Przekręciwszy
się na drugi bok wyczuł błądzącą tam dłonią, że druga połowa
jego łóżka jest zimna. Musiała być pusta już od dłuższego
czasu. Skoro tak, nie pozostaje mu nic innego jak naciągnięcie na
siebie reszty kołdry i zrobienie z niej kokonu owijającego jego
całego. Wiedział, że jak tylko spróbuje podnieść się
wczorajsza noc da o sobie znać. Do pracy nie zamierzał dziś
wstawać zostawiając wszystko w rękach ojca. Świat się nie zawali
jeśli jeden czy dwa razy zrobi sobie wolne. Umknął mu jednak fakt,
iż nie poinformował prezesa o swojej nieobecności. Łóżko było
takie wygodne, że postanowił nie wychodzić z niego przez cały
dzień.
Jego
plany poszły się paść w momencie, gdy zadzwoniła komórka. Gdyby
miał ja pod ręką rzuciłby nią o ścianę lub podłogę, zależy
co bliżej się znajdowało, ponieważ przez dużą ilość alkoholu
stracił orientację, a w głowie wciąż szumiało i wirowało.
Zanim usadowił się na skraju materaca urządzenie przestało
wydawać z siebie dźwięki. To dało mu czas na powleczenie się do
łazienki i zrobienie ze sobą porządku. Puścił do wanny gorącej
wody, przemył twarz nad umywalką i wrócił do sypialni, w czasie,
gdy komórka znów go wołała. Odgłos dochodził spod kupki
wczorajszych ubrań. Zgiął się powoli w pół sięgając po
zdobycz. Nie spoglądając na wyświetlacz nacisnął zieloną
słuchawkę. Nie musiał długo się zastanawiać kto próbuje się
do niego dobić.
-
Jeśli myślisz, że możesz zaniedbywać swoje obowiązki to się
grubo mylisz! - rozległ się wściekły głos, który uderzył w
niego z siłą huraganu i sprawił, że promile z jego krwi nagle
wyparowały.
-
Ciszej! Czy ty zawsze musisz się tak wydzierać! Nie jestem
niedosłyszącym starcem. W przeciwieństwie do ciebie - dodał
ostatnie zdanie w myślach. - Poza tym po cholerę dzwonisz do mnie
z samego rana? Do pracy nie przyjadę na silnym kacu, więc mógłbyś
dać mi pospać - podrapał się po głowie i skierował do
łazienki. Zakręcił gorącą wodę i puścił zimną.
-
Rano?! Kpisz sobie ze mnie, Kaylor?! Jest wpół do czwartej!
Popołudniu, jeśli miałbyś jeszcze jakieś obiekcje!
Wytrzeszczył
szeroko oczy. Niemożliwe żeby przespał cały Boży dzień.
Przeszedł z powrotem do sypialni ignorując bajzel w całym
pomieszczeniu. Skierował się do dużego, prostokątnego okna, które
pełniło również funkcję drzwi na dwumetrowy balkon. Odsłonił
granatową zasłonę, a w jednej chwili uderzyły w niego oślepiające
promienie słońca. Zacisnął mocno oczy i jęknął w
niezadowoleniu. Nie zdawał sobie sprawy, że jest tak późno.
-
Teraz tym bardziej mi się nie opłaca nigdzie jechać.
-
Już ja ci dam nie opłaca! Wszystko się opłaca! Masz godzinę na
doprowadzenie siebie do stanu używalności, wsadzenie tego leniwego
tyłka do taksówki – a tylko spróbuj przyjechać swoim
samochodem – i na stawienie się w moim gabinecie. Rozumiemy się!?
-
Tak, tak. Będę za trzy godziny - machnął lekceważąco ręką.
Zakończył
połączenie i rzucił telefon na skołtunioną pościel. Poduszki
leżały po obu stronach łóżka, prześcieradła nie było na
większości materaca, a kołdra wychodziła z poszwy. Zatrzymał na
tym obrazie wzrok i mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Nieźle
musieli wczoraj poszaleć – on i osoba, którą gościł. Patrząc
na to nawet trochę żałował, że nic z tego nie pamięta,
zastanawiał się także jak, w takim stanie, dotarli do jego domu.
Możliwe, że w tamtej chwili pożądanie wzięło górę i
kontrolował to co robił, a raczej jego ciało zadziałało
instynktownie chcąc znaleźć się w miejscu, gdzie ciekawskie pary
oczu go nie dosięgnął. Nie miał najmniejszego zamiaru robić tego
w dark roomie w klubie. Teraz jednak cieszył się, że kimkolwiek
był jego kochanek, ulotnił się zanim on wstał.
Wyjął
z szafy czysty zestaw ubrań, a brudne chwycił w rękę i wchodząc
do pomieszczenia wrzucił je do kosza na pranie. Zamoczył się w
przyjemnej wodzie, do której chwile wcześniej wlał płyn do
kąpania i różany olejek, będący jego ulubiona i nieodłączną
częścią kąpieli. Co z tego, że jest facetem, uwielbiał ten
zapach. Odchylił głowę i zamknął oczy, znów będzie się musiał
użerać z irytującymi go ludźmi, ojcem, który będzie gadał
wciąż o jednym i tym samym. Jedyne co może jeszcze go spotkać
dobrego w tym dniu to Dann i kieliszek whisky, niestety będzie
musiał poczekać do wieczora aż obaj skończą pracę.
Całe
pomieszczenie było kształtu dużego kwadratu, obłożone
niebieskimi płytkami na ścianach, a na podłodze czarno białymi.
Po jednej stronie stała duża wanna, a po drugiej unowocześniony
prysznic. Toaleta była połączona z łazienką. Na ścianie
przeciwległej do tej, przy której znajdowała się wanna uchylone
było okno wpuszczające do środka ciepłe powietrze.
Po
odprężającym odpoczynku po całym dniu spania wytarł się i ubrał
na naszykowany strój, na który składała się błękitna koszula,
granatowy garnitur i krawat w kropki. Szybko zgolił trzydniowy
zarost i zaczesał czarne włosy sięgające mu do karku. Po
wszystkich niezbędnych czynnościach przeszedł do kuchni i zrobił
sobie mocną kawę. Nie spieszył się na spotkanie z ojcem, ponieważ
ten zamiast dać mu święty spokój jakiego sobie życzył,
postanowił zrobić mu na złość i specjalnie kazał przyjechać do
firmy, doskonale wiedząc w jakim stanie się znajduje, a nawet jeśli
nie, to i tak powinien zająć się wszystkim sam.
Dwie
godziny później zamawiał telefonicznie taksówkę, która miała
podjechać pod apartamentowiec za kwadrans.
~~*
* *~~
Abigail
dzwoniąc do Bannera w zamiarze miała porozmawiać z mężczyzną
przez telefon, chciała się go tylko poradzić w niektórych
kwestiach, nie spodziewała się jednak, że ten, pomimo napiętego
grafiku zaprosi ja na spotkanie w swoim wydawnictwie. Zdawała sobie
sprawę, że gdy ona do niego zadzwoni przyjaciel będzie zajęty,
ale i tak zrobiła to co chciała. Stała właśnie przed wysokim na
kilkanaście pięter szklanym wieżowcem. Weszła do środka i bez
chwili wahania skierowała się na poziom, na którym urzędował
Ledwood. Przywitawszy się z sekretarką zapukała do drzwi gabinetu
i zeszła gdy głos mężczyzny ja zaprosił.
W
czarnym fotelu, za biurkiem siedział pięćdziesięcioletni
mężczyzna. Gdy tylko zobaczył gościa wstał ze swojego miejsca i
podszedł do kobiety pokazując, że cieszy się z ich spotkania i
powinni widywać się częściej. Banner był postawnym mężczyzna,
nieco przy kości i siwymi włosami na głowie. Ubrany był w białą
koszulę i ciemne, długie spodnie. Marynarka wisiała na krześle.
Zaprosił kobietę gestem ręki żeby usiadła na niewielkiej sofie
znajdującej się prostopadle do jego biurka. Kazał jeszcze
sekretarce zaparzyć dwie herbaty i przysiadł się.
-
Wymogłeś ma mnie tę wizytę, mimo że masz pracę.
-
Zrobiłem to, ponieważ dawno się nie widzieliśmy, a ty zdawałaś
się mnie unikać.
Wcale
tego nie robiła, przynajmniej nie umyślnie. Nie chciała dzielić
się z nikim swoimi problemami, choć teraz potrzebowała się
wygadać.
-
Nie wiem co robić - na to stwierdzenie Ledwood nie ukrywał swojego
zdziwienia.
-
Co cię gryzie? - zamoczył usta w gorzkiej herbacie przyniesionej
przed chwilą przez panią Dorothy będącą jego sekretarką od
wielu lat.
-
Wiesz, że pracuję jako guwernantka. Problem w tym, że moja firma
nie ma dla mnie stałego zatrudnienia. Mój szef kontaktował się
z dwoma przedstawicielami takich spółek w Europie. Dostałam
obiecującą ofertę. Wysłaliby mnie do Francji do rodziny u której
miałbym zamieszkać. Z tego co wiem mają szóstkę dzieci, więc
miałabym co robić, a płaca jest świetna.
-
Więc o co chodzi? - spojrzał się na nią zatroskany.
-
O Caleba. Nie mogę zabrać go ze sobą.
Jak
tylko Abigail wypowiedziała imię siostrzeńca, zrozumiał o co się
martwiła. Poznał tego chłopca lata temu, gdy przyjaciółka
zdecydowała się go adoptować. Ostatni raz miał z nim do czynienia
podczas zawierania kontraktu, na mocy którego jego książki miało
wydawać wydawnictwo „ToK” - Treasury of
Knowledge
-
Boisz się, że sobie nie poradzi - stwierdził.
-
Nie chcę robić z niego nie wiadomo jak niedołężnego, ale prawda
jest taka, że on sam w domu... Potrzebujemy pieniędzy, więc
oczywistym jest, że pojechałbym do Francji, nie tylko z powodu
pracy, bo zawsze chciałam zwiedzić ten kraj. Jest piękny i
ciekawy, posiada również wiele zabytków, a kuchnia jest...
-
Tak, wiem - zaśmiał się unosząc ręce w geście obronnym. Nie on
jedyny znał zamiłowanie Antrosy do potraw z całego świata.
-
Właśnie. Gdyby miał kogoś kto mógłby się nim odpowiednio
zająć.
-
Zająć mówisz... - prezes zamyślił się i postukał się palcem
po brodzie.
Nagle
do jego głowy wkradł się znakomity pomysł, a pokazując kobiecie
szczery uśmiech upewnił ją, że coś wymyślił. W momencie gdy
miał powiedzieć o co chodzi drzwi do jego gabinetu otworzyły się
z rozmachem, a do wnętrza wparował wysoki, przystojny i elegancki
mężczyzna najwyraźniej niezbyt zadowolony. Baner poderwał się z
sofy i podszedł do – jak mniemała – swojego syna.
-
Mówiłem, że masz być w ciągu godziny, a ty przyjechałeś o
wiele później! Wstyd mi przynosi taki potomek! Gdyby nie obecność
Abigail, nie kontrolowałbym się!
-
To twoja wina, że ściągasz mnie do pracy kiedy mógłbym nadal
spać.
Abigail
Antrosa przysłuchiwała się tej głośnej rozmowie z irytacją. Czy
mężczyźni muszą się tak wydzierać?!
-
Myślę, że już czas na mnie - dopiła chłodny już napój i
wstała.
-
Moja droga, nie skończyliśmy rozmowy, racja? Co zrobisz z
wyjazdem?
-
Oczywiście nigdzie się nie wybieram - poczuła na sobie
przewiercający na wpół wzrok młodego Ledwooda. - Jeśli nic się
nie zmieni po prostu odejdę z pracy i znajdę inną. Mogę nawet
sprzątać komuś mieszkania, byle mi płacili.
Kaylor
idąc na spotkanie nie spodziewał się zastać elegancko ubranej
kobiety z włosami związanymi w niedługi warkocz wraz z ojcem.
Zastanawiał się co ci dwoje mają wspólnego. Czyżby ojciec sobie
kogoś znalazł? Z resztą to nie jego sprawa. Podszedł do biurka i
oparł się o nie tyłkiem krzyżując ręce na piersi. Spostrzegł
jak prezes wychodzi wraz ze swoim gościem na korytarz każąc jemu
czekać.
-
Abi, zaczekaj. Mam pomysł - szepnął tak żeby sekretarka nie
słyszała ich krótkiej dyskusji. Ufał swoim ludziom, tą kobietę
lubił, ale nie chciał by jakieś niepowołane osoby dowiedziały
się o tym, co zrodziło się w jego głowie.
-
Bannerze, doceniam to, że mnie wysłuchałeś i chcesz mi pomóc,
ale...
-
Znalazłem rozwiązanie twojego problemu i mojego problemu z synem -
posłał jej intrygujący uśmiech po czym złapał za ramię i
nachylając się do jej ucha opowiedział o wszystkim.
Ojciec
wrócił dobre dziesięć minut później wyraźnie szczęśliwy z
jakiegoś powodu. Zasiadł za swoim miejscem pracy wskazując miejsce
do siedzenia jemu. Spodziewał się ostrego opierdolu. Przyjechał do
koncernu na kacu, spóźniony cały dzień, nie okazywał nawet
przejawów skruchy, w dodatku zrobił ojcu na złość. Tata
zachowywał się tak jakby głośna i niezbyt przyjemna wymiana zdań
sprzed chwili nie istniała.
-
Zakochałeś się czy jak? - zadrwił Kaylor przyglądając się
nieobecnemu wzrokowi mężczyzny. - To twoja kochanka?
-
Nie - znów spojrzał na syna siląc się na spokój. - Stara
przyjaciółka.
-
Ale chciałbyś żeby była kimś więcej, co? - pochylił się do
przodu opierając łokcie na kolanach próbując odwlekać ich
rozmowę w nieskończoność.
-
Nie - warknął. - Poza tym Kaylor, co cię to obchodzi? Ja nie
dopytuje się ciebie czy kogoś masz albo kiedy i z kim sypiasz.
-
Nie no, wcale! Za każdym razem jak się widzimy ty zaczynasz temat
małżeństwa i mówisz, że powinienem stworzyć stały związek!
Rzygam już tym! O takich sprawach nie będziesz decydować. Nie
potrzebuję problemów związanych z byciem w związku.
-
Jak mogłem zapomnieć. Przecież ty wolisz przygodny seks jak twoja
matka.
-
Nie zaczynaj. Gdybyś częściej bywał w domu mama by cię nie
zostawiła.
-
Co ty mówisz? Od dawna wiedziałem, że zdradzała mnie na prawo i
lewo, nie było po powiązane z pracą czy czymś innym. Jaka
szkoda, że charakter masz po niej.
-
Masz mi coś ważnego do powiedzenia czy ściągnąłeś mnie tu na
darmo?
Nic
sobie nie robił z tych słów. Miał rację, ale prędzej piekło
zamarznie niż on powie to na głos. Mama była bardzo urodziwą
kobietą i doskonale zdawał sobie sprawę z tego co robiła.
Zdradzała jego tatę od wielu lat, lecz dowiedział się o tym gdy
przyłapał ją na gorącym uczynku w wielu dwudziestu lat. Prosiła
żeby zachował to w tajemnicy, nie przychodziło mu to łatwo, ale
zrobił jak go o to prosiła. Jak zawsze miał dobre kontakty z
rodzicielką, tak od tamtego incydentu unikał konfrontacji z nią.
Obwiał się, że mógłby powiedzieć coś czego później zapewne
by żałował. Z biegiem lat jego stosunki z matka uległy dużej
zmianie na gorsze. Jego rodzice wzięli rozwód. Nie było mu szkoda
żadnej ze stron. Z matką sam urwał kontakt nie chcąc mieć z nią
do czynienia, zresztą ona także nie kwapiła się do jakiejkolwiek
poważnej rozmowy z nim. A z ojcem od zawsze się kłócił,
przeważnie o błahostki, które przeradzały się w poważne
konflikty i potrafiły trwać kilka tygodni. Lecz nawet jeśli
próbował się tego wypierać tata zawsze był dla niego wsparciem,
którego potrzebował jako młody mężczyzna. A gdy dowiedział się
o jego pociągu do mężczyzn zaakceptował to szybciej niż Kaylor
sobie to wyobrażał.
-Akurat
do pewnej sprawy jesteś mi potrzebny. Chodzi o dział sprzedaży...
~~*
* *~~
W
taksówce, którą musiała zamówić zastanawiała się nad pomysłem
przyjaciela. Był szalony. Nieodpowiedni, idiotyczny, niepoważny,
zdumiewający i bardzo intrygujący. Musiała przyznać, że w życiu
by na coś takiego nie wpadła, ale sama idea i cel uświęcała
środki. Musi koniecznie porozmawiać z Calebem i jeśli oboje dobrze
to rozegrają, ona i Ledwood upieką dwie pieczenie na jednym ogniu.
~~*
* *~~
Do
domu wrócił późno, gdy niebo było już kompletnie ciemne, a na
jego tle migotały gwiazdy. Wieczorny spacer z Lilith dobrze mu
zrobił po całym dniu stresu jakiego się nabawił. Na dworze wiał
chłodny wiaterek dający wytchnienie od panującego od kilku dniu
upału. Niebo było prawie bezchmurne, jeśli nie liczyć kilku
obłoczków wędrujących po nim. Prawie puste ulice oświetlało
mnóstwo lamp ulicznych oraz świateł wydobywających się z okien
budynków naokoło nich.
W
drodze powrotnej Lilith zadzwoniła do pana Ravezy, ponieważ nie
chciała późnią nocą wracać sama do domu, w dużym mieście
nigdy nic nie wiadomo. Caleb był tego samego zdania, gdyby był
sprawny zadbał by o jej bezpieczeństwo, lecz w stanie, którym się
znajdował niewiele mógł zdziałać.
Jego
zdaniem to był główny powód do wstydu, bo nie miały znaczenia
relacje jakie ich łączyły, choć była to czysta bratersko –
siostrzana miłość, ale to czy jest w stanie zadbać o osobę
słabszą. Niestety to on był tą słabszą osobą. Mógł być
odważny, silny w rękach, dobrze zbudowany i gotowy na wszystko, ale
gdyby przyszło co do czego to nie miałby najmniejszych szans. Nie
może ruszyć się z wózka, bardzo mu to uwłaczało.
Po dostaniu
się na górę do mieszkania, co zrobił za pomocą windy, zastał
ciotkę w swoim pokoju przygotowującą mu łóżko do spania.
Rozłożyła je, po czym naścieliła białe prześcieradło. Zasłała
mebel dużą poduszką i kołdrą ubraną w pościel ze statkami
pływającymi po granatowym morzu. Zajęta czynnością i cichym
nuceniem pod nosem jakiejś nieznanej mu piosenki nie zauważyła go.
Chyba była w dobrym humorze co wnioskował po uśmiechniętej twarzy
i kołysaniu jej bioder w takt melodii, którą nuciła. Nie mógł
powstrzymać śmiechu, dopiero wtedy zorientowała się, że wrócił.
- Patrzenie
na ciebie w takim stanie to sama przyjemność.
- Tak, bo
dla młodego mężczyzny nie ma nic lepszego od podstarzałej babki
kręcącej dupą to w prawo to w lewo.
Pokręcił
z rezygnacją głową, choć miał ochotę znów się roześmiać.
- Ty
podstarzała? Zabawne ciociu. Wydarzyło się coś dobrego?
- W
zasadzie to tak - jej twarz przybrała tajemniczego wyrazu. Czekał
aż kobieta powie mu co się takiego stało, lecz ona udawała jakby
nie widziała jego ciekawskiego wzroku, zamiast odpowiadać na
pytania siostrzeńca zajęła się układaniem równo kołdry na
łóżku.
~~* * *~~
W barze
„Lust”, do którego Kaylor od lat uczęszczał jak zwykle były
tłumy. Miejsce miało bardzo dobrą reputację i wiele do
zaoferowana. Muzyka, którą tu puszczano różniła się od tej w
typowych pubach. Miała podobać się różnym klientom, do tego oni
sami mogli decydować czego chcą słuchać zamawiając miejsce w
kolejce do odtwarzacza i dzielić swoimi ulubionymi utworami z
innymi. Jedzenie było dobre a picie jeszcze lepsze. „Lust” miało
kilku utalentowanych barmanów, którzy posiadali prawdziwą smykałkę
w tym co robili.
Po jednej
stronie dużego pomieszczenia znajdował się bar, przy którym
ustawionych było siedem wysokich krzeseł. Po drugiej, przy czarnych
szybach stały stoły dla gości. Środkiem był ogromny parkiet, na
którym przewijało się od groma ludzi. Zawsze było tam głośno,
ale dla Ledwooda właśnie to miejsce było jego oazą spokoju.
Przychodził tam od rozpoczęcia studiów, później pokazał to
miejsce Dannowi. Najlepsze jednak co mogło tu być to to, że bar
odwiedzały osoby różnych orientacji seksualnych. Były tu pary
hetero i homo, zdarzali się nawet transwestyci, ale nikomu nie
przeszkadzała obecność tych drugich. I właśnie dlatego – jego
zdaniem – było tu tak wspaniale.
Przyglądał
się morderczym wzrokiem Callaway'owi, który przed chwilą
zakrztusił się swoim drinkiem wysłuchawszy opisu jego całego
dnia. Kretynowi było do śmiechu, lecz jemu nie. Był jak chmura
gradowa, gdy wypadł z gabinetu ojca. Wszyscy schodzili mu z drogi z
obawą, że zostaną przez niego zgromieni. Wtedy miał szczególną
ochotę na obrzucenie potokiem przekleństw osoby, które najczęściej
grały mu na nerwach. Panował nad sobą ostatkami sił. Samochód
posłałby na złom a idiotę, który prawie w niego wjechał wyklął.
Cały dzień, a w zasadzie to co z niego zostało, gdyż większą
część dnia przespał, był nie do zniesienia. Żałował, ze
zaczął szukać rano tego cholernego telefonu.
Zamoczył
usta w swoim ulubionym ballantine's próbując zignorować irytujący
uśmiech wieloletniego przyjaciela.
~~* * *~~
- Możesz
mi w końcu wyjaśnić o co chodzi? - zaczynał się denerwować,
podczas gdy ciotka najwyraźniej świetnie się bawiła. Robiła mu
na złość kręcąc się po całym domu wiedząc, że jemu trudno
się w nim poruszać. Podejrzewał, że unikała z nim rozmowy bo
coś ukrywała. Ciekawiło go, czy informacja, którą ukrywa
Antrosa była dobra, czy zła.
Od powrotu
do domu dużo myślała nad tym co wymyślił Banner. Była jak
najbardziej za. Cały ten czas uważała, że świetnie to wymyślił
i to z obopólną korzyścią dla nich oboje. Jednak gdy Caleb
wrócił do domu pewność, że robią dobrze zniknęła jak bańka
mydlana. Przecież to chodzi głównie o dobro jej siostrzeńca, a to
ona mu tu ustawia życie jakby miała pewność, iż mężczyzna
zgodzi się na wszystko co mu zaproponuje. Ogarnęła ja panika i jak
chciała mu wszystko wyjaśnić jeszcze parę minut temu, tak teraz
zamierzała milczeć, choć zdawała sobie sprawę, że Caleb szybko
wyczuwa gdy ktoś kłamie. Miał jakby szósty zmysł. Po głosie,
mimice twarzy ułożeniu kończyn i kilku innych czynników potrafił
świetnie rozszyfrować to, czy ktoś w danym momencie mówi prawdę,
kłamie lub zataja przed pewne fakty.
- Dobra, ja
muszę się umyć bo jestem cały spocony i śmierdzę. Ale zawsze
mogłabyś mi powiedzieć to podczas kąpieli.
-
Cierpliwości trochę, Calebie - założyła na siebie te bardziej
znoszone ciuchy, w których chodziła po domu, bo nie przebrała się
w nie odkąd wróciła ze spotkania z Banerem. Wcisnęła się w
dresowe spodnie na trzy czwarte, koloru pomarańczy i tegoż samego
koloru bluzkę na krótki rękaw. Jak i w domu tak i na dworze nadal
było bardzo ciepło, a ona nie może w takich warunkach nic robić.
Zawsze gdy nastawało lato coś wysysało z niej wszystkie siły.
Często bywała marudna i senna.
Wróciwszy
ze swojego pokoju na korytarzu zobaczyła zamykającego drzwi
frontowe blondyna. Na kolanach miał już przygotowaną piżamę
czyli malachitową bluzkę na ramiączka i czarne spodenki z
sięgające do kolan z cienkiego materiału oraz bokserki. Kobieta
podeszła do niego i chwyciwszy za rączki od wózka zawiozła go do
niedużej łazienki, w której ledwo się mieścił. Ustawiła jego
„pojazd” tak, aby móc go później z niego swobodnie wyciągnąć
nie siłując się z tą maszynerią. Zaczęła napuszczać do wanny
wodę mieszając ze sobą jej temperaturę. Nie wlewała jej dużo,
lecz na tyle by piana, gdy ją zrobi wlewając płyn do kąpieli,
zasłaniała kroczę mężczyzny. On w międzyczasie zaczął się
pozbywać koszuli oraz spodni siłując się z nimi dłuższą
chwilę, ale w końcu dał sobie radę. Został jedynie w majtkach.
Zakręciła oba kurki sprawdziwszy temperaturę cieczy. Była w sam
raz, Cal się nie poparzy i nie będzie mu zimno jak tylko chwile
dużej tam posiedzi.
Nachyliwszy
się nad mężczyzną złapała go pod ramionami i ścisnęła mocno
starając się go utrzymać choć na krótką chwilę. Jęknęła pod
wpływem jego ciężaru, gdyż za lekki to on nie był ale kobiety
tak drobnej jak ona.
Nie miał
pojęcia jak ona to robi. Dzień w dzień od kiedy się urodził ona
podnosiła go z wózka, co z wpływem lat robiło się coraz cięższe,
zważywszy na jego wiek, i sadzała na brzegu wanny by on potem przy
jej pomocy mógł się tam zsunąć. Podziwiał tą kobietę, był
jej wdzięczny i nawet do końca życia nie będzie w stanie spłacić
długu za tak bardzo potrzebną przy podobnych czynnościach pomoc.
Przyzwyczajeni do ciężkich zmagań z rzeczywistością oboje nie
mieli już więcej problemów. Wanna nie była jakaś specjalnie
duża, jednak mieścił się w niej.
Obserwując
ciotkę, która odkręciła wodę tym razem puszczając ją do rączki
od prysznica, chciał żeby to jak najszybciej się skończyło.
Nienawidził tego! Miał dwadzieścia cztery lata, a jego ciocia musi
mu pomagać nawet w umyciu się bo sam nie dałby sobie rady, w
korzystaniu z ubikacji tez był zmuszony prosić ją o pomoc. A w
zasadzie to on jej o to nie prosił bo prędzej spaliłby się ze
wstydu tak jak teraz to robi. Wiedział, że gdy był mały to ona
zmieniała mu pieluchy a później myła jak teraz, lecz wtedy był
dzieciakiem. Nie zdawał sobie sprawy z tego, co się tak właściwie
dzieje i dlaczego powinien się wstydzić. Od kiedy zaczął
dojrzewać takie rzeczy przychodziły mu bardzo trudno. I co z tego,
że ciotka wie, co on ma pomiędzy nogami i że mężczyźni nie
używają tego tylko do sikania, niemniej zawsze był zażenowany.
Już chyba by wolał, żeby robił to mężczyzna. Ta, gdyby jakiegoś
miał, a nie ma i mieć nigdy nie będzie.
W pełni
rozumiała go, był dorosły, to że ona musi go szorować uwłaczało
mu. Starała się robić to najszybciej jak mogła, aby siostrzeniec
nie musiał modlić się, żeby ziemia się rozstąpiła i pochłonęła
go całego. Głupio się czuła patrząc na niego siedzącego w
wannie w majtkach, i zabawnie to wyglądało jak również cała
czerwona twarz blondyna, nie protestowała. Skoro on nie chce żeby
go widziała, nie będzie go do tego zmuszać, ma pełne prawo do
wstydu, lecz w jej mniemaniu powinien wyluzować, przecież oboje
przechodzili przez to tak wiele razy, że już nawet nie pamięta.
Pochwyciwszy
gąbkę nalała na jej szorstką stronę żelu do ciała dla mężczyzn
i zaczęła szorować wpierw plecy mężczyzny garbiącego się, żeby
dać jej swobodę ruchów i dotarcie do samego dołu gdzie resztę
ciała zakrywały majtki. Później przeniosła się na ramiona,
ręce, brzuch.
Oparł się
plecami o zimną ścianę dającą ukojenie od panującej w łazience
sauny. Czuła jak cała twarz go pali. Miał ochotę zakryć sobie ją
dłońmi, ale wiedział, że zaraz dostał by opiernicz, bo jest
przewrażliwiony na punkcie swoich intymnych części ciała. Uważnie
obserwował jak blondynka z ciemnymi odrostami siada twarzą do niego
wyciągając jedną jego nogę i kładzie ją sobie na kolanach.
Widzi jak jej dotyka, widzi gąbkę na nich i widzi jak się porusza,
jednak nic nie czuje. Ani dotyku, ani zimna gdyż wyciągnęła ją z
ciepłej wody. Nic. Kompletnie nic. Gdyby nie widział tego
wszystkiego nie zdawałby sobie sprawy, że ktoś mu coś robi z
nogami. Przerażało go to od kiedy zdał sobie sprawę w
dzieciństwie, że jednak powinien coś czuć. Bolało, bardzo
bolało. Przyglądając się czynności kobiety powróciły myśli,
od których starał się uciekać, lecz te zawsze go doganiały. Jak
to jest gdyby uderzył się o coś albo złamał nogę, albo poparzył
się czymś, albo czuł szorstkość tej gąbki na nich tak jak
odczuwał to w innych miejscach ciała. Jak to byłoby chodzić,
stąpać po piasku, trawie, poruszać się samemu. Jak zwykle zaraz
odgonił nieprzyjemne myśli i zastąpił je innymi.
Kiedyś nie
miał wyćwiczonego ciała, przez co był słaby i nie umiał nawet
podnieść się z wózka. Od kiedy skończył piętnaście lat wziął
się za trenowanie go. To mu bardzo pomogło, ponieważ dzięki temu,
że ma siłę w mięśniach, lecz tylko tych w ramionach i barkach
oraz brzuchu, niektóre czynności może wykonywać sam. Tak jak z
wstaniem z łóżka i wsiąściem na wózek, czy też zejście z
niego.
Abigail
bardzo żałowała, że nie stać jej było na usprawnienie łazienki,
zamontowanie tam specjalnych rączek, dzięki którym mężczyzna
doskonale poradziłby sobie sam, nawet w toalecie, przytrzymując się
i wstając z wózka. To potrafił, ramiona miał dobrze wyćwiczone.
- Skoro
jesteś aż tak wstydliwy resztę zrób sam, zawołaj mnie gdy się
do końca umyjesz - rzuciła, na podłodze położyła mu ręcznik,
tak aby go na pewno dosięgnął, do wytarcia się i przykrycia, gdy
ona tu wróci aby znów posadzić go na wózek. Westchnęła i
wyszła zostawiając go tam z chwilą prywatności, której i tak
miał minimum. Nie raz mu mówiła, że tym zakrywaniem się sprawia
sobie jeszcze więcej kłopotów i trudności niż jest to tego
warte, ale nic nie poradzi, taki ma charakter i nijak się nie
oduczy tej nadmiernej wstydliwości. A może przez to, że jest jego
ciotką?
Nareszcie
mógł się zrelaksować. Naprawdę nienawidził swojej bezradności.
Gdy ciocia go myła przez myśl mu przeszło, że nie wstydziłby się
tak bardzo gdyby to był mężczyzna. Chociaż teraz po głębszym
zastanowieniu się nie wiedział czy to zaraz byłoby lepiej. Myśl,
że jakiś mężczyzna miałby go zobaczyć nagim, dotykać... To
sprawiło, że po jego kręgosłupie przebiegł elektryzujący
dreszcz, stwierdził, że mu się podobał, był bardzo przyjemny,
ale z drugiej strony jego żołądek zawiązał się w supeł i
przeszyły go wątpliwości.
Jak zwykle
ze zdjęciem mokrych opinających ciało bokserek były problemy,
najwięcej z podniesieniem bioder, co musiał zrobić podpierając
się na rękach, i zdjęciem jedną z nich ubrania. Później kolejne
ze ściągnięciem ich z nóg, musiał pochylić się do przodu
dotykając umięśnioną klatką piersiową nieruchomych kolan.
W końcu
zabrał się do umycia ud, penisa i tyłka. Dotykał swoich
„martwych” ud ignorując kłucie w piersi.
Gdy
skończył codzienną tak ciężką czynność zawołał ciotkę,
która używając całej swojej siły wyciągnęła go z wanny i znów
posadziła na jej brzegu. Wytarła go ręcznikiem jak zwykle unikając
intymnych okolic. Prawie palił się ze wstydu. I pomyśleć, że do
końca życia będzie tak egzystował. Był żałosny. Do niczego.
Nie był prawdziwym mężczyzną, lecz nic nieumiejącym zrobić
nieudacznikiem. Ile on jeszcze będzie musiał przysparzać cioci
problemów i zmartwień? Jest tylko ciężarem. Dla niego i dla niej
było by najlepiej gdyby umarł przy porodzie, wszyscy byliby
szczęśliwi. Gdyby Abigail usłyszała jego myśli to by go
prześwięciła. Ale co miał poradzić, skoro to prawda? Obejrzał
się na swoje odbicie w lustrze, na którym skraplała się woda.
Zobaczył młodego mężczyznę z krótkimi oklapniętymi na czoło
blond włosami oraz nic niezdradzającymi, zielonymi oczami. Wyglądał
całkiem normalnie, ale wystarczyło skierować swój wzrok niżej,
na tę część jego ciała, która była niewidoczna w tafli, by
zrozumieć dlaczego jest do niczego. Posłał widzącej postaci
posmutniały uśmiech, który wrócił do niego.
Po dobrej
godzinie kobieta otworzyła u drzwi a on wyjechał z łazienki, w
której czuł się bardzo ciasno jakby ściany miały go zaraz
zmiażdżyć. Pod bluzką rysowały się mięśnie naprężające się
za każdym razem gdy poruszał kółkami od wózka. Zaraz za nim
wyszła Abi gasząc światło w pomieszczeniu, złapała za rączki
od pojazdu i skierowała się do kuchni. Westchnąwszy jakby na jej
barkach spoczywał ciężar całego świata, a poniekąd tak było,
zostawiła siostrzeńca przy stole a sama zajęła miejsce
naprzeciwko. Nie potrafił odczytać nic z zagadkowego wyrazu twarzy
ciotki. Chciał zacząć rozmowę, ale ta mu szybko przerwała
uciszając go gestem ręki, po czym powiedziała.
- Caleb,
wziąłbyś ślub?
Ostatnie zdanie mnie rozwaliło.... Spodziewałam się wielu rzeczy.... ale nie TEGO!!! Już chce znać cały szatański plan tej dwójki :)
OdpowiedzUsuńO cholera, no dawaj dalszy ciąg chcę znać odpowiedź:-)
OdpowiedzUsuńRewelacyjne to było, szczególnie zakończenie :) Przecież tych dwóch się pozbija zanim zdążą powiedzieć "TAK". Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńO JPRDL *_* Właśnie trafiłam na Twojego bloga i zaczęłam od tego opowiadania! Jestem wniebowzięta ostatniego zdania się nie spodziewałam, myślałam że będą musieli po prostu ze sobą zamieszkać, a tu taki suprajsik *_* już kocham to opowiadanie i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału *_*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę mnóstwa weny!
Katrina
PS: Co ile dodajesz nowe rozdziały?
To fajnie, że Ci się tu spodobało. Bardzo mnie to cieszy :D Rozdziały staram się dodawać w każdą niedzielę. Jeśli coś nie idzie zgodnie z planem to powiadamiam o tym czytelników i podaję prawdopodobną datę kolejnego rozdziału. Myślę, że to opowiadanie uda mi się wstawiać co tydzień. Mam i czas, i wielką ochotę pisać :)
UsuńPozdrawiam
TAK!!! Teraz moim codziennym mottem będzie "byle do niedzieli".
UsuńCzekam z niecierpliwością :)
Pozdrawiam.
Katrina
Wow! W życiu nie spodziewałam się takiego pytania ;) Myślę, że szczęka Caleba spotkała się z jego kolanami.
OdpowiedzUsuńCiekawie to wykombinowali, jednak starsi ludzie są bardzo przebiegli xD
Jestem ciekawa, czy ślub dojdzie do skutku :)
Myślę, że Abigail i Leo stworzyli by rewelacyjną parę, a ich intrygi przeszłyby do historii :)
Cudownie opisałaś uczucia Caleba :) Było to mega wzruszające, a zarazem bardzo naturalne :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńok, moje pierwsze skojarzenie, że Kaylor będzie wmieszany, jest bardzo arogsncki, jego ojczulek wpadł na genialny pomysł już to widzę... ale może Kaylor się czegoś nauczy, zastanawia mnie czemu rodzice nie zajmują się Celebem... a to ostatnie zdanie mnie rozwaliło...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia