Powered By Blogger

niedziela, 3 grudnia 2017

Lodowa powłoka - Rozdział 14


Hej kochani! Ja wiem, ja wiem. Zamiast tłumaczenia się zrobię coś bardziej użytecznego. Mały spis najważniejszych rzeczy, które są istotne w tym opowiadaniu, a o których mogliście zapomnieć. No bo ktoś się ostatnio skarżył, że powoli zapomina fabuły (hahaha :D)

1. Nienawiść od pierwszego wierzenia Rene i Charlesa
2. Charlie ze przyjacielem Ivanem (przejażdżka motocyklowa)
3. Planowany ślub Andrei i Keitha
4. Bella w"Red Walls" i jej mały odlot
5. Przegrana Rene na Igrzyskach (biedaczek)

Mam nadzieję, że ten rozdział jakoś wygląda i nie jest kompletną porażką ;) Dziękuję za komentarze i przepraszam za ewentualne błędy.





Charlie stał oparty plecami o ścianę w kompletnym osłupieniu. Jego umysł konfigurował słowo po słowie i mimo że zrobił to już pięć razy, wciąż nie potrafił uzmysłowić sobie, co Castella powiedział. W jakiś dziwaczny sposób przekręcił jego wypowiedź tak, że wyszło z niej coś absurdalnego. Dałby sobie rękę uciąć, że się przesłyszał. Ale w konsekwencji... straciłby rękę. Objął spojrzeniem twarz Gwiazdeczki, która nie wyrażała, jak zwykle, wszechobecnej nienawiści, niechęci i obrzydzenia. Gdyby sam tego nie widział, to nigdy w życiu nie uwierzyłby, że ten kawał lodu może zrobić tak podniecającą minę. Z jego dwukolorowych oczu wylewało się pożądanie, Charlie dostrzegł jak wzrokiem pieści jego twarzy, szyję, tors zakryty ubraniem oraz miejsce poniżej pasa. Na tamtych okolicach skupił się na nieco dłużej. Z powrotem powędrował do jego zielonych tęczówek.
Kiedy Gwiazdeczka już się napatrzyła, przywarła swoim ciałem do niego. Gwałtownie wstrzymał oddech, gdy poczuł przygniatające go biodra. Serce biło niczym dzwon kościelny. Zrobiło mi się zaskakująco gorąco, jak gdyby stał na środku rozżarzonej pustyni, w pełnym palącym słońcu. Niemal jęknął, kiedy biodra kręcące koła ocierały się o niego z impetem, sprawiając, że nabierał ochoty na coś więcej niż tylko głupie zaczepki ze strony Castelli. Nadal nie rozumiał tego zachowania. Facet, który nim gardził z powodu orientacji seksualnej, teraz ociera się o jego penisa, który marzy tylko, by opuścić przyciasne spodnie. Im większy czuł ucisk we wrażliwym miejscu, tym większy rósł. Te uczucia spotęgowane zostały przez gorący oddech owiewający jego szyję. Trzecie pod względem kolejności sfer erogennych i ilości serwowanych przez nie doznań.
Jak myślał, że heteroseksualny mężczyzna – w szczególności ten, co stoi naprzeciwko – będzie obrzydzony dotykaniem innego faceta w taki sposób, tak teraz zmuszony był stwierdzić, że Castella całkiem nieźle się bawi. Dwukolorowe, przebiegłe, olśniewające oczy błyszczały z pożądania, na usta w końcu wpełzł długo powstrzymywany zadziorny uśmieszek. Aż go krew zalewała, gdy go widział, tym razem nie było inaczej.

    - Dobrze się, kurwa, bawisz?! – warknął próbując odepchnąć go i uwolnić się z pułapki, jednak to nie było takie łatwe. Okazało się, że mięśnie blondyna nie są tylko dla ozdoby, można zrobić z nich użytek. Mimo iż łyżwiarz był zdecydowanie słabszy, Charlie był obecnie w tak wielkim szoku, że ledwo potrafił skoordynować jakieś ruchy. Ponownie został przygwożdżony do ściany.
    - Dobrze? – szepnął spuszczając wzrok na ułamek sekundy. – Od lat nie bawiłem się lepiej – odparł patrząc wprost na niego, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że jest szczery.

Prawdopodobnie to było pierwsze niezaprzeczalnie prawdziwe wyznanie. Dopiero wtedy nad głową Charliego zapaliła się lampka, świadcząca, że nareszcie wszystko dotarło do niego. Miał ochotę śmiać się z siebie, przecież od początku właśnie to podejrzewał. W końcu jego wyobrażenia znalazły potwierdzenie w tamtych słowach.
Z jakiegoś powodu ulżyło mu, że Gwiazdeczka jest po raz pierwszy szczera i nie próbuje go upokorzyć. W głębi serca obawiał się, że może przerwać te pieszczoty, spojrzeć na niego z pogardą i rzucić teksem, że stanął mi od czegoś tak błahego, w dodatku z powodu hetero. Nie przyznałby tego, że cieszył się, że skończyło się właśnie na tym.

    - Mimo wszystko... – resztkami sił usiłował zachować jasność umysłu i nie dać się ponieść chwili, której obaj by żałowali.
    - Powiedziałem, pieprz mnie.

Wypalił ponownie, a nim Deakin zdążył podjąć jakiekolwiek kroki, by okiełznać blondyna, jego usta znów zostały spenetrowane śliskim gorącym organem, wkradającym się we wszystkie zakamarki. Na kroczu poczuł znajomy i tak przyjemny dotyk, że wygiął się pod jego wpływem uderzając tyłem głowy o ścianę. Ból mu jednak nie przeszkadzał w czerpaniu przyjemności. Podobało mu się, gdy wyćwiczone biodra zastąpiła dłoń wkradająca się za materiał spodni.
I po samokontroli, przebiegło mu przez myśl. Ale to już nieważne. Liczyło się wyłącznie tu i teraz, nie będzie zastanawiał się, z jakim niesmakiem będą spoglądać na siebie jutro. Skoro ma seks na wyciągnięcie ręki, to kogo obchodzi kim jest ten drugi.

    - Charakter masz paskudny, ale ciało tak cudowne, że grzechem byłoby go nie wziąć – mówiąc to Deakin uśmiechnął się zawadiacko. Szarpnął za blond kudły zbliżając twarz Gwiazdeczki do swojej. Wpił się zaborczo w jasne usta, maltretując je przez długie minuty, odbierali sobie wzajemnie oddech, gdyż łyżwiarz nie pozostawał mu dłużny. Cały czas próbował go zdominować, lecz nie udawało mu się to. Charlie straciłby swoją dumę, gdyby na to pozwolił. Castella może być sobie panem i władcą na lodzie, jednakże on jest nim w łóżku. – Dlaczego przestałeś? – padło pytanie, po tym jak ręka robiąca mu dobrze zniknęła.
    - Chcesz skończyć w majtkach? Bo ja wolałbym, żebyś skończył w innym miejscu – blondyn puścił mu oczko, po czym rozpiął guzik oraz zamek skórzanych jeansów. Patrząc mu prosto w oczy uklęknął powoli na podłodze, opuścił spodnie o kilka centymetrów, by chwilę później wyjąć z nich stojącego na baczność, wspaniale prężącego się, mokrego, grubego członka.
    - Trzynaście? – rzucił łyżwiarz widocznie zawiedziony.
    - Osiemnaście! – syknął.
    - Nie można mieć wszystkiego – wzruszył ramionami. – Przynajmniej jest gruby.

W jednej sekundzie gorące powietrze owiało wrażliwą główkę, usta musnęły jej delikatnie wywołując uśmiech na twarzy Charliego. Pozwolił sobie kolejny raz złapać za blond włosy i pociągnąć je gwałtownie. Właśnie odkrył, że targanie ich cholernie go podniecało. Zamknął powieki i pozwolił działać swojej wyobraźni oraz utalentowanym – jak się okazało – ustom. Te wyprawiały z nim cuda. Obcałowywały go na całej długości, brały głęboko w siebie, że znikał cały u gardle Gwiazdeczki. Język pieścił każde miejsce, nawet najwrażliwszą główkę i dziurkę, w którą się wbijał jego czubkiem. Poruszał energicznie głową w przód i w tył poświęcając oralnym pieszczotom dużo czasu.
W ich czasie kilkukrotnie zawzięte spojrzenia spotkały się, a wtedy obaj sobie uświadamiali, że to co robią, wygląda jak sen. Po prawdzie żaden nie wierzył, że to dzieje się w realu, ponieważ wiele rzeczy przeczyło sobie i wyglądało nieprawdopodobnie.

    - Miejscem, w którym... powinienem skończyć jest... twoje gardło? – zapytał biorąc co chwilę głęboki oddech. Trudno było mu mówić, podczas gdy Castella wyrywał z niego westchnięcia i przeciągłe zduszane w sobie jęki.
    - Nie – rzucił, gdy gorący i mięsisty kutas opuścił jego usta. Chciał go jeszcze.
    - Więc przestań, bo wybuchnę – odkleił się od ściany, choć przytrzymywał się niej przez moment lewą ręką. Gdy zawroty głowy uspokoiły się zaczął pozbywać się ubrań rzucając je gdzie popadnie. – Na co czekasz? Rozbieraj się – rzekł władczym tonem, a jedyne co dostał w odpowiedzi to:
    - Dlaczego ty mnie nie rozbierzesz? W ogóle mnie nie dotykałeś – łyżwiarz przygryzł wargę prowokując go. Nic więcej nie powiedział, lecz on zdawał sobie sprawę, że wzrok mówił „Bierz mnie, natychmiast!”

Tak też postanowił zrobić. Nagi, w całej okazałości zbliżył się do niego, z impetem pchnął na łóżko, które ugięło się niespodziewanie pod ciężarem dwóch męskich ciał. Rozchylił sobie jego nogi i wśliznął pomiędzy nie. Zanim zaczął zrywać w pośpiechu jego ubranie, pozwolił sobie utonąć na parę sekund w głębi jakże cudownych, unikatowych oczu. Oczu przewiercających muskularne ciało na wylot, pieszczących każdą jego część, biegających od twarzy robiącej seksowne miny do penisa sprawnego i gotowego.
Drugi zestaw ubrań znalazł się tak gdzie pierwszy, a przynajmniej w pobliżu. Zachodzące powoli pomarańczowe słońce wkradało się przez okna do sypialni, niesamowicie ją oświetlając. Jasne promienie nadawały bardziej intymnego nastroju wydarzeniom mającym miejsce na piętrze. Głośne, niekontrolowane westchnięcia i jęki obiegały duże pomieszczenie, wypełniając poczuciem zadowolenia osobę, która je wywoływała. Entuzjazmem napawało go podpatrywanie najmniejszych gestów blondyna, który klęczał na łóżku podpierając się z przodu rękoma zaciskającymi się i szarpiącymi pościel. Jego głos roznosił się prawdopodobnie po całym mieszkaniu, bo nie pomyśleli, by zamknąć drzwi do sypialni. Chociaż poza nimi nikogo tu nie ma.

    - Włóż go w końcu! – krzyknął rozeźlony Castella, który wypowiadał to zdanie po raz piąty. Charlie wiedział, że mężczyzna ma dosyć, ale nie potrafił przestać. Chciał doprowadzić go na skraj wytrzymania samym rimmingiem, co udało się, lecz pragnął więcej. Spodobało mu się dobieranie łyżwiarzowi oddechu i słuchanie słodkiej melodii jęków i uniesień.

Nie zaprzestał swoich działań i przez kolejnych pięć minut nie odrywał języka od chętnej dziurki odbytu. W międzyczasie dotykając ud, czuł jak drżały i ledwo utrzymywały się w tej pozycji. Nieprzyzwyczajone ciało do tego rodzaju wysiłku trzęsło się w konwulsjach. Sprytnie wykorzystywał fakt, że blondyn nie może dogodzić sobie sam, bo obydwie ręce pomagają mu w utrzymaniu się. Gdyby choć jedna zniknęła, jego twarz spotkałaby się z poduszką i najpewniej już by się nie podniósł.

    - Chcę...
    - Czego chcesz? – rozbawiony Deakin nie stronił od małych złośliwości.
    - ...więcej. Chcę więcej!

Znalazłszy gdzieś w sobie nieco litości, Charlie przerwał pozwalając, by mężczyzna wyłożył się płasko na materacu. Jego ręce nie wytrzymywały dłużej, podobnie było z nogami. Długiej chwili na odpoczynek nie dostał, gdyż prawie natychmiast brunet przyciągnął go do siebie. Usiadł, układając wyczerpanego kochanka na udach. Następnie powolnym ruchem prawie położył się. Plecy blondyna ułożyły się na jego szerokim torsie, dzięki łokciom robiącym na podpórkę, mógł bez problemu dostrzec twarz wyrażającą pełen spokój i relaks. Kiedy zgiął kolana i rozszerzył je leżące na nim poszły w jego ślady. Zdecydował zrobić to z nim w ten sposób, bo nie wymagał od niego dużo ruchu i aktywności. Wystarczy, jeśli będzie leżał grzecznie na jego torsie.

    - Nie będę cię dręczył. Dostaniesz więcej, tylko nabij się na mnie – potrząsnął nim, by mu przypomnieć, w jakiej sytuacji się znajdują.
    - Pośpiesz się – wyjęczał w jego usta, gdy przyciągnął go do pocałunku. Takiego samego jak wcześniej. Pełnego namiętności, pożądania, erotyzmu, zaborczości, gorącego.

Młodszy z kochanków uniósł biodra na odpowiednią wysokość, przytrzymał dłonią kutasa, którego tak chętnie trzymał w ustach i w towarzystwie jęków wpuścił go do środka. Nie miał czasu na uczucie bólu, gdy kręgi mięśni, mimo że długo rozluźniane, ścisnęły się niemiłosiernie, bo Charlie natychmiast zaczął poruszać się głęboko wewnątrz odbytu. Nie pomagał fakt, że penis był gruby, a on od wieków nie uprawiał seksu. Ból był potworny, lecz nawet prośby o przerwę spotkały się z odrzuceniem. Jedyne co mógł w tej sytuacji zrobić, to pozwolić się pieprzyć jak tego chciał. Opierał się o tors Deakina, odchylona głowa wspierana była przez ramię trenera. Odgłos jąder uderzających o pośladki był obecny przez kolejne pół godziny. W niezmiennej pozycji dopiero po piętnastu minutach Rene zaczął odczuwać przyjemność, której sobie zabraniał. Mimo początkowego dyskomfortu i wszechobecnego bólu oraz pieczenia wewnątrz, w końcu mógł się odprężyć i zająć sobą. Ręka powędrowała do miękkiego w połowie członka i zaczęła go stymulować. Zęby podgryzające delikatną skórę na szyi zostawiały czerwone ślady. Pieprzący go penis w pewnej chwili przyspieszył co mogło oznaczać, że wkrótce osiągnie swój limit. Mieszające się dwa męskie głosy były jedynymi, które w całym mieszkaniu było słychać.

    - Zaraz dojdę, mocniej – wysapał nie panujący nad własnymi gestami Castella.

Nie minęła minuta, a zachrypnięty głos młodszego z mężczyzn oznajmił, że doznał spełnienia, które zostawiło ślady w postaci białej mazi na brzuchu. Natomiast drugi z nich doszedł obficie rozlewając swoją spermę tak, jak Gwiazdeczka sobie zażyczyła.
Przez pierwszych parę minut dochodzili do siebie, zwłaszcza łyżwiarz, który czuł się zmaltretowany, ale zadowolony. Nie odsunęli się od siebie jak Charlie myślał, że zrobią. Jego kochanek, bo Rene właśnie się nim stał, nie miał na to ani siły, ani ochoty. W konsekwencji przyszło im spędzić w tej pozycji czas odrobinę dłużej.


*

    - Pysiaczku – wykrzyknęła Andrea podbiegając do luksusowego samochodu, z którego sekundę temu wyszedł.

Nie zdążył się wyprostować, a narzeczona już wisiała na jego szyi. Nie czekając na reakcję, odebrała mu możliwość oddychania przeciągłym pocałunkiem. Kątem oka spostrzegł, że siostra wciąż tkwi w pojeździe robiąc groźną minę, bo on blokuje jej przejście. Zrobił krok do przodu, co partnerka odczytała jako chęć obściskiwania się przed rodziną, stojącą zaledwie trzy metry dalej. Zamknął oczy pozwalając się jej całować. W duchu jednak miał ochotę zakląć. Miałem tyle spokoju w Utah. Jedynym jego pragnieniem w tymże momencie było odepchnięcie jej jak najdalej, pozbycie się z ust różowej szminki i zamknięcie się w pokoju. Ale nie! Musi cierpliwie znosić każde jej zachowanie, bo rodzice i przyszli teściowe intensywnie się im przyglądają.

    - Oglądaliśmy wasz występ – pisnęła mu do ucha. – Byłeś niesamowity, misiaczku! To co robiliście było takie... – zapowietrzyła się szukając w umyśle odpowiedniego określenia. – Takie niesamowite. W ogóle jesteście niesamowicie!
    - To talent, moja droga bratowo.
Keith pokazał zebranym jedynie uśmiech, najbardziej fałszywy i najtrudniejszy do wykonania. W sytuacji, w której się znajdował mógł tylko siedzieć cicho. Przemilczał słowa narzeczonej, chociaż korciło go, by zwrócić jej uwagę na niezbyt bogaty zasób słownictwa. Mógłby wytknąć jej również wiele innych rzeczy, ale kłótnie to ostatnie czego potrzebuje na dwa tygodnie przed ślubem. Tak, dwa tygodnie. Podczas jego nieobecności matka i przyszła teściowa ustaliły datę ich rychłego ślubu. Najzabawniejsze było ich uzasadnienie. „Andrea spodziewa się dziecka, więc małżeństwo powinno zostać zawarte niezwłocznie.” Właściwie było mu wszystko jedno, za dwa tygodnie, trzy miesiące czy rok, obiecał sobie, że weźmie odpowiedzialność. Zrobił dziecko, więc nie okaże się jednym z tych wyrachowanych facetów, którzy zostawiają kobietę w ciąży. Przynajmniej rodzina będzie szczęśliwa z narodzin wnuka i bratanka.
Gdy Andrea odkleiła się od niego w końcu, wraz z ojcem wciągnął z pojazdu walizki i razem zanieśli je do domu. Przekroczywszy próg, oficjalnie byli w domu. Zaczęły się kolejne gratulacje, uściski, słowa pochwały. Twarz ojca, kiedy położył dłoń na jego ramieniu świadczyła o przepełniającej go dumie. Miranda doświadczyła podobnego gestu, z tymże mężczyzna po sześćdziesiątce ją przytulił. Matka natomiast położyła mu obie dłonie na policzkach, a jej promienny uśmiech sprawiał, że robiło mu się ciepło na sercu. Czuł, że spełnił ich oczekiwania, więc na razie był bezpieczny. Rodzice Andrei także nie szczędzili z gratulacjami.
Niedługo potem wszyscy zasiedli do obfitej kolacji, przyrządzonej jak na przyjazd angielskiej królowej. Cały długi stół był zapełniony najróżniejszymi przysmakami. Wśród nich znalazły się potrawy z najsłodszych melonów Yubari, białych trufli, kawioru, owoców morza. Nie zabrakło białego i czerwonego wina, które było pierwszą pozycją ulubionych trunków pana domu. Każdy nakładał na talerz, co sobie wymarzył, a miał w czym wybierać.
W rozmowie prym wiodła Miranda, opowiadająca z najmniejszymi szczegółami całą podróż. Nie zdziwiło go, gdy pominęła niewygodne dla niej fragmenty, jak spotkanie Castelli i wyżywanie się na asystentce. Później był zmuszony do słuchania jak cztery kobiety rozprawiają o nowej sukni ślubnej dla panny młodej, gdyż ta stwierdziła, że obecna przestała jej się podobać. Pierwszym wyborem była zaprojektowana pięć lat temu suknia od Armaniego, lecz parę dni temu uświadomiła sobie, że bardziej do niej pasuje projekt Dolce & Gabbana. Kobiety wyrażały odmienne zdanie na ten temat, podając innych słynnych projektantów mody jak Gucci, Valentino czy La Brun 1. Musiał przyznać, że znał z całej listy jedynie Armaniego i La Brun, prowadzącą francuski dom mody „Volupte”. Najczęściej zakupywał tam garnitury albo płaszcze. Tym razem chodziło o coś znacznie ważniejszego.

    - Jeśli zdecydujesz się na tę Francuskę, to być może udałoby się jej stworzyć dla ciebie niepowtarzalną kreację – z inicjatywą wyszła matka Andrei.
    - Musi być olśniewająca, błyszcząca i ogromna jak u księżniczki – wymachiwała rękoma ilustrując wygląd wymarzonej sukni. Kobieta była przejęta i podekscytowana tym magicznym w życiu każdej kobiety dniem.
    - Mam! – wykrzyknęła nagle Miranda podjadająca kulki kawioru jedna za drugą. – Złóżmy wizytę drogiej pani La Brun i powiedzmy o co chodzi. Jestem pewna, że coś zdziałamy. Wszystko dla przyszłych małżonków – w tym momencie spojrzała znacząco na niego. Odpowiedział delikatnym uśmiechem, który zniknął z jego twarzy, gdy ona spuściła z niego wzrok. Tyle zachodu o kieckę, którą założy raz w życiu, przeszło mu przez myśl.
    - Chyba ten plan nie wypali – odezwała się narzeczona przybierając pozę małego, bezbronnego, zranionego kotka. – Muszę jechać na kontrolę do lekarza – złapała się za brzuch i uśmiechnęła pod nosem, jakby wyobrażając sobie dziecko, które za kilka miesięcy pojawi się na świecie – ale wcześniej powinnam się zapisać, a to w Pittsburghu.
    - Dlaczego chcesz jechać akurat tam? Służba zdrowia jest też w Filadelfii, słońce – zaśmiała, a raczej zarechotała jej matka.
    - Ale ja chcę do Pittsburgha, tam będę czuła się najlepiej. Chcę tam – Keith prychnął w myślach przywołując do pamięci ostatni raz, gdy kobieta zachowywała się w identyczny sposób, w dodatku tupała nogą, by zmiękczyć serca ojca i osiągnąć cel. Mógł się domyślić, że takim sposobem doszło do ich narzeczeństwa. Nie odzywał się słowem, od kiedy wrócił, lecz czuł, że unikanie dyskusji nie wyjdzie na dobre. Kiedy teść sekundę temu na niego spojrzał, już wiedział co się stanie. Westchnął ukrywając znużenie spowodowane spędzaniem czasu z tymi ludźmi.
    - Ależ córeczko, twój mąż załatwi wszystkie papierkowe sprawy, a ty pojedziesz do Paryża. Zgodzisz się, prawda, Keith? – zmarszczone brwi, zimny wzrok oraz zacięta mina nie wskazywały, że mężczyzna zgodzi się na odmowę.
    - Oczywiście. I tak nie mam nic ciekawego do roboty. Pojadę tam w piątek i wrócę w poniedziałek nad ranem. Zostanę tam na wypadek gdybyś się rozmyśliła, Andreo – podziękowała mu czułym pocałunkiem. W wypowiedzianym przez niego zdaniu nie wyczuła ani krztyny kpiny i ironii. Mógł tylko w myślach uderzać głową w stół i modlić się, by do ślubu ktoś zrobił jej przeszczep mózgu. Najbardziej bolesną rzeczą w tym cyrku było to, że nikt nie liczy się z jego zdaniem, jakby w tej sprawie go w ogóle nie posiadał. A przecież to nie była prawda.


*

    - Od początku czułem, że z tobą jest coś nie tak – odezwał się Charlie, gdy kochanek wrócił z dwiema szklankami soku jabłkowego. Jedną podał jemu, a z drugiej napił się i odłożył na stolik nocny. Położył się w łóżku nakrywając kołdrą. Jednak do niego sen nie przyjdzie tak łatwo.

Od kilku godzin za oknami króluje czarna noc. Na dworze jest spokojnie i cicho. Drzewa nie uginają się od wiatru, na niebie nie widać ani jednej chmurki. Tarcza srebrnego księżyca odbijała się w oknach wraz z milionami gwiazd. Taki widok skusił Deakina do podejścia do okien rozciągających się na całą długość i wysokość ściany. Stojąc ze szklanką w ręku podziwiał wzgórza pełne roślinności w oddali oraz ogród znajdujący się nieopodal.

    - Jesteś homoseksualistą, a jednak, gdy dowiedziałeś się, że ja nim jestem to wpadłeś w jakiś szał. Traktowałeś mnie jak...
    - Wiem – westchnął leżąc w łóżku. Nakrył się kołdrą aż po głowę. – Zrozum mnie. Pojawiłeś się ty i nagle wywracasz mój poukładany świat do góry nogami. Brzydki nie jesteś, tego masz świadomość. A ja nie przeszedłbym obok takiego faceta obojętnie, choćby miało chodzić jedynie o seks. Im częściej się spotykaliśmy tym częściej nie mogłem przestać...
    - Mnie podziwiać? – zaśmiał się.
    - Patrzeć – Rene wywrócił oczami. – Nie pochlebiaj sobie. Wkurwiało mnie to, że ty pokazujesz wszem i wobec, że jesteś gejem, a ja nie mogę.
    - Możesz, tylko nie potrafisz albo się boisz. Dlaczego? – nieoczekiwanie, zrobiło mu się żal Gwiazdeczki.
    - Słuchaj, to, że skończyliśmy w łóżku nie znaczy, że mam ci się zwierzać. Od tego jest Melinda.
    - Jasno określiłeś naszą relację – rzekł poirytowany Deakin.

Wygląda na to, że wrócili do punktu wyjścia. Jak podczas seksu się dogadywali, tak, kiedy jest po wszystkim znów mają być wrogami? Czuł, że będzie żałować tej nocy, ale stało się. Stracił rozum, bo seks był ważniejszy. Wolał uciąć temat i nie kłócić się. Nie chciał zostać wywalony z mieszkania bo bzykaniu, tym bardziej nie w środku nocy, gdy pada z nóg. Rano wszystko się okaże.



1.Postać wymyślona przez autorkę.

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, jak zawsze! Uwielbiam to opowiadanie! Czy możemy się spodziewać kolejnego rozdziału jeszcze przed końcem roku? :-) Dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. No dzięki za skrót i przypomnienie, mam nadzieję, że nie będzie już więcej potrzeba:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, strasznie dziękuje za szybkie przypomnienie. Rozdział no cóż, choćbym chciała to się nie przyczepie. Opis, oczywiście, świetny. Mimo świadomości, że kiedyś trener i Gwiazdeczka będą kiedyś parą to i tak z zapartym tchem czytam każdą kłótnie, choćby najmniejszy dialog. A propo najmniejszych dialogów, przyznam, że na mojej twarzy widniał całkiem głupawy uśmiech kiedy zobaczyłam "Trzynaście?" :D Izzi, cóż nie znam twojego imienia, bardzo dziękuje za dotrzymanie słowa. Kończę, bo taki elaborat mi wyszedł, a co gorsze trochę bez ładu i składu.

    Pozdrawiam cieplutko,
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacyjny rozdział :) Świetnie opisałaś połączenie naszych głównych bohaterów :) Nawet podczas seksu dogryzali sobie xD Rene nie był taki niewinny, jak można by przypuszczać. Cieszę się, że Charli spełnił jego rozkaz ;)
    Jetem w szoku, że Rene nie wyrzucił Charlsa z domu.
    Kaith ma ciężko w życiu. Niech jedzie z nią do lekarza i zobaczy, że nie ma żadnego dziecka. Nie pasuje mi on do takiej pustej laski, jest wrażliwy, a Andrea wymusza wszytsko na innych, nie pasują do siebie.
    Co słychać u Ivana?
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    pięknie, choć mam nadzieję, że jednak Rene się otworzy na Charliego, Amanda mnie bardzo wkurza jest taką pustą lalą...choć chodzi mi po głowie, że to nie jest dziecko Keitha...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    pięknie, cudownie fantastycznie... ale mam nadzieję, że Rene się otworzy na Charliego... nie lubię Amandy bardzo mnie wkurza całą tą swoją postacią jak dla mnie jest taką pustą lalą... nie wiem jak to określić czym poprzeć... intuicją? ale mam wrażenie, że to nie jest dziecko Keitha...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń