Hej kochani! Ja wiem, ja wiem. Zamiast tłumaczenia się zrobię coś bardziej użytecznego. Mały spis najważniejszych rzeczy, które są istotne w tym opowiadaniu, a o których mogliście zapomnieć. No bo ktoś się ostatnio skarżył, że powoli zapomina fabuły (hahaha :D)
1. Nienawiść od pierwszego wierzenia Rene i Charlesa
2. Charlie ze przyjacielem Ivanem (przejażdżka motocyklowa)
3. Planowany ślub Andrei i Keitha
4. Bella w"Red Walls" i jej mały odlot
5. Przegrana Rene na Igrzyskach (biedaczek)
Mam nadzieję, że ten rozdział jakoś wygląda i nie jest kompletną porażką ;) Dziękuję za komentarze i przepraszam za ewentualne błędy.
Charlie stał oparty plecami o ścianę w
kompletnym osłupieniu. Jego umysł konfigurował słowo po słowie i
mimo że zrobił to już pięć razy, wciąż nie potrafił
uzmysłowić sobie, co Castella powiedział. W jakiś dziwaczny
sposób przekręcił jego wypowiedź tak, że wyszło z niej coś
absurdalnego. Dałby sobie rękę uciąć, że się przesłyszał.
Ale w konsekwencji... straciłby rękę. Objął spojrzeniem twarz
Gwiazdeczki, która nie wyrażała, jak zwykle, wszechobecnej
nienawiści, niechęci i obrzydzenia. Gdyby sam tego nie widział, to
nigdy w życiu nie uwierzyłby, że ten kawał lodu może zrobić tak
podniecającą minę. Z jego dwukolorowych oczu wylewało się
pożądanie, Charlie dostrzegł jak wzrokiem pieści jego twarzy,
szyję, tors zakryty ubraniem oraz miejsce poniżej pasa. Na tamtych
okolicach skupił się na nieco dłużej. Z powrotem powędrował do
jego zielonych tęczówek.
Kiedy Gwiazdeczka już się napatrzyła, przywarła
swoim ciałem do niego. Gwałtownie wstrzymał oddech, gdy poczuł
przygniatające go biodra. Serce biło niczym dzwon kościelny.
Zrobiło mi się zaskakująco gorąco, jak gdyby stał na środku
rozżarzonej pustyni, w pełnym palącym słońcu. Niemal jęknął,
kiedy biodra kręcące koła ocierały się o niego z impetem,
sprawiając, że nabierał ochoty na coś więcej niż tylko głupie
zaczepki ze strony Castelli. Nadal nie rozumiał tego zachowania.
Facet, który nim gardził z powodu orientacji seksualnej, teraz
ociera się o jego penisa, który marzy tylko, by opuścić
przyciasne spodnie. Im większy czuł ucisk we wrażliwym miejscu,
tym większy rósł. Te uczucia spotęgowane zostały przez gorący
oddech owiewający jego szyję. Trzecie pod względem kolejności
sfer erogennych i ilości serwowanych przez nie doznań.
Jak myślał, że heteroseksualny mężczyzna – w
szczególności ten, co stoi naprzeciwko – będzie obrzydzony
dotykaniem innego faceta w taki sposób, tak teraz zmuszony był
stwierdzić, że Castella całkiem nieźle się bawi. Dwukolorowe,
przebiegłe, olśniewające oczy błyszczały z pożądania, na usta
w końcu wpełzł długo powstrzymywany zadziorny uśmieszek. Aż go
krew zalewała, gdy go widział, tym razem nie było inaczej.
- Dobrze się, kurwa, bawisz?! – warknął próbując
odepchnąć go i uwolnić się z pułapki, jednak to nie było takie
łatwe. Okazało się, że mięśnie blondyna nie są tylko dla
ozdoby, można zrobić z nich użytek. Mimo iż łyżwiarz był
zdecydowanie słabszy, Charlie był obecnie w tak wielkim szoku, że
ledwo potrafił skoordynować jakieś ruchy. Ponownie został
przygwożdżony do ściany.
- Dobrze? – szepnął spuszczając wzrok na ułamek
sekundy. – Od lat nie bawiłem się lepiej – odparł patrząc
wprost na niego, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że jest
szczery.
Prawdopodobnie to było pierwsze niezaprzeczalnie
prawdziwe wyznanie. Dopiero wtedy nad głową Charliego zapaliła się
lampka, świadcząca, że nareszcie wszystko dotarło do niego. Miał
ochotę śmiać się z siebie, przecież od początku właśnie to
podejrzewał. W końcu jego wyobrażenia znalazły potwierdzenie w
tamtych słowach.
Z jakiegoś powodu ulżyło mu, że Gwiazdeczka jest po
raz pierwszy szczera i nie próbuje go upokorzyć. W głębi serca
obawiał się, że może przerwać te pieszczoty, spojrzeć na niego
z pogardą i rzucić teksem, że stanął mi od czegoś tak błahego,
w dodatku z powodu hetero. Nie przyznałby tego, że cieszył się,
że skończyło się właśnie na tym.
- Mimo wszystko... – resztkami sił usiłował
zachować jasność umysłu i nie dać się ponieść chwili, której
obaj by żałowali.
- Powiedziałem, pieprz mnie.
Wypalił ponownie, a nim Deakin zdążył podjąć
jakiekolwiek kroki, by okiełznać blondyna, jego usta znów zostały
spenetrowane śliskim gorącym organem, wkradającym się we
wszystkie zakamarki. Na kroczu poczuł znajomy i tak przyjemny dotyk,
że wygiął się pod jego wpływem uderzając tyłem głowy o
ścianę. Ból mu jednak nie przeszkadzał w czerpaniu przyjemności.
Podobało mu się, gdy wyćwiczone biodra zastąpiła dłoń
wkradająca się za materiał spodni.
I po samokontroli, przebiegło mu przez myśl. Ale to
już nieważne. Liczyło się wyłącznie tu i teraz, nie będzie
zastanawiał się, z jakim niesmakiem będą spoglądać na siebie
jutro. Skoro ma seks na wyciągnięcie ręki, to kogo obchodzi kim
jest ten drugi.
- Charakter masz paskudny, ale ciało tak cudowne, że
grzechem byłoby go nie wziąć – mówiąc to Deakin uśmiechnął
się zawadiacko. Szarpnął za blond kudły zbliżając twarz
Gwiazdeczki do swojej. Wpił się zaborczo w jasne usta, maltretując
je przez długie minuty, odbierali sobie wzajemnie oddech, gdyż
łyżwiarz nie pozostawał mu dłużny. Cały czas próbował go
zdominować, lecz nie udawało mu się to. Charlie straciłby swoją
dumę, gdyby na to pozwolił. Castella może być sobie panem i
władcą na lodzie, jednakże on jest nim w łóżku. – Dlaczego
przestałeś? – padło pytanie, po tym jak ręka robiąca mu
dobrze zniknęła.
- Chcesz skończyć w majtkach? Bo ja wolałbym, żebyś
skończył w innym miejscu – blondyn puścił mu oczko, po czym
rozpiął guzik oraz zamek skórzanych jeansów. Patrząc mu prosto
w oczy uklęknął powoli na podłodze, opuścił spodnie o kilka
centymetrów, by chwilę później wyjąć z nich stojącego na
baczność, wspaniale prężącego się, mokrego, grubego członka.
- Trzynaście? – rzucił łyżwiarz widocznie
zawiedziony.
- Osiemnaście! – syknął.
- Nie można mieć wszystkiego – wzruszył ramionami.
– Przynajmniej jest gruby.
W jednej sekundzie gorące powietrze owiało wrażliwą
główkę, usta musnęły jej delikatnie wywołując uśmiech na
twarzy Charliego. Pozwolił sobie kolejny raz złapać za blond włosy
i pociągnąć je gwałtownie. Właśnie odkrył, że targanie ich
cholernie go podniecało. Zamknął powieki i pozwolił działać
swojej wyobraźni oraz utalentowanym – jak się okazało – ustom.
Te wyprawiały z nim cuda. Obcałowywały go na całej długości,
brały głęboko w siebie, że znikał cały u gardle Gwiazdeczki.
Język pieścił każde miejsce, nawet najwrażliwszą główkę i
dziurkę, w którą się wbijał jego czubkiem. Poruszał energicznie
głową w przód i w tył poświęcając oralnym pieszczotom dużo
czasu.
W ich czasie kilkukrotnie zawzięte spojrzenia spotkały
się, a wtedy obaj sobie uświadamiali, że to co robią, wygląda
jak sen. Po prawdzie żaden nie wierzył, że to dzieje się w realu,
ponieważ wiele rzeczy przeczyło sobie i wyglądało
nieprawdopodobnie.
- Miejscem, w którym... powinienem skończyć jest...
twoje gardło? – zapytał biorąc co chwilę głęboki oddech.
Trudno było mu mówić, podczas gdy Castella wyrywał z niego
westchnięcia i przeciągłe zduszane w sobie jęki.
- Nie – rzucił, gdy gorący i mięsisty kutas
opuścił jego usta. Chciał go jeszcze.
- Więc przestań, bo wybuchnę – odkleił się od
ściany, choć przytrzymywał się niej przez moment lewą ręką.
Gdy zawroty głowy uspokoiły się zaczął pozbywać się ubrań
rzucając je gdzie popadnie. – Na co czekasz? Rozbieraj się –
rzekł władczym tonem, a jedyne co dostał w odpowiedzi to:
- Dlaczego ty mnie nie rozbierzesz? W ogóle mnie nie
dotykałeś – łyżwiarz przygryzł wargę prowokując go. Nic
więcej nie powiedział, lecz on zdawał sobie sprawę, że wzrok
mówił „Bierz mnie, natychmiast!”
Tak też postanowił zrobić. Nagi, w całej okazałości
zbliżył się do niego, z impetem pchnął na łóżko, które
ugięło się niespodziewanie pod ciężarem dwóch męskich ciał.
Rozchylił sobie jego nogi i wśliznął pomiędzy nie. Zanim zaczął
zrywać w pośpiechu jego ubranie, pozwolił sobie utonąć na parę
sekund w głębi jakże cudownych, unikatowych oczu. Oczu
przewiercających muskularne ciało na wylot, pieszczących każdą
jego część, biegających od twarzy robiącej seksowne miny do
penisa sprawnego i gotowego.
Drugi zestaw ubrań znalazł się tak gdzie pierwszy, a
przynajmniej w pobliżu. Zachodzące powoli pomarańczowe słońce
wkradało się przez okna do sypialni, niesamowicie ją oświetlając.
Jasne promienie nadawały bardziej intymnego nastroju wydarzeniom
mającym miejsce na piętrze. Głośne, niekontrolowane westchnięcia
i jęki obiegały duże pomieszczenie, wypełniając poczuciem
zadowolenia osobę, która je wywoływała. Entuzjazmem napawało go
podpatrywanie najmniejszych gestów blondyna, który klęczał na
łóżku podpierając się z przodu rękoma zaciskającymi się i
szarpiącymi pościel. Jego głos roznosił się prawdopodobnie po
całym mieszkaniu, bo nie pomyśleli, by zamknąć drzwi do sypialni.
Chociaż poza nimi nikogo tu nie ma.
- Włóż go w końcu! – krzyknął rozeźlony
Castella, który wypowiadał to zdanie po raz piąty. Charlie
wiedział, że mężczyzna ma dosyć, ale nie potrafił przestać.
Chciał doprowadzić go na skraj wytrzymania samym rimmingiem, co
udało się, lecz pragnął więcej. Spodobało mu się dobieranie
łyżwiarzowi oddechu i słuchanie słodkiej melodii jęków i
uniesień.
Nie zaprzestał swoich działań i przez kolejnych pięć
minut nie odrywał języka od chętnej dziurki odbytu. W międzyczasie
dotykając ud, czuł jak drżały i ledwo utrzymywały się w tej
pozycji. Nieprzyzwyczajone ciało do tego rodzaju wysiłku trzęsło
się w konwulsjach. Sprytnie wykorzystywał fakt, że blondyn nie
może dogodzić sobie sam, bo obydwie ręce pomagają mu w utrzymaniu
się. Gdyby choć jedna zniknęła, jego twarz spotkałaby się z
poduszką i najpewniej już by się nie podniósł.
- Chcę...
- Czego chcesz? – rozbawiony Deakin nie stronił od
małych złośliwości.
- ...więcej. Chcę więcej!
Znalazłszy gdzieś w sobie nieco litości, Charlie
przerwał pozwalając, by mężczyzna wyłożył się płasko na
materacu. Jego ręce nie wytrzymywały dłużej, podobnie było z
nogami. Długiej chwili na odpoczynek nie dostał, gdyż prawie
natychmiast brunet przyciągnął go do siebie. Usiadł, układając
wyczerpanego kochanka na udach. Następnie powolnym ruchem prawie
położył się. Plecy blondyna ułożyły się na jego szerokim
torsie, dzięki łokciom robiącym na podpórkę, mógł bez problemu
dostrzec twarz wyrażającą pełen spokój i relaks. Kiedy zgiął
kolana i rozszerzył je leżące na nim poszły w jego ślady.
Zdecydował zrobić to z nim w ten sposób, bo nie wymagał od niego
dużo ruchu i aktywności. Wystarczy, jeśli będzie leżał
grzecznie na jego torsie.
- Nie będę cię dręczył. Dostaniesz więcej, tylko
nabij się na mnie – potrząsnął nim, by mu przypomnieć, w
jakiej sytuacji się znajdują.
- Pośpiesz się – wyjęczał w jego usta, gdy
przyciągnął go do pocałunku. Takiego samego jak wcześniej.
Pełnego namiętności, pożądania, erotyzmu, zaborczości,
gorącego.
Młodszy z kochanków uniósł biodra na odpowiednią
wysokość, przytrzymał dłonią kutasa, którego tak chętnie
trzymał w ustach i w towarzystwie jęków wpuścił go do środka.
Nie miał czasu na uczucie bólu, gdy kręgi mięśni, mimo że długo
rozluźniane, ścisnęły się niemiłosiernie, bo Charlie
natychmiast zaczął poruszać się głęboko wewnątrz odbytu. Nie
pomagał fakt, że penis był gruby, a on od wieków nie uprawiał
seksu. Ból był potworny, lecz nawet prośby o przerwę spotkały
się z odrzuceniem. Jedyne co mógł w tej sytuacji zrobić, to
pozwolić się pieprzyć jak tego chciał. Opierał się o tors
Deakina, odchylona głowa wspierana była przez ramię trenera.
Odgłos jąder uderzających o pośladki był obecny przez kolejne
pół godziny. W niezmiennej pozycji dopiero po piętnastu minutach
Rene zaczął odczuwać przyjemność, której sobie zabraniał. Mimo
początkowego dyskomfortu i wszechobecnego bólu oraz pieczenia
wewnątrz, w końcu mógł się odprężyć i zająć sobą. Ręka
powędrowała do miękkiego w połowie członka i zaczęła go
stymulować. Zęby podgryzające delikatną skórę na szyi
zostawiały czerwone ślady. Pieprzący go penis w pewnej chwili
przyspieszył co mogło oznaczać, że wkrótce osiągnie swój
limit. Mieszające się dwa męskie głosy były jedynymi, które w
całym mieszkaniu było słychać.
- Zaraz dojdę, mocniej – wysapał nie panujący nad
własnymi gestami Castella.
Nie minęła minuta, a zachrypnięty głos młodszego z
mężczyzn oznajmił, że doznał spełnienia, które zostawiło
ślady w postaci białej mazi na brzuchu. Natomiast drugi z nich
doszedł obficie rozlewając swoją spermę tak, jak Gwiazdeczka
sobie zażyczyła.
Przez pierwszych parę minut dochodzili do siebie,
zwłaszcza łyżwiarz, który czuł się zmaltretowany, ale
zadowolony. Nie odsunęli się od siebie jak Charlie myślał, że
zrobią. Jego kochanek, bo Rene właśnie się nim stał, nie miał
na to ani siły, ani ochoty. W konsekwencji przyszło im spędzić w
tej pozycji czas odrobinę dłużej.
*
- Pysiaczku – wykrzyknęła Andrea podbiegając do
luksusowego samochodu, z którego sekundę temu wyszedł.
Nie zdążył się wyprostować, a narzeczona już
wisiała na jego szyi. Nie czekając na reakcję, odebrała mu
możliwość oddychania przeciągłym pocałunkiem. Kątem oka
spostrzegł, że siostra wciąż tkwi w pojeździe robiąc groźną
minę, bo on blokuje jej przejście. Zrobił krok do przodu, co
partnerka odczytała jako chęć obściskiwania się przed rodziną,
stojącą zaledwie trzy metry dalej. Zamknął oczy pozwalając się
jej całować. W duchu jednak miał ochotę zakląć. Miałem tyle
spokoju w Utah. Jedynym jego pragnieniem w tymże momencie było
odepchnięcie jej jak najdalej, pozbycie się z ust różowej szminki
i zamknięcie się w pokoju. Ale nie! Musi cierpliwie znosić każde
jej zachowanie, bo rodzice i przyszli teściowe intensywnie się im
przyglądają.
- Oglądaliśmy wasz występ – pisnęła mu do ucha.
– Byłeś niesamowity, misiaczku! To co robiliście było takie...
– zapowietrzyła się szukając w umyśle odpowiedniego
określenia. – Takie niesamowite. W ogóle jesteście
niesamowicie!
- To talent, moja droga bratowo.
Keith pokazał zebranym jedynie uśmiech, najbardziej
fałszywy i najtrudniejszy do wykonania. W sytuacji, w której się
znajdował mógł tylko siedzieć cicho. Przemilczał słowa
narzeczonej, chociaż korciło go, by zwrócić jej uwagę na niezbyt
bogaty zasób słownictwa. Mógłby wytknąć jej również wiele
innych rzeczy, ale kłótnie to ostatnie czego potrzebuje na dwa
tygodnie przed ślubem. Tak, dwa tygodnie. Podczas jego nieobecności
matka i przyszła teściowa ustaliły datę ich rychłego ślubu.
Najzabawniejsze było ich uzasadnienie. „Andrea spodziewa się
dziecka, więc małżeństwo powinno zostać zawarte niezwłocznie.”
Właściwie było mu wszystko jedno, za dwa tygodnie, trzy miesiące
czy rok, obiecał sobie, że weźmie odpowiedzialność. Zrobił
dziecko, więc nie okaże się jednym z tych wyrachowanych facetów,
którzy zostawiają kobietę w ciąży. Przynajmniej rodzina będzie
szczęśliwa z narodzin wnuka i bratanka.
Gdy Andrea odkleiła się od niego w końcu, wraz z
ojcem wciągnął z pojazdu walizki i razem zanieśli je do domu.
Przekroczywszy próg, oficjalnie byli w domu. Zaczęły się kolejne
gratulacje, uściski, słowa pochwały. Twarz ojca, kiedy położył
dłoń na jego ramieniu świadczyła o przepełniającej go dumie.
Miranda doświadczyła podobnego gestu, z tymże mężczyzna po
sześćdziesiątce ją przytulił. Matka natomiast położyła mu
obie dłonie na policzkach, a jej promienny uśmiech sprawiał, że
robiło mu się ciepło na sercu. Czuł, że spełnił ich
oczekiwania, więc na razie był bezpieczny. Rodzice Andrei także
nie szczędzili z gratulacjami.
Niedługo potem wszyscy zasiedli do obfitej kolacji,
przyrządzonej jak na przyjazd angielskiej królowej. Cały długi
stół był zapełniony najróżniejszymi przysmakami. Wśród nich
znalazły się potrawy z najsłodszych melonów Yubari, białych
trufli, kawioru, owoców morza. Nie zabrakło białego i czerwonego
wina, które było pierwszą pozycją ulubionych trunków pana domu.
Każdy nakładał na talerz, co sobie wymarzył, a miał w czym
wybierać.
W rozmowie prym wiodła Miranda, opowiadająca z
najmniejszymi szczegółami całą podróż. Nie zdziwiło go, gdy
pominęła niewygodne dla niej fragmenty, jak spotkanie Castelli i
wyżywanie się na asystentce. Później był zmuszony do słuchania
jak cztery kobiety rozprawiają o nowej sukni ślubnej dla panny
młodej, gdyż ta stwierdziła, że obecna przestała jej się
podobać. Pierwszym wyborem była zaprojektowana pięć lat temu
suknia od Armaniego, lecz parę dni temu uświadomiła sobie, że
bardziej do niej pasuje projekt Dolce & Gabbana. Kobiety wyrażały
odmienne zdanie na ten temat, podając innych słynnych projektantów
mody jak Gucci, Valentino czy La Brun 1.
Musiał przyznać, że znał z całej listy jedynie Armaniego i La
Brun, prowadzącą francuski dom mody „Volupte”. Najczęściej
zakupywał tam garnitury albo płaszcze. Tym razem chodziło o coś
znacznie ważniejszego.
- Jeśli zdecydujesz się na tę Francuskę, to być
może udałoby się jej stworzyć dla ciebie niepowtarzalną kreację
– z inicjatywą wyszła matka Andrei.
- Musi być olśniewająca, błyszcząca i ogromna jak
u księżniczki – wymachiwała rękoma ilustrując wygląd
wymarzonej sukni. Kobieta była przejęta i podekscytowana tym
magicznym w życiu każdej kobiety dniem.
- Mam! – wykrzyknęła nagle Miranda podjadająca
kulki kawioru jedna za drugą. – Złóżmy wizytę drogiej pani La
Brun i powiedzmy o co chodzi. Jestem pewna, że coś zdziałamy.
Wszystko dla przyszłych małżonków – w tym momencie spojrzała
znacząco na niego. Odpowiedział delikatnym uśmiechem, który
zniknął z jego twarzy, gdy ona spuściła z niego wzrok. Tyle
zachodu o kieckę, którą założy raz w życiu, przeszło mu przez
myśl.
- Chyba ten plan nie wypali – odezwała się
narzeczona przybierając pozę małego, bezbronnego, zranionego
kotka. – Muszę jechać na kontrolę do lekarza – złapała się
za brzuch i uśmiechnęła pod nosem, jakby wyobrażając sobie
dziecko, które za kilka miesięcy pojawi się na świecie – ale
wcześniej powinnam się zapisać, a to w Pittsburghu.
- Dlaczego chcesz jechać akurat tam? Służba zdrowia
jest też w Filadelfii, słońce – zaśmiała, a raczej
zarechotała jej matka.
- Ale ja chcę do
Pittsburgha, tam będę czuła się najlepiej. Chcę tam – Keith
prychnął w myślach przywołując do pamięci ostatni raz, gdy
kobieta zachowywała się w identyczny sposób, w dodatku tupała
nogą, by zmiękczyć serca ojca i osiągnąć cel. Mógł się
domyślić, że takim sposobem doszło do ich narzeczeństwa. Nie
odzywał się słowem, od kiedy wrócił, lecz czuł, że unikanie
dyskusji nie wyjdzie na dobre. Kiedy teść sekundę temu na niego
spojrzał, już wiedział co się stanie. Westchnął ukrywając
znużenie spowodowane spędzaniem czasu z tymi ludźmi.
- Ależ córeczko, twój mąż załatwi wszystkie
papierkowe sprawy, a ty pojedziesz do Paryża. Zgodzisz się,
prawda, Keith? – zmarszczone brwi, zimny wzrok oraz zacięta mina
nie wskazywały, że mężczyzna zgodzi się na odmowę.
- Oczywiście. I tak nie mam nic ciekawego do roboty.
Pojadę tam w piątek i wrócę w poniedziałek nad ranem. Zostanę
tam na wypadek gdybyś się rozmyśliła, Andreo – podziękowała
mu czułym pocałunkiem. W wypowiedzianym przez niego zdaniu nie
wyczuła ani krztyny kpiny i ironii. Mógł tylko w myślach uderzać
głową w stół i modlić się, by do ślubu ktoś zrobił jej
przeszczep mózgu. Najbardziej bolesną rzeczą w tym cyrku było
to, że nikt nie liczy się z jego zdaniem, jakby w tej sprawie go w
ogóle nie posiadał. A przecież to nie była prawda.
*
- Od
początku czułem, że z tobą jest coś nie tak – odezwał się
Charlie, gdy kochanek wrócił z dwiema szklankami soku jabłkowego.
Jedną podał jemu, a z drugiej napił się i odłożył na stolik
nocny. Położył się w łóżku nakrywając kołdrą. Jednak do
niego sen nie przyjdzie tak łatwo.
Od kilku
godzin za oknami króluje czarna noc. Na dworze jest spokojnie i
cicho. Drzewa nie uginają się od wiatru, na niebie nie widać ani
jednej chmurki. Tarcza srebrnego księżyca odbijała się w oknach
wraz z milionami gwiazd. Taki widok skusił Deakina do podejścia do
okien rozciągających się na całą długość i wysokość ściany.
Stojąc ze szklanką w ręku podziwiał wzgórza pełne roślinności
w oddali oraz ogród znajdujący się nieopodal.
- Jesteś
homoseksualistą, a jednak, gdy dowiedziałeś się, że ja nim
jestem to wpadłeś w jakiś szał. Traktowałeś mnie jak...
- Wiem –
westchnął leżąc w łóżku. Nakrył się kołdrą aż po głowę.
– Zrozum mnie. Pojawiłeś się ty i nagle wywracasz mój
poukładany świat do góry nogami. Brzydki nie jesteś, tego masz
świadomość. A ja nie przeszedłbym obok takiego faceta obojętnie,
choćby miało chodzić jedynie o seks. Im częściej się
spotykaliśmy tym częściej nie mogłem przestać...
- Mnie
podziwiać? – zaśmiał się.
- Patrzeć
– Rene wywrócił oczami. – Nie pochlebiaj sobie. Wkurwiało
mnie to, że ty pokazujesz wszem i wobec, że jesteś gejem, a ja
nie mogę.
- Możesz,
tylko nie potrafisz albo się boisz. Dlaczego? – nieoczekiwanie,
zrobiło mu się żal Gwiazdeczki.
- Słuchaj,
to, że skończyliśmy w łóżku nie znaczy, że mam ci się
zwierzać. Od tego jest Melinda.
- Jasno
określiłeś naszą relację – rzekł poirytowany Deakin.
Wygląda na
to, że wrócili do punktu wyjścia. Jak podczas seksu się
dogadywali, tak, kiedy jest po wszystkim znów mają być wrogami?
Czuł, że będzie żałować tej nocy, ale stało się. Stracił
rozum, bo seks był ważniejszy. Wolał uciąć temat i nie kłócić
się. Nie chciał zostać wywalony z mieszkania bo bzykaniu, tym
bardziej nie w środku nocy, gdy pada z nóg. Rano wszystko się
okaże.
1.Postać
wymyślona przez autorkę.
Świetny rozdział, jak zawsze! Uwielbiam to opowiadanie! Czy możemy się spodziewać kolejnego rozdziału jeszcze przed końcem roku? :-) Dużo weny!
OdpowiedzUsuńNo dzięki za skrót i przypomnienie, mam nadzieję, że nie będzie już więcej potrzeba:-)
OdpowiedzUsuńJejku, strasznie dziękuje za szybkie przypomnienie. Rozdział no cóż, choćbym chciała to się nie przyczepie. Opis, oczywiście, świetny. Mimo świadomości, że kiedyś trener i Gwiazdeczka będą kiedyś parą to i tak z zapartym tchem czytam każdą kłótnie, choćby najmniejszy dialog. A propo najmniejszych dialogów, przyznam, że na mojej twarzy widniał całkiem głupawy uśmiech kiedy zobaczyłam "Trzynaście?" :D Izzi, cóż nie znam twojego imienia, bardzo dziękuje za dotrzymanie słowa. Kończę, bo taki elaborat mi wyszedł, a co gorsze trochę bez ładu i składu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
Natalia
Rewelacyjny rozdział :) Świetnie opisałaś połączenie naszych głównych bohaterów :) Nawet podczas seksu dogryzali sobie xD Rene nie był taki niewinny, jak można by przypuszczać. Cieszę się, że Charli spełnił jego rozkaz ;)
OdpowiedzUsuńJetem w szoku, że Rene nie wyrzucił Charlsa z domu.
Kaith ma ciężko w życiu. Niech jedzie z nią do lekarza i zobaczy, że nie ma żadnego dziecka. Nie pasuje mi on do takiej pustej laski, jest wrażliwy, a Andrea wymusza wszytsko na innych, nie pasują do siebie.
Co słychać u Ivana?
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńpięknie, choć mam nadzieję, że jednak Rene się otworzy na Charliego, Amanda mnie bardzo wkurza jest taką pustą lalą...choć chodzi mi po głowie, że to nie jest dziecko Keitha...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńpięknie, cudownie fantastycznie... ale mam nadzieję, że Rene się otworzy na Charliego... nie lubię Amandy bardzo mnie wkurza całą tą swoją postacią jak dla mnie jest taką pustą lalą... nie wiem jak to określić czym poprzeć... intuicją? ale mam wrażenie, że to nie jest dziecko Keitha...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza