Hej Wam :D No więc dotrwaliście do końca Gwiazdki. W przyszłym tygodniu planowałam wrzucić nowe opowiadanie, ale pojawiły się małe komplikacje. Mianowicie takie, że gdy czytałam całość, żeby popoprawiać niektóre rzeczy doszłam do wniosku, że już mi się to nie podoba. A jeśli mi się nie podoba to, jak tekst napisałam, to nie mogę dać Wam go do przeczytania. Koniec końców planuję (gdy ktoś podaruje mi więcej czasu) napisać wszystko od nowa tak, że będę usatysfakcjonowana. A trochę tego jest i musicie poczekać. Zamiast tego dam Wam inne, żeby kupić sobie trochę czasu. Opowiadanie nosi tytuł "Światła wskażą drogę". Coś czuję, że nie każdemu coś takiego może się spodobać, ale trudno się mówi. W sumie, to nie miał być tekst do publikacji, tylko pisałam go ot tak. Bo miałam ochotę na jakąś baśniową historię z romansem M/M. Tekst ma 3 rozdziały i będą się ukazywały co dwa tygodnie w niedzielę. Do końca Świateł powinnam się wyrobić z czymś innym. Piszę na raz cztery opowiadania, więc nie myślcie sobie, że się lenię :D
Dziękuję za komentarze :)
Leżał
nieruchowo na czymś miękkim. Czuł jakby unosił się w górę i
latał na miękkiej puchowej chmurce. W głowie mu okropnie szumiało
i kręciło się. Z początku nie wiedział co się z nim dzieje,
gdzie jest, co robi. W ustach miał dziwnie sucho, bardzo chciało mu
się pić, ale wstanie z tego miękkiego czegoś graniczyło z cudem.
Było mu zbyt wygodnie, żeby gdziekolwiek się ruszać. Kaszlnął
kilka razy zasłaniając przy tym usta. Po chwili jego przedramię
opadło bezwładnie na czoło. Ogólnie mógł stwierdzić, że gdyby
nie rozsadzający ból czaszki było by mu przyjemnie. Mruknął coś
niezrozumiale, nawet dla samego siebie, pod nosem. Nagle poczuł jak
to na czym leży ugina się z jednej strony pod wpływem jakiegoś
ciężaru. Ale zaraz, tak właściwie gdzie on jest? Coś niecoś
pamiętał, głównie to jak siedział w barze i upijał się do
nieprzytomności, a potem... kompletna pustaka. Przemknęło mu przez
myśl, że może ktoś mu czegoś dosypał do alkoholu i dlatego nic
nie kojarzy, co akurat w tamtym klubie było wielce prawdopodobne,
ale nie brał pod uwagę, że to właśnie przez dużej ilości
trunek, który w siebie wlewał z własnej głupoty.
-
Gorąco- jęknął cicho. Mógłby przysiąc, że zamiast krwi w
żyłach miał lawę. Zdawało mu się, że słyszał krążący z
nią alkohol.
-
Oczywiście, że gorąco. Dee, już drugi raz udowadniasz mi, że
alkohol ci nie służy.
-
Hmm... Co?
Chyba
się przesłyszał, ten nadmiar promili chyba zatkał mu też uszy
albo jego niedotleniony mózg zaczynał świrować. Głos, który
usłyszał, ten cudowny głos, którego uwielbiał słuchać i mógłby
to robić godzinami musiał mu się przyśnić. W życiu nie uwierzy,
że osoba siedząca obok niego to Randy. Nie ma mowy.
Niespodziewanie
jego ręka spoczywająca na czole uniosła się, ale nie z jego woli,
i została położona na chmurkę, na której właśnie szybował.
Chłodna dłoń dotknęła jego głowy i pogłaskała po czarnych,
zmierzwionych włosach. Czuł na sobie intensywny wzrok. Jakoś nie
mógł znieść tego dziwnego uczucia niepewności, które pojawiło
się w umyśle. Postanowił się zmusić, choćby musiał skorzystać
z całej swojej silnej woli, i podnieść ciężkie powieki. Szło mu
niestety opornie. Ostre światło przeszkadzało mu w tej czynności.
Powoli otworzył oczy, a nim ukazała się zamazana za mgłą
sylwetka dobrze zbudowanego mężczyzny. Chyba zaraz dostanie
oczopląsu od tego światła.
-
Cholera... Yh...- stękał chcąc jak najszybciej dokładnie dojrzeć
siedzącą przy nim osobę.
-
Poczekaj, bo będzie cię boleć. Nigdzie ci nie ucieknę. Już nie.
Mimo
rad nie zamierzał słuchać. Chciał go dostrzec! Musiał! Teraz!
Natychmiast! Jeżeli upewni się co do swoich przypuszczeń to
oszaleje. Codziennie słyszał ten głos, prawie codziennie o nim
śnił i o jego właścicielu, tak bardzo pragnął, żeby jego
marzenia się urzeczywistniły, ale za każdym razem gdy się budził
okazywało się, że to co widział to tylko senna mara. Wtedy jego
serce po raz kolejny rozpadało się na kawałki, i jeszcze raz, od
nowa. Udawał sam przed sobą, że musi skończyć z tą niezdrową i
chorą miłością, ale nie potrafił. Czasami myślał, że już do
końca życia wolałby być sam niż mieć w sercu kogoś innego. Nie
było takiej osoby na świecie, która mogłaby zastąpić Rana.
W
końcu jego oczy się otworzyły ku jego uciesze. Zamrugał kilka
razy i przetarł je rękoma. Chciał się od razu podnieść, ale
silna dłoń położona na klatce piersiowej go zatrzymała i zmusiła
do dalszego leżenia. Powędrował więc wzrokiem do siedzącego przy
nim mężczyzny. Ten tylko uśmiechnął się w sposób, którego
jeszcze nigdy nie widział. Znaczy widział, ale tylko w swoich
wyobrażeniach. Nigdy nie został nim obdarowany w rzeczywistości.
Jego serce dostawało skrzydeł i wzbijało się w powietrze.
-
Ja chyba umarłem i jestem w niebie- wymamrotał patrząc prosto w
kasztanowe tęczówki.
-
Dlaczego?
-
Bo widzę anioła.
Nie
obchodziło go jak bardzo kiczowato to brzmi, mówi to co myśli.
Poza tym to i tak wymysł jego fantazji, więc nie musi się
kontrolować jak przy prawdziwym Randy'm. Podniósł się ostrożnie
do siadu. Zatrzymał się na sekundkę, żeby uspokoić wirujący
przed oczami obraz. Gdy to zrobił zwrócił się w stronę mężczyzny
siedzącego do niego bokiem i podpierającego się na jednej ręce.
Położył na nią swoją i pogładził kciukiem jej zewnętrzną
stronę. Zatopił spojrzenie w kasztanowych oczach. Wyrażały coś
niesamowitego. Jakby szczęście i... coś czego nie był pewien.
Drugą dłoń wczepił w miękkie loki i pozwolił by przelatywały
mu przez palce.
-
Nie spodziewałem się, że będziesz mnie tak bez krępacji dotykać
jak ci się podoba. Ostatnim razem to był impuls, ale teraz?
-
Robię to co zawsze. A alkohol dodaje mi odwagi. Gdybym nie był
pewien, że to sen, bałbym się cokolwiek zrobić.
-
Bo boisz się, że cię odepchnę?
-
Gdy o tobie myślę, wyobrażam sobie ciebie i mnie, to ty nigdy
mnie nie odpychasz.
-
Nie mam wtedy żadnych obaw?
-
A dlaczego miałbyś mieć, kochanie?
Zbliżył
się i pocałował te cholernie kuszące usta. Musnął je delikatnie
zupełnie jak ostatnim razem. Były tak przerażająco prawdziwe,
miękkie, ciepłe, dosłownie czuł ich strukturę. Na chwilę zabrał
swoje wargi z jego, by złapać twarz w dłonie i przysunąć do
siebie. Zmusił go do uchylenia ust i wpił się w nie zaborczo, choć
jeszcze sekundy temu robił to jakby bojąc się, żeby czasem one
nie zniknęły. Zamknął oczy chcąc jedynie czuć. Trzymał jego
twarz nie pozwalając mu uciec. Nie wiedział, że mężczyzna nie
zamierzał uciekać. Gorący język wsunął się do środka i zaczął
penetrować wnętrze ust. Badał zęby, dziąsła i podniebienie
łaskocząc przy tym McLane'a, którego śliski organ odnalazł jego
i złączył się w pasjonującym tańcu. Po jego ciele przebiegł
ekscytujący dreszcz. Zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco o ile
było to w ogóle możliwe. Serce przyspieszyło swój rytm waląc
jak oszalałe. Nie zauważył jak ukochany spoglądał na niego
oczami pełnymi miłości, której w końcu udało się uwolnić. W
kasztanowych oczach pojawił się ten błysk, który posiadał on, w
dniu, w którym zakochał się w szatynie. Szalał z radości i
uśmiechał się do siebie w duchu jakby wygrał życie na loterii. W
pewnym sensie tak właśnie było. Nie potrafił oderwać się od
tych ust, ich smak był tak upajający, że na powrót kręciło mu
się w głowie. Nagle poczuł jakby mógł zrobić wszystko, jakby
wstąpiły w niego nowe siły i był w stanie, dzięki współpracy a
alkoholem, zrobić coś o czym zawsze marzył.
Wsuwał
mu język niemal do gardła pochylając się cały czas w jego
stronę. Śliski organ zatracił się wraz z nim w tańcu pełnym
zmysłów. Ich gorące oddechy się ze sobą mieszały. Władał
niczym król ustami szatyna nadając pocałunkom tempa i
intensywności. Tamten nie pozostawał bierny i wciąż walczył z
nim o dominację. Poczuł jak mężczyzna ciągnie go za włosy
jeszcze bardziej przyciskając go do siebie. Niespodziewanie
pieszczota dająca mu tyle rozkoszy została przerwana. Otworzył
zamglone pożądaniem oczy i ujrzał jak mężczyzna usiłuje dostać
się do jego guzików w koszuli. Oparł się rękami o łóżko, bo w
końcu zdał sobie sprawę na czym leży i z mocno bijącym sercem
obserwował poczynania Randy'ego. Szatyn, gdy w końcu rozpiął
wszystkie guziki postanowił przejąć kontrolę i wzrokiem
nieznoszącym sprzeciwu kazał mu nie ruszać się. Tak więc zrobił.
Poczuł na szyi gorący oddech a potem muśnięcie warg. Chłodne
ręce mężczyzny na jego rozgrzanym ciele sprawiły, że przeszedł
go dreszcz. Dłonie błądziły po brzuchu poruszającym się w
spazmach, szybko unoszącej się klatki piersiowej, McLane robił to
wszystko nie odrywając warg od jego szyi. Chwytał ją zębami,
ciągnął i podgryzał zostawiając w ten sposób bordowe plamki.
Syknął z bólu, gdy Ran złapał zębami skórę na obojczyku i
ugryzł ją na tyle mocno, że powstała mała ranka, z której
pociekło kilka kropelek krwi. To go cholernie bolało. Alkohol może
i zaćmiewał mu pełne korzystanie z mózgu, ale ból przecież
czuł. Usta zjechały niżej wytaczając sobie ścieżkę w dół.
Język, który chwilę temu splątany był z jego teraz lizał go po
napiętym, umięśnionym brzuchu. Czuł jakby penis miał mu zaraz
zrobić dziurę w spodniach. Penis stał mu od dłuższego czasu, jak
tylko zaczął całować Randy'ego. W pokoju rozeszło się głębokie
westchnięcie świadczące o przeżywanej rozkoszy. Było mu
niewyobrażalnie dobrze z tymi dłońmi badającymi każdy kawalątek
jego ciała, z tymi ustami obcałowującymi pierś. Miał ochotę
wyjąć penisa z spodni z zacząć się masturbować, chciał przeżyć
orgazm, lecz równocześnie nie zamierzał się spieszyć czerpiąc
jak najwięcej i jak najdłużej z serwowanych pieszczot. Raptownie
poczuł ściskające jego krocze rękę. Ta przyciskała i gładziła
sporych rozmiarów wypukłość. Myślał, że oszaleje. Przymknął
oczy i odchylił głowę opierając ją na ramieniu. Ach, ile on by
dał, żeby kochać się z tym mężczyzną.
-
Zdejmij- usłyszał.
Zmusił
się do powrócenia z krainy rozkoszy i spojrzenia na szatyna.
Zamierzał zdjąć mu koszulę, więc mu z tym pomógł unosząc ręce
i wyjmując je z rękawów. Zarejestrował, że jego górna część
garderoby wędruje gdzieś na podłodze. Podniósł wzrok napotykając
roziskrzone spojrzenie. Pocałował szybko różowe usta, a po chwili
pieszczota została odwzajemniona i zakończyła się gdy mężczyzna
polizał jego wargi.
- Tak
bardzo mam na to ochotę- wymamrotał.
- Na co
masz ochotę, kochanie?- zapytał zaczepnie zachrypnięty głos.
- Na
ciebie, pragnę cię wziąć, tu i teraz.
- To na co
czekasz?- zaśmiał się cicho.
Usłyszawszy
to jego serce wywinęło chyba z tysiąc koziołków i prawie
podskoczyło do gardła. Myślał, że ono zaraz wybuchnie od
nadmiaru kumulujących się w nim emocji. Najwyraźniej dostał
pozwolenie na to, że może robić co zechce, no więc nie będzie
się hamował. Jego ręce dorwały grubą bluzę i szybko oraz
chaotycznie zdjęły ją przez głowę przyszłemu kochankowi. Rzucił
ją nie patrząc gdzie leci. Nie zastanawiając się dłużej
popchnął McLane'a na podłogę. Mężczyzna zdezorientowany
popatrzył na niego z byka. Zszedł z łóżka i klęknął przez
podpierającym się na rękach brunecie. Położył mu dłonie na
kolanach i rozsunął je. Miał przy tam tak niesamowicie zmysłowy
wzrok, który widział tylko mężczyzna pod nim. Pochylił się nad
jego brzuchem i tym razem on wytaczał morkę ścieżkę. Podskubywał
płatki bladej skóry, którą tak uwielbiał, i oznaczał swój
teren poprzez robienie pokaźnej wielkości malinek. Dotarł do
granicy spodni, których zamierzał się jak najprędzej pozbyć.
Odpiął guzik, kazał unieść tyłek Ranowi do góry i ostrym
szarpnięciem zdjął je z niego. Pożerał wzrokiem to blade ciało,
które w lato jest pięknie opalone. Miał ochotę od razu się na
niego rzucić, ale nie przyniosłoby mu to żadnej satysfakcji,
pragnął go pieścić, doprowadzać na granice rozkoszy, bawić się
jego ciałem, które było tak spragnione dotyku jak jego. Mężczyzna
leżący na plecach oddychał gwałtownie, zaciskał pięści i z
oblizywał kształtne usta przygryzając dolną wargę. Nadal miał
rozsunięte uda gotowe go przyjąć. Prawie kładąc się na jego
ciele, przyciskając go do zimnej podłogi, będąc samemu w
spodniach zaczął ocierać się o jego nabrzmiałe krocze. Najpierw
robił to powoli zataczając okręgi, wciąż podpierając się na
przedramionach. Wyrywał tym ciche, acz przeciągłe westchnięcia z
szatyna. Sam sapnął kilka razy chcąc znaleźć się już w
ciasnym, zaciskającym się na nim tunelu. Na samo wyobrażenie jak w
niego wchodzi zadrżał z przyjemności i przyspieszył ruchu bioder.
Poruszał się szybciej mocniej przyciskając się do niego. Nie
odrywał błękitnych oczu od tych piwnych. Były takie cudowne,
mógłby patrzeć na nie godzinami, a i tak wątpił czy kiedykolwiek
by mu się znudziły. Zauważył usta uchylające się nieco jak
zaproszenie do ponownego tańca ich warg i języków.
Od ścian
zaczęły odbijać się westchnięcia i jęki rozkoszujących się
sobą mężczyzn. Jasna lampa oświetlała całe wnętrze oraz dwie
postacie, spocone tulące się do siebie i niezamierzające puścić.
- Jeśli
chcesz mnie przelecieć to lepiej już to zrób, bo dojdę nim we
mnie wejdziesz- powiedział na jednym wdechu Randy, na bokserkach
którego widniała już duża plama po sączącym się z niego
preejakulacie.- Rozbieraj się, już- zażądał głosem
nieznoszącym sprzeciwu.
- Ta, ja
też jestem na granicy.
Podniósł
się ze spoconego ciała drżącego w konwulsjach. Obrysował je
jeszcze raz wzrokiem uważnie badając, zapamiętując każdy jej
skrawek, spoglądając na sterczące, różowe sutki, których miał
nieodpartą ochotę dotknąć, przygryźć, ale nie teraz. Skupił
się na szybkim zdjęciu spodni i bielizny, co Randy również
zrobił. Teraz obaj byli nadzy, spoceni i spragnieni bliskości. Ten
sen jest cholernie realistyczny, przemknęło mu przez myśl, ale
postanowił nie rozmyślać nad tym długo, ma coś ważnego do
roboty. Odrzucił ubranie gdzieś za siebie i na powrót znalazł się
w rozsuniętych szeroko udach, które aż się prosiły o dotyk.
Klęknął, pochylił się i łapiąc mężczyznę za biodra
przysunął do siebie kładąc jego tyłek na swoich udach. Całe to
ciało było takie niesamowite i odurzające, że mógłby dojść od
samego patrzenia na nie, lecz nie zamierzał kończyć za pomocą
własnej ręki.
Zamiast
jego dłoni pomiędzy ich rozgrzanymi do czerwoności ciałami
pojawiła się ta należąca do McLane'a. Złapała oba członki i
zaczęła nimi poruszać szybko dążąc do spełnienia.
- Jak
dobrze... mmm...- jęknął, nie wstydząc się swojego głosu,
Randy.
Przyspieszył
ruch, lecz został natychmiast zatrzymany. Jego dłoń została
odsunięta od nich. Spojrzał z pytaniem w oczach na kochanka. Ten w
odpowiedzi podniósł jego jedną nogę i zarzucił sobie na
przedramię. Pochylił się obsypując czułymi pocałunkami szczękę
oraz przystawiając jeden palec do odbytu. Wszystko co robił, robił
pod wpływem instynktu, ledwo co kojarzył fakty, gdyż te, mimo
odczuwalnych przeżyć, były przysłonięte mgłą z alkoholu.
Rozsunął
kciukiem dziurkę i zarejestrował, że jest ona, co dziwne, mokra i
rozciągnięta. Ze zdziwieniem popatrzył na rumieniącego się ostro
Randy'ego. Żaden nie odrywał wzroku, ale McLane peszył się pod
jego.
- No co?
Coś ci nie pasuje? Jestem gotowy więc wsadź w końcu we mnie
swojego kutasa bo go potrzebuję! I ciebie też teraz potrzebuje!-
syczał wściekły i niemal kipiący ze złości.
- Tylko
teraz?- co on wygaduje, zamiast po prostu go posunąć, jak tego
pragnie wszczyna z nim dyskusję.
- Nie,
jesteś mi potrzebny cały czas. Przez całe moje życie, aż do
końca. Dopóki śmierć nas nie rozłączy! Pasuje?!- warknął.
- Owszem,
pasuje- zaśmiał się radośnie.
Mając jako
taką świadomość, że nie skrzywdzi kochanka, zrzucił z siebie
nogę i przysunął bliżej, od razu nabijając na śliską i bordową
główkę. Gdy cieniutka i wrażliwa skóra na samym czubku poczuła
otwierający się na nią odbyt, po jego kręgosłupie przebiegła
fala elektryzujących dreszczy. Resztkami sił kontrolował się,
żeby nie dojść w tej właśnie chwili. To było dla niego za
dobre. Cholernie bolące, napięte jądra oraz gorący w chcący
wystrzelić penis pomimo bólu sprawiały mu przyjemność. Było mu
dobrze jak jeszcze nigdy. Powiedział na głos jak się cudownie
czuje mimo że w tej chwili się torturował zwlekając z
pchnięciami. Randy nic nie mówił tylko stękał wił się pod nim,
czując na dziurce pulsującą rzecz. Z jego twarzy można
było czytać jak z otwartej księgi. Twarz wykrzywiała się w
przyjemności jaka mu była dostarczana. Mężczyzna owinął swoje
długie nogi wokół pasa kochanka.
- Dee-
jęknął głośno gdy przez rozluźnione kręgi mięśni przeszedł
długi i dość gruby, gorący jak diabli, kutas.
- No?
- Więcej...
Chcę więcej...
-
Dostaniesz wszystko- pochylił się i pocałował, już nie pamiętał
który raz dziś, kształtne usta, które co rusz oblizywał język.
Wsunął koniuszek swojego organu w rozchylone wargi i odnalazłszy
kolegę złączył się z nim we francuskim pocałunku. Uwielbiał w
ten sposób to robić.
- Rusz
wreszcie tymi seksownymi bioderkami, koteczku- poklepał go biodrach
dopraszając się interakcji.
Pchnął
mocno i gwałtownie wchodząc w odbyt po same nabrzmiałe jądra
uderzając nimi o zgrabne i miłe w dotyku pośladki, wyrywając tym
samym symfonię dźwięków z pieszczonych ust. Nie zatrzymał swoich
ruchów nawet na chwilę, nie dając kochankowi czasu na oddech, czy
przyzwyczajenie się do jego, nie takich małych, rozmiarów.
Wychodził z niego i wychodził prawie do samego końca. Ciasny tunel
przyjemnie się na nim zakleszczał. Silne pięty wbijały się w
jego pośladki. Z początku ich ruchy, bo Randy w żadnym wypadku nie
pozostawał bierny, były chaotyczne i nie potrafił się zgrać ze
sobą, ale po kilku pierwszych minutach unormowali je i już
poruszali się zgodnie ze sobą. Po całym pomieszczeniu latały
niekontrolowane westchnienia, jęki, błaganie o więcej i ciche
zapewnienia, że więcej z pewnością będzie.
- Nyy...
szybciej, Dee... Chce już... dojść- wysapał prosto w jego usta.
- Randy,
wiem...Ja też
Słyszał
swoje imię w ustach Randy'ego nie raz, lecz teraz ono nabierało
takiej mocy, że czuł jakby mógł zrobić wszystko. Słyszał je
podczas stosunku z nim i było tak fantastycznie wypowiadane, z takim
błaganiem, że w jego sercu rozlewało się ciepło. Podczas całego
aktu starał się zapamiętać jak, w jaki sposób, gdzie lubi być
dotykany McLane, i chyba mógł stwierdzić, że w czasie jednej nocy
dużo się dowiedział. Zawsze zastanawiał się jaki jest ten
mężczyzna w łóżku. Gorący i bardzo chętny.
Wbijał
swojego kutasa w jego tyłek szybko, mocno nie przestając pieścić
go w innych miejscach. Czują w końcu, że nie może wiecznie
balansować na granicy orgazmu pochwycił w dłoń napuchniętego
członka szatyna i zaczął poruszać po nim ręką w takt swoich
pchnięć kierując ich obu na szczyt. Spostrzegł jak Randy wijąc
się w rozkoszy i biegnąc ku satysfakcjonującemu spełnieniu drapie
i wbija paznokcie w panele na podłodze, wygina się w łuk, mocno
odchyla głowę do tyłu i wytryskuje w końcu spermą na ich brzuchy
i klatki piersiowe. On za to czując jak odbyt zaciska się nie nim
jak imadło, zmienił pchnięcia na szybkie i płytkie intensywnie
dochodząc głęboko w jego wnętrzu. Nawet po spuszczeniu poruszał
się w nim jeszcze chwilę. Później zamroczony niesamowitymi
doznaniami opadł wykończony na spocone, podobnie jak jego, ciało.
Obaj oddychali głośno dochodząc powoli do siebie. Nie liczyło się
dla nich, że leżą na podłodze, że się pobrudzeni nasieniem.
Jedyne co się teraz mogło liczyć to bliskość i wspomnienia,
które ze sobą dzielą.
Miękki
członek sam się wysunął i opuścił ciało kochanka. Zaraz z jego
wnętrza zaczęła wyciekać biała maź, a on na to odczucie
gwałtownie się zarumienił.
Nogi
mężczyzny jednak nie puszczały jego bioder. Zamiast tego poczuł
ja wyciąga na przód ręce i obejmuje nimi jego plecy. On wsunął
swoje pod ramiona Rana i położył głowę przy szyi, i obaj trwali
dłuższą chwilę w tym uścisku nie odzywając się. W
pomieszczeniu unosiły się tylko ich miarowe oddechy.
- Kocham
cię, Dee.
- Randy, ja
ciebie też.
~*~
Otworzył
powoli oczy, doznając niemiłosiernego i rozsadzającego bólu
czaszki. W ustach czuł pustynię, a w głowie się kręciło.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczył był biały sufit. Na razie nie
zamierzał zmieniać obiektu zainteresowania dopóki jego oczy się
nie przyzwyczają. Leżąc tak bez ruchu zastanawiał się gdzie
właściwie jest. Ostatnie co pamięta to popijawę w tym barze
niedaleko mieszkania przyjaciela, a później kompletna pustka. Co on
robił jak się uchlał? Miał tylko nadzieję, że nie zrobił nic
głupiego. No i że nikt nie dosypał mu niczego do wódki. Jeśli
znów odwalił jakiś numer, to począwszy od dzisiaj nigdy więcej
nie pije. Nagle poczuł jak jego skóra zaczyna piec w kilku
miejscach. Poszukał opuszkami palców tych miejsc nie podnosząc się
na razie. Dziwne. Naprawdę zaczął się zastanawiać co zrobił
zeszłej nocy. Raptem, jak na zawołanie do jego umysłu zaczęły
docierać pewne obrazki, ale nie po kolei, tylko chaotycznie i nie
zrozumiale dla niego. Głowa pulsowała mu coraz bardziej, chętnie
by się też czegoś napił, ale tak mu się nie chce wstawać.
- Matko...-
jęknął.- Aż mi się nie chce wierzyć w ten chory sen. Był
realistyczny jak cholera.
- Opowiesz
mi o nim?- doszedł go czyjś rozbawiony głos, a on zapominając o
bólu głowy poderwał się z łóżka i szukał wzrokiem jego
właściciela. Jednak szybko przypomniał sobie, że wypił za dużo
i jest mu niedobrze.
Usilnie
powstrzymywał się, żeby nie zwymiotować. Nie chce tak powitać
nowego dnia, zwłaszcza, że jest nie w swoim domu. Tak, tylko kogo?
Kontrolując
swoje ruchy i wykonując je powoli i spokojnie nadal będąc zakrytym
kołdrą, odwrócił się w stronę gospodarza, u którego zalega
zajmując łóżko. Myślał, że ma przywidzenia. Przed nim, w
sportowych spodniach, rozciągniętej, granatowej koszulce na krótki
rękaw z kubkiem w dłoni stał nie kto inny jak Randy. Wprost nie
wierzy. Wytrzeszczył oczy, które prawie wyleciały z orbit, a
szczęka trzasnęła o ziemię. To jest kolejny sen, czy on wciąż
śni? Przecież się pokłócili. McLane w kawiarni jasno dał mu do
zrozumienia, że między nimi nic nigdy nie będzie. Z resztą, jak
on się tu znalazł? O własnych siłach to by nie przyszedł, za
dużo w siebie wlał.
Przyjaciel
podszedł do niego i podał mu trzymany, kubek i nakazał wypić to
co jest w nim przygotowane. Zrobił więc to domyślając się, że
nie tylko zaspokoi pragnienie, ale jest to też jakiś płyn
wzmacniający.
- Już
kolejny raz pokazałeś, że nie powinieneś pić alkoholi. Nie
służą ci- prychnął najwyraźniej rozbawiony jego marnym stanem.
- Dobra,
dobra. Ty mało pijesz, więc nie widzisz jakie to fajne- fajne
zapewne.
- Ja
przynajmniej nie upijam się do nieprzytomności, tak jak ty. I
lepiej podziękuj za moje dobre serce, bo przez ciebie musiałem
wziąć wolne w pracy.
- Co?
- Ktoś
chyba musiał cię zabrać z tego głupiego baru i przywlec tu,
nie?- stanął w rozkroku i podparł się w boki.- Nikt nie mógł
się do ciebie dodzwonić całą noc. Ja i twoi rodzice się
martwiliśmy, jak cię tu przywiozłem to od razu dałem im znać,
że z tobą wszystko dobrze. A dziś rano poinformowałem
przełożonego, że zdarzył mi się nagły wypadek i z pewnego
powodu nie mogę przyjechać do pracy. Odtrącą mi to z pensji,
wiesz?
-
Przepraszam cię- podrapał się z załopotaniem po karku.- Wiesz,
że nie chciałem. Poza tym, teraz mi jest jakoś niezręcznie z
tobą gadać, przez to co się stało w Gwiazdce. Chyba oczekiwałem
zbyt wiele- spuścił wzrok na trzymany w dłoni kubek.
~*~
A jednak
Dee jest idiotą, pomyślał. Od dziś, jeśli choćby pomyśli o
wódce to on już mu ją wybije z głowy na dobre. Czy można się
upić aż tak bardzo, żeby nie pamiętać co się robiło zaledwie
kilka godzin temu?
W pierw
myślał, że Laytner się z nim zgrywa, udaje, ale on naprawdę nie
pamięta, że zeszłej nocy się kochali. On wyznał mu miłość, a
Dee tego nie pamięta! Po prostu nie wierzy! Raptownie zaczęło się
w nim gotować, a ciśnienie mu się podnosiło. Wczoraj przeżył
najlepszy stosunek w życiu! Jeszcze nikt go nie dotykał w ten
sposób co mężczyzna, na którego właśnie patrzył. Z taką
wielką miłością i czułością! Nawet teraz czuje na swoim ciele
jego dłonie, gorący język! A ten drań nic nie pamięta! Nawet
jeśli, to nie zaprzeczy, że to się nie stało!
Ta noc była
niesamowita. Rano gdy się obudził obok Laytnera pragnął powtórzyć
ją jeszcze miliony razy, zapragnął, tak jak dzisiaj obudzić się
obok niego w łóżku. Gdy to zrobił przez dłuższą chwilę
przyglądał się jego śpiącej twarzy, która wyglądała bardzo
pociągająco. Głaskał go po miękkich, lśniących włosach,
policzku i obiecał sobie, że już więcej nie będzie uciekał od
jego oraz swoich uczuć. Taka noc była mu potrzebna by zrozumieć co
sam czuje. A teraz miałby go stracić? Po jego trupie! Przysiągł
sobie być z nim zawsze szczery, tak jak to było do tej pory.
Przecież nawet jeśli zaczęliby się spotykać, to nie musi zaraz
znaczyć, że on straci przyjaciela. Przyjaciel nadal będzie a tylko
zyska na tym partnera.
Ból w
sercu jest nieznośny, więc to Dee czuł gdy ja go ciągle
odtrącałem, racja? Cholera, ja miałbym się poddać? Teraz?
Zdradził moje zaufanie po akcji a Crowe, ale w końcu go kocham.
Wybaczyłem mu już ten wyskok. A on wybaczy mi moje zachowanie?
Nawet jeśli w przyszłości miałby mi zrobić podobną rzecz to i
tak chcę z nim być. Ale wątpię czy zrobiłby coś takiego. W
końcu kocha mnie od lat. Już nie mam się czego bać. Obawy odeszły
gdy Dee wziął mnie w ramiona.
A poza tym,
czy on nie umie kojarzyć faktów? Gdyby tylko spojrzał na siebie w
lustrze i zobaczyłby te malinki, nawet teraz leżąc w łóżku jest
nagi. Tak jak on był gdy kładł się razem z nim spać. Nawet się
nie kąpali, byli za bardzo zmęczeni, wytarli się tylko
chusteczkami nawilżającymi i poszli się położyć. On wziął
prysznic rano, bo w jego tyłku zaschnięta sperma nie była jakimś
specjalnie miłym uczuciem, ale dało się przeżyć. Gorzej było z
tym uczuciem rozciągnięcia i napierania czegoś. W życiu by się
nie spodziewał, że Dee ma taki sprzęt. Dalej go trochę tyłek
boli. Teraz stał jak kołek gapiąc się na tego mężczyznę. Zaraz
coś go trafi. Co ma mu powiedzieć albo raczej jak mu to powiedzieć?
Przecież nie uwierzy albo co gorsza pomyśli, że był seks z
litości. Może poczeka i coś wymyśli?
- Idź się
umyć, śmierdzisz wódą- wczoraj jakoś mu to nie przeszkadzało
gdy się z nim całował, ale powiedział to po czym poszedł do
kuchni przygotować coś do jedzenia, chociaż wątpił, żeby
żołądek Laytnera miał na cokolwiek ochotę.
- A tak
właściwie gdzie są moje ubrania i czemu jestem goły?- zapytał
gdy zdał sobie sprawę, że nie ma nawet bielizny.
- Sam się
wczoraj rozbierałeś, poszukaj sobie- przecież nie skłamał. Dee
sam się pozbył swoich spodni, chciał mu z tym pomóc, ale został
popchnięty na podłogę. Dobrze, że nie miał od niej podrapanych
pleców. Za to trochę teraz żałował, że nie dane mu było
podrapać pleców Laytnera, ale wszystko przed nimi, jeszcze zdąży
to zrobić.
Sam się
rozebrał? Do naga? Był aż tak pijany i tego nie pamięta? Znaczy,
coś mu tam świta, jak zdejmuje spodnie, ale robiąc to ma przez
sobą rozłożone nogi Randy'ego, więc to musiało mu się przyśnić.
Dał sobie spokój z szukaniem odzieży. Odstawiwszy opróżniony
kubek na szafkę nocną wstał i podreptał, podtrzymując się
ściany, do łazienki. Wszedł pod prysznic zamykając kabinę i
puścił letnią wodę, która szybko go otrzeźwiła, kiedy był już
wystarczająco zziębnięty uregulował kurki. Nagle usłyszał
pukanie i jak drzwi do łazienki się otwierają. Przez, jeszcze nie
zaparowane szyby kabiny zobaczył rozbierającego się Rana.
- Hej, co
ty odwalasz?- zapytał gdy kabina została otworzona przez
mężczyznę.
- Chcę się
z tobą wykąpać, kochanie- powiedział rozbawionym głosem, co z
tego, że już to robił?
- Czekaj,
nie rozumiem cię- to dopiero teraz miał pustkę w głowie. McLane
specjalnie go drażni czy co?!
Spostrzegł,
że Randy wchodzi do kabiny i zaraz ją zamyka. Odsunął się pod
samą ścinę odtykając zimnych kafelków, aż nim wstrząsnęło.
Mężczyzna odwrócił się w jego stronę. Spotkali się twarzą w
twarz. Widział jak woda spływa po jego głowie i ciele. Serce
niebezpiecznie przyspieszyło. Oderwał intensywny i zaskoczony wzrok
od jego uśmiechniętej twarzy i przeniósł go na ciało, które
było pokryte czerwonymi plamkami. Na torsie i brzuchu była ich cała
masa. Nie potrafił przestać się na nie patrzeć. Czyżby...
- Nie martw
się, ciebie też sobie oznaczyłem- przejechał palcem wskazującym
szyję i obojczyki.
Przysunął
się bliżej niego tak, że prawie dotykali się torsami. Ignorując
lecącą wodę zarzucił mu ręce na szyję i pocałował tak jak Dee
jego zeszłej nocy, odbierając mu oddech i pobudzając zmysły.
Po jego
kręgosłupie przeszedł dreszcz ekscytacji. Miał ochotę skakać z
radości. Więc ten piękny sen to wcale nie sen. To co się
wydarzyło, co widział myśląc, iż to mara, było prawdą. Jest
najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Teraz już nie chce
niczego. Po prostu być przy ukochanym, którego również mocno
objął obawiając się, że zaraz może zniknąć. To było tak
cudowne uczucie, że aż wręcz nierealne.
- Jednak
warto było czekać- wydusił w końcu.
- Przeze
mnie i mój głupi strach czekałeś za długo.
- Czego się
bałeś? Nie skrzywdziłbym osoby, którą kocham.
- Bałem
się, że pewnego dnia stanie się coś i mnie zostawisz tak jak
każdy poprzedni.
- Nie
jestem jak goście, z którymi się zadawałeś. Byłbym w stanie
czekać na ciebie wieczność. Kocham cię, jesteś całym moim
światem.
- Ja też
cię kocham, Dee- ponownie złączyli się w pieszczocie warg.- Ale
następny raz ma być w łóżku, i to ja będę posuwał ciebie, bo
chyba zapomniałeś jakie to niesamowite uczucie- w odpowiedzi
usłyszał jak sobie życzysz poprzedzone cichym śmiechem.
~*~
Kilka minut
temu wyszli spod prysznica. Laytner odnalazł swoje ubrania, które
McLane z samego rana poskładał i włożył do szafki. Obaj leżeli
właśnie na łóżku oglądając powtórkę jakiegoś hitu kinowego,
który leciał kilka dni temu. Za plecami miał przyklejonego do
siebie Randy'ego, który podpierał się na dłoni by dojrzeć ekran
telewizora. Usłyszał jak kochanek przyznaje, iż te święta nie
były takie złe jak ich początek mógł na to wskazywać.
Przytaknął mu, bo faktycznie sam ich początek nie był zbyt
przyjemny, na szczęście jakoś wszystko odwróciła się na ich
korzyść.
Poczuł jak
partner, uwielbiał tak o nim mówić, kładzie dłoń na jego włosy
i przeczesuje je palcami. Wczepiał je w czarne kudełki i od czasu
do czasu delikatnie pociągnął.
- Ran-
powiedział nie odrywając wzroku z telewizora.
- Hm?
- Może nie
pamiętam wszystkiego dokładnie, ale to akurat zapadło mi w
pamięć. Kiedy się kochaliśmy i chciałem cię na siebie
przygotować ty byłeś już mokry. Zaplanowałeś to i zrobiłeś
sobie wcześniej palcówkę?
- Zamknij
się- pacnął go w głowę- wcale nie musiałeś tego mówić.
Odwrócił
się na drugi bok by znaleźć się z McLane'm twarzą w twarz.
Ujrzał ogniste rumieńce i patrzące na niego wściekłe kasztanowe
oczy. Cmoknął go szybko w usta i zaśmiał się gdy mężczyzna
chciał go zrzucić z łóżka.
- Nigdy
więcej mnie o to nie pytaj, bo pożałujesz- warknął.
- Oj nie
złość się, tylko następnym razem daj mi zobaczyć ten
pociągający obrazek- uchylił się gdy poduszka przypadkiem
wyleciała z rąk szatyna i chciała go zaatakować.
- Następnym
razem to ty będziesz się wił pode mną. Gdy jeszcze się
kąpaliśmy zgodziłeś się.
- I
dotrzymam słowa, kochanie.
- No ja
myślę. Zastanawiam się jak zareaguje reszta gdy się dowie. Kiedy
im powiemy?
- Pewnie
nic nie będziemy musieli mówić, bo sami to zobaczą. Już słyszę
słowa Samy.
- „A nie
mówiłam”- powiedzieli równocześnie imitując głos kobiety.
- Ale
przynajmniej tym razem nie będzie mi suszyć głowy, że jestem
idiotą, bo związałem się z jakimś dupkiem.
- Myślę,
że mnie przy twoim boku zaakceptuje.
Nagle obaj
usłyszeli dzwoniący telefon należący do McLane'a. Z niemałym
trudem odsunął się od kochanka, wyszedł z łóżka i odszukał
grający telefon. Spojrzał na wyświetlacz i uśmiechnął się
wrednie.
- O wilku
mowa. Siema. Mam nadzieję, że dzwonisz, aby mnie przeprosić za to
jak mnie wczoraj opierdoliłaś z góry na dół.
- Tylko
dlatego, że Derek mi kazał. No w dalszym ciągu jesteśmy
przyjaciółmi- dodała po chwili.
- To
zabolało. Ale nie gniewam się. Może spotkamy się na przyszły
weekend? Wtedy wszyscy będą mieli wolne.
- Dobry
pomysł. Może wtedy pogodzicie się z Dee.
- Już to
zrobiliśmy- mówił patrząc na mężczyznę.
Porozmawiali
jeszcze chwilę i rozłączyli się. Odłożywszy komórkę usiadł
na rogu łóżka i nie wiele myśląc zaproponował, żeby Laytner z
nim zamieszkał. Już drugi raz to robił i miał nadzieję, że tym
razem jego propozycja nie zostanie odrzucona, bo się wkurzy.
- Znajdzie
się tu dla mnie miejsce?
- Dla
ciebie zawsze. Naprawdę już nie mogę się doczekać miny Riggs, a
muszę poczekać jeszcze z cztery dni. A swoją drogą zauważyłeś,
że Tony w obecności Cassidy coraz rzadziej skupia się na swoim
telefonie?
- Dał się
usadzić przyszłej żonie. Ale to mu wyjdzie na dobre. Chodź do
mnie- wyciągnął ręce i porwał Randy'ego w swoje ramiona. Z
których nigdy go nie wypuści.
Obaj
zgodnie uznali, że między nimi wcale nie musi się nic zmieniać.
Są po prostu długoletnimi przyjaciółmi, których łączy wzajemna
miłość. Przekomarzać będą się jak zawsze, ale jak szybko się
pokłócą tak szybko się pogodzą. Znają siebie lepiej niż
ktokolwiek inny, więc ze wszystkim dadzą sobie radę. Oni wszyscy
mają siebie i to jest najważniejsze. By mieć tą szczególną dla
siebie osobę. W ich przypadku trochę trwało zanim w pełni mogli
zacząć cieszyć się sobą. Ale jak i Dee tak i Randy wierzą, że
nie bez przyczyny kilkanaście lat tamu los postawił ich na swojej
drodze.
~* KONIEC *~
Fantastyczne opowiadanie. Przeczytałam od razu całość. Lekko piszesz. :-)
OdpowiedzUsuńNie było mnie jakiś czas, ale dziś skończyłam to opowiadanie... Przepiękna Perełka:D
OdpowiedzUsuńCudowne zakończenie :)
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Opowiadanie jest fantastyczne. Jedyne co mi się nie podobało to noc Dee i Ashtona (chętnie zabiłabym tego drugiego). Polubiłam wszystkich bohaterów, ale najbardziej to chyba Dee :D Cudowny facet.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością czytało się jak w końcu Dee i Randy zostali parą. Przeszli wiele i w ostatnich rozdziałach miałam chęć przytulenia każdego z nich i "podarowania" kopniaka w zad za nieogarnianie sytuacji (to ostatnie to z rezerwacją dla Rana).
Było naprawdę miło przeczytać historię miłości obu panów. Piękne dzięki za podzielenie się nią ;)
Życzę weny do dalszych prac.
Uroczyście kończąc,
Pozdrawiam :-)
Hej,
OdpowiedzUsuńwięc to nie był sen, çbjak Rendy się wkurzał, że Dee mysli wciąż, że nic się nie zmieniło między nimi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia