Dziękuję za komentarze.
Od
dwóch tygodni po zadziwiającej nocy mężczyźni nie mieli za sobą
żadnego kontaktu. Letora był zbyt zajęty treningami, które
wymyślił pan domu. Zaś Irsus spędzał dni na nauce i spacerach
pod rękę z matką w asyście służby. Dni zaczynały się im tak
samo jak zwykle. W ciągu dnia robili to co zażądali rodzice, a
wieczorem kiedy padali wykończeni na łoża myśleli o tym drugim.
Wieczór gdy układali się do snu był najprzyjemniejszą częścią
dnia. Wszystko zdawało się nie istnieć i nie mieć znaczenia.
Lutios tak jak powiedział przeczytał o magicznych stworzeniach,
których znaczenie go zaskakiwało. Zwłaszcza gdy zapoznał się z
opisem czerwonego motyla spotkanego nad jeziorem. Nie ukrywał tego,
iż był w szoku. Kontemplował czy to z tego powodu Selento mu nie
powiedział.
Dni
mijały im coraz dłużej, gdyż z niecierpliwością czekali na
upragniony wieczór. Obaj byli zdesperowani by się zobaczyć. Ich
serca odczuwały swego rodzaju tęsknotę. Pytani przez przyjaciół
odpowiadali, że wszystko jest w porządku. Jednak ci zdawali się
czytać w myślach i wiedzieli o co naprawdę chodzi.
* * *
-
Nie możesz się tak zachowywać! Twój ojciec prędzej czy później
zauważy, że coś jest nie tak. Weź się w garść. Zachowujesz
się tak jakby cię ktoś rozdzielił ze swą wielką miłością!
To żałosne, nigdy się tak nad sobą nie użalałeś!- mówił
podniesionym tonem głosu Devor, który miał dość zachowania
przyjaciela. Ten na słowa o miłości podniósł się z szezlongu i
stanął twarzą w twarz z hrabią. - No co?
-
Czy ty mi insynuujesz, że jestem zakochany?
-
Nie, ja to wiem. Tylko cholera, dlaczego to musi być mężczyzna?-
złapał nasadę nosa i potarł. - W dodatku potomek wrogiej wam
rodziny. Gdy Griwals dowie się kto zamieszkuje twoje serce wyrwie
go stamtąd siłą. W dodatku to mężczyzna! Pragnę zauważyć, iż
nasz kraj, a raczej ludność go zamieszkująca nie będzie
przychylna takiemu związkowi. Jest na świecie wiele krain, dla
których to normalność, jednakże dla naszej nie. Masz moje pełne
wsparcie, ale co zrobisz gdy to wyjdzie na jaw? Wy nawet nie macie
kiedy i gdzie porozmawiać.
-
Mylisz się, to nie może być miłość, a przynajmniej tak mi się
wydaję. Ale racja, pragnę go jak najszybciej ujrzeć- żółtowłosy
westchnął ciężko i poklepał brata po ramieniu.
-
Pomogę ci. Ktoś musi ci uświadomić co czujesz, skoro sam nie
potrafisz.
* * *
Było
późne popołudnie, słońce oświetlało promieniami sylwetki i
twarze ludzi pracujących na powietrzu. Selento spędzał czas z
rodzicielką w ogrodzie na jej ulubionym terenie pełnym pachnących
kwiatów, które jego zdaniem nie umywały się do tych leśnych.
Leżał na trawie i patrzył się w niebieskie pokryte nielicznymi
chmurkami niebo. Myślami wciąż był przy Lutiosie i za nic nie
potrafił pozbyć się go z umysłu. Rozmawiał na jego temat z
Riviusem, którego zdaniem był skończonym głupcem, gdyż zamiast
wymknąć się nocą siedział bezczynnie. Tamtej nocy miał
zwyczajnego farta, pani domu była nieobecna, więc poszło łatwo.
Niemożliwością jest ucieczka gdy znajduje się w posiadłości.
- O
czym tak myślisz mój synu?- przykucnęła obok niego i zaczęła
bawić się pasmami jego białych włosów.
- O
świecie. Zastanawia mnie kiedy wróci ojciec?
-
Nie wiem, wybacz. Tęsknisz za nim? To tak jak ja. Selento czujesz
się samotny? Jeśli chcesz żebym spędzała z tobą więcej czasu
wystarczy powiedzieć- raptownie podniósł się do siadu i z powagą
w lazurowych oczach zerknął na matkę.
-
Uważam, że poświęcasz mi stanowczo za dużo uwagi. Nie jestem
samotny brakuje mi tylko wolności. Proszę cię, zrozum. Mam
dwadzieścia lat, jestem dorosły- położył sobie rękę na
piersi- musisz to dostrzec.
-
Ależ ja wiem, że jesteś. Wcale tego nie kwestionuję, ja po
prostu uwielbiam spędzać z tobą czas- położyła mu głowę na
kolanach i przymknęła powieki. Ta kobieta zdecydowanie potrzebuje
obecności męża.
Nagle
usłyszeli trąbkę sygnalizującą gościa. Pani domu wstała i
otrzepawszy różową suknię powędrowała pod rękę z nieodłącznym
synem do głównego holu. Tam czekali na przybyłego. Po kilku
minutach niezapowiedziany gość wszedł przez wrota w towarzystwie
Riviusa. Podszedł dość blisko stojącej na środku pary. Od razu
jego wzrok powędrował na białowłosego mężczyznę, o którym
opowiadał mu przyjaciel. Mówił jakiż on jest urodziwy, piękny,
miły, zachwycał się jego włosami i piękną cerą. I on próbował
wmówić Devorowi, że nie jest zakochany. Żółtowłosy ubrany
elegancko i stosownie do sytuacji, w której się znalazł, skłonił
się nisko.
-
Witaj pani- pochwycił dłoń kobiety i musnął ją lekko ustami. -
Nazywam się hrabia Devor Yuros i przybywam do ciebie w sprawie
twego syna Selento.
-
Witam cię hrabio- skinęła lekko głową i wskazała gabinet za
rogiem. Cała trójka weszła do środka. Jak na dobrą gospodynię
przystało zaproponowała Yurosowi kielich wina, jednak ten musiał
odmówić, tłumacząc się, iż jest w trakcie spotkania i nie
powinien tego robić.
-
Tak jak mówiłem, chodzi o twego pierworodnego- skierował wzrok na
młodego mężczyznę. Jego przyjaciel jednak nie przesadzał
opisując jego urodę. Musiał się z nim zgodzić. Zastanawiało go
tylko dlaczego pani domu trzyma go ciągle pod rękę. - Doszły
mnie słuchy, że interesuje się magią i wszystkim co jest z nią
związane.
-
Och doprawdy?- zwróciła się ku niemu.
-
Tak, interesuję się tym, czytam gdy mam czas. Nie myśl proszę,
że robię to w trakcie zajęć- zastrzegł.
-
Tak więc mógłbym pomówić z panem Irsusem na osobności?
-
Nie widzę takiej potrzeby. Jeśli chce coś pan powiedzieć, proszę
mówić w mojej obecności. Jemu to nie przeszkadza- przybrała
lodowaty ton głosy, który mógłby zamrozić z odległości
kilometra. W jego mniemaniu kobieta nie chciała po prostu dać mu
spokoju. Cały czas trzymała go za ramie i odbierała większość
przestrzeni życiowej. Musi coś wymyślić i to bezzwłocznie, bo
inaczej plan się posypie.
-
Rozumiem- powiedział z uśmiechem na ustach.
Wciągnął
młodzieńca w temat dotyczący magicznych stworzeń i artefaktów.
Przez to wcześniej musiał doinformować się na ich temat. Nie było
mu to na rękę, ale czegóż się nie robi dla przyjaciela? Mówili
przez dobre pół godziny, a starsza pani przysłuchiwała się z
uwagą. W końcu pochwalił się, a raczej skłamał, iż posiada
dużą kolekcję i z chęcią pokazałby ją takiemu interesującemu
mężczyźnie jakim był Selento. Jednak Fresta na samo wspomnienie o
synu opuszczającym posiadłość wpadła w szał i kazała Riviusowi
odprowadzić pana Devora do wyjścia. Ten nie zamierzał się
poddawać, obiecał przyjacielowi pomoc.
-
Matko jestem zmęczony, pozwól mi iść do mej komnaty- złapał
się za głowę i zrobił markotną minę.
-
Jeżeli źle się czujesz to proszę- odprowadziła go pod same
drzwi i stamtąd wróciła do swoich zajęć.
Jakże
mu było wstyd przed gościem gdy matka cały czas trzymała się
niego i nie odstępowała na krok. Zauważył jak hrabia mu się
przygląda, zastanawiając się zapewne co z tą rodziną jest nie
tak. Nagle usłyszawszy pukanie do wrót, więc podniósł się z
łoża i zaprosi sługę do środka. Ten z wielkim uśmiechem na
twarzy prawie zaczął skakać.
- Co
się wydarzyło, że wyglądasz, iż zaraz miałbyś wyć do
księżyca?
-
Czy wiesz może kim w rzeczywistości był gość, który chciał z
tobą mówić?
- W
rzeczywistości? To był hrabia Yuros i...- nie dokończył, gdyż
Rivius mu przerwał wywód.
- To
przyjaciel Lutiosa Letory!- wrzasnął. - Popatrz panie, ten
mężczyzna gdy wychodził kazał ci to przekazać, jednakże nikt
nie może się o tym dowiedzieć.
Wziął
z rąk służącego szczelnie zamkniętą, nie podpisaną kopertę i
przyjrzał się jej uważnie. Coś targnęło jego skołatanym
sercem, nie wiedział co to było, jednak siłę miało niezmierzoną.
Usiadł w fotelu przy oknie i wyjąwszy list zaczął czytać go na
głos.
Drogi
Selento,
Nie
wiem jak ubrać w słowa swe uczucia.
To
pierwszy raz gdy postać, którą spotkałem jeden jedyny raz tak
zapadła mi w pamięć.
Mógłbym
rzec, iż moje myśli krążą nieustanie wokół twej osoby.
Pamiętasz
czerwonego motyla, którego spotkaliśmy? Dowiedziałem się o nim
trochę więcej.
Wiem,
że oznacza on wielką i nieskończoną miłość. Ludzie, którzy go
zobaczą są sobie przeznaczeni.
Chcę
się z tobą spotkać. Nie, ja muszę cię zobaczyć, bez względu na
wszystko.
Pragnę
jeszcze raz ujrzeć twe piękne oblicze.
Mój
przyjaciel Devor obiecał wszelkimi możliwymi sposobami dostarczyć
ci wiadomość.
Ufam
mu dlatego powiedziałem mu o tobie.
Nie
za bardzo zdaję sobie sprawę dlaczego to powiedział,
ale
mamy jego pełne wsparcie.
Proszę
przyjdź za dwa dni nad Kryształowe Jezioro.
L.
L.
Wielkimi
jak spodki oczami z niedowierzaniem spoglądał na kawałek
pergaminu. Nie takiej treści się spodziewał, ale był zachwycony.
Lutios nie wpadł w tarapaty, potajemnie do niego napisał, co więcej
chciał się ponownie spotkać. Selento także myślał o mężczyźnie
tak jak ten o nim. Jakaś tajemnicza siła ciągnęła ich do siebie
i nie pozwalała zapomnieć. Z uśmiechem na ustach i świecącymi
się ze szczęścia ślepiami błądził po postaci Riviusa.
- Co
zamierzasz panie? Ty w szczególności wiesz, że niemożliwym jest
byś opuścił posiadłość. Ostatnim razem nadarzyła się szansa,
ale teraz takowej nie masz.
-
Tego nie zrozumie osoba wolna, z wolną wolą. Gdybyś był
zamknięty w czterech ścianach i cały czas obserwowany wiedziałbyś
co czuję. Może nie wiem wiele o tym mężczyźnie, ale od wielu
dni o nim rozmyślam i pragnę go zobaczyć- błękitnooki wstał i
zaczął przechadzać się po komnacie.
-
Dlaczego?- padło pytanie. - Dlaczego tak bardzo obaj chcecie się
spotkać. Widzieliście się tylko raz, a lgniecie do siebie jak ćma
do świecy.
-
Nie wiem, jedyne co czuję to silne pragnienie zobaczenia go.
-
Napisz do niego. Ja postaram się przekazać list- położył rękę
na ramieniu przyjaciela.
* * *
Po
jakimś czasie Devor był na ziemiach Letory. Dowiedział się od
służącej o miejscu, w którym przebywał obecnie czarnowłosy. Jak
najszybciej pragnął poinformować go, że przekazał wiadomość
jakiemuś człowiekowi, który był blisko z odbiorcą
korespondencji. Zastał dwóch mężczyzn walczących na miecze. Było
to starsze i młodsze pokolenie rodu Letora. Z zachwytem i podziwem
dla przyjaciela obserwował walkę. Pan domu szkolił go jak tylko
znalazł chwilę wolnego czasu. Potrafił ściągać syna z łoża
bladym świtem lub późnym wieczorem wpajając mu po stokroć zasady
walki wręcz lub z bronią. Matka zaś próbowała nauczać
odpowiedniej etykiety i zachowania się w towarzystwie. Opornie mu
szło przyswajanie wszystkich ważnych rzeczy, które wydawały mu
się kompletnie bezużyteczne.
-
Skup się!- krzyknął Griwals zdenerwowany brakiem zainteresowania
walką ze strony pierworodnego.
-
Przecież się staram- powiedział na tyle by ojciec usłyszał. Od
kiedy hrabia wyjechał by dostarczyć list Selento miał głowę w
chmurach. Zastanawiał się czy nowo poznany przeczytał go i jak
wtedy wyglądała jego mina. Nie mógł się na niczym skupić, bo
próbował wyobrazić sobie przebieg rozmowy między Irsusem a
przyjacielem. Kątem oka zauważył jak elegancko ubrana postać
obserwuje trening. Od razu rozpoznał w niej doręczyciela. Nagle
napastnik powalił go na ziemię a do szyi został przyłożony mu
stalowy miecz. Ojciec patrzył na niego z wściekłością i gniewem
tysiąca ludzi wypisanym na ponurej twarzy. Głośno przełknął
ślinę, jednak nie odważył się zabrać głosu, bał się, że
jak tylko otworzy usta czerwony ze złości pan domu wybuchnie.
Długo na to czekać nie musiał.
- Co
to miało być do stu...!- nagle zamilknął widząc, iż jego syn
jawnie go ignoruje i spogląda w stronę filarów. Spostrzegł tam
najlepszego kompana potomka- hrabię Devora, którego traktował
prawie jak syna. - Pozwól do mnie!- zawołał złotowłosego, a ten
nagle naprężył wszystkie mięśnie i podszedł spięty.
-
Słucham?- skłonił się lekko.
-
Powiedz mi co takiego dzieje się z mym synem? Zachowuje się
ordynarnie! Jest do niczego! Od kiedy wróciłem z małżonką od
hrabiny z balu jest nie do zniesienia. Kobieta lepiej by walczyła,
aniżeli on.
-
Panie, choć miłość jest jak pszczoła która żądli, to
przecież jakże wiele daje ona miodu- rzekł patrząc wprost w
przerażone, szmaragdowe oczy.
-
Miłość? Lutios jest w kimś- nie dokończył bo młodzieniec
szybko wstał z ziemi i uderzył Yurosa w żebra.
-
Nie słuchaj tych andronów! Uderzył się w głowę i teraz plecie
trzy po trzy- dyskretnie spojrzał na przyjaciela, którego miał
ochotę własnoręcznie udusić. Jak mógł powiedzieć to ojcu?
Na
szczęście starszy mężczyzna tylko westchnął ciężko i machnął
na nich ręką. Oddał miecz służącemu stojącemu niedaleko i
wrócił do swoich spraw domyślając się, że potomek nie jest w
szczytowej formie i nie da się dziś z nim wytrzymać. Postanowił
poszukać żony i pomówić z nią na kilka poważnych tematów,
których nie mogą odkładać w wieczność. Przyjaciele natomiast
skierowali się do komnaty Lutiosa, w której będą mogli na
spokojnie porozmawiać na tematy, które go nurtują. Rozsiadł się
w jednym z dwóch foteli znajdujących się przy oknie. Hrabia usiadł
naprzeciwko niego, ale uciekał wzrokiem byle by nie patrzeć na
mężczyznę.
- I
jak? Opowiadaj. Jak wyglądał? Jak zareagował? Co mu
powiedziałeś?- dopytywał podekscytowany.
-
Cóż... Rozmawialiśmy o magii- potarł o siebie ręce
zdenerwowany.
-
Słucham?!
-
Nie rozmawialiśmy w cztery oczy. Jego matka nie opuszczała go na
krok. Próbowałem się jej pozbyć, ale przez cały czas trzymała
się jego ramienia. Kiedy zaproponowałem by mnie odwiedził ta
kobieta nagle się wściekła i kazała mi się wynosić. Wygląda
na to, że ma obsesję na punkcie tego twojego chłopaczka.
-
Ależ jak to?
- Po
prostu- nabrał powietrza i dodał- list mogłem przekazać tylko
służącemu, który mówił, iż jest jego jedynym przyjacielem i
mogę mu zaufać.
- I
zrobiłeś to?! Czyś ty powariował?! Jeśli to się wyda będziemy
w niezłych tarapatach.
- A
co ja mogłem?- poderwał się z fotela i popatrzył oskarżycielsko
na młodego Letorę. Ten pomasował nasadę nosa i także się
podniósł.
-
Wybacz. Masz rację, dziękuję ci, że chociaż tyle zrobiłeś.
Nie
tego się spodziewał. Teraz mógł się już pożegnać z marzeniem
zobaczenia Selento. Od świtu do zmierzchu jest zajęty, a poza tym
przez jego pochodzenie i tak nie zostałby wpuszczony do siedziby
Irsusów. Był w kropce. Devor widząc przybranego brata w złym
stanie przeprosił i wyszedł zmartwiony z komnaty. Poniósł klęskę
i to była jego wina.
* * *
Yuros
jako że mieszkał w posiadłości Letora krążył nocą po
korytarzach i krużgankach, ponieważ przez wyrzuty sumienia nie mógł
spokojnie zasnąć. Obwiniał się, bo przez jego nieporadność
Lutios cierpi tęskniąc za błękitnookim. Gdyby wiedział jaka jest
matka białowłosego rozegrałby to inaczej, niestety jest za późno.
Przechadzając się po ogrodzie od tylnej bramy usłyszał rżenie
konia i odgłos kroków. Przybysz po drugiej stronie uciszał
wierzchowca i ewidentnie próbował się wkraść na obcy teren.
Devor zdziwiony i zaniepokojony stanął za otwierającą się bramą.
Po chwili została zamknięta przez włamywacza, który na dobrą
sprawę go nie przypominał. Zakapturzona postać nie była zbyt
wysoka ani postawna, jako wyszkolony w walce stwierdził, iż mógłby
powalić ją jednym ciosem. Zakradł się od tyłu i naskoczył na
przeciwnika, który natychmiast upadł sycząc z bólu. To było
prostsze niż myślał. Natychmiast odwrócił wierzgającego i
opierającego się gościa i szybkim ruchem zrzucił z niego kaptur.
Nie pomogło to jednak, gdyż w ciemności widzialny był zaledwie
zarys twarzy osobnika. Zirytowany fuknął i przerzucił chłopaka
sobie przez ramię wcześniej skutecznie go unieruchamiając przez
związanie pasem od płaszcza rąk i zatkanie ust kawałkiem
materiału. Próbował się wyrwać, lecz silniejszy mężczyzna
ukradkiem zabrał go do swojej komnaty. Zamknął wrota i
bezceremonialnie rzucił obcego na podłogę. Dopiero teraz w pełni
oświetlonym pomieszczeniu, co mógł zawdzięczać świecą
rozstawionym na szafce, zobaczył z kim ma do czynienia.
- To
ty- wytknął palcem- tobie dawałem list dla Selento. Myślałem,
że go nie przekażesz i doniesiesz pani domu.
- No
to się pomyliłeś!- warknął rozmasowując sobie obolałe mięśnie
tyłka.- Mówiłem przecież, że Irsus i ja jesteśmy przyjaciółmi!
-
Ale co ty tu robisz?
Rivius
wyprostował się i wstał mierząc się z hrabią wzrokiem. Nie
obchodziło go, iż mężczyzna jest szlachcicem, nikt nie będzie
traktował go jak worka ziemniaków. Nawet jeśli jest zwykłym sługą
to także człowiekiem, żyjącą i czującą istotą. Po
przeprosinach jakimi obsypał go długowłosy wyjaśnił cel
przybycia do posiadłości Letora. Słysząc wywód hrabia był
wniebowzięty, od razu postanowił zaprowadzić młodzieńca z
granatowymi, krótkimi włosami do Lutiosa. Ten gwałtownie poderwał
się z łoża jak tylko przyjaciel przedstawił mu służącego,
któremu przekazał list. Zapalone w pomieszczeniu świece oświetlały
promieniami trzech mężczyzn, z których jeden nerwowo chodził po
komnacie.
-
Tak więc nie mogłem zabrać listu, gdyż straże w komnacie mojego
pana od razu zwietrzyłyby podstęp. Ale proszę się nie
denerwować- rzekł do czarnowłosego.
-
Nie rozumiesz. Tak się bałem, że doniesiesz na Selento...
-
Nigdy bym tego nie zrobił. Bądź co bądź tylko mi może zaufać.
-
Zastanawia mnie jedno. Mianowicie dlaczego pani Fresta- złotowłosy
nie dokończył, gdyż ponownie głos zabrał Rivius.
- To
jest jej jedyny syn i bardzo się o niego martwi, w dodatku w jej
mniemaniu ma tylko jego. Pan domu podróżuje i nie poświęca żonie
uwagi, która obawia się, że gdy puści Selento w świat będzie
tak samo. Trzyma go pod kluczem. Jedynym wyjściem by jego matka nie
popełniła głupstwa jest podporządkowanie się.
-
Lutios powiedz mi czego ty oczekujesz?! Co masz zamiar zrobić jak
się spotkacie? Po co ci on do szczęścia? Znasz swoje obowiązki:
małżeństwo, przejęcie stanowiska i dziecko. Zasługuję na
prawdę!- krzyknął zirytowany tym wszystkim hrabia, chciał by
przyjaciel postawił sprawę jasno.
Mężczyzna
przysiadł na łożu i przetarł rękoma znużoną twarz. Sam nie
wiedział. Nie rozumiał swoich uczuć. Po prostu czuł, że Selento
jest dla niego kimś wyjątkowym, kimś kogo chce chronić i kochać
i być już zawsze razem.
-
Kochać?- odezwał się cicho. Gość i przyjaciel popatrzyli po
sobie, a następnie wzrok skierowali na zielonookiego. - Czy to
możliwe?
-
Oczywiście, że tak ty skończony głupcze- Yuros nie wytrzymał i
musiał to powiedzieć. - Już dawno powinieneś to zrozumieć.
Kochasz go. My to wiemy i ty to wiesz, choć nie dopuszczasz tej
myśli do głosu.
- Bo
nie mogę. Sam znasz moje obowiązki, które muszę spełnić.
-
Wiem, wiem, ale wspominałem ci kiedyś, że nie możesz tańczyć
jak ci zagrają. Proste pytanie, chcesz z nim być?
-
Tak- rzekł bez najmniejszego wahania w głosie. Wiedział już jak
chce by jego życie wyglądało. A ono uwzględnia pewnego
białowłosego mężczyznę.
Pół
godziny później przy pomocy Lutiosa i Devora służący opuścił
bezpiecznie posiadłość i pognał konia z powrotem do domu rodu
Irsus. Zachwycony przebiegiem zdarzeń błękitnooki nie mógł
zasnąć do poranka. Został wtajemniczony w plan obmyślony przez
Letorę. Nie mógł doczekać się wprowadzenia go w życie. Nikt
jednak mu nie zdradził powodów, dla których miało się odbyć
spotkanie, a zaplanowane zostało na kolejną noc.
* * *
Promienie
słońca wpadały do komnaty czarnowłosego mężczyzny przez otwarty
na całą szerokość balkon. Przysiadające na nim ptaki śpiewały
radosne pieśni. W miłym i ciepłym powietrzu czuć było zapach
trawy oraz porannej rosy. W oddali dało się słyszeć odgłos
rozmów służby, trąbki i końskich kopyt.
-
Czyżbyśmy mieli gości?
Mężczyzna
poszedł do łaźni odświeżyć się, a gdy wrócił na posłaniu
wyłożony widniał pachnący biały, bawełniany strój przeznaczony
na ważne uroczystości. Zastanawiał się dlaczego rodzice kazali
przyszykować galowy ubiór, z tego co wiedział dziś miały odbywać
się lekcje etykiety, astronomii, języków obcych, prawa i sztuki
władania szablą, gdyż ojciec uważał, że nie opanował tych
trzech ostatnich do perfekcji Czyżby nie miał zajęć? Odetchnął
z ulgą. Najbardziej nie znosił uczenia się kodeksu z prawem i
etykiety. Z resztą jakoś sobie radził, ale rodzina i tak uważała,
że wszystko musi być idealne. Na świecie nie ma ideałów, lecz
oni nie zdają sobie z tego sprawy. Patrzą na wszystko z obłudą,
która nie pozwala trzeźwo myśleć. Po przebraniu się niespiesznie
skierował swe kroki do głównej sali, w której zawsze przebywało
małżeństwo. Mijał krzątających się po korytarzach służących
i pokojówki, którzy na jego widok kłaniali się lekko i wracali do
swoich zajęć. W domu był szanowany i przez większość nawet
lubiany, on także ich lubił. Gdy w końcu dotarł do wrót otworzył
je i wszedł do środka. W centrum pomieszczenia stał okrągły,
drewniany stół, przy którym siedzieli rodzice i jeszcze kilka
innych osób, których nie znał. Bordowe kotary były odsłonięte i
wpuszczały światło do sali dodając dziwnej atmosfery, której nie
potrafił opisać słowami. Była jakby przytłaczająca, ciężka i
wyrażała negatywne emocje.
-
Witam zebranych- skinął głową i przyjrzał się każdemu z
osobna. Pan domu wstał.
-
Cieszę się, że przybyłeś tak szybko- rzekł z nutą ironii w
głosie, która była doskonale słyszalna. - Pragnę ci kogoś
przedstawić- chwycił potomka za ramię.
-
Czy to oznacza, że dzisiaj zajęcia są odwołane?- zapytał z
nikłym uśmiechem, który zamienił się w banana na twarz, gdy
matka potwierdziła jego przypuszczenia.
-
Ostatnio hrabia wspomniał coś o miłości, zgadza się?
-
Tak, masz rację- odparł, dobry nastrój prysł jak bańka, już mu
się ta rozmowa nie podobała.
-
Zdałem sobie sprawę, a właściwie twoja droga matka nakierowała
mnie na trop, z tego, że potrzebna jest ci druga połówka.
-
Druga połówka? Ale czego? Mam wszystko czego potrzebuję. Z
wyjątkiem czasu- dodał w swojej głowie.
-
Potrzebujesz osoby, która będzie cię kochać i zajmie moje
miejsce w twoim sercu. Musisz mieć kobietę gotową zawsze ci
pomóc, wysłuchać i umilić czas- odparła pani domu.
-
Czy masz może na myśli- aż bał się powiedzieć to słowo.
- Ta
pani- Griwals złapał dłoń młodej panienki siedzącej przy stole
i podprowadził do niego- zostanie twą żoną.
Nagle
nogi się pod nim ugięły. Nie potrafił złapać oddechu a serce
mało nie wyskoczyło z piersi. Biło szybko i okropnie bolało jakby
ktoś wbił mu w nie sztylet. Po plecach przeszły zimne ciarki a
oczy błyszczały się z szoku. W głowie próbował na każdy
możliwy sposób inaczej zinterpretować zdanie ojca, jednak nic nie
przychodziło mu do głowy. Chciał by „ta pani zostanie twą żoną”
było tylko żartem, wymysłem jego wyobraźni, lub znaczyło coś
innego. Średniego wzrostu kobieta o pomarańczowych lokach i szarych
oczach uśmiechała się do Lutiosa. Ten nie wiedział co o niej
myśleć. Jak to ma zostać jego małżonką? Przecież oni się
nawet nie znają, a co dopiero kochają. On kocha Selento nie ją!
-
Dlaczego?- powiedział cicho.
* * *
Ubrany
w czarną tunikę i takiego samego koloru długie bawełniane
spodnie, jak zwykle o tej porze młody Irsus spędzał czas z matką
w ogrodzie, lekcje miał dopiero za kwadrans. Leżał na trawie i
wpatrywał się w lazurowe niebo, a ona siedziała tuż obok. Jego
białe włosy wyglądały jakby żyły własnym życiem. wirowały i
podwiewane przez lekki wiaterek. Już nie mógł się doczekać
dzisiejszej nocy. Po kilku tygodniach wreszcie będzie mu dane
zobaczyć Lutiosa. Mimo że nie rozmawiali wiele to wydawało mu się,
iż zna go całe życie. Samo wypowiedzenie jego imienia na głos
sprawiało, że serce przyspieszało swój rytm a na twarzy pojawiał
się delikatny rumieniec.
-
…ento...Selento!- krzyknęła Fresta potrząsając jego ramieniem.
- Słyszysz mnie? Co się z tobą dzieje?
-
Zamyśliłem się. Mamo czy przypadkiem hrabina Deodra cię gdzieś
nie zapraszała?
-
Nie, skąd takie pytanie? To był jedyny raz kiedy musiałam wybyć,
ale nie martw się, to się więcej nie powtórzy- pokazała białe
ząbki uśmiechając się szczerze. Nie wiedziała, że w tej
właśnie chwili syn się kompletnie załamał. Nie wiedział bowiem
jak przekraść się do Świetlistego Lasu niezauważonym, lecz z
pewnością coś wymyśli.
-
Jacy się Letora?- padło z jego ust dziwne pytanie.
-
Masz na myśli Griwalsa Letorę? To okropny człowiek! Tak samo jak
cała jego rodzina. Uważają się za lepszych od innych, dążą do
celu po trupach. Rozwijają politykę zagrażając nam i zabierają
naszych współudziałowców! Jedyny plus, że twój ojciec
podróżuje to to, że zdobywa nowe ziemie i podporządkowuje je
sobie. Podobnie jest z ludźmi. Boję się myśleć co by było
gdyby ten przeklęty drań wpełzł na statek. Na nasze szczęście
woli mieć pod stałą kontrolą swoją rodzinę, więc nigdy nie
odważy się na taki krok.
-
Czyż z nami nie jest identycznie?
-
Oczywiście, że nie! My jesteśmy lepsi od nich i mamy więcej
możliwości. Ten jego syn także się do niczego nie nadaje.
Ostatnim razem spotkałam ich na przyjęciu mojej przyjaciółki.
Młodego Letory tam nie było.
W
tej chwili Selento pomyślał sobie- bo był ze mną. Chciałby
powiedzieć to na głos, lecz nie może. Wszystko by się wydało a
na to pozwolić nie mógł. Nagle do ogrodu wpadła służąca i
głośno dysząc pokazywała w stronę bramy południowej. Ani pani
domu, ani jej potomek nie rozumieli co próbuje im powiedzieć. Po
chwili, gdy udało się jej złapać oddech powiedziała, że pan
domu wrócił. Fresta poderwała się z ziemi i pobiegła ku bramie.
Młodzieniec wstał i wpatrywał się w przestrzeń mimowolnie się
uśmiechając. Nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Jeśli
ojciec rzeczywiście wrócił to on będzie mógł pójść na
spotkanie. Dusza białowłosego radowała się jak jeszcze nigdy.
Ruszył za panią domu i po kilku minutach zobaczył ją stojącą na
środku drogi prowadzącej do posiadłości. W dłoniach mięła boki
swej szkarłatnej sukni a z powiek po policzkach spływały łzy.
Podszedł do niej i delikatnie położył rękę na jej ramieniu.
Raptem ujrzał jak postać bez butów na nogach za to z wiankiem
złotych kwiatów na szyi idzie w ich stronę. Młodzieniec oniemiał
z wrażenia gdy zdał sobie sprawę, iż jest to jego ojciec. Szczęka
trzasnęła o ziemie obojgu na widok pana domu ubranego jedynie w
sięgającą za kolano złotą spódnicę. Miał także rozczochrane
brązowe włosy. Szedł dumnie i cały czas patrzył na rodzinę.
-
Witajcie- zrobił dłonią koło w powietrzu, podskoczył na jednej
nodze i podniósł prawą. - To powitanie, którego nauczyłem się
będąc na wyspach Flishez.
Kobieta
wzruszona wpadła mu w ramiona i nie zamierzała puszczać. Mężczyzna
przywitał się z synem prowadząc oboje do posiadłości. Cieszył
się z powrotu do domu. Kochał swoją rodzinę najbardziej na
świecie. Zawsze marzył by zabrać ich ze sobą i pokazać kraje,
które pokochał przez niezwykłe historie, ludność, wierzenia i
wiele innych rzeczy. Koniecznie musi pomówić z obojgiem. Minęły
cztery godziny, w czasie których lekcje Selento zostały odwołane
przez samego ojca. Zaprosił potomka do komnaty jego i małżonki,
która ani myślała dać mu odrobinę przestrzeni. Błękitnooki
przysiadł w fotelu i czekał cierpliwie na to co ojciec ma do
powiedzenia. Kiedy zdołał na kilka chwil uwolnić się od żony
wstał i podszedł do okna. Zaczął wywód od przeprosin, ponieważ
przyznał się, iż poświęcał rodzinie bardzo mało czasu.
Następnie przeszedł do bardziej interesującej- jego zdaniem-
kwestii.
-
Podczas podróży odwiedziłem mnóstwo nowych krain. Spotykałem
niesamowitych ludzi, zagłębiałem się w ich kulturę, poznawałem
obyczaje tam panujące. To było nie do opisania, trzeba to zobaczyć
na własne oczy by uwierzyć. Słyszałem pogłoski... Nie wiem czy
są prawdziwe, ale istnieje taki kraj gdzie mieszkańcy praktykują
magie- na samo słowo „magia” młody mężczyzna zareagował
poruszeniem, a jego oczy zabłysły ciekawością.
-
Ależ Bostusie każdy wie, że coś takiego jak czary nie istnieje.
Mimo że twój pierworodny się tym interesuje, to nie wyklucza
faktu, że to tylko bajki.
-
Może i bajki, ale mam zamiar sprawdzić to na własnej skórze i
chcę byście popłynęli ze mną. Tęsknie za wami, więc postanowiłem, że za kilka dni wypłyniemy w morze.
-
Wszyscy?- zapytała Fresta.
-
Oczywiście, posiadłością zajmie się mój zaufany człowiek, a
nasza trójka pozwiedza przepiękne lądy. Statek jest gotowy,
wszystkim zająłem się osobiście zanim tu przyszedłem. Mam także
niespodziankę dla ciebie Selento. W niedalekiej krainie poznałem
czarującą młodą panienkę, która ma włosy tego samego koloru
co ty. Wyróżnia się w tłumie, jest ważną osobistością na
wyspie i przede wszystkim skradnie twoje serce.
-
Mówisz, że moje jedyne dziecko powinno wziąć ślub?-
zaniepokoiła się Fresta.
-
Naturalnie, to już ten wiek, nie uważasz synu?
Bardzo fajny tekst. :-)
OdpowiedzUsuńWitaj Izzie,
OdpowiedzUsuńDzisiaj nie napiszę komentarza, ponieważ czekam na całosć opowiadania, jednak jak tylko się pojawi i ja je przeczytam od razu wkleję komentarz, bo już opis opowiadania bardzo mi sie spodobał.
Pozdrawiam ciepło
Kaela Mensha
Hej,
OdpowiedzUsuńojćmi co teraz z ich spotkaniem? spotkają sie mam nadzieję, że tak, Lutios powinien się teraz sprzeciwić...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia