Powered By Blogger

czwartek, 24 grudnia 2015

Pierwsza gwiazdka- Rozdział 1


No hej Wam :) Niby miałam się jeszcze nie odzywać, planowałam zrobić to po Nowym Roku, ale co mi tam. Mam dla was coś i liczę, że się spodoba. To moje nowe opowiadanie, które będzie miało zaledwie kilka rozdziałów, ponieważ nie miało być długie. Za kilka dni pojawi się kolejny rozdział, ale nie powiem Wam kiedy :D Od razu zaznaczam, że imiona głównych bohaterów wzięłam z mangi Fake, bo bardzo mi się one podobały, żeby nie było, że podpisuje się pod nimi. No to miłego czytania.





    Dziś jest wigilia, dzień który Randy McLane rok temu znienawidził i pragnął by nie istniał. Jak wcześniej kochał ten świąteczny okres całym sercem, tak 365 dni temu wywołał u niego same negatywne i przygnębiające uczucia, tak jak cała ta okropna pora roku. Chciał zniknąć, nie pokazywać się nikomu. Uciec od wszystkiego i wszystkich. Był wściekły na dwie osoby, które odgrywały w jego życiu bardzo ważną rolę. Ufał im a one go bezczelnie zdradziły. I to w najgorszy sposób jaki tylko istniał, wtedy myślał, że nie chce mieć z nimi nigdy więcej nic wspólnego. Niestety albo i stety postanowienie Randyego poszło się paść kilka dni później. Choć minął rok, a jego życie toczy się zwyczajnym torem, jest w szczęśliwym związku to chyba do końca życia zapamięta sobie tamte feralne i przykre (przynajmniej częściowo) w skutkach święta.


    ~*~


    Za oknem ciepłej i przytulnej kawiarni, w której zwykł spotykać się z przyjaciółmi, było biało, zimno i nieprzyjemnie. Nie mógł znieść tego paskudnego krajobrazu. W dodatku nawiedziła ich prawdziwa zamieć. Samochody jadąc z dużą prędkością rozchlapywały zszarzały śnieg na chodnik, a jeśli ktoś akurat tamtędy przechodził – na niego. Pomimo że była dopiero czwarta na dworze już robiło się ciemno. Szczerze nienawidził tej pory roku, wciąż tak jest. W lato, które uwielbiał, o tej godzinie słońce górowało wysoko na niebie i prażyło jak diabli. Najlepiej gdy było gorąco, całe jego ciało się nagrzewało i było mu przyjemnie. Nigdy wtedy nie siedział w domu, zawsze gdzieś wybywał czy to z rodzinką, czy kumplami. Najbardziej lubił uprawiać sporty wodne, gdyż opalanie się na leżaku nie było dla niego. Musiał być w ruchu, jego mięśnie musiały pracować, nie znosiły bezczynności. Dużym plusem tego wszystkiego była możliwość oglądania, niczym w najlepszym kinie, spoconych, mokrych, błyszczących się od potu męskich ciał. Randy kochał to robić. Było wielu przystojnych mężczyzn, na których można było zawiesić wzrok, jednak nigdy nie robił sobie żadnych nadziei. Zdawał sobie sprawę, że nie ma najmniejszych szans u hetero, którzy, jak na złość, tak bardzo mu się podobali. Ale pogapić się zawsze można, bo kto mu zabroni? Nie robiłby nic złego, tylko rozbierałby gościa wzrokiem i wyobrażał sobie sceny jak z pornosa.
    Wręcz przeciwnie myślał jego przyjaciel Dee. Facet kochał zimę, uwielbiał wszczynać wojnę na śnieżki, dokuczać dziewczyną z ich paczki wrzucając im za ubrania śnieg, prowokować innych do zabaw, które McLaneowi przywodziły na myśl lata dzieciństwa. Poza tym największą pasją Dee Laytnera była jazda na łyżwach. Bez niej nie wyobrażał sobie życia. Wszyscy to wiedzieli. W Wellington, ich rodzinnym mieście nie było żadnego lodowiska, z którego można by korzystać poza sezonem, więc on czerpał ile się dało z chwil, gdy na głównym placu w centrum miasta „rozkładali” lodowisko. Mimo ich wieku, który każdy określiłby mianem „młody dorosły” zachowywali się niczym dzieci. I nic ich szóstki nie obchodziło, że ktoś na nich krzywo patrz. Nic im do tego – zawsze to sobie powtarzali.
    Przysłuchiwał się żartom i śmiechom Cassidy i Samanthy, jedynym dziewczynom w jego paczce, obie miały pokaźne rumieńce na twarzy, mógł się tylko domyślać o czym tak sobie szeptały na ucho. Pewnie jak zwykle o głupotach. Randy opatulony w gruby, fioletowy sweter siedział od strony okna obok, często irytujących go lasek. Naprzeciwko niego Derek wlepiał maślany wzrok w Samy, która całkowicie go ignorowała, mimo że robiła to kompletnie nieświadomie. Jedynym słowem potrafiącym opisać relacje tej dwójki był często spotykany friendzone. Przeciętnego wzrostu, z włosami o kolorze popielatego rudego, piegami na twarzy i piwnymi oczkami wyglądał całkiem pociągająco. Taki mało popularny wygląd dodawał mu uroku, idealnie do niego pasował. Lecz panna Riggs zdawała się w ogóle tego nie zauważać. Mężczyzna cztery lata po studiach inżynierii wstecznej był chyba skazany na „przyjaźń” do końca swojego życia, a to przez to, że nie potrafi otwarcie powiedzieć co czuje do bliskiej mu koleżanki. Zwyczajnie się wstydził i był bardzo wrażliwy, bał się, że zostanie odrzucony. Jak tylko miał coś do niej powiedzieć zapominał języka w gębie.
    Zaraz obok rudzielca siedział Tony pokazujący coś Dee na swojej komórce, która zdawała się być przyklejona do jego ręki. Nie mógł bez niej żyć. Co chwilę musiał sprawdzać czy nie przyszyły mu czasem nowe wiadomości lub powiadomienia na facebook'u, instagramie i twiterze. Dee wpatrywał się z uśmiechniętą mordą w ekran czym niesamowicie śmieszył przyglądającego się mu Randyego.
    Wziął do ręki filiżankę i zamoczył wargi w zimnej już niestety czekoladzie, która była znacznie lepsza na gorąco.
      - A ty czemu nic nie mówisz, Ran? - odezwał się niespodziewanie Dee Laytner.
      - Wyłączyłem się na chwilę.
      - Ach, za kilka dni święta. Mamuśka znów zaciągnie mnie do gotowania, a mój braciszek będzie ślęczał przed kompem i nie kiwnie palcem, żeby pomóc. To nie fair, że to kobietą jest pisane przygotowywanie całej tej kolacji wigilijnej- westchnęła Cassidy Reilly przeciągle podpierając głowę na dłoni.
      - A mnie to pasuje- odezwała się Samataha Riggs.- Nie uważasz, że tak powinno być? W końcu to kobieta jest gospodynią i panią domu, która powinna dogadzać jego mieszkańcom.
      - Mogłabym wyręczyć moja mamę we wszystkich tych świątecznych pracach, ojca a nawet brata, ale za odpowiednią zapłatę. A co!
      - Cassidy, ale z ciebie materialistka- zaśmiał się Dee.
      - A co z wami chłopaki?
      - Laska zaprosiła mnie do siebie bo jej starzy wyjeżdżają a ona zostaje. Chata wolna i tylko dla nas- odpowiedział obojętnie Tony.
      - Ja będę pewnie pracować. Kolejne święta pójdą się jebać. Jedynym plusem jest to, że nie stracę kasy na szykowanie żarcia. Uprzedziłem o tym rodziców, więc nie wpadną do mnie z wizytą, ale do Diany.
      - A ja jeszcze nie wiem- rzekł Randy.
      - Jak to nie wiesz? Nie jedziesz na przedmieścia do rodziców? To do ciebie nie podobne, żeby tak olać rodzinę- zauważyła słusznie Samantha.
      - Jak powiedziałem: jeszcze nie wiem.

    Cała szóstka siedząca przy prostokątnym stole zamilkła. Pięć par oczu skierowało się w jego stronę. Najbardziej przenikliwe były te błękitne, należące do wysokiego mężczyzny o gęstych, czarnych niczym noc włosach. Patrzyły na niego tak jakoś dziwnie. Nie potrafił określić uczuć, które władały ich właścicielem. Na resztę rzucił tylko przelotne spojrzenie. W przeciwieństwie do Laytnera, reszta jego przyjaciół wydawała się bardziej poruszona informacją.
      - Masz kogoś! Draniu, jak mogłeś to przed nami zataić?- oburzyła się Reilly.- A ładny? A przystojny? A mądry? A jak się nazywa? Przedstaw nam go!- zaczęła podniecona ględzić jak najęta.
      - Właśnie dlatego nic o nim nie mówiłem. Znów ci odbija.
      - Haha, a kiedy jej nie odbija?- zagadnął Derek.- Ale poważnie Randy, chcemy go poznać.
      - Mów za siebie- rzekła lodowatym głosem Samy.- Nigdy nie pobłogosławię tego związku, nie ważne jak bardzo kochasz tego faceta, Randy.
      - A ty swoje- przewrócił oczami mając nadzieję, że nie zauważy, jednak jej spostrzegawczy wzrok to uchwycił i zgromił dwudziestosiedmiolatka.- Dałabyś mi żyć panno „mam zawsze rację”. Muszę się zbierać ludzie, spadam do domku, bo na wieczór mam plany- powiedział po chwili.

    Ubrał się pośpiesznie, żeby nie dobijały go pytania natrętnej Cassidy i obrażona mina Samanthy. Opatulił się na koniec szalikiem i po założeniu rękawiczek pożegnawszy się ze wszystkimi skierował się do wyjścia na mróz. Naprawdę nienawidził zimy. Lodowaty, ostry podmuch wiatru uderzył go w twarz. Mijając kilku przechodniów szedł chodnikiem wzdłuż kawiarenki, z której wyszedł. Pomachał pozostałej piątce i udał się do domu tak jak miał to w planach.


    ~*~


      - Co za skończony idiota- warknęła wyprowadzona z równowagi długowłosa brunetka.- Jak on mógł znaleźć sobie chłopaka? Jak się pytam?
      - Cóż, zazwyczaj to działa tak, że...- zaczęła krótko obcięta blondynka, lecz przerwano jej wypowiedź.
      - Wiem, do cholery! To było pytanie retoryczne!
      - Denerwujesz się, bo wiesz, że po raz pierwszy ci się zdarzyło nie mieć racji- zauważył Tony, który nagle skulił się pod jej ostrym spojrzeniem ciskającym w jego stronę sztylety.
      - Po co się tak pieklisz? Po prostu daj sobie z tą sprawą spokój. Nie możesz nikomu mówić jak ma żyć. A to, że i ja i Randy jesteśmy gejami nie oznacza zaraz, że mamy się ze sobą umawiać- powiedział zmęczonym głosem brunet.

    Jak ta kobieta nic nie rozumie. Poznał tę piątkę jeszcze w liceum. Randy chodził z nim do klasy a pozostała czwórka do równoległych klas, ale nie przeszkadzało im to w zawarciu przyjaźni. Byli kompletnie różni, ale właśnie to ich łączyło. Jak to mówią przeciwieństwa się przyciągają. Szybko znaleźli wspólny język, spędzali dużo czasu razem, wychodzili na miasto po szkole i świetnie się bawili. Cieszył się, że znalazł ludzi, z którymi może porozmawiać. McLane stał mu się najbliższy, gdyż razem chodzili i wracali ze szkoły mieszkając niedaleko siebie. Zupełnie przypadkiem dowiedział się o orientacji kolegi, podobnej do jego. Akurat zauważył go trzymającego się za ręce z jakimś licealistą. Jak myślał, że nowy kolega zacznie panikować, tłumaczyć się, tak ku jego zdziwieniu, tylko poprosił go, żeby nikomu nic nie mówił. Zrobił to. Zachował dla siebie to co wiedział. Później dużo rozmawiał z Randym na ten temat i sam się przyznał, że kobiety go nie kręcą. Po takich wyznaniach ich więź jeszcze bardziej się pogłębiła. Wiedzieli o sobie, o swojej orientacji, o upodobaniach, często o tym rozmawiali, zawsze u jednego lub u drugiego w domu.


    Rozglądał się po niedużym pokoju, w którym, tuż przy oknie stało dwuosobowe łóżko, a przeciwległej stronie stało biurko a obok niego dwa regały zapełnione podręcznikami i ćwiczeniami do matematyki. Ten widok go przeraził, najwyraźniej nowy kolega lubi królową nauk, on jej nienawidził, zdecydowanie bardziej wolał biologię i chemię. Na białych ścianach rozwieszonych było kilka plakatów z jakimś pływakiem. Nie kojarzył gościa. Gdy przyglądał się mężczyźnie z uwagą jakby usiłując sobie przypomnieć jego imię, Randy go uprzedził i dodał, że jest jego wielkim fanem.
      - Moim idolem jest Rene Castella najlepszy łyżwiarz na świecie. Kocham go, miłością platoniczną oczywiście.
      - Idiotyzmem byłoby zakochiwać się w osobie, której w ogóle się nie zna, a tym bardziej kimś sławnym.
      - Ta- zaśmiał się- poza tym on nie jest gejem.
      - No i? Jest w twoim typie?- McLane podał brunetowi kubek z parującą czarną zieloną herbatą a sam usiadł na swoim pościelonym łóżku. Dobrze, że jednak dzisiaj posprzątał. Nie chciał się wstydzić syfu, który zawsze miał w pokoju. Dzisiaj chyba intuicja, która i tak rzadko się ujawniała, podpowiedziała, żeby zrobił porządek.
      - Nie mam określonego typu, czasami ktoś mi się podoba ot tak. Nie ma znaczenia jaki ma kolor włosów, czy jest wysoki, czy niski. Ale jego oczy bardzo mi się podobają. Są hipnotyzujące i niecodzienne.
      - Niecodzienne?- prychnął.
      - Castella ma heterochromię. Jedną źrenicę ma niebieską a drugą brązową.

    Na tą informację chłopak zakrztusił się swoim napojem, który starał się pić powoli, ponieważ był gorąca, a nie zamierzał poparzyć sobie języka. Oblizał słodkie od owocowej herbaty usta i spojrzał w zdziwieniu na Dee.
      - Coś taki zdziwiony?
      - Nie miałem pojęcia, że coś takiego jest w ogóle możliwe- przyznał szczerze.
      - Jak ktoś ciągle siedzi z książką do matmy i oblicza pierwiastek z czegoś tam albo kwadrat potęgi przez liczbę pi, albo... aght!- zaplątał się w swojej wypowiedzi na co Randy zachichotał.
      - Matematyka nie jest dla ciebie, ją zostaw mnie, a ja ci pozwolę kierować moją biolą- na każdej możliwej lekcji siedzieli razem żeby móc od siebie ściągać. Gdy jeden był z czegoś kiepski nadrabiał innymi rzeczami, w których ten drugi czuł się jak nieudacznik. Nie raz oberwali, za pomaganie sobie, ale od czego są kumple.
    Rok później, gdy byli w drugiej klasie liceum wyszło na jaw, że są homoseksualistami. Nie mogli ukrywać prawdy do końca życia, ludzie nie są głupi, prędzej czy później każda tajemnica wychodzi na jaw. Ich wydała się w dość osobliwy sposób.

    Weszli całą szóstka do niewielkiej kawiarenki, do której zabrała ich Cassidy, ona miała nosa do takich miejsc. Pachniało w niej słodkościami, które stały na blacie gotowe do kupna oraz świeżo parzoną kawą. Zajęli miejsca niedaleko barku, w którym się płaciło, a przy którym stało kilka wysokich krzeseł. Wystrój był miły dla oka, głównie dominował intensywny brąz i zieleń. Firanki także miały odcień zielonego, ale już nieco jaśniejszy niż ściany. Było tam przyjemnie, tak swojsko.
      - Polecam wam koktajl mleczny z truskawkami, normalnie niebo w gębie- rzekła pewna tego co mówi Reilly.
      - Nie lubię truskawek, wolę mandarynki- powiedział Dee błądząc wzrokiem po pomieszczeniu i znajdujących się w nim ludziach.
      - Najlepsze są w zimę, słodkie- oblizał usta McLane patrząc dwuznacznie w oczy przyjaciela, który w końcu odwrócił się w jego stronę. Uśmiechnął się do niego.
    Po kilku minutach pojawiła się przed nimi kelnerka z notesem i długopisem w ręce, by odebrać zamówienia. Wyglądała jakby była trzy, cztery lata starsza od nich. Pochyliła się by pokazać w menu – jej zdaniem – najlepsze desery i napoje. Robiąc to, pochyliła się ostentacyjne w stronę Dee, prezentując swój duży biust, na który on nawet nie zwrócił uwagi. Zapisała zamówienia wszystkich i odchodząc prychnęła pod nosem na jawną zniewagę i ignorancję, z którą nigdy wcześniej się nie spotkała. Każdy czy stary, czy młody, się za nią oglądał. Ten przystojny brunet był pierwszy i nie podobało się jej to.
      - Brawo stary- zagaił z bananem na twarzy Tony- wkurzyłeś tą laskę. Być może straciłeś szansę na dobrą zabawę. Dobrze wyglądasz, powinieneś to wykorzystywać.
      - I iść z pierwszą lepszą osobą do łóżka?
      - Masz wygląd playboya i typowego podrywacza, a zachowujesz się jakbyś czekał z seksem na swoją prawdziwą miłość, która zostanie z tobą do końca życia- powiedziała Cassidy.
      - A czy coś w tym złego? Nie wygląd się liczy tylko to jaki jest. Ja tam myślę, że to urocze i godne podziwu- podsumowała wszystko Samantha, wszyscy wiedzieli jaki dziewczyna ma stosunek do seksu przed ślubem. Powtarzała, że to powinno się robić z tym jednym lub jedyną.
      - Możecie przestać gadać o moim dziewictwie?- wkurwiali go, po cholerę gadali w miejscu publicznym o takich rzeczach?
      - Wyluzuj stary- poklepał go po ramieniu Derek Clancy.

    Czekali około dziesięciu minut by ich zamówienie dotarło w komplecie. Ku ich zdziwieniu nie przyniosła go tamta kelnerka, lecz kelner. I to jaki kelner. Wysoki, umięśniony, co można było stwierdzić dzięki białej koszuli na 3/4, przystojny, z blond włosami, z ładnie wykrojonymi ustami oraz szarych oczach. Miał na sobie czarne spodnie, kamizelkę i czerwono czarną muszę zawiązaną pod szyja. Szedł do nich wyprostowany, elegancko i z dostojnym krokiem uśmiechając się serdecznie. Dotarł do ich stolika, powykładał z tacki koktajle i kilka kawałków ciast. Rzucił każdemu uprzejme i ciepłe spojrzenie, i wrócił do swoich zajęć.
      - Ale ciacho- jęknęła Cass- mam nadzieję, że nie ma dziewczyny.
      - A co, chcesz spróbować swoich sił?- prychnął kpiąco Anderson nie odrywając wzroku od swojego nowego iPhona.
      - Uważasz, że nie mam szans?
      - Taka krowa jak ty powinna raczej poszukać sobie jakiegoś dobrego rolnika, a nie księcia z bajki.
    Nagle rozległo się głośne plask, na który wszyscy w kawiarence zwrócili na nich uwagę. Obrzuciła Tony'ego pogardliwym wzrokiem, mówiącym, że jeżeli wypowie jeszcze słówko wyśle go do szpitala. Nie zamierzał ryzykować, tym bardziej, że wiedział, iż jego koleżanka trenuje w szkole Capoeira. Nie chciał się przekonać na właśnie skórze jaka dobra jest w tym co robi, więc zamilknął.
    Dziewczyna wstała i powędrowała do barku, gdzie stał jej najnowszy obiekt westchnień. Pozostała piątka skierowała głowy i uszy w tamta stronę, choć byli za daleko żeby cokolwiek usłyszeć. I Randy i Dee musieli przyznać w duchu, że facet był marzeniem. Niczego mu nie brakowało, jedyną skazą mógł być jego charakter albo impotencja – jak przeszło McLanowi przez myśl. W końcu Samantha odwróciła wzrok od mężczyzny biorąc do ręki talerzyk z szarlotka, którą zamówiła. Derek i Tony zrobili to samo, no bo dlaczego mieli by gapić się na faceta, skoro sami nimi byli? Tylko Laytner i jego sąsiad z lewej nie mogli się napatrzeć na przystojniaka. Jeszcze chwila i zaczęli by się ślinić.
      - Ładny, ale nie w moim typie- przyznała Riggs.
      - A w moim tak- wyrwało się Randy'emu przez nieuwagę, lecz nie zdawał sobie z tego sprawy. W takim samym transie był Dee, który palnął następne głupstwo:
      - Chętnie zabrałbym go do domu i nigdy nie wypuścił. Ciekawe jaki jest w łóżku.
      - Z czystą przyjemnością bym to sprawdził- zwilżył czubkiem języka usta, w których nagle zrobiło się sucho.
    Ani jeden, ani drugi nie zdawał sobie sprawy ze swojego zachowania i tego, że przy swoich kolegach ze szkoły rozmawiają co zrobili by z tym kelnerem gdyby był gejem. Z ust leciały im potoki sprośnych określeń, oczy im świeciły jak dwa ogniki i błądziły po ciele mężczyzny. Normalnie żaden by się tak nie zachował i panował nad sobą, ale młodzieńcze hormony szalały i podsuwały do głowy niesamowicie elektryzujące obrazki. Byli nim tak zafascynowani, że nawet nie zwrócili uwagi na zszokowane twarze Samanthy, Tonego i Dereka. W końcu spostrzegli, że Cassidy wraca, więc teraz spoglądali na nią. Dziewczyna doszła do stolika nie ukrywając radosnego uśmiechu. Już miała otwierać usta by powiedzieć o czym świergotała z nieznajomym gdy zwróciła się ku dziwnym twarzą pozostałej trójki.
      - A wam co się stało? Co to za miny?- zaśmiała się.
      - A nic- machnął niedbale ręka Tony- po prostu właśnie się dowiedzieliśmy, że w naszej paczce jest dwóch pedałów.


6 komentarzy:

  1. WIĘCEJ! Nie mam pojęcia co będzie dalej, ale jest genialne... :D Jestem pierwsza 😄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Nie obserwujesz mnie :( Nie podobało się? :/

      Usuń
    3. Oczywiście, że się podobało :D
      Hehe mówisz, masz ;)

      Usuń
  2. Hej,
    bardzo mnie zaintrygowało to opowiadanie, ale te słowa Tonniego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe i to bardzo.
    Najbardziej intrygujący był dla mnie wstęp.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń