Dziękuję za komentarze :)
Dwie
godziny temu słońce wzeszło nad horyzontem. Niebo przybrało kolor
pomarańczowy przeplatany żółtym. Miejski zgiełk ustał na parę
godzin przez świtem, lecz rozpoczynał swoje rządy ponownie. Od
rana po mieście jeździły samochody, autobusy i inne, mniejsze
środki transportu używane przez człowieka. Po całonocnej zabawie
nie było śladu. Zdawać się mogło, iż okolica pogrążona była
we śnie, lecz to złudzenie. Ci, którzy mieszkają w Salt Lake
City znali tę organizację pracy oraz całodobowe miejskie życie.
Powietrze z rana było chłodne, lecz wkrótce powinno się znaczenie
ocieplić, a przynajmniej tak twierdzili meteorolodzy.
Rene obudził się wraz z budzikiem ustawionym na ósmą
rano. Po porannej odświeżającej toalecie ubrał w swój zwyczajowy
strój, na jaki składała się koszula, granatowa marynarka oraz
jasne jeansy. Nie planował nigdzie wychodzić, więc nieułożonymi
i oklapniętymi włosami nie zawracał sobie głowy. Usiadłszy w
salonie włączył poranne wiadomości. W nich aż huczało o
doniosłym wydarzeniu, które zbliżało się wielkimi krokami.
Najbardziej ignorancki mieszkaniec miasta zdawał sobie sprawę, że
wkrótce rozpoczną się Letnie Igrzyska Olimpijskie. Sportowcy
trenowali do ostatniej chwili, wkładali w swój wysiłek pot, krew i
łzy. Zamiast poświęcić resztę czasu na zasłużony odpoczynek
oni byli w pełni gotowości. Jeden ze sprinterów, który gościł w
programie wypowiedział się w następujący sposób:
„Myślę,
że przeszkody znajdują się w naszej głowie. To my stwarzamy
bariery i przez brak wiary we własne umiejętności ponosimy
porażki. Trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność, nie
poddawać się, przeć wytrwale do celu i czerpać z tego
satysfakcję. Jeśli nie czuje się sportu, nie będzie się
mistrzem, jeśli nie zdobędziemy się na odwagę, by pokonać swoje
słabości już zawsze pozostaniemy więźniami swoich umysłów. Nie
chodzi również, by trenować do utraty swoich sił, uważam, że
równie ważny co trening jest odpoczynek. Dlatego nie ćwiczę na
parę dni przed zawodami. Jeśli miesiące, które miałem nie
wystarczyły, żebym był w pełni przygotowanym, to ostatnich kilka
dni nic nie zmieni. Więc lepiej wybrać się do miejsca
pozwalającego zebrać myśli, odprężyć się lub przygotować
psychicznie na starcie z samym sobą. To mój sposób na życie.”
Wysoki, elegancko ubrany ciemnoskóry mężczyzna
zaśmiał się. Potem dalej prowadził dialog z reporterką. Ona
zadawała pytania, a on odpowiadał po krótkim zastanowieniu. Lubił
oglądać wywiady, w których gościli znani, a co ważniejsze,
inteligentni ludzie, gdyż wsłuchiwanie się w ich przemyślenia,
opinie pozwalało mu się nauczyć wielu nowych rzeczy oraz różnych
punktów widzenia.
Bez wyrzutów sumienia mógł przyznać mu rację. W
pełni zgadzał się z opinią sprintera, toteż postanowił – co
powiedział trenerowi – że do Igrzysk nie wejdzie na lód, a
jedyną jego rozrywką i głównym motywem będzie odpoczynek. Jednak
łatwiej powiedzieć niż zrobić, gdyż on nie miał poza
łyżwiarstwem żadnych innych planów na spędzenie dnia. Wstyd mu
było przyznać to przy brunecie, bo nie posiadał żadnego hobby ani
rzeczy, które lubił robić w wolnym czasie. Jedni czytają książki,
inni oglądają filmy, chodzą na siłownie, pływalnię, w przypadku
trenera była to jazda na motocyklu. Pasja łącząca go z
przyjaciółmi. Czasem jak myślał w ten sposób to mu zazdrościł.
Oczywiście, prędzej pójdzie do piekła, niż powie mu to w twarz.
Rene zaczynał się obawiać, że dzieje się z nim coś
bardzo złego. Im częściej znajdował się w towarzystwie Deakina
tym więcej myślał o mężczyźnie, który później siedział
uparcie w jego głowie. Najgorsze było jednak to, że robił to w
pełni świadomie i z własnej nieprzymuszonej woli. Pozwalał, by
mózg kierował się w swoich przemyśleniach na tor „Charles”.
Dzięki temu widział ich lekcje, na które poświęcali bardzo dużo
czasu, spotkanie z Melindą. Przypomniał sobie również zdarzenie,
które z jakiegoś powodu napełniało go irytacją. Do dzisiaj nie
potrafił zapomnieć o przerażonej twarzy mężczyzny podczas
rozmowy z „osobą, którą kocha”. Jego ciało się spięło,
głos łamał, a zielone oczy niedalekie do płaczu wyglądały jakby
właśnie straciły chęć życia. Ilekroć powracał do tej sceny
żołądek skręcał się w supeł, a w gardle coś paliło.
Był niemal pewny, że takie a nie inne uczucia nim
targają, gdyż spędza z Charliem zbyt wiele chwil, a jak tylko ich
„współpraca” dobiegnie końca i rozejdą się każdy w swoją
stronę, wszystko wróci do normy. Tylko czekał, aż jego poukładany
świat, w którym nie ma miejsca na ludzi z zewnątrz stanie z
powrotem na nogi. Lecz zanim to się stanie musi przeżyć mieszkając
z nim w apartamencie. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wynajęcie
dwóch „mieszkań”, ale Arkady się na to nie zgodził, ponieważ
– jak to ujął – chciał, by ktoś miał na niego oko. I tym
kimś musiał być akurat jego syn – gej. Jemu ani trochę nie
spodobał się pomysł życia pod jednym dachem z innym człowiekiem.
Co innego było z Arkadym, znają się od wielu lat, a i mężczyzna
nigdy nie wchodził mu w drogę znając jego stosunek do otaczających
go ludzi. Nie lubił ich, trzymał się na dystans, z nikim nie
spoufalał i nikomu nie ufał. Nie chciał z nikim dzielić
przestrzeni prywatnej, bo to oznaczało wspólne problemy, rozmowy,
zainteresowanie, zwierzanie się i poznawanie siebie nawzajem. Był
typem samotnika lub może odludka unikającego niepotrzebnych
znajomości. Ta cześć charakteru działała na jego niekorzyść,
gdyż znalezienie człowieka, który wytrzymałby z nim i zrozumiał
powody takiego zachowania graniczyło z cudem. Nie chodziło już
tylko o przyjaciela, a o kogoś znacznie bliższego. Jednak Rene miał
świadomość, że on ponosi winę za brak tej osoby
w swoim życiu.
Udzielił mu się kiepski humor, ale postarał się
szybko o nim zapomnieć. Powrócił z odległej krainy ponownie
stając pośród żywych. Spojrzawszy na zegarek znajdujący się w
dolnym rogu lecącego programu telewizyjnego stwierdził, że
przesiedział w fotelu bezczynnie półtorej godziny gapiąc się w
przestrzeń.
- Czym mam się, do cholery, zająć? – jęknął
zakrywając dłońmi twarz.
Zorientował się, że
nie jest już jedynym, który nie śpi. Gdy przyciszył telewizor
usłyszał szum wody dochodzący z łazienki, a to mogło znaczyć
tylko tyle, że Deakin obudził się i poszedł wziąć kąpiel.
Wcześniej nie zarejestrował czyjejś obecności pochłonięty
przemyśleniami na temat dziwnych rzeczy. Nie zamierzał jednak
podnosić się z fotela, bo dlaczego miałby to robić. Uwagę znów
skierował na złodzieja czasu i zaczął skakać po kanałach dopóki
nie znalazł czegoś interesującego. W jego przypadku „czymś
interesującym” były bajki oraz kreskówki. Uwielbiał je oglądać,
bo oprócz jazdy figurowej były chyba jedyną rzeczą, jaka
pozwalała mu się zrelaksować. Śmiech podczas śledzenia losów
bohaterów animowanych produkcji był jedynym, którego doświadczał.
Rzecz jasna, o jego upodobaniach wie wyłącznie Melinda i wolałby
żeby zostało tak po wsze czasy. Jak nie pogardzi dobrym filmem –
choć co do nich jest wyjątkowo wybredny – tak zgodzi się
obejrzeć każdą wartą zobaczenia bajkę. Ostatnim co widział
jeszcze w domu była „Planeta skarbów” oraz „Wszystkie psy idą
do nieba”. Tym razem miał ochotę na coś innego, chociaż sam
dokładnie nie wiedział co. Gdyby poszukał na pewno znalazłby coś
fascynującego, lecz obecność tego drugiego
uniemożliwiała mu to. Przecież nie włączy bajki i nie będzie
się nią zachwycał jak pięcioletnie dziecko w towarzystwie
dorosłego – nie lubianego przez siebie, obcego i nic nie
znaczącego – faceta. Wyśmiałby go.
Nie zaryzykuje. Woli
zachować swoją godność. Chwyciwszy pilota wyłączył ekran, po
czym podkulił nogi i ułożył głowę na kolanie. Zastygnął w tej
pozycji do czasu aż w salonie nie pojawił się tymczasowy trener.
Podniósł się na dźwięk jego głosu, lecz przerzuciwszy na niego
wzrok momentalnie tego pożałował. Kilka kroków dalej dostrzegł
opalone, umięśnione oraz doskonale wyrzeźbione ciało zapewne
wieloma godzinami spędzonymi na pracy fizycznej. Po napiętej,
gładkiej klatce piersiowej spływały kropelki wody. Same wytaczały
sobie ścieżkę po jego skórze, parę z nich zainteresowało się
różowym sutkiem i to w jego kierunku wędrowały. Ręcznik
zdecydowanie zbyt nisko związany ukazywał ciąg ciemnych włosów
łonowych; zaczynały się od pępka i ginęły na granicy z
ręcznikiem.
- Myślisz, że mam
ochotę patrzeć na nagiego faceta, który bez skrępowania łazi po
mieszkaniu?! – ryknął jakby całe zło Świata skumulowało się
w jednej osobie, a on miał ochotę rzucić się na nią, by pokonać
mrok. Przyglądał się z rozsierdzeniem osłupiałemu ze zdziwienia
mężczyźnie. Wyglądał na naprawdę zaskoczonego, a Rene na
zaślepionego nienawiścią.
- Nie mam wewnętrznej
potrzeby, by pokazywać się nago komuś takiemu jak ty – łypnął
na niego sądząc, że łyżwiarz kompletnie postradał rozum. –
Nie jestem goły, mam ręcznik – wskazał na materiał przepasany
wokół całkiem szerokich i umięśnionych bioder. – Dopiero
wyszedłem spod prysznica i zdałem sobie sprawę, że zapomniałem
czystych ubrań. Zachowujesz się jak pensjonarka, która boi się
utraty dziewictwa, ty ponadto reagujesz tak, jakbym miał się zaraz
na ciebie rzucić i zgwałcić.
- Jesteś
popieprzony! – zerwał się z fotela, naciągnął na biodra
koszulę i marynarkę, i wyminąwszy go błyskawicznym krokiem
zniknął za drzwiami swojego pokoju.
- Muszę znosić te
idiotyczne humorki dla wyższego dobra. Muszę znosić te humorki
dla wyższego dobra – powtarzał na głos niczym mantrę licząc,
że sam w to uwierzy.
Według niego
zachowanie Gwiazdeczki było poniżej czyjejkolwiek godności. Zdążył
pogodzić się i zaakceptować fakt, że został znienawidzony przez
swoją orientację seksualną, ale nie spodziewał się tego rodzaju
wybuchu. Naprawdę chciał jedynie dostać się z łazienki do pokoju
jak najszybciej, nie wywołując żadnej sensacji. Nie miał na celu
niczego złego, po prostu zamiast wziąć czyste ubrania zabrał te z
poprzedniego dnia, których jeszcze nie uprzątnął. Czasami był z
niego bałaganiarz, mama zawsze mu to wypominała.
Pokręciwszy głową w zażenowaniu wrócił do siebie
i przebrał się. Ostatecznie pozbył się bałaganu zanosząc
wszystkie, niepotrzebne i nie pierwszej świeżości, rzeczy do
prania. Nawet kiedy wrócił już ubrany Gwiazdeczka nie opuściła
swojego sanktuarium. Obiecał sobie ignorować go dopóki mógł i
nie brać sobie niczego do serca.
Doszedł do wniosku, że powinien nabrać trochę siły
i energii, a skoro przespał w nocy pół godziny – rano wyglądał
niczym zombie – to dobrym pomysłem będzie zjedzenie
pełnowartościowego posiłku. Z tą myślą powędrował do
olbrzymiej kuchni, mama czułaby się tu jak w niebie, kochała
gotować dla niego i taty. Była nowocześnie wyposażona, gustowna i
elegancka z płytami indukcyjnymi i najnowszymi sprzętami
kuchennymi. Najpierw szukał w pamięci jakichś przepisów
rodzicielki na pyszne jedzonko, później gdy wpadł na kilka
interesujących pomysłów zabrał się do pracy. Przekroił cztery
bagietki wzdłuż i wydrążył środek. Następnie, po zmieszaniu
jajka, małych kostek papryki oraz pomidorów wlał wszystko do łódek
powstałych z bagietek. Wszystko posypał startą mozzarellą.
Włożywszy je do piekarnika odczekał piętnaście minut, a wyjąwszy
gotowe danie dodał posiekany szczypiorek. Oblizał się na samą
myśl o chrupkiej bułce i smakowitym wnętrzu. Pomyślał sobie, że
jakiś koktajl również by się przydał, toteż wyciągnął z
lodówki cztery kiwi i dwa banany. Po obraniu ich zmiksował całość
i przelał do dwóch wysokich szklanek. Taki zestaw śniadaniowy
podał do stołu razem z dwoma talerzami oraz kubkami na kawę dla
siebie i coś co zażyczy sobie Gwiazdeczka. Właściwie nie wiedział
czy Castella jadł wcześniej śniadanie, czy nie.
Stanął jednak przed drzwiami i zapukał. Przez
dłuższy czas nikt z wnętrza nie odpowiedział. Kiedy uderzył
otwartą dłonią używając zwiększonej siły w końcu pojawił się
przed nim łyżwiarz. Obrzucił go nienawistnym wzrokiem pomieszanym
ze zdegustowaniem.
- Czego? – syknął mrużąc przenikliwie oczy,
zasłaniał się drzwiami przez co rozmawiali przez
kilkucentymetrową szczelinę.
- Jeżeli miałbyś ochotę coś zjeść – jak na
zawołanie brzuch blondyna odezwał się donośnym burczeniem.
Charlie próbował ukryć cisnący się na usta uśmiech zgryzając
wargi. – Zrobiłem śniadaniem, jest na stole w salonie.
Dostrzegł, że początkowa niechęć ustępuje
zaciekawieniu i zapewne głodowi. Był więcej niż pewny, że to
drugie zmusiło Castellę do pojawienia się w pomieszczeniu. W
kompletnej ciszy zajęli miejsca naprzeciwko siebie.
- Potrafisz gotować? – zapytał nie ukrywając
zdziwienia.
- Ta umiejętność bardzo się przydaje, gdy żyje się
samemu. Mama mnie nauczyła twierdząc, że w przyszłości, jeśli
kiedyś pozwoli mi się wyprowadzić, jej nauki nie pójdą w las i
będę potrafił o siebie zadbać.
Pijąc aromatyczny napój bogów, Charlie zorientował
się, że zapomniał o napoju dla mężczyzny, który pił właśnie
koktajl. Z jakiegoś powodu przeprosił za to i zapytał, na co
miałby ochotę. Sam nie wierzył, że traktuje go jak jakiegoś
króla, któremu usługuje i to z własnej woli.
- Sok pomarańczowy. Dziękuję.
Kolejny raz zostawił go z opadniętą szczęką.
Podziękował mu. Resztę posiłku przesiedzieli w ciszy oraz
napiętej atmosferze. Mógłby próbować nawiązać z nim jakiś
kontakt, znaleźć wspólny język, ale nie mieli ani jednego tematu
do rozmowy. Nawet jeśli by chciał porozmawiać o łyżwiarstwie to
Castella do tej pory brał udział w parach tanecznych, a on od
zawsze wolał oglądać solistów. Zwłaszcza seksownych mężczyzn w
obcisłych strojach podkreślających to i owo.
Uważnie lustrował szczupłą sylwetkę, przystojną
twarz oraz jej mimikę. Była niewzruszona jak kamień. Pech chciał,
że zatrzymał na nim spojrzenie kilka sekund za długo, bo ich oczy
spotkały się. Przeszedł go nagły dreszcz, ale nie był
nieprzyjemny. Przez kilka pierwszych sekund niebiesko-brązowe oczy
miały ciepły i przyjacielski wyraz, później nieco się zaogniły.
- Smakuje? – zadał pytanie łącząc ze sobą palce
dłoni, pochylił się w jego stronę uśmiechając się uprzejmie.
- Jest pyszne – odparł zaskakująco szczerze. –
Wiedziałem, że żona Arkady'ego uwielbia gotować i ma na tym
punkcie bzika, ale o twoich umiejętnościach nie słyszałem –
opróżnił cały koktajl i pochłonął już prawie całą
bagietkę. Kubek po soku był pusty, a on zdążył zjeść dopiero
pół bułki i wypić niewiele kawy.
- Dużo wiesz o mojej rodzinie? – było dla niego
dziwne, że ktoś wie o nim całkiem sporo rzeczy, a on o kimś tyle
co nic.
- Wiem, że Arkady denerwuje się na swoją żonę, gdy
kupuje drogie ubrania. Wiem gdzie zwykle jeździcie na wakacje,
widziałem trzy albumy waszych zdjęć. Wiem gdzie mieszkacie, co
twoja mama lubi robić w wolnym czasie... Powiedzmy, mam aż nadto
informacji o twojej rodzinie. Chociaż o tobie Arkady prawie nigdy
nie mówił. W zasadzie nigdy nie potrzebowałem tego, o czym
nawijał godzinami. Nie obchodziło mnie to, po prostu słuchałem z
grzeczności.
- Grzeczności? – wymsknęło mu się.
Łyżwiarz nic na to nie odpowiedział. Może poczuł,
że on wcale nie chciał tego powiedzieć. Nie ważne jaki był
powód, ważne, że nie wywiązała się kolejna kłótnia. Kolejnym
co zbiło go z tropu była propozycja, że to Gwiazdeczka pozmywa
naczynia po śniadaniu, skoro on był tym, który wszystko
przygotował. Nie oponował. Pozwolił mu sprzątnąć na stole i w
kuchni.
- Mam pomysł – zagadał Deakin, kiedy on był zajęty
zmywaniem. – Może dzisiaj znów spróbujesz nawiązać kontakt z
ludźmi?
- Nie interesują mnie znajomości z innymi
łyżwiarzami. To zbędne – skwitował przypominając sobie
popołudniową porę.
Uważał, że wczorajszy dzień byłby całkiem znośny,
nawet jeśli musiał całe dwanaście godzin spędzić z Deakinem.
Byłby, ale nie był. Został wyciągnięty na miasto, gdzie w ogóle
nie miał ochoty się ruszać. Następnie, czy chciał czy nie,
spacerował po ulicach Salt Lake City zwiedzając kilka miejsc. Po
drodze, ku uciesze Charliego, spotykali co sławniejszych sportowców.
Brunetowi udało się porozmawiać z kilkoma z nich, natomiast on
trzymał się na uboczu. Nie chciał żadnych kontrowersji. Potem jak
na złość dla niego, szczęściem dla Charliego zostali wciągnięciu
w dyskusję z łyżwiarzami, z którymi za dwa dni będzie mierzył
się na lodowisku. Oczywiście jego trener znajdował się w siódmym
niebie dostając szansę na rozmowę ze swoimi idolami. Był pewny,
że natknęli się na większość jego ulubionych solistów.
Wkurzał się na niego z kilku powodów. Trener zmuszał
go do poznania swoich przyszłych rywali, kazał z nimi rozmawiać i
chociaż odrobinę ich poznać. Zwracał wtedy uwagę na wszystkich,
tylko nie na niego. Można by powiedzieć, że nie miało dla niego
kompletnego znaczenia, że on również jest świetnym łyżwiarzem.
Ten jakby go nie klasyfikował jako kogoś wartościowego, a to
dawało mu się we znaki. Zazdrościł pozostałym, że są przez
Deakina postrzegani jako niesamowici, a on się nie liczył, a nikt
nie mógł mu zarzucić, że jeździł źle. Ponadto ilekroć
przechodzili obok jakiegoś atrakcyjnego mężczyzny, ten idiota
gapił się na nich takim wzrokiem... Potrząsnął energicznie
głową. O czym on, do cholery, myśli?! Ogólne rzecz ujmując
wczorajszy dzień był do dupy, więc miał nadzieję, że nigdy
więcej się nie powtórzy.
- Zachowywałeś się okropnie. Mógłbyś chociaż
udawać, że oni cię zainteresowali. Masz zerowy poziom empatii i
uprzejmości. Ludzie, których spotkaliśmy byli mili, ale ty
musiałeś pokazać jaki z ciebie buc.
- Uważaj na słowa – warknął prawie rzucając
talerzem o blat kuchenny. – Nie obchodzi mnie jakie ludzie mają
zdanie na mój temat – wzruszył ramionami.
- Och, czyżby? – brunet podparł się w boki
przybierając bardzo pewną siebie pozę. – A mnie się wydaje, że
jest kompletnie na odwrót. Twierdzisz tak, a prawda jest zupełnie
inna. Boisz się, że ludzie wyrobią sobie o tobie złe stanowisko,
że poznają cię, zaczną oceniać. Jesteś tym przerażony. Boisz
się o to, co ludzie o tobie powiedzą. Masz w głowie tylko ich
zdanie.
Kochana, wpadłam na chwilkę życzyć Ci powodzenia w pisaniu. Nadal czekam na całość tego tekstu. :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się ten rozdział! No trzeba pokazać Rene niech mu się nie wydaje! Mam nadzieje, ze nie przetrzymasz nas kolejny miesiąc, bo zamorduje. Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńHahaha, będę miała to na uwadze :D
UsuńKochana ty moja zaczynam się poważnie niecierpliwić! Mam nadzieje tylko, że jest to spowodowane natłokiem zajęć, a nie jakimś poważnym wydarzeniem. ;)
UsuńTaaak, wiem... Przeginam :) U mnie w porządku, nic złego się nie dzieje. Chodzi tylko o brak czasu, właściwie to mało powiedziane. Od dłuższego czasu mogę odpalać komputer wieczorami, ale wtedy jestem wykończona i zanim skleję kilka zdań odechciewa mi się wszystkiego. Poza tym szykuję coś jeszcze, więc skupiam się na tym czymś. Jednak Lodowa pojawi się w ten weekend (może 30, żeby nie było, że we wrześniu rozdziału zabrakło ;D)
UsuńUwielbiam;) kiedy rozdział?
OdpowiedzUsuńPostaram się na ten weekend :)
UsuńCharlas chyba zapunktwał u Rene ;) Czyżby powiedzenie "przez żołądek do serca" miało się sprawdzić?
OdpowiedzUsuńBardzo mnie ciekawi, dlaczego Rene tak nie nawidzi osób homoseksulanych? W sumie mało wiemy o jego przeszłości, a pewnie tam znalezlibyśmy jakieś odpowiedzi.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Hej,
OdpowiedzUsuńoch wspaniale mam wrażenie, że Rene zaczyna się robić taki zazdrosny, ale wciąż ma charakterek...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział naprawdę, odnoszę wrażenie, że Rene zaczyna się już robić zazdrosny jeśli chodzi o Charliego, ale jednak wciąż ma charakterek...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza