśli sobie
wszystko, ale wyszło jak wyszło. Oczywiście wyobrażał sobie
najgorszy możliwy scenariusz czyli taki, w którym przyjaciel mu
mówi, żeby się od niego zwyczajnie odpierdolił. Ale się pomylił,
ten wyrażał to samo, lecz w delikatniejszej odsłonie. Czy to
dobrze? Już chyba wolałby żeby powiedział mu to prosto w twarz i
najostrzej jak umiał, niż grać w takie gierki. Skoro on nie jest
tym którego chce Randy to musi w końcu to zrozumieć, ale jak,
skoro serce nie sługa? Nie przestanie go kochać tak z dnia na dzień
chociaż bardzo by pragnął. Już jak byli przed kawiarnią i
spojrzeli sobie w twarz to w oczach McLane'a nie widniało
zadowolenie i szczęście.
Miał
serdecznie dość. W tej chwili czuł jakby się dusił i musiał
stąd wyjść żeby zaczerpnąć oddech. W jego gardle rosła gula,
jednak nonszalancki uśmiech nie schodził mu z twarzy. Musi stąd
wyjść! Natychmiast!
- Nie
wierzę, że to powiedziałeś- odezwał się zaskoczony otwartością
przyjaciela szatyn.
- Ale
przecież to prawda- zaśmiał się i wstał.
- Wybierasz
się gdzieś, Dee?- głos zabrała Cassidy równie zdezorientowana
co reszta jej przyjaciół.
- Do domu,
od początku nie miałem ochoty tu przychodzić- skłamał. Bardzo
chciał zobaczyć Rana, ale teraz to najchętniej poszedłby do
jakiejś knajpy i zalał się w trupa. Miał na to ogromną ochotę.
- Coś ci
nie pasuje, Laytner?- syknął rozsierdzony Randy.
- A żebyś
wiedział, McLane- założył szybko kurtkę i nawet jej nie
zapinając wyszedł szybkim krokiem z „Pierwszej Gwiazdki”.
Mroźne
powietrze uderzyło go w twarz, a ostry wiatr owiewał odkrytą
szyję. Oddychał pełną piersią czując w niej ogromny ból. Gula
znów się pojawiła i uniemożliwiała mu choćby przełknięcie
śliny. Miał wszystkiego serdecznie dosyć. Jak jeszcze dwie godziny
temu wierzył, posiadał tę malutką iskierkę nadziei, tak teraz
ona doszczętnie zniknęła. Nie chciał wracać do domu, chciał
zrobić coś czego nigdy nie popierał i gardził osobami które to
robiły. Zamierzał zapić problemy i zapomnieć o nich nawet jeśli
tylko na chwilę. Musiał się na czymś wyżyć albo na kimś.
Teraz
pragnął wyrzucić ze swojego serca McLane'a, choć doskonale
wiedział, że ta osoba na stałe tam zamieszkała i żeby się jej
pozbyć musiałby znaleźć kogoś innego na to miejsce nawet jeśli
tylko na jedną noc. Jedną noc całkowitego zapomnienia.
Cudne to opowiadanie:) Gdy zaczęłam czytać nie mogłam się oderwać, aż nie skończyłam. Pozostał niedosyt bo już chciałabym poznać ciąg dalszy. Będę czekać z niecierpliwością. Dużo weny życzę:)
OdpowiedzUsuńBluszcz
Hej,
OdpowiedzUsuńRandy chyba nie zdaje sobie sprawy z uczuć, kiedy myślal o Dee i jakimś facecie serce przeszywała strzała...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia