No hej Wam :) Niby miałam się jeszcze nie odzywać, planowałam zrobić to po Nowym Roku, ale co mi tam. Mam dla was coś i liczę, że się spodoba. To moje nowe opowiadanie, które będzie miało zaledwie kilka rozdziałów, ponieważ nie miało być długie. Za kilka dni pojawi się kolejny rozdział, ale nie powiem Wam kiedy :D Od razu zaznaczam, że imiona głównych bohaterów wzięłam z mangi Fake, bo bardzo mi się one podobały, żeby nie było, że podpisuje się pod nimi. No to miłego czytania.
Dziś
jest wigilia, dzień który Randy McLane rok temu znienawidził i
pragnął by nie istniał. Jak wcześniej kochał ten świąteczny
okres całym sercem, tak 365 dni temu wywołał u niego same
negatywne i przygnębiające uczucia, tak jak cała ta okropna pora
roku. Chciał zniknąć, nie pokazywać się nikomu. Uciec od
wszystkiego i wszystkich. Był wściekły na dwie osoby, które
odgrywały w jego życiu bardzo ważną rolę. Ufał im a one go
bezczelnie zdradziły. I to w najgorszy sposób jaki tylko istniał,
wtedy myślał, że nie chce mieć z nimi nigdy więcej nic
wspólnego. Niestety albo i stety postanowienie Randyego poszło się
paść kilka dni później. Choć minął rok, a jego życie toczy
się zwyczajnym torem, jest w szczęśliwym związku to chyba do
końca życia zapamięta sobie tamte feralne i przykre (przynajmniej
częściowo) w skutkach święta.
~*~
Za
oknem ciepłej i przytulnej kawiarni, w której zwykł spotykać się
z przyjaciółmi, było biało, zimno i nieprzyjemnie. Nie mógł
znieść tego paskudnego krajobrazu. W dodatku nawiedziła ich
prawdziwa zamieć. Samochody jadąc z dużą prędkością
rozchlapywały zszarzały śnieg na chodnik, a jeśli ktoś akurat
tamtędy przechodził – na niego. Pomimo że była dopiero czwarta
na dworze już robiło się ciemno. Szczerze nienawidził tej pory
roku, wciąż tak jest. W lato, które uwielbiał, o tej godzinie
słońce górowało wysoko na niebie i prażyło jak diabli.
Najlepiej gdy było gorąco, całe jego ciało się nagrzewało i
było mu przyjemnie. Nigdy wtedy nie siedział w domu, zawsze gdzieś
wybywał czy to z rodzinką, czy kumplami. Najbardziej lubił
uprawiać sporty wodne, gdyż opalanie się na leżaku nie było dla
niego. Musiał być w ruchu, jego mięśnie musiały pracować, nie
znosiły bezczynności. Dużym plusem tego wszystkiego była
możliwość oglądania, niczym w najlepszym kinie, spoconych,
mokrych, błyszczących się od potu męskich ciał. Randy kochał to
robić. Było wielu przystojnych mężczyzn, na których można było
zawiesić wzrok, jednak nigdy nie robił sobie żadnych nadziei.
Zdawał sobie sprawę, że nie ma najmniejszych szans u hetero,
którzy, jak na złość, tak bardzo mu się podobali. Ale pogapić
się zawsze można, bo kto mu zabroni? Nie robiłby nic złego, tylko
rozbierałby gościa wzrokiem i wyobrażał sobie sceny jak z
pornosa.
Wręcz
przeciwnie myślał jego przyjaciel Dee. Facet kochał zimę,
uwielbiał wszczynać wojnę na śnieżki, dokuczać dziewczyną z
ich paczki wrzucając im za ubrania śnieg, prowokować innych do
zabaw, które McLaneowi przywodziły na myśl lata dzieciństwa. Poza
tym największą pasją Dee Laytnera była jazda na łyżwach. Bez
niej nie wyobrażał sobie życia. Wszyscy to wiedzieli. W
Wellington, ich rodzinnym mieście nie było żadnego lodowiska, z
którego można by korzystać poza sezonem, więc on czerpał ile się
dało z chwil, gdy na głównym placu w centrum miasta „rozkładali”
lodowisko. Mimo ich wieku, który każdy określiłby mianem „młody
dorosły” zachowywali się niczym dzieci. I nic ich szóstki nie
obchodziło, że ktoś na nich krzywo patrz. Nic im do tego –
zawsze to sobie powtarzali.
Przysłuchiwał
się żartom i śmiechom Cassidy i Samanthy, jedynym dziewczynom w
jego paczce, obie miały pokaźne rumieńce na twarzy, mógł się
tylko domyślać o czym tak sobie szeptały na ucho. Pewnie jak
zwykle o głupotach. Randy opatulony w gruby, fioletowy sweter
siedział od strony okna obok, często irytujących go lasek.
Naprzeciwko niego Derek wlepiał maślany wzrok w Samy, która
całkowicie go ignorowała, mimo że robiła to kompletnie
nieświadomie. Jedynym słowem potrafiącym opisać relacje tej
dwójki był często spotykany friendzone. Przeciętnego wzrostu, z
włosami o kolorze popielatego rudego, piegami na twarzy i piwnymi
oczkami wyglądał całkiem pociągająco. Taki mało popularny
wygląd dodawał mu uroku, idealnie do niego pasował. Lecz panna
Riggs zdawała się w ogóle tego nie zauważać. Mężczyzna cztery
lata po studiach inżynierii wstecznej był chyba skazany na
„przyjaźń” do końca swojego życia, a to przez to, że nie
potrafi otwarcie powiedzieć co czuje do bliskiej mu koleżanki.
Zwyczajnie się wstydził i był bardzo wrażliwy, bał się, że
zostanie odrzucony. Jak tylko miał coś do niej powiedzieć
zapominał języka w gębie.
Zaraz obok
rudzielca siedział Tony pokazujący coś Dee na swojej komórce,
która zdawała się być przyklejona do jego ręki. Nie mógł bez
niej żyć. Co chwilę musiał sprawdzać czy nie przyszyły mu
czasem nowe wiadomości lub powiadomienia na facebook'u, instagramie
i twiterze. Dee wpatrywał się z uśmiechniętą mordą w ekran czym
niesamowicie śmieszył przyglądającego się mu Randyego.
Wziął do
ręki filiżankę i zamoczył wargi w zimnej już niestety
czekoladzie, która była znacznie lepsza na gorąco.
- A ty
czemu nic nie mówisz, Ran? - odezwał się niespodziewanie Dee
Laytner.
-
Wyłączyłem się na chwilę.
- Ach, za
kilka dni święta. Mamuśka znów zaciągnie mnie do gotowania, a
mój braciszek będzie ślęczał przed kompem i nie kiwnie palcem,
żeby pomóc. To nie fair, że to kobietą jest pisane
przygotowywanie całej tej kolacji wigilijnej- westchnęła Cassidy
Reilly przeciągle podpierając głowę na dłoni.
- A mnie to
pasuje- odezwała się Samataha Riggs.- Nie uważasz, że tak
powinno być? W końcu to kobieta jest gospodynią i panią domu,
która powinna dogadzać jego mieszkańcom.
- Mogłabym
wyręczyć moja mamę we wszystkich tych świątecznych pracach,
ojca a nawet brata, ale za odpowiednią zapłatę. A co!
- Cassidy,
ale z ciebie materialistka- zaśmiał się Dee.
- A co z
wami chłopaki?
- Laska
zaprosiła mnie do siebie bo jej starzy wyjeżdżają a ona zostaje.
Chata wolna i tylko dla nas- odpowiedział obojętnie Tony.
- Ja będę
pewnie pracować. Kolejne święta pójdą się jebać. Jedynym
plusem jest to, że nie stracę kasy na szykowanie żarcia.
Uprzedziłem o tym rodziców, więc nie wpadną do mnie z wizytą,
ale do Diany.
- A ja
jeszcze nie wiem- rzekł Randy.
- Jak to
nie wiesz? Nie jedziesz na przedmieścia do rodziców? To do ciebie
nie podobne, żeby tak olać rodzinę- zauważyła słusznie
Samantha.
- Jak
powiedziałem: jeszcze nie wiem.
Cała
szóstka siedząca przy prostokątnym stole zamilkła. Pięć par
oczu skierowało się w jego stronę. Najbardziej przenikliwe były
te błękitne, należące do wysokiego mężczyzny o gęstych,
czarnych niczym noc włosach. Patrzyły na niego tak jakoś dziwnie.
Nie potrafił określić uczuć, które władały ich właścicielem.
Na resztę rzucił tylko przelotne spojrzenie. W przeciwieństwie do
Laytnera, reszta jego przyjaciół wydawała się bardziej poruszona
informacją.
- Masz
kogoś! Draniu, jak mogłeś to przed nami zataić?- oburzyła się
Reilly.- A ładny? A przystojny? A mądry? A jak się nazywa?
Przedstaw nam go!- zaczęła podniecona ględzić jak najęta.
- Właśnie
dlatego nic o nim nie mówiłem. Znów ci odbija.
- Haha, a
kiedy jej nie odbija?- zagadnął Derek.- Ale poważnie Randy,
chcemy go poznać.
- Mów za
siebie- rzekła lodowatym głosem Samy.- Nigdy nie pobłogosławię
tego związku, nie ważne jak bardzo kochasz tego faceta, Randy.
- A ty
swoje- przewrócił oczami mając nadzieję, że nie zauważy,
jednak jej spostrzegawczy wzrok to uchwycił i zgromił
dwudziestosiedmiolatka.- Dałabyś mi żyć panno „mam zawsze
rację”. Muszę się zbierać ludzie, spadam do domku, bo na
wieczór mam plany- powiedział po chwili.
Ubrał się
pośpiesznie, żeby nie dobijały go pytania natrętnej Cassidy i
obrażona mina Samanthy. Opatulił się na koniec szalikiem i po
założeniu rękawiczek pożegnawszy się ze wszystkimi skierował
się do wyjścia na mróz. Naprawdę nienawidził zimy. Lodowaty,
ostry podmuch wiatru uderzył go w twarz. Mijając kilku przechodniów
szedł chodnikiem wzdłuż kawiarenki, z której wyszedł. Pomachał
pozostałej piątce i udał się do domu tak jak miał to w planach.
~*~
- Co za
skończony idiota- warknęła wyprowadzona z równowagi długowłosa
brunetka.- Jak on mógł znaleźć sobie chłopaka? Jak się pytam?
- Cóż,
zazwyczaj to działa tak, że...- zaczęła krótko obcięta
blondynka, lecz przerwano jej wypowiedź.
- Wiem, do
cholery! To było pytanie retoryczne!
-
Denerwujesz się, bo wiesz, że po raz pierwszy ci się zdarzyło
nie mieć racji- zauważył Tony, który nagle skulił się pod jej
ostrym spojrzeniem ciskającym w jego stronę sztylety.
- Po co się
tak pieklisz? Po prostu daj sobie z tą sprawą spokój. Nie możesz
nikomu mówić jak ma żyć. A to, że i ja i Randy jesteśmy gejami
nie oznacza zaraz, że mamy się ze sobą umawiać- powiedział
zmęczonym głosem brunet.
Jak ta
kobieta nic nie rozumie. Poznał tę piątkę jeszcze w liceum. Randy
chodził z nim do klasy a pozostała czwórka do równoległych klas,
ale nie przeszkadzało im to w zawarciu przyjaźni. Byli kompletnie
różni, ale właśnie to ich łączyło. Jak to mówią
przeciwieństwa się przyciągają. Szybko znaleźli wspólny język,
spędzali dużo czasu razem, wychodzili na miasto po szkole i
świetnie się bawili. Cieszył się, że znalazł ludzi, z którymi
może porozmawiać. McLane stał mu się najbliższy, gdyż razem
chodzili i wracali ze szkoły mieszkając niedaleko siebie. Zupełnie
przypadkiem dowiedział się o orientacji kolegi, podobnej do jego.
Akurat zauważył go trzymającego się za ręce z jakimś
licealistą. Jak myślał, że nowy kolega zacznie panikować,
tłumaczyć się, tak ku jego zdziwieniu, tylko poprosił go, żeby
nikomu nic nie mówił. Zrobił to. Zachował dla siebie to co
wiedział. Później dużo rozmawiał z Randym na ten temat i sam się
przyznał, że kobiety go nie kręcą. Po takich wyznaniach ich więź
jeszcze bardziej się pogłębiła. Wiedzieli o sobie, o swojej
orientacji, o upodobaniach, często o tym rozmawiali, zawsze u
jednego lub u drugiego w domu.
Rozglądał
się po niedużym pokoju, w którym, tuż przy oknie stało
dwuosobowe łóżko, a przeciwległej stronie stało biurko a obok
niego dwa regały zapełnione podręcznikami i ćwiczeniami do
matematyki. Ten widok go przeraził, najwyraźniej nowy kolega lubi
królową nauk, on jej nienawidził, zdecydowanie bardziej wolał
biologię i chemię. Na białych ścianach rozwieszonych było kilka
plakatów z jakimś pływakiem. Nie kojarzył gościa. Gdy przyglądał
się mężczyźnie z uwagą jakby usiłując sobie przypomnieć jego
imię, Randy go uprzedził i dodał, że jest jego wielkim fanem.
- Moim
idolem jest Rene Castella najlepszy łyżwiarz na świecie. Kocham
go, miłością platoniczną oczywiście.
-
Idiotyzmem byłoby zakochiwać się w osobie, której w ogóle się
nie zna, a tym bardziej kimś sławnym.
- Ta-
zaśmiał się- poza tym on nie jest gejem.
- No i?
Jest w twoim typie?- McLane podał brunetowi kubek z parującą
czarną zieloną herbatą a sam usiadł na swoim pościelonym łóżku.
Dobrze, że jednak dzisiaj posprzątał. Nie chciał się wstydzić
syfu, który zawsze miał w pokoju. Dzisiaj chyba intuicja, która i
tak rzadko się ujawniała, podpowiedziała, żeby zrobił porządek.
- Nie
mam określonego typu, czasami ktoś mi się podoba ot tak. Nie ma
znaczenia jaki ma kolor włosów, czy jest wysoki, czy niski. Ale
jego oczy bardzo mi się podobają. Są hipnotyzujące i
niecodzienne.
-
Niecodzienne?- prychnął.
-
Castella ma heterochromię. Jedną źrenicę ma niebieską a drugą
brązową.
Na tą
informację chłopak zakrztusił się swoim napojem, który starał
się pić powoli, ponieważ był gorąca, a nie zamierzał poparzyć
sobie języka. Oblizał słodkie od owocowej herbaty usta i spojrzał
w zdziwieniu na Dee.
- Coś
taki zdziwiony?
- Nie
miałem pojęcia, że coś takiego jest w ogóle możliwe- przyznał
szczerze.
- Jak
ktoś ciągle siedzi z książką do matmy i oblicza pierwiastek z
czegoś tam albo kwadrat potęgi przez liczbę pi, albo... aght!-
zaplątał się w swojej wypowiedzi na co Randy zachichotał.
-
Matematyka nie jest dla ciebie, ją zostaw mnie, a ja ci pozwolę
kierować moją biolą- na każdej możliwej lekcji siedzieli razem
żeby móc od siebie ściągać. Gdy jeden był z czegoś kiepski
nadrabiał innymi rzeczami, w których ten drugi czuł się jak
nieudacznik. Nie raz oberwali, za pomaganie sobie, ale od czego są
kumple.
Rok
później, gdy byli w drugiej klasie liceum wyszło na jaw, że są
homoseksualistami. Nie mogli ukrywać prawdy do końca życia, ludzie
nie są głupi, prędzej czy później każda tajemnica wychodzi na
jaw. Ich wydała się w dość osobliwy sposób.
Weszli
całą szóstka do niewielkiej kawiarenki, do której zabrała ich
Cassidy, ona miała nosa do takich miejsc. Pachniało w niej
słodkościami, które stały na blacie gotowe do kupna oraz świeżo
parzoną kawą. Zajęli miejsca niedaleko barku, w którym się
płaciło, a przy którym stało kilka wysokich krzeseł. Wystrój
był miły dla oka, głównie dominował intensywny brąz i zieleń.
Firanki także miały odcień zielonego, ale już nieco jaśniejszy
niż ściany. Było tam przyjemnie, tak swojsko.
-
Polecam wam koktajl mleczny z truskawkami, normalnie niebo w gębie-
rzekła pewna tego co mówi Reilly.
- Nie
lubię truskawek, wolę mandarynki- powiedział Dee błądząc
wzrokiem po pomieszczeniu i znajdujących się w nim ludziach.
-
Najlepsze są w zimę, słodkie- oblizał usta McLane patrząc
dwuznacznie w oczy przyjaciela, który w końcu odwrócił się w
jego stronę. Uśmiechnął się do niego.
Po kilku
minutach pojawiła się przed nimi kelnerka z notesem i długopisem w
ręce, by odebrać zamówienia. Wyglądała jakby była trzy, cztery
lata starsza od nich. Pochyliła się by pokazać w menu – jej
zdaniem – najlepsze desery i napoje. Robiąc to, pochyliła się
ostentacyjne w stronę Dee, prezentując swój duży biust, na który
on nawet nie zwrócił uwagi. Zapisała zamówienia wszystkich i
odchodząc prychnęła pod nosem na jawną zniewagę i ignorancję, z
którą nigdy wcześniej się nie spotkała. Każdy czy stary, czy
młody, się za nią oglądał. Ten przystojny brunet był pierwszy i
nie podobało się jej to.
- Brawo
stary- zagaił z bananem na twarzy Tony- wkurzyłeś tą laskę. Być
może straciłeś szansę na dobrą zabawę. Dobrze wyglądasz,
powinieneś to wykorzystywać.
- I iść
z pierwszą lepszą osobą do łóżka?
- Masz
wygląd playboya i typowego podrywacza, a zachowujesz się jakbyś
czekał z seksem na swoją prawdziwą miłość, która zostanie z
tobą do końca życia- powiedziała Cassidy.
- A czy
coś w tym złego? Nie wygląd się liczy tylko to jaki jest. Ja tam
myślę, że to urocze i godne podziwu- podsumowała wszystko
Samantha, wszyscy wiedzieli jaki dziewczyna ma stosunek do seksu
przed ślubem. Powtarzała, że to powinno
się robić z tym jednym lub jedyną.
-
Możecie przestać gadać o moim dziewictwie?- wkurwiali go, po
cholerę gadali w miejscu publicznym o takich rzeczach?
-
Wyluzuj stary- poklepał go po ramieniu Derek Clancy.
Czekali
około dziesięciu minut by ich zamówienie dotarło w komplecie. Ku
ich zdziwieniu nie przyniosła go tamta kelnerka, lecz kelner. I to
jaki kelner. Wysoki, umięśniony, co można było stwierdzić dzięki
białej koszuli na 3/4, przystojny, z blond włosami, z ładnie
wykrojonymi ustami oraz szarych oczach. Miał na sobie czarne
spodnie, kamizelkę i czerwono czarną muszę zawiązaną pod szyja.
Szedł do nich wyprostowany, elegancko i z dostojnym krokiem
uśmiechając się serdecznie. Dotarł do ich stolika, powykładał z
tacki koktajle i kilka kawałków ciast. Rzucił każdemu uprzejme i
ciepłe spojrzenie, i wrócił do swoich zajęć.
-
Ale ciacho- jęknęła Cass- mam nadzieję, że nie ma dziewczyny.
-
A co, chcesz spróbować swoich sił?- prychnął kpiąco Anderson
nie odrywając wzroku od swojego nowego iPhona.
-
Uważasz, że nie mam szans?
-
Taka krowa jak ty powinna raczej poszukać sobie jakiegoś dobrego
rolnika, a nie księcia z bajki.
Nagle
rozległo się głośne plask, na który wszyscy w kawiarence
zwrócili na nich uwagę. Obrzuciła Tony'ego pogardliwym wzrokiem,
mówiącym, że jeżeli wypowie jeszcze słówko wyśle go do
szpitala. Nie zamierzał ryzykować, tym bardziej, że wiedział, iż
jego koleżanka trenuje w szkole Capoeira.
Nie chciał się przekonać na właśnie skórze jaka dobra jest w
tym co robi, więc zamilknął.
Dziewczyna
wstała i powędrowała do barku, gdzie stał jej najnowszy obiekt
westchnień. Pozostała piątka skierowała głowy i uszy w tamta
stronę, choć byli za daleko żeby cokolwiek usłyszeć. I Randy i
Dee musieli przyznać w duchu, że facet był marzeniem. Niczego mu
nie brakowało, jedyną skazą mógł być jego charakter albo
impotencja – jak przeszło McLanowi przez myśl. W końcu Samantha
odwróciła wzrok od mężczyzny biorąc do ręki talerzyk z
szarlotka, którą zamówiła. Derek i Tony zrobili to samo, no bo
dlaczego mieli by gapić się na faceta, skoro sami nimi byli? Tylko
Laytner i jego sąsiad z lewej nie mogli się napatrzeć na
przystojniaka. Jeszcze chwila i zaczęli by się ślinić.
-
Ładny, ale nie w moim typie- przyznała Riggs.
-
A w moim tak- wyrwało się Randy'emu przez nieuwagę, lecz nie
zdawał sobie z tego sprawy. W takim samym transie był Dee, który
palnął następne głupstwo:
-
Chętnie zabrałbym go do domu i nigdy nie wypuścił. Ciekawe jaki
jest w łóżku.
-
Z czystą przyjemnością bym to sprawdził- zwilżył czubkiem
języka usta, w których nagle zrobiło się sucho.
Ani
jeden, ani drugi nie zdawał sobie sprawy ze swojego zachowania i
tego, że przy swoich kolegach ze szkoły rozmawiają co zrobili by z
tym kelnerem gdyby był gejem. Z ust leciały im potoki sprośnych
określeń, oczy im świeciły jak dwa ogniki i błądziły po ciele
mężczyzny. Normalnie żaden by się tak nie zachował i panował
nad sobą, ale młodzieńcze hormony szalały i podsuwały do głowy
niesamowicie elektryzujące obrazki. Byli nim tak zafascynowani, że
nawet nie zwrócili uwagi na zszokowane twarze Samanthy, Tonego i
Dereka. W końcu spostrzegli, że Cassidy wraca, więc teraz
spoglądali na nią. Dziewczyna doszła do stolika nie ukrywając
radosnego uśmiechu. Już miała otwierać usta by powiedzieć o czym
świergotała z nieznajomym gdy zwróciła się ku dziwnym twarzą
pozostałej trójki.
-
A wam co się stało? Co to za miny?- zaśmiała się.
-
A nic- machnął niedbale ręka Tony- po prostu właśnie się
dowiedzieliśmy, że w naszej paczce jest dwóch pedałów.
WIĘCEJ! Nie mam pojęcia co będzie dalej, ale jest genialne... :D Jestem pierwsza 😄
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNie obserwujesz mnie :( Nie podobało się? :/
UsuńOczywiście, że się podobało :D
UsuńHehe mówisz, masz ;)
Hej,
OdpowiedzUsuńbardzo mnie zaintrygowało to opowiadanie, ale te słowa Tonniego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ciekawe i to bardzo.
OdpowiedzUsuńNajbardziej intrygujący był dla mnie wstęp.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)