Hej,
dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania.
Bał się, on i Randy zwyczajnie się bali, że stracą
dobrych kolegów i koleżanki tylko przez swoją orientację. Słowa
Tony'ego odbiły się na nich głośnym echem. Miny im zrzedły, a w
serca wbijały się bolesne igły.
Nie wiedział co powiedzieć. W gardle urosła mu gula
i nie mógł się jej pozbyć. Przez myśl mu przebiegło, że
powinien wstać i zwyczajnie wyjść. Źle by mu z tym było, ale nie
będzie się pchał tam gdzie go nie chcą. Nie zdawał sobie sprawy,
że McLane myślał podobnie, ale czekał aż kumple sami powiedzą,
żeby cioty zeszły im z oczu. Oczywiście, brał pod uwagę, że
Tony gdyby się dowiedział zwyzywałby ich od najgorszych. Wnioskował to z
jego charakteru. Nie wiedział jak bardzo się mylił. Mimo słowa
„pedał”, które usłyszał od Andersona, chłopak po chwili
prychnął i zapytał się dlaczego to ukrywali, tak jakby obawiali
się ich reakcji i im nie ufali. To zbiło ich z tropu. Gdy w końcu
odważyli się spojrzeć wszystkim w oczy zobaczyli coś wspaniałego.
Wsparcie i bezwarunkowa przyjaźń. Dotarło do nich, że ich
przyjaciele, bo tak zaczął o nich myśleć, zaakceptowali ich w
pełni. Żadne z tej czwórki nie było przeciwne homoseksualistą.
Nie mógł uwierzyć, że przy nich może być sobą. Zalała go fala
szczęścia i radości, a ulga była wyraźniej widoczna na jego twarzy. Widać niepotrzebnie tak się bał. Powinien
od razu być z nimi szczery, znał ich już jakiś czas, jednak
bariera, która powstała w jego umyśle nie mogła zniknąć i
otworzyć się na nich.
Zajście w kawiarni wspominał z uśmiechem. Nikt nie
miał problemu z tym, że lubią mężczyzn. A wręcz przeciwnie,
zaczęli im kibicować, żeby kogoś sobie znaleźli i koniecznie ich
sobie przedstawili. O lepszych przyjaciół nie mógł się starać.
Czasami Anderson dorzucił jakiś głupi kawał o gejach, ale nie
brał tego na poważnie, sam się nawet śmiał. Cassidy próbowała
go swatać z jakimiś przypadkowymi gośćmi, ale nie był w tym
osamotniony, bo Randy'emu też kogoś zawsze szukała. Jedynym
problemem była Samantha. Ona jasno dała do zrozumienia, że nigdy
przenigdy nie zaakceptuje jego partnera, chyba że będzie nim Randy.
Po chwili oszołomienie obaj wybuchnęli gromkim śmiechem. Ona
potrafiła ich rozwalić tymi swoimi uwagami i przemyśleniami.
Uważała, co sama im powiedziała, że skoro obaj są homo, powinni zacząć się umawiać. Randy przyznał, że większej głupoty nie
słyszał, a jemu tak jakoś się przykro zrobiło. Zignorował
jednak to uczucie przygnębienia i starał się o tym nie myśleć.
Dwie godziny później rozdzielili się każdy do
swoich domów. Pożegnał wzrokiem ich ulubioną kawiarnię „Pierwsza
Gwiazdka”, która była najdziwniejszym lokalem, z którym się
kiedykolwiek spotkał, gdyż była czynna tylko w okresie zimowym,
poza sezonem była zamknięta i nikt nie wiedział dlaczego. Była taka trochę magiczna, otwarta tylko w tych kilku miesiącach, a swój koronny moment obchodziła w czasie Bożego Narodzenia. Wtedy przeżywała oblężenie. Działy się wspaniałe i piękne rzeczy, które mogli obserwować jej pracownicy. Osoba, która była w kawiarence zakochiwała się w kimś z wzajemnością, pary, które się kłóciły - godziły się, małżeństwa, które zdawały się nie mieć przyszłości - na nowo rozpalały w sobie płomień miłości. Nawet beznadziejne przypadki nieodwzajemnionej miłości znikały, a na ich miejscu pojawiały się związki mogące przetrwać wieki.
~*~
Otworzył z rozmachem drzwi do mieszkania z
przyjemnością i ulga witając ciepło. Przekręcił klucz w zamku,
niechętnie zdjął rękawiczki, czapkę i szalik, które miło go
ogrzewały. Naprawdę nienawidził zimy. Zawiesił kurtkę na
przedpokoju, a buty ułożył równo na małym dywaniku. W niektórych
sytuacjach był prawdziwym pedantem. Wszystko musiało leżeć na
swoim miejscu. Nie mógł znieść widoku porozrzucanych ubrań,
które walały się w całym domu tak jak to miał Dee. Nie to, że
zawsze miał bajzel, bo gdy on przychodził zazwyczaj było
posprzątane, ale i tak go dużo rzeczy denerwowało w charakterze
Laytnera. Skierował się do swojego pokoju. Włączył telewizor i
rzucił się na łóżko wzdychając przeciągle. Ten dzień mógł
uznać za najlepszy w jego życiu.
Po spotkaniu ze swoją paczką wrócił co domu, żeby
przygotować się na randkę, na którą zabrał go Ashton. Tak się
nazywał jego partner, Ashton Crowe, z którym było od przeszło
trzech miesięcy. Był w nim zakochany po uszy. Mężczyzna zwracał
na siebie uwagę świetnym wyglądem. Był blondynem o niebieskich
oczach, i to jakich. Zarumienił się za samo wspomnienie jak dziś
zapatrzył się w ich głębię i myślał, że utonie. Co dziwne
pomyślał wtedy, że Dee także takie ma. Ten wieczór był
niesamowity, byli w kinie, co prawda nie wyobrażał sobie zabrać
swojej drugiej połówki do takiego miejsca, ale z nim mógłby iść
wszędzie, najważniejsze, że byli razem, nie miało znaczenia
gdzie. Ashton zaproponował mu, żeby przenocował u niego w
mieszkaniu, tłumacząc mu, że jest już po północy i się o niego
martwi. Już on wiedział o co chodziło Crowe, i nie miało to nic
wspólnego z niepokojem, przecież jest mężczyzną i potrafi się
obronić. Miał ochotę na seks z nim, ogromną ochotę, ale
stwierdził, że dla niego to za wcześnie. Są trzy miesiące razem,
nie powinni iść zaraz do łóżka. Kochał seks od kiedy pierwszy
raz w nim zasmakował, ale nie był puszczalski, nie pójdzie do
łóżka z pierwszym lepszym gościem tylko by zaspokoić swoje
ciało. Miał nadzieję, że nie zdenerwował tym blondyna. Niech
poczeka jeszcze trochę, a nie pożałuje.
Martwiło go tylko jak zachowuje się Ashton wśród
ludzi, w kinie nie trzymali się za ręce, nie robili nic co mogło
by wskazywać na to, że kimś więcej niż przyjaciółmi, czasami
go to smuciło, bo przecież ludziom nic do tego z kim on się
spotyka. Za to także kochał swoją paczkę. Gdy się dowiedzieli,
że jest gejem przyjęli to swobodnie i tak jakby była to
najnormalniejsza rzecz na świecie. Jedyne na co mógł narzekać to
zachowanie Samanthy Riggs. Nie mógł się powstrzymać przed
dokuczaniem jej z powodu tego co wymyślała. On i Laytner? Razem?
Jako para? Choć miał bardzo wybujałą wyobraźnię, mimo
wątpliwości Dee co do niej, to nie potrafił sobie wyobrazić ich
razem. A jak ona do tego doszła pozostaje tajemnicą. Dwaj geje co
się przyjaźnią to zaraz muszą się pakować w związek. A jeśli
ten by nie wypalił? To nie było by to... Błąd i tyle. Mieliby
później znów grać przyjaciół? Wolne żarty. Bolało go, że
Samy jako ta najmądrzejsza, najbardziej odpowiedzialna i z otwartym
umysłem nie zamierzała mu pogratulować. Chciał by cieszyła się
z resztą, by poznała jego miłość. Ale ona nie zamierza sparwić
mu tej przyjamności. Uparła się i koniec, nic jej nie przekona, bo
ona zawsze musi mieć rację. Nieco denerwujący typ człowieka, ale
i tak ja uwielbia.
Wypełzł z łóżka i sięgnąwszy piżamę oraz
czyste bokserki skierował się do łazienki. Napuścił cieplutkiej
wody, w której z satysfakcją się zanurzył. Mógłby tak siedzieć
godzinami, jednak zmęczenie dawało o sobie znać i jedyne na co
miał teraz ochotę to głęboki sen.
Nalał na gąbkę pachnącego żelu do kąpieli i
zaczął się szorować. Przez chwilę zastanawiał się czy myć
włosy, czy dać sobie już dzisiaj spokój, ale przeważyła
swędząca głowa dopraszająca się ukojenia. Zsunął się na
plecami na dno niedużej wanny tak, że jego długie nogi wychodziły
poza nią, i zamoczył całą głowę w wodzie. Jego włosy o
czekoladowym odcieniu stały się jeszcze ciemniejsze.
Po półgodzinie był gotowy by wsunąć się pod
kołdrę, wyłączył więc telewizję, położył komórkę z
nastawionym budzikiem na dziewiątą rano i zamknął oczy. Niby jutro nie
musiał iść do pracy, ale nie chciał wstać w południe. Jeszcze
raz wrócił myślami do tych chwil spędzonych z Ashtonem. Mężczyzna
zaproponował mu wspólne święta, a on tylko na to czekał. Nie
pokazywał, że cieszy się jak cholera i tylko się uśmiechnął
potwierdzając, że przyjdzie do niego 24 grudnia i spędzi cały
dzień z nim. Był najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Pierwszy
raz w wigilię będzie z kimś innym niż rodzicami. Jutro zadzwoni
do mamy i ją przeprosi, pewnie będzie jej przykro, ale powie, żeby
się nie martwił i miło spędził czas. Rodziców tak jak
przyjaciół miał cudownych. I mama i tata przyjęli jego
homoseksualizm dobrze, a nawet bardzo dobrze. Co by nie mówić,
życie miał udane.
Nagle do jego uszu doszedł znajomy dźwięk
oznajmujący nową wiadomość tekstową. Warknął. Kto śmie pisać
o tak barbarzyńskiej porze? Przynajmniej wysłał 'esa a nie
dzwonił. Podniósł leniwie powieki i odblokowawszy telefon
przeczytał:
J.6.12.Cent.D.
To było ich skrócone pismo, on i Dee zawsze tak do
siebie pisali, żeby powiadomić o czymś drugiego. Krótko, zwięźle
i na temat, i tak, że tylko oni wiedzieli o co chodzi. Oczywiście
nie zawsze to wychodziło, bo były takie sytuacje gdzie nie da się
napisać czegoś skrótem, ale przeważnie tak się umawiali na
spotkania. Akurat to oznaczało:
Jutro, cała szósta w południe w centrum miasta.
Dobranoc.
Po
przeczytaniu informacji odłożył telefon, przekręcił się na
brzuch i w ciągu pięciu minut zasnął kamiennym snem twarzą w
poduszce.
~*~
Wstał
wcześnie, w przeciwieństwie do McLane'a był rannym ptaszkiem, ale
to przez pracę wyrobił w sobie tendencję do wczesnego wstawania.
Często potrafił nie spać całą noc będąc pochłoniętym pracą
lub badaniami. Mógł się też późno położyć spać i wstać
wcześnie rano. Niby miał regularne godziny, ale praca w
laboratorium biologicznym, w dodatku w innym mieście to nie
przelewki. Miał za dużo na głowie, by pozwolić sobie na zaspanie
do roboty albo wzięcie urlopu. Poza tym nie miał powodu by go brać
lub narzekać na swoją pracę, kochał ją. Siedzenie w
laboratorium, oprowadzanie i opowiadanie o wszystkim co się w nim
dzieje to coś czego w życiu nie zamieniłby na nic innego.
Po powrocie
do domu ze spotkania dowiedział się od profesora, kolegi po fachu,
że jakimś cudem przez dwa tygodnie nie będą potrzebni i mogą w
spokoju spędzić święta z rodzinami. Wkurzył się, bo już zdążył
wysłać rodzinkę do swojej starszej siostry w Nowym Jorku. Wygląda
na to, że te święta i tak pójdą się jebać.
Odgrzał
sobie w mikrofali dwa krokiety, które znalazł w lodówce.
Zapomniał, że jakiś czas temu je kupił. Dobrze, nie chciało mu
się gotować tylko dla jednej osoby, mimo że został obdarzony
niezwykłym talentem, który często wykorzystywał Randy. On często
próbował jego dań i zawsze mu smakowały, Samy i Derekowi też
gotował, a na urodziny Cassidy zrobił dwupiętrowy tort, był cały
różowy, z cukierkami, które wiedział, że przyjaciółka lubi.
Uważał, że to nie fair, ona jadła tyle słodkości, że hula hop
powinno idealnie na nią pasować, a tymczasem była chuda jak patyk.
Jednak to jest bardziej skutek wieloletniej choroby, która robi z
jej organizmem co zechce.
Było wpół
do dwunastej, gdy wychodził z domu. Nie chciał się spóźnić na
spotkanie, bo Samy będzie mu suszyć za to głowę. W ostatniej
chwili zorientował się, że zapomniał by o najważniejszej rzeczy,
którą miał wziąć. Wrócił do pokoju i wyjąwszy z szafy nieduży
plecak zapakował w niego parę czarnych łyżew figurowych. Chwilę
później był w drodze na umówione miejsce spotkania. Zastanawiał
się czy Randy domyślił się po co akurat tam mają iść.
Wiedział, że przyjaciel był jedynym, który nie lubi tej
dyscypliny sportowej. Mimo wszystko chciał by chociaż tego
spróbował, ale spróbował przy kimś, kto będzie przy nim w
każdej chwili gotowy mu pomóc. On by go trzymał cały czas za rękę
i nie pozwolił mu upaść. Pilnowałby go, dawał wskazówki, uczył
i dobrze się bawił. Zabawa w dobrym towarzystwie to podstawa. Źle
mu było gdy oni wchodzili na lód a Randy podpierał barierkę po
drugiej stronie.
Gdy w końcu
dotarł na główny plac, gdzie stało lodowisko z daleka zauważył
Samanthę uwieszającą się na ramieniu Dereka, który był czerwony
jak burak i odwracał głowę od kobiety. Tuż obok nich stali
dyskutujący o czymś zaciekle Cassidy i Tony. Oboje wymachiwali
rękoma i tworzyli w powietrzu dziwne zawijasy. Zbliżając się
wzrokiem szukał mężczyzny, którego zamierzał zmusić dziś do
nauki jazdy. Wygląda na to, że jeszcze go nie ma, ale przecież
wysłał mu wiadomość, więc z pewnością przyjdzie.
- Kopę lat
Dee!- krzyknął Tony odrywając się od ekranu telefonu.
Przywitał
się ze wszystkimi przybijając im tak dobrze znanego „żółwika”.
Spostrzegł, że nie tylko on pomyślał, żeby zaopatrzyć się w
sprzęt. Wszyscy mieli ze sobą łyżwy, teraz czekali tylko na
McLane'a.
~*~
Był
umówiony z przyjaciółmi, no ale co miał zrobić skoro z samego
rana w progu jego drzwi pojawił się Ashton? Zaskoczył go
przychodząc o tak wczesnej godzinie. Przecież zamierzali spędzić
razem Boże Narodzenie, ale to było dopiero za dwa dni. Czyżby aż
tak za nim tęsknił, że chciał ujrzeć go ledwo kilka godzin
po rozstaniu w parku? Mężczyzna wyglądał jakby naprawdę chciał
spędzać z nim każdą wolną chwilę. To mu pochlebiało. Na dworze
mróz szczypiący w twarz, zimno i nieprzyjemnie, nie kazałby mu
wracać do swojego domu. Zaprosił partnera i zaproponował mu
wspólne śniadanie, gdyż sam jeszcze żadnego nie jadł. To był
pierwszy raz gdy Crowe był u niego w mieszkaniu. Święta mieli
spędzić w domu blondyna, ponieważ też mieszkał sam, a ponoć
jego rodzina wyjeżdża i nie będzie z nimi kłopotu.
W
ekspresowym tempie przebrał się w ubrania, w których często
wychodził na miasto, te różniły się od tych, w których
paradował w domu. Do tego założył gruba bluzę, bo jak zwykle
było mu za zimno. Wrócił do kuchni, gdzie Ashton popijał zrobioną
przez niego kawę. Posłał mu uśmiech za co został obdarowany tym
samym. Piwne oczy patrzyły się na niego z ufnością i miłością.
Jego wzrok błądził po ciele brązowowłosego. Czarne spodnie
idealnie opinały zgrabny tyłeczek, który pragnął wziąć jak
najszybciej. Żałował, że mężczyzna założył bluzę
zakrywającą jego brzuch i biodra. Przyszedł do niego z nadzieją,
że coś się zacznie dziać, przesuwać w ich związku, który
zdawał się tkwić w martwym punkcie. Liczył, że jego partner odda
mu się w końcu. Może jak poczeka do tej wigilii, która jak na
złość nie chciała przyjść, to dostanie to na co tak długo
czeka? Naprawdę chciał już go zabrać do łóżka.
~*~
Wyjął z
lodówki pięć jajek, które rozbił na grzejącej się od tłuszczu
patelni. Wbił je na nią od razu biorąc do ręki sól. Dał do
jajecznicy dwie szczypty, tak na oko, jak zawsze pouczał go
Laytner. Roztrzepał wszystko na patelni i zaczął mieszać, żeby
jajka się nie ścięły i nie wyszły sadzone. W międzyczasie szybko
posmarował kilka kromek masłem i położył na talerzu. Przygotował
jeszcze dwa dla nich. Musi się uwijać, nie chciał się spóźnić,
a czuł, że i tak przyjdzie do kumpli dużo później niż
zamierzał. Przygotował śniadanie i postawił je na stole przed
partnerem.
- Słuchaj,
masz jakieś plany, że tak co chwila spoglądasz na zegarek? Jeśli
przeszkadzam to...
- Nie!-
zaprzeczył kategorycznie. - Tylko... miałem się spotkać z
przyjaciółmi, ale nic się nie stanie jak przyjdę do nich
godzinkę spóźniony. Samy się pewnie wkurzy, ale ona zawsze się
na mnie denerwuje bez powodu- nagle coś przyszło mu do głowy. -
Chciałbyś ich poznać? Planowaliśmy spotkać się w centrum.
- Na
łyżwach? Świetnie, chętnie- uśmiechnął się aprobująco.
Ucieszył
się, że Ashton był przychylny temu pomysłowi. Skoro wszyscy oni
wiedzą, chciał żeby się spotkali. Nic nie stało na przeszkodzie,
no może poza utrudniającą mu wszystko Samanthą. Jakby nie mogła
dać mu spokoju. Ubzdurała sobie, że on może być z Dee Laytnerem.
Dlaczego tak pomyślała? To mu chyba nie dawało żyć odkąd
podzieliła się swoim zdaniem na ten temat z nimi.
Zaraz,
zaraz... Jak on mógł na to nie wpaść?! Czasami bywał ciemny i
głupi jak but. Ci dranie chcieli wyciągnąć go na łyżwy!
Cholera! Przecież wiedzą, że on nienawidzi tej dyscypliny
sportowej, a to, że ten przeklęty Dee ją lubi i chce go nauczyć
ma w dupie. Czemu on zawsze się zgadza na coś zanim pomyśli?! Był
idiota! Skończonym kretynem. Na samą myśl, że miałby stanąć w
tym... tym czymś na lodzie... Niemożliwym było, żeby nie
wypierdolił się przy pierwszej lepszej okazji. Mówić tym dupką,
że nie! To i tak na siłę chcą to zrobić? Czy on kiedykolwiek
narzekał, że źle się czuje stojąc przy barierkach po tej
bezpieczniejszej stronie przyglądając się im jak jeżdżą? Nie!
~*~
Czekali na
niego około godziny i mieli serdecznie dosyć. Zastanawiali się czy
ich czasem nie wystawił, ale on taki nie był. Poza tym dałby znać,
że nie przyjdzie. Samatha prawie zgrzytała zębami a Derek musiał
ją uspokajać. Tony'emu było chyba wszystko jedno, bo esemesował z
kimś i głupio uśmiechał się do telefonu, co dziwne Cassidy także
pisała coś na komórce i wtórowała zachowaniu przyjaciela. On tak
jak Samy był wściekły. No cholera, przecież wysłał mu
wiadomość, był tego pewien, nie spał do późna. Jakoś nie mógł
się wygodnie ułożyć i zmrużyć oka. Wiercił się i za nic nie
chciał zasnąć. W dodatku świadomość, że Randy jest na
„spotkaniu” z tym swoim... Już sama myśl, co oni mogli robić w
tym czasie doprowadzała do szewskiej pasji. On siedział w
mieszkaniu gapiąc się przez prawie całą noc w biały sufit, a on
mógł się... To słowo nawet przez gardło nie potrafiło mu
przejść przez gardło! Jest beznadziejny. Gdy już wyciągał
telefon, żeby zadzwonić po przyjaciela, któremu miał ochotę
nakopać do dupy, Derek zauważył spóźnialskiego. A co
najśmieszniejsze nie był sam. Szedł koło kogoś za blisko,
zdecydowanie byli za blisko siebie- może przesadzał, ale tak uważał
i koniec.
- A tobie
co kurwa, specjalne zaproszenie trzeba wysyłać?!- krzyknął na
niego Dee, któremu krew zaczynała wrzeć jak tylko go zobaczył.
- Zamknij
się. Coś mnie zatrzymało- przeprosił wszystkich za swoje
szczeniackie zachowanie. Mógł chociaż do nich napisać, ale jakoś
na to nie wpadł.
Nie
spodziewał się, że ten kretyn tak na niego naskoczy. Wiedział, że
dostanie opierdol, ale lepiej żeby Dee wyluzował. Miał zamiar
przedstawić im swojego chłopaka i zaczynał się denerwować. Niby
wszystko powinno być dobrze, są przyjaciółmi, więc przyjęliby
Ashtona jak swojego, ale... No właśnie, jest to cholerne ale. Samy.
Jak mu powiedziała, że nigdy nie pobłogosławi jego związku, z
kimkolwiek by nie był, to tak zrobi. Bolało go to. Nie chciał żeby
jego partner czuł się źle w jej towarzystwie i nie chciał, żeby
ona przy Crowe wysuwała swoje na temat niego i Dee. Głupia baba
coś sobie ubzdurała i będzie się tego trzymała.
Serce biło
mu jak kilka dzwonów kościelnych. Wydawało mu się, że wszyscy to
słyszą. Czuł jakby w brzuchu ktoś wypuścił stado motyli. Miał
ochotę zostać i jednocześnie uciec. Po kręgosłupie przeszły go
lodowate ciarki i to wcale nie spowodowane znienawidzoną przez
niego porą roku, tylko obawą. Obawą, że ktoś z jego przyjaciół
nie zaakceptuje osoby, którą on kocha. Nagle naszła go dziwna myśl.
A co jeśli Dee też będzie miał coś przeciwko Ashtonowi? Tego by
już nie zniósł. Kto jak kto, ale od Laytnera spodziewał się
raczej słów wsparcia w tej sytuacji. Choć może się pomylił?
Jedno wiedział na pewno, łatwo nie będzie, zważywszy na to, że
dobrze widział miny tej dwójki na swoje słowa sprzed chwili: „Chcę
wam przedstawić mojego chłopaka”.
Czad, czad... tylko krotkie :( Ale czekam na wiecej :D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńczyżby Dee coś jednak czuł do Rendiego? to przyprowadzenie chłopaka może go zaboleć, chciał go uczyć, aby chociaż przez chwilę być blisko niego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia