Powered By Blogger

niedziela, 15 maja 2016

Światła wskażą drogę- Rozdział 3 Ostatni


Hej Wam :D To ostatni rozdział, mam nadzieję, że się spodoba. W gruncie rzeczy nigdy nie planowałam wstawiać tego tekstu, ale nie chciałam żebyście tyle czasu musieli czekać aż poprawię to co zepsułam w opowiadaniu, które po Gwiazdce miałam wstawiać. Jeszcze się za nie nie zabrałam, bo piszę na raz dwa teksty, dwa czekają aż je zacznę bo wszystko mam zaplanowane, no a tamten sobie tak czeka w kolejce. Czas na pisanie mam bardzo ograniczony. Nie wiem do końca kiedy wrzucę nowy tekst "Nieznane Uczucie", bo jest w trakcie tworzenia. Na pewno nie będą się pojawiały co tydzień albo co dwa. No jeszcze zobaczę jak to z nim wyjdzie. Nie przedłużając, dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania :D




Młody Irsus spoglądał nieobecnym wzrokiem pełnym bólu, smutku i rozpaczy w przestrzeń. Ojciec zjawił się tak nagle, nie raczył zapytać jak ten się czuje a wygaduje takie rzeczy? Jak ten mężczyzna może być taki zimny? Myśli tylko o sobie, dlaczego nie wziął pod uwagę jego uczuć?

    - Czemu mi to robicie? Czym zawiniłem? Czyż ja żądam zbyt wiele?- mówił ze spuszczoną głową a księżycowe pasma spadały mu na twarz zasłaniając ją.
    - Co masz na myśli?- głos ponownie zabrał ojciec a załamany chłopak wstał.
    - Dlaczego nie bierzecie mego zdania pod uwagę? Jak ty, tak i matka! Jesteście potworami żywiącymi się cudzym kosztem! Gdy ty spełniałeś marzenia jako podróżnik mama trzymała mnie w posiadłości jak w klatce! Nie mogłem dosłownie nic. Ledwo wróciłeś na kilka dni do domu, rodziny to znów ją opuszczałeś! Nie miałem nawet jak z tobą porozmawiać! Nazywacie siebie mymi rodzicami? Raczej oprawcami! Pragnę być wolny, podejmować własne decyzje! - czara goryczy się przelała. Selento wykrzyczał zdziwionej rodzinie co przez te wszystkie lata myślał będąc tak na prawdę sam. Jedyne oparcie miał w Riviusie, który go pilnował przed zrobieniem głupstwa i był powiernikiem jego najskrytszych tajemnic. Dziękował mu teraz w duchu, bo gdyby nie on już dawno oszalałby.
    - Co ty wygadujesz?- powiedział ostrym tonem głosu Bostus. W jego mniemaniu pierworodny miał wszystko czego zażądał, więc nie ma prawa sprzeciwu, nie zdawał sobie sprawy, iż jedynym czego chce to wolność.
    - Nie mam zamiaru nigdzie wypływać! Ani tym bardziej się żenić! Już kogoś kocham! Może moje ciało jest zakute w kajdany, które na nie założyliście, ale nie serce!- wstał gwałtownie i wybiegł z komnaty zanim rodzice zdążyli zareagować. Miał dość tego wszystkiego. Chciało mu się płakać i krzyczeć ze wściekłości jednocześnie. Był trzymany w klatce tylko po to, by kilka lat później dowiedzieć się, że ma wyjechać z Mercivo i się ożenić? Nigdy na to nie pozwoli. Znalazł powód, dla którego było warto zaprotestować. Teraz jedynie pragnie przytulić się do Lutiosa.

Zdezorientowane małżeństwo dopiero po kilku minutach zdało sobie sprawę z tego co zaszło. Krew w żyłach pana domu momentalnie zawrzała, był wściekły za ordynarne zachowanie potomka. Nie mieściło mu się w głowie, że odważył się podnieść na niego głos. Najwyraźniej Fresta zbytnio go rozpuściła i rozpieściła. To on jest tu panem, a ten przeklęty gówniarz będzie robił co mu każe!
Błękitnooki ze łzami w oczach, którym nie pozwalał spłynąć jak najszybciej wybiegł z posiadłości. Po drodze zderzył się z przyjacielem, który od razu zaczął się dopytywać co się stało. Selento powiedział jedynie- nie widziałeś mnie- i pobiegł dalej. Domyślał się, iż nie usłyszał dobrej nowiny od pana domu. Rivius chciał pomóc mu, lecz wiedział, że miał związane ręce.


* * *


    - Czy coś mówiłeś synu?- zapytał Griwals stojący ramię w ramię z szarooką kobietą.
    - Dlaczego?- mówił ze spuszczoną głową. - Dlaczego mi to robicie? Miliony zadań, obowiązków, spełniania waszych oczekiwań, wszystko po to byście byli ze mnie dumni.
    - Ależ jestem dumny, a raczej będę, gdy Blicc oficjalnie zostanie twą małżonką.
    - A jeśli nie zechcę jej poślubić?

Nagle spotkały się dwie pary szmaragdowych oczu i zaczęły toczyć zaciekły bój. Wydawało się, że obaj rzucają ostre sztylety w swoją stronę i każdy z nich zamierza postawić na swoim. Kobieta speszyła się i cofnęła się o kilka kroków. Raptownie starszy z mężczyzn złapał drugiego za ubranie tuż pod szyją i uniósł pokazując swoją potęgę i próbując zastraszyć. Syn był niewzruszony, jednak jak tylko spróbował się odezwać został ostro spoliczkowany przez Griwalsa. Czarnowłosy był pewny, że czerwony ślad utrzyma się przez kilka dni. Miał dość tego stanu rzeczy, więc przyszedł czas by to zmienić. Złapał za nadgarstek rodzica w ścisnął z całych sił. Oprawca natychmiast puścił go.

    - Jeżeli jeszcze raz mi się sprzeciwisz pożałujesz tego, przysięgam ci- syknął w jego stronę.
    - Ach tak?- pokazał ojcu kpiący uśmiech.

Młodzieniec przyjrzał się zaniepokojonej pani domu następnie- jak się domyślał- swoim przyszłym teściom i Blicc. Wszyscy tam obecni najwyraźniej byli rozczarowani jego postępowaniem, ale postanowił wziąć sobie do serca słowa Devora i nie dać siebie kontrolować. Odwróciwszy się na pięcie wyszedł z sali, skierował się po swojego konia do stajni i w pośpiechu opuścił dwór, na którym się wychował. Nie spodziewał się żeby kiedyś tam ponownie zawita. Skierował się prosto do Świetlistego Lasu. Nic go już nie powstrzyma przed zobaczeniem cudownego mężczyzny o księżycowych włosach i pięknym uśmiechu. Po przywiązaniu wierzchowca do drzewa przy lesie powędrował na górę prosto do Kryształowego Jeziorka. Im bliżej był tym wokół latało więcej różnobarwnych motyli. Po raz kolejny zobaczył tą niezwykłą istotę jaką był czerwony motyl. Czy to oznaczało, że Irusu także tu był? Mieli spotkać się nocą, więc co on tu robi? Przyspieszył i przedzierał się przez krzaki oraz ostre ciernie. Wybiegł prosto na polanę, na której latało tysiące barwnych istot. Przy brzegu jeziora w oczy rzuciła mu się znajoma sylwetka i niezwykłe włosy, które zapierały dech w piersiach. Serce zaczęło bić jak oszalałe.

    - Selento- powiedział delikatnym i pełnym czułości głosem. Młodzieniec szybko się odwrócił i gwałtownie wstał zobaczywszy czarnowłosego mężczyznę.
    - Lutios, tak bardzo tęskniłem- rzucił mu się w ramiona a głowę oparł na ramieniu.
    - Ja także- odparł zadowolony przytulając go do swojego torsu.

Nie wiedział czy powinien mówić Irsusowi o swoich uczuciach, co jeśli ten nie czuje tego samego i odrzuci go? Letora poczuł przy swojej piersi głośny, mocny i szybki rytm serca błękitnookiego. Tak bardzo się ciszył, że mężczyzna się tu znajdował. Lecz jaki był tego powód? Trwali w uścisku dobre kilka minut, a tak długi czas nie wskazywał, iż są jedynie dobrymi przyjaciółmi. Lutios miał chwilę zawahania, jednak otrząsnął się z niej. Był pewny czego chce od życia. Złapał w dłonie lico młodzieńca i już się nie zastanawiając musnął swymi ustami drugie. Całował je i smakował, były miękkie i cudownie odurzające. Dłonie zjechały na ramiona zdziwionego, aczkolwiek nie protestującego Selento. Pieszczota zadawana przez wargi czarnowłosego przybierała na sile i pogłębiała się z każdą chwilą. Białowłosy zarzucił ręce na jego szyję i nieco niezdarnie zaczął oddawać pocałunek. Świat wokół przestał istnieć. Nie było nic prócz nich, przytulonych do siebie i złączonych w namiętnej rozkoszy mężczyzn. Gdyby oderwali się od siebie zobaczyliby setki, jeśli nie tysiące wirujących wśród nich motyli. Latały wokoło zasłaniając ich sylwetki i tworząc kolorową fontannę. Lutios złapał tył głowy młodzieńca i przylgnął ustami jeszcze mocniej, ten odrobinę je uchylił dając nieme zaproszenie. Gorący organ jakim był język zaczął dokładnie badać każdy zakamarek wnętrza mokrych ust. Selento napierał na ukochanego nadal trzymając go w uścisku. Między ich ciałami przeszedł niezwykły i elektryzujący prąd. Dotknęła ich niepohamowana żądza i głos natury, którego nie potrafili zagłuszyć. Obaj osunęli się powoli na bujną trawę. Obsypując się nawzajem czułościami dłonie Letory błądziły po piersi Selento. Młody mężczyzna mruczał cicho w wygłodniałe wargi zielonookiego. Zatopił palce w jego delikatnych włosach nie szczędząc czułości. Chciał by mężczyzna na nad nim wiedział, iż czuje to co on. Był uległy i nie protestował na żadną czynność jaką wykonał ukochany. Co chwilę między nimi przechodziła fala rozkoszy i podniecenia kierująca tylko w jedną stronę. Oczy Lutiosa zaszły mgłą pożądania, właśnie spoglądał nimi w lazurowe tęczówki. Nie musieli się odzywać, rozumieli się bez słów jakby czytali sobie w myślach. Dłoń czarnowłosego spoczęła na długich pasmach księżycowych włosów i zaczęła je głaskać. Były tak niebiańskie w dotyku, jedwabiste, miękkie i delikatne. Nagle Irsus poczuł coś na swoim kroczu i zdezorientowany podniósł wzrok. Dwie pary oczu mieniących się i błyskających namiętnością spotkały się.

    - Nie podoba ci się? Mogę przestać jeśli każesz- gdyby Selento rzeczywiście kazał mu przestać zrobiłby to. Jednak trudno by mu było, ponieważ jego bawełniane spodnie zrobiły się jakby ciaśniejsze w kroku. Po dłuższej chwili młodzieniec rzekł cicho.
    - Zdajesz sobie sprawę z tego co wyczyniamy?- uniósł się na łokciach. - Ojciec chce bym poślubił jakąś kobietę zza morza i podróżował z nim po świecie.
    - Czyli w końcu będziesz wolny?- nie chciało mu się wierzyć w to co słyszy. Wyobraził sobie jak musi rozstać się z tym niesamowitym mężczyznom, bo ten wybywa w świat, a on ma się ożenić. Powiedział mu o swoich obawach.
    - Ja nie będę wolny, to kolejne więzienie. Poza tym nie chcę wracać do posiadłości. Pragnę zostać z tobą, gdyż jesteś moją miłością- posłał mu uśmiech, który zielonooki tak uwielbiał.
    - A ty moją- szepnął mu na ucho. - Nie obchodzi mnie moja przyszła żona, którą mi dzisiaj przedstawiono, nie interesują mnie losy mego rodu. Teraz moim jedynym pragnieniem jest bycie u twego boku.

Gorące wargi znów się złączyły pożerając się nawzajem. Ciekawskie ręce Lutiosa zawędrowały pod górną część ubioru partnera. Dotykał go po rozgrzanej klatce i opuszkami palców zahaczał o nabrzmiałe sutki. Z ust Irsusa wypłynął przeciągły jęk. Był taki szczery ze swoimi odczuciami, właśnie to mu się podobało. Sprawnie pozbyli się strojów, które rzucone zostały kawałek dalej. Czarnowłosy obsypywał pocałunkami wrażliwą szyję Selento, a palce młodzieńca muskały jego nagie, twarde plecy i szerokie ramiona. Różnobarwne stworzenia wciąż krążyły wokół tworząc bogatą w kolory zasłonę. Raz po raz lazurowe i szmaragdowe źrenice zderzały się wypełnione niezwykłymi uczuciami skierowanymi w stronę tego drugiego. Potrafili dłuższą chwilę uśmiechać się i wpatrywać w oczy partnera.
Lutios próbował nie zdradzać swoim zachowaniem, iż jego jądra coraz bardziej bolą od napięcia w nich skumulowanego. Białowłosy jednak to zauważył, jego członek także był nabrzmiały i czerwony od napływającej tam krwi. Leżał nieruchomo pod Letorą i odrobinę się obawiał tego co nastanie po pocałunkach i pieszczotach, które bardzo mu się podobały i podniecały. Mężczyzna spostrzegł jak dłonie młodzieńca zaczynają lekko drżeć. Pochwycił je i pocałował ich wewnętrzną stronę dodając Selento otuchy. Na początek dotknął jego męskości przesuwając dłoń wzdłuż całej jego długości. Powtarzał czynność, dopóki nie usłyszał jęków i westchnień Irsusa. Nie potrafił się już kontrolować. Ułożył się wygodnie pomiędzy nogami młodego mężczyzny i zarzucił je sobie na ramiona. Pomasował palcem zaciśnięty krąg mięśni chcąc je rozluźnić i przygotować na coś znacznie większego. Gdy zobaczył wykrzywioną w bólu twarz jego ukochanego przerwał, nie potrafiąc patrzeć jak ten cierpi.

    - Kontynuuj- posłał mu lekki uśmiech i zamknął oczy, nie dając po sobie poznać, że jest mu niezręcznie w tej sytuacji, a ból nadal daje o sobie znać.
    - Kocham cię, kocham- nie potrafił sobie darować, czuł wewnętrzną potrzebę by to powiedzieć.

Jeżeli Selento tak bardzo mu ufa musi się postarać by w przyszłości nie miał oporów przed oddaniem mu się. Co powinien zrobić, by jasnowłosy nie bał się i było mu przyjemnie? Nagle go olśniło i wpadł na pomysł. Nawilżył śliną palce i ponowił próbę. Włożył w niego śliski palec, rozciągał go nim i dopiero po czasie sprawiał przyjemność. Później dołożył drugi. Zginał je, krzyżował, wkładał i wyciągał. Po czasie uznał, iż partner jest gotowy by go w siebie przyjąć. Naturalnie białowłosy bał się i miał pewne opory przed stosunkiem, wszakże nigdy tego nie robił. Jednak wiedział i czuł, że Lutiosowi na nim zależy. Zarzucił ręce na szyję czarnowłosego i przyciągnął do siebie. Mężczyzna pochylił się opierając czoło na jego obojczyku. Chwycił w dłoń swojego penisa i przystawił do drgającego z rozkoszy wejścia. Napierał na niego i masował zadając mu minimum cierpienia. Pomyślał, że wchodząc w niego powoli w rzeczywistości sprawiał jeszcze większe katusze, więc pchnął raz a porządnie zagłębiając się w nim aż po same jądra. Kręgi mięśni gwałtownie się zacisnęły wyczuwając intruza. Z ust Irsusa wyrwał się jęk okropnego bólu, momentalnie zacisnął pięści i łapał hausty powietrza. Postać nad nim nie śmiała nawet drgnąć. Letora czekał cierpliwie aż partner da mu znak, a gdy taki dostał zaczął powoli i miarowo poruszać się w nim. Z obu rozgrzanych do czerwoności ciał spływał pot. Trwali w mocnym uścisku i nic nie było w stanie ich teraz od siebie rozdzielić. Z każdym podniecającym westchnieniem Selento Lutios nadawał szybszego tępa i przesuwał rękę po nabrzmiałym członku błękitnookiego. Temu wydawało się, iż posiada skrzydła i wzlatuje ponad chmury. W tej właśnie chwili czuł się naprawdę wolny, został wyzwolony ze złotej klatki, nad której kluczykiem pieczę sprawowała pani domu. Nie potrafił dłużej zgłębiać swych przemyśleń, gdyż kochanek odbierał mu oddech penetrując językiem jego usta. Raptownie poczuł mocny ucisk w podbrzuszu i miał wrażenie, że za sekundę wybuchnie. Mężczyzna pchał ich obu ku wyczekiwanemu spełnieniu. Będąc już na granicy Selento wczepił dłonie w czarne włosy i zacisnął na nich pięści nie pozwalając odsunąć się od siebie.

    - Lutios- sapnął ciężko, wygiął się w łuk wytryskując nasieniem prosto ich
    klatki piersiowe.

Mężczyzna czując jak mocno zaciskają się mięśnie Irsusa na jego męskości nie potrafił kontrolować pędzącego orgazmu i wytrysnął rozlewając gorącą, białą maź wewnątrz młodzieńca. Obaj skończyli ze swoimi imionami na ustach. Kochankowie przylegali do siebie ciężko dysząc. Nie potrafili ruszyć nawet palcem, leżeli jedynie i przyglądali się sobie. Jak włosy miał białe tak twarz była w kolorze skrzydeł motyla wiecznej miłości. Mgła pożądania zdążyła opaść i dać dojść do głosu rozumowi, który podpowiadał, że zadziałali zbyt spontanicznie. Nie przejęli się tym ciesząc się sobą i wolnością, którą uzyskali... tak jakby.


* * *


Hrabia poinformowany o dziecinnym wybryku przyjaciela został wezwany przez pana domu do sali by wyjaśnić to „małe nieporozumienie”. Jeśli sprzeciwienie się ojcu, podważenie jego słów i woli oraz naruszenie honoru rodziny jest „małym nieporozumieniem” to on jest księżną Souhe, która popełniła samobójstwo skacząc z klifu do wodospadu pełnego trujących i niebezpiecznych roślin na dnie. Całe to zdarzenie uważał za niezwykle komiczne widowisko. Uwielbiał drwić z tych idiotycznych praw i obowiązków, które musiał spełniać każdy młody chłopiec, a później dorosły mężczyzna. Naturalnie jako hrabia też miał ich wiele, ale nic go nie obchodziły, a Lutiosa przestały gdy poznał znaczenie słowa miłość. W sali zastał wściekłe małżeństwo i niemniej zdenerwowaną rodzinę przyszłej niedoszłej narzeczonej Letory. Kiedy zobaczył ich miny niewiele brakowało żeby wybuchnął gromkim śmiechem. Na szczęście w odpowiednim momencie ugryzł się w język.

    - Devor, masz pojęcie co zrobił mój potomek?!- wrzasnął Griwals, aż się szyby zatrzęsły.
    - Nie, nie mam pojęcia- nie było go tu, więc wiedział jedynie, że przyjaciel sprzeciwił się rodzinie i prawdopodobnie obecnie obmyśla plan jakby spotkać się z Selento. Nie wiedział, że już są razem.
    - Powiedział, iż jego serce jest już zajęte i nie chce się ożenić z Blicc. Pamiętam, że ostatnimi czasy zachowywał się inaczej, a ty wspominałeś coś o miłości, zgadza się?
    - Cóż- zamyślił się- masz święta rację- skłonił lekko głową.
    - Kim jest jego wybranka? Muszę to wiedzieć!- Yuros posłał wszystkim zebranym tajemniczy uśmiech.
    - Kim jestem by ci odmawiać?- zaśmiał się. - Jak mniemam znasz ród Irsus?
    - Ależ oczywiście- prychnął. Szczerze gardził tą rodziną i chorą na głowę kobietą. Choć i tak najgorszy był jej mąż, podróżował i rozwijał swoje umiejętności. On nigdy nie był poza granicami Mercivo i zazdrościł tamtym, lecz zawsze twierdził, że on jest lepszy od innych.
    - Pan tegoż oto rodu ma syna i to w nim zakochał się twój pierworodny- ależ on się wyśmienicie bawi obserwując reakcje wszystkich. Na twarz Griwalsa wkradło się zaskoczenie i szok.
    - To niemożliwe! Kłamiesz Devorze!- zaczął krążyć nerwowo po głównej sali.
    - Mówię szczerą prawdę, a jeśli w nią nie wierzysz to twoja sprawa. Odpowiedziałem na pytanie, a teraz powiem więcej. Jestem pewny, że w tejże chwili twój syn jest w posiadłości Irsus, powinieneś złożyć im wizytę- może gdy spróbuje nakłonić dwie rodziny do rozmowy sprawy same się rozwiążą?

Pan domu nie miał innego pomysłu jak sprowadzić potomka do posiadłości. Musi zdać się na przyjaciela syna. Niech tylko ten gówniarz wpadnie mu w ręce! Niecałe trzy godziny później byli przed domem znienawidzonego rodu. Właściciele nie byli przyjaźnie nastawieni do gości, a i goście nie grzeszyli uprzejmością. Z grzeczności państwo Letora zostało zaproszone przez małżeństwo do gabinetu pana domu. Od razu zostali zaatakowani.

    - To wszystko wasza wina- krzyczał oszalały Grivals.
    - Jaka wina? Człowieku o czym ty mówisz?- mówiła spokojnie, acz podniesionym tonem głosu Fresta. Syn wytrącił ją z równowagi. Pan Letora uznał, iż ta rodzina nic nie wie, więc postanowił rzucić nieco światła na sprawę ich dzieci i opowiedzieć czego się dowiedział, swoje trzy grosze dołożył Yuros.
    - Chcesz mi wmówić, że mój syn zachowuje się tak karygodnie, ucieka z domu i nie słucha się mojej żony, tylko z powodu Lutiosa? Jeżeli tak jest to wina leży po waszej stronie!
    - Nie rozśmieszaj mnie! Gdyby nie ten twój syn...
    - To przez twojego!

Mężczyźni kłócili się a ich małżonki obserwowały to ze znudzonym wyrazem twarzy. Myślały, że obaj zachowują się gorzej niż ich synowie. W pewnym momencie awantury słyszalnej z odległości mili do środka wszedł Rivius. Wszystkie pary oczu zwróciły się na służącego, który był najlepszym przyjacielem Selento. Przejechał po wszystkich wzrokiem wypełnionym pogardą, kipną i złością.

    - Jak państwo myślą, dlaczego ci dwaj zachowują się tak, a nie inaczej? To wasza wina- wskazał na nich palcem.
    - Nasza!?- oburzył się Bostus.
    - Owszem. Wy- wskazał na rodziców Selento- trzymaliście mojego przyjaciela jak w klatce. Nie mógł żyć własnym życiem i jeszcze się dziwicie czemu uciekł?
    - Prawda- hrabia uśmiechnął się do Trody. - Zasypywaliście Lutiosa zadaniami, a ten idiota chciał spełnić każde z nich by zasłużyć na uznanie z państwa strony- kierował wywód do rodziców mężczyzny.
    - Nie dziwię się, że obaj czuli się jak uwięzione w klatce ptaki.
    - Przyjaźnicie się z nimi- rzekła Fresa- więc musicie wiedzieć gdzie są.
    - Przykro mi, nie poinformowali nas- rozłożył ręce na boki Devor. Ten służący mu zaimponował, robił się coraz bardziej ciekawy.


* * *


Niebo zaczęło przybierać ciemne barwy, a dzień powoli dobiegał końca, pokazały się gwiazdy i księżyc. Powietrze nie było duszne i gorące jak w południe tylko chłodne i przyjemne. Po stosunku mężczyzną było trochę niezręcznie, jednak na wstyd było zdecydowanie za późno. Po wszystkim długo jeszcze się ściskali i obsypywali pocałunkami. Selento doszedł do wniosku, iż niezbyt podoba mu się uczucie wypływającej z niego spermy, ale dziwnie mu było powiedzieć cokolwiek Lutiosowi. Na szczęście ten sam zauważył, że coś jest nie tak. Zaproponował kąpiel w kryształowym jeziorze, które nocą wyglądało niebywale pięknie. Obaj zanurzyli się w nim aż po szyję. Wzrok Letory wciąż zawieszony była na bladej twarzy i księżycowych włosach partnera.

    - Lutios, co robimy dalej? Jak to z nami będzie?
    - Myślę- zastanawiali się dlaczego inne krainy akceptują związek dwóch osób tej samej płci, a ich jest na to sceptycznie nastawiony. Żaden z nich nie chciał wracać do rodziny, ponieważ wiedzieli jak to się skończy. Sytuacje mają o tyle dobrą, bo nikt nie wie co do siebie czują.
    - Chciałbym być z tobą już zawsze, lecz bez ukrywania tego, iż cię kocham.
    - Ja również, ale co możemy zrobić? Wynieść się z Mercivo? Ha ha to byłoby jak ucieczka kochanków- zażartował czarnowłosy. Młodzieniec obok niego zamyślił się i nagle na jego usta wkradł się tajemniczy uśmiech.
    - To nie taki zły pomysł, nie uważasz?- skierował się w stronę brzegu. Długie, białe pasma opadały na mokre plecy i ramiona, które jeszcze jakiś czas temu Letora obejmował i pieścił.
    - Naprawdę chcesz uciec? Jak? Gdzie? Kiedy? Z czego my będziemy żyć?- próbował otrzeźwić umysł błękitnookiego, którego plan niestety nie obejmował podstawowych punktów. Wyszli z wody i stanęli naprzeciwko siebie.
    - Pamiętasz jak wspominałem, że ojciec miał zamiar wypłynąć w świat i zabrać mnie oraz matkę? W porcie czeka statek, który jest zaopatrzony we wszystko co niezbędne jest do dalekiej podróży. Masz odpowiedź na pierwsze pytanie. Kiedy? Jak najszybciej. A gdzie? Nie mam pojęcie, przed siebie- posłał kochankowi szczery uśmiech.
    - Przystanę na to, jakoś sobie poradzimy bez grosza przy duszy, lecz musimy powiadomić Riviusa i Devora. Nie chcę by się martwili.

Siedzieli na trawie czekając aż ich ciała będą suche. Zajęło to jakiś czas, ale bynajmniej się nie nudzili, opowiadając drugiemu o swoich pasjach, dzieciństwie i innych rzeczach, które powinni o sobie wiedzieć. W końcu mogli się ubrać. Splątane włosy Selento doprowadzały Lutiosa do pasji, więc postanowił rozplątać kołtuny i spleść je w warkocz. Szło mu to całkiem sprawnie, choć można było spodziewać się czegoś innego po mężczyźnie. W pewnej chwili, gdy błękitnooki zapytał czy powinien ściąć włosy dostał kuksańca w bok i przestał o tym mówić. Mimo późnej pory w lesie było widno dzięki motylą i jeziorku, a także mieniącym się niektórym gatunkom roślin. I nich ktoś powie, że magia i wszystko z nią związane to bzdura. Wygląda na to, że to właśnie ona połączyła tą dwójkę.
Mężczyźni nie zarejestrowali nawet momentu, w którym zmorzył ich sen, obudzili się nazajutrz. Białowłosy leżał na ziemi tuląc się do klatki Lutiosa i opierając głowę o na jego ramieniu. Mógł dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Wcześniej nie zauważył znajdującego na brwi pieprzyka, może dlatego, że był przysłonięty włosami. Dotknął palcem jego policzka, a ten jak na zawołanie otworzył oczy. Serce młodzieńca przyspieszyło na widok szmaragdowych źrenic.

    - Błagam cię, na strasz mnie tak- chwycił się za pierś i odsunął.
    - To ty mi się przyglądałeś jak zahipnotyzowany.
    - A ty robiłeś to wczoraj. Powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, by spotkać się Trodą i Yurosem.
    - Może karczma przed portem? Pytanie tylko jak ich tam ściągnąć?


* * *


Obie rodziny zaczęły poszukiwania potomków bladym świtem. Cała czwórka była wściekła i niewiele brakowało im do wybuchu. Każdy kto ich widział od razu schodził z drogi nie chcąc narażać się na przykrą wiązankę słów, których z chęcią użyliby na swoich synach. Nie mieli pojęcia gdzie mogli się ukryć. Małżeństwo z rodu Letora na początek sprawdzili pastwiska, łąki i lasy, na których młodzieniec często bywał. Zaś ród Irsus był w kropce, gdyż nie znali żadnej kryjówki Selento. Chłopak miał zakaz wychodzenia z posiadłości, więc nie lada wyzwaniem było odnalezienie go. W tym samym czasie najlepsi przyjaciele zbiegów spędzali dzień na rozmowach w karczmie w pobliżu domu pana Bostusa. Ze względu na specjalne okoliczności Rivius dostał czas wolny do użytku własnego. Siedzieli i popijali tamtejsze trunki gdy do środka wszedł jakiś postawny mężczyzna. Ubrany był w purpurową zbroję dla strażnika i srebrne bransolety na rękach. Rozglądał się po karczmie zupełnie jakby czegoś szukał. W pewnej chwili zwrócił się ku dwóm panom. Młody chłopak z granatowymi włosami od razu skinął głową do hrabi jak tylko zorientował się, iż przybysz spogląda na nich. Mięśnie natychmiastowo się spięły i oba ciała były gotowe do potyczki, która prawdopodobnie miała nadejść. Głośne kroki były stawiane dopóty nie dotarły do drewnianego stolika Yurosa i Trody. Obcy pochylił się jedynie i szepnął.

    - Letora i Irsus oczekują panów w karczmie przed portem, tej z symbolem smoka wielogłowego- popatrzyli po sobie z niemałym zdziwieniem i zdezorientowaniem. Raptem zerwali się z miejsc i nie oglądając się za siebie popędzili w podanym kierunku.

Nie minęło pół godziny, a znaleźli się w miejscu wyznaczonym przez przybysza z wcześniej. Od razu zauważyli dwie zakapturzone postacie siedzące w kącie po drugiej stronie olbrzymiej sali. Mężczyźni przysiadli się, jednakże żaden z panów nie odezwał się choćby słowem. Z pod kapturów nie widać było twarzy, acz wprawne oko mogło dostrzec ledwo widzialne uśmiechy. Nagle na stół położony został kawałek pergaminu z krótkim tekstem. Devor oraz Rivius uważnie go przeczytali w myślach, choć robili to kilka razy, gdyż nie mogli uwierzyć w autentyczność listu. Treść mówiła jasno, że ani Selento, ani Lutios nie mają zamiaru powrócić do rodzin, gdyż nie mogliby być razem, ich związek nie zostałby przyjęty z entuzjazmem. Nie mogli już bez siebie żyć. Właśnie doświadczyli na własnej skórze jak potężna jest moc przeznaczenia czerwonego motyla. Słyszeli mity, baśnie i legendy snute na jego temat, niektórzy w nie wierzyli inni zaś przeciwnie. Nawet białowłosy wierzący w nadprzyrodzone moce i magię brał istnienie tejże szkarłatnej istoty za bajki. A co miał powiedzieć zielonooki, który do magi od początku był sceptycznie nastawiony? Zmienił o niej zdanie zaintrygowany przez ukochanego. Rivius i jego tymczasowy kompan po pożegnaniu się z przyjaciółmi opuścili karczmę i udali się do posiadłości państwa Irsus jak nakazał Selento.


* * *


Dwie godziny później znienawidzone przez siebie rodziny przepełnione złymi przeczuciami jechały, ile sił w końskich kopytach, powozami do dobrze znanego Bostusowi portu. Zostało im przekazane, iż ich dzieci właśnie tam się znajdują. Ile w tym prawdy było- nie wiedzieli, ale za wszelką cenę musieli sprowadzić potomków do domu. Nie pozwolą im więcej na taką samowolę i skandaliczne zachowanie godne pogardy. O obu rodzinach wiele się mówi w Mercivo jak i poza obrębami krainy, więc nie mogą sobie pozwolić na niekorzystne i negatywne komentarze. Na miejsce przybyli dość szybko. Rozdzielili się, by przeszukać jak największy obszar w najkrótszym czasie. Nagle uwagę Fresty przykuły długie, powiewające na wietrze księżycowe włosy.


* * *


Zakochani już z daleka usłyszeli głosy rozjuszonych rodziców. Z góry mieli na nich doskonały widok, a ci nie mieli pojęcia jak synowie wspaniale się bawią obserwując ich z ukrycia. Jakiś czas temu zakradli się na statek przygotowany do podróży rodziny Irsus, a młodzi postanowili ten fakt wykorzystać. Wszystko działo się na ich korzyść. Doszli do wniosku, że skoro tu nie akceptują ich związku, to zaakceptują go gdzie indziej. Gdzieś gdzie miłość jaką się darzą jest szanowana i pielęgnowana, a nie niszczona i krytykowana. W końcu musiał ich ktoś zauważyć, a była to matka Selento. Jak tylko ujrzała parę i zorientowała się co ci zamierzają wezwała resztę. Cztery pary oczu ciskały gromami, wściekli ojcowie za lekceważenie ich krzyczeli na potomków, lecz oni nic sobie z tego nie robili. Teraz nic nie mogą im zrobić. Lutios stał przy boku partnera i bezczelnie się uśmiechał. Bawił się coraz lepiej, w końcu może się zrelaksować i nie przejmować się milionem obowiązków, które miał na głowie. Naturalnie czuł wyrzuty sumienia, że ucieka jak tchórz, źle mu było zostawiać rodziców samych, gdy oboje pokładali w nim takie plany i nadzieje, jednakże teraz najważniejszy był mężczyzna, którego planował trzymać w ramionach już zawsze. Ani ich matki, ani ojcowie nie byli zmuszani do poślubienia osoby, której nie kochali, obowiązki były świętością, ale serca mili wolne. Białowłosego bolało najbardziej to ciągłe trzymanie pod kluczem, gdyby nie obsesja pani domu i brak zainteresowania pana jego osobą...
Lutios złączył ich ręce w lekkim uścisku, a drugą dotknął policzka swojego najdroższego skarbu. Księżycowe pasma przeciekały mu przez palce, a oczy błądziły po bladej twarzy i brzoskwiniowych ustach, na których złożył subtelny pocałunek. Nie zamierzał dusić w sobie miłości do Selento. Delikatne muskanie nabierało na sile i przeobrażało się w pełną pasji, namiętną pieszczotę warg. Nagle blada twarz Irsusa nabrała kolorów motyla miłości. Nie wiedział co zrobić z rękoma, więc położył je na ramionach kochanka otwierając szerzej usta. Ich gorące języki splątane były w tańcu przyjemności i rozkoszy.


* * *


Gdy pocałunek ustał para spojrzała na wykrzywione w złości, niesmaku i obrzydzeniu twarze rodziców. Myśleli, że im się to śni, że to tylko jakiś koszmarny sen, z którego się obudzą, jednakże nic takiego się nie stało. Państwo Irsus przyglądali się synowi trzymanemu w ramionach przez innego mężczyznę. Fresta znów zaczęła krzyczeć w nadziei, że dziecko widząc jej stan wróci posłusznie do niej. Usiłowała wymyślić szybko jakiś podstęp, który zmusiłby Selento do powrotu. Nagle spostrzegła, iż małżonek jej i pani Letora starają się wedrzeć na statek. Gdyby się tam dostali mogliby siłą rozdzielić tych dwóch mężczyzn. Przecież taki związek jest nie do pomyślenia w Mercivo, jakże by ludzie zareagowali?! Fresta doskonale to wiedziała, ale widząc szczęście malujące się na twarzy syna raptownie jej serce zmiękło. Jeszcze nigdy, odkąd zamknęła potomka w czterech ścianach posiadłości, nie był taki szczęśliwy, zakochany i przepełniony niesłychanym uczuciem względem innej osoby. Cóż z tego, że była to osoba tej samej płci, słyszała od męża, iż w innych krainach jest to zupełnie normalne. Pytanie tylko, czy znienawidzony przez nią młody Letora mógłby zadbać o Selento, tak jak ona dbała o niego?
Głowy rodów znaleźli długą, drewnianą kładkę, po której mogliby wejść na pokład. Czasu było coraz mniej, gdyż w każdej chwili statek mógł pożeglować. Sprowadzą gówniarzy z powrotem na ziemię. Korzystając ze wszystkich sił ustawili kładkę w sposób taki, by bezpiecznie wejść. Nie wszystko poszło zgodnie z planem, ponieważ tak jak można było się domyślać statek ruszył i w jednej chwili obaj znaleźli się w zimnej wodzie.

    - Dajmy sobie spokój- mężczyźni usłyszeli nad sobą głos pani Irsus.
    - Jakże możesz tak mówić żono?- obruszył się mąż kobiety. Przecież ona właśnie straciła swojego jedynego, najukochańszego syna!
    - Jakim cudem takie słowa przechodzą ci przez gardo? Mówisz, że powinienem pozwolić memu dziecku na dobre opuścić dom? On musi wziąć ślub i zostać głową rodu!
    - Cóż, wygląda mi na to, że nie prędko ich znów zobaczymy- rzekła pani Letora i podparła się w boki.


* * *


Stojący na wzgórzu i obserwujący poczynania dwóch rodów Devor i Rivius doszli do wniosku, że ich przyjaciele dostali to czego chcieli. Wcześniej zdążyli się z nimi pożegnać oraz omówić parę najważniejszych spraw, więc byli spokojni o przyszłość uciekinierów. Zostali także zapewnieni, że wkrótce, gdy sprawa trochę przycichnie, a ojcowie i matki ochłoną pojawią się w Mercivo. Nie zamierzali uciekać z miejsca urodzenia na zawsze. To przecież nadal jest ich dom. Po tym jak statek znajdował się już wiele metrów dalej, choć nadal był widziany na horyzoncie, powrócili do swych obowiązków ze szczerymi uśmiechami wypisanymi na ustach.


* * *


Młodzi mężczyźni wpatrzeni w swą drugą połówkę nie zarejestrowali nawet jak statek z ich przyszłością rusza ku nieznanemu. Swą radość odczuwali wewnątrz serca jak i na zewnątrz mogąc dotykać i czuć swą miłość. Nic nie mówili, nie było takiej potrzeby, wydawać się mogło, iż czytają sobie w myślach i wiedzą dokładnie co ten drugi czuje i chce. Niestety ich rodzice muszą się pogodzić z stratą. Choć może nie jest to strata na zawsze? Przez ograniczoną wolność, lub właściwie jej brak, młodzi nie mieli szansy by dowiedzieć się nic o życiu, czy miłości. W końcu zyskali oba, mogą podążać własną drogą, na którą trafili sami, dzięki własnym przekonaniom i wierze w to, że jeśli czegoś mocno się pragnie jest się w stanie dokonać wielkich rzeczy.
Zbieg okoliczności, splot wydarzeń, zrządzenie losu, przeznaczenie- co zadecydowało o spotkaniu Selento i Lutiosa w Świetlistym Lesie? Czy to rzeczywiście ma coś wspólnego z mocą szkarłatnego motyla? Czy para, która go spotka naprawdę pokocha się nieskończoną oraz wieczną miłością? Jak to możliwe, że ludzie od niepamiętnych czasów poszukiwali choćby najmniejszych śladów magii, a ci dwaj młodzieńcy znaleźli olbrzymi las wypełniony nią po brzegi bez większych trudności? Czy w rzeczywistości Świetlisty Las, Kryształowe Jezioro, różnobarwne istoty, które wskazują drogę zagubionym duszą i sercom istnieją? Czy ktoś kiedykolwiek odnajdzie miejsce, w którym w jednej minucie pokochali się ci mężczyźni? Czy komuś jeszcze będzie dane zobaczyć świetliste skrzydła czerwonego stworzenia?





* KONIEC *





2 komentarze:

  1. Będę pisać komentarz w trakcie czytania tekstu, bo nie jest długi. Wybacz błędy. Wrzucam tutaj go pod tekstem.
    Na początku świetnie przedstawiłaś dwa rody, a wśród nich niby inne sytuacje, a tak naprawdę obie oznaczały to samo. Z jednej strony ojciec, z drugiej matka, zamknęli swoich synów w klatkach. A takie klatki nie mogą przynieść nic dobrego choćby były ze złota. Coś co odbiera wolność nie może być dobre i z takiego więzienia chce się uciec. Selento i Lutios uciekli i mogli się spotkać, a przeznaczenie ich dogoniło. :) Fajny był ten moment kiedy się zobaczyli po raz pierwszy, a potem jak Lutios bawił się pięknymi włosami Selento. Szkoda, że musieli się rozstać i niewiadomo kiedy się spotkają. Ale cieszę się, że zdążyli na czas wrócić unikając konsekwencji. Moim zdaniem matka jednego i ojciec drugiego są w pewien sposób szaleni.
    Matka Selento zachowuje się jakby była w nim zakochana. Nie matka a kochanka. Tej kobiecie trzeba zająć czas i potrzebuje faceta. Grrrr.
    Ha. Przyjaciel bierze sprawy w swoje ręce. Piękny był ten list. :D
    Mam nadzieję, że obaj postawią się rodzicom. Są dorośli. A wielcy możni państwo powinni zrozumieć, że robią źle. Albo powinni uciec, gdzieś daleko, gdzie nikt ich nie znajdzie i tam rozpocząć wspólne życie. W jakiejś krainie, gdzie związek mężczyzny z mężczyzną jest czymś normalnym.
    Hahahahahaha. Riviusa teraz będzie bolał tyłek. Chyba Devo powinien mu go rozmasować przepraszając go za ten „napad”. Ale w sumie dobrze zrobił, bo mógł to być złodziej.
    Druga połówka? Nie podoba mi się to. Przeczuwam zaaranżowany związek. :/
    „- Druga połówka? Ale czego?” Hahahahaha, dobre. :D
    No, pode mną też by się nogi w takim przypadku ugięły. Biedny chłopak. :(
    O, pan domu wrócił. Ciekawe jaki jest stary Irsus. Może nie jest zły i Selento mógłby porozmawiać z ojcem. O nie! Podróż, kobieta dla Selento… Ale się porobiło. Czuję Izzi, że ten tekst nie skończy się dobrze.
    Selento bardzo dobrze zrobił, że się im postawił. Na jego miejscu zrobiłabym to samo. A on wytrzymał wiele lat w klatce. I drugi też się postawił. Brawo. W dodatku spotkali się w Świetlistym lesie, a ja czekam z niepokojem co będzie dalej.
    Wow, piękne zbliżenie ich obu, delikatnie opisane, nie wulgarnie co by w tym tekście nie pasowało. A podczas gdy oni się kochają ich rodziny ze sobą walczą. Uwielbiam Devora. Świetny facet. I zawsze znajdzie sobie powód do zabawy. Rivius też jest fajny.
    No i niewolnicy uciekli ze swoich złotych klatek. Bo gdzież mogli być szczęśliwi bardziej niż na wolności i to razem. Fresta usiłując zatrzymać swoje dziecko straciła je. Ale na koniec zmądrzała. I niech będzie pewna, że Lutios o wiele lepiej zadba o jego syna.
    Zakończenie piękne, bajkowe.

    Tekst także mi się podobał, ale zdecydowanie wolę gwiazdkę. Może gdyby to był tekst bardziej rozbudowany, z fabułą, powiększony do roli fantasy to byłby lepszy. Ale to ładna bajka, która na szczęście kończy się dobrze. Ja oczami wyobraźni już widziałam jak oni umierają w tym jeziorze, a rodziny ich znajdują i żałują, że tacy byli dla swoich synów. Ale na szczęście moja wyobraźnia się myliła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    pięknie, zbuntowali się przeciwko, swoim rodzicom, spotkali się przy tym jeziorze, to było piękne ta miłość, ich rodzice nie potrafili się pogodzić z tym, uważali, ze dali wszystko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń