Hej Wam. Przetrzymałam Was trochę, co? Normalnie zaraz padnę. Przez cały tydzień miałam niesamowitego lenia i nie chciało mi się napisać nawet słowa, ale przecież nie będę kazała Wam czekać wieczności. Poza tym nawiedzałyby mnie wyrzuty sumienia... a po godzinie by mi przeszło, ale to nie ważne. Ważnej jest to, że mam dla was rozdział pisany na świeżo, cały wieczór. Mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam :)
EDIT: Przykro mi to mówić, ale z pewnych powodów kolejny rozdział ukarze się najwcześniej pod koniec miesiąca. Przepraszam :(
EDIT: Przykro mi to mówić, ale z pewnych powodów kolejny rozdział ukarze się najwcześniej pod koniec miesiąca. Przepraszam :(
Widać było,
że tak jak się spodziewał Samantha nie powitała Ashtona zbyt
miło, po prostu burknęła pod nosem „cześć” i więcej się
nie odezwała. Zaś Derek, Tony i Cassidy zadowoleni, że w końcu
mogą poznać faceta, który zawrócił w głowie ich przyjacielowi,
zaczęli wypytywać się go o najdrobniejsze szczegóły ich związku,
ulubioną muzykę, filmy i książki. Oczywiście Reilly dopytywała
się czy zna może jakieś warte odwiedzin kawiarnie, w których
jeszcze nie była, a bardzo by chciała poznać coś nowego.
Zwłaszcza, że jakiś czas temu Anderson podsunął jej pomysł
założenia bloga, na którym mogłaby recenzować i oceniać każdą
kawiarnię, w której była i polecać ją innym.
Ogólnie
rzecz biorąc nieźle to wyszło. Idealnie nie będzie, przez taką
jedną upierdliwą kobietę, ale to nic. Chociaż musiał przyznać,
że martwiło go zachowanie Dee. Niby uśmiechał się, wyglądał na
zadowolonego, a jednak jemu coś nie pasowało. Laytner rozmawiał ze
wszystkimi w tym z Crowe, a jago zdawał się unikać, nie patrzył
się na niego, ignorował. Gdy chciał do niego podejść i coś
powiedzieć ten skierował się w stronę lodowiska i zawołał
resztę. Co się z tym idiotą działo? Zazdrosny był? A miał w
ogóle o co?
~*~
W prost nie
mógł uwierzyć, że Randy rzeczywiście przyprowadził tu swojego
chłopaka... No dobra, miał prawo, jest dorosłym facetem, ale
dlaczego musiał... Gdy ich sobie przedstawiał to jemu jakoś tak
wszystkiego się odechciało. Jak wcześniej nie mógł się doczekać
aż stanie na lodzie, tak teraz najchętniej wróciłby do domu albo
lepiej, do pracy, żeby zająć się czymś i nie myśleć. Może
powinien zająć umysł zbliżającymi się świętami? W końcu to
już za kilka dni. Domyślał się co będzie robił podczas nich
przyjaciel i nie wiedzieć czemu zabolało go to. Widok McLanea
patrzącego na innego mężczyznę z taką miłością i oddaniem
wywoływało u niego jakiś ból w sercu. Jakby ktoś wbijał mu tam
igły, powoli, boleśnie potęgując jego cierpienie, ale co
najśmieszniejsze on sam nie do końca wiedział dlaczego tak się
czuł. Albo próbował oszukiwać sam siebie, bo to co zrodziło się
w jego głowie nie mogło ziścić się w prawdziwym świecie.
~*~
Nie
wierzył, że to robi. Nie, jemu się to śniło. Chciał żeby to
był cholerny sen, w którym on, osoba bojąca się i nienawidząca
łyżew, ma je na nogach i stoi na lodzie. Serce mu biło z zawrotną
prędkością, pomimo niskiej temperatury jemu było okropnie gorąco,
nogi mu się trzęsły. Co on tu robi?! Nie powinno go tu być!
Dlaczego uległ tym wstrętnym namową Ashtona i tym jego cudownym
oczkom, którym tym razem odmówić nie potrafił?
Mężczyzna
tak naciskał a on w końcu dał za wygraną, czego w obecnej chwili
żałował jak jeszcze chyba niczego w swoim życiu. Partner
zapewniał go, że cały czas będzie go pilnował, żeby się nie
wywalił, ale on i tak się obawiał.
Chwilę
wcześniej obaj wypożyczyli łyżwy hokejowe, gdyż tylko takie były
dostępne, a reszta założyła swoje i tylko za wejście musieli
zapłacić. Na szczęście nie był to majątek. Czuł się dziwnie
nosząc to coś co przypominało olbrzymie, obite plastikiem buty.
Było mu niewygodnie, w dodatku świadomość, że jakiś czas temu
inni ludzie mieli je na sobie powodowała obrzydzenie. Oczywiście,
powinny być odpowiednio czyszczone i dezynfekowane, ale on i tak
czuł się z tą myślą bardzo źle. Cała jego paczka miała swoje
i w tej chwili im tego zazdrościł. Widział jak Dee, jakiś taki
przygaszony, ubiera czarne figurówki, które lata świetności miały
dawno za sobą. Brunet zawsze powtarzał, że nie ważnej jak
wyglądają, jak bardzo znoszone są, ważne jak się w nich jeździ,
czy pasują, i czy jazda sprawia przyjemność. No, mi z pewnością
sprawia- pomyślał.
-
Nienawidzę cię- jęknął do rozbawionego Crowe.
- Nie masz
powodu do paniki, przecież powiedziałem, że cię nauczę, nie?
- Ale...-
nie dokończył bo Ashton w ciągu kilku sekund znalazł się na
środku lodowiska.
Było ono w
kształcie ogromnego prostokątu, wyglądało jakby dopiero co
przejechał po nim zamboni. Było gładkie jak szyba i błyszczało
się, zupełnie jak oczy Laytnera gdy stawiał na nim swoje kroki.
Nie byli tu sami, ale nikomu to nie przeszkadzało. Kilkoro dorosłych
z dziećmi i tyle. Dopiero teraz usłyszał jak z głośników leci
„All
I Want For Christmas Is You”, ale nie znał tego wykonawcy. Dużo
było coverów, niektóre lepsze a niektóre gorsze, ten akurat mu
się podobał. Lubił słuchać świątecznych piosenek i kolęd.
Stwarzały taki ciepły nastrój przy wigilijnym stole.
Wszyscy
razem z nim, w co jeszcze do końca nie mógł uwierzyć, znajdowali
się na lodowisku. Z tą różnicą, że reszta jeździła, a on stał
i nie ruszał się przytrzymując się barierki. Ubrał się
najcieplej jak mógł w ciuchy, które umożliwiały mu jako takie
poruszanie się. Gruby sweter wcale go nie ogrzewał, w rękawiczkach
palce mu odmarzały i mógł się założyć, że za kilka dni
zacznie go boleć gardło, bo nie wziąć szalika. Niech
ta okropna pora roku w końcu się skończy-
jęknął w myślach. Miał ochotę uciec stamtąd pod daszek, który
był poza taflą. Czuł by się o niebo lepiej. Samy jeździła z
Cassidy za rękę, Tony popisywał się swoją ekstrawagancką jazdą,
a Derek jeździł powoli i swobodnie. Zauważył, że przyjaciel do
niego podjeżdża. Przez chwilę obawiał się, że mężczyzna na
niego wpadnie, ale zatrzymał się tuż przy nim.
-
Jeśli aż tak ci źle to po co się zmuszałeś? Przecież
mówiliśmy ci, nic na siłę- uśmiechnął się przyjaźnie z
nutką troski.
-
Ta, wiem, ale Ashton... Nie chciałem mu odmawiać, mieliśmy
spędzić trochę czasu razem- zaczął szukać partnera wzrokiem.
-
To, że jesteście w tym samym miejscu i tej samej chwili, nie
oznacza, że spędzacie czas razem. Powiedział, że chce cię
nauczyć, a tymczasem chyba o tym zapomniał, bo kręci się obok
Dee.
Rzeczywiście,
Crowe jechał z Laytnerem ramię w ramię, jakby chciał pokazać, że
potrafi mu dorównać. Chociaż brunet wcale nie popisywał się
swoimi umiejętnościami, które wiedział, że posiada. Jechał
spokojnie i swobodnie, tak jak on tego nie potrafił. Gdy zatracał
się w jeździe mogło się wydawać, że zmienia się w kogoś
innego. Świat zewnętrzny przestawał dla niego istnieć, nie
myślał o tym co jest poza lodowiskiem i co się na nim dzieje. Mimo
że nie zwracał na to uwagi nigdy nie zdarzyło mu się wpaść na
kogoś. Randy uważał, że przyjaciel powinien wystąpić w jakichś
zawodach, ale ten traktował łyżwy jak hobby i nie zamierzał
wiązać z tym przyszłości, zresztą na to już za późno. Gdyby
obrał inną ścieżkę, musiałby od wielu lat ćwiczyć, dbać o
formę, kondycję, a zdawał sobie sprawę, że to nie było takie
łatwe jak McLane myślał. Kochał ten sport, ale wolał pozostawić
go tym co uważali go nie tylko za przyjemność, ale i sens
istnienia. Takim osobą jak Rene.
Widział,
że Ashton coś mówi co Laytnera, ale nie wiedział co. Żałował,
że nie umie czytać z ruchu warg, taka umiejętność była by mu w
tej chwili na rękę. Dee za to nie wydawał się być zadowolony z
towarzystwa. Derek zaś miał powyżej uszu zachowania Randyiego,
którym kierował strach. Nic mu przecież nie będzie, upadnie –
trudno się mówi. Nie jest z porcelany, obije sobie trochę tyłek,
ale żyć będzie. Niepokój był tylko w jego głowie w dodatku
wyolbrzymiony.
-
Choć, nie będziesz tu sterczał całą godzinę- pociągnął
mężczyznę za rękę i oderwał od barierki.- Przełam się, to
nie jest takie trudne jak ci się wydaje. Musisz tylko trochę ugiąć
kolana i nie odchylać się do tyłu. Spróbuj utrzymać równowagę.
To tak jakbyś jeździł na rolkach.
Trzymał
się wskazówek Clancyego, robił małe kroczki, które przyjaciel
kazał mu wydłużać. Ręce w łokciach miał zgięte i poruszał
się niepewnie.
-
Brawo!- usłyszał zza pleców.
Przed
McLanem pojawił się partner. Wyglądał na rozbawionego patrząc
jak ten stara się nie zaliczyć gleby. Derek, którego używał jako
podpórki i holownika patrzył się na Crowe karcącym wzrokiem. Dee
przejeżdżał obok nich, ale nie zatrzymał się jakby w ogóle, to
o czym rozmawiają, nie miało dla niego żadnego znaczenia. Ale był
zadowolony, że pozbył się natręta.
-
Nie żeby przeszkadzało mi uczenie czegoś nowego, przyjaciela,
zwłaszcza, że on mnie też wielu rzeczy nauczył, ale jeśli dobrze
pamiętam to ty zaoferowałeś się, że nauczysz swojego chłopaka?-
skierował wywód do blondyna.
-
Nie mów tego głośno.
-
Czego niby mam nie mówić?
-
„Swojego chłopaka”, na mózg ci padło człowieku? Nie chcę,
żeby ktoś wiedział. Nie zamierzam się obnosić ze swoją
orientacją, nie zamierzam również tracić przez swoje dziwactwo
rodziny i przyjaciół. Czy masz pojęcie co by się działo w mojej
pracy, gdyby któryś z moich współpracowników „przypadkiem”
się dowiedział?- syknął ściszonym głosem.
-
Ukrywasz się z tym tak samo jak ukrywasz przed całym światem z
kim się spotykasz? To głupie. Ashton, zdajesz sobie sprawę jak
czuje się Randy?
-
Derek, wyluzuj. Nie boli mnie to. Czasami trzeba coś poświęcić,
nie?- posłał mu ciepły uśmiech, jakby chcąc tym przekonać
samego siebie, że jest dobrze tak jak jest.
-
Dziękuje, że to rozumiesz, skarbie- ostatnie słowo wymówił
najciszej jak tylko mógł, ale w taki sposób, żeby McLane
usłyszał. Mężczyźnie aż serce zaczęło bić szybciej, a na
poliki zrobiły się całe czerwone, choć mogło to być
spowodowane panującym mrozem.- Wezmę cię za drugą rękę i
spróbujesz się wczuć w jazdę. Derek tylko nie puść go.
-
O to się nie bój- odpowiedział ozięble.
~*~
Nie
mógł na to patrzeć, po prostu niedobrze mu się robiło jak tylko
zawieszał wzrok na tej cholernej świergoczącej parce. A właściwie
trójkącie, bo teraz jechali w trójkę, po bokach Randyego.
Dziewczyny się śmiały z przedstawiania które prezentowali, ale
jemu do śmiechu nie było. Co miał niby zrobić jak szlag go jasny
trafiał. Na dworze było z minus piętnaście, a mu się wydawało,
że znajduje się w saunie. Krew się w żyłach gotowała, jakby
była lawą, która wkrótce eksploduje z tego wzburzonego wulkanu.
On tyle razy próbował zaciągnąć tego upartego osła na lód to
nic nie wskórał, a ten cały Crowe zrobił tylko kilka głupich
uśmieszków, obiecał pewnie niezapomnianą noc i Randy był cały
jego. Wydawał się nie zwracać uwagi na cały świat, bo w tej
chwili centrum jego świata był ten pacykowany blondas. Dlaczego ten
idiota tak bardzo lubi blondynów? W czym oni są lepsi od niego?! To
tylko głupi kolor włosów, a ma aż takie znaczenie? A ponoć
wygląd się nie liczy- prychnął w myślach. A Randy?
Zachowywał się jak pensjonarka, a nie zdawał sobie chyba z tego
sprawy. Znał zapędy seksualne przyjaciela i to, że uwielbiał
seks, i nie miało – wcześnie – dla niego znaczenia czy są w
tym uczucia czy czyste, niezobowiązujące pożądanie. Jakby dla
niego liczyło się tylko przelecenie jakiegoś faceta to już dawno
miałby ich od groma, a nie jednego jedynego, z którym przeżył
pierwszy raz i na tym skończył.
Próbował
odwracać od nich wzrok, najlepszym wyjściem było nie patrzenie i
ignorancja. Nie chciał także żeby dziewczyny zauważyły coś
dziwnego w jego zachowaniu. Niestety jak zwykle wszystko wiedząca
Samantha rozmawiająca z Cassidy kątem oka spoglądała na niego tym
wzrokiem. Jakże on go nie znosił. Było w nim coś wkurzającego, od
czego miało się ochotę przewrócić oczami, pokazać kobiecie
język i uciekać gdzie pieprz rośnie. Kpina, zarozumialstwo,
zbytnia pewność siebie i przekonanie, że ona ma we wszystkim rację
najbardziej go w niej wkurwiało. Najśmieszniejsze było chyba to,
że ona nie miała za grosz wyobraźni a wymyśliła coś takiego jak
on i Randy razem. Co za niepoprawna kobieta.
No ale
teraz to już kompletnie oszukiwał samego siebie i to o czym od
dłuższego czasu marzył. A może to on był tak samo uparty jak
przyjaciel i nie chciał przyznać Samy racji, bo denerwowało go to,
że ją zawsze ma? Cokolwiek by to nie było postanowił odsuwać od
siebie ta myśli jak najdalej i najdłużej. Ale czy to mu w czymś
pomoże? Prędzej zaszkodzi.
- Fortuna
za twoje myśli, Dee.
- Nie
miałabyś tyle. Moje myśli są bezcenne. Zresztą nie ma tam nic
ciekawego.
- Śmiem
wątpić- Reilly posłała mu psotny uśmieszek i puściła oczko.-
Wyglądasz jakoś nieswojo. Za każdym razem jak tu jesteśmy
rozpiera cię energia, a teraz wyglądasz jakby ktoś cię przeżuł
i wypluł- czyli wyglądam jak się czuję.
- Nie
podoba mi się ten cały Ashton- zaczęła Riggs poprawiając
wychodzące z czapki długie, czarne włosy.- Wywołuje u mnie
nieprzyjemnie odczucia. Tak jakbym miała ochotę rzucić się na
niego z pięściami- zamyśliła się.- Gdzie on go w ogóle poznał?
Od kiedy się spotykają?
- Nie mam
pojęcia- skrzyżował ręce na piersi i gapił się w białą taflę.
- Co jest z
wami? Randy to nasz przyjaciel a wasza dwójka zachowuje się gorzej
jak dzieci. To nie wasza sprawa z kim on się spotyka, nie powinno
was to obchodzić. My – przyjaciele jesteśmy od tego, żeby go
wspierać, czasami opierdzielić, ale nie krytykować i atakować. W
ogóle was nie poznaję! Jakbyście go słuchali zanim przyszliśmy
tutaj to byście wiedzieli, że są razem od trzech miesięcy, a
poznali się jeszcze, kiedy Randy był na okresie próbnym w tym
całym przedsiębiorstwie handlowym... Nazwy... nie pamiętam. Ale
nie to jest ważne. Samatho nie jesteś maszyną, robotem, żeby
mieć zawsze rację. A nawet one nie są idealne, są tylko sztuczną
inteligencją i myślą jedynie w racjonalny sposób.
- Tak jak
ja.
- Ale ty
masz uczucia i dzięki nim wiesz, że nie można zmusić dwojga ludzi
do miłości.
- Choć w
pewnym sensie jest taka jak one. Nie zauważa rzeczy prostych i
oczywistych, wyszukując innych, bardziej prawdopodobnych przyczyn.
Jak na przykład to, że Derek zrobiłby dla ciebie wszystko- musiał
to jej w końcu uświadomić zanim ona zacznie uświadamiać jego co
do swoich prawdziwych uczuć.
- O co ci
chodzi, Laynter?- zrobiła kwaśną minę. Jak to Derek zrobiłby
wszystko? Niby z jakiego powodu?
- Ty
naprawdę nie wiedziałaś- Cassidy zrobiła wielkie oczy i nie
wiedziała czy ma trzepnąć przyjaciółkę w tą na pozór mądrą
głowę, czy od razy zatłuc na miejscu.
- Clancy
jest zakochany w dziewczynie z naszej paczki, podpowiem ci, żeby
było łatwiej, że nie jest nią ta oto blondi- wskazał dłonią
drobną na kobietę.
Powiedział
to, no co ona przez chwilę wpatrywała się w niego z
niedowierzaniem. Gdy w końcu otrząsnęła się z niemałego szoku
odważyła się, tak jak Dee, spojrzeć w stronę dwójki mężczyzn
trzymających kurczowo trzeciego boidudka. Brunet w pewnej chwili
miał ochotę wybuchnąć śmiechem, ale w ostatniej chwili zdusił go
w sobie dodatkowo gryząc się w język. Randy naprawdę się starał,
choć tego nie chciał. Próbował przedłużać swoje kroki by
ostrza sunęły po lodzie do tego pomagał sobie rękami zgiętymi w
łokciach poruszając nimi w odpowiedni sposób. Nawet nieźle mu to
wychodziło. Błękitne oczy zapatrzyły się na czerwoną twarz a
później skierowały się niżej na jego sylwetkę. Przez kurtkę
mogło nie być tego tak widać, ale mężczyzna od którego za
żadne skarby nie mógł oderwać wzroku, nawet nie chciał tego
robić, miał szerokie ramiona i dobrze umięśnione, jak całe swoje
ciało. Biodra miał w przeciwieństwie do Laytnera wąskie.
Największym jego atutem były długie i niesamowicie seksowne nogi,
teraz niestety ukryte pod materiałem granatowych jeansów. Serce mu
nagle przyspieszyło i wydawało mu się jakby w jego wnętrzu latało
stado motyli łaskoczących go. Nie wiedział czemu, ale zrobiło mu
się ciepło na duszy widząc przyjaciela tu, razem z nimi. Tego
najbardziej chciał. Żeby był ze wszystkimi i się bawił. Sam nie
zdawał sobie z tego sprawy, ale na jego ustach wykwił się radosny
i pełen ciepła uśmiech. Ten uśmiech, który był specjalnie dla
niego. Nie liczyło się, że nigdy go nie dosięgnie,
zostanie niezauważony, cieszył się z samego gestu i tego, że się
na niego odważył, mimo że McLane nie miał o tym bladego pojęcia.
- I ty
próbujesz nam wmówić, że Randy jest ci obojętny? No błagam
cię- dopiero po chwili zareagował na słowa Cassidy jakby dopiero
oderwanie się od szatyna dało możliwość normalnego myślenia.
- Właściwie
ja...- zamilknął, sam nie wiedział czy chciał tłumaczyć się
ze swojego zachowania jej czy samemu sobie. Ale w sumie po co miałby
to robić? To już nie było ważne.- Gdzie Samantha?
- Tam-
kiwnęła głową w stronę przyjaciół. - Nie musisz się obawiać,
nikt nie widział jak się na niego patrzysz.
- Nie
obchodziłoby mnie nawet jeżeli ktoś by to widział. Nie chciałem
żeby Samy znów zaczynała, sama wiesz jaka ona jest.
-
Upierdliwa i wkurzająca kobieta ze złotym sercem. Po tym co jej
powiedziałeś chyba w końcu ją olśniło i zdała sobie sprawę
jak traktowała Dereka. Może coś między nimi zaiskrzy?
- Kto wie?
Niezbadane się wyroki Boskie.
- Ale to
się tyczy też ciebie, wiesz?- pokazała białe ząbki uśmiechając
się słodko tak jak miała w zwyczaju.- Kochasz go.
- To
stwierdzenie?
- Owszem.
Powinnam dać ci porządnego kopa w tyłek, żebyś zaczął
działać, ale wiem, że teraz tego nie zrobisz, więc tylko bym się
wysilała niepotrzebnie.
- Ma kogoś.
Nie jestem jednym z tych co... Zaraz zaraz, nie podpuszczaj mnie!
- Ha, ale
tym się przyznałeś. A więc nasza panna wszystko wiedząca miała
rację. Znów. W sumie to trochę wkurzające- stwierdziła
podpierając się w boki.
- No coś
ty?!- przewrócił oczami na co ona popchnęła go, ale tylko
dlatego, że wiedziała, iż nic mu nie będzie.
Przyglądając
się McLaneowi wpadł mu do głowy pewien pomysł. Czuł, że
przyjacielowi może się nie spodobać, ale co z tego? Zostawił
Reilly samą i podjechał do „trójkącika”. Oni podpierali
barierki po drugiej stronie lodowiska, blisko wejścia. Nie musiał
pytać, żeby wiedzieć, że szatyna bolały nogi. Pojeździł
dwadzieścia minut i już miał dosyć.
~*~
Odwrócił
głowę gdy usłyszał, że ktoś znów do nich podjeżdża. Tym razem
to nie była przypadkowa osoba korzystająca z atrakcji, lecz Dee we
własnej osobie. Nadal zastanawiało go co Ashton do niego mówił,
ale przecież się go o to nie zapyta. Teoretycznie to nie jego
sprawa. Podziwiał Laytnera za talent do łyżew, którego on był
pozbawiony. Czasami tego żałował, bo to co przynosiło przyjemność
mężczyźnie nie podobało się jemu. Bez pomocy partnera i
Clancyiego był pewny, że szorowałby zębami po podłożu. Był im
obu za to wdzięczny.
- Może
starczy już tego odpoczynku?
Poczuł na
swoich ramionach jego ręce. Mocne i silne. Został obrócony przez
nie o 90 stopni, tak by patrzeć wprost w jego oczy, kolorem
dorównującym pięknu nieba. Wyczytał w nich jedynie determinację,
jakby wszystkie inne uczucia zostały głęboko ukryte w sercu jego
właściciela. Niespodziewanie Dee wziął jego ręce w dłonie i
ścisnął tak jak to się robiło stojąc na ślubnym kobiercu. Aż
głupio mu się zrobiło, że takie coś przeszło mu przez myśl.
Gdyby nie był czerwony od mrozu z pewnością wszyscy zauważyliby
pokaźny rumieniec. Nagle mężczyzna zaczął przesuwać się do tyłu
odciągając go od bezpiecznej i stabilnej barierki na sam środek
lodu. Nie odważył się ruszyć nogami pozwalając by ten drań go
holował. Momentalnie dostał ochoty na uduszenie tego dupka i
wyrwanie mu wszystkich tych cholernie miękkich i błyszczących
włosów.
- Nawet się
nie waż mnie zostawiać samego- zastrzegł ostro.
- Nie bój
się, nigdy cię nie zostawię- na te słowa wypowiedziane w tak
dwuznaczny sposób nie wiedział co ma myśleć. Mógł je
zignorować, ale o dziwo tego nie zrobił. Pozwolił by tłukły się
po jego głowie i odbijały się głośnym echem.
Kątem oka
zauważył jak wzrok wszystkich osób znajdujących się w tym
miejscu skierował się na nich. No tak dwóch dorosłych mężczyzn
w publicznym miejscu trzymających się za ręce – to nie jest
normalne. Często był obiektem kpin po tym jak skończył z
ukrywaniem się, ale zawsze znajdywał sposób, żeby się na kimś
odgryźć. Poza tym zlewał sobie słowa i opinie ludzi. A nich się
gapią, od tego mają oczy. Mogą sobie myśleć co chcą, jakby go to
obchodziło. Dee też miał na ten temat wyrobione zdanie, było one
dokładnie takie jak jego. Postanowił udawać, że poza nimi nikogo
więcej tu nie ma. Nie zamierzał zawracać sobie głowy takim
bzdetami. Nawet nie widział wyrazu twarzy ich wszystkich, ale to mu
nie potrzebne, jeszcze sobie humor zepsuje, a tego nie chciał.
Zwłaszcza, że jutro jego ulubiony dzień w roku. Było mu bardzo
przykro, że Ashton nie może przełamać się i zachowywać jak jego
partner na mieście, a nie tylko w domu. Ale cóż on mógł
poradzić, nie zmusi go do niczego.
Dee kazał
mu patrzeć się na jego ruchy nóg. Ciekawej jak on niby miał
jechać do tyłu?! Ale były one charakterystyczne i nie takie
trudne, przynajmniej w tradycyjnej jeździe, gdzie jesteś kompletnym
beztalenciem. Cały czas starał się go naśladować, skupił się
tak bardzo na tej czynności, że nie zauważył jak Crowe się na
nich patrzy.
~*~
Wrócił do
domu wieczorem, ale na dworze było już ciemno jak w grobie. Wcale
mu to nie przeszkadzało. Zawsze bardziej lubił noc od dnia. Po
godzinie spędzonej na łyżwach poszli pospacerować po galerii, bo
dziewczyny ich na to namówiły. Obowiązkowo wstąpili do kawiarni i
tam napili się czegoś ciepłego i zjedli trochę słodkości. Ich
portfele na tym nieco ucierpiały, każdy bowiem wiedział, że w
takich miejscach zdzierają z ludzi fortunę. Chociaż to czym
zostali uraczeni było przepyszne. Później po kilkogodzinnych
oględzinach butików, salonów gier i kilku partii kręgli rozstali
się. Wszyscy rozeszli się w swoje strony. A w zasadzie zrobili to
dopiero na przystanku, z którego różne autobusy jechały w stronę
ich miejsc zamieszkania. On jedyny poszedł pieszo, gdyż miał z
nich wszystkich najbliżej. Cieszył się, że Crowe jechał w inną
stronę niż Randy. Teraz zacznie go nawiedzać zazdrość? Chyba już
wcześniej zaczęła się u niego przejawiać.
Kolacji
jeść już nie zamierza, kąpać mu się teraz nie chce, więc zrobi
to po filmie który zaplanował sobie obejrzeć. Jakiś interesujący
science fiction. W końcu może potraktować jutrzejszą wigilię jak
zwykły dzień skoro i tak nie ma z kim go spędzić. Rodzice już są
w Diany w NY. Jemu pozostaje jakieś odgrzewane żarcie i telewizor.
Usiadł na
podłodze opierając plecy o łóżko i włączył telewizję. Od razu
przełączył na kanał, na którym miał się zacząć film. Chciał
przy nim odpocząć, wyluzować się i przemyśleć parę spraw
uwzględniając w nich McLanea. Ten wieczór miał być spokojny i
niczym niezakłócony, jednak jak powszechnie wiadomo: plany lubią
zbaczać z kursu. Raptownie na przedpokoju rozległ się odgłos
dzwonka do drzwi. Mężczyzna zmarszczył brwi i podniósł się by
sprawdzić kto go nawiedza o tej godzinie.
To jest chyba jedyne opowiadanie w którym komentuję każdy rozdział :D
OdpowiedzUsuńNaprawdę coraz bardziej podoba mi się to cudo :)
Moja Wena zasnęła i czeka jak śpiąca królewna na pocałunek księcia czyli dobre komentarze ☆
Tak szybko przeczytałam że znów mam wrażenie że za krótkie :D
Miło mi to słyszeć :) Faktycznie wena przychodzi w miarę pozytywnych komentarzy. Bardzo mi się podobają twoje opowiadania, tylko szkoda, że nie publikujesz cały czas jednego, tylko przeplatane, ale co tam :D
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńno Dee zaczyna coś działać, Ashton też mnie wkurza, jest jego chłopakiem tylko w czterach ścianach...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia