Młody
Irsus spoglądał nieobecnym wzrokiem pełnym bólu, smutku i
rozpaczy w przestrzeń. Ojciec zjawił się tak nagle, nie raczył
zapytać jak ten się czuje a wygaduje takie rzeczy? Jak ten
mężczyzna może być taki zimny? Myśli tylko o sobie, dlaczego nie
wziął pod uwagę jego uczuć?
-
Czemu mi to robicie? Czym zawiniłem? Czyż ja żądam zbyt wiele?-
mówił ze spuszczoną głową a księżycowe pasma spadały mu na
twarz zasłaniając ją.
- Co
masz na myśli?- głos ponownie zabrał ojciec a załamany chłopak
wstał.
-
Dlaczego nie bierzecie mego zdania pod uwagę? Jak ty, tak i matka!
Jesteście potworami żywiącymi się cudzym kosztem! Gdy ty
spełniałeś marzenia jako podróżnik mama trzymała mnie w
posiadłości jak w klatce! Nie mogłem dosłownie nic. Ledwo
wróciłeś na kilka dni do domu, rodziny to znów ją opuszczałeś!
Nie miałem nawet jak z tobą porozmawiać! Nazywacie siebie mymi
rodzicami? Raczej oprawcami! Pragnę być wolny, podejmować własne
decyzje! - czara goryczy się przelała. Selento wykrzyczał
zdziwionej rodzinie co przez te wszystkie lata myślał będąc tak
na prawdę sam. Jedyne oparcie miał w Riviusie, który go pilnował
przed zrobieniem głupstwa i był powiernikiem jego najskrytszych
tajemnic. Dziękował mu teraz w duchu, bo gdyby nie on już dawno
oszalałby.
- Co
ty wygadujesz?- powiedział ostrym tonem głosu Bostus. W jego
mniemaniu pierworodny miał wszystko czego zażądał, więc nie ma
prawa sprzeciwu, nie zdawał sobie sprawy, iż jedynym czego chce to
wolność.
-
Nie mam zamiaru nigdzie wypływać! Ani tym bardziej się żenić!
Już kogoś kocham! Może moje ciało jest zakute w kajdany, które
na nie założyliście, ale nie serce!- wstał gwałtownie i wybiegł
z komnaty zanim rodzice zdążyli zareagować. Miał dość tego
wszystkiego. Chciało mu się płakać i krzyczeć ze wściekłości
jednocześnie. Był trzymany w klatce tylko po to, by kilka lat
później dowiedzieć się, że ma wyjechać z Mercivo i się
ożenić? Nigdy na to nie pozwoli. Znalazł powód, dla którego
było warto zaprotestować. Teraz jedynie pragnie przytulić się do
Lutiosa.
Zdezorientowane
małżeństwo dopiero po kilku minutach zdało sobie sprawę z tego
co zaszło. Krew w żyłach pana domu momentalnie zawrzała, był
wściekły za ordynarne zachowanie potomka. Nie mieściło mu się w
głowie, że odważył się podnieść na niego głos. Najwyraźniej
Fresta zbytnio go rozpuściła i rozpieściła. To on jest tu panem,
a ten przeklęty gówniarz będzie robił co mu każe!
Błękitnooki
ze łzami w oczach, którym nie pozwalał spłynąć jak najszybciej
wybiegł z posiadłości. Po drodze zderzył się z przyjacielem,
który od razu zaczął się dopytywać co się stało. Selento
powiedział jedynie- nie widziałeś mnie- i pobiegł dalej. Domyślał
się, iż nie usłyszał dobrej nowiny od pana domu. Rivius chciał
pomóc mu, lecz wiedział, że miał związane ręce.
* * *
-
Czy coś mówiłeś synu?- zapytał Griwals stojący ramię w ramię
z szarooką kobietą.
-
Dlaczego?- mówił ze spuszczoną głową. - Dlaczego mi to robicie?
Miliony zadań, obowiązków, spełniania waszych oczekiwań,
wszystko po to byście byli ze mnie dumni.
-
Ależ jestem dumny, a raczej będę, gdy Blicc oficjalnie zostanie
twą małżonką.
- A
jeśli nie zechcę jej poślubić?
Nagle
spotkały się dwie pary szmaragdowych oczu i zaczęły toczyć
zaciekły bój. Wydawało się, że obaj rzucają ostre sztylety w
swoją stronę i każdy z nich zamierza postawić na swoim. Kobieta
speszyła się i cofnęła się o kilka kroków. Raptownie starszy z
mężczyzn złapał drugiego za ubranie tuż pod szyją i uniósł
pokazując swoją potęgę i próbując zastraszyć. Syn był
niewzruszony, jednak jak tylko spróbował się odezwać został
ostro spoliczkowany przez Griwalsa. Czarnowłosy był pewny, że
czerwony ślad utrzyma się przez kilka dni. Miał dość tego stanu
rzeczy, więc przyszedł czas by to zmienić. Złapał za nadgarstek
rodzica w ścisnął z całych sił. Oprawca natychmiast puścił go.
-
Jeżeli jeszcze raz mi się sprzeciwisz pożałujesz tego,
przysięgam ci- syknął w jego stronę.
-
Ach tak?- pokazał ojcu kpiący uśmiech.
Młodzieniec
przyjrzał się zaniepokojonej pani domu następnie- jak się
domyślał- swoim przyszłym teściom i Blicc. Wszyscy tam obecni
najwyraźniej byli rozczarowani jego postępowaniem, ale postanowił
wziąć sobie do serca słowa Devora i nie dać siebie kontrolować.
Odwróciwszy się na pięcie wyszedł z sali, skierował się po
swojego konia do stajni i w pośpiechu opuścił dwór, na którym
się wychował. Nie spodziewał się żeby kiedyś tam ponownie
zawita. Skierował się prosto do Świetlistego Lasu. Nic go już nie
powstrzyma przed zobaczeniem cudownego mężczyzny o księżycowych
włosach i pięknym uśmiechu. Po przywiązaniu wierzchowca do drzewa
przy lesie powędrował na górę prosto do Kryształowego Jeziorka.
Im bliżej był tym wokół latało więcej różnobarwnych motyli.
Po raz kolejny zobaczył tą niezwykłą istotę jaką był czerwony
motyl. Czy to oznaczało, że Irusu także tu był? Mieli spotkać
się nocą, więc co on tu robi? Przyspieszył i przedzierał się
przez krzaki oraz ostre ciernie. Wybiegł prosto na polanę, na
której latało tysiące barwnych istot. Przy brzegu jeziora w oczy
rzuciła mu się znajoma sylwetka i niezwykłe włosy, które
zapierały dech w piersiach. Serce zaczęło bić jak oszalałe.
-
Selento- powiedział delikatnym i pełnym czułości głosem.
Młodzieniec szybko się odwrócił i gwałtownie wstał zobaczywszy
czarnowłosego mężczyznę.
-
Lutios, tak bardzo tęskniłem- rzucił mu się w ramiona a głowę
oparł na ramieniu.
- Ja
także- odparł zadowolony przytulając go do swojego torsu.
Nie
wiedział czy powinien mówić Irsusowi o swoich uczuciach, co jeśli
ten nie czuje tego samego i odrzuci go? Letora poczuł przy swojej
piersi głośny, mocny i szybki rytm serca błękitnookiego. Tak
bardzo się ciszył, że mężczyzna się tu znajdował. Lecz jaki
był tego powód? Trwali w uścisku dobre kilka minut, a tak długi
czas nie wskazywał, iż są jedynie dobrymi przyjaciółmi. Lutios
miał chwilę zawahania, jednak otrząsnął się z niej. Był pewny
czego chce od życia. Złapał w dłonie lico młodzieńca i już się
nie zastanawiając musnął swymi ustami drugie. Całował je i
smakował, były miękkie i cudownie odurzające. Dłonie zjechały
na ramiona zdziwionego, aczkolwiek nie protestującego Selento.
Pieszczota zadawana przez wargi czarnowłosego przybierała na sile i
pogłębiała się z każdą chwilą. Białowłosy zarzucił ręce na
jego szyję i nieco niezdarnie zaczął oddawać pocałunek. Świat
wokół przestał istnieć. Nie było nic prócz nich, przytulonych
do siebie i złączonych w namiętnej rozkoszy mężczyzn. Gdyby
oderwali się od siebie zobaczyliby setki, jeśli nie tysiące
wirujących wśród nich motyli. Latały wokoło zasłaniając ich
sylwetki i tworząc kolorową fontannę. Lutios złapał tył głowy
młodzieńca i przylgnął ustami jeszcze mocniej, ten odrobinę je
uchylił dając nieme zaproszenie. Gorący organ jakim był język
zaczął dokładnie badać każdy zakamarek wnętrza mokrych ust.
Selento napierał na ukochanego nadal trzymając go w uścisku.
Między ich ciałami przeszedł niezwykły i elektryzujący prąd.
Dotknęła ich niepohamowana żądza i głos natury, którego nie
potrafili zagłuszyć. Obaj osunęli się powoli na bujną trawę.
Obsypując się nawzajem czułościami dłonie Letory błądziły po
piersi Selento. Młody mężczyzna mruczał cicho w wygłodniałe
wargi zielonookiego. Zatopił palce w jego delikatnych włosach nie
szczędząc czułości. Chciał by mężczyzna na nad nim wiedział,
iż czuje to co on. Był uległy i nie protestował na żadną
czynność jaką wykonał ukochany. Co chwilę między nimi
przechodziła fala rozkoszy i podniecenia kierująca tylko w jedną
stronę. Oczy Lutiosa zaszły mgłą pożądania, właśnie spoglądał
nimi w lazurowe tęczówki. Nie musieli się odzywać, rozumieli się
bez słów jakby czytali sobie w myślach. Dłoń czarnowłosego
spoczęła na długich pasmach księżycowych włosów i zaczęła je
głaskać. Były tak niebiańskie w dotyku, jedwabiste, miękkie i
delikatne. Nagle Irsus poczuł coś na swoim kroczu i zdezorientowany
podniósł wzrok. Dwie pary oczu mieniących się i błyskających
namiętnością spotkały się.
-
Nie podoba ci się? Mogę przestać jeśli każesz- gdyby Selento
rzeczywiście kazał mu przestać zrobiłby to. Jednak trudno by mu
było, ponieważ jego bawełniane spodnie zrobiły się jakby
ciaśniejsze w kroku. Po dłuższej chwili młodzieniec rzekł
cicho.
-
Zdajesz sobie sprawę z tego co wyczyniamy?- uniósł się na
łokciach. - Ojciec chce bym poślubił jakąś kobietę zza morza i
podróżował z nim po świecie.
-
Czyli w końcu będziesz wolny?- nie chciało mu się wierzyć w to
co słyszy. Wyobraził sobie jak musi rozstać się z tym
niesamowitym mężczyznom, bo ten wybywa w świat, a on ma się
ożenić. Powiedział mu o swoich obawach.
- Ja
nie będę wolny, to kolejne więzienie. Poza tym nie chcę wracać
do posiadłości. Pragnę zostać z tobą, gdyż jesteś moją
miłością- posłał mu uśmiech, który zielonooki tak uwielbiał.
- A
ty moją- szepnął mu na ucho. - Nie obchodzi mnie moja przyszła
żona, którą mi dzisiaj przedstawiono, nie interesują mnie losy
mego rodu. Teraz moim jedynym pragnieniem jest bycie u twego boku.
Gorące
wargi znów się złączyły pożerając się nawzajem. Ciekawskie
ręce Lutiosa zawędrowały pod górną część ubioru partnera.
Dotykał go po rozgrzanej klatce i opuszkami palców zahaczał o
nabrzmiałe sutki. Z ust Irsusa wypłynął przeciągły jęk. Był
taki szczery ze swoimi odczuciami, właśnie to mu się podobało.
Sprawnie pozbyli się strojów, które rzucone zostały kawałek
dalej. Czarnowłosy obsypywał pocałunkami wrażliwą szyję
Selento, a palce młodzieńca muskały jego nagie, twarde plecy i
szerokie ramiona. Różnobarwne stworzenia wciąż krążyły wokół
tworząc bogatą w kolory zasłonę. Raz po raz lazurowe i
szmaragdowe źrenice zderzały się wypełnione niezwykłymi
uczuciami skierowanymi w stronę tego drugiego. Potrafili dłuższą
chwilę uśmiechać się i wpatrywać w oczy partnera.
Lutios
próbował nie zdradzać swoim zachowaniem, iż jego jądra coraz
bardziej bolą od napięcia w nich skumulowanego. Białowłosy jednak
to zauważył, jego członek także był nabrzmiały i czerwony od
napływającej tam krwi. Leżał nieruchomo pod Letorą i odrobinę
się obawiał tego co nastanie po pocałunkach i pieszczotach, które
bardzo mu się podobały i podniecały. Mężczyzna spostrzegł jak
dłonie młodzieńca zaczynają lekko drżeć. Pochwycił je i
pocałował ich wewnętrzną stronę dodając Selento otuchy. Na
początek dotknął jego męskości przesuwając dłoń wzdłuż
całej jego długości. Powtarzał czynność, dopóki nie usłyszał
jęków i westchnień Irsusa. Nie potrafił się już kontrolować.
Ułożył się wygodnie pomiędzy nogami młodego mężczyzny i
zarzucił je sobie na ramiona. Pomasował palcem zaciśnięty krąg
mięśni chcąc je rozluźnić i przygotować na coś znacznie
większego. Gdy zobaczył wykrzywioną w bólu twarz jego ukochanego
przerwał, nie potrafiąc patrzeć jak ten cierpi.
-
Kontynuuj- posłał mu lekki uśmiech i zamknął oczy, nie dając
po sobie poznać, że jest mu niezręcznie w tej sytuacji, a ból
nadal daje o sobie znać.
-
Kocham cię, kocham- nie potrafił sobie darować, czuł wewnętrzną
potrzebę by to powiedzieć.
Jeżeli
Selento tak bardzo mu ufa musi się postarać by w przyszłości nie
miał oporów przed oddaniem mu się. Co powinien zrobić, by
jasnowłosy nie bał się i było mu przyjemnie? Nagle go olśniło i
wpadł na pomysł. Nawilżył śliną palce i ponowił próbę.
Włożył w niego śliski palec, rozciągał go nim i dopiero po
czasie sprawiał przyjemność. Później dołożył drugi. Zginał
je, krzyżował, wkładał i wyciągał. Po czasie uznał, iż
partner jest gotowy by go w siebie przyjąć. Naturalnie białowłosy
bał się i miał pewne opory przed stosunkiem, wszakże nigdy tego
nie robił. Jednak wiedział i czuł, że Lutiosowi na nim zależy.
Zarzucił ręce na szyję czarnowłosego i przyciągnął do siebie.
Mężczyzna pochylił się opierając czoło na jego obojczyku.
Chwycił w dłoń swojego penisa i przystawił do drgającego z
rozkoszy wejścia. Napierał na niego i masował zadając mu minimum
cierpienia. Pomyślał, że wchodząc w niego powoli w rzeczywistości
sprawiał jeszcze większe katusze, więc pchnął raz a porządnie
zagłębiając się w nim aż po same jądra. Kręgi mięśni
gwałtownie się zacisnęły wyczuwając intruza. Z ust Irsusa wyrwał
się jęk okropnego bólu, momentalnie zacisnął pięści i łapał
hausty powietrza. Postać nad nim nie śmiała nawet drgnąć. Letora
czekał cierpliwie aż partner da mu znak, a gdy taki dostał zaczął
powoli i miarowo poruszać się w nim. Z obu rozgrzanych do
czerwoności ciał spływał pot. Trwali w mocnym uścisku i nic nie
było w stanie ich teraz od siebie rozdzielić. Z każdym
podniecającym westchnieniem Selento Lutios nadawał szybszego tępa
i przesuwał rękę po nabrzmiałym członku błękitnookiego. Temu
wydawało się, iż posiada skrzydła i wzlatuje ponad chmury. W tej
właśnie chwili czuł się naprawdę wolny, został wyzwolony ze
złotej klatki, nad której kluczykiem pieczę sprawowała pani domu.
Nie potrafił dłużej zgłębiać swych przemyśleń, gdyż kochanek
odbierał mu oddech penetrując językiem jego usta. Raptownie poczuł
mocny ucisk w podbrzuszu i miał wrażenie, że za sekundę
wybuchnie. Mężczyzna pchał ich obu ku wyczekiwanemu spełnieniu.
Będąc już na granicy Selento wczepił dłonie w czarne włosy i
zacisnął na nich pięści nie pozwalając odsunąć się od siebie.
-
Lutios- sapnął ciężko, wygiął się w łuk wytryskując
nasieniem prosto ich
klatki
piersiowe.
Mężczyzna
czując jak mocno zaciskają się mięśnie Irsusa na jego męskości
nie potrafił kontrolować pędzącego orgazmu i wytrysnął
rozlewając gorącą, białą maź wewnątrz młodzieńca. Obaj
skończyli ze swoimi imionami na ustach. Kochankowie przylegali do
siebie ciężko dysząc. Nie potrafili ruszyć nawet palcem, leżeli
jedynie i przyglądali się sobie. Jak włosy miał białe tak twarz
była w kolorze skrzydeł motyla wiecznej miłości. Mgła pożądania
zdążyła opaść i dać dojść do głosu rozumowi, który
podpowiadał, że zadziałali zbyt spontanicznie. Nie przejęli się
tym ciesząc się sobą i wolnością, którą uzyskali... tak jakby.
* * *
Hrabia
poinformowany o dziecinnym wybryku przyjaciela został wezwany przez
pana domu do sali by wyjaśnić to „małe nieporozumienie”. Jeśli
sprzeciwienie się ojcu, podważenie jego słów i woli oraz
naruszenie honoru rodziny jest „małym nieporozumieniem” to on
jest księżną Souhe, która popełniła samobójstwo skacząc z
klifu do wodospadu pełnego trujących i niebezpiecznych roślin na
dnie. Całe to zdarzenie uważał za niezwykle komiczne widowisko.
Uwielbiał drwić z tych idiotycznych praw i obowiązków, które
musiał spełniać każdy młody chłopiec, a później dorosły
mężczyzna. Naturalnie jako hrabia też miał ich wiele, ale nic go
nie obchodziły, a Lutiosa przestały gdy poznał znaczenie słowa
miłość. W sali zastał wściekłe małżeństwo i niemniej
zdenerwowaną rodzinę przyszłej niedoszłej narzeczonej Letory.
Kiedy zobaczył ich miny niewiele brakowało żeby wybuchnął
gromkim śmiechem. Na szczęście w odpowiednim momencie ugryzł się
w język.
-
Devor, masz pojęcie co zrobił mój potomek?!- wrzasnął Griwals,
aż się szyby zatrzęsły.
-
Nie, nie mam pojęcia- nie było go tu, więc wiedział jedynie, że
przyjaciel sprzeciwił się rodzinie i prawdopodobnie obecnie
obmyśla plan jakby spotkać się z Selento. Nie wiedział, że już
są razem.
-
Powiedział, iż jego serce jest już zajęte i nie chce się ożenić
z Blicc. Pamiętam, że ostatnimi czasy zachowywał się inaczej, a
ty wspominałeś coś o miłości, zgadza się?
-
Cóż- zamyślił się- masz święta rację- skłonił lekko głową.
-
Kim jest jego wybranka? Muszę to wiedzieć!- Yuros posłał
wszystkim zebranym tajemniczy uśmiech.
-
Kim jestem by ci odmawiać?- zaśmiał się. - Jak mniemam znasz ród
Irsus?
-
Ależ oczywiście- prychnął. Szczerze gardził tą rodziną i
chorą na głowę kobietą. Choć i tak najgorszy był jej mąż,
podróżował i rozwijał swoje umiejętności. On nigdy nie był
poza granicami Mercivo i zazdrościł tamtym, lecz zawsze twierdził,
że on jest lepszy od innych.
-
Pan tegoż oto rodu ma syna i to w nim zakochał się twój
pierworodny- ależ on się wyśmienicie bawi obserwując reakcje
wszystkich. Na twarz Griwalsa wkradło się zaskoczenie i szok.
- To
niemożliwe! Kłamiesz Devorze!- zaczął krążyć nerwowo po
głównej sali.
-
Mówię szczerą prawdę, a jeśli w nią nie wierzysz to twoja
sprawa. Odpowiedziałem na pytanie, a teraz powiem więcej. Jestem
pewny, że w tejże chwili twój syn jest w posiadłości Irsus,
powinieneś złożyć im wizytę- może gdy spróbuje nakłonić
dwie rodziny do rozmowy sprawy same się rozwiążą?
Pan
domu nie miał innego pomysłu jak sprowadzić potomka do
posiadłości. Musi zdać się na przyjaciela syna. Niech tylko ten
gówniarz wpadnie mu w ręce! Niecałe trzy godziny później byli
przed domem znienawidzonego rodu. Właściciele nie byli przyjaźnie
nastawieni do gości, a i goście nie grzeszyli uprzejmością. Z
grzeczności państwo Letora zostało zaproszone przez małżeństwo
do gabinetu pana domu. Od razu zostali zaatakowani.
- To
wszystko wasza wina- krzyczał oszalały Grivals.
-
Jaka wina? Człowieku o czym ty mówisz?- mówiła spokojnie, acz
podniesionym tonem głosu Fresta. Syn wytrącił ją z równowagi.
Pan Letora uznał, iż ta rodzina nic nie wie, więc postanowił
rzucić nieco światła na sprawę ich dzieci i opowiedzieć czego
się dowiedział, swoje trzy grosze dołożył Yuros.
-
Chcesz mi wmówić, że mój syn zachowuje się tak karygodnie,
ucieka z domu i nie słucha się mojej żony, tylko z powodu
Lutiosa? Jeżeli tak jest to wina leży po waszej stronie!
-
Nie rozśmieszaj mnie! Gdyby nie ten twój syn...
- To
przez twojego!
Mężczyźni
kłócili się a ich małżonki obserwowały to ze znudzonym wyrazem
twarzy. Myślały, że obaj zachowują się gorzej niż ich synowie.
W pewnym momencie awantury słyszalnej z odległości mili do środka
wszedł Rivius. Wszystkie pary oczu zwróciły się na służącego,
który był najlepszym przyjacielem Selento. Przejechał po
wszystkich wzrokiem wypełnionym pogardą, kipną i złością.
-
Jak państwo myślą, dlaczego ci dwaj zachowują się tak, a nie
inaczej? To wasza wina- wskazał na nich palcem.
-
Nasza!?- oburzył się Bostus.
-
Owszem. Wy- wskazał na rodziców Selento- trzymaliście mojego
przyjaciela jak w klatce. Nie mógł żyć własnym życiem i
jeszcze się dziwicie czemu uciekł?
-
Prawda- hrabia uśmiechnął się do Trody. - Zasypywaliście
Lutiosa zadaniami, a ten idiota chciał spełnić każde z nich by
zasłużyć na uznanie z państwa strony- kierował wywód do
rodziców mężczyzny.
-
Nie dziwię się, że obaj czuli się jak uwięzione w klatce ptaki.
-
Przyjaźnicie się z nimi- rzekła Fresa- więc musicie wiedzieć
gdzie są.
-
Przykro mi, nie poinformowali nas- rozłożył ręce na boki Devor.
Ten służący mu zaimponował, robił się coraz bardziej ciekawy.
* * *
Niebo
zaczęło przybierać ciemne barwy, a dzień powoli dobiegał końca,
pokazały się gwiazdy i księżyc. Powietrze nie było duszne i
gorące jak w południe tylko chłodne i przyjemne. Po stosunku
mężczyzną było trochę niezręcznie, jednak na wstyd było
zdecydowanie za późno. Po wszystkim długo jeszcze się ściskali i
obsypywali pocałunkami. Selento doszedł do wniosku, iż niezbyt
podoba mu się uczucie wypływającej z niego spermy, ale dziwnie mu
było powiedzieć cokolwiek Lutiosowi. Na szczęście ten sam
zauważył, że coś jest nie tak. Zaproponował kąpiel w
kryształowym jeziorze, które nocą wyglądało niebywale pięknie.
Obaj zanurzyli się w nim aż po szyję. Wzrok Letory wciąż
zawieszony była na bladej twarzy i księżycowych włosach partnera.
-
Lutios, co robimy dalej? Jak to z nami będzie?
-
Myślę- zastanawiali się dlaczego inne krainy akceptują związek
dwóch osób tej samej płci, a ich jest na to sceptycznie
nastawiony. Żaden z nich nie chciał wracać do rodziny, ponieważ
wiedzieli jak to się skończy. Sytuacje mają o tyle dobrą, bo
nikt nie wie co do siebie czują.
-
Chciałbym być z tobą już zawsze, lecz bez ukrywania tego, iż
cię kocham.
- Ja
również, ale co możemy zrobić? Wynieść się z Mercivo? Ha ha
to byłoby jak ucieczka kochanków- zażartował czarnowłosy.
Młodzieniec obok niego zamyślił się i nagle na jego usta wkradł
się tajemniczy uśmiech.
- To
nie taki zły pomysł, nie uważasz?- skierował się w stronę
brzegu. Długie, białe pasma opadały na mokre plecy i ramiona,
które jeszcze jakiś czas temu Letora obejmował i pieścił.
-
Naprawdę chcesz uciec? Jak? Gdzie? Kiedy? Z czego my będziemy
żyć?- próbował otrzeźwić umysł błękitnookiego, którego
plan niestety nie obejmował podstawowych punktów. Wyszli z wody i
stanęli naprzeciwko siebie.
-
Pamiętasz jak wspominałem, że ojciec miał zamiar wypłynąć w
świat i zabrać mnie oraz matkę? W porcie czeka statek, który
jest zaopatrzony we wszystko co niezbędne jest do dalekiej podróży.
Masz odpowiedź na pierwsze pytanie. Kiedy? Jak najszybciej. A
gdzie? Nie mam pojęcie, przed siebie- posłał kochankowi szczery
uśmiech.
-
Przystanę na to, jakoś sobie poradzimy bez grosza przy duszy, lecz
musimy powiadomić Riviusa i Devora. Nie chcę by się martwili.
Siedzieli
na trawie czekając aż ich ciała będą suche. Zajęło to jakiś
czas, ale bynajmniej się nie nudzili, opowiadając drugiemu o swoich
pasjach, dzieciństwie i innych rzeczach, które powinni o sobie
wiedzieć. W końcu mogli się ubrać. Splątane włosy Selento
doprowadzały Lutiosa do pasji, więc postanowił rozplątać kołtuny
i spleść je w warkocz. Szło mu to całkiem sprawnie, choć można
było spodziewać się czegoś innego po mężczyźnie. W pewnej
chwili, gdy błękitnooki zapytał czy powinien ściąć włosy
dostał kuksańca w bok i przestał o tym mówić. Mimo późnej pory
w lesie było widno dzięki motylą i jeziorku, a także mieniącym
się niektórym gatunkom roślin. I nich ktoś powie, że magia i
wszystko z nią związane to bzdura. Wygląda na to, że to właśnie
ona połączyła tą dwójkę.
Mężczyźni
nie zarejestrowali nawet momentu, w którym zmorzył ich sen,
obudzili się nazajutrz. Białowłosy leżał na ziemi tuląc się do
klatki Lutiosa i opierając głowę o na jego ramieniu. Mógł
dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Wcześniej nie zauważył
znajdującego na brwi pieprzyka, może dlatego, że był przysłonięty
włosami. Dotknął palcem jego policzka, a ten jak na zawołanie
otworzył oczy. Serce młodzieńca przyspieszyło na widok
szmaragdowych źrenic.
-
Błagam cię, na strasz mnie tak- chwycił się za pierś i odsunął.
- To
ty mi się przyglądałeś jak zahipnotyzowany.
- A
ty robiłeś to wczoraj. Powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, by
spotkać się Trodą i Yurosem.
-
Może karczma przed portem? Pytanie tylko jak ich tam ściągnąć?
* * *
Obie
rodziny zaczęły poszukiwania potomków bladym świtem. Cała
czwórka była wściekła i niewiele brakowało im do wybuchu. Każdy
kto ich widział od razu schodził z drogi nie chcąc narażać się
na przykrą wiązankę słów, których z chęcią użyliby na swoich
synach. Nie mieli pojęcia gdzie mogli się ukryć. Małżeństwo z
rodu Letora na początek sprawdzili pastwiska, łąki i lasy, na
których młodzieniec często bywał. Zaś ród Irsus był w kropce,
gdyż nie znali żadnej kryjówki Selento. Chłopak miał zakaz
wychodzenia z posiadłości, więc nie lada wyzwaniem było
odnalezienie go. W tym samym czasie najlepsi przyjaciele zbiegów
spędzali dzień na rozmowach w karczmie w pobliżu domu pana
Bostusa. Ze względu na specjalne okoliczności Rivius dostał czas
wolny do użytku własnego. Siedzieli i popijali tamtejsze trunki gdy
do środka wszedł jakiś postawny mężczyzna. Ubrany był w
purpurową zbroję dla strażnika i srebrne bransolety na rękach.
Rozglądał się po karczmie zupełnie jakby czegoś szukał. W
pewnej chwili zwrócił się ku dwóm panom. Młody chłopak z
granatowymi włosami od razu skinął głową do hrabi jak tylko
zorientował się, iż przybysz spogląda na nich. Mięśnie
natychmiastowo się spięły i oba ciała były gotowe do potyczki,
która prawdopodobnie miała nadejść. Głośne kroki były stawiane
dopóty nie dotarły do drewnianego stolika Yurosa i Trody. Obcy
pochylił się jedynie i szepnął.
-
Letora i Irsus oczekują panów w karczmie przed portem, tej z
symbolem smoka wielogłowego- popatrzyli po sobie z niemałym
zdziwieniem i zdezorientowaniem. Raptem zerwali się z miejsc i nie
oglądając się za siebie popędzili w podanym kierunku.
Nie
minęło pół godziny, a znaleźli się w miejscu wyznaczonym przez
przybysza z wcześniej. Od razu zauważyli dwie zakapturzone postacie
siedzące w kącie po drugiej stronie olbrzymiej sali. Mężczyźni
przysiadli się, jednakże żaden z panów nie odezwał się choćby
słowem. Z pod kapturów nie widać było twarzy, acz wprawne oko
mogło dostrzec ledwo widzialne uśmiechy. Nagle na stół położony
został kawałek pergaminu z krótkim tekstem. Devor oraz Rivius
uważnie go przeczytali w myślach, choć robili to kilka razy, gdyż
nie mogli uwierzyć w autentyczność listu. Treść mówiła jasno,
że ani Selento, ani Lutios nie mają zamiaru powrócić do rodzin,
gdyż nie mogliby być razem, ich związek nie zostałby przyjęty z
entuzjazmem. Nie mogli już bez siebie żyć. Właśnie doświadczyli
na własnej skórze jak potężna jest moc przeznaczenia czerwonego
motyla. Słyszeli mity, baśnie i legendy snute na jego temat,
niektórzy w nie wierzyli inni zaś przeciwnie. Nawet białowłosy
wierzący w nadprzyrodzone moce i magię brał istnienie tejże
szkarłatnej istoty za bajki. A co miał powiedzieć zielonooki,
który do magi od początku był sceptycznie nastawiony? Zmienił o
niej zdanie zaintrygowany przez ukochanego. Rivius i jego tymczasowy
kompan po pożegnaniu się z przyjaciółmi opuścili karczmę i
udali się do posiadłości państwa Irsus jak nakazał Selento.
* * *
Dwie
godziny później znienawidzone przez siebie rodziny przepełnione
złymi przeczuciami jechały, ile sił w końskich kopytach, powozami
do dobrze znanego Bostusowi portu. Zostało im przekazane, iż ich
dzieci właśnie tam się znajdują. Ile w tym prawdy było- nie
wiedzieli, ale za wszelką cenę musieli sprowadzić potomków do
domu. Nie pozwolą im więcej na taką samowolę i skandaliczne
zachowanie godne pogardy. O obu rodzinach wiele się mówi w Mercivo
jak i poza obrębami krainy, więc nie mogą sobie pozwolić na
niekorzystne i negatywne komentarze. Na miejsce przybyli dość
szybko. Rozdzielili się, by przeszukać jak największy obszar w
najkrótszym czasie. Nagle uwagę Fresty przykuły długie,
powiewające na wietrze księżycowe włosy.
* * *
Zakochani
już z daleka usłyszeli głosy rozjuszonych rodziców. Z góry mieli
na nich doskonały widok, a ci nie mieli pojęcia jak synowie
wspaniale się bawią obserwując ich z ukrycia. Jakiś czas temu
zakradli się na statek przygotowany do podróży rodziny Irsus, a
młodzi postanowili ten fakt wykorzystać. Wszystko działo się na
ich korzyść. Doszli do wniosku, że skoro tu nie akceptują ich
związku, to zaakceptują go gdzie indziej. Gdzieś gdzie miłość
jaką się darzą jest szanowana i pielęgnowana, a nie niszczona i
krytykowana. W końcu musiał ich ktoś zauważyć, a była to matka
Selento. Jak tylko ujrzała parę i zorientowała się co ci
zamierzają wezwała resztę. Cztery pary oczu ciskały gromami,
wściekli ojcowie za lekceważenie ich krzyczeli na potomków, lecz
oni nic sobie z tego nie robili. Teraz nic nie mogą im zrobić.
Lutios stał przy boku partnera i bezczelnie się uśmiechał. Bawił
się coraz lepiej, w końcu może się zrelaksować i nie przejmować
się milionem obowiązków, które miał na głowie. Naturalnie czuł
wyrzuty sumienia, że ucieka jak tchórz, źle mu było zostawiać
rodziców samych, gdy oboje pokładali w nim takie plany i nadzieje,
jednakże teraz najważniejszy był mężczyzna, którego planował
trzymać w ramionach już zawsze. Ani ich matki, ani ojcowie nie byli
zmuszani do poślubienia osoby, której nie kochali, obowiązki były
świętością, ale serca mili wolne. Białowłosego bolało
najbardziej to ciągłe trzymanie pod kluczem, gdyby nie obsesja pani
domu i brak zainteresowania pana jego osobą...
Lutios
złączył ich ręce w lekkim uścisku, a drugą dotknął policzka
swojego najdroższego skarbu. Księżycowe pasma przeciekały mu
przez palce, a oczy błądziły po bladej twarzy i brzoskwiniowych
ustach, na których złożył subtelny pocałunek. Nie zamierzał
dusić w sobie miłości do Selento. Delikatne muskanie nabierało na
sile i przeobrażało się w pełną pasji, namiętną pieszczotę
warg. Nagle blada twarz Irsusa nabrała kolorów motyla miłości.
Nie wiedział co zrobić z rękoma, więc położył je na ramionach
kochanka otwierając szerzej usta. Ich gorące języki splątane były
w tańcu przyjemności i rozkoszy.
* * *
Gdy
pocałunek ustał para spojrzała na wykrzywione w złości, niesmaku
i obrzydzeniu twarze rodziców. Myśleli, że im się to śni, że to
tylko jakiś koszmarny sen, z którego się obudzą, jednakże nic
takiego się nie stało. Państwo Irsus przyglądali się synowi
trzymanemu w ramionach przez innego mężczyznę. Fresta znów
zaczęła krzyczeć w nadziei, że dziecko widząc jej stan wróci
posłusznie do niej. Usiłowała wymyślić szybko jakiś podstęp,
który zmusiłby Selento do powrotu. Nagle spostrzegła, iż małżonek
jej i pani Letora starają się wedrzeć na statek. Gdyby się tam
dostali mogliby siłą rozdzielić tych dwóch mężczyzn. Przecież
taki związek jest nie do pomyślenia w Mercivo, jakże by ludzie
zareagowali?! Fresta doskonale to wiedziała, ale widząc szczęście
malujące się na twarzy syna raptownie jej serce zmiękło. Jeszcze
nigdy, odkąd zamknęła potomka w czterech ścianach posiadłości,
nie był taki szczęśliwy, zakochany i przepełniony niesłychanym
uczuciem względem innej osoby. Cóż z tego, że była to osoba tej
samej płci, słyszała od męża, iż w innych krainach jest to
zupełnie normalne. Pytanie tylko, czy znienawidzony przez nią młody
Letora mógłby zadbać o Selento, tak jak ona dbała o niego?
Głowy
rodów znaleźli długą, drewnianą kładkę, po której mogliby
wejść na pokład. Czasu było coraz mniej, gdyż w każdej chwili
statek mógł pożeglować. Sprowadzą gówniarzy z powrotem na
ziemię. Korzystając ze wszystkich sił ustawili kładkę w sposób
taki, by bezpiecznie wejść. Nie wszystko poszło zgodnie z planem,
ponieważ tak jak można było się domyślać statek ruszył i w
jednej chwili obaj znaleźli się w zimnej wodzie.
-
Dajmy sobie spokój- mężczyźni usłyszeli nad sobą głos pani
Irsus.
-
Jakże możesz tak mówić żono?- obruszył się mąż kobiety.
Przecież ona właśnie straciła swojego jedynego, najukochańszego
syna!
-
Jakim cudem takie słowa przechodzą ci przez gardo? Mówisz, że
powinienem pozwolić memu dziecku na dobre opuścić dom? On musi
wziąć ślub i zostać głową rodu!
-
Cóż, wygląda mi na to, że nie prędko ich znów zobaczymy-
rzekła pani Letora i podparła się w boki.
* * *
Stojący
na wzgórzu i obserwujący poczynania dwóch rodów Devor i Rivius
doszli do wniosku, że ich przyjaciele dostali to czego chcieli.
Wcześniej zdążyli się z nimi pożegnać oraz omówić parę
najważniejszych spraw, więc byli spokojni o przyszłość
uciekinierów. Zostali także zapewnieni, że wkrótce, gdy sprawa
trochę przycichnie, a ojcowie i matki ochłoną pojawią się w
Mercivo. Nie zamierzali uciekać z miejsca urodzenia na zawsze. To
przecież nadal jest ich dom. Po tym jak statek znajdował się już
wiele metrów dalej, choć nadal był widziany na horyzoncie,
powrócili do swych obowiązków ze szczerymi uśmiechami wypisanymi
na ustach.
* * *
Młodzi
mężczyźni wpatrzeni w swą drugą połówkę nie zarejestrowali
nawet jak statek z ich przyszłością rusza ku nieznanemu. Swą
radość odczuwali wewnątrz serca jak i na zewnątrz mogąc dotykać
i czuć swą miłość. Nic nie mówili, nie było takiej potrzeby,
wydawać się mogło, iż czytają sobie w myślach i wiedzą
dokładnie co ten drugi czuje i chce. Niestety ich rodzice muszą się
pogodzić z stratą. Choć może nie jest to strata na zawsze? Przez
ograniczoną wolność, lub właściwie jej brak, młodzi
nie mieli szansy by dowiedzieć się nic o życiu, czy miłości. W
końcu zyskali oba, mogą podążać własną drogą, na którą
trafili sami, dzięki własnym przekonaniom i wierze w to, że jeśli
czegoś mocno się pragnie jest się w stanie dokonać wielkich
rzeczy.
Zbieg
okoliczności, splot wydarzeń, zrządzenie losu, przeznaczenie- co
zadecydowało o spotkaniu Selento i Lutiosa w Świetlistym Lesie? Czy
to rzeczywiście ma coś wspólnego z mocą szkarłatnego motyla? Czy
para, która go spotka naprawdę pokocha się nieskończoną oraz
wieczną miłością? Jak to możliwe, że ludzie od niepamiętnych
czasów poszukiwali choćby najmniejszych śladów magii, a ci dwaj
młodzieńcy znaleźli olbrzymi las wypełniony nią po brzegi bez
większych trudności? Czy w rzeczywistości Świetlisty Las,
Kryształowe Jezioro, różnobarwne istoty, które wskazują drogę
zagubionym duszą i sercom istnieją? Czy ktoś kiedykolwiek
odnajdzie miejsce, w którym w jednej minucie pokochali się ci
mężczyźni? Czy komuś jeszcze będzie dane zobaczyć świetliste
skrzydła czerwonego stworzenia?
*
KONIEC *
Będę pisać komentarz w trakcie czytania tekstu, bo nie jest długi. Wybacz błędy. Wrzucam tutaj go pod tekstem.
OdpowiedzUsuńNa początku świetnie przedstawiłaś dwa rody, a wśród nich niby inne sytuacje, a tak naprawdę obie oznaczały to samo. Z jednej strony ojciec, z drugiej matka, zamknęli swoich synów w klatkach. A takie klatki nie mogą przynieść nic dobrego choćby były ze złota. Coś co odbiera wolność nie może być dobre i z takiego więzienia chce się uciec. Selento i Lutios uciekli i mogli się spotkać, a przeznaczenie ich dogoniło. :) Fajny był ten moment kiedy się zobaczyli po raz pierwszy, a potem jak Lutios bawił się pięknymi włosami Selento. Szkoda, że musieli się rozstać i niewiadomo kiedy się spotkają. Ale cieszę się, że zdążyli na czas wrócić unikając konsekwencji. Moim zdaniem matka jednego i ojciec drugiego są w pewien sposób szaleni.
Matka Selento zachowuje się jakby była w nim zakochana. Nie matka a kochanka. Tej kobiecie trzeba zająć czas i potrzebuje faceta. Grrrr.
Ha. Przyjaciel bierze sprawy w swoje ręce. Piękny był ten list. :D
Mam nadzieję, że obaj postawią się rodzicom. Są dorośli. A wielcy możni państwo powinni zrozumieć, że robią źle. Albo powinni uciec, gdzieś daleko, gdzie nikt ich nie znajdzie i tam rozpocząć wspólne życie. W jakiejś krainie, gdzie związek mężczyzny z mężczyzną jest czymś normalnym.
Hahahahahaha. Riviusa teraz będzie bolał tyłek. Chyba Devo powinien mu go rozmasować przepraszając go za ten „napad”. Ale w sumie dobrze zrobił, bo mógł to być złodziej.
Druga połówka? Nie podoba mi się to. Przeczuwam zaaranżowany związek. :/
„- Druga połówka? Ale czego?” Hahahahaha, dobre. :D
No, pode mną też by się nogi w takim przypadku ugięły. Biedny chłopak. :(
O, pan domu wrócił. Ciekawe jaki jest stary Irsus. Może nie jest zły i Selento mógłby porozmawiać z ojcem. O nie! Podróż, kobieta dla Selento… Ale się porobiło. Czuję Izzi, że ten tekst nie skończy się dobrze.
Selento bardzo dobrze zrobił, że się im postawił. Na jego miejscu zrobiłabym to samo. A on wytrzymał wiele lat w klatce. I drugi też się postawił. Brawo. W dodatku spotkali się w Świetlistym lesie, a ja czekam z niepokojem co będzie dalej.
Wow, piękne zbliżenie ich obu, delikatnie opisane, nie wulgarnie co by w tym tekście nie pasowało. A podczas gdy oni się kochają ich rodziny ze sobą walczą. Uwielbiam Devora. Świetny facet. I zawsze znajdzie sobie powód do zabawy. Rivius też jest fajny.
No i niewolnicy uciekli ze swoich złotych klatek. Bo gdzież mogli być szczęśliwi bardziej niż na wolności i to razem. Fresta usiłując zatrzymać swoje dziecko straciła je. Ale na koniec zmądrzała. I niech będzie pewna, że Lutios o wiele lepiej zadba o jego syna.
Zakończenie piękne, bajkowe.
Tekst także mi się podobał, ale zdecydowanie wolę gwiazdkę. Może gdyby to był tekst bardziej rozbudowany, z fabułą, powiększony do roli fantasy to byłby lepszy. Ale to ładna bajka, która na szczęście kończy się dobrze. Ja oczami wyobraźni już widziałam jak oni umierają w tym jeziorze, a rodziny ich znajdują i żałują, że tacy byli dla swoich synów. Ale na szczęście moja wyobraźnia się myliła.
Hej,
OdpowiedzUsuńpięknie, zbuntowali się przeciwko, swoim rodzicom, spotkali się przy tym jeziorze, to było piękne ta miłość, ich rodzice nie potrafili się pogodzić z tym, uważali, ze dali wszystko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia